sobota, 11 marca 2017

58. Słowa warte zapamiętania.

SOUNDTRACK


    "Dziś ochotę miało się płakać, mimo przeciwności losu. Każdy oczekuje uśmiechu na straconej twarzy, jednak nikt nie może go zapewnić"
Usiadłem przy jeziorze pośród trawy, tam gdzie się poznaliśmy. Krucze Urwisko. To było miejsce wielkiej zmiany. Zmiany mojego życia, zmiany życia smoka, zmiana życia całego świata. Niby tylko zwykła kotlina, otoczona skałami z kilkoma drzewami. Niby nic, a jednak coś. Coś, co pozwoliło dwóm odmieńcom odnaleźć wspólny język. To był nasz wspólny początek. Początek naszej drogi, usłanej cierpieniem, szczęściem, bólem, radością i bezgraniczną miłością.
    W dłoniach trzymałem czarny pamiętnik ze skóry Nocnej Furii. Po raz kolejny musiałem walczyć z przeszłością. Od nowa prześledziłem krótkie wspomnienie jeszcze sprzed kilku godzin.
    Ami oderwała się ode mnie, otarła wszelkie łzy, choć jej szczęście, tak mocne, nie pozwoliło na brak słonych kropel. Usiadłem przy biurku naprzeciw jej miejsca, gdy poszła zaparzyć dodatkowy kubek herbaty. Przeglądnąłem papiery jakie aktualnie czytała, potem przeszedłem wzrokiem po książkach wręcz wypadających z tak małych półek i szafek. Moją uwagę przykuło coś czarnego na jednym regale, ale nie zdążyłem na to spojrzeć, gdyż kobieta wróciła z tacą w dłoniach. Wręczyła mi gliniany kubek, a talerzyk z ciasteczkami odłożyła na miejsce papierów, które szybkim ruchem dłoni, zrzuciła do koszyka.
    Dziwne to było. Siedzieć z dawną opiekunką, popijać ziołową herbatę, zajadać się zbożowymi ciasteczkami. Mój powrót do Berk i tymczasowy pobyt różnił się całkowicie od tego, jaki układałem w głowie. Albo raczej w ogóle się nie różnił ponieważ nie zamierzałem nigdy tu wracać, a tym bardziej zostawać na dłużej niż kilka minut. Spojrzałem na smoka, który odrobinę zmęczony tymi spacerami, ułożył się pod moimi stopami. Sądzą po minie Ami, raczej jej to nie przeszkadzało. A nawet myślę, że wręcz przeciwnie. Wypełniała ją radość.
    Popatrzyła mi w oczy, tak jak jeszcze nikt tutaj. Z przerażającą przenikliwością i nieskrywaną ciekawością. Widocznie nie pozbyła się tego wzroku z czasów mojego dzieciństwa, a widocznie podstępnie go wykorzystywała, żeby dowiedzieć się tego, czego potrzebuje. Ale czy byłem tym małym chłopcem sprzed lat, który przyciśnięty do ściany, wypaplał by wszystko? Czy coś się zmieniło? Czy ja się zmieniłem?
    Nie odezwaliśmy się jeszcze przez dobre siedem minut. Tylko wpatrywaliśmy w siebie tocząc zacięte walki na spojrzenia. Spojrzenia, które wymieniały się starymi wspomnieniami i szczęśliwymi chwilami. Nie zabrakło tam również straty, bólu, żalu. Przeszłość przewijała się z teraźniejszością i teraz była tylko drobną kropelką na oceanie ulgi, spowodowanej powrotem i rozerwaniem grubej nici tęsknoty. Wrażliwość jej fiołkowych oczu dawała odczucia, że nigdy nie przestała wierzyć w mój powrót. Wiara była namacalna w silnym spojrzeniu, z pozoru cichej i delikatnej opiekunki, która odzyskała utraconą nadzieję. Czy naprawdę zbyt pochopnie oceniałem ludzi?
    Wreszcie kobieta sięgnęła do regału, wzięła ową czarną rzecz i położyła przede mną, oczekując mojej reakcji. Czarny, oprawiony w skórę z łuskami pamiętnik z brązową pieczęcią i krańcami obszytymi złotą nicią. Nocna Furia. Igła nienawiści wbiła się w moje serce, gdy poczułem ten ból za straconym zwierzęciem i jego mocną więź ze mną. Miał duszę, miał wolę, miał siłę, miał chęć. Smok, który pragnął żyć, został tak bardzo boleśnie przekonany, że niestety nie mógł decydować o swoim losie. Ktoś przypieczętował jego żywot. Wypisał w kartach historii ten pamiętny dzień.
    Serce mocno ścisnęło się z żalu, a ręce jakby odmówiły posłuszeństwa przy dotknięciu notesu. Morderca tego biednego smoka zapewne pisał ten pamiętnik, więc nie mogłem poznać tych myśli. Tych otoczonych krwią myśli jak jeszcze skuteczniej zabijać te bezbronne istoty, jak mocniej zadawać im ból, jak silniej pozbawiać ich możliwości życia i egzystowania. Splamione ręce zapisywały te wszystkie słowa, które cieniem kładły się na smoczej rasie. Kto mógł być, aż tak okrutny?
- Twój dziadek.
    Usłyszałem, gdy tylko zapytałem do kogo należał. W zasadzie nie zdziwiłem się tym tak bardzo, bo dawniej smoki traktowali tysiąc razy gorzej. A w dodatku to była rodzina, więc normalne, że trudnili się tym, by wyplenić smoki z wyspy raz na zawsze. Dobrze, że do niej nie należę, mimo tej cholernej krwi, która płynie w moich żyłach.
- Nie wezmę tego – powiedziałem, nawet nie biorąc do ręki notatnika – Nie mogę.
- Czkawka – zaczęła Ami, biorąc w dłonie pamiętnik i otwierając na pierwszej stronie – Zobacz.
    Niechętnie przyjrzałem się krzywym literom i odczytałem pierwsze zdania, otwierające zapisaną historię na pożółkłych kartkach:
Dla Czkawki Horrendous'a Haddock'a III,
Tego maleńkiego, dopiero, co urodzonego wikinga, który "szczęśliwie" otrzymał moje imię. Czuję, że przypisane są mu wielkie rzeczy. Gwiazdy świecą nad nim pomyślnie. Wiem, że nie dowie się wszystkiego, co powinien. Dlatego zostawiam mu ten pamiętnik, żeby mógł zrozumieć tajemnice Berk oraz tajemnice własnego istnienia. Niektóre sprawy będą bolesne, lecz wierzę, że on podoła.
W końcu został stworzony do wielkich rzeczy. A jego przeznaczenie wyryje się w historii Berk.

    Byłem zdziwiony i niesamowicie wkurzony. Czyli wszyscy odczuwali moje wielkie przeznaczenie, moje wielkie czyny, moje bolesne przeżycia, ale nikt do cholery, nie powiedział mi tego wprost. Dowiaduję się po latach, jak to wszyscy moi przodkowie naraz zapragnęli pomóc mi odkryć tajemnice swojego życia i życia Berk. Szkoda, że nie wcześniej. Szkoda, że nie kilka lat wcześniej, gdy straciłem matkę, albo kiedy własny ojciec przestał mnie kochać i postanowił karać za to, że żyje, kiedy cierpiałem, ratując smoki i wypełniając swoje przeznaczenie. Dziękuję kochani!
    Wstałem zdenerwowany do granic możliwości, gwałtownie popychając krzesło, które upadło z hukiem na podłogę i wybudziło Szczerbatka ze snu. W moich oczach płonął gniew i nienawiść. Bez słowa opuściłem bibliotekę Berk i trzasnąłem drzwiami tak mocno, że aż wypadły z zawiasów. W sile swojej furii wskoczyłem na smoka, a podmuch wiatru zaniósł nas daleko ponad tą okropną wyspę i jej wszelkie próby pomocy wobec mnie.
    A mimo tego jak się zachowałem, jakie miałem odczucia, co do tej wiadomości, trzymam tą rzecz w swoich dłoniach. Czy mam prawo? Czy jakaś maleńka cząstka pragnie tego, bym otworzył pamiętnik? Czy to będzie w porządku? Czy to coś zmieni? Czy przyczynię się w jakiś sposób do tego, co było? Czy zmienię historię? Czy wciąż będę podążać w stronę swojej własnej przyszłości? Czy ta cholerna nienawiść mnie wreszcie opuści?


*Wody Północy/Meg*
    Czy naprawdę postępuję słusznie?
    Zimny powiew wiatru przywołał wspomnienia o tym, co było. O nim. O Smoczym Jeźdźcu, którego zostawiłam, którego opuściłam. Opiekował się mną, chronił, troszczył się o mnie. A ja? Jak mu się odwdzięczyłam? Uciekłam od niego, bo sama stwierdziłam, że przysparzam mu tylko pełno problemów? Ale czy to prawda? Powstrzymywał mnie. Chciał, żebym została. Nie posłuchałam. Straciłam go.
    Poczułam czyjś ciepły oddech na swojej szyi. Odwróciłam zamglony wzrok, napotykając iskrzący, srebrzysty kolor oczu Faro. Przymknęłam powieki, spod których wypłynęły strumyki łez, a głowę położyłam na jego ramieniu. Poczułam jego ciepłe ręce na swoich plecach, kiedy ciasno mnie otulał. Błądził palcami po moich łopatkach, sprawiając, że się uspokajałam. Kołysał mną, nucąc pod nosem kołysankę, której nigdy wcześniej nie słyszałam.
- A gdy zaśniesz, ja będę przy tobie.
Nie ważne ile będziesz spać, ja zostanę przy tobie.
Choć, by to miało trwać wieki, zostanę u twego boku.
Nie straszne będą grzmoty i błyskawice, bym mógł cię tylko chronić.
Drobna iskierko, najsłodsza kruszynko.
Uspokój swój strach, nie musisz się już bać.
Jestem przy tobie, na zawsze będę.
Otulę cię na wieki, aż po samą Valhallę.
Nie pozwolę cię zranić, jesteś zbyt ważna.
Postaram się być twym stróżem, aż na samym końcu świata.
Szalejące morze, nie odstraszy mnie.
Tłum wikingów przeciw mnie, nie zatrwoży mnie.
Jedynie strata ciebie, złamałaby mnie.
Utonąłbym w sidłach smutku, kruszyno.
Lecz ty nie zostawisz mnie, bo ja ciebie kocham ponad wszystko.
Uratuję twą duszę, spętaną strachem.
Nie bój się, jestem przy tobie.
Mój maleńki, słodki kwiecie.
- To piękne – szepnęłam tak cicho, bojąc się mówić głośniej, ponieważ mogłoby to zepsuć nastrój tej ważnej chwili – Ja…
- Nie musisz nic mówić – odparł równie cicho, co ja – Rozumiem wszystko, Meg.
    Przez następne sekundy i minuty milczeliśmy, wtuleni w siebie. Ogień tańczył w rytm zadany przez wiatr, a dodatkowe ciepło dodawał nam mój ukochany Płomyk. Mimo tego, że miałam smoka i chłopaka, brakowało mi w tym wszystkim, tego, który ocalił moje życie. Brakowało mi Czkawki. Jego uśmiechu, który rozbrajał każdego, jego szalonych pomysłów, jego miłości do smoków, jego poświęcenia dla świata, jego niezłomnego charakteru.
    Czy on wciąż tam jest?


*Czkawka*
    Brakowało mi sił, żeby dalej to ciągnąć. Mimo śmierci Drago, wiele pozostało jeszcze niedokończonych spraw. Chęć ucieczki na zawsze, oddala się z każdym dniem, przybierając kształty jakiegoś nierealnego marzenia. Moje starania już nie wystarczają. To, co zamknę, otwiera nowe problemy, nowe kłopoty i nowe poświęcenia. Tyle lat pracy dla świata okazuje się tylko chorym wymysłem.
- Mordko – szepnąłem, tracąc kontrolę nad łzami, które swobodnie popłynęły wzdłuż mojej twarzy. Smok zwrócił na mnie swoje zielone oczy – Nie daję już rady…
    Rozkleiłem się na dobre, lądując w czarnych skrzydłach najdroższego przyjaciela. Nic już się nie trzymało. Wszystko powoli się rozpadało. Ja się rozpadałem. Z dnia na dzień. Traciłem wolność. Traciłem duszę. Traciłem to, co wywalczyłem. Moje uczucia wypalały mnie we mnie głębokie dziury. Wszystko zionęło pustką, nicością, rozpaczą.
    Cierpienie pożerało mnie od środka. Złość trawiła moje serce. Ból rozrywał moją egzystencję. Nienawiść odbierała mi życie. Już nic nie jest dobrze. Nigdy nie było i nigdy nie będzie.
- Pozwolisz, żeby strach przed konsekwencjami odebrał ci resztki człowieczeństwa? – usłyszałem łagodny głos przyjaciela – Zastanów się, co właściwie teraz robisz. Myślałeś, że to będzie takie łatwe? Że wszystko spłynie po tobie i nie pozostawi żadnych ran i blizn? Żadnego bólu? Droga obrońcy świata nie jest usłana różami, a najgorszymi cierniami. Musisz poznać to cierpienie, tą złość, ten ból i tą nienawiść, żeby wiedzieć, co tak naprawdę wywalczyłeś. Uratowałeś życie smokom i ludziom. Uratowałeś coś, czego nie otrzymuje się drugi raz. Dałeś im możliwość do życia, do cieszenia się, do spełniania marzeń. Gdyby nie ty, nie mogliby zasmakować tego, co jeszcze przed nimi. Uwierz w to, co masz przed sobą. Niestety nikt nie zabierze ci tego, co musiałeś przejść. Tych wszystkich bolesnych i przykrych wspomnień. Ale tak się kształtuje nasze życie. Przez wspomnienia, chwile bólu, grozy i radości. To nas uczy jak żyć. Rano budzimy się spokojni. Podczas tego, co robimy, dajemy z siebie wszystko. Bo przecież mamy tylko jedno życie. Nigdy o tym nie zapominaj, Czkawka.
    Poza granicą wszelkiego bólu, będziemy mogli czuć się szczęśliwi. Teraz jednak musimy iść do przodu i żyć, tak bardzo, jak tylko możemy.


~*~


Byłam, a raczej nadal jestem, wzruszona odzewem pod ostatnim postem. Mimo takiej maleńkiej garstki, poszukałam w sobie dodatkowej siły. Ciut smutnawy, ale wszystko zasługa tej pięknej melodii, którą macie u góry. Dzisiaj oglądałam ten film i może też to pomogło. Jednakże polecam go Wam. Ale najpierw obejrzyjcie serial Kyoukai no Kanata, potem film. 
Dziękuję za wstąpienie na tego bloga.

Mam szczerą nadzieję, że dacie temu rozdziałowi dużo miłości :*

[AKTUALIZACJA] Kołysanka jest wymyślona przeze mnie.

~ SuperHero *-*