środa, 20 kwietnia 2016

Pierwsze urodziny bloga :*



A zaczęło się tak spokojnie. 20 kwietnia 2015 r. Byłam chora, pomysł jako taki, krążył po mojej głowie już od dwóch miesięcy. Napisałam pierwszy rozdział, ale od razu usnęłam, bo mi się w ogóle nie spodobał. Spróbowałam drugi raz i potem już poszło, Prolog, pierwszy rozdział, drugi, czwarty, dziesiąty, trzydziesty, czterdziesty piąty...

Nie spodziewałam się, że zajdę tak daleko. To już rok! Rok mojej pracy na tym blogu, rok tego opowiadania. Jestem strasznie podekscytowana tym, że udało mi się. Udało mi się wreszcie napisać, coś dobrego, coś, co czytelnicy będą chętnie czytać, coś, co będzie dla mnie wspaniałą przygodą i wspomnieniem na długie lata. 


Oczywiście, skoro to urodziny, warto by było komuś podziękować.


Z tego miejsca, pierwszorzędnie mogę podziękować Cressidzie Cowell, za utworzenie serii "Jak wytresować sobie smoka". Co prawda, wzorowałam się na filmie, ale na podstawie czegoś DreamWorks wyprodukowało ten film. 
(Jedyną rzeczą skłaniającą mnie, żeby ona była na drugim miejscu jest brak Astrid w książkach oraz koniec smoków w ostatniej części)

Wytwórni DreamWorks Animation, za wyprodukowanie całej serii "Jak wytresować smoka". Wspaniała praca, który powinna być bardziej doceniona, ale liczy się to, że miliony osób, kochają ten film. Co z tego, że nie mamy Oscara. Wszyscy i tak wiedzą jak jest. 
(Przynajmniej mamy Złotego Globa :*)

Zaraz po wytwórni, z całego serca dziękuję Dean'owi DeBlois'owi, który postanowił przenieść świat Czkawki i smoków na duży ekran. Stokrotne podziękowania za to, czego dokonał. Utworzył wspaniałą opowieść - najlepszą moim skromnym zdaniem. 
Zabawne jest to, że mój ulubiony reżyser ma urodziny tego samego dnia, co ja! Tyle, że 31 lat starszy ode mnie, ale ważne, że ten sam dzień :D

Również podziękowania należą się Chris'owi Sanders'owi (reżyser, scenarzysta, producent wykonawczy), Bonnie Arnold (producent), Tim'owi Jonson'owi (reżyser, animator) i innym.

Wielkie pokłony dla mojego mistrza muzyki, John'a Powell'a, który stworzył przepiękną, wzruszającą i najcudowniejszą ścieżkę dźwiękową do wszystkich filmów.

No i jeszcze nie można zapomnieć o tych osobach, które zajmowały się rysowaniem tej animacji, tworzeniem postaci.Wiadomo, że to pracochłonna, ale niezwykle efektowna praca, więc im wszystkim szczerze dziękuję, bo naprawdę odwalili kawał dobrej roboty.



Na koniec, podziękuję tym wszystkim, którzy dali wydźwięk tym postaciom. Chodzi mi o fantastyczną obsadę, w której w skład wchodzą:

Jay Baruchel - Czkawka Horrendous Haddock III
Randy Thom - Szczerbatek 
Gerard Butler - Stoik Ważki 
Cate Blanchett - Valka Haddock
Craig Ferguson - Pyskacz Gbur
America Ferrera - Astrid Hofferson
Jonah Hill - Sączysmark Jorgenson 
Christopher Mintz-Plasse - Śledzik Ingerman
Kristen Wiig - Szpadka Thorston
T.J. Miller - Mieczyk Thorston
Djimon Hounsou - Drago Krwawdoń
Kit Harington - Eret syn Ereta

To, osoby, które stworzyły tę piękną historię, na której podstawie powstał ten blog!
Jeśli nie chcecie, nie musicie tego czytać, ale bez tego filmu, pewnie by mnie tutaj nie było. Nie pisałabym nic, byłabym taka jak wcześniej. A dzięki blogowaniu, dzięki tej historii odkryłam swoją pasję. To, co kocham, co jest częścią mojego życia :) :*



Na już definitywny koniec tego posta, ogromnie dziękuję WAM, kochani czytelnicy, bo tylko dzięki Waszemu wsparciu nadal mam siłę pisać, chcę dalej to ciągnąć. Jesteście świetni, podziwiam Was, że jesteście już tyle ze mną, choć niektórzy nie ukazują się poprzez komentarze. Ale to nic, ja i tak Was widzę! <3 



Co z tego, że cały post, to pierdzielenie o niczym. Mogę, mam urodziny <3 

~ SuperHero *.*

sobota, 16 kwietnia 2016

45. Wolność strachem wyroku.



    "Uderzenie. Słaby punkt. Zduszony szloch. Kpiące spojrzenie. Cisza rozlewająca się po przestrzeni. Jedna łza, jedno zrozumiane spojrzenie, jedna chęć do walki"
Nie czułem się dobrze, w ogóle nie odpowiadało mi to, co się dzieje. Zachwiałem się na nodze, potrzymałem się głowy przyjaciela. Poczułem ukłucie w protezie i wbijające się metalowe części do nogi. Zagryzłem zęby silno, nie dając mu świadomości, że wygrał. Jeszcze nie teraz, nie w tym życiu. Nie dopóki oddycham.  
    Jego dłonie zacisnęły się w pięści niemal automatycznie, gdy mnie zobaczył. Nie miałem dostatecznej pewności, ale mogę raczej powiedzieć, że dosłownie, jego ręce zmieniły kolor na biały. Złość wręcz kipiała z niego. Posłałem mu cwaniacki uśmieszek, wskakując na grzbiet przyjaciela. Jak tylko Szczerbatek poczuł, że siedzę w siodle, skoczył mocno do góry, plazmą przebijając sufit. Bez mrugnięcia okiem, zamachnął się potężnymi, choć nadal zranionymi, skrzydłami i poszybowaliśmy do góry, unikając pułapek Dragusia.
    Zaśmiałem się, unosząc ręce do góry. Dziękowałem Odynowi za przyjaciela. No bo, za kogo mógłbym dziękować?


*Narrator*
    Smoczy Jeździec czmychnął powstałą dziurą, zwinnie unikając strzał Krwawdonia. Mężczyzna z nienawiścią w oczach, patrzył na oddalający się czarny punkt na niebie. Miał go już serdecznie dość, lecz wiedział, że póki co, nie może go zabić. Choć bardzo by chciał, nie może. Musi się przecież dowiedzieć, jak on to zrobił. Jak sprawił, że każdy smok może być mu posłuszny, bez zawahania broniąc go lub oddając za niego życie. Nie rozumiał tego, lecz był pewny, że musi to wiedzieć.
    Skierował swe kroki do więzień, gdy zobaczył na ziemi, brudną, pomiętą kartkę. Zdziwiony podniósł ją, a gdy przeczytał zawartość, jego twarz rozświetlił uśmiech.
- Ta porażka, może być następczynią wielu zwycięstw – mruknął do siebie, idąc do swojej komnaty. W głowie rodził mu się, zaiste plan doskonały. Potrzebował trochę czasu na zrealizowanie go, ale nie obawiał się. Warto było czekać.


*Berk/Narrator*
    Na wyspie wstawał dzień. Promienne, złociste słońce wychylało się zza horyzontu, rzucając nikłe plamy na najwyższe klify Berk. Spokojnie wznosiło się ku górze, zapowiadając dość ciepły dzień, bez uciążliwych dreszczów, które zdążyły już znudzić Wandali. Kłębiaste chmury leniwie przesuwały się po jeszcze jasnoniebieskim niebie, jakby w ogóle zaniechały wszelkich chęci do płynnych ruchów. Potężne połacie zielonych lasów zaszumiały głośno pod wpływem wiosennego, ciepłego wiatru, a każda mała roślinka wyginała się ku słońcu. Ptaki ćwierkały już swoje miłe dla ucha melodie, fruwając, po dobrzej im znanej, okolicy. Dzikie zwierzęta wychodziły ze swoich nor i jaskiń, lecz tylko po to, żeby po chwili, ponownie tam wrócić. Zapowiadał się naprawdę leniwy dzień.
    Mimo, że przyroda wolno się budziła, wikingowie w wiosce już od dawna byli na nogach. Żywo brali się do swoich robót, rozmawiali i podziwiali piękno ich wyspy. Malutkie dzieci wychodziły z domów wraz z matkami, żeby móc się pobawić, a kobiety w tym czasie, szły po wodę lub do Flegmy po świeże warzywa i zioła. Rybacy zabierali potężne sieci, szykując się do połowów, a inni zabierali narzędzia do pracy w polu. Osada tętniła życiem, radością i spokojem, czego nie można było powiedzieć o pewnej wojowniczce.
    Astrid również nie spała. Nie mogła spać, gdy jeszcze tego samego dnia, o zachodzie słońca, miała wypłynąć na nieznaną jej wyspę w celu ożenku z Dagurem. Siedziała na parapecie przyglądając się pracy wikingów i malowniczej krainie, w jakiej dane jej było mieszkać od urodzenia.
    Kochała Berk. Naprawdę kochała miejsce, w którym przyszła na świat. Nienawidziła tylko ludzi. Oni z uśmiechami na ustach, przechodzili obok siebie, mijali się na placu lub rozmawiali. Nie przejmowali się tym, że będzie spokój na wyspie, tylko dzięki niej. Dzięki temu, że poświęci swoje szczęście, wychodząc za Dagura Szalonego. Nie obchodziło ich to, jak się teraz czuje, gdy za niespełna kilka godzin, ma na zawsze opuścić ukochany dom. Wszystkich przyjaciół, rodziców. Miała przekreślić w tym dniu całe swoje życie, tylko dla ich świętego spokoju i braku wojny.
    Niby zawsze na, co dzień była Nieustraszoną Astrid Hofferson. To teraz, była bezsilna. Niemoc, smutek i strach odbierał jej silną wolę, odbierał z niej chęć do życia. Blada twarz oraz podkrążone oczy mówiły same za siebie. Nie miała siły nawet płakać. Wyschnięte łzy tworzyły na jej policzkach, przeźroczystą, wzorzystą siateczkę. Brakowało jej najbardziej wsparcia czyjeś osoby, lecz wszystkich odtrącała. Mimo, że chciałaby, by ktoś ją po prostu przytulił, nie mówiąc ani słowa, to zamykała się na innych, nie dopuszczała do siebie nikogo.
    Przyjaciele próbowali z nią porozmawiać, pocieszyć, wesprzeć. Niestety ona nie chciała ich widzieć. Nie mogła na nich tak po prostu spojrzeć i powiedzieć: Już nigdy więcej się nie zobaczymy bo wyjeżdżam na obcą wyspę. Miło było was poznać. Serce łamało jej się za każdym razem, gdy widziała przez okno, jak czwórka smutnych, młodych wikingów, odchodziła od jej domu. Szpadka nawet kilka razy siłą wdarła się do pokoju przyjaciółki, lecz zawsze spotykała się z tą samą, chłodną prośbą: Wyjdź.
    Ogarnęła wzrokiem swój mały, ale przytulny pokój. Niewielkie łóżko przy drzwiach, zaścielane oliwkową narzutą z dwoma poduszkami w kolorze lawendy. Półka z książkami i małym niebieskim Śmiertnikiem, po drugiej stronie ściany, dębowe biurko stojące obok okna z porozwalanymi notatkami Czkawki i jego pamiętnikiem. Ze świeżymi łzami w oczach, sięgnęła po czarny notatnik, otwierając na przypadkowej stronie. Zaczęła czytać, mimowolnie z lekkim uśmiechem na ustach.

    "24 dzień po pełni księżyca, koniec miesiąca.
Brakuje mi chęci do życia. Mimo, iż jest Szczerbatek, to cała osada, ludzie, wódz. Życie tutaj mnie przytłacza. Chciałbym się wzbić daleko i odlecieć poza krawędź świata. Nie myśleć o tym, co zostawiam na ziemi, bo wprawdzie nie zostawiam niczego. Nic mnie tu nie trzyma. Tylko tam, w chmurach, mam swój dom, tylko tam mam szansę na prawdziwe życie. TYLKO TAM MOGĘ ŻYĆ.
Ostatnio nie mogę dokonać wszelkich końcowych usprawnień. Zawsze coś mi przeszkadza. To banda Smarka, to wódz, to Pyskacz, pracujący do późna w nocy. A tak chciałbym już przetestować te siodło. Szczerbatek się już nie może doczekać, tak samo jak ja. Mam nadzieję, że wreszcie dokończę to, co zacząłem i będziemy mogli się stąd wyrwać. Nie czekam na nic, jak tylko na ten dzień, gdy wreszcie opuszczę to okropne miejsce. Z uśmiechem na ustach, radością w sercu, szczęściem w oczach, losem we własnych rękach i z najlepszym przyjacielem u boku.

   Każda chwila jest ucieczką,
 każdy oddech – wybawieniem.
   Każda sekunda naszą wiecznością,
 każda chęć nikłą nadzieją.
   Ostania chwila nadejdzie niebawem,
 ostatni oddech przyjdzie niespodziewanie.
   Ostatnia sekunda wspólną śmiercią,
 ostatnia chęć radosnym uśmiechem.

    Dziewczyna zamknęła pamiętnik, zakrywając usta ręką. Wzrok jej się zamazywał przez nieustannie napływające łzy. Odłożyła rzecz na biurko, odchodząc tym samym od okna. Zerknęła jeszcze na tłoczny plac, po czym wróciła wzrokiem do pomieszczenia. Niechętnie podeszła do pustego kufra, który leżał przy jej łóżku. Czekał spokojnie, aż wreszcie blondynka wrzuci tam swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Miała tylko kilka godzin na spakowanie, a wiedziała, że z każdą rzeczą wiąże się inne wspomnienie. Odmienne od poprzedniego, wywołujące ból i większy smutek.
    Chwyciła najpierw do ręki ramkę z narysowanym portretem. Owy rysunek przedstawiał malutką Astrid, gdy stawiała swoje pierwsze kroki. Po latach dowiedziała się, że wtedy na Berk przebywał pewien malarz i postanowił narysować malutką blondyneczkę, jak zmierzała na swoich małych nóżkach do kuźni. Mimowolnie uśmiech przebłysnął jej przez usta. Z Berk związanych miała tyle wspaniałych wspomnień. Były też złe, ale zdecydowana większość to tylko i wyłącznie radosne wspomnienia z dzieciństwa. Miała kochających rodziców, którzy byli dla niej najważniejsi i którzy bez zastanowienia, skoczyliby za nią w ogień. Była wtedy najszczęśliwszą osobą na ziemi. Więc dlaczego nie teraz?
    Hofferson postanowiła jednak wszystko spakować szybko, nie rozczulając się nad żadną z rzeczy. Wiedziała, że nie będzie cierpiała, rozpamiętując stare czasy. Wszystko już minęło, zapisało się na kartach historii. Pozostawiło po sobie jedynie wspomnienia, głęboko zaryte w pamięci. Teraz przyszły nowe doświadczenia, nowe sytuacje, nowe niebezpieczeństwa i nowe życia, całkowicie inne od tego, jakie miało się dotychczas.
    Gdy skrzynia stała zamknięta przy drzwiach, na wyspie, słońce chyliło się ku zachodowi. Młoda Hofferson siedziała na łóżku, ubrana inaczej niż zwykle. Ciepłe kozaki, zastąpione były materiałowymi, krótkimi butami, a granatowe legginsy z nakolannikami, zastąpione kremowymi rajstopami. Brązowa spódnica z kolcami, zastąpiona dłuższą, granatową, bardziej uciętą z lewej strony. Niebieska koszulka, ustąpiła miejsce, szarej bluzce z ciut dłuższymi rękawami. Na wierzch miała zarzucony, zamiast metalowych naramienników i futrzanego kaptura, czerwony, ręcznie pleciony szal, który spokojnie zakrywał jej całe plecy i którego miała przepasanego przez ręce. Z włosów zdjęła brązową opaskę, a jedyne, co zostało niezmienione, to grzywka zaczesana na lewą stronę i zwykły warkocz, po tej samej stronie, opadający na ramię.
    Dziewczyna otarła łzy i wyszła przez okno na dach. Ostatnie miejsce, gdzie mogła pobyć sama ze sobą, pomyśleć, odciąć się od wszystkiego. Usiadła na drewnianym stropie, a włosami targał wieczorny wietrzyk. Zobaczyła, że przy porcie kilka osób szykowało łódź, która miała ją odtransportować na wyspę Berserków. U Dagura panowały inne zwyczaje niż na Berk, a tam panna młoda musiała przybyć sama, bez rodziny i jakichkolwiek osób z plemion, nawet wodza. W gronie drugiego plemienia, miała wziąć ślub, a ewentualne odwiedziny wodza, mogły być dopiero po uroczystości.
    Spojrzała w stronę nieba, które przy samym zenicie, nabierało granatowych barw, a gdzieniegdzie błyszczały maluteńkie gwiazdki. W miarę posuwania się do morza, niebo pozostawało jeszcze jasne, zaróżowione, mieszające się z złocisto-pomarańczowymi promieniami słońca. Świecąca gwiazda była już niedaleko tafli szafirowego morza, które groźnie rzucało swoimi falami o postrzępione klify wyspy. Duże bałwany piętrzyły się, by następnie zniknąć w chwili odpływu. Dziewczyna czuła, że szumiące morze, rozumie jej podły nastrój.
     Mimowolnie myśli jej powędrowały do tego Tajemniczego Smoczego Jeźdźca. Nie dane im było się pożegnać, nie dane im było zamienić jednego słowa. Nie mogli dostąpić tego czasu, na który czekali, żeby razem uciec w przestworza. Los okrutnie pozbawił ich tej możliwości, stawiające przed nimi przeszkody. Ciągle rzucał im kłody pod nogi. Lecz malutki płomień nadziei wciąż istniał. Jeszcze była szansa. Choć nikła, choć niemożliwa, choć nie mogąca się spełnić, to była. Astrid otarła gniewnie łzy, wyrzucając wszystko, nie sobie ani Jeźdźcowi, tylko życiu. Zostało jeszcze pół godziny do odpływu.
    Nie miała ochoty na pożegnanie. Nie miała nawet chęci, by podejść do rodziców i wykrzyczeć im, że marnują jej życie, już na zawsze. Wolała bez słowa wejść na pokład, wcześniej przytulając się do Pyskacza i ściskając dłoń Stoikowi. Przez ułamek sekundy zobaczyła w oczach wodza, oczy samego Czkawki. Zignorowała to szybko, choć nadal w spojrzeniu Haddock'a, widziała żal i smutek. On sam źle czuł się z tym, na co musiał spisać dziewczynę. Lecz, prawdę mówiąc, nie miał innego wyjścia.
    Blondynka nie miała wystarczająco siły, by podejść do przyjaciół. Przelotnie zawiesiła na nich swój niebieski wzrok, a oni tylko smutnie, spuścili głowy. Oczy zaszły mgłą, więc czym prędzej wskoczyła do łodzi, a wódz odepchnął drewniany transport od portu. Mężczyzna, z którym przyszło jej żeglować, okazał się Foremem, więc wiedziała, że wiking nie będzie jej przeszkadzał. Zeszła pod pokład, patrząc na niewielką kajutę, w której dane jej było spędzić jedną noc. Droga do Berserków zajmowała dwadzieścia cztery godziny, dlatego spokojnie dotrą do wyspy Szalonego, jak tylko nastanie świt.
    Położyła się na niedźwiedzim futrze, które służyło za łóżko i starała się, przyzwyczaić do kołyszącego się pływu łodzi. Odetchnęła głęboko, czekając aż zapadnie zmrok i będzie mogła zastąpić Forema przy sterze. To, że niedługo miała zostać żoną Dagura, nie przekreślało tego, że nadal była wojowniczką z klanu Wandali. Powiedzieli jej, że po jakimś czasie pokieruje łodzią, a droga nie była zbyt skomplikowana. Wystarczyło trzymać się obranego wcześniej kursu – czyli wschodu.
    Po około czterech godzinach Forem delikatnie zastukał w drzwi kajuty, by oznajmić blondynce o zmianie. Dziewczyna odruchowo przetarła ręką oczy, choć nie zmrużyła oka nawet na chwilę. Przeciągnęła się i wstała, wymieniając krótkie spojrzenia z wikingiem. Forem wszedł do drugiej kajuty, oprowadzając wojowniczkę wzrokiem, aż nie zniknęła mu na schodach, prowadzących na pokład. Z westchnieniem pokręcił głową, wchodząc do małego pomieszczenia i marząc tylko o odpoczynku.
    Astrid wdychała mroźne powietrze bardzo powoli, gdyż za bardzo drażniło ją w nozdrza. Morska bryza otulała jej ciało, a wiatr szczypał zaróżowione policzki. Potarła dłońmi o ramiona, podchodząc do steru przy drugim końcu łodzi. Chwyciła kawałek drewna, a wolną rękę mocno wepchnęła do kieszeni swetra. Było jej chłodno, ale wolała nie zaprzątać sobie głowy zimnem. Starała się go zignorować, nie obchodził ją.
    Przymknęła lekko oczy. Niespodziewanie poczuła ten zapach. Natychmiastowo je otworzyła. W cieniu mignęło szmaragdowe spojrzenie. Niemożliwe.
    Smok opierał się całym ciałem na prawej burcie, będąc jednocześnie podparciem dla swojego jeźdźca. Co prawda, łodzie Wandali nie były duże, ale jak się okazało, dały radę pomieścić łuskowatego gada. Brunet opierał się plecami o tułów przyjaciela, stojąc bokiem do blondynki. Głowę miał lekko opuszczoną w dół, a rdzawo-brązowa burza włosów, powiewała, groźnie szarpana przez wezbrany wiatr. Stali w cieniu, więc tym bardziej ciężko było ich dostrzec, dlatego Astrid musiała mrużyć oczy, żeby móc zobaczyć jego twarz. Widok, na który czekała od kilkunastu dniu.
    Czkawka westchnął lekko, prostując się. Stanął naprzeciw dziewczyny, wlepiając w nią przenikliwe spojrzenie. Zdziwił go odrobinę jej wygląd. Na pewno nie była ubrana, jak typowi Wandale z Berk. Coś musiało się wydarzyć. A on musiał wiedzieć co.
    Hofferson nie dowierzała własnym oczom, że on tu jest. Że naprawdę tutaj jest. Starała wbić sobie do głowy, że to tylko jakieś omamy lub chore halucynujcie, nie realny świat. Nie dopuszczała do siebie nadziei, że ją odnajdzie. Po odpłynięciu z wyspy, zaprzestała modlitw do Odyna, o znalezienie i ratunek przed straszliwym wyrokiem. Była pewna, że albo o niej zapomniał, albo dopiero wraca, albo, co gorsza, nie żyje. Jednak myliła się. Dotrzymał obietnicy.
    Haddock podszedł kilka kroków na przód, wychodząc tym samym z cienia. Szczerbatkowi nakazał, żeby został, tam gdzie stał. Szybkie przemieszczenie się Nocnej Furii po pokładzie mogło mieć przykre konsekwencje dla całej trójki. Więc lepiej jeśli, by nie narażali się odkryciem przez śpiącego wikinga pod pokładem. Astrid dalej stała w miejscu, wpatrując się w chłopaka. Czas dla niej jakby zwolnił.
- Nie cieszysz się? – zapytał brunet, dochodząc do blondynki. Uśmiechnął się delikatnie, a w świetle księżyca, jego zęby błyszczały śnieżnobiałym odcieniem. Wojowniczka miała ogromną ochotę go przytulić, ale niestety nie miała już wyjścia – Co się stało? – podjął ponownie, gdy zobaczył smutny wyraz twarzy Astrid. Bez problemu łatwo było dojrzeć, że coś gryzie dziewiętnastolatkę.
    Hofferson obróciła głowę od Czkawki, bo ponownie jej niebieskie spojrzenie, było pełne gorzkich łez. Zaszlochała cicho, trzymając się rękami o burtę łodzi. Po chwili jednak zdrętwiała delikatnie, gdyż ciepłe ramiona chłopaka oplotły jej kruche ciało. Brunet położył głowę na jej lewym ramieniu, czekając, aż wreszcie blondynka się odwróci. Gdy jednak tego nie zrobiła, sam szybko sprawił, że Astrid wtulała się zapłakaną twarzą, w jego ciemną koszulę.
- Już, spokojnie – mruczał cicho, głaszcząc złote włosy dziewczyny, by się uspokoiła. Przytulał ją mocno do siebie, nie mogąc dłużej patrzeć jak cierpi – Nie płacz. Wiesz, że tego nie lubię – powiedział weselszym tonem, mając nadzieję, że pocieszy wojowniczkę. Niestety wszystkie jego starania przynosiły ten sam efekt, czyli zerowy – Astrid… – zaczął znów, lecz cichy głos dziewczyny mu przerwał.
- Boję się – wymruczała, przecierając twarz. Spojrzała na jeźdźca, ze strachem w oczach. Ze strachem jakiego on jeszcze nie widział w jej dotychczas twardym, niedostępnym spojrzeniu. Czuł, że to musi być coś bardzo poważnego, skoro ona się bała.
- Nie martw się – odparł, zamiast pytania się o powód jej strachu. Przeczuwał, że to nie będzie dla niej łatwe. Wolał ją do tego przygotować – Jestem przy tobie…


~*~


SURPRISE #DragonsRiders <3 

~ SuperHero *.*

czwartek, 7 kwietnia 2016

Info + 600 + Hiccstrid

(tak, zdjęcie adekwatne do całej mojej sytuacji)


Czkawka i Astrid, wyrażają zdziwienie takie jakie Wy, na dalszy brak rozdziału -.-
  Wiem, że czekacie. Minęło więcej jak tydzień, ja to wiem. Postanowiłam napisać Wam tego posta, żeby powiedzieć, że rozdział pojawi się dopiero ok.18-20 kwietnia. Nie wcześniej, bo akurat w tych dniach, mam wolne, planuję wyjechać do babci i jeśli się uda, napiszę dla Was rozdział 45. Nie ma innej opcji, żebym nie napisała. Inaczej, możecie mnie zabić....
  Szkoła jak wiadomo, kartkówki i sprawdziany sypią się jak z rękawa, a ja nie mam czasu nawet spokojnie wyzdrowieć xD Myślę, że wybaczycie mi tą dłuższą nieobecność, ale obiecuję, że dostaniecie rekompensatę. I niespodziankę <3


  Weszłam dzisiaj na blogera, patrzę, a tu 600 komentarzy! Whoo Hoo, kochani, jesteście cudowni. Nie cały rok, a tu ponad pół tysiaka Waszych motywujących komentarzy! Nie wiem czy zasłużyłam sobie na takich wspaniałych czytelników. Kocham Was! 


  Dużo weny od Odyna i trzymajcie kciuki za mój projekt i grupę projektową, bo jakoś czarno to widzę ^^

~ SuperHero *.*


P.S. Działa już zakładka "Pytania do bohaterów" więc śmiało możecie zasypywać swoich ulubieńców masą pytań, bo myślę, że w takiej skomplikowanej historii, namnożyło się ich trochę :)