środa, 1 czerwca 2016

47. Piosnka odejdzie znów.

    "Duch mknie niepostrzeżenie. Nie jesteś tu gdzie powinieneś. Nie potrafisz doprowadzić tego, co trzeba, do końca. Błądzisz, próbujesz, starasz się. Lecz na marne"
Nie udało nam się nawet dotrzeć do łodzi Wandali, gdy dobiła ona do brzegu wyspy Berserków. Do domu wroga. Mimo szybkiego lotu, zostaliśmy z tyłu, żeby zwiększyć swoje szanse na przeżycie na obcym terytorium. Nie sądzę jakoby Dagur lubił być zaskakiwany przez ludzi mojego pokroju, albo w ogóle kogoś, kto prawdopodobnie uważany jest za największego wroga Archipelagu, a który jednak broni go najbardziej ze wszystkich. Największy paradoks mojego życia.
    Ukryliśmy się w gęstych drzewach, rosnących na zatoczkach tuż przy wyspie. Rzadko kto miał okazję bywać na wyspie Dagura Szalonego. Zasada była zbyt prosta. Kto raz tam wszedł, nigdy już nie wychodził. Dlatego wszyscy na około stronili od wielkiej wyspy i szalonej armady, dumy Berserków. Wyjąłem więc lunetę, żeby zobaczyć jak tutejsi, zareagują na przybycie łodzi z wyspy, którą każdy Berserk dobrze zna. Wyspa Wandali nie była zbyt przyjaźnie nastawiona, tak samo i oni, lecz po tylu latach nienawiści, postanowili jednak zjednoczyć swe klany. 
    W świetle wstającego słońca, które wychylało się zza morza, jakby z niego powstało, błysnęły soczyście, złote włosy należące do wojowniczki. Zeszła na ląd, ówcześnie odprawiając wikinga, który z nią płynął. Nim łódź Wandali całkowicie zniknęła nam z oczu, do tego czasu Astrid stała na pomoście, a jej kosmykami szarpał wiatr. Dopiero, gdy herb Wandali umknął z pola widzenia, przed szereg zgromadzonych Berserków, wyszedł Dagur. Nigdy jeszcze go nie widziałem, ale kiedy tylko przyjrzałem się jego twarzy, zrozumiałem rzecz najważniejszą.
    Dalej siedzieliśmy cicho pośród ogólnego szumu w porcie, spowodowanym przez dość niespodziewanego gościa u bram ich domu. Wódz i blondynka chwilkę rozmawiali, a ja mogłem przysiąc na Szczerbatka, że Astrid miała ochotę wskoczyć do morza i utonąć niż iść w głąb wyspy z obcymi dla niej ludźmi. Niemniej jednak obok Dagura pojawiła się odrobinę starsza kobieta, która wzięła Hofferson pod rękę i razem, na czele z wodzem, poszły wzdłuż ułożonego ciągu mostów, kładek i przejść.
    Reszta Berserków wróciła do swoich zajęć, tracąc zainteresowanie młodą Wandalką, która pojawiła się u nich i miała zostać – choć jeszcze o tym nie wiedzieli – żoną Dagura, czyli ich władczynią. Na pewno nie będą przesadnie szczęśliwi, ale tylko dlatego, że całymi wiekami ich wódz nie miał żony. Jednak raczej nie ośmielą się sprzeciwić woli ich przywódcy.
    Spojrzałem w oczy Szczerbatkowi. Sytuacja dobra nie była, ale zawsze mogłem spróbować w nocy po cichu zakraść się do Astrid i z nią porozmawiać. Przecież nawet stąd mogę ją zabrać. Mi nic nie stało na przeszkodzie. Mnie nie obowiązywały żadne sojusze, traktaty i umowy. Byłem wolnym strzelcem, dlatego mogłem robić to wszystko, co tylko chciałem. Ja nie czułem strachu przed Dagurem. W przeciwieństwie do Stoika, śmieszył mnie ten koleś i jego wielka armada. Wiadomo, że byłem od nich lepszy. Nigdy by mi nie podskoczył, więc nie było mowy, żebym nie spróbował. Dla jej życia, zawsze warto było próbować.
    Lekkim skokiem wzbiliśmy się w ciepłe powietrze, zaszywając się wysoko, w śnieżnobiałych chmurach. Założyłem kask na głowę, drapiąc małe wypustki smoka na jego szyi. Wiem, że to uwielbiał. A jego radość, była moją radością, bo to mój przyjaciel. Najwierniejszy druh w tej pokręconej podróży zwanej życiem.


 *Wyspa Frigg/Narrator*
    Cały pakunek leżał koło gotowego do podróży smoka, który wygrzewał się w ostatnich promieniach wiosennego słońca. Koszmar Ponocnik siedział, dumnie wyprostowany, obserwując niewielką plażę, na której się zatrzymali. Jego krwiście czerwona, poplamiona podłużnymi czarnymi plamkami, szyja, wygięta była w kształt litery "S". Smok czekał spokojnie, aż jego pani wróci i będą mogli wyruszyć w dalszą drogę.
    Brunetka wyszła z niewielkiego lasu, pokrywającego lewą część wyspy. Szła w towarzystwie starszego od niej młodzieńca, a na plecach obojgu znajdowały się pakunki z żywnością. Rozmawiali ze sobą żywo, całkowicie pogrążając się w przeprowadzanej konwersacji. Włosami dziewczyny zajmował się porywisty wiatr, szargając nimi na wszystkie strony, lecz nie był powodem przerwania rozmowy dwójki wojowników. Jej niebieska sukienka również powiewała na wietrze, tak samo jak futro, którym była okryta.
    Gdy wreszcie doszli do leżącego smoka, zaprzestali dalszej rozmowy, tylko w ciszy spakowali resztę rzeczy  i przypięli do siodła zwierzęcia. Chłopak przyglądał się płynnym ruchom dziewczyny, która w szybkim tempie silno zawiązywała sznurki, trzymające ich bagaże. Robiła to sprawnie, gdyż pogoda nie zaliczała się już do najlepszy, a zimny wiatr przewiewał ich ubrania. Sam okrył się lepiej własną, szarą kamizelką, zawiązując przy pasie swój miecz.
    Po niespełna kilku minutach wszystko było gotowe, a oni siedzieli przy ognisku, jedząc suchy chleb i przegryzając po jednym owocu. Wiatr ustał, choć nadal było chłodno. Dziewczyna wtulała się w smoka, chcąc ochronić się przed zimnem, chłopak natomiast szczelnie opatulał się grubym futrem, wystawiając ręce do ogniska. Oboje wiedzieli, że rozmowa się nie kleiła, lecz nie przeszkadzało im to. Woleli odpocząć w ciszy przed długą podróżą.
- Myślisz, że ich znajdziemy? – zapytał po jakimś czasie Faro, patrząc jej w oczy. Megara przetarła powieki dłonią, zastanawiając się nad odpowiedzią. Mogła podzielić się z nim obawami, że będzie to niezmiernie trudne do wykonania, ale wolała wierzyć, że mimo wszystko, jej rodzina jednak żyje i jakimś cudem, ona ich odnajdzie. Dlatego wszystkie wątpliwości targające jej sercem, wolała zachować dla siebie.
- Jestem pewna – westchnęła, wstając szybko – Ruszajmy w drogę. Musimy dotrzeć na Wyspę Bora Głowy jeszcze przed wschodem słońca – otrzepała ubranie z powstałego kurzu i wskoczyła na grzbiet smoka, uśmiechając się lekko do wojownika.
    Wiking odwzajemnił jej gest, gasząc sprawnie ognisko i zajął miejsce w siodle za dziewczyną. Delikatnie położył dłonie na ramionach Meg przez, co po całym ciele brunetki, przebiegł dreszcz. Pogłaskała czule czerwone łuski smoka, co znaczyło start.
- Sądząc po drodze słońca, do wschodu mamy jeszcze kilka godzin – powiedział, starając się przekrzyczeć wiatr. Megara poczuła jego oddech na karku, więc tylko pokiwała twierdząco głową, chowając włosy pod futrzany płaszcz.
    W puchowych chmurach było o wiele cieplej niż na ziemi. Miły powiew smagał ich po twarzy, jakby składał delikatne pocałunki. Czarnowłosy oparł się plecami o bagaże, zdejmując ręce z ramion brunetki, co dziewczyna przyjęła z odrobiną smutku. Lubiła czuć jego obecność. Tuż przy sobie.


*Północne Morza*
    Fale wściekle uderzały o drewnianą burtę ogromnego statku, który na pierwszy rzut oka, wydawał się bardzo zniszczony przez tyle lat na morzu. Jednak jego stan nie był katastroficzny, wciąż nadawał się do pływania. Był idealny na dłuższe dystanse niż na wojnę. Dodatkowo w kolorze szarobłękitnym, który doskonale maskował się w tych częściach mórz, gdzie zawsze nad chlupocącą, niebieską powłoką wody, unosiła się gęsta mgła.
    Silny, mroźny wiatr szarpał ciemnymi włosami na wszystkie strony, zarzucając ich częścią na twarz właściciela. Usta wykrzywione w grymasie zadowolenia, napływające myśli związane z pokonaniem wroga numer jeden: Smoczego Jeźdźca. Przekrwione oczy świdrujące wzburzone fale, szum wody w uszach, co raz to szybciej przeskakujące obrazy. Nowy plan gotowy, by go rozpocząć.
    Dopiero po godzinie na horyzoncie zamajaczył kształt wyspy, do której zmierzali. Drago uśmiechnął się szeroko, widząc obrany wcześniej cel. Był pewien, że nie ma go tam, jednak nie przejmował się tym. Na rękę było mu to, że jego wróg będzie nieobecny w swym własnym domu. Łatwiej będzie wszystko dokładnie sprawdzić, bo gdyby zastał go tam, Jeździec bez wahania spaliłby wszystko na popiół, żeby tylko Krwawdoń nie mógł tego użyć do swoich niecnych czynów. Mimo wszystko czuł, że tym razem jego plan nie spali na panewce.
    Żołnierze cumowali statek, gdy Drago z dwójką poddanych zmierzał w kierunku domu bruneta. Nie spodziewał się, że akurat natrafi na tak doskonały ślad, który doprowadzi go pod same drzwi chaty, gdzie mieszkał Jeździec. To był jak los na loterii, cenniejszy niż innym by się mogło wydawać. Dlatego tak szybko postanowił zorganizować podróż. Nie mógł dłużej czekać, gdyż jeździec Furii mógłby się zorientować, co się stało. Wtedy na pewno udałoby mu się zaskoczyć Drago, lecz tym razem, ten jeden raz, to Krwawdoń był przed nim. I to napawało go słodkim smakiem wygranej.
    Bez ogródek weszli do chaty o mały włos nie wywracając się o porozrzucane przy wejściu krzesła i stolik. Drago minął szybko przeszkodę, podchodząc do niewielkiej grupki szafek, zawieszonych nad zrobionym łóżkiem. Otworzył, a następnie wyrzucił całą zawartość na ziemię. Nakazał żołnierzom przeszukać rzeczy, lecz nie znaleźli niczego innego, jak tylko sterty liści, ziół i spisanych notatek na temat różnych chorób. Zostawili wszystko, rozglądając się po pomieszczeniu. W tym czasie Krwawdoń podszedł do skrzyni, którą wywrócił do góry, opróżniając z zawartości. W skrzyni znajdowały się stare ubrania Jeźdźca, proteza stopy, różnego kształtu i maści protezy smoczego ogona, zapiski, notatniki, kawałki drewna i materiały.
- Bezużyteczne śmieci – warknął mężczyzna, kopiąc z całej siły drewnianą skrzynię. Wtedy to rzecz uderzyła o ścianę, a coś uderzyło o ziemię. Zaciekawiony czarnowłosy podszedł w kierunku ściany i odrzucił skrzynię. Pod nią znajdował się metalowy topór z brązowym, ręcznie struganym kijem otoczonym kawałkiem futerka w miejscu, w którym winna być dłoń i ostrzem, które lśniło blaskiem, idealnie naostrzone, zdolne wbić się w każde ciało.
- Piękny oręż – zachwycił się jeden z sług Drago. Sam mężczyzna pokiwał głową z uznaniem i machnął narzędziem w powietrzu.
- Rzeczywiście – odparł Krwawdoń – Tylko po, co Jeźdźcu taka broń? Nigdy jej nie używał. Tylko to swoje "piekło" – zastanawiał się na głos i ruszył ku wyjściu z domu, ówcześnie machając dłonią na pozostałych w chacie.
    Dwójka poddanych skierowała się za swoim panem, gdy uwagę jednego przykuła torba, wystająca spod skrzyni. Zdziwiony podniósł ją z ziemi, przypatrując się herbowi, na niej się znajdującemu. Starał się jak najszybciej wertować swą pamięć, by przypomnieć sobie, z jakiej wyspy pochodzi ten znak. Usilnie wpatrywał się w zakręconego kilka razy smoka, który tworzył koło, ale za żadne skarby, nie mógł przypomnieć sobie, gdzie widział podobny herb.
    Nagle usłyszał dźwięk rogu, zwiastujący odpływ. Wtem do jego umysłu spłynęła odpowiedź, jakby zesłana prosto od Bogów. Uradowany pośpiesznie rzucił się do drzwi z torbą w ręku.
- Panie! – krzyknął radośnie, lecz głos uwiązł w głuchej ciszy, a mężczyzna z wytrzeszczonymi oczyma, runął z głośnym łoskotem na ziemię. Z jego pleców sterczała zakrzywiona strzała. Krew otoczyła jego ciało, niczym troskliwe ramiona matki.


*Berk*
    Przyjaciele szli cicho, wodząc wzrokiem po osadzie skąpanej w ostatnich promieniach ciepłego słońca. Wiosna już na dobre zagościła na Berk, więc i dzień był o kilka minut dłuższy od poprzedniego. Także więcej miłych promieni Największej Gwiazdy, gościło na północnej wyspie. Kwiaty kwitły, urzekając swym zapachem, prawie jak Sidlarz, który wydzielał słodki zapach czekolady, tym samym wabiąc swoje ofiary. Lekki wiatr kołysał, rozłożyste gałęzie powyginanych drzew i ukryte w norach leśne zwierzęta do snu. Granatowe fale leniwie uderzały o wysokie klify i płaskie wybrzeże Plaży Thora.
    Czwórka młodych wikingów w ciszy przemierzała wioskę, kierując się ku plaży. Chcieli odpocząć przy morzu i porozmawiać, jak za dawnych lat. Dawno już tego nie robili, gdyż wszyscy dojrzali, wszyscy otrzymali różne doświadczenia, wszyscy się zmienili. Stali się odpowiedzialnymi wojownikami, którzy dbali o dobro swojego domu. Jednak nadal w środku zostali wiernymi przyjaciółmi, uwielbiającymi nad życie, wspólne zabawy, niebezpieczne przygody i spędzanie ze sobą czasu.
    Gdy doszli na miejsce, słońce chyliło się ku spokojnemu morzu. Odbijało swoje złociste promienie w ciemnych odmętach, zimnego morza. Usiedli w kółku, patrząc tęsknie na najpiękniejsze następstwo przyrodnicze, jakie występowało na ich ukochanej wyspie.
- Teraz nic nie będzie takie samo, prawda? – odezwał się Śledzik, przerywając miłą ciszę. Oczy przyjaciół zwróciły się ku niemu, nieśmiało przyznając rację. Co prawda dorośli, lecz nie chcieli porzucać młodzieńczego wieku, podczas którego tyle się zdarzyło. Wspaniałe wspomnienia przewijały się przez ich myśli, wywołując szczere uśmiechy na oświetlonych twarzach.
- Wspominanie jest fajne, ale przyszliśmy tu z jakiegoś powodu, no nie? – przypomniał Mieczyk, wstając z nagrzanego piasku. Reszta podźwignęła się, śladem Thorstona i wszyscy odwrócili się przodem do morza.
    Szpadka podeszła do wody i ułożyła na powierzchni wianek ze świeżych kwiatów. Wikingowie zdjęli ciężkie, żelazne hełmy z głowy, pochylając się z szacunkiem ku granatowym falom. Przez wezbrany nurt, biało-zielony wianek zakołysał się i odpłynął w dal, chybotając miarowo na wodzie. Dziewczyna stanęła obok nich, a Sączysmark pełnym wzruszenia głosem, wyszeptał jedną z oficjalnym formuł:
- Mamy nadzieję, że jak ten wianek, tak i twoje ciało szybuje w Valhalli. Jeśli to morze zabrało ciebie lub powietrze, niech Bogowie przyjmą cię w swoich bramach – zatrzymał się na chwilę, a po chwili podjął na nowo – Byłeś ostoją tej wyspy. Uwolniłeś się od nas więc, chcemy byś żył teraz w spokoju. Opiekuj się naszą Berk… Czkawka…


~*~


Wyjaśnienie otrzymacie w następnym rozdziale lub w notce. Nie jestem pewna kiedy, ale dzisiaj już padam z nóg i jedynie to marzę o spaniu, ale przecież niemiecki woła -.- Maj to był zdecydowanie ciężki miesiąc. Dużo stresu, zdenerwowania, brak czasu na bloga. Dodaję dzisiaj, bo już miesiąc minął. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, bo czuję, że i czerwiec będzie zawalony przez szkołę. Dziwne prawda, skoro to koniec roku? Ale jeśli wszystko się unormuje, będę dla Was skrobać kolejny. Nie martwcie się! :* 
Jesteście cudowni. Ponad 30K to ogromna liczba i nie sądziłam, że się takiej doczekam. RZĄDZICIE KOCHANI <3 

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka #DragonsRiders :* (zostało jeszcze dwie godziny) 

Wasza styrana, ale mimo wszystko szczęśliwa
~ SuperHero *.*