czwartek, 22 lutego 2018

62. Ratunek najważniejszą powinnością.

SOUNDTRACK


    "Pozwól jej odejść. Tak będzie lepiej. Musisz pozwolić, żeby to, co was łączyło na zawsze odeszło w zapomnienie. Ona nie może nosić tego ciężaru. Ciężaru pamięci o Tobie"
Patrzyłem na oddalającą się sylwetkę blondynki, a w moim spojrzeniu można było doszukać się żalu. Nie chciałem, żeby odchodziła, ale nie warto też było jej zatrzymywać. Ile dalibyśmy radę wydłużyć czas tego, co musiało nastąpić? Przecież teraz miała ona życie tuż przed sobą. Całkowicie wolne, pozbawione głupich nakazów jej ojca, wodza, kogokolwiek. Śmiało mogła z niego korzystać.
- Dlaczego nie porozmawiałeś z nią normalnie? – Szczerbatek wtrącił, wstając z ziemi. Doczłapał do mojej osoby i wsadził wielką głowę pod rękę, żebym go podrapał.
- Sam nie wiem – wzruszyłem ramionami, choć głos mi zadrżał. Nie mogłem się rozkleić. Na pewno nie teraz. Odetchnąłem, patrząc memu smoczkowi w oczy – Ahh, to już przeszłość. Teraz musimy się skupić na naszym planie, Mordko – uśmiechnąłem się radośnie do przyjaciela.
    Przytaknął mi bezgłośnie i oboje usiedliśmy pod niewielkim oknem.
- Chcesz uciec jeszcze teraz, jak będziemy w więzieniu, czy efektowniej podczas wyroku? – zagaił Szczerbo. Zamyśliłem się przez chwilę, odchylając głowę do tyłu. Na spokojnie moglibyśmy wydostać się będąc jeszcze tu, ale czułem, że zdarzy się coś dużo ważniejszego przy naszym wyroku. Dlatego postanowiłem zostać.
- Jak wiesz, przeczucie mnie nigdy nie myli – przerwałem, kiedy Mordka spojrzał na mnie miną typu: "Taaa, jasne". Roześmiałem się i udałem, że go uderzam ręką – Oprócz tych kilku razów. Teraz jestem w pełni przekonany, że czegoś się dowiemy. Musimy czekać.
- W porządku – Przyjaciel przytaknął wesoło – A co potem?
- Potem, jak zawsze, w idealnym stylu rozwalimy całą tą armadę i uciekniemy. Pasuje?
- Jeździec i Furia. Ostatnie zadanie.
    Tym stwierdzeniem zakończył naszą poważną rozmowę na temat ucieczki. Byłem ciekawy tylko, dlaczego Dagur i ci jego strażnicy myślą, że jestem idiotą i powiem plan naszej ucieczki tak głośno oraz swobodnie. Naprawdę uważali nas za bezmyślnych głupków, skoro postanowili z ukrycia słuchać naszej rozmowy. Doprawdy ludzie mnie zadziwiają.
    Uśmiechnąłem się, zobaczywszy ten błysk w oczach mojego smoka. Po tylu latach przyjaźni rozumieliśmy się bez słów i potrafiliśmy ułożyć plan ucieczki bez porozumiewania się. Szkoda, że Dagur sądzi, iż jest przed nami. To ja zawsze będę o cztery kroki przed nim.


    Po ułożeniu planu ataku siedzieliśmy oparci o siebie i wspominaliśmy. Wspominaliśmy całe te siedem lat naszego pokręconego życia. To, jak go zestrzeliłem, odnalazłem, oswoiłem i wytresowałem. Wszystkie nasze szalone przygody. Najpierw z Czerwoną Śmiercią, potem misja pojednania ludzi i smoków, walka z Drago, śmierć Mordki, ucieczki, pokoje, bitwy, wojna na Berk. Wszystko to sprawiło, jacy staliśmy się w czasie tej drogi. To doprowadziło nas do tej chwili. Do chwili, w której możemy zostać wymazani z kart historii przez ocalenie jednego życia. Życia Astrid.
    Czy na pewno podjąłem dobrą decyzję?
    Po chwili usłyszeliśmy zbliżające się kroki w naszą stronę. Nadstawiłem uszu i ze zdziwieniem mogłem stwierdzić, że osoba, która się do nas zbliża na pewno nie jest ani Dagurem, ani rosłym strażnikiem. Przed kratami pojawiła się postać niskiej, odrobinę zgarbionej kobiety. Odwróciłem się w jej stronę.
- Witaj, Jeźdźcu – powiedziała spokojnym, melodyjnym głosem. Nie spodziewałem się, że na wyspie pełnej nieokrzesanych dzikusów, może żyć osoba, będąca ucieleśnieniem dobroci, miłości i współczucia. W jej aurze mogłem dojrzeć niespotykane dotąd ciepło, które sprawiało, że byłem spokojny od samego patrzenia. W moim sercu pojawiło się wrażenie, że patrzę na swoją własną matkę. Było to dziwne, ale przyjemne jednocześnie. Jej szare oczy błysnęły zaciekawieniem, kiedy na mnie spoglądnęła.
- Emm, mogę w czymś pomóc? – Od dawna nie byłem tak zmieszany przy rozmowie z kimś starszym. Szczególnie z kimś takim, jak ona. Naprawdę była niczym bogini.
- Astrid wróciła do domu, będzie się pewnie pakować. Była u ciebie, prawda? – zapytała, siadając na niewielkim stołeczku, zaraz przy celi. Ja również przysunąłem się bliżej krat, mówiąc Szczerbatkowi, żeby odpoczął. W końcu musiał się porządnie wyspać przed tym, co miało nastąpić.
- Tak – czułem, że jej mogę zaufać i wszystko powiedzieć. Znaczy wszystko, o co by mnie spytała. Imię, pochodzenie, czy coś innego, jak zwykle zostało tylko dla mnie i mego smoczka. Kobieta przymknęła oczy, jakby potrzebowała chwili, żeby się zastanowić, o co spytać w następnej kolejności. Troszkę mnie to rozśmieszyło, ale nie dałem tego po sobie poznać.
    Otwarła oczy.
- Mój syn chyba dokładnie tego nie przemyślał – zaczęła, a ton jej głosu się zmienił. Wydawał się teraz smutny, zawiedziony z nutką żalu i niepewności.
    Stop. S-syn?!
    Tym razem to ja otworzyłem szeroko oczy z niedowierzania. Rozmawiałem z matką Dagura? Kobieta, która była niczym najszlachetniejsza bogini, to tak naprawdę rodzicielka tego szalonego idioty? Osoby, która bez oporów skazała swą przyszłą żonę na śmierć? Było to dla mnie nie do pojęcia. Jak taka dobra, serdeczna, ciepła kobieta mogła urodzić siejącego śmierć i postrach, bezdusznego człowieka?
    Widząc moje chwilowe roztargnienie, wyciągnęła do mnie delikatną, choć w niewielkim stopniu pomarszczoną dłoń i przejechała nią po moich włosach. Uspokoiłem się i spojrzałem na nią. W jej spojrzeniu odczytałem to, że naprawdę nie chciała, aby syn, którego urodziła oraz wychowała, był taki, jak teraz. To pozwoliło mi na odepchnięcie tych wszystkich myśli i ponowne skupienie na jej słowach.
- Doprawdy nie wiem, co on chce osiągnąć przez to, iż ciebie zabije. Przecież tak naprawdę Astrid nie zrobiła nic złego, więc nie musiał od razu wydawać na nią wyroku. Wiem, że jest porywczy, szalony i czasami bezmyślny, ale nie sądziłam, że zrobi coś takiego. W głębi ducha to naprawdę odważny, silny i dobry wódz oraz wojownik. Opiekuje się wszystkimi, jak może.  Ja naprawdę nie wiem – przerwała, a jej twarz pokryły drobne kropelki łez. Ukryła twarz w dłoniach i cicho szlochała.
    Widok ten wstrząsnął mną, ponieważ ta biedna kobieta sądziła, iż zna własnego syna. Wiedziała o jego nieprzyjemnych cechach, ale mimo to, nie spodziewała się u niego takich decyzji. Patrzyła na niego przez pryzmat czasów jego dzieciństwa. Widocznie sądziła, że nie będzie zdolny do czegoś takiego.
- Spokojnie, babciu – odezwałem się, kładąc swoją rękę na jej dłoni. Przestała szlochać i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem – Może i jest taki, jak mówisz, ale na pewno nie zamknął mnie pochopnie. On wie, co robi. Bo widzisz, byłem tu już kiedyś. Dagur już raz mnie złapał, ale wymknąłem mu się. Tym razem sam wpadłem w jego ręce, więc myślę, że to swego rodzaju zemsta.
    Na twarzy staruszki malowało się zdziwienie, ale mimo tego, czułem podstęp, ponieważ Dagur zgodził się tak szybko, a ten jego szalony błysk, gdy mnie zobaczył, nie pozwalał mi zapomnieć o tym, jak przebiegły potrafił być Szalony.
- Więc co teraz? – spytała, nie rozumiejąc już całej sytuacji.
    Spojrzałem na śpiącego smoka.
- Teraz musisz już wrócić do domu, babciu – uśmiechnąłem się do niej szczerze i wstałem, podchodząc do smoka – Zajmę się resztą.
- Niech bogowie mają cię w opiece – usłyszałem z tyłu, a po chwili zostałem sam w więzieniu. Wyjrzałem przez okno. Słońce było coraz bliżej morza.
    Zostało tak niewiele czasu.


*Narrator*
    Dziewczyna zapłaciła za jedzenie i odeszła z uśmiechem do czekającego na nią chłopaka. Czarnowłosy wziął rzeczy, a chwyciwszy brunetkę za rękę, ruszyli ścieżką w stronę lasu, gdzie czekał na nich Płomyk. Delikatne słońce grzało ich przyjemnie w policzki, a wiatr zabierał do tańca kosmyki włosów.
    Nie zdążyli odejść nawet z miejsca targowiska, jak zatrzymał ich krzyk kobiety z tyłu. Odwrócili się natychmiast. Sprzedawczyni w średnim wieku podbiegła do pary, trzymając w dłoni kopertę.
- Uff, nie sądziłam, że uda mi się ciebie rozpoznać – zwróciła się do Megary, która była zdziwiona słowami kobiety.
- Mnie? – dopytała – Ale skąd mnie pani zna?
    Brązowowłosa nieznajoma odetchnęła.
- Moja dobra przyjaciółka, a twoja matka, mieszkała kiedyś z tobą u mnie. Bardzo dawno temu i na pewno tego nie pamiętasz. Byłaś taka mała, miałaś może trzy lata – opowiadała, co wzbudzało w Megarze jeszcze większe zdziwienie, ale też nadzieję na odnalezienie swojej rodziny – Pewnego dnia twoja matka dała mi list i powiedziała, żebym ci go przekazała, jak dorośniesz. Nie sądziłam, że cię spotkam, ale jak widać się udało. Zniknęłyście bardzo szybko, a ja po prostu czekałam. Dzięki twoim oczom udało mi się ciebie rozpoznać – Głos kobiety stał się jeszcze bardziej czuły i radosny, więc szybko przytuliła zaskoczoną brunetkę – Tak się bałam, że nigdy ci tego nie dam, Meg – wyszeptała, roniąc kilka łez. Puściła zszokowaną Megarę i wręczyła list.
- Jest pani pewna? – dopytała, ponieważ naprawdę wydawało jej się to niemożliwe, żeby po tylu latach ktoś był w stanie ją rozpoznać. Sprzedawczyni uśmiechnęła się tajemniczo.
- Jak najbardziej, Meguś – pogłaskała dziewczynę po ręce, a młoda jeźdźczyni zaniemówiła. Z granatowych oczu wypłynęły łzy szczęścia.
- Tak mówiła do mnie mama – powiedziała, spoglądając na przyjaciółkę matki – Tak cię cieszę!
    Przytuliła nieznajomą z całych sił. Obie płakały i trwały w uścisku. Faro również nie krył uczucia ulgi i radości. Wreszcie jego kochana Megara mogła zaznać upragnionego szczęścia i z powodzeniem odnaleźć rodzinę. Wreszcie będą razem.


    Kiedy kobieta musiała już wracać do swojej pracy i klientów, Megara zadowolona, jak nigdy przedtem, ruszyła wraz z Faro do Płomyka. Szli spokojnie, choć chłopak zastanawiał się, dlaczego dziewczyna odwlekała w czasie przeczytanie listu. On jeśliby miał na wyciągniecie ręki informacje o położeniu rodziny, nie zawahałby się ani chwili, żeby je przeczytać. Ona jednak czekała, co było zastanawiające.
    Doszli do śpiącego smoka i usiedli obok siebie, opierając się o brzuch zwierzęcia. Megara patrzyła na list, który miała w dłoniach. Wtedy Faro zrozumiał jej brak pośpiechu.
- Boisz się, prawda? – zapytał, obejmując ją ramieniem. Niepewnie kiwnęła głową, nie patrząc chłopakowi w oczy. Do tej pory ciągle udawała, że jest w porządku, nawet, jeśli niczego nie znaleźli. Ale teraz było inaczej. Teraz była o krok od poznania prawdy, więc strach o to, czego się dowie, był przytłaczający. Jedna łza spłynęła po prawym policzku. Faro szybko ją starł – Hej, będzie dobrze.
- Wiem – wyjąkała cicho, spoglądając mu w oczy – Faro, a co jeśli mnie nie poznają albo, co gorsza, co jeśli oni nie żyją? Tak bardzo się boję – położyła głowę na jego ramieniu, a czarnowłosy szybko opatulił ją ramionami. Nie chciał, żeby płakała, cierpiała, bała się. Chciał jej pomóc, ocalić od złego, żeby mogła się tylko cieszyć. Obiecał, że będzie przy niej i słowa zamierzał dotrzymać.
- Wiem, że się boisz, masz obawy i jesteś tego wszystkiego niepewna – odezwał się po chwili ciszy. Nadal głaskał ją uspokajająco po plecach – Ale to jest, jak najbardziej normalne. Masz wątpliwości. To całkiem zrozumiałe. Każdy martwiłby się tym, jeśli ważyłyby się losy poznania tożsamości rodziny. Nikt nie jest na tyle silny, żeby temu podołać. Ty również nie musisz starać się być silna. To pokazuje, że jesteś człowiekiem i czasami po prostu się boisz. Ale wiedz, że nie jesteś sama. Masz Płomyka, masz mnie. Pamiętaj, że zawsze będziemy tuż obok ciebie i będziemy cię wspierać. Bez względu na wszystko, okej? – zapytał, a kiedy pokiwała twierdząco głową, pochylił się lekko, aby złożyć na maleńkich usteczka, delikatny pocałunek. Megara odwzajemniła go, wierząc głęboko w słowa ukochanego.
- Dziękuję, że jesteś – powiedziała, gdy się od siebie oderwali. Spoglądnęła w srebrne oczy Faro, widząc w nich czułość i miłość, która podniosła ją na duchu niezliczoną ilość razy. Teraz również to uczyniła, a ona z lekkim sercem mogła wyruszyć na wojnę z przeszłością, aby wyjść z niej zwycięsko i nareszcie odnaleźć rodzinę.


~*~


WRACAM! BADA BUUUM! PO JEDNYM DNIU XDDD
Hahahah, taka sytuacja zdarzyła się tylko raz. Zaraz po pierwszym rozdziale, na drugi dzień napisałam drugi - potem przez prawie 3 lata nie zdarzyło się coś takiego. Dopiero dzisiaj! 1033 dni temu dałam radę. Aww, to prawie jak taka rocznica.... Jejjuuu się tak przyjemnie czuję <3
DOBRA, dosyć gadania xD Daję Wam 62, z którego jestem również zadowolona i mam nadzieję, że wrócicie do mnie na więcej niż stałe, ponieważ kochani #DragonsRiders zbliżamy się do końca - nie płaczcie, bo ja będę. A z resztą kto by płakał, lepiej się cieszyć. Mamy jedno życie i tak dalej :))

Wyśpijcie się! 
Dla osób ze szkoły - JUTRO PIĄTEK, okay? 
Dla osób z ferii (toja xd) - OSTATNI PIĄTEK ;/ ale nie smućmy się i nadal odpoczywajmy ^^

Rozdział dla kochanej 
- Paulinki25 Szewczyk
- Madzialenki
Dziękuję za Waszą obecność i cudne słowa <3 

~ SuperHero *-*

środa, 21 lutego 2018

61. Więzienie utraconego czasu.

INFO: To, co jest zapisane kursywą, tyczy się przeszłości lub przyszłości. Wszystko wynika z kontekstu - użyłam też części zwrotów z poprzedniego rozdziału :)



    "Widząc łzy w jej oczach, sam miałem ochotę płakać. Ale jednak udało mi się. Uratowałem ją. Pierwszy raz od wieków. Nie pozwoliłem na jej śmierć. Sam wolałem przyjąć karę"
Odeszliśmy spokojni o swój los. Nie ważne, że zostaniemy zabici. Ważne, że Astrid wróci na Berk – do tego, co tam jeszcze zostało. Do tej połowy wyspy. Do wodza, którym jest Pyskacz. Do przyjaciół. Do rodziny. Będzie mogła się uśmiechać i patrzeć w przód. Znajdzie swoją drogą i będzie nią podążać. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.
    Szczerbatek spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. Nie pomyślałem o nim, choć mam nadzieję, że on wie, iż nigdy nie pozwolę mu umrzeć. Wymyślę coś. Chciałbym, żeby się nie martwił, bo jestem w stanie wyplątać nas z tego bagna. Za każdym razem się udawało. Dlaczego teraz miałoby coś pójść inaczej?
    Słońce miało jeszcze sporą drogę do zachodu, ale teraz wydawało się, jak gdyby zwolniło, nie chcąc naszego wyroku. Cieszyłem się tym, że przyroda nie pozwala nas sobie odebrać. To było podnoszące na duchu i takie miłe. Rzadko kiedy przejmowałem się takimi sprawami – śmierć nas nigdy nie dotyczyła. Zawsze staraliśmy się jej uniknąć, uciec przed nią, walczyć z nią. I, co jest zaskakujące, udawało nam się. Od przeszło siedmiu lat byliśmy w stanie zadzierać ze śmiercią i wychodzić z tej potyczki obronną ręką.
    Teraz również nie było innej możliwości.
    Wojownicy odprowadzili nas do więzienia, zamknęli kraty i odeszli, bo wiedzieli, że nie dalibyśmy radę uciec. Czasami naprawdę zaskakiwał mnie tok myślenia ludzi. Sądzili, że Nocna Furia, smok najsilniejszy ze wszystkich, nie da sobie rady z marną kupą żelastwa. Czy byliśmy w ich oczach, aż tak słabi?
    Mordka położył się na ziemi i wydał z siebie cichy pomruk. Wiedziałem czego dotyczy. Mój kochany smoczek nigdy się nie zmieni. I szczerze nie zamierzałem na to oczekiwać.
- Nie martw się – dotknąłem jego czoła, kucając przy nim. Choć powoli strach paraliżował mnie od środka, starałem się być spokojny, uśmiechnięty i radosny. Musiałem zapewnić Szczerbatka o mojej sile i panowaniu nad sytuacją. Nie chciałem, żeby miał inne odczucia – Proszę, naprawdę.
    Uniósł na mnie swój zielony wzrok, w którym czaił się strach, niepewność, smutek i cząstka bólu. To jeszcze bardziej spotęgowało mój wewnętrzny paraliż.
- Nie martwię się – odparł, przecząc temu, co widziałem na własne oczy. Jedną z zalet spędzonych lat razem było to, że zawsze wiedziałem, kiedy kłamał. Nigdy nie potrafił tego przede mną ukryć. Czułem się z tym źle, że próbuje mnie okłamać, ale wiedziałem, że on się martwi albo nie chce bym ja martwił się nim. Kochany przyjaciel – Wiem, że się uda.
- Możesz mówić, co chcesz, Mordko – przejechałem dłonią po twardych, czarnych, tak przyjemnych w dotyku, łuskach – Mnie nigdy nie przechytrzysz. Doskonale znam twój charakter. Wiem, że się boisz i jest to całkowicie normalne. Ja również się boję, ale czuję tego strachu trochę mniej, gdy przy mnie jesteś. Dzięki tobie staram się całkowicie odrzucić strach. I choć jest to niezmiernie trudne, staram się dla ciebie, żebyś mógł być spokojny. Proszę, Szczerbatku, wierz we mnie i bądź spokojny. Wychodziliśmy z gorszych sytuacji. Ta nie różni się za bardzo od poprzednich. Dlatego, dlatego bez względu na wszystko damy sobie radę i uciekniemy – uśmiechnąłem się do niego, poprzez łzy, które w pewnym momencie potoczyły się po moich policzkach – To obietnica, Mordko!
    Przytuliłem go ze wszystkich sił. Poczułem ciężkie krople na swoich plecach. Mógł płakać, tak długo jak tego potrzebował. Ważne, żeby po prostu był przy mnie i wszystkie problemy same odnajdą rozwiązanie.
    Mocno wierzyłem w naszą wygraną.
- Wierzę w ciebie – odparł, otulając mnie czarnym skrzydłem niczym ogromnym płaszczem.
    Żałuję, że tak bardzo się myliłem. Szczerbatku, ja, ja nie potrafię znaleźć rozwiązania…


*Astrid*
    Nadal nie docierało do mnie to, co się stało. C-czy właśnie spełniło się to o czym marzyłam, odkąd tylko dowiedziałam się o byciu kartką przetargową? Pragnęłam wolności. Możliwości decydowania o swoim losie. Chciałam być zdana tylko na siebie. Chciałam uciec od życia, mimo iż wiedziałam, że nie dam rady. Uciekałam, płakałam, cierpiałam. Jednak teraz to wszystko stało się rzeczywistością. Mogłam zadbać o swoją przyszłość i napisać ją tak, jak chciałam. Ale dlaczego? Dlaczego muszę to zrobić takim kosztem?
    Nie potrafię z ciebie zrezygnować.
    Czy sama podjęłam tą decyzję? On zrobił to za mnie. Obronił i pozwolił żyć. Brzmi to okropnie, choć jeszcze kilka tygodniu temu pragnęłam takiego poświęcenia. Więc, co się zmieniło? Co zmieniło się we mnie?
    Czkawka, kocham cię.
    Odnalazłam to, co trzymało mnie przy uczuciu, któremu na imię było "szczęście". Tylko stojąc tuż przy nim, wtulając się w miękką, ciepłą, czarną koszulę mogłam wierzyć w istnienie tego uczucia. Nigdy wcześniej nie dane mi było poznać go tak dokładnie. Wtedy, kiedy się dowiedział, pragnęłam usłyszeć od niego odpowiedź. Odpowiedzi na moje otwarte serce. Więc, co poszło nie tak?
    Nie ma powodu, żeby pokochać kogoś takiego, jak ja.
    Czy ja miałam powód?
    Morze szumiało, uderzając o klif wyspy. Ptaki skrzeczały nad naszymi głowami. Jego oddalająca się sylwetka i głos szumiący w głowie.
    Miałaś powód, żeby go zatrzymać?


*Narrator*
    Blondwłosa wojowniczka szła niepewnym krokiem do domu swojej przyjaciółki. Choć miała kilka godzin na to, aby opuścić wyspę Berserków, chciała zrobić jeszcze kilka rzeczy. Wolała zdążyć przed zachodem słońca. Nie byłaby zdolna oglądać tego, co miało się rozegrać jutrzejszego dnia.
    Weszła do sieni, rzucając wzorkiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu Berit. Odnalazła ją, siedzącą przy palenisku, czytającą książkę. Kobieta uniosła głowę. Astrid pobiegła do jej rzeźbionego fotela.
- Słyszałam, co się stało, Senshi – powiedziała, głaszcząc złotą głowę wojowniczki. Hofferson bała się o złość przyszłej matki, ale to jednak nie nastąpiło, bo ona była inna niż wszyscy – Nie potępiam cię. Tylko wciąż mi smutno. Naprawdę cię polubiłam – obdarowała ją jednym z najprzyjemniejszych uśmiechów, co wzbudziło w Astrid niechęć do opuszczenia tej wyspy. Na szczęście było to tylko chwilowe.
- Ja też cię polubiłam – odparła, wycierając mokrą twarz – Jednak nie przyszłam tu tylko po rzeczy, albo by się z tobą pożegnać – przerwała na moment, spuszczając głowę. Mogło to być niezgodne z ich prawem, obyczajami i wszystkim, ale, na Thora, chciała to zrobić najbardziej na świecie. I jeśli miałaby zginąć, bez wahania podjęłaby się takiego ryzyka. Tylko dla tego przyszła, tylko dla tego miała w sobie odwagę, żeby prosić.
- Chcę…
- Chcesz do niego iść? – przerwała jej, jednocześnie pozbywając się z ramion blondynki ciężaru tego pytania. Wojowniczka nieśmiało przytaknęła głową, na co Berit tylko się uśmiechnęła – Więc na co czekasz?
    Astrid patrzyła na nią, nie dowierzając. Naprawdę pozwoliła jej tam iść? Nawet jeśli jeszcze przed chwilą była narzeczoną jej syna, przyszłą władczynią Berserków, jej niedoszłą synową? Myślała, że się przesłyszała, albo że to najbardziej szalony sen, jaki wyśniła. Jednak to była prawda. Prawda, która kosztowała wszystko, co blondynka mogłaby uznać za cenne. Czy była w stanie zapłacić za tą możliwość?
- Długo tu jeszcze będziesz siedzieć? – Berit uniosła do góry brew, zerkając na dziewczynę znad książki. Od samego początku czuła, że serce Astrid należy do kogoś, kto jest wbrew pozorom nieosiągalny. Kobieta wierzyła jednak w to, że jeśli ta osoba jest w zasięgu, Wandalka musi iść i spróbować. Wbrew wszystkiemu – Bo jeszcze się rozmyślę, Astrid.
    Hofferson rzadko kiedy słyszała, żeby Berit mówiła jej po imieniu. To znaczyło, że naprawdę jeśli nadal ma odwagę to zrobić, musi już iść. Opatuliła szyję staruszki rękami i wymamrotała ciche podziękowania. Po tym już jej nie było.
- Jejku, jejku – wyszeptała do siebie kobieta, kręcąc głową – Ci młodzi naprawdę są nieobliczalni. Ale dzięki nim czuję dawno niespotykaną radość.


    Blondynka biegła, niemal wywracając się o swoje stopy, ale na wszystko chciała zdążyć. Miała wiele czasu, ale jak wiadomo, w ich życiu czas nie był sprzymierzeńcem. Odwracał się od nich, krzyżował plany, rujnował to, co udało się zbudować. Dlatego musiała się pospieszyć. Nie wiedziała jeszcze, co pragnie mu powiedzieć, ale naprawdę musiała go zobaczyć. Jeśli mają się spotkać dopiero w Valhalli, chciała nadrobić stracony czas.
    Ominęła straż, która nie przejmowała się więźniami i wpadła do jaskini, oświetlonej przez cztery pochodnie, wiszące na ścianach. Weszła głębiej, choć serce łomotało jej w piersi, jak gdyby chciało zniszczyć przeszkadzające mu kości i wydostać się na zewnątrz. Ale nie szukała wymówek, żeby uciec. Chciała pobiec tam i spróbować. Jeszcze raz.
- Czkawka – szepnęła, gdy dopadła do ostatniej celi więziennej i chwyciła kraty oburącz, głośno dysząc. Mała wyrwa w skalnej ścianie robiła za okno. Do wykutego pomieszczenia wpadało różowe światło słońca, które zbliżało się do zachodu.
    Jak niewiele pozostało czasu.
    Brunet odwrócił głowę w jej stronę, odrobinę zdziwiony pojawieniem się dziewczyny. Jednak nie na tyle, żeby o tym głośno powiedzieć. Przymknął oczy i ponownie jego wzrok spoczął na leżącym smoku.
- Czy nie powiedzieliśmy już sobie wszystkiego? – zapytał, głaszcząc wolną ręką łapę czarnego gada. Astrid usiadła na kolanach, opierając głowę o żelazne kraty. Spodziewała się wszystkiego, ale jak zwykle, Smoczy Jeździec, potrafił ją zaskoczyć. Tego chyba nienawidziła u niego najbardziej.
    Zacisnęła wargi, jakby chciała się powstrzymać przed wykrzyczeniem mu w twarz. Pytanie tylko, co miałaby mu wykrzyczeć? Tyle razy się kłócili. Tyle razy wrzeszczeli na siebie z powodów tych ważnych i tych błahych. Ile razy podejmowali decyzje zbyt pochopnie przez te wszystkie kłótnie? Dlaczego nigdy nie potrafili porozmawiać na spokojnie? Co tak bardzo ciągnęło ich do sporów, że aż nie mogli wytrzymać?
    Oboje w tamtym momencie nie wiedzieli, co powiedzieć. Nigdy nie znaleźli się w takiej sytuacji. Czkawka sądził, że nie ma do czego już wracać, skoro kilkadziesiąt minut wcześniej powiedzieli sobie wszystko.
    Proszę, zapomnij, że w ogóle istniałem.
    To nie było takie trudne. Starał się, żeby go znienawidziła i odeszła. Mogła mieć szansę na przyszłość. Umożliwił jej to. Pozwolił mieć wybór. Przyjął jej karę. Czego jeszcze oczekiwała?
    Nie rób tego, nie możesz.
    Oczywiście, że mógł i to zrobił. Chciał odkupić swoje winy i krzywdy, choć to on miał prawo tego oczekiwać po tylu latach cierpienia na Berk. Jednak był silniejszy od wszystkich, wzniósł się ponad to i postanowił uratować tą, przez którą cierpiał.
- Chciałam cię przeprosić – odpowiedziała, podnosząc głowę. On za to nie ruszył się wcale – Powinnam zrobić to wcześniej. Już dawno. Jeszcze jak byliśmy na Berk. Powinnam była zmienić swoje zdanie, spojrzeć na ciebie inaczej i spróbować cię zrozumieć. Przepraszam…
- Czy to coś zmieni? – przerwał jej gwałtownie, patrząc prosto w lazurowe oczy. Stał teraz tuż przed nią. Dzieliła ich tylko odległość krat – Przeszłość to przeszłość. Jest sens, żeby ruszać to, co było, wszystko roztrząsać? Berk to zamknięty rozdział. Tak samo, jak sprawa z Drago, rozejm z Berserkami, moja misja. Wszystko to już należy do przeszłości. Teraz masz przed sobą przyszłość, która stoi przed tobą otworem. Śmiało, idź prosto w nią, ale mnie już w to nie mieszaj. Ja, ja niedługo będę należał do przeszłości i to też trzeba będzie zostawić. Więc proszę, idź stąd. Nie rób sobie nadziei – odwrócił się i podszedł do smoka. Na delikatne dłonie wojowniczki zaczęły spadać pierwsze słone krople.
    Wstała, chwieją się. Chwyciła kraty, chciała coś powiedzieć. Głos jej zamarł, gdy usłyszała to zdanie. Cztery słowa przynoszące ból i smutek:
- Nasz los się skończył.


~*~


Pisząc miałam wrażenie jakbym grała na pianinie. Nie wiem czemu, ale to pewnie dzięki anime, które zaczęłam oglądać - "Your lie in April". Jeszcze nie skończyłam, ale naprawdę polecam. W sumie możecie dziękować tej historii, bo dzięki niej tak łatwo, przyjemnie i lekko pisałam ten rozdział. Pisałam po jednej stronie na przemian z jednym odcinkiem anime. W ten sposób w niespełna 1,5 h powstał ten rozdział, z którego jestem zadowolona. Moje palce tak poruszały się po klawiaturze, więc mam wrażenie, że właśnie taki ten rozdział miał powstać. 
Dzisiaj powiedziałam sobie, że muszę napisać rozdział, ale potem zmieniłam to na "chcę", bo naprawdę od kilku dni chciałam go napisać. To anime dodatkowo mnie do tego pchnęło i jestem wdzięczna, bo pisząc tak szybko słowa i myśląc jednocześnie, tak że niekiedy uciekały mi zdania, byłam naprawdę szczęśliwa. Od dawna nie byłam, aż tak szczęśliwa pisząc rozdział tutaj, (bo w międzyczasie na Wattpadzie też piszę), ale właśnie tu, na moim blogu, poczułam się dzisiaj szczęśliwa. I mam nadzieję, że uda Wam się odczytać moje przesłanie, które zawarłam w tym rozdziale. Bo moja pisanina jest trochę jak muzyka - niesie na sobą wiadomość. Chciałabym, żebyście ją odczytali :)

Wooo, ale poszło sentymentalnie, nie? Ale tak się właśnie czuję. Dobra, wystarczy. Uff, dziwnie jest dodawać tu rozdział po praktycznie 6 miesiącach przerwy. Maksymalnie mi głupio, ale mam nadzieję, że nie jesteście na mnie, aż tak bardzo źli. Proszę, jeśli tylko przeczytacie 61. napiszcie w komentarzu nawet kropkę, to mi bardzo pomoże! Liczę na Was, kochani <3

Tak w ogóle ponad 63K wyświetleń? Czy ja sobie zasłużyłam? Dalej nie mogę opanować ciepła w sercu, bo wiem, że nie zasługuję na Wasze pochwały, których na tym blogu jest od groma (tak, czytałam komentarze, żeby się podnieść). Dlatego, żeby odpłacić Wam za tą miłość, obiecuję, że będę pracować ciężej i zasypywać Was moimi nowymi projektami. Obiecuję <3

To chyba wszystko. Wiecie co? Dobrze było tu wrócić!
*ciotka Hero się rozszalała, zobaczymy na jak długo*

[AKTUALIZACJA]
Sprawdzajcie "Aktualności".

pełna wdzięczności
~ SuperHero *-*