czwartek, 23 lutego 2017

Jedna maleńka sprawa na oceanie problemów.

Cześć.


Przeglądając starsze posty i słuchając Bangtanów (nie, wcale ich nie reklamuje) poczułam wielką potrzebę napisania tego posta. Czuję w sobie, że to będzie trudne. Ale postaram się wyrazić to, co zrozumiałam najlepiej jak potrafię.


Ostatnio przytrafiło się wiele ciężkich i smutnych rzeczy. Obowiązków jest bardzo dużo, przez co naprawdę trudno mi wyrobić, chodź gorsze jest to, że tak trudno mi jest zdobyć laptopa w swoje łapki, żeby coś dla Was napisać. Wierzcie mi na słowo, ale ogromnie bym chciała napisać już rozdział. Jednakże gdy przychodzi taki moment, gdy siedzę gotowa do pisania, patrzę w białą stronę Worda i myślę nad pierwszymi słowami, przychodzi myśl, że przecież nie robię tego jak dawniej. O co mi chodzi? To proste. Czuję, że muszę to zrobić. Nie tak jak na początku bloga gdy po kilku motywujących komentarzach i cudownych słowach, potrafiłam na drugi dzień skleić następny rozdział. Teraz tak nie potrafię! I jest mi bardzo smutno z tego powodu. Nie chcę Was zawodzić. Naprawdę. W sumie nawet nie chodzi o to, że piszę na siłę. Po prostu nie czuję tej radości z pisania dla Was, żebyście się ucieszyli lub poczuli jakkolwiek inaczej. Nie widzę jakiegoś odzewu. Wiem, że Wy również macie szkoły, własne sprawy i swoje życie. Rozumiem jak nikt inny. Ale gdy wyświetlenia sięgają ledwo kilkadziesiąt wyświetleń, gdy poprzednie posty (co mnie niesamowicie zaskoczyło) sięgają liczbą do ponad 700 wyświetleń, to po prostu czuję jakbyście przestali się interesować tą historią. Nie chcę wyjść teraz na egoistkę, bo kilkadziesiąt to i tak jest dużo. Wiem.


Chcę po prostu Was zapytać czy macie jeszcze ochotę czytać to opowiadanie? Nie widzę dla siebie szczęścia w dalszym pisaniu, kiedy nie będę widzieć Waszych odczuć. Bo tego najbardziej potrzebuję. Waszego zdania na temat każdego rozdziału. Jest to dla mnie ważne!


Wiecie jeszcze dlaczego to piszę? Ponieważ czuję, że ta historia to naprawdę dobra historia. Czuję, że się realizuję pisząc tego bloga. Że mogę być szczęśliwa do granic możliwości. Ale gdy tylko kilka osób skomentuje, w przeciwieństwie do tylu osób, które obserwują bloga, albo regularnie czytają, to nie mam tej radości i chcę to po prostu rzucić. Kochani, naprawdę! Jak nie podoba się Wam cokolwiek - PISZCIE! Będę wiedzieć, że czytacie. Przyjmuje wszystko, nawet same hejty. Bo może moja historia jest nudna, nieciekawa, okropna - to wtedy ją poprawię albo zakończę. Pragnę tylko tego, żebyście odzywali się do mnie z każdym problemem jaki zauważycie w blogu. Mówcie o wszystkim.


A jeśli nie, to dziękuję Wam za czas spędzony na tym blogu. Za Wasze wyświetlenia. Dziękuję za krótkie wsparcie jakie mi okazaliście. Przestałam lubić Was szantażować. Przestaniecie, ja prostu zrezygnuję. Nie, nie poddam się. Ale nie potrafię tego ciągnąć w ten sposób. Chciałam postawić sprawę jasno. Jeśli ktoś chce wiedzieć rozdział będzie w ten weekend.


Mimo wszystko dziękuję.


Żegnam,
~ SuperHero ❤

środa, 1 lutego 2017

57. Tęsknota zabija serce.



    "Teraźniejszość. Przeszłość. Przyszłość. Co za różnica? Co za cholerna różnica? Wszystkie czyny zostają zapamiętane, wszystko się przeplata, wszystko wyjdzie"
Spojrzałem w niebo, rozmyślając.
  Jesteś tam? Żyjesz? Wiesz o moim istnieniu? Tęsknisz? Bo ja pragnę cię odnaleźć. Nie spocznę. Przysięgam na Thora, że dowiem się gdzie jesteś. Moja kochana młodsza siostrzyczko.
Szczerbatek trącił mnie ciepłym pyskiem, uśmiechając się radośnie. Dobrze wiedział, że będziemy mieć jeszcze jedną osobę w tej naszej, małej rodzinie. On również pragnął ją poznać. Oboje chcieliśmy zaznać spokoju, a świadomość, że gdzieś tam w tym wielkim świecie, jest drobna osóbka z tym samym nazwiskiem, była pocieszająca. Podrapałem go za uchem.
  Mamy nowe zadanie.

    Gwiazda wstała, ogrzewając swymi promieniami całą wyspę, a raczej to, co z niej zostało. Mimowolnie poczułem ukłucie w okolicach serca. Wyspę kochałem całą swoją egzystencją, to ludzi nienawidziłem. Nie miałem prawa nie żałować tego miejsca. Jak ona się rozpadła, ja również. Połowa zginęła, więc i moja połowa gdzieś przepadła. Na szczęście została jeszcze jakaś część. Może i odrobina, ale jednak ocalała. Choć mimo tego, iż wioska się uratowała, to miałem za złe bogom, że nie powiedzieli mi tego. To był pierwszy taki ich cios.
    Zlecieliśmy w dół do wioski, gdyż chciałem odwiedzić swój pokój. Wydawało się to trochę nazbyt sentymentalne, ale jakoś nie mogłem wyrzucić z głowy tego pomysłu. Szczerbatek natomiast bardzo chciał zobaczyć gdzie żyłem zanim mnie poznał i uciekliśmy. Raczej wyboru nie miałem, gdyż z Nocną Furią nie warto negocjować. Jedynie czego się obawiał to ludzi, jednak ze mną nie musiał się martwić. Obronię go nawet przed tymi, których sam chroniłem.
    Mieszkańcy, którzy powoli wychodzili ze swoich chat, gdy nas zobaczyli ze strachem wbiegali do środka lub z zdziwieniem przystawali na schodkach. Patrzyli nas trochę ze współczuciem, choć bardziej przeważała nieufność, przerażenie, a nawet żal i gniew. Tylko dziwiłem się jednego. Wkurzać się na swojego wybawiciela?
    Oczywiście miałem gdzieś daleko te ich nieprzyjemne spojrzenia, gdyż myślę, że wiedzieli, co mogę im zrobić, jeśli spróbują nas zaatakować. Wtedy już zdecydowanie nie będę się powstrzymywał. Szczerbatek też by sobie ulżył na nich, bo w końcu podczas tej bitwy mało, co pokonał wrogów. A jak mniemam też pragnął wyżyć się na mordercach smoków. Jednak przejąłem pałeczkę z czego mój drogi przyjaciel nie był zadowolony, ale obiecałem mu małą bitwę z jakimiś Smoczymi Łowcami, którzy na pewno przypałętają się, gdy w pobliżu znajdą się sławni na cały Archipelag, Smoczy Jeździec i jego Nocna Furia.
    Spojrzenia ustały, kiedy dobiegł nas pewien głos:
- Nie macie nic innego do roboty?! – odwróciłem się i ujrzałem, idącego Pyskacza, który z wymalowaną złością na twarzy, patrzył na mieszkańców, którzy wlepiali we mnie i Szczerbatka, złowrogie spojrzenia – Chłopak wam życie uratował, a wy jeszcze nie dacie mu spokojnie przejść po wiosce! Kiedyś tu mieszkał, więc do jasnych grzmotów Thora, okażcie mu choć trochę szacunku! Dawniej mieliście go za nic niewartego wikinga, ale teraz sami widzicie na kogo wyrósł. On pokonał to, co tutaj otrzymał i zdobył się na to, żeby nam pomóc. Żeby nas ocalić! Dlatego jak jeszcze raz zobaczę jak ktoś się chociaż na niego krzywo popatrzy, rzucę smokom na pożarcie! Miejcie świadomość, że nie żartuje! Rozejść się! Do roboty! Trzeba postawić Berk na nogi!
    Jego postawa, krzyk i autorytet dawały odczucie, że przemawia do nich jak prawdziwy wódz. Teraz wiedziałem, że dobrze wybrałem. Pyskacz potrafił każdego ustawić do pionu. Właśnie to w nim podziwiałem. Nie dawał poznać po sobie, że jest podłamany, nie zatapiał się w smutku, nie kierował się emocjami, nie pozwalał sobie na słabość. Był twardy, silny, ale jednak wrażliwy i łagodny. Wszystkie jego cechy dopełniały się, co niewątpliwie było wielką zaletą u wodza.
    Następnie przeniósł swój groźny wzrok na mnie, choć buchające ogniem iskierki znikły, a zastąpił je radosny blask. Widocznie nie był zły na mnie za to, co powiedziałem, ani za moją decyzję. Cieszyłem się z takiego obrotu sprawy, jednak nie znaczyło to tego, iż nie będę chciał o tym porozmawiać. Chciałem, żeby wszystko było jasne, zanim odlecę stąd na zawsze i nigdy się nie spotkamy. W moim umyśle i resztkach sercach pozostał sentyment do starego mistrza.
- Chodź – machnął ręką na mnie, spokojnie kierując się do kuźni. Uśmiechnąłem się. Pyskacz jak to Pyskacz. Uratował mnie. Nigdy nie będę żałował tego, że dawno temu mu zaufałem.
    W drugim domu kowala nic się nie zmieniło. Na tym samym miejscu znajdował się piec, kosze i pojemniki na wikingowski arsenał. Drewniany stół nadal stał pod małym okienkiem, choć zauważyłem, że niedawno Gbur musiał go odmalować. Z nowych rzeczy to było tylko kilka półek i wieszaków, na których trzymał wszelakie narzędzia potrzebne do naprawy broni. Zaciekawiły mnie drzwi do mojej starej pracowni, na których wisiał napis: "Nie przeszkadzać. Tworzy się wynalazek". Zaśmiałem się. Pyskacz najwyraźniej miał poczucie humoru, albo chciał wierzyć, że wciąż jestem tuż przy nim.
    Pewnie dotknąłem klamki i zamek uskoczył pod wpływem ciężaru. Dębowe drzwi zaskrzypiały i uchyliły się lekko. Wszedłem do środka z myślą, że wszystko będzie tonęło pod warstwą siedmioletniego kurzu. Jednak pomieszczenie okazało się być czystsze niż sama kuźnia. Niedokończone wynalazki, broń, kartki, notatki i ołówki. Wszystko było idealnie poukładane albo na biurku, albo na szafce, która znajdowała się w rogu pokoju. Zdziwiłem się ogromnie. Czyli jednak ktoś za mną tęsknił…
- Sprzątałem tam, co tydzień – usłyszałem wyraźnie głos kowala, dochodzący z sieni – Po tym jak uświadomiłem sobie, że już nie wrócisz, nie mogłem tam nie wejść z nadzieją, że jednak siedzisz przy biurku i coś tam skrobiesz. Zawsze wierzyłem, że wrócisz. Przez pierwszy rok było ciężko. Potem jakoś zdołałem sobie z tym poradzić. Ale mimo to w takie paskudne dni wspominałem i żałowałem, że nie siedzisz ze mną.
    Wyszedłem z pokoju, patrząc na Pyskacza, który stał przy piecu z odrobinę zwieszoną głową i wzrokiem wpatrzonym w tylko jeden punkt. Po chwili się otrząsnął i zgarnął dwa kubki herbaty, kładąc je na stole. Zerknąłem na Szczerbatka, który jeszcze siedział w mojej pracowni. Kiwnął mi swoją mordką, że za chwile dołączy.
    Usiedliśmy jak za dawnych lat i po prostu gapiliśmy się na przechodzących wikingów. To zawsze robiliśmy kiedy mieliśmy przerwę w pracy. Po prostu patrzyliśmy na każdego mieszkańca, który swoimi gestami opowiadał nam całkowicie inną historię. Opowiadał nam swoje życie, pokazywał swoje problemy, odsłaniał swe myśli. Za każdym razem było to ciekawe i fascynujące. Tyle ludzkich istnień i tysiące różnych historii, przemyśleń, uczuć, emocji.
    Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę jeszcze kiedyś siedzieć tak z Pyskaczem i milczeć. Popijać ciepłą herbatę i patrzeć. Po odejściu – nie zamierzałem wrócić. Po cierpieniu – musiałem ich ocalić. Po wygranej – byłem choć na moment wśród nich. Bogowie jednak nie zdradzili mi swojego całego, niecnego planu. Pokierowali inaczej tym, co wydawało mi się niezmienne. Jednakże nic nie stało się przypadkiem. Nie mogłem mieć wpływu na swój los.
- Coś poważnego? – wskazał na swoje oko, ale go zrozumiałem. Wzruszyłem ramionami, przypominając sobie walkę z Drago. W jednej chwili jego miecz niebezpiecznie zbliżył się do mojej twarzy i potem poczułem już tylko rozdzierający ból i krew. Nic takiego.
- Można tak powiedzieć.
- Straciłeś je?
- Tak – mruknąłem, czując ciężar tej pamiątki jaką otrzymałem po walce z Krwawdoniem. Na pewno będzie ona przypominała mi o tej bitwie przez całe moje życie. Cena została zapłacona. Nie trzeba było mieć do tego jakichkolwiek wątpliwości.
- Miałeś dużo siły, by tu wrócić – powiedział, kierując na mnie te swoje sławne, świdrujące spojrzenie. Gdy miałem problem z ojcem, a nie chciałem o tym mówić, on bez problemowo odgadywał, co mnie trapi i dodatkowo pomagał rozwiązać powstały problem. Tego chyba mu zawsze zazdrościłem. Doradzał, wspierał, pomagał. Potrafił to robić bezbłędnie. I nadal potrafi, czego mam dowody w tej chwili – Nie każdy, by potrafił.
- To akurat prawda, ale nie chce czuć się przez to jakoś wywyższony. Wróciłem, bo obiecałem. Musiałem pokonać przeszłość, żeby iść na przód. Od czasów ucieczki dużo się zmieniło, ale jakoś nie potrafiłem pogodzić się z tym, co było. Sądzę, że… wiesz, że mi pomógł. Mimo tego jak mnie traktował, ocalił moje życie i pomógł odnaleźć spokój.
    Sam nie wiedziałem skąd przyszły mi takie wyznania, ale jednak wszystko płynęło prosto z mojego serca i było szczere. Czuję, że potrzebowałem tego. Potrzebowałem tak bez niczego o tym komuś powiedzieć. Szczerbatek wiedział, co mną targa, więc musiał być to człowiek, osoba, która w pewnym sensie rozumiała moje życie. Wiedziała kim byłem. Darem od bogów jest to, że postawili na mojej pokręconej ścieżce tego kulawego Pyskacza.
    Kowal uśmiechnął się dobrodusznie, jak to on miał w zwyczaju. Sądzę, że on również wiedział, iż potrzebuję takiej szczerej rozmowy, albo wygadania się przed człowiekiem z plemienia. Z osobą, która była dla mnie, a raczej wciąż jest, jak prawdziwa rodzina.
- Zostaniesz? – zapytał po kilku minutach ciszy. Zmieszałem się na to, choć nie zdziwiło mnie to. Chłopak, który uciekł z rodzinnej wyspy siedem lat temu, niespodziewanie wraca i dlaczego miałby nie zostać? No właśnie. A dlaczego miałbym zostać? Nic mnie już tu nie trzyma. Jestem wolny. Wolny i samotny. Mogę już tylko cieszyć się tą upragnioną wolnością i napajać się jej smakiem. Złapać szczęście w dłonie i po wieczność szybować pośród chmur z najlepszym przyjacielem.
    Szczerbatek wyszedł z mojej pracowni, dzięki czemu mógłem zmienić temat. Mimo, iż znałem odpowiedź na pytanie Gbura, jakaś siłą nie pozwalała mi na wypowiedzenie tego krótkiego słowa i złamania wszelkich nadziei prostego wikinga. Nie miałem żadnego prawa niszczyć marzeń człowieka, który mnie wychował i opiekował się mną. Jednak nie mogłem tego też trzymać w sobie, bo nie potrafię tak żyć. Moim przeznaczeniem jest wolność.
    Mordka trącił mnie głową, uśmiechając się pokrzepiająco. Doskonal wiedział z czym się borykam, dlatego szybko przyszedł mi z pomocą. Wyczuł to i jak na towarzysza przystało, pomógł pokonać to, co sprawia mi kłopot. Podrapałem go radośnie za uchem, dziękując w duchu za jego nieocenioną obecność. Co bym zrobił gdybym go nie miał przy sobie za każdym razem, kiedy spotyka mnie coś, z czego trudno mi wybrnąć?
    Wróciłem wzrokiem na kowala.
- Nie.
- Nie, że odlecę na jakiś czas, a potem wrócę. Czy nie, że już nigdy więcej się nie zobaczymy?
    Westchnąłem, bo czułem, że nie będzie to najmilsza część rozmowy.
- To drugie – odparłem, odstawiając na stół pusty kubek z herbatą – Dzięki za rozmowę. Było dość… przyjemnie.
    Wstałem z miejsca, popychając smoka w kierunku wyjścia, a zanim opuściłem drugi dom Pyskacza, usłyszałem tylko:
- Wstąp do biblioteki Berk zanim odlecisz. I może jeszcze napraw sobie sprzączkę w siodle, bo może się urwać.
    Zaśmiałem się w duchu z możliwości tych ludzi. Tak, zdecydowanie są nieokiełznani.

    Za poleceniem Pyskacza, skierowałem swe kroki do biblioteki. Zdziwiłem się tym trochę, gdyż każdy z kim rozmawiałem po powrocie, każe mi gdzieś iść lub coś przeczytać. Zmówili się czy co? Szczerbek również o tym wspomniał i miał z tak niewielkiej sprawy, wielką radochę. Przechodząc koło domu, pomyślałem, że przed odlotem, muszę nie zapomnieć, by odwiedzić swój stary pokój. Przekazałem tą wiadomość Mordce, przez co rechotał, aż nie doszliśmy do małego budynku obok Twierdzy.
    Zapukałem delikatnie w dębowe drzwi, a gdy usłyszałem stłamszone "proszę", wszedłem do środka, wpuszczając również Szczerbatka. Zamknąłem szczelnie drzwi i przeniosłem wzrok na osobę, siedzącą przy niewielkim biurku przy oknie z okularami na nosie, żeby w razie prób zabicia mi smoka, być tuż obok niego. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy w lekko pochylonej kobiecie z niewielkimi zmarszczkami w kącikach oczu, rozpoznałem moją starą opiekunkę Ami.
- Nie wierzę! – Kobieta zakryła dłońmi usta, wstając od stołu. Wpatrywała się we mnie z głębokim niedowierzaniem w swoich oczach – To naprawdę ty!
    Rzuciła mi się na szyję, co przyjąłem z wielką radością. Objąłem ją mocno rękami, przymykając oczy. Po tylu latach prawie w ogóle się nie zmieniła. Jedyną różnicą było to, że teraz przewyższałem ją o głowę. Szatynka oderwała się ode mnie, by na mnie popatrzeć. Z jej zielonych, miłych oczu popłynęły srebrne łzy. Łzy szczęścia. Wytarła je szybko, po czym znowu do mnie przylgnęła.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam…


~*~


Ja również bardzo za Wami tęskniłam. Cieszę się, że jako taka wena do mnie przywędrowała i pozwoliła mi na napisanie tego rozdziału. Myślę, że polubicie tą nutkę, bo ja ją kocham *-* Z nowego anime, które obejrzałam i które bardzo mocno kocham. Serdecznie polecam Angel Beats! jeśli ktoś chce popłakać i się pośmiać. Ja poczułam niezwykłą więź z tą serią. Zalukajcie :D
Jak już Wam polecam anime do oglądnięcia to jeśli lubicie horrory musicie zobaczyć Another. Niezwykłe i czasami naprawdę miałam ochotę wyłączyć, bo się po prostu bałam. Ale mimo tego, to naprawdę warto obejrzeć, bo ja obejrzałam, zakochałam się i ciągle siedzi w mojej głowie :*

Wiecie martwi mnie jeszcze jedna sprawa. Po, co prowadzić bloga dla kilku osób?

~ SuperHero *.*


P.S. Nie odpowiedziałam na poprzednie komentarze. Na następne raczej też nie odpowiem. Czasami po prostu nie mam po co.