sobota, 26 maja 2018

64. Opowieść końcem cierpienia.

SOUNDTRACK - to dzięki temu tak "szybko" napisałam wiem, jestem okropna!


    "Niewyobrażalny ból po utracie duszy. Dlaczego pragniesz unicestwić szczery uśmiech? Niewiele zostało – czas przeznaczenia przybliża się nieustannie"
Wódz Berserków spokojny o los Smoczego Jeźdźca, udał się w dół klifu, aby wydać ostatnie już rozkazy i wyruszyć w najważniejszą bitwę w karierze przywódcy. Zapach dymu i spalenizny unosił się w powietrzu, które Szalony wdychał z radością oraz swego rodzaju dumą.
    Zabił Smoczego Jeźdźca.
    Najgorszego ze wszystkich wrogów Archipelagu. Podłego, chamskiego, głupiego chłopaczka, który przez kilka lat swojego życia uważał się za postrach Północnych Mórz. Jakże smutny los go spotkał, przemknęło przez myśl Dagurowi, gdy skierował wzrok ku skalnemu wiezieniu, gdzie od teraz mieścił się grób "Wielkiego Pana Smoków". Jednak zaraz eter przesiąkł od chrapliwego śmiechu rudowłosego, a wszelkie ptaki poderwały się w niebo.
    Pulchnej postury wojownik podbiegł ku Dagurowi.
- Panie! Wszystko gotowe do drogi – wysapał, oparłszy ogromne dłonie na kolanach. Szalony skinął jedynie głową, a zadowolenie odznaczyło się na jego twarzy. Teraz wszystko musiało już pójść dobrze, pomyślał, oglądając jak około trzydziestu statków i kilka tysięcy wojowników czekało na ostateczny znak do odpływu.
- Szykuj się Stoiku – wyszeptał do siebie, przymrużając oczy – Zabawa dopiero się rozpoczyna.


*Berk*
    Łódź z herbem Berserków dotarła bezpiecznie do portu. Rybacy, którzy zawiązywali sieci przed wypłynięciem na połów, zdziwili się widokiem łodzi z tejże wyspy. Niepewnie podeszli do mostu, a ktoś pobiegł po wodza. Z niepewnością i lekkim strachem oczekiwali na ujawnienie się osoby, która przybyła do Berk.
    Jednak jak wielką ulgę poczuli, gdy z kajuty wyszła drobna dziewczyna, a blondwłosy błysnęły na słońcu. Rośli mężczyźni spojrzeli w oczy wojownicze i od razu rozpoznali w niej Astrid. Z okrzykami radości pomogli jej wejść na stabilną kładkę i mocno przytulili. Hofferson miała wrażenie, że zaraz ją uduszą, ale nie mogła być bardziej szczęśliwa w tym momencie. Odwzajemniła ciepłe powitanie, a w grupkę rybaków zaraz wdarł się Pyskacz.
- Co tu się, do jasnego Thora, wyrabia? – zapytał patrząc kolejno na wikingów, na końcu zaś spojrzał na blondynkę – Astrid?! – wrzasnął i natychmiast zamknął ją w szczelnym uścisku. Na pewno nie ostatni raz, pomyślała dziewczyna, otulając grubego Wandala drobnymi ramionami.
    Kiedy ją odstawił, zapytał ze zdziwieniem:
- Czemu przypłynęłaś?
    Hofferson poprawiła włosy.
- Może pójdziemy na górę? – odparła pytaniem, zabierając swój kufer z łodzi – Muszę porozmawiać z wodzem!
    Pyskacz z swego rodzaju zakłopotaniem i smutkiem obejrzał się za siebie. Westchnął ciężko, co przyprawiło Astrid o niepokojące myśli. Jednak zaraz uśmiech odrobinę rozświetlił mu twarz, przez co jeszcze bardziej zbił blondynkę z tropu. Położył swoją wielką dłoń na jej drobnym ramieniu i spojrzał w lazurowe oczy.
- Chodźmy – powiedział wreszcie – Wiele się zmieniło, odkąd wyjechałaś – dodał tajemniczym głosem, dzięki czemu Astrid była stuprocentowo pewna, że podczas jej nieobecności wydarzyło się coś naprawdę wielkiego, co całkowicie zburzyło dotychczasową harmonię i porządek na wyspie.
    Ruszyli samotnie wzdłuż pomostu, a rybacy wrócili do swojej pracy. Hofferson ciągle nie mogła pozbyć się wrażenia, że na wspomnienie wodza atmosfera natychmiast stężała, wszyscy wokół niej zamarli z dziwnego, przytłaczającego ją powodu. Czyżby coś stało się Stoikowi? Nie chciała dopuszczać do siebie takich myśli, ale na pewno sprawa tyczyła się wodza. Musiała jeszcze wiedzieć dlaczego.
    Idąc w milczeniu obok Pyskacz, przyglądała się wyspie i z strachem stwierdziła, że Berk zmalała od jej wyjazdu. Wydawało jej się to, co najmniej dziwne, choć wiedziała, że skały mają tendencje do kruszenia się, przez ulewne deszcze, i pozbywania wyspy jej pierwotnego kształtu, ale nie sądziła, że przydarzy się to również rodzinnemu miejscu.
- Pyskacz, dlaczego Berk jest taka mała? – zadała to dręczące ją pytanie i wtedy stanęli na szczycie drewnianego pomostu prowadzącego do osady. Patrząc wokół jeszcze bardziej dawało  się odczuć maleńkość wyspy. To stwierdzenie spowodowało uścisk w jej sercu.
    Gbur bez słowa ruszył dalej, a Wandale widząc kowala w towarzystwie karty przetargowej, to jest Astrid, zdziwili się tak, że aż zatrzymali się w wykonywanej pracy. Jednak nikt nie odważył się podejść i powiedzieć cokolwiek. Wlepiali swoje niedowierzające spojrzenia w blondynkę, która przez to, pierwszy raz w swoim domu, poczuła się niechciana, wyobcowana i niepotrzebna. Czy wszyscy stracili nadzieję, że jeszcze wróci, albo czy w ogóle nie chcieli, aby wracała?
    Gdy doszli do domu wodza, a nikt z mieszkańców się nie odezwał, Astrid pożałowała, że tu wróciła. Dlaczego wszyscy zachowywali się tak inaczej? Dlaczego jeszcze nie przyszli do niej rodzice? Gdzie wódz? Gdzie jej przyjaciele? Cała sytuacja jaka panowała na Berk wydawała jej się dziwna i naprawdę wolała wrócić do czasu, kiedy jeszcze nie musiała wyjeżdżać, a ukochana wyspa była jej ukochaną wyspą.
    Nadal milczący Pyskacz zaprowadził ją pod dom wodza, otworzył drzwi, gestem ręki zaprosił do środka i dopiero kiedy zatrzasnął je za sobą, odezwał się do wojowniczki:
- Astrid, Berk już nie jest taka, jak kiedyś – oparł się o ścianę i przetarł twarz.
- To sama zdążyłam zauważyć – mruknęła zirytowana, przez całą tę szopkę, którą odgrywali Wandale. Szczerze miała ich zachowania powyżej uszu, a to, że nawet Sala i Maron nie pokwapili się, aby do niej przyjść, przekraczało wszelkie granice. W duchu stwierdziła, że jeśli zaraz nie dostanie wyjaśnień, pójdzie i coś rozwali gołymi rękami.
    Kowal westchnął na jej uwagę, ale w środku cieszył się, że chociaż Astrid została wciąż taka sama.
- Najpierw usiądź i wszystko ci wyjaśnię.
    Uczyniła to, co jej kazał, w międzyczasie zastanawiając się dlaczego przyszli do domu wodza, kiedy go tu najwyraźniej nie było, a nie do kuźni lub domu samego Gbura. Gdy podał jej gliniany kubek z gorącą herbatą ziołową i również usiadł w fotelu, mogła zaspokoić swoje pragnienie poznania wszelkich odpowiedzi na pytanie, które nie tyle co chciała, lecz musiała zadać.
- A więc? – Hoffersonówna nie zamierzała czekać.
    Pyskacz zaśmiał się, poprawił w fotelu i spoglądnął na nią.
- Jesteś tak samo niecierpliwa, jak zawsze, aż mi się przypomina…
- Pyskacz! – przerwała mu gwałtownie, omal rozlewając zawartość trzymanego kubka na podłogę. Odstawiła go w bezpiecznym miejscu na stole i rzuciła Gburowi rozłoszczone spojrzenie. Powinien w końcu przejść do sedna. Na wspominanie będzie jeszcze czas.
- Dobrze, już dobrze – poddał się, choć wyraz jego twarzy nadal pozostał tak samo radosny, jak kilka sekund wcześniej, nim Astrid na niego nakrzyczała – Może zacznę od początku. Jesteś pewnie ciekawa dlaczego przyszliśmy do domu wodza, prawda? Otóż wszystko w sumie zaczęło się kilka dni temu, aż ciężko uwierzyć, że to było tak niedawno. Ale nieważne – odetchnął i wziął łyka herbaty.
- Żyliśmy sobie spokojnie, tak jak zawsze z resztą. Jednak pewnego razu – przyleciał, żeby porozmawiać ze Stoikiem. Smoczy Jeździec.
- Czkawka – szepnęła szybko, a potem zamknęła usta, jakby zdała sobie sprawę, że powiedziała o wiele za dużo.
    Gbur przyswajał przez chwilę tę informację.
- WIEDZIAŁAŚ?! – krzyknął, a na jego obliczu malowało się ogromne zdziwienie i niedowierzanie. Jakim cudem Astrid wiedziała? Tego nie potrafił sobie wytłumaczyć. To, że z nim rozmawiała, jak był więźniem, nie było znaczące na tyle, że dowie się, kim on jest.
    Blondynka zagryzła dolną wargę, spuszczając wzrok.
- W sumie od dawna – pokiwała głową.
- I nic nie powiedziałaś?!
- Dlaczego miałabym? – Również podniosła ton głosu, stając w obronie – Nie zastanawialiśmy się nad takimi sprawami. Z resztą, ani razu nie przyszło mi do głowy, żeby mówić komukolwiek o jego sekrecie. Kiedy się dowiedziałam, sama byłam mocno zdziwiona, a było to na pewno jakieś pięć lat od jego ucieczki. Później wszystko działo się szybko – nie pytał czy komuś mówiłam. Jak powiedziałam, nie odczuwałam potrzeby, żeby podzielić się tą informacją – wytłumaczyła, popijając kilka nerwowych łyków w celu rozładowania napięcia, jakie czuła w sobie.
    Pyskacz odetchnął tak głęboko, jak gdyby nie oddychał przez ostatnie kilka minut.
- Gdybyś powiedziała nam wcześniej – zaczął spokojnym, kompletnie odbiegającym od wcześniejszego głośnego, przepełnionego zdziwieniem i swego rodzaju żalem, głosem, co niewątpliwie wprawiło Astrid w zakłopotanie – Gdybyś powiedziała. Wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.
    Między nimi zapadła cisza, a atmosfera w domu wodza zrobiła się dwa razy bardziej gęstsza. Hofferson, prawdę mówiąc, nigdy się nie zastanawiała nad zdradzeniem Wandalom prawdy o Smoczym Jeźdźcu. Nawet wtedy, kiedy ją przesłuchiwali i skazali na szybszy wyjazd do Dagura. Nie sądziła, że to będzie do czegoś potrzebne. Czkawka chciał zostać Smoczym Jeźdźcem, albo raczej był Smoczym Jeźdźcem i to, według niego, miało być wystarczające dla wszystkich. Dlatego nie spodziewała się, że akurat ta informacja mogła być tak istotna w sytuacji, która rozgrywała się pod jej nieobecność.
    Minęło kilka minut zanim wojowniczka odważyła się zapytać, co się stało, co mogłoby potoczyć się inaczej, gdyby powiedziała wszystko, co wiedziała o Smoczym Jeźdźcy. Pyskacz przejechał dłonią po czole.
- Wracając. Smoczy Jeździec, no Czkawka przyleciał pewnego dnia do Stoika. Mówił, że to był świt, ale nieważne. Czkawka opowiedział Stoikowi, że Drago Krwawdoń zamierza napaść na Berk. Stoik, jak wiadomo, mu nie uwierzył, wsadził go do więzienia i dodatkowo skazał na śmierć za wrogie działania przeciwko wyspie – Astrid w ciszy analizowała początek opowieści kowala, nie dowierzając co wódz mógłby zrobić Jeźdźcowi, czyli nadal, swojemu synowi – Jednak zmienił zdanie kiedy wiking, który przypłynął z patrolu, doniósł o zbliżającej się armadzie statków i tym samym potwierdził słowa Czkawki. Stoik był wściekły na niego i również na samego siebie, że nie posłuchał. Zaczęliśmy przygotowania. Przed zachodem słońca Drago przybył do bram wyspy i wtedy się zaczęło. Najpierw wystrzelili w pierwszą część ludzi na plaży, ale niespodziewanie ocalił nas Czkawka. Ta cholera, Krwawdoń, był zdziwiony jego obecnością. Rozmawiali chwilę, walczyli równocześnie. Nigdy nie spodziewałem się, że ten chuderlawy, jednonogi jeździec będzie tak potrafił doskonale walczyć. W żaden sposób nie odbiegał od doświadczonego wojownika, jakim był Drago, a nawet w pewnych aspektach go przewyższał. Patrzyliśmy, jak zahipnotyzowani na tą niesamowitą, niezrozumiałą dla nas walkę i słuchaliśmy ich rozmowy, z której powoli wychodziło prawdziwe pochodzenie Jeźdźca. Jednak kiedy Krwawdoń machnął ręką, a ze statków wyleciały opancerzone smoki, zaatakował Czkawkę, który był wytrącony z równowagi. Skurczybyk drasnął go po twarzy, tak, że aż miał ją później całą we krwi. Nie wiem nawet jak, ale Czkawka wstał i zdecydowanym, szybkim ruchem wbił Drago swój miecz prosto w jego serce. Czas się zatrzymał. Nikt nie był w stanie niczego powiedzieć – Pyskacz przerwał na moment, aby znów napić się naparu, gdyż zaschło mu w gardle i potrzebował chwili, żeby zebrać myśli odnosi tej niezapomnianej bitwy w jakiej dane mu było brać udział – Aż nagle jeden smok poderwał się do lotu i zmierzał w stronę Czkawki. On tylko uśmiechnął się beztrosko i lekko upadł na ziemię, zadowolony, że dokonał swojej obietnicy. Wiesz, czułem taki smutek, żal i dumę w tamtym momencie. Bo ten słaby, wątły Czkawka, był w tamtej chwili potężnym wojownikiem, o wiele silniejszym niż inni myśleli i naprawdę kierował się tym, aby ochronić Berk. To, że mi zaimponował, było mało powiedziane. Naprawdę biła od niego prawdziwa bohaterskość. Również przez to, że był w stanie obronić tych, którzy go nienawidzili i nie chcieli na wyspie. Jego postawa była godna czynów samego Thora… I wtedy zerknąłem na Stoika. W jego wyrazie twarzy było coś takiego, że on chyba już wiedział, kim jest Jeździec. Nie zdążyłem zareagować, jak ruszył w jego stronę i ostatecznie ochronił od strzału smoka. Przyjął cios na siebie i uratował go. Nie spodziewałem się po nim tego. Byłem tak zszokowany jego zachowaniem, bo wiesz, jak Stoik traktował Czkawkę… Ale w tamtym momencie pokazał chyba swoje prawdziwe oblicze i prawdziwą miłość do Czkawki. Oddał za niego życie. Wtedy, każdy z nas, stał nieruchomo i wpatrywał się w nich. Czkawka wstał po wybuchu, zrobił sobie przepaskę na oku i podszedł do ciała Stoika. Upadł obok niego i wrzasnął na cały głos "Tato". Pierwszy raz słyszałem tyle ciepłych uczuć w tym słowie z ust Czkawki. Szczerze, miałem łzy w oczach, kiedy rozmawiali. To było takie prawdziwe – Pyskacz patrzył teraz w stronę okna, jakby odtwarzał w myślach tą bitwę, wszystkie te sceny, których nie zapomni do końca życia. Blondynka, choć tego nie poczuła, również zaczęła płakać, bo wreszcie dotarło do niej znaczenie słów Gbura.
    Gdyby powiedziała im wcześniej.
- Pierwszy raz w życiu, w tym momencie, Stoik mówił do Czkawki szczerze. Widziałem, że młody płakał. A kiedy Stoik już umarł, Czkawka zwiesił głowę, przełknął łzy i powoli wstał. Chwiał się, ale wyciągnął swój miecz z Krwawdonia i zerkając na swojego smoka, ruszyli natychmiast do walki. Był jak jednoosobowa armia. Myśmy też w końcu się przyłączyli. Walczyliśmy długo, aż w końcu nagle, niespodziewanie, połowa Berk wybuchła – Kowal zrobił pauzę, aby spotęgować wagę tej chwili w opowieści – Znaczy, materiały wybuchowe, które były ułożone pod wyspą. One wybuchły. I wtedy, Czkawka już nie wytrzymał. Krzyczał na wojska Drago, wziął jakiś miecz z piasku i go podpalił. Z daleka można było odczuć, jak bardzo był wściekły. Z dwoma płonącymi mieczami, samotnie ruszył na wszystkich. Wandalowie znieruchomieli, nawet smok Czkawki. Wszyscy patrzyliśmy, jak zabijał naszych wrogów. Ta walka była niesamowita – Ponownie przerwał, aby skończyć napój, a Astrid przetarła oczy. Naprawdę czuła się winna, choć najpewniej i tak nikt by jej nie obwiniał. Po prostu takie było przeznaczenie, taka była wola bogów – zbyt okrutna, żeby móc ją zrozumieć.
- Kiedy słońce zaczęło zachodzić, Czkawka zabił ostatniego żołnierza Drago. Samotnie zwyciężył. Pokazał nam swoją siłę. To była bitwa, której nigdy nie zapomnę i która wiele zmieniła. Nocna Furia później przyleciał do niego i przytulili się. Wtedy też zobaczyliśmy, jak wygląda relacja człowieka ze smokiem. Naprawdę coś nie do uwierzenia. Później próbowałem z nim porozmawiać. Czkawka wyjawił wszystkim swoje pochodzenie i przekazał mi władzę nad Berk. Nie chciałem się zgodzić, bo to on jest następcą, ale nie drążył tego dalej, jakby sam podjął decyzję. Potem odbył się pogrzeb, gdzie Czkawka ostatecznie pożegnał się ze Stoikiem. Podziękował mu za to, że uciekł z wyspy i odnalazł prawdziwą rodzinę w tym smoku. Było to smutne, ale przecież trudno mu się dziwić, po tym co tu przeżył. Po uroczystości Czkawka poleciał nad klify. Następnego dnia rozmawiałem z nim, powiedział mi, że stracił oko i nie zostanie na Berk. Kazałem mu jeszcze wstąpić do Biblioteki Berk, a potem najpewniej odleciał – Wiking odetchnął z ulgą, jakby opowieść była tak męcząca, jak ucieczka przed dzikim smokiem. Astrid wyprostowała się i przeanalizowała to, co usłyszała. Naprawdę wiele się zmieniło, kiedy jej nie było.
- Te kilka godzin – podjął na nowo Pyskacz – które spędził na wyspie zmieniły bieg wydarzeń, naszą przyszłość. Nie jest łatwo, ale chyba pogodziłem się z jego życzeniem. Czkawka to teraz wolny duch, nieuchwytny dla nas, zwyczajnych wikingów. Wydaje mi się, że czułby się tu ograniczony, umierałby tu. Nie wiem dlaczego, ale chcę, żeby po tym wszystkim, co dla nas zrobił, żył spokojnie i tak, jak tylko zapragnie. Należy mu się – uśmiechnął się na wspomnienie samego chłopaka.
- Właśnie, jeśli chodzi o umieranie i inne takie – zaczęła Astrid – to dzięki Czkawce wróciłam na Berk.


~*~


NOOOOOOOO HEJ!!! 
WIELKI COMEBACK HERO XDDD
udało mi się napisać rozdział, jestem dumna
mam teraz sporo na głowie, ale naprawdę staram się, żeby często coś pisać
kończymy niedługo <3 

~ SuperHero *-*