poniedziałek, 28 sierpnia 2017

60. Tęsknota zostanie karą.

Pisałam to przy różnych soundtrack'ach i piosenkach, więc łapcie TO <3 


    "Czasami ciężko jest cokolwiek powiedzieć. Przychodzi chwila kiedy nie potrafisz niczego z siebie wydobyć, chociaż serce krzyczy całą swoją siłą. Nie skrzywdź nikogo przed sobą"
Odrętwiałem na słowa Astrid, choć ona tego nie poczuła, gdyż cały czas trzymałem ją w uścisku. Jednak przymknąwszy oczy z gniewem, odsunąłem ją od siebie. Wydawała się maksymalnie zdziwiona moim zachowaniem, choć to ja powinien być zdziwiony i zszokowany.
    Odwróciłem się do niej tyłem.
- Nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz, Astrid – warknąłem przez zaciśnięte zęby. Widocznie moje stwierdzenie spotęgowało jej zdziwienie, ponieważ westchnęła, głośno wciągając powietrze z niedowierzania.
- A-a… ty… – plątała się w wypowiedzi, chcąc cokolwiek mi przekazać. Chce mnie powyklinać do wszystkich bogów? Proszę bardzo – Ty… ty rozumiesz te słowa?
    Teraz jej głos przerodził się w krzyk.
- Astrid, nie utrudniaj tego wszystkiego, proszę cię – zacząłem, ignorując jej pytanie – Chcę…
- Ja mam nie utrudniać?! – przerwała mi soczystym wrzaskiem, natychmiastowo znajdując się przede mną. Mimo łez w oczach patrzyła na mnie z gniewem i nienawiścią, która częściowo przykryta była przez smutek i zawód. Niestety, przy mnie nie zaznała by niczego innego. Dlatego chcę jej tego wszystkiego oszczędzić.
    Położyłem dłonie na jej barkach, ale szybko je strąciła. Złapałem ją w takim razie za ręce nad łokciami i intensywnie spojrzałem jej w oczy. Gniew wojowniczki odrobinę zelżał.
- Chcę, żebyś albo raczej nie chcę byś cierpiała – zacząłem, ale widząc w ekspresji dziewczyny chęć do ponownego przerwania mojej wypowiedzi, dodałem szybko – nie przerywaj mi, proszę… Astrid, nie możesz tego zrobić. Nie możesz mnie kochać, rozumiesz? Tak nie może być. Mnie… mnie się nie powinno kochać, albo raczej nie ma powodu, żeby pokochać kogoś takiego jak ja… Masz przed sobą całe życie, więc nie powinnaś go zmarnować z kimś, kto przez dotychczasowe lata swojego życia spędzał czas ze smokami. Ja nie potrafię przebywać z ludźmi, dlatego chcę ci tego oszczędzić. Wiem, że znajdziesz kogoś bardziej odpowiedniego niż ja. Kto będzie z tobą rozmawiał wieczorami, spędzał dnie i noce, spacerował, wychowywał dzieci… Nie pozwolę ci zaprzepaścić swojej szansy na lepsze i szczęśliwe życie – dokończyłem, puściłem jej ręce i odszedłem w stronę Szczerbatka. Bolało mnie serce, chociaż nie tak bardzo, jak wtedy kiedy usłyszałem cichy szept blondynki:
- A, co jeśli tylko przy tobie jestem szczęśliwa?
    Zatrzymałem się, patrząc prosto w zieloną trawę. Podniosłem wzrok i spojrzałem na Astrid. Stała spokojnie, jasnymi włosami bawił się przyjemny wietrzyk, a jej delikatna twarz otoczona była przez przeźroczyste łzy. Kapały nieustannie, gdy mrugała powiekami i przecierała lazurowe spojrzenie. To coś, co non stop uderza wewnątrz mnie i pozwala mi żyć, zostało roztrzaskane na ten widok. W moich oczodołach również zakręciły się łzy. Nie myśląc o swoich poprzednich słowach oraz nakazach, pobiegłem zamknąć to trzęsące się ciało w mocnym uścisku.
    Prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz dałem upust emocjom i cisnącym się ciepłym łzom przy Astrid. Czułem jak drży tuż przy mnie, ociera słoną ciecz z twarzy oraz mocniej zaciska palce na moich plecach. Nie chciałem doprowadzić jej do tego stanu. Wolałem, żeby nienawidziła mnie całą duszą i dała sobie szansę na spokojniejsze, radośniejsze życie beze mnie. Miłość do mojej osoby to sytuacja, która nigdy nie powinna się zdarzyć, albo która nigdy nie powinna mieć miejsca. Szczerbatek jest małym wyjątkiem tylko ze względu na to, że kocham go jak najlepszego przyjaciela, brata, jak rodzinę. W moim sercu nigdy nie zagościła miłość romantyczna i nigdy tego nie chciałem. Nie chciałem również zniszczyć uczucie innej, ponieważ, ponieważ to całkowicie nie w moim stylu.
    Ale Astrid? Po niej nigdy bym się nawet nie spodziewał, że zakocha się akurat we mnie, że będzie chciała spędzić ze mną wszystkie lata, będzie chciała żyć, śmiać się, płakać i umierać ze mną. To nie powinno się nigdy wydarzyć. Jej dobre, na nowo uleczone serce, nie może darzyć uczuciem takiego potwora. Jestem potworem. Jestem obrońcą smoków. Od początku zostałem skazany na samotne życie z przyjacielem u boku – jedyną istotą, która będzie potrafiła mnie zrozumieć.
    Więc dlaczego Astrid przełamała wszystkie przeciwności i stoi tu przede mną, otwiera serce, daje uczucie, chociaż wie, że ja nie mogę podarować jej tego samego?
- Czkawka, błagam cię, powiedz coś – usłyszałem jej zduszony szept. Przejechałem dłonią po jej złocistych włosach, które pachniały oceanem i głębią lasu. Zacisnąłem wargi, myśląc nad tym, co zrobić. Przecież powinna zdawać sobie sprawę z tego, że nie zapewnię jej życia o jakim marzy.
- Astrid – zacząłem, przez co podniosła głowę do góry. Opuchnięte od płaczu oczy wpatrywały się we mnie z nikłą gałązką nadziei, którą bez problemu można było złamać i spalić. Pragnąłem tego w ogóle nie robić, ale czy potrafię? – Nie mogę stanąć na twojej drodze do normalnego życia. Na tym to skończymy. Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale zapomnij. Proszę, zapomnij, że w ogóle istniałem, że spędziliśmy razem tyle dobrych i złych chwil. Wyrzuć z umysłu całą pamięć i wszystkie wspomnienia, które w jakimś stopniu mówią ci o mnie. Jesteś silna. Jesteś Astrid Hofferson. Dasz radę to zrobić – przejechałem ręką po jej delikatnym policzku, wycierając resztki łez z tej jasnej skóry. Puściłem trzymane malutkie dłonie i odszedłem na krok – Więcej razy się nie zobaczymy. Żegnaj, As.
    Po moich policzkach ponownie spłynęły łzy, gdy wypowiadałem ostatnie słowa w jej stronę. Nie wiedziałem, że pożegnanie będzie, aż tak bolesne. Moje serce pękło definitywnie i nie zamierzało się już nigdy uleczyć.
    Nie zdążyłem zrobić następnego kroku, gdy nagle w ziemię zaczęły wbijać się strzały. Spojrzałem ze strachem na blondynkę, która w ostatniej chwili uniknęła śmierci od lecącej broni. Szczerbatek w mig skoczył ku nam i ochronił nas swoim wielkim skrzydłem. Kiedy tylko deszcz strzał się skończył, ujrzeliśmy całą armadę uzbrojonych Berserków z ich przywódcą na czele. Sterczące, krótkie włosy, szrama na twarzy, szalony błysk w oczach. Gdzieś go już widziałem… Ta twarz to twarz mojego niedoszłego mordercy. Czyli to jest Dagur!
    Astrid, jak na zawołanie, schowała się za mną, a ja przybrałem stanowczy i przerażający wyraz twarzy, pozbywając się resztek łez. Wyprostowałem się, uważnie oglądając ich wszystkich, ale najbardziej swój wzrok skupiłem na Dagurze. Standardowy uśmieszek zdobił mu twarz, aż nie zmienił się w grymas pełen gniewu i nienawiści. Kiwnął ręką na jednego ze strażników, a on podszedł w naszą stronę i próbował złapać w swoje spocone łapy Hofferson. Próbował, gdyż Mordka szczególnie mu to utrudnił.
- Nie, spokojnie Szczerbek – powiedziała do mojego smoka i z własnej woli poszła w stronę żołnierza, który chwycił ją mocno za rękę i poprowadził w stronę Dagura. Chciałem zaprotestować, choć w niebieskich oczach ujrzałem zdecydowaną prośbę, bym jednak został.
- Tak lepiej – rzucił zgryźliwym tonem Berserk – A teraz! Astrid Hofferson, co ty do cholery wyprawiasz? – wrzasnął na blondynkę i nie zważając na to, że jest kobietą, uderzył ją silno w policzek, przez co upadła na twarz. Widząc to natychmiast rzuciliśmy się na ratunek, jednak od razu w naszą stronę zostały wycelowane miecze i topory.
- Nic mi nie jest – wyszeptała, podnosząc się i trzymając za czerwoną lewą część twarzy. Wiedziałem, że tak nie jest, ale nie mogłem nic zrobić. Dlaczego pozwoliłem nam tu zostać? Dlaczego pozwoliłem jej tu zostać?
- Chyba nie chciałaś mnie zdradzić, prawda? – zapytał Dagur, chwytając ją za włosy, żeby spojrzała mu w twarz. Jej oblicze oblała teraz fala bólu, przez co moje serce znów mnie zabolało, ale ledwie pokiwała przecząco głową – Dobrze – odparł i popchnął dziewczynę na ziemię – W takim razie, Astrid z rodziny Hoffersonów, z klanu Wandali, z wyspy Berk, zostajesz skazana na śmierć za umyślną próbę zdradzenia swojego przyszłego męża i złamania sojuszu pomiędzy naszymi klanami. Wyrok odbędzie się jutro o zachodzie słońca.
    Zacisnąłem pięści ze wściekłości, gdy słyszałem jego słowa. Podły, okropny potwór! Astrid zaczęła płakać jeszcze bardziej, gdy usłyszała swoje zarzuty. Jednak ja nie mogłem tak tego zostawić. Nie pozwolę jej zabić!
- WYSTARCZY! – wrzasnąłem z całej siły, skupiając uwagę wszystkich na mojej osobie – Dosyć tego! Nie zabijesz jej! – Na moje słowa usłyszałem tylko śmiech Dagura.
- Naprawdę? A co zrobisz? – drwił ze mnie i dalej krztusił się śmiechem – Nic nie możesz zrobić – dodał, gdy się uspokoił. Spojrzałem na niego z wyzwaniem.
- Zajmę jej miejsce – odparłem, a wszyscy spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Astrid zaczęła kręcić głową, żebym tego nie robił, ale ja miałem swoje zdanie na ten temat. Ten jeden raz będę lepszym człowiekiem, ten jeden raz pokażę, że znaczę coś więcej, ten jeden raz uchronię ją od cierpienia, ponieważ nie pozwolę jej skrzywdzić po raz drugi.
- Zrobisz to? A kim ona dla ciebie jest skoro weźmiesz jej karę? No kim? – drążył temat Dagur. Widocznie nie przeszkadzał mu ten pomysł. Dla niego będzie ważne, że kogoś zabije. Kto będzie ofiarą już za bardzo go nie obchodzi.
- Astrid jest... Hmm, bo Astrid – zacząłem i mój wzrok spoczął na blondynce, która swym jasnym spojrzeniem, błagała bym tego nie robił. Dzięki temu poczułem spokój w sercu, a mój ból częściowo zelżał – To moja Milady.
    Na moje słowa Hofferson przestała robić cokolwiek, a tylko słona ciecz jeszcze bardziej toczyła się po zaczerwienionych policzkach. Lekko uśmiechnąłem się na ten widok. Nareszcie będzie wolna, nareszcie będzie bezpieczna, nareszcie się ode mnie uwolni i od tej miłości, która by ją zabiła.
- W takim razie nie mam zastrzeżeń – powiedział Dagur, czym skupił moją uwagę – Wyrok o tej samej porze, pasuje…
- Poczekaj – przerwałem mu – Chcę, żeby Astrid mogła wrócić bezpiecznie na Berk i żeby sojusz pomiędzy Berserkami, a Wandalami został zachowany – czekałem na jego reakcje. Co prawda stawiałem dość mocne warunki, ale kto by nie chciał legalnie zabić samego Smoczego Jeźdźca? Proszę was!
- Nie chcesz za wiele za swoja śmierć? – dopytał wódz.
- Każdy mój wróg wyśle ci złoto i listy z podziękowaniami za to, że zabiłeś mnie, Smoczego Jeźdźca. Jeszcze nikomu się to nie udało, więc dodatkowo twoja wyspa zdecydowanie zyska na znaczeniu na tle innych. Widzisz, nawet Berk nie udało się mnie zabić, choć też tam miałem wyrok. To jak? Umowa stoi? – wiedziałem, że moje słowa go przekonały, chociaż nie chciał tego po sobie pokazać.
    Bił się z myślami jeszcze przez kilka sekund, aż w końcu podszedł do mnie i kiwając twierdząco głową, uścisnął moją dłoń.
- Przygotujcie łódź dla Hofferson i list z wyjaśnieniami dla Stoika, a Jeźdźca i Nocną Furię wtrąćcie do skalnego więzienia przy zachodnim klifie – wydał rozkazy Dagur, a ja natychmiast zatrzymałem się myślami przy swoim ojcu. Czyli nie wie, że Stoik nie żyje, pomyślałem w duchu.
    Pośród tego całego zamieszania spojrzałem na Astrid, która wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. Uśmiechnąłem się w jej stronie, przez co ona podeszła do mnie bliżej. Dotknęła mojej ręki.
- Nie rób tego, nie możesz – wyszeptała łamiącym się głosem
- Cii, nie bój się – przykryłem jej dłoń, swoją – Warto było to zrobić.
    Zamilkła. Patrzyłem jej w oczy dopóki trójka Berserków nie chciała nas związać. Pokazałem im ręką, że sami pójdziemy. Ostatni raz spojrzałem w wypełnione łzami lazurowe oczy i odszedłem wraz z Mordką za strażnikami do zachodnich więzień.
    Nasze ostatnie wymienione zdania – nie zapomnę ich do końca życia.


*Astrid*
    Stałam tam i patrzyłam na jego plecy, jak odchodził. Odchodził ode mnie. Przyjął moją karę i był z tego zadowolony. Zostawił mnie, nie chciał bym umarła. Ocalił moje nędzne życie. Pozwolił żyć, dał szansę na szczęście. Ale czemu tylko przy nim moje szczęście nabierało kolorów i naprawdę nazywało się szczęściem?
    Nie chcę żyć z tym wszystkim. Z tą świadomością, że odbędzie moją karę. Moje życie zostało oszczędzone z jego woli. Zwrócił mi wolność. Pragnął, bym zapomniała. Jednak czy teraz, po tym co zrobił, będę potrafiła to zrobić? Błagam, obudź mnie. Zaczaruj czas, ocal jego duszę. Nie potrafię porzucić tego uczucia. Uczucia, które mocno skrywane, nareszcie doznało słońca. Chciał mnie o tego uwolnić. Od uczucia, które by mnie zabiło.
    Ja… nie potrafię z ciebie zrezygnować.


~*~


Witajcie #DragonsRiders <3 
Przybywam z rozdziałem i jestem z siebie mega zadowolona, że dałam radę tak szybko napisać nexta! Chyba po prostu wystarczy usiąść i go napisać. Cała filozofia, hihihhi ^^ 

Jejku 60! Kochani, wszystkiego najlepszego z okazji jubileuszowego rozdziału! Tak Wam mocno dziękuję, że jesteście ze mną, chociaż wiele z Was już nie komentuje. Ja czuję, że gdzieś tam, pomiędzy literkami, wciąż jesteście! Bardzo Wam dziękuję za wsparcie jakie otrzymuję, za miłość, za te wszystkie słowa. Jesteście naprawdę wspaniali <3 Cieszę się, że mogę Wam dzisiaj podarować ten rozdział. Kocham Was mocno <3 
W ogóle 60 rozdział, a na liczniku ponad 59K wyświetleń :* Czym sobie zasłużyłam? Głupio prosić, ale dacie radę, by przeskoczyło na 60K? Albo zapomnijcie, i tak jesteście kochani <3 

Rozdział 60. dedykuję swoim najlepszym i najwspanialszym czytelnikom pod słońcem. DZIĘKUJĘ <3 

Miałam pisać info odnośnie mojego pomysłu, ale to niedługo, gdyż mam też inny pomysł i czekam na jego realizację, także wszystkiego dowiecie się na dniach. Postaram się jak najszybciej o tym Was powiadomić. Oglądajcie "Aktualizacje" ^^

Niedługo szkoła.. mehh, trzymajmy się!!!  

~ SuperHero *-*

poniedziałek, 10 lipca 2017

59. Uczucia głęboko tłumione.

SOUNDTRACK


    "Szczere łzy kapiące na bladą skórę i czarne łuski. Ostatnie krople krwi we wspólnych żyłach. Pot na zmęczonych ciałach. To właśnie znaczy mieć przyjaciela i potrafić żyć razem z nim"
Szczerbatek jak zawsze miał rację.
    Mimo przeciwności, wciąż musimy iść do przodu. Mimo bólu, musimy ciągle się starać. Mimo wszechogarniającej bezsilności, musimy odbić się od dna. Mimo nienawiści, musimy uśmiechać się do siebie. Mimo cierpienia, musimy patrzeć w stronę jutra. Mimo braku chęci, musimy zacisnąć zęby. Mimo samotności, musimy wyrzec się wszelkich więzów. Mimo smutku, musimy mocno wierzyć. Mimo łez, musimy nieustannie walczyć.
    Choć zostało nam tyle do zrobienia, choć pragniemy już odlecieć na zawsze, musimy dokończyć wszystkie sprawy. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko ponownie zderzyć się z przeszłością i spróbować wreszcie zaprowadzić pokój. Musimy spróbować. Takie jest nasze przeznaczenie. Taka jest nasza droga. Choć trudna, wymagająca, bolesna – musi taka pozostać.
    Wziąłem do ręki pamiętnik dziadka. Mierzyłem go wzrokiem bardzo długo, ciągle się zastanawiając. Czy dobrze robię? Czy na pewno powinienem to czytać? Muszę poznać jego słowa? Popatrzyłem na Szczerbatka, którego spokojny wzrok, dodał mi odwagi.
- Wiesz, że musisz tak postąpić, prawda? – powiedział do mnie, co niestety musiałem potwierdzić. Jeśli naprawdę chcę się odciąć od Berk i zakończyć wszystko, muszę to przeczytać. Mimo tej niechęci.
    Otworzyłem na pierwszej stronie.
Berk, 30 dzień 12 miesiąca roku 551.
Mały właśnie się urodził. Jakie szczęście! Biedna Valka strasznie się namęczyła. Wszyscy okropnie się bali. A w szczególności Stoik. On już nie mógł na miejscu usiedzieć. Ciągle chodził po sieni, przez co denerwował Gothi i skończyło się na tym, że został wyprowadzony z pomieszczenia przez Pyskacza…
    Ominąłem fragment traktujący o moim narodzeniu. Naprawdę nie chce wiedzieć jak to oni wszyscy chcieli mojego przyjścia na świat. Wolę sobie tego oszczędzić. Przewertowałem dwie strony.
Berk, 20 dzień 1 miesiąca roku 552.
Smoki. Okropne bydlaki znowu nawiedziły naszą biedną wioskę. Wytrzymać nie można z nimi. Spokój był przez cztery miesiące to musiały przylecieć. Akurat wybudowaliśmy kilka nowych domów, to musiały je zniszczyć. Rozwaliły, zabrały owce i zabiły nam jednego wikinga. Niech Bogowie przyjmą cię z radością, Sterjenie. Nie wiem jak mamy dalej z nimi żyć.
    Szkoda, że teraz nie widzą, co wyczynia ten mały Czkawek. Szaleje z najlepszym przyjacielem, który jest… smokiem!
Berk, 4 dzień 5 miesiąca roku 552.
Czkawka daje mi dużo radości, mimo moich lat. Jestem zmęczony życiem, ale czekam na swoją koleją, by w walce zginąć i jak na wikinga przystało, odejść w pełnej chwale. Na horyzoncie brak jakichkolwiek nieprzyjaciół. Wandalowie mogą spać spokojnie. Zobaczymy na jak długo.    Uśmiechnąłem się delikatnie nawet tego nie kontrolując. Czy jedno zdanie zdołało wzbudzić we mnie takie emocje? Mimo to, doskonale potrafią kłamać.
Berk, 25 dzień 8 miesiąca roku 552.
Stoik wybrał się na poszukiwanie Smoczego Leża. Czkawka rośnie i ciągle się uśmiecha, a Valka chodzi taka przygnębiona. Nie wiem doprawdy jak dowiedzieć się, co gryzie tą dziewczynę. Maskuje swoje myśli sztucznym uśmiechem i ucieka na spacer z małym. Chciałbym jej jakoś pomóc. Cokolwiek. Żeby tylko mogła jak dawniej cieszyć się życiem, synem, wioską.
    Sam nie wiem, co się działo. Może przeczuwała, że coś się stanie? Spojrzałem na Szczerbatka, który zasnął pod moimi nogami, potem na zachodzące słońce i szumiące fale. Zamknąłem dziennik. Za dużo jak na jeden raz, pomyślałem i położyłem głowę tuż obok przyjaciela, wdychając zapach morskiej bryzy.
    Czy dobrze zrobiłem?


*Astrid*
    Spacerowałam po lesie. Patrzyłam na liście drzew, lecz myślami byłam całkowicie gdzie indziej. Jak tam życie na Berk? Czy sobie radzą? Czy wszystko w porządku? Jak wódz, Pyskacz, rodzice? Czy każdy czuje się szczęśliwy? Po mojej ostatniej rozmowie z Dagurem już sama nie wiem, co dokładnie myśleć. W mojej głowie powstał mętlik. Czy jest on dobry, czy zły? Powinnam mu pomagać? Czy będę potrafiła zostać jego żoną?
    Po moim policzku spłynęła mała łza. Muszę odetchnąć. Gdzie iść? Oczywiście, że na klify. Ruszyłam spokojnie ku odpowiedniej części wyspy. Moje włosy miarowo podskakiwały, gdy wciąż przyśpieszałam kroku, ale chciałam zdążyć. Zdążyć na zachód słońca.
    Nad klif doszłam w odpowiedniej chwili. Akurat gwiazda chyliła swe czoło ku spienionej toni oceanu, by upozorować swą śmierć i zniknąć w jego odmętach. Jednak oszukiwała wszystkich, bo po kilku godzinach ponownie wschodziła ponad granatowe wody. Jak ciekawe było to zjawisko. Niby takie zwyczajne, a jednak mające w sobie nieodkrytą głębię i tajemnicę.
    Czy mogłabym ją poznać?
    Siedząc tak i bawiąc się soczyście zieloną trawą, zauważyłam mały punkt na niebie, który z każdą sekundą zbliżał się w stronę wyspy. Przetarłam oczy. Otworzyłam je i zderzyłam się z rzeczywistością. Niebo było czyste, przejrzyste i takie… odrażająco puste. Dlaczego żywiłam nadzieję, że zobaczę sylwetkę czarnego smoka z jeźdźcem na grzebiecie? Czemu mój umysł, serce i ciało, pragnęło wyobrazić sobie akurat jego? Zamknęłam oczy.
    Mocny wiatr zabrał do tańca końcówki moich włosów. Przez chwilę czułam się tak przyjemnie samotna. Jakby sama na świecie. Przyroda tworzyła harmonię, której nie można było w żaden sposób zakłócić. Ciche szelesty mruczące coś na ucho. Ocean szumiący pod stopami. To było jak Valhalla. Jednak w pewnej chwili wszystko zostało przerwane przez ryk dzikich zwierząt z oddali. Otworzyłam oczy.
    Słońce już jedną połową było po drugiej stronie. Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Czułam się jak na Berk. Jak w ukochanym domu.
- Zostań przy mnie, zaczaruj czas. Bym nie musiała odchodzić. Podążaj za mym głosem. Otwórz serce. Moje łzy kreślą drogę. Naprawdę. Czy będę musiała cię długo prosić? Każda sekunda zabiera mi ciebie. Nie rozumiesz, że nie mogę tak wiecznie żyć? Daj mi popłynąć tą łodzią przy tobie. Ogień pali moją skórę, lecz nie przejmuje się. Siły dodaje mi…
- To północe serce – przerwałam gwałtownie swój śpiew, odwracając się w stronę źródła dźwięku.
    Dlaczego mi to zrobiłeś?
- Zachowaj ślad w swym sercu, niech prowadzi cię. Pozostałość po zmarłych wciąż otula mnie. Każda kropla na twej twarzy jest jak lodowaty miecz. Jednak północne serce ogrzewa mnie. Zostaje przy mnie, bo nie może inaczej. Chodź, popłyniemy dalej. Kawałek oceanu będzie niczym w porównaniu z tą głębią świata. Moje serce nie żyje, więc będzie tylko twoje. To północne serce – dokończył piosenkę, wlepiając we mnie te swoje zielone spojrzenie.
    Czułam na policzkach nowe łzy. Nie wiedziałam, co zrobić. Podejść, uciec, zacząć krzyczeć, przeklinać jego istnienie?
- Nigdy nie słyszałem jak śpiewasz – odezwał się pierwszy, co niewątpliwie pomogło mi w moim wewnętrznym monologu. Z jego obojętnego, trochę smutnego tonu, nie mogłam wyłapać jaki miał nastrój. Postanowiłam zrobić to samo.
- O tobie mogę to samo powiedzieć – odparłam z udawaną obojętnością. Rzecz w tym, że słabo mi wyszło przez te łzy, ale niestety nie miałam takiej wprawy jak on.
    Wstał z ziemi. Smok ułożył się w wysokiej trawie i zasnął. Podszedł w stronę klifu. Usiadł blisko mnie, wzdychając i patrząc w stronę słońca. Zostało go już tak niewiele. Zaraz zniknie i będę musiała czekać na nie, aż do następnego dnia. Czemu mnie opuszcza?
- Zostałaś – szepnął spokojnie, nie odwracając wzroku od mieniącego się zbiornika wodnego. Jego twarz była spokojna, opaska na lewym oku, którą dopiero, co zauważyłam, odrobinę mnie zaintrygowała, ale nie chciałam na razie o to pytać. Bądź, co bądź, dziwny był fakt, że przyleciał, że mogę z nim porozmawiać. Tak na spokojnie.
- Nie miałam wyboru – odszepnęłam, wycierając oczy rękawem szarego swetra. Również patrzyłam na ocean. Może taki sposób rozmowy był dla nas najkorzystniejszy? Żebyśmy nie musieli patrzeć na siebie, w swoje oczy. Oboje mieliśmy wolną rękę.
    Przejechał palcami po włosach. Zauważyłam, że miał je strasznie poczochrane, zapewne przez wiatr. Naprawdę prosiły się o grzebień.
- Wybór jest zawsze – zauważył, przełykając ślinę. Podrapał się w szyję, zostawiając na niej cienkie, różowe ślady.
- Może dla ciebie – powiedziałam niemal od razu, odwracając wzrok w bok.
- Nie – zaprzeczył, łapiąc mnie za dłoń przez, co spojrzałam na niego – Ty również go miałaś, tylko nie potrafiłaś z niego skorzystać – Puścił mnie i wstał.
    Zrobił kilka kroków w stronę smoka. Jednym dotknięciem w ucho wybudził przyjaciela ze snu. Odwrócił się jeszcze na chwilę do mnie.
- Było… nawet miło – powiedział i otworzył usta ponownie jakby chciał coś jeszcze dodać, ale ostatecznie je zamknął. Odwrócił się znowu i wsiadł na smoka.
    Chciałam go zatrzymać, ale czy potrafiłam?
- Zaczekaj – zaledwie poruszyłam wargami, a on w sekundę znieruchomiał. Delikatnie wyprostował głowę, rzucił rozbudzonemu smokowi zdziwione spojrzenie, podrapał się w czoło, przejechał palcami po włosach, niesłyszalnie kąciki jego ust leciutko powędrowały ku górze.
    Zaczęłam panikować. Dlaczego go powstrzymałam? Co jeszcze chcę mu powiedzieć? Chcę… uciec?
- Co tam? – powiedział najradośniejszym tonem jaki kiedykolwiek od niego usłyszałam. Momentalnie zbił mnie z tropu, przez co w pierwszej chwili tylko patrzyłam na niego, jak jakaś idiotka. On za to w sekundę później znalazł się przy mnie, położył swoje lodowate ręce na mojej twarzy i ze spokojem wpatrywał się w moje niebieskie oczy.
    Z braku pomysłu na jak najbardziej bezsensowne zdanie, przymknęłam oczy i oparłam czoło o jego usta i podbródek. Spiął się nieznanie, lecz po chwili złożył delikatny pocałunek na moim czole, co zdecydowanie było jakby muśnięcie skrzydłami motyla. Złapałam go za ramiona, lekko je ściskając. Poczułam, że się uśmiecha i obejmuje mnie rękami za szyję. Ja natomiast otuliłam jego talię swoimi ramionami, całkowicie chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.
    Poczułam się naprawdę bezpieczna. Jak jeszcze nigdy do tej pory, w całym swoim życiu. Bez pośpiechu wzdychałam jego zapach, który był mieszanką doskonale mi znaną. Powietrze, las, morze, trochę kwiatów. Nie mogłam przestać się lekko uśmiechać, gdy obejmował mnie z niezwykłą czułością, co zdecydowanie nie pasowało do jego chamskiego i chłodnego wizerunku. Miałam niezwykłą ochotę zostać w tej pozycji, choćby i przez resztę swojego nędznego życia. Kilka chwil z nim od razu poprawiło mi nastrój oraz na pewno było to nasze pierwsze spotkanie bez jakiejkolwiek kłótni. Pierwszy raz tak o tym wszystkim pomyślałam.
    W przypływie tych zbawiennych kilku minut poczułam prawdziwe szczęście i bezpieczeństwo. To czego oczekiwałam, czego pragnęłam, odkąd opuścił mnie wtedy na tej łodzi, gdy zostawił mnie na pastwę losu dzikich Berserków, od naszego ostatniego spotkania. Teraz czułam to wszystko. Czułam swoje uczucia, które płynęły harmonijnie łącząc się z moimi myślami, emocjami i biciem jego serca. Słyszałam swoją duszę, która podpowiadała mi jedno zdanie, otoczone tym wszystkim, co skrywane było głęboko we mnie, a czego kompletnie nie spostrzegałam. Jednakże teraz wszystko miało swoje odpowiedzi, wszystkie pytania zostały rozwiane, mogłam jedynie się zgodzić lub zaprzeczyć.
    Tylko dlaczego miałabym zaprzeczać?
    Mając tylko tą chwilę w sercu, odważyłam się otworzyć usta i powiedzieć coś, co nigdy nie przyszłoby mi na myśl, nawet w najbardziej absurdalnych myślach.
    To była moja ostatnia szansa…
- Czkawka…kocham cię.


~*~


Bardzo jesteście źli? Aish, teraz pewnie dalej nie dowierzacie, co się stało, więc tą gadkę zostawię może na potem, jak już całkowicie ochłoniecie. 

Nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa mogąc Wam podarować 59. Proszę, dajcie mu dużo miłości, zważywszy na fakt, że ostatnie 7 akapitów napisałam w przypływie niesamowitej i zbawiennej weny, za którą mocno dziękuję <3 Czułam się taka podekscytowana pisząc tą końcówkę od słów "Zaczęłam panikować (...)", że nawet sobie tego nie wyobrażacie. Ogromnie się cieszę! Mam nadzieję, że i Wam, kochani #DragonsRiders, przypadnie ten rozdział do gustu.

Wiecie, że następny jest jubileuszowy? 60 to spora liczba, dalej nie wierzę, że już przez tyle czasu jesteście ze mną, ciągle mnie wspieracie i oczekujecie na rozdział, mimo, że nawalam z terminami. Ale teraz wszystko się unormowało, bo zdałam wszystkie egzaminy, wyniki gimnazjalne i wszelkie świadectwa odebrałam z uśmiechem, a moje serce dodatkowo się uradowało, wiedząc, że mam już posadkę w następnej szkole i wasza Hero od września będzie dumną uczennicą liceum na kierunku polonistyczno-społecznym (sama to wymyśliłam, wiec ciiiicho, ogólnie to profil pol-wos, jakbyście nie skojarzyli). Naprawdę sporo czasu zleciało, bo gdy zaczynałam to opowiadanie byłam w połowie pierwszej gimnazjum, a teraz już za jakiś czas wstąpię do liceum ^^ Jestem tym zaskoczona i oszołomiona, ale czasu nie damy rady zatrzymać. Tak więc po prostu chciałam mocno Wam wszystkim serdecznie podziękować. Nie pamiętam każdego z imienia czy nicka, a szukanie Was po całym blogu byłoby dość męczące, dlatego dziękuję Was wszystkim i każdemu z osobna za słowa, wsparcie, niesamowite wspomnienia, radość, szczęście, łzy i dumę, czego dokonałam dzięki Wam! Wszystko zawdzięczam Wam i dlatego naprawdę strasznie się cieszę, że znajdą się tu jeszcze jakieś osóbki, które na mnie czekają! Jestem Wam najbardziej wdzięczna i możecie być pewni, że kocham Was całym swoim serduchem <3

Ogólnie wymyśliłam nowy sposób pisania i tego bloga i wszystkich przyszłych moich projektów, ale notka o tym pojawi się gdzieś na dniach, więc możecie jej oczekiwać ^^

Myśląc o przyszłych projektach, których jest naprawdę dużo (w telefonie mam zapisanych ponad 60 projektów różnej maści, więc nie będziecie narzekać na brak czegoś do czytania), myślę o końcu tej historii. Jak zapewne wiecie zbliżamy się do końca tego opowiadania. Nie wiem ile jeszcze będę chciała napisać tych rozdziałów, ale na pewno jest bliżej niż dalej. Po tym rozdziale będę musiała jeszcze wszystko przemyśleć, bo szykuję na pewno jedną dłuższą akcję, a po niej będzie już koniec, bo to będzie wszystko, co będę chciała zawrzeć w tej historii. Jeśli to wszystko odnośnie końca się zacznie, będę pisać przed rozdziałem, że to jest już finałowa akcja ^^ No i masło jest maślane, a orzechy orzechowe, wiec jupii :) 

Zaraz notka będzie dłuższa niż rozdział, tak więc już kończę. Nie zapomnijcie o podlinkowanej muzyce, przesyłaniu miłości 59., wypatrywaniu notki w tym tygodniu, komentarzach, oraz wielkiej miłości skierowanej do Was ode mnie <3 

Jeszcze raz Wam dziękuję i przepraszam za tą nieobecność. Kocham Was mocno <3 

~ SuperHero *-*

P.S. Piosenka śpiewana przez Czkawkę i Astrid jest mojego autorstwa ^^

niedziela, 30 kwietnia 2017

"Wśród opadających płatków kwiatów..." - 2 urodziny!

BTS - EPILOGUE: Young Forever - włączcie to, proszę...


O matko, jaka ja jestem beznadziejna. 
Zapomniałam o urodzinach tego bloga...
Naprawdę możecie mnie zabić, proszę...
Ale życzę sobie, co najmniej roku na tym blogu, bo sądząc po mojej wenie do pisania, tyle zejdzie... 
Przepraszam Was, że nie pojawiło się nic takiego rocznicowego...
Naprawdę, nawet nie mam żadnego OS'a związanego z JWS...
No chyba, że chcecie z FT, ale to nie to samo...
Naprawdę mi głupio...
Jestem okropna...
Wiem o tym...
Ale mimo to, to na koniec życzę sobie takich cudownych czytelników jakich mam teraz...
Moich słodkich #DragonsRiders'ów :3
Naprawdę kocham Was wszystkich całą swoją duszą <3 
Nigdy nie zapomnę ile dla mnie zrobiliście...
To również Wasze urodziny...
Bądźcie zdrowi moi cudowni *-*

- Zrobiłam takie coś, nawet nie potrafię tego nazwać, ale to zdjęcie przywodzi mi na myśl cudowny tekst, który jest akurat w tej piosence (z której jest to zdj) - dlatego daje to :* Tak samo jak kocham ich, tak samo WAS <3 


"Nawet jeśli upadnę i się zranię
Bez końca będę biegł w stronę swoich marzeń" 

- BTS *-*

To zdanie uświadomiło mi, że jeszcze wiele przede mną porażek i potknięć, ale bez względu na wszystko, muszę ciągle biec w stronę swoich marzeń. Dlatego się nie poddam i będę cały czas pracować, żeby móc WAS uszczęśliwić <3 

DZIĘKUJĘ WAM ZA TE DWA LATA TEGO BLOGA <3 

~ SuperHero *-*

sobota, 1 kwietnia 2017

[FAKE]59. Czyny wytłumaczy płacz.[FAKE]

    "Szczere łzy kapiące na bladą skórę i czarne łuski. Ostatnie krople krwi we wspólnych żyłach. Pot na zmęczonych ciałach. To właśnie znaczy mieć przyjaciela i potrafić żyć razem z nim"
Szczerbatek jak zawsze miał rację.









Co jest?










Nie ma tekstu? 



















PRIMA APRILIS MORDECZKI <3 



........







CZY TEN MEM NIE JEST GENIALNY? :D 
zrobiłam go na szybko, ale jest to bardzo true <3 


Jeśli chcecie mnie zabić, okay, ale ostrzegam, że nie dowiecie się jakie będzie zakończenie historii. Rozważcie tę kwestię i uśmiechnijcie się, bo już jest najzabawniejszy dzień w roku. Spędźcie go miło i przyjemnie. 
Prawdziwy 59. przyjdzie jak już będzie gotowy, więc czekajcie na niego! Jeśli będzie się spóźniał, wybaczcie mi to, aczkolwiek piszę egzaminy za 2-3 tygodnie (wg moich nauczycieli już za 1,5 tyg), więc muszę się skupić na nauce. Mam nadzieję, że dacie radę poczekać. Ja będę mocno oczekiwać na dzień, żeby móc skończyć 59. i móc go Wam pokazać. 
Nie będziemy się raczej widzieć przed świętami, więc życzę Wam byście spędzili czas z rodziną lub samotnie, pomyśleli i dobrze odpoczęli. Ważne. UŚMIECHAJCIE SIĘ. To pomaga na wszystko. Pysznego jajka i mokrego dyngusa, ale ostrożnie z tą wodą. Pamiętajcie o swoim zdrowiu. 


DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ! <3 
i dziękuję serdecznie za ponad 50K wejść - jestem oszołomiona <3


~ SuperHero *-* aka WESOŁY KATION, który tak perfidnie zażartował sobie ze swoich kochanych czytelników xD

sobota, 11 marca 2017

58. Słowa warte zapamiętania.

SOUNDTRACK


    "Dziś ochotę miało się płakać, mimo przeciwności losu. Każdy oczekuje uśmiechu na straconej twarzy, jednak nikt nie może go zapewnić"
Usiadłem przy jeziorze pośród trawy, tam gdzie się poznaliśmy. Krucze Urwisko. To było miejsce wielkiej zmiany. Zmiany mojego życia, zmiany życia smoka, zmiana życia całego świata. Niby tylko zwykła kotlina, otoczona skałami z kilkoma drzewami. Niby nic, a jednak coś. Coś, co pozwoliło dwóm odmieńcom odnaleźć wspólny język. To był nasz wspólny początek. Początek naszej drogi, usłanej cierpieniem, szczęściem, bólem, radością i bezgraniczną miłością.
    W dłoniach trzymałem czarny pamiętnik ze skóry Nocnej Furii. Po raz kolejny musiałem walczyć z przeszłością. Od nowa prześledziłem krótkie wspomnienie jeszcze sprzed kilku godzin.
    Ami oderwała się ode mnie, otarła wszelkie łzy, choć jej szczęście, tak mocne, nie pozwoliło na brak słonych kropel. Usiadłem przy biurku naprzeciw jej miejsca, gdy poszła zaparzyć dodatkowy kubek herbaty. Przeglądnąłem papiery jakie aktualnie czytała, potem przeszedłem wzrokiem po książkach wręcz wypadających z tak małych półek i szafek. Moją uwagę przykuło coś czarnego na jednym regale, ale nie zdążyłem na to spojrzeć, gdyż kobieta wróciła z tacą w dłoniach. Wręczyła mi gliniany kubek, a talerzyk z ciasteczkami odłożyła na miejsce papierów, które szybkim ruchem dłoni, zrzuciła do koszyka.
    Dziwne to było. Siedzieć z dawną opiekunką, popijać ziołową herbatę, zajadać się zbożowymi ciasteczkami. Mój powrót do Berk i tymczasowy pobyt różnił się całkowicie od tego, jaki układałem w głowie. Albo raczej w ogóle się nie różnił ponieważ nie zamierzałem nigdy tu wracać, a tym bardziej zostawać na dłużej niż kilka minut. Spojrzałem na smoka, który odrobinę zmęczony tymi spacerami, ułożył się pod moimi stopami. Sądzą po minie Ami, raczej jej to nie przeszkadzało. A nawet myślę, że wręcz przeciwnie. Wypełniała ją radość.
    Popatrzyła mi w oczy, tak jak jeszcze nikt tutaj. Z przerażającą przenikliwością i nieskrywaną ciekawością. Widocznie nie pozbyła się tego wzroku z czasów mojego dzieciństwa, a widocznie podstępnie go wykorzystywała, żeby dowiedzieć się tego, czego potrzebuje. Ale czy byłem tym małym chłopcem sprzed lat, który przyciśnięty do ściany, wypaplał by wszystko? Czy coś się zmieniło? Czy ja się zmieniłem?
    Nie odezwaliśmy się jeszcze przez dobre siedem minut. Tylko wpatrywaliśmy w siebie tocząc zacięte walki na spojrzenia. Spojrzenia, które wymieniały się starymi wspomnieniami i szczęśliwymi chwilami. Nie zabrakło tam również straty, bólu, żalu. Przeszłość przewijała się z teraźniejszością i teraz była tylko drobną kropelką na oceanie ulgi, spowodowanej powrotem i rozerwaniem grubej nici tęsknoty. Wrażliwość jej fiołkowych oczu dawała odczucia, że nigdy nie przestała wierzyć w mój powrót. Wiara była namacalna w silnym spojrzeniu, z pozoru cichej i delikatnej opiekunki, która odzyskała utraconą nadzieję. Czy naprawdę zbyt pochopnie oceniałem ludzi?
    Wreszcie kobieta sięgnęła do regału, wzięła ową czarną rzecz i położyła przede mną, oczekując mojej reakcji. Czarny, oprawiony w skórę z łuskami pamiętnik z brązową pieczęcią i krańcami obszytymi złotą nicią. Nocna Furia. Igła nienawiści wbiła się w moje serce, gdy poczułem ten ból za straconym zwierzęciem i jego mocną więź ze mną. Miał duszę, miał wolę, miał siłę, miał chęć. Smok, który pragnął żyć, został tak bardzo boleśnie przekonany, że niestety nie mógł decydować o swoim losie. Ktoś przypieczętował jego żywot. Wypisał w kartach historii ten pamiętny dzień.
    Serce mocno ścisnęło się z żalu, a ręce jakby odmówiły posłuszeństwa przy dotknięciu notesu. Morderca tego biednego smoka zapewne pisał ten pamiętnik, więc nie mogłem poznać tych myśli. Tych otoczonych krwią myśli jak jeszcze skuteczniej zabijać te bezbronne istoty, jak mocniej zadawać im ból, jak silniej pozbawiać ich możliwości życia i egzystowania. Splamione ręce zapisywały te wszystkie słowa, które cieniem kładły się na smoczej rasie. Kto mógł być, aż tak okrutny?
- Twój dziadek.
    Usłyszałem, gdy tylko zapytałem do kogo należał. W zasadzie nie zdziwiłem się tym tak bardzo, bo dawniej smoki traktowali tysiąc razy gorzej. A w dodatku to była rodzina, więc normalne, że trudnili się tym, by wyplenić smoki z wyspy raz na zawsze. Dobrze, że do niej nie należę, mimo tej cholernej krwi, która płynie w moich żyłach.
- Nie wezmę tego – powiedziałem, nawet nie biorąc do ręki notatnika – Nie mogę.
- Czkawka – zaczęła Ami, biorąc w dłonie pamiętnik i otwierając na pierwszej stronie – Zobacz.
    Niechętnie przyjrzałem się krzywym literom i odczytałem pierwsze zdania, otwierające zapisaną historię na pożółkłych kartkach:
Dla Czkawki Horrendous'a Haddock'a III,
Tego maleńkiego, dopiero, co urodzonego wikinga, który "szczęśliwie" otrzymał moje imię. Czuję, że przypisane są mu wielkie rzeczy. Gwiazdy świecą nad nim pomyślnie. Wiem, że nie dowie się wszystkiego, co powinien. Dlatego zostawiam mu ten pamiętnik, żeby mógł zrozumieć tajemnice Berk oraz tajemnice własnego istnienia. Niektóre sprawy będą bolesne, lecz wierzę, że on podoła.
W końcu został stworzony do wielkich rzeczy. A jego przeznaczenie wyryje się w historii Berk.

    Byłem zdziwiony i niesamowicie wkurzony. Czyli wszyscy odczuwali moje wielkie przeznaczenie, moje wielkie czyny, moje bolesne przeżycia, ale nikt do cholery, nie powiedział mi tego wprost. Dowiaduję się po latach, jak to wszyscy moi przodkowie naraz zapragnęli pomóc mi odkryć tajemnice swojego życia i życia Berk. Szkoda, że nie wcześniej. Szkoda, że nie kilka lat wcześniej, gdy straciłem matkę, albo kiedy własny ojciec przestał mnie kochać i postanowił karać za to, że żyje, kiedy cierpiałem, ratując smoki i wypełniając swoje przeznaczenie. Dziękuję kochani!
    Wstałem zdenerwowany do granic możliwości, gwałtownie popychając krzesło, które upadło z hukiem na podłogę i wybudziło Szczerbatka ze snu. W moich oczach płonął gniew i nienawiść. Bez słowa opuściłem bibliotekę Berk i trzasnąłem drzwiami tak mocno, że aż wypadły z zawiasów. W sile swojej furii wskoczyłem na smoka, a podmuch wiatru zaniósł nas daleko ponad tą okropną wyspę i jej wszelkie próby pomocy wobec mnie.
    A mimo tego jak się zachowałem, jakie miałem odczucia, co do tej wiadomości, trzymam tą rzecz w swoich dłoniach. Czy mam prawo? Czy jakaś maleńka cząstka pragnie tego, bym otworzył pamiętnik? Czy to będzie w porządku? Czy to coś zmieni? Czy przyczynię się w jakiś sposób do tego, co było? Czy zmienię historię? Czy wciąż będę podążać w stronę swojej własnej przyszłości? Czy ta cholerna nienawiść mnie wreszcie opuści?


*Wody Północy/Meg*
    Czy naprawdę postępuję słusznie?
    Zimny powiew wiatru przywołał wspomnienia o tym, co było. O nim. O Smoczym Jeźdźcu, którego zostawiłam, którego opuściłam. Opiekował się mną, chronił, troszczył się o mnie. A ja? Jak mu się odwdzięczyłam? Uciekłam od niego, bo sama stwierdziłam, że przysparzam mu tylko pełno problemów? Ale czy to prawda? Powstrzymywał mnie. Chciał, żebym została. Nie posłuchałam. Straciłam go.
    Poczułam czyjś ciepły oddech na swojej szyi. Odwróciłam zamglony wzrok, napotykając iskrzący, srebrzysty kolor oczu Faro. Przymknęłam powieki, spod których wypłynęły strumyki łez, a głowę położyłam na jego ramieniu. Poczułam jego ciepłe ręce na swoich plecach, kiedy ciasno mnie otulał. Błądził palcami po moich łopatkach, sprawiając, że się uspokajałam. Kołysał mną, nucąc pod nosem kołysankę, której nigdy wcześniej nie słyszałam.
- A gdy zaśniesz, ja będę przy tobie.
Nie ważne ile będziesz spać, ja zostanę przy tobie.
Choć, by to miało trwać wieki, zostanę u twego boku.
Nie straszne będą grzmoty i błyskawice, bym mógł cię tylko chronić.
Drobna iskierko, najsłodsza kruszynko.
Uspokój swój strach, nie musisz się już bać.
Jestem przy tobie, na zawsze będę.
Otulę cię na wieki, aż po samą Valhallę.
Nie pozwolę cię zranić, jesteś zbyt ważna.
Postaram się być twym stróżem, aż na samym końcu świata.
Szalejące morze, nie odstraszy mnie.
Tłum wikingów przeciw mnie, nie zatrwoży mnie.
Jedynie strata ciebie, złamałaby mnie.
Utonąłbym w sidłach smutku, kruszyno.
Lecz ty nie zostawisz mnie, bo ja ciebie kocham ponad wszystko.
Uratuję twą duszę, spętaną strachem.
Nie bój się, jestem przy tobie.
Mój maleńki, słodki kwiecie.
- To piękne – szepnęłam tak cicho, bojąc się mówić głośniej, ponieważ mogłoby to zepsuć nastrój tej ważnej chwili – Ja…
- Nie musisz nic mówić – odparł równie cicho, co ja – Rozumiem wszystko, Meg.
    Przez następne sekundy i minuty milczeliśmy, wtuleni w siebie. Ogień tańczył w rytm zadany przez wiatr, a dodatkowe ciepło dodawał nam mój ukochany Płomyk. Mimo tego, że miałam smoka i chłopaka, brakowało mi w tym wszystkim, tego, który ocalił moje życie. Brakowało mi Czkawki. Jego uśmiechu, który rozbrajał każdego, jego szalonych pomysłów, jego miłości do smoków, jego poświęcenia dla świata, jego niezłomnego charakteru.
    Czy on wciąż tam jest?


*Czkawka*
    Brakowało mi sił, żeby dalej to ciągnąć. Mimo śmierci Drago, wiele pozostało jeszcze niedokończonych spraw. Chęć ucieczki na zawsze, oddala się z każdym dniem, przybierając kształty jakiegoś nierealnego marzenia. Moje starania już nie wystarczają. To, co zamknę, otwiera nowe problemy, nowe kłopoty i nowe poświęcenia. Tyle lat pracy dla świata okazuje się tylko chorym wymysłem.
- Mordko – szepnąłem, tracąc kontrolę nad łzami, które swobodnie popłynęły wzdłuż mojej twarzy. Smok zwrócił na mnie swoje zielone oczy – Nie daję już rady…
    Rozkleiłem się na dobre, lądując w czarnych skrzydłach najdroższego przyjaciela. Nic już się nie trzymało. Wszystko powoli się rozpadało. Ja się rozpadałem. Z dnia na dzień. Traciłem wolność. Traciłem duszę. Traciłem to, co wywalczyłem. Moje uczucia wypalały mnie we mnie głębokie dziury. Wszystko zionęło pustką, nicością, rozpaczą.
    Cierpienie pożerało mnie od środka. Złość trawiła moje serce. Ból rozrywał moją egzystencję. Nienawiść odbierała mi życie. Już nic nie jest dobrze. Nigdy nie było i nigdy nie będzie.
- Pozwolisz, żeby strach przed konsekwencjami odebrał ci resztki człowieczeństwa? – usłyszałem łagodny głos przyjaciela – Zastanów się, co właściwie teraz robisz. Myślałeś, że to będzie takie łatwe? Że wszystko spłynie po tobie i nie pozostawi żadnych ran i blizn? Żadnego bólu? Droga obrońcy świata nie jest usłana różami, a najgorszymi cierniami. Musisz poznać to cierpienie, tą złość, ten ból i tą nienawiść, żeby wiedzieć, co tak naprawdę wywalczyłeś. Uratowałeś życie smokom i ludziom. Uratowałeś coś, czego nie otrzymuje się drugi raz. Dałeś im możliwość do życia, do cieszenia się, do spełniania marzeń. Gdyby nie ty, nie mogliby zasmakować tego, co jeszcze przed nimi. Uwierz w to, co masz przed sobą. Niestety nikt nie zabierze ci tego, co musiałeś przejść. Tych wszystkich bolesnych i przykrych wspomnień. Ale tak się kształtuje nasze życie. Przez wspomnienia, chwile bólu, grozy i radości. To nas uczy jak żyć. Rano budzimy się spokojni. Podczas tego, co robimy, dajemy z siebie wszystko. Bo przecież mamy tylko jedno życie. Nigdy o tym nie zapominaj, Czkawka.
    Poza granicą wszelkiego bólu, będziemy mogli czuć się szczęśliwi. Teraz jednak musimy iść do przodu i żyć, tak bardzo, jak tylko możemy.


~*~


Byłam, a raczej nadal jestem, wzruszona odzewem pod ostatnim postem. Mimo takiej maleńkiej garstki, poszukałam w sobie dodatkowej siły. Ciut smutnawy, ale wszystko zasługa tej pięknej melodii, którą macie u góry. Dzisiaj oglądałam ten film i może też to pomogło. Jednakże polecam go Wam. Ale najpierw obejrzyjcie serial Kyoukai no Kanata, potem film. 
Dziękuję za wstąpienie na tego bloga.

Mam szczerą nadzieję, że dacie temu rozdziałowi dużo miłości :*

[AKTUALIZACJA] Kołysanka jest wymyślona przeze mnie.

~ SuperHero *-*

czwartek, 23 lutego 2017

Jedna maleńka sprawa na oceanie problemów.

Cześć.


Przeglądając starsze posty i słuchając Bangtanów (nie, wcale ich nie reklamuje) poczułam wielką potrzebę napisania tego posta. Czuję w sobie, że to będzie trudne. Ale postaram się wyrazić to, co zrozumiałam najlepiej jak potrafię.


Ostatnio przytrafiło się wiele ciężkich i smutnych rzeczy. Obowiązków jest bardzo dużo, przez co naprawdę trudno mi wyrobić, chodź gorsze jest to, że tak trudno mi jest zdobyć laptopa w swoje łapki, żeby coś dla Was napisać. Wierzcie mi na słowo, ale ogromnie bym chciała napisać już rozdział. Jednakże gdy przychodzi taki moment, gdy siedzę gotowa do pisania, patrzę w białą stronę Worda i myślę nad pierwszymi słowami, przychodzi myśl, że przecież nie robię tego jak dawniej. O co mi chodzi? To proste. Czuję, że muszę to zrobić. Nie tak jak na początku bloga gdy po kilku motywujących komentarzach i cudownych słowach, potrafiłam na drugi dzień skleić następny rozdział. Teraz tak nie potrafię! I jest mi bardzo smutno z tego powodu. Nie chcę Was zawodzić. Naprawdę. W sumie nawet nie chodzi o to, że piszę na siłę. Po prostu nie czuję tej radości z pisania dla Was, żebyście się ucieszyli lub poczuli jakkolwiek inaczej. Nie widzę jakiegoś odzewu. Wiem, że Wy również macie szkoły, własne sprawy i swoje życie. Rozumiem jak nikt inny. Ale gdy wyświetlenia sięgają ledwo kilkadziesiąt wyświetleń, gdy poprzednie posty (co mnie niesamowicie zaskoczyło) sięgają liczbą do ponad 700 wyświetleń, to po prostu czuję jakbyście przestali się interesować tą historią. Nie chcę wyjść teraz na egoistkę, bo kilkadziesiąt to i tak jest dużo. Wiem.


Chcę po prostu Was zapytać czy macie jeszcze ochotę czytać to opowiadanie? Nie widzę dla siebie szczęścia w dalszym pisaniu, kiedy nie będę widzieć Waszych odczuć. Bo tego najbardziej potrzebuję. Waszego zdania na temat każdego rozdziału. Jest to dla mnie ważne!


Wiecie jeszcze dlaczego to piszę? Ponieważ czuję, że ta historia to naprawdę dobra historia. Czuję, że się realizuję pisząc tego bloga. Że mogę być szczęśliwa do granic możliwości. Ale gdy tylko kilka osób skomentuje, w przeciwieństwie do tylu osób, które obserwują bloga, albo regularnie czytają, to nie mam tej radości i chcę to po prostu rzucić. Kochani, naprawdę! Jak nie podoba się Wam cokolwiek - PISZCIE! Będę wiedzieć, że czytacie. Przyjmuje wszystko, nawet same hejty. Bo może moja historia jest nudna, nieciekawa, okropna - to wtedy ją poprawię albo zakończę. Pragnę tylko tego, żebyście odzywali się do mnie z każdym problemem jaki zauważycie w blogu. Mówcie o wszystkim.


A jeśli nie, to dziękuję Wam za czas spędzony na tym blogu. Za Wasze wyświetlenia. Dziękuję za krótkie wsparcie jakie mi okazaliście. Przestałam lubić Was szantażować. Przestaniecie, ja prostu zrezygnuję. Nie, nie poddam się. Ale nie potrafię tego ciągnąć w ten sposób. Chciałam postawić sprawę jasno. Jeśli ktoś chce wiedzieć rozdział będzie w ten weekend.


Mimo wszystko dziękuję.


Żegnam,
~ SuperHero ❤

środa, 1 lutego 2017

57. Tęsknota zabija serce.



    "Teraźniejszość. Przeszłość. Przyszłość. Co za różnica? Co za cholerna różnica? Wszystkie czyny zostają zapamiętane, wszystko się przeplata, wszystko wyjdzie"
Spojrzałem w niebo, rozmyślając.
  Jesteś tam? Żyjesz? Wiesz o moim istnieniu? Tęsknisz? Bo ja pragnę cię odnaleźć. Nie spocznę. Przysięgam na Thora, że dowiem się gdzie jesteś. Moja kochana młodsza siostrzyczko.
Szczerbatek trącił mnie ciepłym pyskiem, uśmiechając się radośnie. Dobrze wiedział, że będziemy mieć jeszcze jedną osobę w tej naszej, małej rodzinie. On również pragnął ją poznać. Oboje chcieliśmy zaznać spokoju, a świadomość, że gdzieś tam w tym wielkim świecie, jest drobna osóbka z tym samym nazwiskiem, była pocieszająca. Podrapałem go za uchem.
  Mamy nowe zadanie.

    Gwiazda wstała, ogrzewając swymi promieniami całą wyspę, a raczej to, co z niej zostało. Mimowolnie poczułem ukłucie w okolicach serca. Wyspę kochałem całą swoją egzystencją, to ludzi nienawidziłem. Nie miałem prawa nie żałować tego miejsca. Jak ona się rozpadła, ja również. Połowa zginęła, więc i moja połowa gdzieś przepadła. Na szczęście została jeszcze jakaś część. Może i odrobina, ale jednak ocalała. Choć mimo tego, iż wioska się uratowała, to miałem za złe bogom, że nie powiedzieli mi tego. To był pierwszy taki ich cios.
    Zlecieliśmy w dół do wioski, gdyż chciałem odwiedzić swój pokój. Wydawało się to trochę nazbyt sentymentalne, ale jakoś nie mogłem wyrzucić z głowy tego pomysłu. Szczerbatek natomiast bardzo chciał zobaczyć gdzie żyłem zanim mnie poznał i uciekliśmy. Raczej wyboru nie miałem, gdyż z Nocną Furią nie warto negocjować. Jedynie czego się obawiał to ludzi, jednak ze mną nie musiał się martwić. Obronię go nawet przed tymi, których sam chroniłem.
    Mieszkańcy, którzy powoli wychodzili ze swoich chat, gdy nas zobaczyli ze strachem wbiegali do środka lub z zdziwieniem przystawali na schodkach. Patrzyli nas trochę ze współczuciem, choć bardziej przeważała nieufność, przerażenie, a nawet żal i gniew. Tylko dziwiłem się jednego. Wkurzać się na swojego wybawiciela?
    Oczywiście miałem gdzieś daleko te ich nieprzyjemne spojrzenia, gdyż myślę, że wiedzieli, co mogę im zrobić, jeśli spróbują nas zaatakować. Wtedy już zdecydowanie nie będę się powstrzymywał. Szczerbatek też by sobie ulżył na nich, bo w końcu podczas tej bitwy mało, co pokonał wrogów. A jak mniemam też pragnął wyżyć się na mordercach smoków. Jednak przejąłem pałeczkę z czego mój drogi przyjaciel nie był zadowolony, ale obiecałem mu małą bitwę z jakimiś Smoczymi Łowcami, którzy na pewno przypałętają się, gdy w pobliżu znajdą się sławni na cały Archipelag, Smoczy Jeździec i jego Nocna Furia.
    Spojrzenia ustały, kiedy dobiegł nas pewien głos:
- Nie macie nic innego do roboty?! – odwróciłem się i ujrzałem, idącego Pyskacza, który z wymalowaną złością na twarzy, patrzył na mieszkańców, którzy wlepiali we mnie i Szczerbatka, złowrogie spojrzenia – Chłopak wam życie uratował, a wy jeszcze nie dacie mu spokojnie przejść po wiosce! Kiedyś tu mieszkał, więc do jasnych grzmotów Thora, okażcie mu choć trochę szacunku! Dawniej mieliście go za nic niewartego wikinga, ale teraz sami widzicie na kogo wyrósł. On pokonał to, co tutaj otrzymał i zdobył się na to, żeby nam pomóc. Żeby nas ocalić! Dlatego jak jeszcze raz zobaczę jak ktoś się chociaż na niego krzywo popatrzy, rzucę smokom na pożarcie! Miejcie świadomość, że nie żartuje! Rozejść się! Do roboty! Trzeba postawić Berk na nogi!
    Jego postawa, krzyk i autorytet dawały odczucie, że przemawia do nich jak prawdziwy wódz. Teraz wiedziałem, że dobrze wybrałem. Pyskacz potrafił każdego ustawić do pionu. Właśnie to w nim podziwiałem. Nie dawał poznać po sobie, że jest podłamany, nie zatapiał się w smutku, nie kierował się emocjami, nie pozwalał sobie na słabość. Był twardy, silny, ale jednak wrażliwy i łagodny. Wszystkie jego cechy dopełniały się, co niewątpliwie było wielką zaletą u wodza.
    Następnie przeniósł swój groźny wzrok na mnie, choć buchające ogniem iskierki znikły, a zastąpił je radosny blask. Widocznie nie był zły na mnie za to, co powiedziałem, ani za moją decyzję. Cieszyłem się z takiego obrotu sprawy, jednak nie znaczyło to tego, iż nie będę chciał o tym porozmawiać. Chciałem, żeby wszystko było jasne, zanim odlecę stąd na zawsze i nigdy się nie spotkamy. W moim umyśle i resztkach sercach pozostał sentyment do starego mistrza.
- Chodź – machnął ręką na mnie, spokojnie kierując się do kuźni. Uśmiechnąłem się. Pyskacz jak to Pyskacz. Uratował mnie. Nigdy nie będę żałował tego, że dawno temu mu zaufałem.
    W drugim domu kowala nic się nie zmieniło. Na tym samym miejscu znajdował się piec, kosze i pojemniki na wikingowski arsenał. Drewniany stół nadal stał pod małym okienkiem, choć zauważyłem, że niedawno Gbur musiał go odmalować. Z nowych rzeczy to było tylko kilka półek i wieszaków, na których trzymał wszelakie narzędzia potrzebne do naprawy broni. Zaciekawiły mnie drzwi do mojej starej pracowni, na których wisiał napis: "Nie przeszkadzać. Tworzy się wynalazek". Zaśmiałem się. Pyskacz najwyraźniej miał poczucie humoru, albo chciał wierzyć, że wciąż jestem tuż przy nim.
    Pewnie dotknąłem klamki i zamek uskoczył pod wpływem ciężaru. Dębowe drzwi zaskrzypiały i uchyliły się lekko. Wszedłem do środka z myślą, że wszystko będzie tonęło pod warstwą siedmioletniego kurzu. Jednak pomieszczenie okazało się być czystsze niż sama kuźnia. Niedokończone wynalazki, broń, kartki, notatki i ołówki. Wszystko było idealnie poukładane albo na biurku, albo na szafce, która znajdowała się w rogu pokoju. Zdziwiłem się ogromnie. Czyli jednak ktoś za mną tęsknił…
- Sprzątałem tam, co tydzień – usłyszałem wyraźnie głos kowala, dochodzący z sieni – Po tym jak uświadomiłem sobie, że już nie wrócisz, nie mogłem tam nie wejść z nadzieją, że jednak siedzisz przy biurku i coś tam skrobiesz. Zawsze wierzyłem, że wrócisz. Przez pierwszy rok było ciężko. Potem jakoś zdołałem sobie z tym poradzić. Ale mimo to w takie paskudne dni wspominałem i żałowałem, że nie siedzisz ze mną.
    Wyszedłem z pokoju, patrząc na Pyskacza, który stał przy piecu z odrobinę zwieszoną głową i wzrokiem wpatrzonym w tylko jeden punkt. Po chwili się otrząsnął i zgarnął dwa kubki herbaty, kładąc je na stole. Zerknąłem na Szczerbatka, który jeszcze siedział w mojej pracowni. Kiwnął mi swoją mordką, że za chwile dołączy.
    Usiedliśmy jak za dawnych lat i po prostu gapiliśmy się na przechodzących wikingów. To zawsze robiliśmy kiedy mieliśmy przerwę w pracy. Po prostu patrzyliśmy na każdego mieszkańca, który swoimi gestami opowiadał nam całkowicie inną historię. Opowiadał nam swoje życie, pokazywał swoje problemy, odsłaniał swe myśli. Za każdym razem było to ciekawe i fascynujące. Tyle ludzkich istnień i tysiące różnych historii, przemyśleń, uczuć, emocji.
    Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę jeszcze kiedyś siedzieć tak z Pyskaczem i milczeć. Popijać ciepłą herbatę i patrzeć. Po odejściu – nie zamierzałem wrócić. Po cierpieniu – musiałem ich ocalić. Po wygranej – byłem choć na moment wśród nich. Bogowie jednak nie zdradzili mi swojego całego, niecnego planu. Pokierowali inaczej tym, co wydawało mi się niezmienne. Jednakże nic nie stało się przypadkiem. Nie mogłem mieć wpływu na swój los.
- Coś poważnego? – wskazał na swoje oko, ale go zrozumiałem. Wzruszyłem ramionami, przypominając sobie walkę z Drago. W jednej chwili jego miecz niebezpiecznie zbliżył się do mojej twarzy i potem poczułem już tylko rozdzierający ból i krew. Nic takiego.
- Można tak powiedzieć.
- Straciłeś je?
- Tak – mruknąłem, czując ciężar tej pamiątki jaką otrzymałem po walce z Krwawdoniem. Na pewno będzie ona przypominała mi o tej bitwie przez całe moje życie. Cena została zapłacona. Nie trzeba było mieć do tego jakichkolwiek wątpliwości.
- Miałeś dużo siły, by tu wrócić – powiedział, kierując na mnie te swoje sławne, świdrujące spojrzenie. Gdy miałem problem z ojcem, a nie chciałem o tym mówić, on bez problemowo odgadywał, co mnie trapi i dodatkowo pomagał rozwiązać powstały problem. Tego chyba mu zawsze zazdrościłem. Doradzał, wspierał, pomagał. Potrafił to robić bezbłędnie. I nadal potrafi, czego mam dowody w tej chwili – Nie każdy, by potrafił.
- To akurat prawda, ale nie chce czuć się przez to jakoś wywyższony. Wróciłem, bo obiecałem. Musiałem pokonać przeszłość, żeby iść na przód. Od czasów ucieczki dużo się zmieniło, ale jakoś nie potrafiłem pogodzić się z tym, co było. Sądzę, że… wiesz, że mi pomógł. Mimo tego jak mnie traktował, ocalił moje życie i pomógł odnaleźć spokój.
    Sam nie wiedziałem skąd przyszły mi takie wyznania, ale jednak wszystko płynęło prosto z mojego serca i było szczere. Czuję, że potrzebowałem tego. Potrzebowałem tak bez niczego o tym komuś powiedzieć. Szczerbatek wiedział, co mną targa, więc musiał być to człowiek, osoba, która w pewnym sensie rozumiała moje życie. Wiedziała kim byłem. Darem od bogów jest to, że postawili na mojej pokręconej ścieżce tego kulawego Pyskacza.
    Kowal uśmiechnął się dobrodusznie, jak to on miał w zwyczaju. Sądzę, że on również wiedział, iż potrzebuję takiej szczerej rozmowy, albo wygadania się przed człowiekiem z plemienia. Z osobą, która była dla mnie, a raczej wciąż jest, jak prawdziwa rodzina.
- Zostaniesz? – zapytał po kilku minutach ciszy. Zmieszałem się na to, choć nie zdziwiło mnie to. Chłopak, który uciekł z rodzinnej wyspy siedem lat temu, niespodziewanie wraca i dlaczego miałby nie zostać? No właśnie. A dlaczego miałbym zostać? Nic mnie już tu nie trzyma. Jestem wolny. Wolny i samotny. Mogę już tylko cieszyć się tą upragnioną wolnością i napajać się jej smakiem. Złapać szczęście w dłonie i po wieczność szybować pośród chmur z najlepszym przyjacielem.
    Szczerbatek wyszedł z mojej pracowni, dzięki czemu mógłem zmienić temat. Mimo, iż znałem odpowiedź na pytanie Gbura, jakaś siłą nie pozwalała mi na wypowiedzenie tego krótkiego słowa i złamania wszelkich nadziei prostego wikinga. Nie miałem żadnego prawa niszczyć marzeń człowieka, który mnie wychował i opiekował się mną. Jednak nie mogłem tego też trzymać w sobie, bo nie potrafię tak żyć. Moim przeznaczeniem jest wolność.
    Mordka trącił mnie głową, uśmiechając się pokrzepiająco. Doskonal wiedział z czym się borykam, dlatego szybko przyszedł mi z pomocą. Wyczuł to i jak na towarzysza przystało, pomógł pokonać to, co sprawia mi kłopot. Podrapałem go radośnie za uchem, dziękując w duchu za jego nieocenioną obecność. Co bym zrobił gdybym go nie miał przy sobie za każdym razem, kiedy spotyka mnie coś, z czego trudno mi wybrnąć?
    Wróciłem wzrokiem na kowala.
- Nie.
- Nie, że odlecę na jakiś czas, a potem wrócę. Czy nie, że już nigdy więcej się nie zobaczymy?
    Westchnąłem, bo czułem, że nie będzie to najmilsza część rozmowy.
- To drugie – odparłem, odstawiając na stół pusty kubek z herbatą – Dzięki za rozmowę. Było dość… przyjemnie.
    Wstałem z miejsca, popychając smoka w kierunku wyjścia, a zanim opuściłem drugi dom Pyskacza, usłyszałem tylko:
- Wstąp do biblioteki Berk zanim odlecisz. I może jeszcze napraw sobie sprzączkę w siodle, bo może się urwać.
    Zaśmiałem się w duchu z możliwości tych ludzi. Tak, zdecydowanie są nieokiełznani.

    Za poleceniem Pyskacza, skierowałem swe kroki do biblioteki. Zdziwiłem się tym trochę, gdyż każdy z kim rozmawiałem po powrocie, każe mi gdzieś iść lub coś przeczytać. Zmówili się czy co? Szczerbek również o tym wspomniał i miał z tak niewielkiej sprawy, wielką radochę. Przechodząc koło domu, pomyślałem, że przed odlotem, muszę nie zapomnieć, by odwiedzić swój stary pokój. Przekazałem tą wiadomość Mordce, przez co rechotał, aż nie doszliśmy do małego budynku obok Twierdzy.
    Zapukałem delikatnie w dębowe drzwi, a gdy usłyszałem stłamszone "proszę", wszedłem do środka, wpuszczając również Szczerbatka. Zamknąłem szczelnie drzwi i przeniosłem wzrok na osobę, siedzącą przy niewielkim biurku przy oknie z okularami na nosie, żeby w razie prób zabicia mi smoka, być tuż obok niego. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy w lekko pochylonej kobiecie z niewielkimi zmarszczkami w kącikach oczu, rozpoznałem moją starą opiekunkę Ami.
- Nie wierzę! – Kobieta zakryła dłońmi usta, wstając od stołu. Wpatrywała się we mnie z głębokim niedowierzaniem w swoich oczach – To naprawdę ty!
    Rzuciła mi się na szyję, co przyjąłem z wielką radością. Objąłem ją mocno rękami, przymykając oczy. Po tylu latach prawie w ogóle się nie zmieniła. Jedyną różnicą było to, że teraz przewyższałem ją o głowę. Szatynka oderwała się ode mnie, by na mnie popatrzeć. Z jej zielonych, miłych oczu popłynęły srebrne łzy. Łzy szczęścia. Wytarła je szybko, po czym znowu do mnie przylgnęła.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam…


~*~


Ja również bardzo za Wami tęskniłam. Cieszę się, że jako taka wena do mnie przywędrowała i pozwoliła mi na napisanie tego rozdziału. Myślę, że polubicie tą nutkę, bo ja ją kocham *-* Z nowego anime, które obejrzałam i które bardzo mocno kocham. Serdecznie polecam Angel Beats! jeśli ktoś chce popłakać i się pośmiać. Ja poczułam niezwykłą więź z tą serią. Zalukajcie :D
Jak już Wam polecam anime do oglądnięcia to jeśli lubicie horrory musicie zobaczyć Another. Niezwykłe i czasami naprawdę miałam ochotę wyłączyć, bo się po prostu bałam. Ale mimo tego, to naprawdę warto obejrzeć, bo ja obejrzałam, zakochałam się i ciągle siedzi w mojej głowie :*

Wiecie martwi mnie jeszcze jedna sprawa. Po, co prowadzić bloga dla kilku osób?

~ SuperHero *.*


P.S. Nie odpowiedziałam na poprzednie komentarze. Na następne raczej też nie odpowiem. Czasami po prostu nie mam po co.

niedziela, 1 stycznia 2017

56. Rozmowa iskrzącego złota.

SOUNDTRACK


    "Przeszłość zostawia po sobie ślad. Nieważne w jaki sposób. Zawsze w niespodziewanym momencie ujawni się, pozostawi wskazówkę, będzie błagać o uwagę"
Wylądowaliśmy na odległym klifie, gdzie jeszcze można było się zapuścić. Przewracałem listem w dłoniach, zastanawiając się czy go otworzyć, czy nie. Zadzierałem z przeszłością, czego nienawidziłem najbardziej na świecie. Moim priorytetem zawsze była teraźniejszą i przyszłością. Nie obchodziło mnie to, co już przeminęło i już nie wróci. A szczególnie to, o czym pragnąłem zapomnieć. Jednak w tym momencie to wydawało mi się nie możliwe, gdyż kochałem swoją matkę i nigdy nie mógłbym o niej zapomnieć. Mimo, że bardzo chciałem dowiedzieć się, co napisała, bałem się tego zderzenia. Zderzenia z mroczną, owianą tajemnicą przeszłością. Nie byłem pewny tego, czy dam rady otworzyć w swoim umyśle i sercu te wspomnienia, które wyryły się we mnie tak boleśnie.
    Wiedziałem, że zawsze jest jakaś cena. Prawda kosztuje. Szczególnie to, co zostało ukryte przed światem, żeby w odpowiednim czasie ujrzeć światło dzienne. Czy miałem w sobie tyle siły, by sprostać temu i zapłacić należną cenę?
    Po kilkunastu sekundach rozerwałem list, nerwowo go rozkładając. Wiatr rozwiał moje włosy, przewiał przez cienkie ubrania, więc przyległem do ciepłego ciała smoka i rozpocząłem walkę z przeszłością.
Kochany Czkawko,
Syneczku, nawet nie wiesz jakie to szczęście wiedzieć, że to czytasz. Moje serce się raduje, bo wiem, że odnalazłeś swoją własną drogę i podążasz nią. Jestem z ciebie tak niezmiernie dumna, kochany. Ale wiem też, że nie tego oczekujesz po tym liście. Zapewne targają tobą niezliczone pytania, na które pragniesz otrzymać odpowiedź. Napisałam ten list dla ciebie, żebyś mógł odkryć to, co jeszcze jest ci nieznane. Wiedz, że czuję zbliżające się niebezpieczeństwo, a jesteś jeszcze za mały, aby ci o tym opowiadać w tej chwili. Jestem pewna, że nie będziesz miał mi tego za złe, jeśli przeczytasz to, gdy będzie po wszystkim.
    Od pierwszych wersów czułem, jakby moja kochana matka siedziała tuż obok mnie i czytała ten list. Każde jej słowo wypełnione tą niespotykaną u nikogo czułością i dobrocią. Każde dotknięcie węgielka o kartkę papieru jak jej szczery, pełen szczęścia uśmiech. Te życzliwe oczy wpatrujące się w napisane słowa. Czułem ją każdą cząstką swojego ciała. Czułem ją i wiedziałem, że pomoże mi przejść przez tą walkę i ją wygrać.
Twój ojciec jest strasznie niespokojny. Czuję, że on także wie, co się szykuje. Nie potrafię za bardzo do niego trafić, ale widzę w jego oczach strach o lud i o Berk. Każdej nocy idzie do twojego pokoju i siedzi przy twoim łóżku, obserwując jak śpisz. Często po prostu patrzy na ciebie i się uśmiecha, mimo tego niepokoju. Na koniec całuje cię zawsze w czoło, obiecując, że nas ochroni. Kochany, gdy wydaje ci się czasami, że ojciec nie zachowuje się jak prawdziwy ojciec, przymknij na to oko. On kocha cię ponad swoje własne życie i jak nikt inny pragnie twojego dobra. Tylko musi również myśleć o innych. Ale to ty jesteś jego oczkiem w głowie. Nigdy o tym nie zapominaj, malutki.
    Nigdy nie pomyślałby o nim w ten sposób. Wierzę w to, co napisała, bo moja matka nigdy nie kłamała. On mimo tego, że nie mówił tego wprost, naprawdę mnie kochał i dbał o mnie. Tylko po jej śmierci to stało się już niewykonalne. Gdybym umiał tak jak ona uśmiechnąć się serdecznie, jakkolwiek trafić do niego, może byłoby całkiem inaczej. Ale czy doświadczyłbym tego wszystkiego? Czy poznałbym Szczerbatka? Czy ten, który mnie ocalił, dalej by żył?
Nie jestem pewna ile jeszcze to potrwa, ale nie musisz się bać. Razem z tatą zadbamy o to, żebyś nie musiał się już bać. Strach nie jest czymś złym, kochany. Wręcz odwrotnie. Strach pozwala nam poznać swoje słabości, które pomagają nam stać się silniejszymi. Wierzę w to, że gdy dorośniesz, pomimo tych wszystkich szarych dni, tych dni, kiedy będziesz się bał, odnajdziesz w sobie to światło i tą siłę, która ci pomoże. Jesteś niesamowity, mój syneczku. Moja wiara będzie cię ochronić.
    Nawet teraz gdy nie żyje, gdy jej już nie ma od przeszło piętnastu lat, wciąż czuwa nade mną. Spogląda na mnie z uśmiechem i opiekuje się mną. Nigdy nie przestała mnie chronić. Nigdy nie przestała się mną opiekować. Zawsze w tych ciężkich chwilach myślałem o niej, co ona przeżywała gdy tamtej nocy, opuściłem nasz dom w poszukiwaniu ojca. Była silna, odważna i dzielna. Ocaliła mnie. Ocaliła wszystkich. Wierzyła w to, że może odwrócić los tej nocy.
Zapewne zastanawiasz się dlaczego w ten sposób. Dlaczego dostajesz ten list dopiero teraz. Jako twoja matka wiem, że czekają cię straszne chwile. Czuję to, ale nie chcę o tym myśleć. Świadomość przyszłego cierpienia własnego dziecka jest czymś okropnym. Dlatego gdy tylko przezwyciężysz wszystkie swoje cierpienia, będziesz na tyle silny, aby dowiedzieć się tego, co skrywa w sobie nasza rodzina i Berk. Wyspa cię potrzebuje. Zawsze cię będzie potrzebowała, malutki.
    Nic dziwnego, że bogowie kazali mi bronić rodzinnego domu. Berk skrywała w sobie nie jedną tajemnicę. Nawet teraz, gdy zostało jej tak niewiele. Po bitwie wciąż zachowała swoją przeszłość. A co raz wsiąkło w jej skały, już nigdy stamtąd nie wychodziło. Tak samo cierpienie było jej przeznaczeniem – moim również. Wieczna walka o przetrwanie.
Ostatnimi czasy źle się czuję, ale nie musisz się tym przejmować. To nic takiego. Gdy patrzę na te twoje śliczne, zielone oczka mam ochotę wciąć cię w ramiona i nigdy nie puścić. Jesteś moim małym, kochanym skarbem. Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwsza niż teraz, kiedy codziennie spoglądam na swój cały świat. Razem z tatą jesteście dla mnie najważniejsi. Jesteście moim calutkim światem, więc proszę cię o zrozumienie. W naszej rodzinie, w moim małym świecie, pojawi się jeszcze jeden malutki człowieczek. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.
    Wiedziałem, że moja matka spodziewała się kolejnego dziecka. Jednak coś poszło nie tak i je niestety straciła. Nie wiem jak się wtedy czuła. Po tej sytuacji wyjechała na trochę do naszej rodziny do Luktuck. Musiało być jej ciężko. Była na pewno zdruzgotana, zraniona i smutna. Dlaczego tak mało pamiętam? Czemu jej nie pocieszałem? Czemu tak często wychodziła z domu po powrocie? Czemu ukradkiem płakała w kuchni? Dlaczego w moich wspomnieniach rządzi mgła?
Kochany, wiedz, że nigdy nie chciałam tego robić, ale nie miałam wyjścia. Wierz mi, że musiałam tak postąpić. Powiedzieliśmy ci, że ten mały człowieczek, który miał być twoją siostrą niestety zginął. To była nie prawda. Twoja mała siostrzyczka nadal żyje. Musiałam ją wywieźć do naszej rodziny, ale nie martw się. Jestem pewna, że kiedyś ją spotkasz. Że pokochasz ją równie mocno jak ja.
    Otworzyłem szerzej oczy i jeszcze raz przeczytałem ostatni akapit. Miałem siostrę. Miałem siostrę, która żyła. Która się urodziła. I która została wywieziona do rodziny. Więc nadal mogłem jej poszukać. To była moja nadzieja na to, że został na świecie ktoś z naszego rodu. Szczerbatek jest moją prawdziwą rodziną, ale świadomość, że mam siostrę. Moją malutką siostrzyczkę.
Na razie to wszystko, co mogę ci powiedzieć. Wiem, że to nadal jest nie wszystko, ale musi wystarczyć. Pamiętaj o tajemnicach. Berk skrywa w sobie o wiele więcej niż ci się wydaje. Odpowiednio szukaj, myśl i kieruj się sercem, a odnajdziesz resztę odpowiedzi. Czuję zagrożenie, ale nie obawiam się tak bardzo. Twój uśmiech dodaje mi odwagi.
    Uśmiech mojego wiernego przyjaciela mi nadaje odwagi. Prowadzi mnie ku naszej wspólnej przeszłości. Po tym, co się dowiedziałem, nie mogę spocząć dopóki jej nie odnajdę. Jeśli naprawdę żyję, sprowadzę ją do domu, żeby mogła zająć miejsce wodza. Ja się do tego nie nadaję, ale ona na pewno będzie inna. Odlecę na wieczny spokój dopiero wtedy, gdy Berk będzie miało władcę z rodu Haddock'ów.
Wiem, że będę strasznie tęsknić za tobą, gdy to już się stanie. Ale samo to, że wiem, iż odnalazłeś swoją ścieżkę jest wystarczające. Nie zapominaj kim jesteś, synku. Zawsze będę cię kochać, Czkawka.
Tylko twoja,
Mama.
    Nigdy nie zapomnę, mamo.


*Wyspa Berserków*
    O wschodzie słońca, czy też o zachodzie, przy spacerach i zwykłych rozmowach, przy śniadaniu lub kolacji, gdy wpatruję się w niebo lub gdy przechadzam się po lesie. W każdej możliwej sekundzie swojego życia czuję, że coś złego przytrafiło się mojej wyspie. Że coś im zagraża lub nadal grozi. To uczucie, które nie opuszcza mnie na krok, przyprawia mnie o zawrót głowy. Czy moi rodzice są bezpieczni? Czy ludowi Berk grozi wróg? Dlaczego przeczuwam cierpienie?
    Spojrzałam w czyste, rozgwieżdżone niebo zastanawiając się gdzie on jest. Wiem, że nie potrzebnie się martwię, ale taka już jestem. Powinien już wrócić, powinien dać o sobie znać. Długi czas upłynął od naszego ostatniego spotkania, a moje serce bije ciut szybciej gdy tylko o nim pomyślę. To nie w porządku, zważywszy na Dagura i nasz planowany ślub. Czuję się taka rozdarta, ale nie mogę porozmawiać o tym z Berit. Z nikim nie mogę. Jestem jak ptak w klatce, który nie może jakkolwiek otrzymać upragnionej wolności. Wszystkie swoje troski i zmartwienia trzymam w sobie, co mnie zabija od środka. To takie frustrujące.
    Wyszłam z chatki, zarzucając na siebie ciepły sweter. Pogoda utrzymywała się w miarę dobra, nie musiałam się skarżyć na chłód czy mróz. Jednakże brakuje mi tego szalejącego wiatru jaki jest na Berk. Lub tego niespodziewanego śniegu, który zasypie i udekoruje naszą śliczną wyspę. Albo tego ostrego mrozu, który skuje całe morze dookoła wyspy i dzieci ślizgają się na nim w maleńkim zatoczkach. Tęskniłam za wszystkim.
    Spacerowałam między domami, kierując swe kroki nad port. Lubiłam tam przebywać bo kochałam przemierzać złociste plaże, ale również z tego względu, że rybacy, którzy tu pracowali byli najmilszymi ludźmi, jacy mieszkali na tej wyspie. Zawsze z nimi rozmawiałam, żartowałam i słuchałam ich opowieści o morskich wyprawach lub historie o mojej ojczystej Berk. Dzięki nim tęsknota bolała odrobinę mniej bo mogła słuchać o ukochanym domu. Jednak wciąż przywoływało to wspomnienia z radosnego dzieciństwa.
    Spacerowałam po iskrzącym się piasku, wsłuchując się w odgłosy morza. Tak bardzo kochałam morze, jego spokojne fale lub szalejące bałwany. Morze w pełni mnie rozumiało, czułam, że jestem jego częścią. Każdego dnia mnie wzywało, szeptało, bym przyszła, bym wreszcie mogła się uwolnić od ziemskiego cierpienia i tej niedoli. Ale czy to było dobre wyjście z sytuacji? Oczywiście, że nie. Lud Berk, a co gorsza lud Berserków mógłby czuć się z tym źle. Wiem, że mimo tego wszystkiego, to ten poczciwy, szalony lud zdążył się do mnie przyzwyczaić i oswoić z tą myślą, że zostanę żoną ich wodza. Czuję, że choć trochę mnie polubili, więc nie mogłabym skorzystać z tak oczywistej opcji.
- Lubisz morze, co? – zamarłam słysząc ten głos. Powoli odwróciłam się przodem do tej osoby, widząc w czarnym płaszczu swojego przyszłego męża. Jego szalone oczy świdrowały mnie i rozległe wody za mną. Płaszcz zakrywał metalową zbroję, którą Dagur bardzo lubił nosić. Jego brązowymi włosami bawił się wiatr, co mu nie przeszkadzało.
- Tak – szepnęłam cicho, denerwując się odrobinę. Rzadko kiedy z nim rozmawiałam, w sumie to tylko dwa razy odnośnie przygotowań do ślubu i całej ceremonii. Przeważnie nie miał dla mnie czasu, musiał zajmować się wioską, ludźmi i rozmyślać nad dalszą strategią w wojnie z ludem Wschodu, Huncwotami. Więc zdziwiłam się tym, że mnie znalazł tutaj i przyszedł porozmawiać.
- Usiądźmy tutaj – wskazał na piasek, wygodnie się na nim usadawiając. Zrobiłam to samo w odległości stopy od niego. Zaśmiał się delikatnie, ale tego nie skomentował. Czasami naprawdę mnie zadziwiał. Z jednej strony był nieustraszonym wodzem szalonych Berserków, z drugiej wprawionym w boju wojownikiem, a z jeszcze następnej spokojnym facetem. Nie wiem ile jeszcze skrywał w sobie twarz – Podoba ci się tutaj?
- Tak – odparłam szybko. Spojrzał na mnie wnikliwe, przymrużając oczy. Nie powiem, ale nie wiedziałam jak się zachować w tej chwili
- Dobra, a teraz na poważnie – odetchnął, przenosząc wzrok na morze – Za niedługo zostaniemy małżeństwem więc nie musisz kłamać. Chętnie poznam twoje ogólne zdanie na temat wyspy, którą przyjdzie ci rządzić razem ze mną.
    Otwarłam szerzej oczy w totalnym zdziwieniu. Kompletnie nie spodziewałam się, że Dagur odkryje to, że kłamię i na dodatek będzie chciał wysłuchiwać moich prawdziwych opinii, co do jego wyspy. Spojrzałam na niego miną typu "Ty tak na serio?" i przymknęłam oczy. Skoro pragnął wiedzieć, co myślę może uda mi się w jakiś sposób zmienić tą wyspę, jeśli już mam tu zostać do końca życia.
- Wyspa jest ładna, ale nie umywa się do Berk – zaczęłam swobodnie, nie mając żadnych przeszkód w mówieniu calutkiej prawdy – Najbardziej podobają mi się te plaże, są cudowne. Lasy również urokliwe, choć moglibyśmy zrobić ich więcej. Chodząc na spacery, zauważyłam pełno nie używanych ziem, na których i tak nic się nie sadzi. Można je zapełnić drzewami. Kolejną rzeczą jest rybactwo. Rybacy są strasznie mili i życzliwy. Powinieneś bardziej się skupić na połowach i handlu. W tych wodach są naprawdę wspaniałe gatunki ryb, osiągające wysokie ceny na wymianach. Spokojnie mógłbyś podpisać parę traktatów z daleko położonymi wyspami, gdzie nie mają takich ławic. Wiem, że borykasz się z problem wojennym, ale jakby wiedziała o, co dokładnie chodzi, mogłabym ci w tym jakoś pomóc. Bezsensowna bitwa nie pomoże ani nam, ani nim. Tylko tracimy ludzi, broń, żywność. Sądzę, że mógłbyś spróbować jakoś inaczej zakończyć te wojny. To chyba tyle, o czym tak myślałam.
    Zadowolona z siebie przeniosłam wzrok na Dagura, który patrzył na mnie i się uśmiechał. A był to serdeczny, pełen szczęścia uśmiech.
- Wiedziałem, że ty to masz głowę, As – klepnął mnie w plecy, zanosząc się śmiechem. Niepewnie uczyniłam to samo, całkowicie zmieniając swoje dotychczasowe zdanie na jego temat.


~*~


Przepraszam, że tak długo, ale słabo było z weną. Na szczęście odkryłam wspaniały film, który mi bardzo pomógł w rozpoczęciu i napisaniu tego rozdziału. Jeśli chcecie wiedzieć to zajrzyjcie na "Więzień Labiryntu" - genialny film, w którym gra, aż 3 moich mężów *-*

Dziękuję, że wchodzicie. Chodź jest Was trochę mniej i tak sprawiacie, że mam uśmiech na twarzy i szczęście w serduchu. <3 

Wszystkiego wspaniałego na nowiutki rok #DragonsRiders <3 
~ SuperHero *.*