niedziela, 22 lipca 2018

66. Wdzięczność darem losu.

SOUNDTRACK - od razu z polskimi napisami xD


    "Odzyskanie świadomości wiąże się z ryzykiem i ceną. Ceną, którą nie każdemu przyjdzie łatwo zapłacić. Nadzieja, przeznaczenie, los, ból – tęsknota nie wybiera"
Brunetka oderwała się od ukochanego i spojrzała wyczekującym wzrokiem na wodza Berk, gdyż ten od kilku minut nie odezwał się ani słowem. Przeniosła granatowe spojrzenie na trzymany kawałek papieru, a wziąwszy go z powrotem do ręki, zaczęła po raz kolejny czytać w myślach słowa matki.

    Kochana Megaro,

    Wiem, że nie tego oczekujesz od matki, która odzywa się po tak długiej nieobecności. Jednak to na razie musi wystarczyć. Zostawiłam ten list u mojej przyjaciółki. Wierzę, że przekaże ci go, gdy nadejdzie odpowiedni czas.
    Przepraszam cię za to, co cię spotkało, kiedy musiałam cię opuścić, zostawić na obcej wyspie i wrócić bez ciebie. Dla mnie to również było ciężkie, lecz wiem, że dla ciebie było to jeszcze trudniejsze. Mam jednak nadzieję, że dasz sobie radę. Jesteś taka silna, moja kochana.
    Powód, dla którego musiałam cię zostawić, jest absurdalny, ale niestety musiałam go zrealizować. Moja intuicja podpowiadała mi, że nie będziesz bezpieczna na wyspie. Potwierdziło się to, gdy Gothi przepowiedziała mi to, czego się obawiałam. Musiałam działać, kochana. Nie mogłam pozwolić sobie na to, że przez zostanie na wyspie, tobie, jeszcze nienarodzonej, może stać się krzywda. Dlatego wyjechałam. Dlatego nigdy nie poznałaś swojego domu – Berk, swojego ojca – Stoika Ważkiego i swojego brata – Czkawki. Tak mi przykro, córeczko.
    Naprawdę cię przepraszam, że musiałaś się wychowywać bez nas. Lecz teraz wiem, że gdy czytasz ten list, jesteś wśród swoich, a Stoik i Czkawka przyjęli cię z miłością i dobrocią. Wiem, że jesteście kochającą się rodziną. Czuję to, że możecie stworzyć prawdziwą rodzinę, nawet beze mnie. Razem dacie sobie radę.
    Proszę wybacz mi moje postępowanie, ale próba ratunku twojego życia była dla mnie najwyższą powinnością bez względu na to jaką cenę zapłacę, i jaką ty zapłacisz. Błagam cię o wybaczenie, córeczko.
    Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać.

Twoja mama,
    Valka Haddock.

- I? – spytała odrobinę mniej uprzejmie niż zamierzała, ale ostatecznie po prostu chciała się dowiedzieć, dlaczego wódz twierdził, że to pomyłka. Jej matka raczej by jej nie okłamała, tak samo kobieta na targu. Coś tu musiało się nie zgadzać.
    Pyskacz wrócił myślami na ziemię i spojrzał na Meg. W jego spojrzeniu czaił się nieopisany ból oraz niepewność w przekazaniu tej informacji. Wiedział jednak, że musi jej to powiedzieć. Bez względu na wszystko miała prawo wiedzieć, co się stało z jej rodziną. Nawet gdyby miało to przynieść tylko i wyłącznie smutek, i cierpienie. Podjął decyzję.
- Może lepiej usiądź – powiedział spokojnie, zastanawiając się jak przekazać jej tą wiadomość w sposób opanowany, szybki, ale też taktowny. Nie był zbyt dobry w takich sprawach. Czkawka chyba się pomylił, dając mi władzę, przemknęło mu przez myśl, gdy dziewczyna wraz z chłopakiem usiadła na miejscu – Teraz wiem, że list faktycznie mówi prawdę. Jednak pozostaje coś, czego Val nie przewidziała… Otóż Stoik Ważki, mąż Valki i twój ojciec, a wódz w tymże liście, zginął kilka dni temu podczas bitwy – dokończył, czując ponowny żal po śmierci swego przyjaciela.
    Megara wydawała się zszokowana, ale przyjęła to o wiele lepiej niż Gbur przypuszczał.
- Przykro mi – westchnął kowal, kierując wzrok na wnętrze chaty, byle by nie patrzeć na dziewczynę.
- Dziękuję – odparła cicho, lekko kiwając głową. Czuła się okropnie, gdyż straciła obydwoje rodziców, lecz prawdę powiedziawszy od kilkunastu lat ich nie miała i zdążyła się pogodzić z tą myślą. Dopiero, gdy w jej życie wdarł się Smoczy Jeździec, zaczęła myśleć o swojej prawdziwej rodzinie, ponieważ od zawsze wiedziała, że Hyron była jej siostrą tylko w wymiarze duchowym, bo obie były członkiniami Bractwa. Innych powiązań z nią nie posiadała.
- Musi być ci teraz ciężko – zaczął blondwłosy wiking, drapiąc się po karku hakiem osadzonym na drewnianym trzonku. Naprawdę nie potrafił rozmawiać o takich sprawach.
- Jest w porządku – przerwała mu, uśmiechając się delikatnie. Ścisnęła pod stołem rękę Faro, żeby dodać sobie otuchy – Tak naprawdę od zawsze żyłam sama, więc dość szybko pogodziłam się z myślą, że moja rodzina w ogóle nie istnieje. Starałam się jakoś przeżyć z dnia na dzień, ale w końcu zaczęłam o nich myśleć i postanowiłam chociaż spróbować ich odnaleźć. Dzięki Faro dałam radę – opowiedziała skrótową wersję swojego życia, pomijając istotne szczegóły jakim były czarodziejskie moce, życie z Jeźdźcem, czy wytresowanie Płomyka. Nie powiedziała o tym, gdyż czuła, że nie ma potrzeby mówienia, bądź co bądź, obcemu człowiekowi o wszystkim i że to pozwoli jej na rozpoczęcie nowego życia z czystą kartką. Tego po prostu jej było trzeba.
- W takim razie – odezwał się kowal – Wierzę ci na słowo – uśmiechnął się delikatnie, stukając palcami o blat, tym samym zdradzając swoje zdenerwowanie i niewiedzę w sprawie młodej Haddock. Teraz wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej, niż wcześniej i Pyskacz naprawdę miał już dość swojego stanowiska – Jednak pozostaje jeszcze jedna bardzo ważna kwestia.
    Megara uniosła brwi, nie wiedząc czego jeszcze może oczekiwać po niej wódz. Teraz gdy już wiedziała, że jej rodzice nie żyją, czuła się wolna od misji, którą obrała po rozstaniu ze Smoczym Jeźdźcem. Teraz pozostała jej jedynie powinność znalezienia go i opowiedzenia o łączących ich więzach krwi. Wiedziała, że na pewno go tu nie ma. W końcu od zawsze zarzekał się, że nie wróci na rodzinną wyspę, a ona mu wierzyła. Dlaczego więc musi zostać?
- Według prawa Berk władzę po zmarłym wodzu odziedzicza jego pierworodne dziecko – podjął mężczyzna, twardo patrząc w jej granatowe oczy. Jedyna rzecz, która odróżnia ją od Haddock'ów, pomyślał Gbur, przypominając sobie, że mają oni zielone spojrzenie – Dlatego więc w wyniku różnych wydarzeń po śmierci Stoika, twój brat, Czkawka odrzucił tą możliwość i przekazał władzę mnie. Myślę, że nie wiedział o twoim istnieniu. Ale skoro jesteś, żyjesz i zjawiłaś się na naszej wyspie, muszę cię zapytać – W miarę każdego słowa Pyskacz przybierał coraz bardziej oficjalny ton, aż w końcu wstał z krzesła – Czy ty, Megaro Haddock, przejmiesz władzę nad Berk po swoim zmarłym tragicznie ojcu, Stoiku Ważkim Haddock'u, aby dopełnić tradycji, wypełnić powinność brata, Czkawki Horrendous'a Haddock'a III i panować nad prostym, lecz niezwykle lojalnym klanem Wandali?
    Jeźdźczyni również wstała, a z oszołomienia zaniemówiła. Kompletnie nie spodziewała się tego, że będą chcieli przekazać jej władzę nad wyspą. Dopiero, co zjawiła się na Berk, a już robili z niej przywódczynię. Wydawało jej się to niezwykle niemożliwe oraz naiwne. Dlaczego miałaby przejąć obowiązek Czkawki? Czemu ten cholerny Jeździec zrzucił wszystko na nią?
    Przecież nie wiedział, przemknęło jej przez myśl. Jednak nadal miała odrobinę za złe Czkawce, że bez niczego postanowił zrezygnować z tronu. Chociaż gdy przypominała sobie jego zasady, którymi się kierował, jego postawę i łzy, które wołały do nieba o upragnioną wolność oraz możliwość spokojnego życia, wiedziała, że nigdy nie pozwoliłby sobie na przymusowe uwiązanie na wyspie – nawet jeśli byłby to dom. Musiał być wolny. Tak po prostu. Inaczej nie wyobrażał sobie własnego losu. Nie po to walczył i cierpiał, żeby zrezygnować z wolności i oddać się w ręce ludzi. Wywalczył sobie prawo do wyboru i tego się trzymał. I tego Megara okropnie mu zazdrościła.
    Spuściła wzrok na swoje dłonie. Faro wziął ją za rękę, chcąc przekazać, że nie musi sama mierzyć się z tą wiadomością. Miała w nim oparcie – w każdej chwili, nawet tej najgorszej. Obiecał jej to. Obiecał, że będzie przy niej trwał bez względu na wszystko, choćby cały świat miałby się przeciw nim odwrócić. Wiedział, że nie złamie przyrzeczenia. Skierował swój szary wzrok na Pyskacza, który oczekiwał odpowiedzi i odparł spokojnie, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu:
- Czy Meg może się zastanowić? – zapytał, oczekując zrozumienia ze strony prostego wodza wyspy. Wstał i lekko podniósł ukochaną za ramiona, jakby nic nie ważyła – Mam nadzieję, że pan rozumie, że to zbyt wiele wiadomości jak na jeden raz – dokończył i uśmiechnął się pokrzepiająco, a jego spojrzenie błyszczało od wewnętrznego niepokoju o decyzję Megary.
- Oczywiście – przytaknął Pyskacz, zmieszał się trochę na swoją nazbyt poważną postawę oraz ton. Nie chciał w końcu przestraszyć biednej dziewczyny – Dam wam tyle czasu, ile potrzebujecie na zastanowienie się, a tymczasem zaprowadzę was do chaty, w której odpoczniecie i porządnie się namyślicie nad tym wszystkim – wyjaśnił, odsunął krzesło i poprowadził ich w kierunku drzwi.
- Dziękujemy – odparł Faro, pociągając zamyśloną brunetkę za sobą. Czuł, że dziewczyna potrzebuje teraz po prostu czasu. Jednego dnia dowiedziała się, że rodzinną wyspę ma na wyciągniecie ręki, że jej rodzice nie żyją, że Smoczy Jeździec jest jej bratem i że może od tak przejąć władzę po zmarłym ojcu. Wszystkie te informacje sprawiły, że miała ochotę po prostu zemdleć.

    Kiedy zostali zupełnie sami bez ciekawskich spojrzeń mieszkańców, mogli na spokojnie odetchnąć i bez słowa stać wtuleni w siebie. Nie odzywali się do siebie, bo wiedzieli, że kompletnie nie znają odpowiedzi na pytania, które pojawiły się po rozmowie z wodzem. Chociaż przylecieli tu by potwierdzić autentyczność listu, zostali wciągnięci w sam środek dyskusji o przekazaniu władzy nad wyspą. Nie tego się spodziewali po maleńkiej Berk, ale jak widać, potrafiła zaskoczyć.
    Faro spojrzał Megarze w oczy.
- Wiem, że nie jest w porządku – powiedział zamiast głupiego pytania, czy wszystko jest okej. To właśnie Meg kochała w chłopaku. To, że potrafił chłodno i jasno ocenić sytuację, a nie bawić się w niepotrzebne zapewnienia o tym, że wszystko się ułoży. Podczas swojego życia przekonała się, że nigdy nic nie układa się tak dobrze, żeby można było mówić o tym, iż naprawdę wszystkie problemy zostaną rozwiązane, a kłopoty ot tak znikną. Dlatego Faro był dla niej niezastąpionym oparciem.
- Będziesz się w ogóle zastanawiać nad jego propozycją? – zapytał, gdy poprowadził ich pod fotel, na którym usiadł i wziął dziewczynę na kolana, żeby mogła patrzeć prosto na niego. Oprócz nie owijania w bawełnę Meg kochała w nim szybkie i konkretne rozwiązywanie powstałych problemów niż odwlekanie rozmów w czasie, żeby można było wszystko przemyśleć. Trzeba było działać. Najlepiej natychmiast.
- Nie jestem pewna – wzruszyła ramionami – Zaskoczył mnie. Mój ojciec był wodzem, a Czkawka postanowił się wypiąć i postawić mnie przed faktem dokonanym – Złość na Jeźdźca wróciła do jej serca, choć czuła, że nie może go winić.
- Nic nie wiedział – przypomniał szarowłosy – I przekazał władzę temu wikingowi, więc nie do końca jesteś pod ścianą.
- W sumie tak, ale – zacięła się, nie wiedząc dokładnie co chce powiedzieć. Nie miała za złe brunetowi. Na Thora, żyła z nim przez dłuższy czas i wiedziała jaki jest, co czuje i czym się kieruje. Widocznie wyszła na wierzch ta siostrzana natura, która powodowała tą nieuzasadnioną złość i zdenerwowanie na starszego brata. Dokładnie tak jak to powinno być między rodzeństwem.
- Ale tak naprawdę nie jesteś na niego zła, prawda? – dokończył za nią, uśmiechając się. Dziewczyna przewróciła oczami.
- Nie lubię tego, że aż tak potrafisz mnie rozpracować – wydęła dolną wargę, odwracając wzrok. Chłopak zaśmiał się i cmoknął chłodnymi ustami jej prawy obojczyk, przez co Meg przeszedł delikatny wstrząs, który był wręcz uzależniający.
- Mówi się trudno – rzucił – Jednak musimy im coś na to odpowiedzieć.
- My? – zapytała, udając zdziwienie – Od kiedy to chcesz zostać chłopakiem przyszłej przywódczyni wyspy?
- Przyszłej? – odparował pytaniem, łapiąc w dłonie jej twarz – Czyli się zgadzasz?
    Megara położyła głowę na jego ramieniu, zaciskając palce na jego koszuli.
- Tego nie powiedziałam – wyszeptała – Ale nie wiedzieć czemu, czuję przywiązanie do tego miejsca, tak jakbym po bardzo długiej podróży wróciła do domu – spojrzała na chłopaka, a jej oczy napełniły się przeźroczystymi łzami – I wiesz, chyba jestem im to winna. I Czkawce. W końcu mnie uratował.
    Łzy swobodnie potoczyły się po miękkich policzkach, a jej usta zdobił uśmiech. Faro również się uśmiechnął i złączył ich wargi w ciepłym, dającym nadzieję pocałunku.
- Mam najwspanialszą dziewczynę na świecie – powiedział, gdy się od siebie oderwali. Meg oblała się różowym rumieńcem i przytuliła chłopaka, czując w sercu, że podjęła dobrą i właściwą decyzję.
    Oczami wyobraźni zauważyła rodziców, którzy patrzyli na nią z dumą, miłością i wielką wdzięcznością. Przyjęła ich dar życia, a teraz wykorzysta go dla tego prostego ludu, aby mogli być pod opieką rodziny Haddock'ów jak najdłużej będą mogli.


~*~


przypadkiem znalazłam swoje stare edity, które przywiodły przyjemne wspomnienia z moich początków i słysząc głos Bangtanów, dokończyłam rozdział 66. <3 
czuję się naprawdę wspaniale, jestem zadowolona z tego, co napisałam i naprawdę polubiłam pisanie rozmów Meg i Faro (jak jeszcze nigdy) - poczujcie tą miłość, gdy będziecie to czytać!

ostatnio dodałam też jakoś miesiąc temu, więc możemy przyjąć, że na następny miesiąc postaram się wyrobić z 67.? może tak być? ja się postaram, kochani, naprawdę, przysięgam <3

dziękuję Wam z całego serca, że nadal tu wchodzicie chociaż nikt nie komentuje, ja i tak kocham Was najmocniej na świecie!!! 

chodźcie, usiądźmy w Magicznym Sklepie i pozbądźmy się zmartwień <3 
~ SuperHero *-*

P.S. naprawdę musicie posłuchać "Magic Shop" od BTS <3 koniecznie z polskim tłumaczeniem! zakochacie się, gwarantuję Wam <3