niedziela, 25 listopada 2018

PODZIĘKOWANIA


Ostatnia notka w tej książce.

zastanawiałam się co sobie włączyć, wypadło na to, więc włączać i czytać xD


Po tylu dniach ciężkich zmagań i pracy nareszcie nadszedł ten czas, aby Wam należycie podziękować. Chciałam wypisać tu Was wszystkich z nicków, ale wiem, że to niewykonalne, bo jest tu Was AŻ TAK WIELE za co szczerze i ogromnie dziękuję. Bez Was, waszych komentarzy i wsparcia nie dałabym rady. Nie mówię tu o samych początkach, bo to były czasy blogosfery, ale końcówkę tej książki pisałam na wattpada, jak i na bloga równocześnie, więc naprawdę przyczyniliście się w gigantycznym stopniu do tego, że zakończenie tej historii ujrzało światło dzienne.

Jestem tak pełna wdzięczności wobec Was, że nawet nie potrafię tego ująć w słowa. Moje serduszko skacze z radości, bo gdybym nie otrzymywała od Was masy uroczych i motywujących komentarzy, tej fali miłości i wsparcia dla przygód Smoczego Jeźdźca oraz tego poczucia, że tam gdzieś w internecie mam za sobą tak wielu wspaniałych ludzi, nie dałabym rady tego skończyć, ani w ogóle pisać. Jesteście moimi ukochanymi czytelnikami i naprawdę bardzo Wam dziękuję. Poświęciliście tyle czasu, aby czytać moje momentami nieudolne wypociny i jeszcze aby je skomentować! Jestem w pełnym podziwie dla Was! 

Teraz tak sobie myślę, że to nie ja, a WY jesteście MOIMI SUPERBOHATERAMI <3 Każdego dnia dodawaliście mi siły i chęci do dalszego pisania, nawet jeśli nawalałam z terminami, albo kiedy było kiepsko z weną. Zawsze byliście tutaj, gotowi, aby czekać miesiącami na rozdział. Jestem kompletnie wzruszona. 


Tak, chyba zacznę ryczeć.
ALE TO DLATEGO, ŻE TAK BARDZO WAS KOCHAM MOIMI CUDOWNI #DRAGONSRIDERS! 
Nigdy nie uda mi się dostatecznie wyrazić jak bardzo Wam dziękuję i jak cholernie jestem wdzięczna <3

KOCHAM WAS i naprawdę, naprawdę DZIĘKUJĘ WAM ZA WSZYSTKO! <3

~ SuperHero *-*

tak na pocieszenie



A teraz troszkę ogłoszeń, bo przy okazji mogę ^^

Wiele osób o to pytało (na wattpadzie), więc odpowiadam tu, żeby każdy widział

NIE BĘDZIE DRUGIEJ CZĘŚCI TEGO OPOWIADANIA

Dlaczego?
To chyba jest jasne, prawda? Czkawka zmarł (tak, to było zaplanowane od samego początku), Szczerbatek do niego dołączył (po upływie odpowiedniego czasu), wiadomo, wcześniej ochronili Berk, Meg została wodzem i naprawdę nie ma tu już czego dopowiadać. Historia od początku miała tylko "jeden tom" i w ogóle nie myślałam nad częściami. Szczerze powiem, że nie lubię pisać częściowych rzeczy xD 

Ale nie smućcie się, bo uwaga, uwaga, mam w planach kolejne dwa opka w świecie JWS, więc naprawdę nie będziecie narzekać na brak moich prac. Osobiście i oczywiście skromnie powiem, że owe historie będą jeszcze lepszej od tej, więc wyczekujcie! 

Jak długo?
Na razie chcę dopracować moje aktualne opka do końca jeszcze w tym roku (wczoraj napisałam ostatni rozdział na jedne vminy), w grudniu zająć się takim specjalnym projektem, więc tak wstępnie myślałam o styczniu 2019, ale to jeszcze NIC PEWNEGO. :) Oczywiście będę się śpieszyć, bo serio, te historie (a na pewno jedna, którą planuję od kilku lat) będą o niebo lepsze od tej, hihi ^^

mam zaciesz jak Szczerbo


I to chyba tyle. O nie, jeszcze nie.
To takie luźne, ale już od bardzo długiego czasu chodził mi po głowie pomysł, żeby napisać książkę z wyjaśnieniem całej tej historii. W niektórych rozdziałach były różne niedopowiedzenia, jakieś akcje między wierszami i dlatego tak sobie myślałam, żeby każdy rozdział zanalizować, dopowiedzieć co nie co i wyjaśnić. Oprócz tego mogłabym Wam opisać jak niektóre wątki miały wyglądać na początku, co się miało stać, albo jakieś jeszcze alternatywne zakończenia, well po prostu dajcie znać co myślicie, a ja sobie to będę jakby co powoli układać w głowie :)



Tak, teraz to już na sto pro koniec.
Naprawdę Wam dziękuję kochani <3


momentami trochę dziwny ten tekst, ale pisałam go przede wszystkim na wattpada, więc no xD

Blogosfero, to chyba pożegnanie. Zaczynałam stąd i idę dalej pełna wdzięczności.
DZIĘKUJĘ!

niedziela, 18 listopada 2018

Epilog. The Last.


"VALHALLA"


Odyn uśmiechnął się dobrodusznie, widząc nad brzegiem morza chłopaka i smoka.


    Czy ta historia wydarzyła się naprawdę? Czy legenda o Smoczym Jeźdźcu i Nocnej Furii była prawdziwa? Czy aby na pewno?
    To nie ma znaczenia.
    Albowiem każdy doskonale wie, że ta przyjaźń istniała.
    Chłopak i smok.
    Radosny śmiech i swego rodzaju smoczy rechot rozbrzmiały nad złotymi wodami Valhalli.
    Nierozłączni przyjaciele, którzy szybują razem pośród chmur.


~*~



to już naprawdę koniec
wow, ale jakoś tak dziwnie, serio
okay, wdech i wydech, i mogę to już napisać
SKOŃCZYŁAM TĘ KSIĄŻKĘ
wyczekujcie ostatniego postu z podziękowaniami gdzieś w tym tygodniu, bo chyba nie dam rady dzisiaj nic więcej powiedzieć, agh te emocje >//< chce mi się ryczeć :')

Epilog vol.5

"CZKAWKA"

Smok stał się moim najlepszym przyjacielem, a bogowie nadali mi imię "Smoczy Jeździec".


    Nareszcie czułem się wolny. Po tylu latach cierpień wreszcie zaznałem upragnionego spokoju.
    Niepewnym krokiem zbliżyłem się do leżącego czarnego smoka. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Szczerbatek – powiedziałem, mając łzy w oczach, a zaskoczony gad podniósł swój łepek – Tęskniłeś?
    Jego mordkę również ozdobił uśmiech.


~*~


tego miało nie być, ale skapnęłam się, że Czkawka po swojej śmierci nie odezwał się ani słowem, więc noo, taki trochę przypał xD
gif idealnie łączy przeszłość Szczerkawki i aktualny stan, bo żeby nie było, Czkawka nie zmartwychwstał (już nie) + to jest już po śmierci Szczerba, gdy spotkali się ponownie ^^
ten jeden jedyny raz wytłumaczę Wam sytuacje liryczną xD

Epilog vol.4

"SZCZERBATEK"

Mój najlepszy przyjaciel odstrzelił mi tylne skrzydło, więc ja odgryzłem mu nogę.


    Smok gładko wylądował na plaży. Był w domu. Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, a on położył się na wilgotnym piasku i czekał.
    Czekał na spotkanie z przyjacielem.


~*~


śmieje się z tej wypowiedzi Szczerba w sumie xD
przedostatni

Epilog vol.3

"MEG"

Smoczy Jeździec okazał się być moim starszym bratem.


    Kilka tygodni później Megarę zbudził głośny trzask. Wyskoczyła z łóżka, rejestrując zniknięcie Szczerbatka. Wybiegła z domu, dostrzegając przemykającą wśród chat Nocną Furię. Znalazła go na klifie, patrząc w stronę horyzontu.
    Serce jej się łamało, ale wiedziała, że musi to zrobić.
- Mordko – zaczęła, a gad spojrzał na nią smutnymi oczami – Widzę, jak cierpisz, jak bardzo ci go brakuje, dlatego zwracam ci wolność – zaciągnęła małą dźwignię przy lotce, aby mogła działać automatycznie.
    Teraz Szczerbatek nie potrzebował już nikogo do lotu.
- Możesz lecieć i spotkać się z przyjacielem.
    Nocna Furia przyłożył mokry łeb do twarzy dziewczyny i obdarzając ją ostatnim, pełnym wdzięczności spojrzeniem, odfrunął w ciemną noc.
    Megara siedziała na klifie do samego świtu.


~*~


dokładnie 1308 dni pisania tej książki

Epilog vol.2

"BERK"

Wyspa, na której niegdyś urodził się Smoczy Jeździec.


    Na spokojnej wyspie Berk morze również zaroiło się od drewnianych łodzi i niewielkich ognisk. Polegli w walce wojownicy zasługiwali na godny pochówek.
    Megara stała na klifie, patrząc na swój dom. Bolało ją serce po stracie ukochanego brata, ojca, matki. Ale miała dom, klan i chłopaka. Wiatr przynosił nadzieję i zapowiedź nowego jutra.
    Płakała, ale nie czuła się samotna.
    Szczerbatek z gracją wylądował na skale. Astrid usiadła po prawej stronie Meg.
- Zostaniesz, prawda?
- To już moja rodzina – wskazała głową na chodzących po głównym placu wikingów, którzy kończyli sprzątanie i powoli rozchodzili się do domów, aby móc odpocząć – No i w końcu mu obiecałam.
- Cieszę się. Berk będzie w dobrych rękach.
    Przez następną chwilę nic nie mówiły.
- A ty nie?
- Kocham Berk, ale tutaj wszystko mi go przypomina. Chyba tak nie potrafię – wyznała, bawiąc się palcami – Muszę odejść.
    Brunetka kiwnęła głową.
- Rozumiem to. Nie będę cię zatrzymywać na siłę.
- Dziękuję Meg.
    Wojowniczki szczerze się do siebie przytuliły, roniąc kilka łez.
- Do zobaczenia Astrid.
    Blondynka podeszła do łuskowatego gada, który leżał tuż za nimi.
- Żegnaj, Mordko – pocałowała go w czoło i odeszła w stronę osady.
    Megara przybliżyła się do smoka, przytulając się do jego ciepłego ciała. Nic nie powiedziała. Razem spoglądali na księżyc, myśląc o tym samym.


~*~


naprawdę to koniec - nawet mi ciężko uwierzyć :')

Epilog

"ASTRID"

Pewnego dnia spotkałam Smoczego Jeźdźca, a on uratował mi życie.


    "Wygrałeś. Jesteś bohaterem. Do zobaczenia, Smoczy Jeźdźcu"
Łódź z jego ciałem płynęła wolno. Za wolno. Księżyc powoli wschodził na różowo-granatowy nieboskłon, pojawiały się pierwsze gwiazdy. Deszcz ustał.
    Blondynka stała na piasku wraz ze smokiem. Gad splunął plazmą, by podpalić strzałę. Języki ognia wolno lizały grot, błyszcząc w mroku. Dziewczyna przełknęła gorycz i narastający strach przed definitywną utratą osoby, jedynej przy której wiedziała czym jest szczęście.
- Niegdyś on nas żegnał, Szczerbatku – powiedziała, a smok jakby rozumiejąc, przytaknął głową – Teraz nasza kolej.
    Oboje ze łzami w oczach skierowali wzrok na oddalającą się łódź.
    Wojowniczka wystrzeliła strzałę, a Nocna Furia ponownie splunął plazmą.
    Światło ognia, które wskazywało drogę ku Valhalli, powoli nikło pośród nieba i oceanu.
- Kochałam cię – odezwała się, odrzucając łuk gdzieś pod stopy – I nadal będę.
    Trzęsąc się od płaczu, wsiadła na smoka i odleciała, bojąc się odwrócić głowę.


~*~


nie chciałam kończyć tego tak "normalnie" w jednym epilogu, dlatego za chwilę pojawi się reszta, a każdy z epilogów będzie oznaczony odpowiednim podtytułem

niedziela, 11 listopada 2018

70. Ostateczny dowód miłości.

SOUNDTRACK


    "To twoja ostatnia wojna. Przygotuj się na spotkanie z ostrzem, broń swoich, pamiętaj o możliwym braku powrotu"
Wszyscy walczyli zaciekle.
    Śmiercionośna broń przecinała powietrze, a niekiedy ludzkie ciała, jak zahipnotyzowana. Idealnie trafiała w wycelowany punkt, pozbawiając kogoś życia. Krew lała się wręcz wszędzie, a potężne trupy gęsto ścieliły mokry piasek. Jednak nikt nie przejmował się jeszcze zabitymi, na wszystko przyjdzie pora. Teraz najważniejszym było, aby przegnać raz na zawsze wrogów z ukochanej wyspy, lub wypełnić wolę wodza i wyrżnąć bogom ducha winny lud.
    Czkawka jako jedyny walczył z lekkim uśmiechem na ustach.
    Żył.
    Naprawdę czuł, że żyje, tak jak zawsze pragnął. Nie chodziło tylko o przeżycie pułapki Dagura samo w sobie. Chodziło o to, co właśnie robił. Po raz kolejny bronił swojego rodzinnego domu i czuł się z tym najlepiej na świecie. Niczego innego tak nie pragnął, jak obronić wikingów, których opowiedział się przywódcą. Oczywiście wiedział, że po walce nastąpi kolejne pożegnanie i już na pewno odleci z przyjacielem daleko poza krawędź świata – a przynajmniej do momentu, gdy Wandale znowu będą potrzebować jego pomocy. Bo skoro on, Smoczy Jeździec, obiecał być ostoją dla swojej rodzinnej wyspy, przyrzeczenia zamierzaj dotrzymać, tak długo jak tylko zdoła.
    Odparował kolejny cios, wbijając Piekło, aż po samą klingę w ciało jakiegoś Berserka. Ciemna ciecz chlapnęła na jego spodnie, co przyjął z udręczonym westchnieniem.
    - To były moje ulubione – jęknął po smoczemu do walczącego obok Szczerbatka. Smok tylko spojrzał na niego z dezaprobatą – No co? Będę je musiał znowu prać!
    - Astrid ci wypierze – zaśmiał się łuskowaty gad, a na jego mordce wykwitł szyderczy uśmieszek. Czkawka wlepił w niego spojrzenie pełne niedowierzania, ale jego umysł zajął się postacią blondynki.
    Płakała.
    Nie mógł za długo na nią patrzeć, bo by pękło mu serce. Ale rozumiał ją. Na pewno nie czuła się wspaniale, po tym jak uratował ją od śmierci, przyjął jej karę i pozwolił na to, czego tak bardzo pragnęła – na ucieczkę. W końcu miała jakieś uczucia. Przekonał się o tym chyba najbardziej ze wszystkich. To ona pierwsza otworzyła przed nim serce, pragnąc odwzajemnienia, którego Haddock nie mógł jej dać. Dlatego, również jak nikt inny wcześniej, rozumiał jej płacz i to, co chciała, aby się urzeczywistniło.
    Chciała, aby Czkawka po prostu żył.
    Niepewny zerknął za siebie w poszukiwaniu burzy blond włosów. Zobaczył ją z determinacją na twarzy, jak wbiła topór w ciało wroga. Przyjrzał się jej ulubionej broni, przypominając sobie, że pierwszy, ten najważniejszy topór Astrid był u niego na Smoczej Wyspie i został zabrany przez Drago. Cień smutku przemknął po jego twarzy. Chciał móc cofnąć czas, aby go odzyskać i ponownie podarować go Astrid. W końcu to on, kilkanaście lat temu, zrobił go na polecenie Pyskacza. Blondynka o tym nie wiedziała, gdyż brunet wtedy za bardzo bał się jej reakcji. Ale teraz był w stanie poruszyć niebo i ziemię, żeby go odzyskać i zwrócić go właścicielce.
    Przy Astrid dzielnie walczyła też Megara i chłopak zajął umysł osobą swojej młodszej siostry.
    Młodsza siostra.
    Czuł się z tym dziwnie. Że jego siostra to właśnie Megara. Spędzili ze sobą tyle czasu, traktując się jak przyjaciele, może czasami jak rodzeństwo, ale nie wiedzieli, że naprawdę mają prawo nazywać się bratem i siostrą. Los jak widać potrafił naprawdę zaskoczyć. Informacja, że to Meg, sprawiła iż Czkawka nie musiał już latać po całym Archipelagu i szukać dziewczyny z tym samym nazwiskiem. Nie miał za wiele wskazówek, ale jego doskonały umysł podpowiadał mu, gdzie powinien szukać odpowiedzi. Znalazł je w pamiętniku swojego dziadka. Odkąd tylko przeczytał kilka wersów, wbiły mu się do głowy na wieczność.
    "Valka urodziła drugie dziecko. Dziewczynka. Tak się cieszę, że Czkawka będzie miał siostrę, ale widzę również niepokój Valki. Tak samo i Stoika. Coś nadciąga. Boję się o nasz klan. Bogowie módlcie się za tą nowonarodzoną Wandalkę, Megare Haddock"
    Było dla niego jasne, że dziadek nie mógł kłamać. Tym samym potwierdził swoje przypuszczenia. W końcu to nie mógł być przypadek, że spotkali się jeszcze w czasach, kiedy byli dziećmi, później gdy stracił Szczerbatka i Astrid, aż do momentu, gdy rozstali się na Smoczej Wyspie, aby Meg mogła odnaleźć rodzinę, której cząstkę miała cały czas przy sobie.
    Znów się uśmiechnął. Pomimo straty ukochanej matki i ojca, który na końcu oddał za niego życie, miał niezastąpionego przyjaciela, siostrę, może i nawet przyjaciół oraz lud, któremu przewodził. Nigdy nie pomyślał, że zdobędzie, aż tyle na rodzinnej wyspie, gdyż był przekonany, że po wieczność będzie tylko pośród smoków z wiernym towarzyszem. Widocznie bogowie od samego początku mieli na niego inny plan.
    Odparował nadchodzący cios ponownie pozbawiając życia jakiegoś Berserka. To było nawet smutne. Dla chorych ambicji i rządzy zemsty wodza, niewinni wojownicy tracili życie oraz zdrowie. Wiedział, że musi to przerwać. Cenił życie smoków nad własne, ale o życiu ludzkim również nie zapomniał – też było dla niego ważne. Zamierzał bronić życia swoich ludzi, ale nie chciał zapominać o swoich przeciwnikach, którzy tylko wykonywali jakiś durny rozkaz.
    Swoim zielonym spojrzeniem wyszukał Dagura. Był pewny, że jeśli zabije przywódcę, walka zostanie wstrzymana, a on pozwoli Berserkom wybrać: albo złożą broń i odpłyną do domu, albo zginą z ręki Wandali. Nie pragnął zakładników czy niewolników. Potrzebował od nich aktu odwagi i chęci do życia, aby być pewnym, że może zapewnić Wandalom spokojne zakończenie wojny.
    Zabił jeszcze kolejnego mężczyznę, kiwając głową w stronę Szczerbatka, aby pokazać mu swój cel. Smok w mig zrozumiał i od razu rozpoczął torowanie przyjacielowi drogi do Szalonego. Czkawka odetchnął głęboko, mocniej zaciskając palce na Piekle.
    To koniec, Dagur.
    Ruszył szybkim krokiem, wiedząc, że nie musi przejmować się nacierającymi na niego nieprzyjaciółmi, gdyż Szczerbatek skutecznie go osłaniał. Znów byli jak jednoosobowa armia. Znów walczyli ramię w ramię w obronie Wandali. Znów mogli zmieniać świat.
    Był zaledwie kilka metrów od Dagura, kiedy powietrze przecięła ostra strzała, trafiając w jego prawy bark. Siła uderzenia powaliła go na kolana, a eksplozja bólu wybuchła w całym ramieniu Czkawki. Zagryzł zęby, czując obficie wypływającą krew. Na chwilę zignorował całą walkę, aby zebrać się na tyle, by móc wyjąć z siebie strzałę. Nie zauważył nadbiegającego Berserka, który dostrzegł jego chwilową przerwę w potyczce. Mężczyzna wyciągnął nad głowę swój topór, gotowy aby wbić go w ciało bruneta. Zamachnął się.
    Odgłos stali uderzającej o stal rozległ się tuż nad Haddockiem. Momentalnie podniósł wzrok na Astrid, która swoim toporem trzymała ten Berserka, powstrzymując go od zabicia chłopaka.
- Zmęczyłeś się? – zapytała ironicznie, wkładając jeszcze więcej siły w starcie z wrogiem. Jej mięśnie zadrżały, ale udało jej się odepchnąć przeciwnika. Szybko zerknęła na Czkawkę i strzałę – Nikomu nie pozwolę cię tknąć! – wrzasnęła, zagłębiając ostrze broni w Berserku, który wcześniej zaatakował bruneta. Wojownik padł na ziemię bez życia.
    Czkawka uśmiechnął się i błyskawicznym ruchem wyciągnął drewno z barku. Stanął przy Astrid, opierając się na niej ramieniem i obrzucając zielonym spojrzeniem toczącą się bitwę. Jego krew kapała na jej ubranie.
- Chciałabyś.
    Prychnęła, ale złośliwy uśmieszek zawitał na jej umorusaną brudem i szkarłatną cieczą twarz.
- Masz mi wiele do powiedzenia, mój drogi.
- Czyżby?
- No jasne – przywaliła jakiemuś młodemu chłopakowi w twarz, skutecznie go unieruchamiając – Myślałeś, że tak sobie bez niczego odlecisz po bitwie?
    Udał, że drapie się po karku, zastanawiając się nad opowiedzią.
- Tak?
- To było pytanie?!
- Zależy jak na to spojrzysz – wyszczerzył się, wymachując Piekłem tuż nad głową blondynki, aby zabić wojownika z wyciągniętą włócznią w kierunku Hofferson. Tym samym przysunął się do Astrid tak, że niemal stykali się nosami – Milady.
    Dała mu z pięści w brzuch, przez co się odsunął.
- Nie denerwuj mnie Haddock – warknęła, ale z szerokim uśmiechem złapała go za sprzączkę przy szyi. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Czkawka nachylił się szybko, dając jej buziaka w usta.
    Z zawadiackim uśmiechem powrócił do pozycji pionowej. Astrid od razu się zarumieniła.
- Nie umieraj, As.
    I już pognał w stronę swojego poprzedniego celu. Krew w jego żyłach wrzała, bo teraz nic nie stało mu na przeszkodzie.
    Nie spodziewał się tylko jednego.
    Nim zdążył skrzyżować Piekło z walczącym Dagurem, rozległ się długi, przerażający krzyk oraz ryk. Czkawka znieruchomiał, gdyż doskonale znał ten głos. Zobaczył jak Szalony odwraca się ku niemu, aby z uśmiechem zwycięzcy zadać cios. Brunet go zablokował, ale nie musiał się bronić, gdyż rudowłosy opuścił miecz z zadowoleniem obserwując to, co się działo za plecami Czkawki. Haddock również ułożył Piekło wzdłuż ciała, a na polu bitwy natychmiast zaległa przejmująca cisza. Zacisnął pięści, bo tak cholernie nie chciał się odwrócić.
- Przegrałeś – wysyczał wódz Berserków, przechodząc na około chłopaka, aby ten również się odwrócił. Czkawka ze łzami w oczach obrócił się, aby zobaczyć, jak sługi Dagura trzymają związanego Szczerbatka i Astrid. Obydwoje szarpali się, lecz zaraz ku ich szyjom wystrzeliły miecze oraz topory, gotowe do uderzenia. Równocześnie popatrzyli na Czkawkę.
    Za jakie grzechy, Odynie?
    Wściekły do granic możliwości brunet wycelował Piekłem, którego ostrze otaczały tańczące płomienie, w uśmiechniętego wodza. W jego spojrzeniu, które natychmiast zrobiło się dwa razy ciemniejsze można było dostrzec jedynie chęć mordu na Berserkach. Na Dagurze.
- Puść ich, jeśli ci życie miłe – rzucił przez zęby, skupiając całą swoją uwagę na Szalonym.
    Wojownik roześmiał się.
- Zabawny jesteś – mruknął, gdy się uspokoił. Po chwili pstryknął palcami, a zza burty wszystkich łodzi wystrzeliły postacie z gotowymi do oddania strzału kuszami. Było ich tak wielu, że bez problemu zdjęli by wszystkich walczących Wandali za jednym zamachem. Czkawka poczuł ukłucie przerażenia.
    Naprawdę przegrał.
    Dagur wydawał się być z minuty na minutę coraz bardziej zadowolony z siebie.
- Oczywiście to się nie musi tak skończyć – zaczął, swobodnie chodząc po krwistej plaży – Możesz bez problemu ocalić wszystkich ukochanych mieszkańców, bo jak zapewne się spodziewasz, moja armia jest nie tylko tu na plaży, ale również w osadzie i tajemnych schronach pod Twierdzą, i głęboko w lesie, gdzie pod okiem ma przyszłe pokolenie Wandali i to, co już dawno powinno sczeznąć. Tak więc nie masz wyjścia.
    Jeździec był ciekawy tylko jednego. Jakim cudem Dagur wiedział o kryjówkach na Berk?
- Pewnie się zastanawiasz, skąd wiem – powiedział rudowłosy, jakby czytając Czkawce w myślach. Zaczynało go to już mocno wkurzać – To całkiem proste. Zdrajca. Mówi ci to coś?
    Brunet nie dowierzał. Kto byłby na tyle podły, aby zdradzić Berk? Aby zdradzić Stoika, bo patrząc na to, jak bardzo Szalony był przygotowany do tej bitwy, planował ją od dłuższego czasu, więc miał te informacje od dawna.
    I jakby na odpowiedzi myśli chłopaka do Dagura podszedł Pleśniak, ubrany w cichy podobne do tych Berserków.
- Witaj wodzu Berk – zaśmiał się gardłowo, na co Czkawka wzruszył ramionami.
- Ciebie to się akurat spodziewałem – mruknął, znudzonym tonem – Nawet wyglądasz tak paskudnie jak zdrajca.
    Byłemu Wandalowi na chwilę odjęło mowę.
- Tak, i nawet nie chcę słyszeć twojego powodu – machnął ręką, sprawiając, że sensacja z jego zdradzieckiego aktu opadła do zera – Możesz spadać. Z resztą, za chwilę i tak cię zabiję, więc co za różnica, po której stoisz stronie?
- Jesteś wyjątkowo pewny siebie, jak na osobę, która doskonale zdaje sobie sprawę z przegranej pozycji – odezwał się Szalony – Naprawdę myślisz, że wygrasz? Chłopaku, na jedno moje skinięcie i zginie cały twój lud. Jesteś, aż tak głupi?
- Nie tak jak ty – rzucił lekko od razu, choć wewnątrz Czkawka trząsł się ze strachu o życie wszystkich mieszkańców. Nie miał nawet zalążka planu jak wykaraskać się z tej beznadziejnej sytuacji, a co dopiero mówić o pokonaniu Dagura i jego licznej armady. Jednak postanowił się tym na chwilę nie przejmować. Wierzył, że bogowie im pomogą – Ale nieważne. Wracając, masz jakąś ofertę, prawda? Zamieniam się w słuch.
- Świetnie – powiedział pod nosem przywódca Berserków. Podszedł bliżej Szczerbatka i Astrid, i przyłożył miecz do szyi blondynki. Haddock ruszył do przodu z gniewem oraz niepokojem o życie tej dwójki, lecz zatrzymało go dwóch wojowników, łapiąc go za ramiona i przykładając mu miecze do pleców – Będą cię pilnować, abyś nie zrobił niczego głupiego. Wracając, możesz bez problemu uratować swój lud. Jedno z nich: dziewczyna albo smok, zginie, poświęcając się za całą resztę. Do ciebie należy wybór.
    Czkawka otworzył szerzej oczy z niedowierzania.
    To się nie działo naprawdę. Szczerbatek i Astrid. Jak mógł decydować o tym, które z nich zginie, żeby Wandalowie mogli przeżyć. Ten wybór był ponad jego siły. Obydwoje byli dla niego zbyt ważni, aby bez skrupułów skazać którekolwiek na śmierć. Jak okrutny i bezwzględny był Dagur? Dobrze wiedział ile znaczy dla niego Szczerbatek i Astrid. A teraz w ręku miał również cały klan, który wyrżnie jednym ruchem dłoni.
    Brunet spojrzał na przyjaciela i blondynkę. Wiedział, że nie potrafi dokonać wyboru.
    Wzrokiem wyszukał Megarę, która stała niedaleko Szczerbatka. Dziewczyna również miała łzy w oczach, bo czuła jego wielkie brzemię i trud wyboru. Chłopak w jednym spojrzeniu przekazał jej wszystko, co od zawsze pragnął powiedzieć. Poczuł, jak dwójka Berserków, końcem ostrzy kłuje go w kręgosłup, ponaglając do podjęcia decyzji.
    Kiedy spojrzał na niebo zasnute ciemnymi chmurami, wymyślił. Spuścił po chwili wzrok na swoje płomienne ostrze. W jego umyśle pojawiły się słowa, które otrzymał przed laty podczas swojej przepowiedni.
    "Los wystawi cię na najważniejszą próbę lojalności i odwagi"
    Czy to był ten moment?
    Zacisnął palce i podniósł pełne łez oczy na Megarę. Ona już wiedziała. Z bólem kiwnęła głową, zgadzając się na plan brata. Odwzajemniając jego spojrzenie, ostatecznie się z nim pożegnała.
    Potem spojrzał na Szczerbatka i Astrid. Uśmiechnął się ciepło, na co obydwojgu łzy potoczyły się po twarzach.
    Przepraszam.
    Wrócił spojrzeniem na Dagura, który ze zniecierpliwieniem oczekiwał jego reakcji. Lecz wtedy stało się coś czego nie przewidział.
    Czkawka ryknął głośno, niczym prawdziwy smok, na co odpowiedziało mu echo z głębi lasu. Szalony ruszył ku niemu, ale było za późno.
    - Teraz! – wrzasnął i zmieniając położenie ognistego miecza, wbił go w siebie po samą klingę. Słońce przedostało się przez gęste chmury, oblewając swym jasnym blaskiem scenę śmierci bohatera Berk, Smoczego Jeźdźca.
    - NIE! – Powietrze przeszył krzyk Astrid.
    Na znak Czkawki Megara z pomocą Płomyka, który znienacka stąpił na pole bitwy, doskoczyła do związanego Szczerbatka, przecinając jego liny. Smok gwałtownie wyrwał się, strzelając plazmą wokoło, aby odpędzić nieprzyjaciół od Wandali. Na końcu doskoczył do Dagura, przecinając mu skórę ostrymi pazurami.
    Jednak zostawił go, aby dostać się do swojego najlepszego przyjaciela, który leżał na ziemi z Piekłem w ciele.
    Wódz Berserków nie poruszył się nawet o centymetr, gdyż obok niego zjawiła Astrid. Blondynka ze łzami płynącymi po twarzy, bez mrugnięcia okiem, wbiła mu topór prosto w serce.
- To za Czkawkę, szmato!
    W następnej sekundzie już była przy chłopaku.
- Co ty sobie myślałeś, idioto? – warknęła, chcąc w jakikolwiek sposób zatamować krwawienie. Zerwała kawałek swojej koszuli, przykładając go do rany. Niestety materiał zbyt szybko przesiąkał krwią. Haddock tracił swój czas. Złapał ją za dłonie.
- Hej, jest dobrze – mruknął cicho, czując jak dziewczyna drży.
- Czkawka!
    Megara dopadła do jego prawego boku.
- Nie. Zostawiaj. Mnie!
- Będzie dobrze, sis – powtórzył. Kaszlnął, oddychając ciężko – Kieruj Berk mądrze, proszę.
    Brunetka złapała go za dłoń, całując ją.
- Masz moje słowo, braciszku.
- Szczerbo, lećmy do domu – zwrócił się do przyjaciela, na co blondynka od razu zareagowała.
- Nigdzie się nie wybierasz – szepnęła, wycierając twarz – Tu jest twój dom.
- Astrid – Megara złapała ją za ramiona – Daj mu odejść.
- Nie pozwolę!
- As, po prostu leć ze mną.
    Bez słowa położyli go na grzbiecie Szczerbatka. Berserkowie, którzy stracili wodza, przerwali walkę, a Wandalowie wpatrywali się w swoją jedyną nadzieję, która oddała za nich swoje życie.
    Wojna się skończyła.
    Astrid siedząc na smoku, położyła głowę Czkawki na swoim kolanie. Odwróciła się na moment, aby spojrzeć na klan. Wikingowie mieli łzy w oczach, więc spuścili głowy, aby godnie pożegnać swojego wodza. Hofferson złapała sidło, dając znak Szczerbatkowi do startu. Smok lekko odbił się silnymi łapami, po czym zniknął w powietrzu, szybując w stronę zachodzącego słońca.
    Wiatr ocierał łzy dziewczyny, a ona nieustannie trzymała w dłoni rękę Czkawki.


    Wylądowali na plaży, na Smoczej Wyspie. Z pomocą smoka Astrid ułożyła bruneta na ziemi. Usiadła obok niego, opierając się o Szczerbatka.
- Milady…
- Powiedz mi tylko jedną rzecz – przerwała mu płaczliwym, rozdzierającym tonem – Dlaczego?
- Nie mogłem pozwolić wam umrzeć.
    Szczerbatek przysunął łeb bliżej twarzy jeźdźca. Chłopak przytulił się do wielkiej mordki smoka.
- Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem, Szczerbatku. Kocham cię.
- Ja ciebie też – odpowiedział mu, płacząc jeszcze bardziej.
    Brunet zwrócił wzrok na blondynkę.
    Astrid popatrzyła mu głęboko w oczy, po czym nachyliła się, by go pocałować. Wiedziała, że to pożegnanie. Oderwała się od niego dopiero po dłuższej chwili. Czkawka wyciągnął prawą dłoń, aby kciukiem wytrzeć jej łzy.
- Twoje oczy nie powinny płakać, As – szeptał cicho – Kocham cię.
    Po czym zamknął oczy, oddając swą duszę w ręce Valkirii.
    Słońcu skłoniło głowę Wielkiemu Smoczemu Jeźdźcy, a świat gorzko zapłakał.
    Deszcz padał bez ustanku.


~*~


wow, nie wierzę, że to koniec, ale to prawda! ostatni rozdział kochani! to takie emocjonujące, ahhh nie będę się rozwodzić, bo będzie specjalny post z podziękowaniami, więc teraz czekamy tylko na epilog i definitywny koniec <3

dobra, nie mogę się powstrzymać, 
DZIĘKUJĘ WAM! 

~ SuperHero *-*

niedziela, 28 października 2018

69. Krzyk ostatniej wojny.

SOUNDTRACK


    "Ciepły oddech na skórze. Jedno spojrzenie, dotyk dłoni. Przestań uciekać. Zmierz się z nadchodzącą przyszłością, spójrz śmierci w oczy i powiedz najokrutniejszą prawdę"
Blondwłosa wojowniczka pobiegła w stronę kuźni. Była zaskoczona tym, że Pyskacz w tak nieodpowiednim momencie przekazał władzę Meg. Ona była jeszcze dzieckiem! Dlaczego postąpił tak nieodpowiedzialnie? Czy bał się, czy miał jakiś plan? Co by to nie było, Astrid wiedziała, że nie może pozwolić, aby ostatnia z rodu Haddock'ów straciła życie w tak bezsensownej walce.
- Pyskacz! – wrzasnęła, żeby przekrzyczeć hałasujących wikingów, którzy uwijali się jak mrówki, aby zdążyć przygotować się na starcie. Przelotnie zawiesiła na nich swój lazurowy wzrok. Nie powinni byli szykować się do bitwy, powinni teraz siedzieć przy miodzie w Twierdzy i myśleć, jak skutecznie odbudować Berk – Gdzie jesteś?!
- Tutaj! – odkrzyknął wódz, wymachując zdrową ręką, by młoda Hofferson mogła go zauważyć – Co się dzieje? – zapytał, kiedy wreszcie udało jej się do niego przedostać. Za to pytanie Astrid miała ochotę go uderzyć z całej swojej siły.
- Serio?! – odparła, będąc na skraju wytrzymałości. Za moment zapomni, że Pyskacz jest starszy od niej i jest wodzem, i naprawdę go walnie – Widziałeś Megarę?
    Gbur wydawał się być zmieszany tym pytaniem.
- Nie – podrapał się po brzuchu – Ale chyba pobiegła po swoją broń.
    Astrid doskonale wiedziała, że brunetka trzymała miecz przy sobie.
- Widziałam ją na czele pierwszego oddziału! – krzyknęła, wyrzucając dłonie w powietrze. Wiking otworzył szerzej oczy, nie rozumiejąc ani słowa z wyjaśnień dziewczyny – Pyskacz! Ona miała pas wodza! Coś ty zrobił?
    Dopiero wtedy wszystko pojął. Rzucił się do biegu, zostawiając wojowniczkę.
- Jest taka jak Stoik! – warknął wódz w stronę As, gdyż dobrze wiedział, że za nim pobiegnie. Mimo wypowiedzianych słów i powagi sytuacji, uśmiechnął się lekko. Młoda Haddock nie tylko wyglądem przypominała swojego ojca i matkę, ale również zachowaniem, co Pyskacz wziął za dobrą kartę. Teraz doskonale wiedział, że nawet za cenę swojego życia, musi chronić młodszą siostrę Czkawki. Spojrzał w niebo. W imię swoich przyjaciół i ukochanego ucznia.
    Hofferson nie odpowiedziała, ale biegła z tymi samym uczuciami w sercu, co wojownik przed nią. Obydwoje będą bronić tej malutkiej, drobnej brunetki, która w przyszłości rzuci własną osobą nadzieję na zdruzgotanych Wandali i przywróci Berk dawną świetność.
    Ze szczytu pomostu zauważyli, że pierwszy oddział dotarł już na plażę Thora. Pyskacz pomyślał, że teraz Meg naprawdę przypomina Stoika, który jeszcze kilka dni temu również stał na tej samej ziemi z odwagą i odpowiedzialnością za wyspę i lud. Pierwszy statek powoli zbliżał się do brzegu. Serce kowala zadrżało. Wiedział, że musi się pośpieszyć.
    Słońce, jakby przeczuwając okrutną, bezlitosną oraz krwawą wojnę, schowało się za grubymi, ciemnymi chmurami, aby z bezpiecznej kryjówki oglądać przebieg wydarzeń. Wiatr delikatnie smagał żaglami i ubraniami wojowników. Cisza stąpiła na pole bitwy.
    Pyskacz i Astrid biegli jeszcze szybciej.
    Megara odetchnęła głęboko, aby powstrzymać paraliżujący strach. Ręce jej drżały, choć wiedziała, że ma za sobą wiernych wikingów, którzy bez mrugnięcia okiem, pójdą za nią prosto w ogień. Ta świadomość podnosiła ją na duchu. W jej granatowych oczach błysnęła wściekłość na wrogów, którzy odważyli się wstąpić na tereny jej domu. Tak, jej domu. Bo tu mieszkali niegdyś jej matka, ojciec i brat, i byli szczęśliwą rodziną, a ona czuła ich wszystkie emocje, które pozostawili na tej wyspie. W sercu trzymała ogromną potrzebę odpowiedzialności za dobroduszny lud, za jej nowy dom, którym kierował jej ojciec, więc bez względu na wszystko, nie zamierzała tak szybko go stracić.
    Ktoś z prawej stronie położył jej dłoń na ramieniu. Meg spojrzała na postawnego wikinga o rdzawym kolorze włosów i potężnych wąsiskach. Wojownik uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Jesteśmy z tobą – powiedział niskim głosem, swobodnie zagłuszając niepokój dziewczyny – Mimo wszystko.
    Meg kiwnęła głową, odwzajemniając gest.
- Tak, jak bronił was mój ojciec, tak i ja będę go naśladować za wszelką cenę.
    Główny statek nieprzyjaciela dobił do plaży. Średniego wzrostu mężczyzna zeskoczył z burty i stanął naprzeciw Wandalom. Jego okrutną twarz zdobił szyderczy uśmiech. W zielonym spojrzeniu można było dojrzeć żądze zemsty, gniew i przekonanie o przyszłym triumfie nad obywatelami Berk.
    Megara zacisnęła pięść na rękojeści miecza.
- Przygotować się! – wrzasnęła, a cała grupa odpowiedziała uderzeniem każdego rodzaju broni w swoje tarcze.
    Dagur był zaskoczony, widząc młodą dziewczynę z pasem wodza na czele Wandali, ale nie pokazał tego. Stwierdził, że zapewne Stoik się gdzieś schował, aby go czymś zaskoczyć. Z resztą, to nie było takie ważne. Dzisiaj nikt z Wandali nie pozostanie przy życiu, a punktem honoru każdego Berserka było dotrzymanie tej przysięgi.
    Kiwnął głową, a z pozostałych statków, które dopłynęły, wysypały się tysiące uzbrojonych wojowników, gotowych zrobić wszystko, co rozkaże im ich wódz. Szalony uśmiechnął się. Dzisiaj zwyciężę!
    Przywódczyni Wandali ze strachem spoglądała na wciąż pojawiających się wrogów. Ich liczba była ogromna, ale wiedziała, że wikingowie, stojący za nią, są najtwardsi na świecie. Nie pozwolą na doszczętne zniszczenie ich wyspy. Mimo, iż o tym wiedziała, niepokojące uczucie porażki ścisnęło jej serce.
- To nic, że się boisz – szepnął w jej stronę ten sam rudowłosy wiking z prawej – Każdy z nas się boi. Ale zwyciężymy. Ku czci Stoika.
- Ku czci Stoika – powtórzyła za nim Meg, również szepcząc.
    Zignorowała armadę Berserków, skupiając swój wzrok na wodzu. Obydwoje mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. Czas jakby przestał odliczać kolejne sekundy. Po kręgosłupach wikingów przebiegł dreszcz.
    To ten moment.
    Z donośnym okrzykiem bitewnym dwie grupy ruszyły na siebie. Wojownicy biegli naprzeciw siebie z silnym przeczuciem wypełnienia swojego zadania: zabicia i obrony. Jednak zanim pierwsze miecze się ze sobą skrzyżowały, w centralnej części plaży nastąpił wybuch.
    A powietrze przeciął znajomy ryk.
    Z chmury dymu, kurzu i piasku wyłoniła się znajoma postać Smoczego Jeźdźca i Nocnej Furii.
    Wszyscy znieruchomieli, a chłopak obejrzał się przez ramię, szczerząc białe zęby w uśmiechu.
- Cześć siostrzyczko!
    Megara nie była zdolna do wypowiedzenia choćby jednego, najkrótszego słowa. Jej wargi drżały, jakby chciały powiedzieć tak wiele. Łzy miłości spadły na złoty piasek.
- To znowu ja.
    Rzucił w stronę całej reszty, którzy patrzyli na niego jak na ducha. Szczerbatek zarechotał po swojemu na ten widok. Wikingowie dopiero po dłużej chwili również się roześmiali i z wielką ulgą odpowiadali młodemu Jeźdźcy.
- Dagur!
    Zwrócił się do wesołym tonem do przywódcy Berserków. Szalony był czerwony z wściekłości, jak zachodzące słońce. Zaciskał zęby, nie dowierzając, jak ten typ wymknął się z jego idealnej pułapki.
- C-czkawka?
    Haddock odwrócił się powtórnie w stronę Wandali, a oni rozstąpili się, aby Astrid i Pyskacz mogli swobodnie dostać się na sam przód. Brunet uśmiechnął się.
- Witaj, milady.
    Po jej policzkach popłynęły łzy.
- Ty jesteś Czkawka? – odezwał się Dagur, zwracając uwagę chłopaka na siebie. Wspomniany niechętnie odwrócił się w jego stronę, zaszczycając go swoim zielonym spojrzeniem – Syn Stoika?
- No, jak mniemam, Stoik miał tylko jednego syna – odparł, a Wikingowie wybuchli śmiechem. Jeździec zaśmiał się pod nosem. Przeginał i doskonale o tym wiedział, ale tak bardzo mu tego brakowało, że aż nie mógł się powstrzymać. Dla możliwości patrzenia na uśmiechnięte i wesołe twarze Wandali, mógł zrobić dosłownie wszystko. Nawet zginąć.
- Sądziłem, że twój ojciec już dawno cię zabił – warknął wojownik, uspokajając się. Wciąż miał przewagę, wciąż wierzył, że wygra, więc nawet jeśli pojawił się znienawidzony Jeździec, zabije go po raz drugi, jeśli zajdzie taka potrzeba. Czkawka wzruszył ramionami.
- Ha! Widzisz, a jednak żyję – poklepał się po klacie, opierając łokciem o głowę smoka. Przejechał palcami po twardych łuskach przyjaciela. Dziecinne przekomarzanki z Dagurem wprawiały go w błogi nastrój i chętnie by tak jeszcze z nim pogadał, ale wolał to zrobić po upewnieniu się, że Szalony wącha kwiatki od spodu.
- Zaskakujące – stwierdził, przekładając broń do lewej ręki. Niezauważenie dał znak prawą do ataku, co nie uszło doskonałej uwadze Smoczego Jeźdźcy.
- Wiem, że to za wiele, jak na twój mózg, ale no, zdarza się – uniósł ręce, kręcąc głową i dziwiąc się dlaczego Dagur jest tak bezmyślnym człowiekiem i naprawdę stara się zrobić coś, co Czkawka zdążył przewidzieć – Nic nie zrobisz.
- Żebyś się nie zdziwił – wyszeptał pod nosem, co też nie uszło jego znakomitemu słuchowi.
- Naprawdę? Aż się boję! – zawołał, wywołując kolejną salwę śmiechu wśród pobratymców. Zwrócił na nich wzrok, aż zatrzymał się na Astrid, którą wciąż płakała i wciąż nie dowierzała, że naprawdę tutaj jest, że przeżył, że teraz będą szczęśliwi, jeśli pozwoli jej na bycie choć maleńką cząstką jego życia. Czkawka popatrzył na nią inaczej, niż na całą resztę. Z wielkim spokojem i obowiązkiem chronienia jej życia. Przyłożył złożoną pięść do serca, aby udowodnić jej, że naprawdę tu jest.
    Że ciągle był.
- Dobra, a teraz tak na serio – przerwał wybuchy radości Wandali, pomieszane ze złowrogim pomrukiwaniem nieprzyjaciół. Z jego głosu zniknęła swoboda, a zastąpił ją stanowczy, gniewny ton. Ściągnął brwi, sięgając po Piekło, na co Szczerbatek zareagował natychmiastową postawą do walki, obnażając ostre zębiska. Wikingowie z Berk przygotowali się, jak ich obrońca, na możliwy atak – Wypad z mojej wyspy póki jestem jeszcze miły.
- Traktat obowiązujący nasze wyspy zakazuje ci wszczynania wojny.
    Megara pojawiła się tuż obok Czkawki, mierząc tym samym groźnym spojrzeniem przeciwników, co jej brat. Z oblicza brunetki zniknęły wszelkie łzy i pozostałości ze szczęścia, które czuła z powodu pojawienia się chłopaka. Wyprostowała się, dumnie unosząc głowę. Obydwoje, jako osoby noszące nazwisko Haddock, wiedzieli, że muszą wyeliminować zagrożenie. Wandale nie zasługiwali na śmierć, a ich zadaniem było zapewnienie tego stanu rzeczy.
- Traktat został zerwany, kiedy Hofferson mnie zdradziła – powiedział Dagur, a w Astrid się zagotowało.
- Wcale cię nie zdradziłam! – wrzasnęła blondynka, idąc do przodu.
- Cisza! – krzyknął Czkawka, piorunując wojowniczkę spojrzeniem. Zaskoczona dziewczyna posłusznie cofnęła się o krok. Jeździec odetchnął.
    To była jego kolej.
- Jako wódz Wandali rozkazuję ci zabierać się z mojej wyspy – zagrzmiał, a Astrid dostrzegła, że z pasa Meg zniknął charakterystyczny atrybut przywódcy. Jednak Czkawka nie potrzebował go zakładać. Swoją postawą wymazał wszelkie wątpliwości ludzi – W przeciwnym razie będziesz żarł piach!
    Szalony zaśmiał się doniosłym głosem.
- Przekonajmy się, co potrafisz.
    Ruszyli do walki.
    Wojna się rozpoczęła.


~*~


wróciłam! i powiem Wam, że naprawdę przyjemnie mi się pisało ten rozdział xD czasami śmiałam się z własnych zdań oraz z ciągłego używania słowa "przeczucie" i "obowiązek", mam dzisiaj jakoś zjechaną mózgownicę xD tak wgl to dwa rozdziały w jednym miesiącu? szaleję xDDD 
ostatnio był 2 trailer, ale ja nie oglądałam, bo chyba za bardzo się boję xD poczekam sobie chyba i przyjmę taktykę przyjaciółki :)
mocno polecam muzykę u góry <3
ogromnie Wam dziękuję za komentarze, za ciągłą obecność, za ponad 68K wyświetleń <3 jestem pod wrażeniem, kocham Was mocno <3333333

~ SuperHero *-*


pst
to jest ostatni rozdział
*ucieka jak najdalej*

piątek, 5 października 2018

68. Odpowiedzialność etapem ocalenia.

    "Spokój nigdy nie nadejdzie, gdy nie zmieni się przeznaczenie. Obrońcy, powstańcie. Brakuje sił do walki, nadzieja znika z każdą sekundą. Nie bójcie się. Ocalenie przybędzie"
Pyskacz przepchnął się przez młodych i ponownie uwiesił wzrok na morzu oraz zbliżających się statkach. Zmrużył oczy, żeby przyjrzeć się herbowi na masztach. Jego warga zadrżała.
- To Berserkowie – wyszeptał, zataczając się lekko w tył. Faro pomógł mu zachować pion, podtrzymując go za ramię. Spojrzał na Megarę, która wydawała się jeszcze bardziej przestraszona. Nie miał się czemu dziwić. Dopiero, co odnalazła rodzinną wyspę, a już istniało zagrożenie, że może ją stracić.
- Ale dlaczego? – odezwała się Astrid, stając tuż obok wodza. W głowie jej się to nie mieściło, gdyż Dagur obiecał Smoczemu Jeźdźcy, że dotrzyma słowa i zostawi Berk w spokoju. Czy naprawdę pod przykrywką dobrotliwego przywódcy kryła się postać bezwzględnego szaleńca?
    Widok najeźdźców przywołał blondynce jeszcze jedno, przykre stwierdzenie.
    Czkawka naprawdę nie żyje.
    Nie chciała tego pokazać, ale zabolało ją to okropnie. Zacisnęła zęby, choć kilka łez spłynęło po jej policzku. Naprawdę go nie ma. Nie mogła sobie tego wyobrazić. Czkawka, który nie żył. I to wszystko? To, co chciał powiedzieć jej wszechświat, to to, że straciła na wieczność możliwość bycia częścią jego życia i szansę na szczęście? To nie mogła być prawda. Astrid za nic nie chciała w to uwierzyć.
    Stojąca obok niej Megara, zauważyła natychmiastową zmianę nastroju wojowniczki. Niepewnie położyła jej dłoń na ramieniu.
- Będzie dobrze – szepnęła, a Hofferson uniosła na nią wzrok – Wspólnie uratujemy Berk. Obiecuję.
    Astrid przytaknęła skinieniem głowy. Nie chciała jej mówić, że powodem jej łez nie była Berk, lecz niedoszły przywódca Wandali, samotny Smoczy Jeździec, który zginął z jej winy. Jak mogłaby powiedzieć to jego siostrze, która dopiero co dowiedziała się, że ma brata, który jako jedyny z ich rodziny, żyje – oczywiście dla nich. Dla Astrid Czkawka zginął wraz ze swoim smokiem, bo przyjął karę, która do niego nie należała.
- Ma rację – powiedział Pyskacz i odwrócił się do dziewczyn – Razem damy radę i wykurzymy ich z naszej wyspy!
    Po tych słowach pobiegł w głąb osady, żeby uświadomić wikingów o zbliżającej się bitwie. Faro pobiegł tuż za nim, jak burza wpadając do kuźni, aby rozgrzać piec i przygotować bitewne zaplecze Wandali.
    Brunetka ponownie spojrzała na Astrid.
- Wiem, że chodzi o coś innego, ale nie trać wiary – poradziła, wyciągając miecz zza skórzanego paska, który miała zawiązany na biodrach. Ruszyła do przodu, wlepiając granatowe spojrzenie w coraz bardziej zbliżającą się armadę – Bo czasami ona jest jedynym narzędziem w walce, który posiadamy bez względu na to, gdzie się znajdujemy i jak bardzo blisko jesteśmy porażki.
    Hofferson otworzyła oczy szeroko. Nie spodziewała się takiej mądrości w tak młodej osobie. Co prawda nie wiedziała ile ma lat, ale wyglądała na młodszą od niej samej, choć As miała ledwo dziewiętnaście. Jednak to jak przemawiała, dało odczuć wojowniczce, że jeśli zgodzi się zostać ich przywódczynią, będzie naprawdę wspaniale rządzić Berk.
- Czkawka – wyrwało jej się, choć potrzebowała o tym komuś powiedzieć. Haddock zatrzymała się w pół kroku.
- Co z nim? – zapytała, odwracając się, a blondynka usłyszała w jej głosie lekkie drżenie. Od razu pożałowała swojej decyzji z powiedzeniem tego akurat Megarze.
    Westchnęła.
- Czkawka nie żyje – powiedziała szybko, oczekując na reakcję siostry chłopaka. Brunetka spojrzała na nią, jakby wygadywała największe głupoty – Oni. Nie wiem dlaczego tu płyną, ale ich wódz obiecał Czkawce, że w zamian za jego śmierć, nie najadą Berk. Widocznie po prostu kłamał, a jego i tak zabił – wytłumaczyła, choć dziewczyna wcale nie sprawiała wrażenia, jakby cokolwiek zrozumiała.
- Nie wiem o czym mówisz – zaczęła, podchodząc w jej stronę – ALE DLACZEGO, DO CHOLERY, MÓJ BRAT CHCIAŁ ZGINĄĆ, ŻEBY NIE WYWOŁYWAĆ WOJNY?! – wrzasnęła, a kilkanaście osób, które uwijały się na placu, przelotnie zawiesiły na dziewczynach zaciekawiony wzrok.
    Hofferson wiedziała, że to już ten moment, aby powiedzieć jej prawdę. Blondynka wiedziała, że chociaż jego siostrze należy się prawda.
- On zginął, bo przyjął moją karę – odparła – Dagur oskarżył mnie o zdradę i chciał mnie zabić, ale Czkawka przyjął to na siebie i mnie uratował – Astrid nie wytrzymała natłoku wspomnień i rozpłakała się jak dziecko. Chęć zemsty i mordu minęła tak szybko, jak się pojawiła, a Megarą wstrząsnęło współczucie dla dziewczyny. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Taki już jest mój brat – wyszeptała łagodnym, spokojnym tonem, na który wojowniczka zareagowała wzdrygnięciem. Brunetka pogłaskała ją po złotym włosach, czując całkiem inne ciepło, gdy nazwała Czkawkę "swoim własnym bratem". W tej chwili pragnęła go przytulić, lecz wiedziała, że będzie jej to dane, dopiero w Valhalli – Chce uratować wszystkich wokoło, za wyjątkiem siebie.
    Jej drobną twarz również pokryły łzy.
- Ale to nie jest twoja wina – dodała od razu, biorąc roztrzęsioną As w ramiona – Jeśli Czkawka sam tak postanowił, to musimy to przyjąć i zaakceptować, bez względu na to, że boli.
    Hofferson oddała uścisk, starając się głęboko uwierzyć w jej słowa i pragnienie Jeźdźca, który chciał, by bezpiecznie mogła wrócić do domu i po prostu żyć pełnią życia.

    Wandale zadawali sobie tylko jedno pytanie.
    Dlaczego to właśnie oni?
    Na świecie były setki klanów i setki tysięcy ludzi do nich podobnych. Czym się różnili, że bogowie postanowili zsyłać im ciągle problemy, wojny i śmierć? Czym zawinili, że tak po prostu stracili wsparcie i zaufanie boskich istot? W czym leżał problem ich pięknej Berk?
    Wszyscy uwijali się, jak w ukropie, aby tylko zdążyć, choć czasu było i tak bardzo mało. Wrogów od portu dzieliło, może co najwięcej, pół godziny drogi. Zbyt niewiele, żeby solidnie przygotować się do kolejnej bitwy. Kolejna. Wandale nigdy wcześniej nie spotkali się z podobną sytuacją. Bitwa, jedna po drugiej, w odstępie może kilku dni. Nawet nie zdążyli dobrze pogodzić się z konsekwencjami poprzedniego starcia, a już musieli szykować się na następne. Lecz tym razem  było o wiele gorzej. Po wojnie z Drago stracili wodza, silnych wojowników, a ich największa nadzieja, która wtedy cudownym zrządzeniem losu była na wyspie, Smoczy Jeździec, odleciała, żeby już nigdy tutaj nie wrócić.
    W obliczu nadchodzącej bitwy tak mocno pragnęli, żeby to właśnie Czkawka był wśród nich.

    Pyskacz co rusz wydawał rozkazy, rzucając okiem na pracującego w pocie czoła Faro. Chłopak z niezwykłą dokładnością, precyzją, ale też i szybkością, doszlifowywał miecze, topory oraz włócznie, naprawiał tarcze, maczety, kolczugi, wyrabiał nowe sztylety i strzały. Nigdy wcześniej nie widział osoby, która by tak sprawnie poruszała się w jego naturalnym środowisku. Przez głowę przemknęła mu myśl, że jeśli zwyciężą, a oni pozostaną na wyspie, przekaże mu swoją kuźnię na własność.
    Astrid natomiast przedostała się do rodzinnej chaty, żeby odszukać ukochany topór. Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze będzie go potrzebować do walki. Odnalazła narzędzie, schowane głęboko pod łóżkiem i zawinięte w skórę owcy, żeby nic mu się nie stało. Nie spodziewała się, że matka tak bardzo zadba o śmiercionośną zabawkę córki. Było jej nawet miło z tego powodu. To znaczyło, że jej rodzicielka wierzyła, iż Astrid wróci kiedyś do domu.
    Wytarła ostrą krawędź topora, słysząc przeraźliwy głos rogu, zwiastującego przybycia wroga pod bramy Berk. Wyjrzała przez okno na wielką armadę, po czym wzniosła oczy ku niebu.
- Czkawka, jeśli jesteś w Valhalli, między bogami, udzielał nam swojej siły i wsparcia, żebyśmy mogli dojrzeć jutra. Ty, jak nikt inny, ceniłeś sobie życie drogich osób i nie pozwalałeś na krzywdę w świecie. Proszę, wstaw się za nami u Odyna, żeby oszczędził nasz biedny lud i pozwolił uratować ukochaną wyspę – powiedziała, a jej lazurowe spojrzenie zaszło mgłą, której musiała się pozbyć, by móc wyjść i walczyć.
    Wypadła z chaty, mierząc morderczym wzrokiem statki i przysięgając w duchu, że zemści się na Dagurze.
- To dla ciebie, Czkawka – szepnęła, biegnąc do pierwszej linii obrony, która gotowa, kierowała się w dół portu, aby na przedzie z wodzem, bronić domu.
    W czasie biegu dojrzała brązowe włosy Megary, która dzielnie kroczyła na samym czele. Blondynka ze strachem stwierdziła, że Haddock ma założoną futrzaną kamizelkę na swojej granatowej sukience, a jej talię zdobi pas z klamrą, na której była głowa smoka. Astrid była pewna, że już gdzieś widziała taki herb.
    Nagle ją olśniło.
    Megara nosiła pomniejszoną wersję pasu Stoika, a to znaczyło tylko jedno.
    Młodsza siostra Czkawki przejęła tytuł wodza Berk.


~*~


tak serio to jak teraz otworzyłam ten rozdział, żeby coś dopisać jeszcze, stwierdziłam, że skończyłam w idealnym punkcie końca rozdziału, więc dostajecie tylko 3 strony, ale następny postaram się napisać już standard, czyli 4 xD
taa, nie było miesiąca, wiem, jestem okropna, ok? a Wy cudowni, bo moje serduszko urosło jak zobaczyłam te komentarze <3 luv you <3 

~ SuperHero *-*

czwartek, 30 sierpnia 2018

67. Uprzedzenie podstawą zrozumienia.

SOUNDTRACK


    "Poczucie winy kłujące w sercu, nie potrafisz się od niego uwolnić. I prawdopodobnie nigdy nie będziesz w stanie. Ono strawi się od środka. Jedyny lek – przebaczenie"
Astrid długo siedziała nad klifami.
    Musiała pomyśleć i odpocząć. Do tej pory w ogóle nie widziała się z rodzicami, czy przyjaciółmi, ale szczerze powiedziawszy mało ją to obchodziło. Najpierw musiała uporządkować swoje własne myśli, uczucia i pędzące na oślep emocje, żeby móc zmierzyć się z rzeczywistym powrotem na Berk.
    Berk. Jak ta piękna wyspa się zmieniła od czasu jej wyjazdu. Straciła swoją dawną potęgę, wielkość, dumę. Teraz była tylko niewielkim zarysem tego, co stało tu niespełna kilka dni temu. Ukochany dom Astrid utracił część swojej duszy, swojego serca, w którym płonął ogień nadziei, siły i niezłomności. Okrutny wiatr w postaci wojny zdmuchnął ten ogień i pozostawił po sobie jedynie popiół oraz żar, z którego tylko z pomocą Wandali powstanie na nowo tlący się płomień.
    Sumienie gryzło blondynkę na samą myśl, że gdyby tylko tu była, wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby tylko powiedziała im wcześniej… gdyby tylko.
    Niestety nie mogła gdybać, ani się obwiniać. Przeznaczenie wybrało inną drogę, Astrid musiała to przyjąć, nawet jeśli zbyt bolało. Choć pragnęła zmienić przeszłość, wymazać ból i cierpienie, nie mogła. Mogła jedynie w tej chwili znów popatrzeć na wyspę z miłością, żeby pokazać wszystkim, że Berk jest ciągle tą samą Berk, co kiedyś.
    Co prawda wiele więcej się zmieniło, niż tylko wielkość wyspy. Wódz poległ. W głowie Hofferson to prawie jakby cała klan Wandali poległ. Jednak nie była to prawda. Stoik ocalił swojego syna, pokazując prawdziwe uczucia na polu walki. Czy Astrid pragnęła takiego zakończenia? Oczywiście, że nie, ale wiedziała, że nie potrafiłaby patrzeć w stronę jutra bez Czkawki.
    Bez Czkawki. Gdy tylko o tym pomyślała, łzy napłynęły jej do oczu, chociaż była to najszczersza prawda. Czkawka zginął. Został zamordowany, bo przyjął jej karę. Winę, którą została obarczona, wziął na swoje własne plecy i z godnością poniósł dalej. Astrid była za słaba, wiedziała o tym. Gdyby tylko go nie zatrzymała, odleciałby wolny, a ona zostałaby u Berserków. I choć mogłaby zginąć, on by przeżył i wciąż odbywałby podniebne podróże z przyjacielem, snułby marzenia o dalekich wyprawach poza krawędź widnokręgu, ratowałby ukochane smoki z opresji i zmieniałby świat na lepsze.
    Potrząsnęła głową. Ponownie zastanawiała się nad innymi rozwiązaniami przeszłości. Jednak czuła, że to i tak nie ma już sensu. To wszystko należy do przeszłości, jak powiedział do niej Czkawka, kiedy rozmawiali po raz ostatni. Wojowniczka starała się, żeby odszukać w sercu resztki sił, aby móc pogodzić się z jego myślą i powiedzieć, że miał całkowitą rację. Bo ją miał, lecz ona nie potrafiła tego przyjąć. Pragnęła pogodzić się z jego tokiem myślenia, ale w jej duszy wciąż majaczyły te wszystkie uczucia, które żywiła do chuderlawego Smoczego Jeźdźca. I nie mogła ich ot tak zostawić.
- Przepraszam Czkawka – łkała, chowając twarz w dłoniach. Ciepłe słońce patrzyło na bezsilność wojowniczki, a wiatr delikatnie ocierał jej łzy. Morze próbowało przyjąć choć część jej wielkiego smutku za straconym uczuciem – Ja naprawdę nie wiedziałam. Nie chciałam, żebyś szedł za mnie na śmierć. Pragnęłam tylko, żebyś był przy mnie. Żebym mogła dzielić z tobą chociaż kawałek twojego życia i się uśmiechać, spoglądając w przyszłość… Ja naprawdę nie potrafię z ciebie zrezygnować!
    Płakała jak jeszcze nigdy, a cała przyroda pochylała nad nią głowę, żeby odjąć jej cierpienia i bólu, aby przygarnąć i otulić bezpiecznymi ramionami, by powiedzieć, że ludzkie uczucia są zbyt skomplikowane, a Czkawka zrobił to, czego pragnął.

    Gdy wypłakała wszystkie łzy, wstała z chłodnej ziemi i objęła wzrokiem morze. Szumiało delikatnie, błyszcząc się od promieni słonecznych. Tak bardzo chciała w nie wejść, żeby tylko nie musieć mierzyć się z przytłaczającym poczuciem winy, nową przyszłością oraz utraconymi marzeniami. Jednak podświadomie czuła, że byłby to najprostszy sposób. Czkawka podarował jej życie, więc aby nie zmarnować jego poświęcenia, musi wziąć te wszystkie uczucia i przeć w przód, starając się jak najbardziej może.
    Otarła twarz i skierowała się w stronę osady. Wojowniczka nie poszła do rodzinnego domu, lecz do domu wodza, żeby przeprosić go za ten wybuch i zabrać kufer z rzeczami. Dawniej nie zastanawiałaby się nad przeproszeniem za swoje zachowanie. Natomiast teraz bardzo się zmieniła, wiedząc jak wielką wagę mają słowa. Bądź co bądź, to Czkawka ją tego nauczył. Przy nim trzeba było naprawdę uważać na słowa.
    Lekki uśmiech przemknął przez twarz Astrid. Tego powinna się trzymać – radosnych wspomnień z Jeźdźcem, mimo, że było ich tak niewiele. Ten krótki czas, który ze sobą wspólnie przeżyli, wypełniony był, oprócz kłótni i krzyków, śmiechem i nieszkodliwym dokuczaniem sobie nawzajem. Mieli dobre, wspólne wspomnienia. To takie powinny być powodem, dlaczego związali przez pewien czas swoje nici przeznaczenia.
    Kiedy doszła do drzwi domu Stoika, Pyskacz akurat wychodził.
- Astrid…
- Przepraszam – przerwała mu szybko. Zaskoczony wódz uśmiechnął się pokrzepiająco, dotykając jej ramienia.
- W porządku – powiedział – Przyszłaś po rzeczy?
    Blondynka pokiwała twierdząco głową.
- Chodź – pociągnął ją za sobą – Nie pytasz gdzie twoi rodzice – zauważył, gdy przekroczyli próg chaty. Hofferson zaczerwieniła się odrobinę. Nie zapytała o rodziców ani razu, odkąd przypłynęła. Czuła się w tej chwili jak najgorsza córka na świecie. Pyskacz widząc jej reakcje, od razu zareagował – W porządku, mała. Razem z bliźniakami, Sączysmarkiem, Śledzikiem, Wiadrem  i Sączyślinem popłynęli na regaty na wyspę Bora Głowy. Nie będzie ich przez tydzień. Popłynęli wczoraj – wyjaśnił.
- Ale dlaczego? – spytała dziewczyna, a kowal spojrzał na nią dziwnie – Niedawno była tu wojna, wódz zginął, Berk praktycznie w ruinie, a oni sobie płyną na regaty?! – powiedziała, niemalże krzycząc, gdyż była zdenerwowana zachowaniem rodziców i przyjaciół. Wyspa po tak ciężkiej bitwie potrzebowała wiele pracy, aby wrócić do dawnej świetności. Albo przynajmniej chociaż aby spróbować.
    Wąsaty wiking zaśmiał się dobrodusznie.
- Spokojnie Astrid – Po raz kolejny położył jej wielką dłoń na ramieniu – Mieli to zaplanowane od dawna, a dodatkowo wódz Bora Głowy, Hedym, pragnął, żebyśmy odwiedzili go właśnie podczas regat. Ja niestety nie mogłem, więc przy okazji wysłałem niewielką delegację z Berk, aby Hedym nie poczuł się urażony. Upiekłem dwa jaki na jednym ogniu – wytłumaczył Pyskacz, uśmiechając się od ucha do ucha.
    Chcąc nie chcąc, Astrid musiała przyznać Pyskaczowi rację, co do takowego planu – naprawdę był zaskakująco przebiegłym i mądrym wodzem. Dziewczyna stwierdziła, że nie znała takiej strony starego kowala.
    Wzięła swój kufer i wyszła. Zanim przekroczyła próg, podniosła wzrok na wioskę, a jej uwagę przykuła para, wychodząca z chaty, przeznaczonej dla gości. Ogromnie się zdziwiła, bo dodatkowo ich nie poznawała.
- Kto to? – spytała, głową wskazując chłopaka i dziewczynę, którzy powoli zaczęli kierować się w stronę domu wodza. Pyskacz zmarszczył czoło.
- Ah tak – Jego twarz rozjaśniła się od szczerego uśmiechu – Chodźcie tutaj! – krzyknął, wychodząc przed chatę, żeby pośpieszyć zakochanych. Zwrócił wzrok na zdezorientowaną Astrid, uśmiechając się tajemniczo. W tym czasie brunetka i szarowłosy przybiegli pod dom wodza – As, poznaj Megarę, córkę Stoika i Valki, siostrę Czkawki oraz Faro, jej chłopaka. A wy, Megaro i Faro, poznajcie Astrid Hofferson – wytłumaczył, a obie dziewczyny otworzyły usta ze zdziwienia.
    Pierwsza odezwała się blondynka.
- CO?! – Niemal wrzasnęła, przenosząc spojrzenie z Megary na Pyskacza i odwrotnie – Ale jak?
    Gbur otworzył usta, żeby wyjaśnić, ale uprzedziła go brunetka.
- Czyli ty jesteś TA Astrid – Bardziej stwierdziła niż zapytała, co jeszcze bardziej zbiło Hofferson z tropu. Blondynka posłała jej odrobinę zirytowane spojrzenie – Wybacz, po prostu Czkawka wiele mi o tobie opowiadał i szczerze nie spodziewałam się, że cię poznam. Jestem Megara, miło mi cię poznać – dodała, wyciągając rękę i uśmiechając się promiennie. Wojowniczka w granatowym spojrzeniu dziewczyny zobaczyła błysk, jaki posiadał i Stoik, i Czkawka. To stwierdzenie uspokoiło ją choć trochę odnośnie lekkiej niechęci do nieznajomej.
- Mi również – powiedziała spokojnie – Ale po prostu nadal nie dowierzam.
- Nie tylko ty – wtrącił Pyskacz – Ja też nie mogłem w ogóle uwierzyć, ale to prawda. I co jeszcze lepsze, Megara jest prawowitą, zaraz po Czkawce, następczynią tronu, więc jeśli będzie oczywiście chciała, przejmie tytuł wodza i zostanie naszą przywódczynią – dopowiedział, a Astrid dosłownie nie mogła znaleźć odpowiednich słów na to wszystko. Dopiero, co poznała dziewczynę, która okazała się zaginioną córką wodza i już miała zostać jego następczynią – dla blondynki wszystko było dość podejrzane.
    Widząc brak reakcji Hofferson, Faro zabrał głos.
- Meg ma list z pieczęcią, której autentyczność potwierdził wódz Pyskacz – powiedział, a Gbur aż zarumienił się na zbyteczne tytułowanie jego osoby.
- Wystarczy Pyskacz – dopowiedział, uśmiechając się. Chłopak to odwzajemnił, ukazując swoje białe zęby.
    Astrid odetchnęła.
- Po prostu to dla mnie dość dziwne, ale jeśli to prawda, to przepraszam za swoje zachowanie. Chcę dla Berk jak najlepiej, więc mam nadzieję, że rozumiecie, że staram się myśleć racjonalnie i trzeźwo – Kowal łypnął na nią karcącym spojrzeniem – No nie miałam ciebie na myśli, Pyskacz. Przecież wiesz, że ja wiem, że masz głowę na karku i mózg, którego używasz – usprawiedliwiła się – Czasem.
    Trójka młodych wikingów zaśmiała się na uwagę blondynki, a Pyskacz udał, że uderza ją szczotką, zamieszczoną na trzonku. Po chwili on również przyłączył się, a w powietrzu czuli rozładowaną, radosną i przede wszystkim spokojną atmosferę.
    Nie wiedzieli jednak, że spokój w ogóle nie nadszedł, a życie Wandali wisi na włosku.
    Eter przesiąkł od głuchego ryku rogu. Wikingowie zamilkli natychmiastowo i powoli odwrócili się w stronę morza, wytrzeszczając oczy.
    Zamarli, widząc nacierającą armadę wroga.


~*~


bum! jestem! 
czyli wychodzi na to, że rozdział raz na miesiąc, ale myślę, że to i tak lepiej niż nic, prawda?
nie będę Was przepraszać, bo czuje, że nie mam już kogo - to w porządku, nie dodawałam rozdziałów, jak należy, więc mam za swoje ^^ to tylko i wyłącznie moja wina, więc nie musicie się przejmować ^^ 

ale mogę powiedzieć, jak w piosence BTS "I'm fine", że jest ze mną w porządku odnośnie tej sytuacji :)
wgl to dziwne, bo rozdział jest taki smutno-wesoły, ale pisałam ją przy piosence, która wyzwala we mnie wyłącznie pozytywne emocje, więc to dla mnie dziwne, ale naprawdę jej posłuchajcie, bo jest piękna + jeśli ktoś chce to polecam mocno z tłumaczeniem, a jeszcze lepiej to z tańcem, bo jest tak wspaniały, że ma się wrażenie, jakby się oglądało musical - coś wspaniałego! 

naprawdę kończymy niedługo, do zobaczenia we wrześniu! <3
gotowi na szkołę? ja niezbyt, ale już ją chcę, bo mam dosyć pracy w domu + zrobiłam sobie słodkie, cute zeszyty, stoisko do pracy i tablicę, więc chce już tego poużywać xDD

powodzenia kochani!
~ SuperHero *-*