piątek, 9 października 2015

32. Rozdarta część serca. (cz.3)


     "Moje życie, jego życie, nasze życie – kilka odrębnych zdań, stworzyły to wszystko. Czy to co zbudowaliśmy, pozwoli nam żyć już na zawsze razem?"
Czkawka rzucił okiem na stojącego Szczerbatka. Smok zaciekawiony przyglądał się im, wzdychając z napięciem. On również oczekiwał jakichkolwiek ruchów ze strony wikingów, lecz musiał niestety czekać. Oni sami do końca nie potrafili odnaleźć się w tej sytuacji. Co zrobiliby normalni dziewiętnastolatkowie? Na pewno nie byliby w Krainie Umarłych i nie ratowaliby innych światów, przed zagładą. To już całkiem chore.
    Blondynka odetchnęła, zamknęła oczy. Jej idealny plan, był gotowy, ona również. Chciała zrobić krok do przodu, wymijając jednonogiego chłopaka, lecz ostatecznie się powstrzymała. Była zła na siebie, że nie może tak po prostu przejść obok, nie zwracając szczególnej uwagi na wikinga. W tej chwili pragnęła, by w jej głowie ktoś wywiercił ogromną dziurę, przez którą uciekłyby wszystkie przykre wspomnienia.  Z Smoczym Jeźdźcem włącznie.
    Czkawka spojrzał w jej oczy. Nie odczuwał krępacji przed blond włosą wojowniczką, wręcz przeciwnie, mógłby tak stać cały dzień i nie znudziło by mu się to. Jednak nie mieli tyle czasu.
    Hofferson w końcu zebrała się w sobie. Podniosła głowę, położyła mu rękę na prawym ramieniu. Czuła jak przeszedł po nim lekki prąd.
- To nic – rzuciła, bo na razie na tyle ją było stać. Powie więcej jeśli tylko jej nie przerwie – że nie pamiętasz, rozumiem cię. Sama nie miałabym ochoty pamiętać uprzykrzającej się, denerwującej, samolubnej idiotki, której się podobasz – Dopiero gdy to powiedziała, zrozumiała sens tych słów. Czy ja właśnie powiedziałam mu, że mi się podoba?, spytała samą siebie, lecz nie było już odwrotu. Klamka zapadła, on to usłyszał. Teraz będzie musiała coś wymyślić, żeby tylko nie drążył tematu. Idiotka, burknęła w myślach.
    Natomiast jeździec, w przeciwieństwie do Astrid, nie przejął się tym. Delikatnie uśmiechnął się do niej i ujął w ręce jej dłonie.
- Bez obaw, nie powiem mu – mruknął, puszczając jej oczko. Zaśmiał się lekko po czym, przyciągnął ją do siebie, wpijając jej się w usta.
    Astrid otworzyła szeroko oczy, ale pogłębiła pocałunek, na który – szczerze powiedziawszy – długo czekała. Z radością, zarzuciła mu ręce na szyję, gdzie on trzymał swoje, ulokowane na jej talii. Nie mogła opisać swojego szczęścia. Było to dziwne, ale bardzo cieszyła się, że ją pocałował. Mogła chociaż na chwilę poczuć, że jednak ją pamięta, że coś dla niego znaczy. Przez kilka sekund może wierzyć, że wszystko wróciło do tego momentu, sprzed kilku miesięcy.
    Chłopak oderwał się od niej dopiero po chwili.
- Nie myślałem, że kiedykolwiek to powtórzymy As – szepnął uwodzicielsko. Patrzył jak w jej oczach rośnie szczęście, bo pamięta. Bariera została zerwana, uczucie zwyciężyło.
- Pamiętasz – odszepnęła, a niebieskie oczy wypełniły się łzami. Wolno spłynęły po brudnych policzkach, prosto na jego ręce. Czkawka uśmiechnął się szeroko, mocno przytulając ją do siebie. Sam był szczęśliwy, bo uczucie, które go tak nieznośnie dręczyło, odpłynęło wraz z przypomnieniem sobie pięknej towarzyszki.
- Dziękuję – powiedział, gdy wtulał twarz w jej złociste włosy. Zaskoczona dziewczyna odchyliła się od niego.
- Za co?
- Za wszystko – odparł, całując ją w czoło.
    Wreszcie byli szczęśliwi, razem. Wydawać by się mogło, że na zawsze. Jednak nie wszystko kończy się dobrze.


*Berk/Narrator*
    Wikingowie wyruszyli ze Schronu, jeszcze pod osłoną nocy. Musieli zachowywać się cicho, żeby nie wzbudzić alarmu, który pozwoliłby najeźdźcą na przygotowanie się do bitwy. Jeśli dojdą do wioski niezauważeni, zaskoczą ich we śnie, nie dając możliwości na obronę. Może i nie było to do końca zgodne z ich dotychczasowymi planami ataków, lecz teraz nie mieli wyboru.
    Mieczyk raźno maszerował tuż obok wodza, posyłając ku niemu, wspierające spojrzenie. Teraz dla Stoik był ogromnym wsparciem, nawet jeśli był tylko dziewiętnastoletnim wikingiem. Rudobrody uśmiechał się do niego czasami, a co chwilę mocniej zaciskał rękę na rękojeści swojej broni. Patrzył przed siebie, modląc się do Odyna, żeby tylko Plemię Nungbaka – tak nazywali się antywyznawcy mitologii i religii nordyckiej – nie znalazło Pyskacza i reszty. Nie chciał nawet dopuszczać do siebie tej myśli. Strata najlepszego przyjaciela byłaby dla niego ogromnym ciosem.
    Po zaledwie dwóch kwadransach, podeszli do plaży Thora. Postanowili najpierw wyeliminować tych co znajdują się na statkach, żeby po wznieceniu bitwy, nie próbowali uciekać. Dziś Wandale, nikogo nie wypuszczą stąd żywego.
    Niewielka grupka wikingów weszła do statku. Jak się okazało nie było tam nikogo, więc wódz zarządził rozwalenie statku po cichu. Wystarczyło wyrwać kilka desek pod pokładem, żeby łódź zatonęła od razu po odepchnięciu od portu. Tak samo, zrobili z pozostałymi dwudziestoma-pięcioma wrogimi statkami.
    Gdy ostatnia łódź została sforsowana przez Wikingów, ruszyli w dwóch grupach. Jedna grupka szła bezpośrednio na wyspę, żeby tam zabić Nungbaków oraz na jej północno-zachodnie krańce. Druga grupka szła od lasu, zaczynając od klifów i kończąc na południowo-wschodnich polanach. Drugi odział był troszkę mniejszy, lecz znakomicie ukryli się w zielonych lasach, żeby dodatkowo w razie konieczności, pomóc pierwszej grupie w walce. Po południowej stronie nie było prawie w ogóle domostw, tylko nieliczne gospodarstwa, więc i tak druga grupa wróci się szybciej do wioski, by wesprzeć pozostałych. 
    Stoik rozejrzał się po Głównym Placu. Wszędzie panowała głucha cisza, jak makie zasiał. Miał pewne przeczucia, lecz z nikim nie chciał się nimi dzielić. Spojrzał na Twierdzę. Nie paliło się żadne światło, nikt nie chodził po wiosce. To nie może być prawda, pomyślał, a po chwili całą grupę otoczyła zgraja najeźdźców. Wódz z niedowierzaniem stwierdził, że jest ich co najmniej trzy razy więcej niż przypuszczał. Wiedzieli, burknął w myślach, dając sygnał swoim ludziom do ataku. Nie miał żadnych pewności czy przeżyją, lecz muszą uratować Berk.
    Wszyscy walczyli z zaciętymi i groźnymi minami. Miecze uderzały o siebie, raniąc lub zabijając przeciwników. Każdy bez ogródek pozbawiał innych życia, żeby tylko ocalić swój dom. Wandale od dawna byli postrachem Północnego Archipelagu. Niestety ktoś wreszcie odważył się im przeciwstawić i zaatakować. W myślach wikingów tylko na krótko.
    Mieczyk wzrokiem szukał swojej siostry. Mimo, że cieszył się gdy spotykało ją coś złego, teraz martwił się o nią naprawdę. Świadomość tego, że mogło jej się coś stać, była dla niego ogromnym brzemieniem. Szybko wybijał kolejnych Nungaków, uparcie rozglądając się za blond włosami Szpadki. Gdy nie ujrzał jej pośród krwawej rzezi, przejął się na dobre.
    Kiwnął głową ku Maronowi, na znak, że idzie poszukać swoich. Oddalił się szybko biegnąc do więzienia Berk, gdyż jak się dowiedział od Wiadra, tam ostatnio była dziewczyna i reszta wikingów. Po kilku sekundach znalazł się przy drewnianym budynku, z głośnym hukiem, wpadając do niego. W środku ujrzał leżącego Sączysmarka i Szpadkę, która trzymała głowę młodego Jorgensona na swoich kolanach. Na jej policzkach Mieczyk dostrzegł łzy.
- Siostra – wyszeptał i upuścił miecz na ziemię, który wybudził bliźniaczkę z rozmyślań. Szpadka spojrzała na niego z szokiem, a jej oczy na nowo, wypełniły się łzami. Blondyn podbiegł do niej, biorąc ją w objęcia. Mocno przytulał do siebie zapłakaną wojowniczkę, która wtulała się w niego coraz bardziej.
- Żyjesz – wychlipała, patrząc na niego jakby był duchem. – Myślałam, że już cię nie zobaczę – dodała, wzdychając z ulgą.
- Też tak myślałem – odparł całkiem poważnie. Uśmiechnął się do niej ciepło. – Nie widziałem cię i bałem się, że coś ci się stało – wyznał nieśmiało, zerkając na rannego Smarka – Co z nim? – wskazał na niego głową, gdyż nie chciał za bardzo drążyć tematu o jego obawy co do bezpieczeństwa siostry.
- Będzie żył – westchnęła, ocierając mokrą twarz – mam taką nadzieję – dodała  ciszej, przejeżdżając ręką po jego czarnych włosach. Bliźniak skrzywił się nieznacznie, lecz tego nie skomentował. Dorósł jego siostra również, więc miała prawo lubić bardziej kogokolwiek, nawet Sączysmarka.
- To będę miał szwagra – rzucił, szerząc się. Szpadka uderzyła go ramię, ale również się zaśmiała. Spojrzała na chłopaka.
- Może coś z tego będzie – mruknęła do siebie, tak żeby bliźniak jej nie słyszał.


*Valhalla/Narrator*
    Uwer wbił sztylet w Elfa, rozglądając się za Astrid. Zniknęła mu z oczu parę minut temu, a może potrzebować pomocy. Rozejrzał się po polu bitwy i z ulgą mógł stwierdzić, że wybili prawie dwie trzecie całego tałatajstwa. Wojownicy Asgardu już przybili, walcząc z resztą. Chłopak postanowił iść odszukać blond włosą wojowniczkę.
    Przeszedł kilkanaście metrów w stronę zamku, aż pod jego stopami wylądowała Nocna Furia z dwójką wikingów. Czkawka zszedł z Szczerbatka, trzymając na rękach blade ciało Astrid. Uwer podbiegł do nich.
- Co się stało? – zapytał, drżącymi rękoma wskazując na Hofferson, która wyglądała jakby umarła. Haddock mruknął coś niezrozumiale i wyminął go, idąc do pałacu. Rudowłosy bez wahania pobiegł za nim i smokiem, który wiernie asystował swojemu przyjacielowi.
    Dotarli na Główny Dziedziniec, a tam Czkawka położył blondynkę na ziemi. Otarł jej mizernie wyglądającą twarz i skinął na smoka. Szczerbatek zrozumiał swoje polecenie i wybiegł po niezbędne składniki do leczenia. Czkawka zdjął z Astrid swój własny kombinezon, żeby ją opatrzyć. Ściągnął z siebie koszulę i ubrał w nią dziewczynę. Szybko kawałkiem szmatki zabezpieczył jej ranę na brzuchu. Z liści, które dostarczył Nocna Furia, zrobił napar, wlewając go do ust wojowniczki.
    Uwer stał kilka metrów od nich, przyglądając się pracy wikinga. Chciał podejść, ale obawiał się trochę Smoczego Jeźdźca, gdyż widać było, że chłopak jest podenerwowany stanem blondynki. Usiadł blisko jej ciała i chwycił ją za rękę. Czkawka zauważył to, lecz nie pokazywał uczuć i nic nie powiedział.
- Co jej się stało? – Wiking wreszcie zebrał się na odwagę, by zadać dręczące go pytanie. Czkawka westchnął, klękając po drugiej stronie Hofferson. Płakać mu się chciało, za to co się stało. Wiedział, że to było nieodpowiedzialne, a jednak się stało. Ukrył twarz w dłoniach, pochylając głowę nad jej klatką piersiową. – Odpowiesz mi wreszcie na pytanie? – Uwer również zdenerwował się lekko i podniósł ton głosu. Brunet spojrzał na niego, po czym odpowiedział.
- Napadli nas, z zaskoczenia – mruknął, przyglądając się jej wolno opadającej klatce – osłoniłem Astrid, lecz Szczerbatek mnie odepchnął. Sam chciał ją ratować, więc skoczyłem między nich, a Astrid oberwała – wytłumaczył. Wiking za bardzo nie był przekonany jego opowieścią.
- Czyli pozwoliłeś, żeby ona dostała? Ratując własnego smoka, żartujesz sobie?! – krzyknął Uwer, na co Czkawka zmierzył go oschłym wzrokiem.
- Tak – odparł, spokojnie – i nie próbuj mi wmawiać, że powinienem ją ratować, bo starałem się ich obojgu uratować. To nie moja wina, że było ich tak dużo! – wrzasnął. – Ty mnie nie znasz, a powinieneś wiedzieć, że Szczerbatek jest moją jedyną rodziną, kocham go i nie pozwolę go już więcej skrzywdzić! – odwrócił się, by opanować emocje. Tak, Uwer wyprowadził go z równowagi, ale to było tylko jego wina.
- Wielki Obrońca Smoków się znalazł! Jesteś nikim, bo ratujesz smoka zamiast człowieka, najpiękniejszą dziewczynę na świecie! Jesteś chory! – krzyczał na niego szarooki chłopak, a w Czkawce coś pękło. Wyciągnął Piekło, rzucając się na przeciwnika. Przyłożył mu miecz do gardła, twardo patrząc mu w oczy.
- Nie bój się – przemówił, ostrym tonem – ciebie na pewno nie pozwolę uratować, o to możesz być spokojny – wysyczał zgryźliwie, szykując się do wbicia broni w miękką skórę Uwera. W jego szarych oczach, Haddock dostrzegł strach, co go jeszcze bardziej zachęciło do zabicia wikinga.
- Nie – usłyszał cichy głos, z tyłu – nie!
    Astrid podparła się na rękach, mając łzy na policzkach. Czkawka niechętnie zszedł z rudowłosego, lecz i tak rzucił nim o ścianę, na co blondynka wybuchła.
- Co ty mu robisz? – warknęła, siląc się na poważny i groźny ton.
- Dostaje to na co zasłużył – wzruszył ramionami chłopak. Spojrzał na zacięty wyraz twarzy Astrid.
- Zabijając? Odbiło ci?! – Blondynka dalej drążyła temat, mierząc współczującym wzrokiem rudowłosego.
- Skoro tak bardzo ci na nim zależy, nie potrzebnie cię ratowałem! – Czkawka również nie był jej dłużny. Nie mógł znieść tego, że dziewczyna ma do niego pretensje, choć ocalił jej życie, lub duszę. – Szczerbatek – mruknął na smoka, dając znak do odejścia.
- Czkawka, stój – zaczęła wojowniczka z lekkim strachem. Bała się o obydwóch wikingów, lecz chciała mieć zielonookiego przy sobie.
- Nie – przerwał jej – bo, jeśli tak bardzo przejmujesz się jego stanem, ja nie jestem ci do niczego potrzebny! – warknął, wskakując na grzbiet ciemnego smoka. Wraz z silnym podmuchem wiatru, wystartowali niknąc w granatowych chmurach.
    Astrid spojrzała tylko na Uwera, po czym schowała twarz w dłoniach.


    Czkawka przeleciał spory kawałek drogi, krzycząc w niebo. Mogłem w ogóle sobie jej nie przypominać, myślał w duchu.
    W końcu wylądowali na polu bitwy. W promieniu kilkunastu metrów walały się trupy poległych Mrocznych Elfów. Chłopak zszedł ze smoka, kierując się do stojącego nieopodal Thora. Bóg odwrócił się, słysząc jego kroki.
- Czkawko – uśmiechnął się szczerze, ściskając dłoń wikinga. – Dziękuję.
- Ale za co? – zapytał za bardzo nie rozumiejąc.
- Za to czego dokonałeś, pomogłeś nam wygrać tę wojnę. Odyn cię za to wynagrodzi – szepnął. Ruszyli kamienna drogą do pałacu.
- Przyjemność po mojej stronie – zaśmiał się Czkawka. – Ale mam prośbę. Czy Szczerbatek mógłby do mnie wrócić?
- Oto zapytasz już samego Wszech Ojca – odparł, kończąc rozmowę.
    Czkawka już nie mógł się doczekać kiedy wreszcie dojdą do wielkiego pałacu. Chciał dowiedzieć czy Odyn pozwoli mu zabrać smoka i czy w ogóle sam będzie mógł powrócić do świata żywych.
    Wszech Ojciec siedział na swym pozłacanym tronie, uśmiechając się do zebranych wojowników i mieszkańców Asgardu. Dużo im zawdzięczał, a szczególnie kilku osobom. Je chciał wynagrodzić za trud i poświęcenie.
    Thor wraz z Czkawką i Szczerbatkiem, weszli przez ogromne wrota do Sali. Wzrok wszystkich skierował się na nich, aż dotarli do samego Odyna. Siwy bóg uśmiechnął się do nich radośnie.
- Ojcze – blond włosy bóg piorunów ukłonił się – Mroczne Elfy zostały pokonane – powiedział z dumą, na co asgardczycy zareagowali okrzykami wiwatu. Wszyscy klaskali i wychwalali Odyna oraz inne bóstwa.
- Dziękuję wam wszystkim – przemówił Ojciec, wstając z tronu. Wrzawa ucichła, a Odyn skierował swoje spojrzenie na stojącego z boku Czkawkę i Szczerbatka. – Jeźdźcu Smoków, ty i twój smok dowiedliście, że macie wielkie serca i wolę walki. Pomogliście nam pokonać wroga i dzięki wam Asgard jest bezpieczny! – krzyknął, a wszyscy zaczęli wiwatować na cześć chłopaka i Nocnej Furii. Wiking łagodnie uśmiechnął się do zebranych na sali, a Szczerbatek zaryczał głośno. – Również nie mogę zapomnieć o dwójce wojowników, którzy swoją postawą zyskali w moich oczach. Podejdźcie tu Uwerze i Astrid – Czkawka szybko spojrzał na wyłaniają się z tłumu Hofferson i podtrzymującego ją rudowłosego wikinga. Ponownie zapanował gwar i wrzawa, lecz skinieniem ręki Odyn uciszył lud. – Od dzisiaj zostaliście Wojownikami Asgardu! W zamian za waszą postawę, dostaniecie możliwość powrotu na ziemię – Jeździec nie mógł opanować swej radości. Rzucił się na swojego przyjaciela.
- Wreszcie wrócimy do domu – szepnął mu do granatowego ucha.
- Jest jednak jeden warunek – spojrzał na ich skupione twarze. Po karku Czkawki przeszedł lekki prąd niepewności. – Zostaniecie zesłani na ziemię, lecz utracicie pamięć. Wszystko co pamiętaliście od momentu wkroczenia do Valhalli i związane z nią rzeczy, zostanie wam odebrane. Niestety takie są prawa natury. Macie możliwość wyboru: zostać tutaj i pamiętać lub wrócić, lecz częściowo zapomnieć – wyjaśnił trochę z smutną miną. Odprawił całe zbiorowisko, idąc do Thora.
    Czkawka od razu wiedział co wybierze. Tak bardzo brakowało mu Mordki, że bez zastanowienia wróci z nim na ziemię, żeby podenerwować trochę Drago lub innych wrogów. Musi jeszcze spełnić swoją misję, pojednania ludzi i smoków.
    Astrid natomiast biła się z myślami. Miała szansę wrócić do domu, do jej ukochanego Berk, zobaczyć przyjaciół i rodzinę, i jednocześnie zapomnieć o Czkawce lub zostać tutaj jako Wojowniczka Asgardu i pamiętać, ale pożegnać się z szansą ponownego go zobaczenia. Nie umiała dokonać wyboru. To było dla niej zbyt trudne. Patrzyła na tego zadziornego wikinga i dalej nie chciała zapomnieć tego uczucia, jakie jej towarzyszyło, gdy był tuż obok niej.
    Spojrzała na Uwera i szybko straciła wszelkie wątpliwości.
  Jesteś twarda Astrid i dasz sobie radę, nawet bez niego…


    Wieczorem, gdy piękne słońce chowało się za horyzontem, mieszkańcy, wojownicy i bogowie żegnali poległych w walce. Czkawka również uczestniczył w tym wydarzeniu, trzymając rękę na głowie smoka. Szczerbatek mruczał smutno, oddając hołd zmarłym wojowniczkom czy mieszkańcom. Rozumiał powagę sytuacji i dobrze wiedział, że również jego jeździec mógł zająć miejsce na łodzi.
    Odyn wystrzelił jedną z zapalonych strzał, a po nim inni. Rodziny zmarłych wypuściły w niebo tysiące Świecących Lilli, żegnając się na zawsze ze swoimi rodzinami. Wszyscy płakali, choć wiedzieli, że ci co zginęli, uratowali ich miasto, dając możliwość żyć innym w spokojnej, pięknej a przede wszystkim wolnej krainie.


~*~


Wyszły trzy części, jak chciałam i bardzo Was przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale w ogóle weny nie miałam, wybaczcie :* Oficjalnie wyszło, że w całości ten rozdział ma 19 stron (mój rekord) :) Komentujcie, bo jestem ciekawa Waszych opinii.

INFO!
Teraz rzecz najważniejsza. Myślałam nad tym długo, nawet bardzo długo i doszłam do wniosku, że muszę zrobić sobie przerwę - dlatego odchodzę. 
Kiedy wrócę? Początkiem grudnia, chyba 1 we wtorek z nowym rozdziałem :) 
Naprawdę potrzebuję przerwy do ode wszystkiego, bo muszę na serio ogarnąć tego bloga i pozostałe, trzymać aktualny poziom z nauką oraz pomyśleć co dalej z tym opowiadaniem. Sama czuję, że ono podupadło, dlatego muszę dobrze przemyśleć dalsze rozdziały. Więc nie przedłużam, idę na urlop, na Wasze blogi będę zaglądać i komentować :*

Trzymajcie się cieplutko moje szkraby, niech tam Was Odyn pilnuje i powodzenia w szkole oraz dużo błogosławieństwa od Niego <3 
~ SuperHero *.*

czwartek, 1 października 2015

31. Rozdarta część serca. (cz.2)

    "Odnalazłem go. Wciąż tak bardzo kochany, troskliwy i odważny. Po tylu dniach, które były jak lata, wreszcie jesteśmy. Tylko on i ja – razem"
Czkawka uczepił się mocno szyi swego wiernego towarzysza, za żadne skarby, nie chcąc jej puścić. Nie widzieli się kilka miesięcy, a oboje przekonani byli, że już się więcej nie zobaczą. Jednak los zesłał ich w jedno miejsce by nareszcie mogli się spotkać. Ich serca przepełniała radość, bo wreszcie smok odnalazł jeźdźca, a jeździec – smoka.
    Nocna Furia niepozornie polizał kawałek twarzy bruneta, śmiejąc się. Równie jak jego jeździec mocno cieszył się, że odlazł swego przyjaciela. Pomógł mu siebie przypomnieć, a to świadczyło o ich wielkiej i niezłomnej przyjaźni. Dwa tak różne światy. Smok i człowiek, przyjaźń ponad wszystko.
    Czkawka odchylił się od łba Szczerbatka, przejeżdżając po nim dłonią.
- Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę – powiedział, czując łzy pod powiekami. – Dziękuję – szepnął, przykładając czoło do rozgrzanego czoła smoka. Furia mruknął przeciągle, a po chwili leżał na chłopaku, bezkarnie go liżąc.
- Szczerbek – Czkawka śmiał się, jednocześnie odpychając od siebie jego wielką głowę. Niestety na próżno, gdyż smok tak bardzo się stęsknił za ich zabawami, więc nie mógł sobie tego odpuścić. – Puść mnie – zawył.
- Nigdy – odparł.
    W końcu młodemu wikingowi, udało się wyswobodzić spod ogromnego ciała przyjaciela. Otarł twarz, którą teraz pokrywała lepka i ciepła ślina. Całe ubranie również miał przemoczone, lecz nim się nie przejął.
    Tymczasem Astrid z Uwerem stali kilka kroków od nich. Blondynce dosłownie  serce rozpadało się na kawałki, gdy widziała bawiącą się dwójkę. Nie mogła uwierzyć w to, że chłopak jej nie pamięta. Nie rozumiała tego. A ich pierwsze spotkanie po latach? Poznanie prawdy? Potem ucieczka z Berk? Odejście Szczerbatka? Walka z Drago? Śmierć? Tego nie pamiętał? Jak mógł, myślała, a z jej niebieskich oczu spływały gorzkie łzy. Miała prawo cierpieć? Po raz kolejny z jego powodu? Kiedyś obiecała sobie, że nigdy nie będzie płakać, czy smucić się z powodu jakiegoś chłopaka. Niestety ten niepozorny Smoczy Jeździec, tak zawładnął jej sercem, że po prostu cierpiała. Musiała, nie miała innego wyjścia. Chociaż wyjście było, lecz nie potrafiła przez nie przejść i tego zaakceptować. No bo, jak mogłaby zapomnieć? Nie da się. Przez własne serce została pozbawiona uczuć i braku możliwości zapomnienia nieprzyjemnych zdarzeń, złych sytuacji czy niewłaściwych wyborów. To ogromne brzemię sama musiała dźwigać, a jedyna osoba, która byłaby w stanie jej pomóc, najzwyczajniej w świecie zapomniała.
    Hofferson spojrzała na stojącego obok niej wikinga i chwyciła go za rękę. Skoro ja nie mogę zapomnieć, mogę chociaż starać się żyć bez niego, pomyślała, jeszcze mocniej zaciskając palce, na gładkiej skórze Uwera. Chłopak wydawał się zdziwiony, lecz postanowił o nic nie pytać. W końcu po co? I tak zaraz Mroczne Elfy przejmą Asgard i wszystkie dziewięć światów, a ich zniszczą, więc nie ma potrzeba, myśleć o sprawach, które nas nie dotyczą.
    Szczerbatek w ułamku sekundy spojrzał na Astrid. Nie musiał się przypatrywać, dobrze wiedział, że cierpi. Lekko uderzył swojego jeźdźca po głowie, na co ten spojrzał na niego zaskoczony. Smok wskazał na dwójkę wikingów, a Czkawka w mig zrozumiał.
    Podszedł do nich, uważnie mierząc rudowłosego, swym przenikliwy wzrokiem. Nie miał swojego hełmu, lecz postanowił nie rozgłaszać własnego pochodzenia. Smoczy Jeździec – to wystarczy dla wszystkich.
- Witam – powiedział, podając mu rękę. Uwer niepewnie uścisnął dłoń młodego wikinga, dziwiąc się skąd brunet ma w sobie tyle pewności. – Nazywasz się?
- Uwer – odparł krótko, uśmiechając się delikatnie. Zielonooki odwzajemnił gest, przenosząc wzrok na blondynkę, lecz ona szybko odwróciła głowę. Na chwilę Czkawką zawahał żal o tą dziewczynę, którą powinien pamiętać, a jednak nie pamięta, wyrządzając jej tym samym więcej krzywdy, niż myśli. – A ty? – Głos wikinga przywołał go do porządku.
- Ja jestem Smoczy Jeździec – ukłonił się. Nocna Furia zaśmiał się, a jego jeździec cicho mu zawtórował. – Tak więc, miło było poznać. Szczerbatek, idziemy – machnął na smoka ręką, odwracając się.
- Gdzie niby chcesz iść? – usłyszał poirytowany głos, przesiąknięty jednak szlochem. Odwrócił się, unosząc brew do góry. – Stąd nie ma wyjścia – kontynuowała, z wyzwaniem patrząc mu w oczy. Podchodziła do niego wolno, gestykulując rękoma.
    Czkawka nie odezwał się ani słowem. Nie wiedział co powiedzieć, bo to przez Livikę, dostał się do Valhalli. Szczerbatek widząc zakłopotanie chłopaka, w dwóch skokach był przy przyjacielu, podkładając mu głowę pod dłoń. Haddock uśmiechnął się, drapiąc go za czarnym uchem.
- Więc co mamy robić? – zapytał, po chwili ciszy. Astrid otworzyła usta, zapewne chcąc mu wyjaśnić pokrótce, sytuację panującą w Mieście Bogów. Niestety jej zamiary, przerwał huk, a potem wybuch w ich okolicy. Siła ekspozycji była na tyle duża by odrzucić całą czwórkę do tyłu. Szczerbatek skoczył szybko w kierunku Czkawki, osłaniając go skrzydłem.
- Dzięki Mordko – szepnął i wskoczył na grzbiet wiernego przyjaciela.
- Co chcesz zrobić? – spytała Astrid, podnosząc się z ziemi. Podbiegła do nich.
- Nie wiem, coś na pewno – odparł, wzruszając ramionami. Nie był pewny do końca swojej decyzji, ale czuł, że musi chronić to miejsce, bez względu na wszystko.
- Musimy mieć plan ataku – warknęła, kładąc rękę na łebku smoka.
- Mam plan – poklepał Furię, pod szyją dając znak do startu – atakować – szepnął, a Szczerbek wystrzelił z największą siłą, wywołując podmuch wiatru.


*Berk/Narrator*
    Stoik szybkim krokiem maszerował ciemnymi tunelami do Schronu. Wiedział, że zostało mało czasu, a oni muszą się szykować do walki. Martwił się trochę o rannego Sączysmarka, lecz w duchu zapewniał się, że na pewno wyzdrowieje. Nie miał innego wyjścia. Już dość było pogrzebów w Berk. Kolejnej łodzi z młodym ciałem, wódz by nie wytrzymał.
    Po kilku minutach wreszcie znalazł się u wylotu jednej z jaskiń. Jego osoba, wywołała dość spore poruszenie na placu w głównym korytarzu. Lecz Stoik postanowił jak najszybciej skierować się do namiotu Gothi, by sprawdzić stan Śledzika. Potem zwoła na szybko zebranie i obwieści wojnę przeciwko Berk. Będą walczyć za osadę, za Berk, za wszystko.
    Oliwkowe płótno widać było już z odległości kilkunastu metrów, więc wódz przyspieszył. Jeden z Wandali chciał go zatrzymać, ale Stoik nie zwracał na niego uwagi. Wpadł do namiotu, z podmuchem wiatru. Maron spojrzał na Haddock’a, a po chwili usłyszeli głośny śmiech.
    Mieczyk zwijał się na krześle, dławiąc własną śliną. Szamanka uderzyła go drewnianą laską po głowie, co rozniosło echo jakby dzwonu. Oniemiały z zaistniałej sytuacji rudobrody, wpatrywał się w domniemanego trupa. Donośny rechot Thorstona, wypełniał co najmniej pół Schronu, ale nikt nie pokwapił się przyjść by sprawdzić, kim lub czym jest źródło przeraźliwego hałasu.
    Blond włosy wiking podrapał się po hełmie, nachylając się do Stoika.
- Dowiedzieliśmy się, że Mieczyk przeżył i cały ten czas znajdował się tutaj. Gothi obwieściła, że nie odniósł żadnych obrażeń, tylko ma czasami napady niekontrolowanego śmiechu – powiedział, trochę uśmiechając się do wodza. Wiking kiwnął głową. Lepsze to niż jego śmierć, pomyślał w duchu, podchodząc do leżącego na białym płótnie rannego Ingermana.
- Wyjdzie z tego? – zapytał wieszczki, lecz wtedy pojął, że Pyskacz został w wiosce, a nikt inny nie umie przeczytać jej liter na piasku. Na chwilę Mieczyk momentalnie spoważniał. Zerknął na prastare runy, wyrysowane przez Gothi na garści żółtego piasku.
- Got mówi, że nic mu nie będzie. Ranę obłożyła liśćmi, ból złagodziła naparem z nawet nie chcecie wiedzieć czego, a dziurę niedługo zaszyje i Śledź będzie jak nowy – wyrecytował wszystko, opadając na drewniane krzesełko. Stoik popatrzył na niego zszokowany.
- Rozumiesz prastare runy?
- Tak – rzucił, a po chwili dodał, jakby czytając w jego myślach – to przez spotkanie ze smokiem. Dostałem dar od Bogów – upadł na kolana, oddając cześć Odynowi. Maron odszedł na dwa kroki. Co prawda cieszyli się tym, że Mieczyk jest cały i zdrowy, ale nie do końca wydawał im się sprawny umysłowo. Jakby brakowało mu piątej klepki, odpowiadającej za racjonalne myślenie i kontrolowanie własnych ruchów.
- Nieważne – skitował wódz, zabierając Marona z namiotu. Od razu po wyjściu, na jego twarzy zagościł niepokój i trwoga o swój lud. 
    Stoik ogarnął wzrokiem, siedzących wokół wikingów. Kilkaset par oczu, wodziło po jego ciele, w celu dowiedzenia się czegokolwiek. Wódz odetchnął i wszedł na niewielki podest, by lepiej widzieć zebranych.
- Jak wiecie na Berk, przypłynęli wrogowie, którzy bardzo poważnie zagrażają naszej osadzie – przemawiając, czuł narastającą gulę w gardle, której nie mógł się pozbyć. Coraz bardziej zmartwione spojrzenia Wandali mu nie pomagały. – Teraz wstyd mi, że nie walczyliśmy od razu – Właśnie wtedy pojął, że przy swoich ludziach, nie musi udawać potężnego wikinga i nieustraszonego wodza. Może tak samo jak oni się obawiać o wyspę, lecz tylko razem, dadzą radę pokonać nieprzyjaciół i odzyskać Berk – i zrozumiałem rzecz najważniejszą. Jesteśmy jedną wielką rodziną i bez względu na wszystko musimy walczyć o to co nasze! Kto jest ze mną? - zapytał z nadzieją, wierząc, że jednak wikingowie pójdą za nim. Wandale popatrzyli po sobie. Gdy Stoik powoli tracił ostatnie resztki nadziei, przed całą grupę wyszedł Avir.
- To co zagraża naszej wyspie, trzeba tępić - powiedział. - A my nie oddamy nikomu Berk!
- Nikomu! - wykrzyczał Mieczyk, wychodząc z namiotu Gothi. Wszyscy na niego popatrzyli, a po chwili krzyknęli to samo. Stoik poczuł ogromną dumę, a uśmiech sam wpełzł na jego twarz.
- Tak właśnie myślałem.


*Valhalla/Narrator*
    Smok z zawrotną prędkością przemieszczał się po granatowym niebie. Zręcznie unikał wszelakich pułapek, lecących w jego stronę. Czkawka raz po raz wydawał mu krótkie komendy, w celu zabicia wrogów. Uśmiechał się do siebie, gdy podpalali kolejne bunkry Elfów. Często z jego ust wydobywał się radosny okrzyk radości. Cieszył się ogromnie, bo nareszcie był razem z przyjacielem. Nie potrzebował nic do szczęścia. Tylko smok, czarna bestia, pomiot burzy – najlepszy przyjaciel.
    Szczerbatek zawarczał przeciągle, zwracając uwagę Czkawki.
- Co jest Mordko? – spytał, patrząc w oczy smoka.
- Musimy lecieć do Odyna, by dowiedzieć się czy ma w ogóle jakiś plan. My nie możemy za długo atakować, bo prędzej czy później nas złapią, sam widzisz, jest ich coraz więcej – słowa Nocnej Furii, dały chłopakowi do myślenia. Nerwowo rozglądnął się po wielkim pobojowisku, gdzie jeszcze niektórzy asgardzccy mieszkańcy, starali się obronić swoje miasto. Lecz za bardzo nie udawało im się to, gdyż wróg wciąż zyskiwał przewagę.
    Jeździec poklepał smoka pod szyją.
- Masz rację Mordko – rzucił, zawracając go w stronę wielkiego pałacu w Asgardzie.
    W kilka minut byli pod potężną złotą bramą, prowadzącą na główny dziedziniec. Wbiegł jak najszybciej do środka nawołując Bogów po imieniu. Nie przejmował się, bo muszą zacząć działać teraz, inaczej Valhalla zostanie zniszczona, a tym samym i Asgard. Jako Smoczy Jeździec nie mógł dopuścić by komuś stała się krzywda, a tym bardziej ludziom, którzy i tak umarli. Nie pozwoli by odebrano im wieczny spokój w pięknej krainie.
    Szczerbatek podskakiwał za swym jeździec, rozglądając się ciekawskimi oczami po bogato zdobionym pałacu. Czkawka czuł jak w jego umyśle rodzi się przerażenie, spowodowane brakiem jakichkolwiek boskich osób. Nie znalazł nikogo przez dłuższy czas, a musiał wracać na bitwę. Nie mógł na długo zostawiać wszystkich, tylko po to by poszukać Thora, Sif czy innych asgardzkich wojowników.
    Wskoczył na grzbiet swego wiernego kompana, mocno ściskając siodło. Wzbili się w powietrze, w mgnieniu oka, przemykając koło obozów nieprzyjaciół. Przy okazji rozwalał wszystkie, jakie napotkał, żeby najeźdźcy stracili większość swojej potężnej broni. Nagle przed nim rozbłysło białe światło z wszystkimi kolorami tęczy. Niespodziewany uśmiech wkradł się na jego twarz, a smok wystawił radośnie język.
- Thor…


    Wojowniczka dzielnie walczyła z kolejnymi Elfami, chodź powoli brakowało jej sił. Lecz starała się być silna, chciała wesprzeć walczących obok niej zwykłych ludzi lub dusze. Tak samo, jak ona, nie mieli już nic, oprócz prawa do wiecznego spokoju.
    Blondynka rozglądnęła się, w poszukiwaniu rudowłosej czupryny swego przyjaciela. Odetchnęła z ulgą, widząc, że Uwer doskonale sobie radzi, zabijając nowo przybyłych wrogów. Gdy spostrzegł, że Astrid na niego patrzy, uśmiechnął się do niej przelotnie. Hofferson zrobiło się cieplej w środku, oraz poczuła więcej siły niż miała jej dotychczas. Czy to zwykły uśmiech szarookiego wikinga, wzbudził w niej radość, siłę i determinację? A może jednak Uwer nie był, jak sobie myślała, tylko zwyczajnym przyjacielem? Przede wszystkim był dla niej ogromnym wsparcie, zwłaszcza gdy świat walił jej się na głowę. Poznała go od razu, gdy przekroczyła grancie światów. Była tu z nim od samego początku, bo nie miała nikogo, oprócz Szczerbatka. Choć jak się teraz okazało, nawet Mordkę, jej odebrano. Odebrał ten co nie pamiętał.
    Na chwilę myśli Astrid zajął wysoki chłopak o pięknym, zielonym spojrzeniu. Czy miała w sobie tyle odwagi, by spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że już nie chce pamiętać? Nie była do końca pewna. Nie myśl o nim, zganiła się w duchu. Jej myśli spłynęły na podobny, lecz milszy tor. Miała Szczerbatka, bestię, który jako jedyny ją rozumiał. Pomagał jej, zajmował się nią, chociaż blondynka pamiętała jak żegnała go z Czkawką, gdy płynął na łodzi. Nie pomyślała, że on zostanie jej wierzchowcem i jedyną rodziną. Ale jednak mnie zdradził, pomyślała z goryczą. Była to niestety prawda. Obiecywał, że młody wiking ich nie rozdzieli, a tym samym, sam do niego odszedł. Okropna ta przyjaźń, gdy kochająca osoba, zostawia cię dla innej. A może, dla tej, którą bardziej kocha?
    Astrid zrezygnowała z myśli o dwójce podobnych do siebie osób, a mimo to, tak różnych. Ponownie zajęła się walką i wypatrywaniem, jakichkolwiek posiłków. Niestety wraz z zachodzącym słońcem, nikła nadzieja, na odsiecz od strony Wszech Ojca Odyna.
    Nie zdążyła zabić kolejnego Mrocznego Elfa, a tuż obok niej wylądował czarny smok z jeźdźcem. Chłopak obrzucił ją tylko przelotnym spojrzeniem, a sam zajął się wybijaniem nieprzyjaciół. Wojowniczka przełknęła cisnące się łzy i wbiła topór w szare ciało wroga.
    Wszędzie walały się trupy i Elfów, i niestety asgradzczyków. Wszyscy walczyli dzielnie, starając się bronić każdego ze swoich. Krew lała się strumieniami, że aż trudno było dojrzeć gdzie ziemia, po której stąpali, a gdzie kałuże szkarłatnej cieczy. Czkawka szybkimi ruchami, przeszywał na wylot Piekłem najeźdźców, co chwilę zerkając na Szczerbatka. Gdyby drugi raz jego ukochany smok miał oberwać, sam rzuciłby się w jego obronie. Za bardzo zależało mu na nim, żeby mógł go powtórnie stracić. Zręcznie omijał miecze i strzały, pędzące w jego stronę. Z zaciętą miną kładł na ziemię, coraz większą liczbę wrogów. Czasami ujrzał w tłumie blond włosy, smagane przez chłodny wiatr. Słyszał krzyki rannych oraz walczących. Niekiedy prześmignęła przed nim Nocna Furia, lecz teraz wiedział, że smok jest bezpieczny, bo był z nim.
    Czkawka wytarł twarz z krwi poległego Elfa, wzrokiem szukając wojowników Asgardów. Dowiedział się od Thora, że Odyn szykuje odsiecz, ale najpierw chcieli pozostawić pod ochroną, pozostałe dziewięć światów. Zostawili Asgard bez obrony, żeby tylko uzbroić pozostałe, w razie gdyby Mroczne Elfy, chciały zaatakować inną krainę. Zaprzepaścili co prawdę zaufanie, asgardczyków, lecz byli pewni o bezpieczeństwie innych, by potem mogli uratować Asgard wraz z Valhallą. Dziwne rozumowanie, ale jak się okazało było wyjątkowo skuteczne. 
    Młody wojownik po chwili ujrzał białą łunę, zwiastującą przybycie pomocy. Uśmiechnął się w stronę nieba, po czym odciął jakiemuś Elfowi głowę, wyrzucając w tył. Nie przejmował się tą rzezią, wreszcie czuł się gdzieś potrzebny. Obok niego w szybkim tempie zjawił się Bóg piorunów, powalając swym młotem, znaczną część wrogów. Niedbale skinął głową ku Czkawce. Wiking zagwizdał na smoka, wskakując na jego grzbiet. Wystartowali jak z procy, by lepiej obserwować okolicę. Chłopak wiedział, że z powietrza będzie lepiej mu ochraniać pozostałych.
    Założył hełm na głowę, dając znak Szczerbatkowi do najszybszego lotu. Zmienił ustawienie lotki, pochylając się w przód by siła powietrza, nie wyrzuciła go z siodła. Skupił wzrok na jednym punkcie. Na tej chudej blondynce, która go spoliczkowała. Teraz potrzebowała pomocy, gdyż dwójka z Mrocznych Elfów, złapała ją w swoje paskudne łapy i zaciągała do statku. Klepnął Furię po głowie, dając sygnał do strzału. Fioletowy pocisk powalił jednego, a po chwili drugiego żołnierza.
    Czkawka zeskoczył z siodła, podchodząc do Astrid. Położył jej rękę na ramieniu, uważnie jej się przyglądając.
- Wszystko okej? – zapytał, patrząc w jej niebieskie oczy. Przez chwilę coś zamajaczyło mu w głowie, ale stłamsił to uczucie, potrząsając głową.
- Och Czkawka – szepnęła, spuszczając wzrok w dół. Nie mogła na niego patrzeć, nie w tej chwili. Bądź twarda, powtarzała sobie w środku, lecz nie przynosiło to zamierzonych skutków.
    Brunet położył chłodną, upapraną krwią dłoń, na jej policzku, podnosząc go do góry, by popatrzyła mu prosto w oczy. Z błękitnych, niczym ocean, oczu wypłynęły ciepłe łzy, na jego rękę. Czkawka otarł je kciukiem, przybliżając się do niej. Sam nie wiedział co nim kierowało. Czyżby poczuł jakiekolwiek uczucie do tej pięknej blondynki? Czy tylko zwykły napływ emocji, kazał mu zareagować w ten sposób? Nie znalazł odpowiedzi na te pytania. Mógł tylko się domyślać, lecz nie, postawić jednej, słusznej tezy. Brak tego wszystkiego był dla niego, nader przytłaczający. Co wybrać? Oto jest pytanie, na które za wszystkie skarby świata, chciał znać odpowiedź.
    Astrid również nie wiedziała jak się zachować. Czy pozwolić uczuciom panować nad ciałem by poczuć się choć na chwilę szczęśliwą? Czy odejść, łamiąc sobie serce, ale przynajmniej się nie łudząc, że mogłoby to być coś poważnego? Toczyła samoistną walkę, serca z rozumem. Które miała wybrać? Sama chciała wiedzieć. Była szanowaną się wojowniczką, nie płaczącą beksą. Spojrzała jeszcze raz w magiczne iskierki, w zielonym spojrzeniu. Podjęła decyzję.


~*~


Jednak będzie 3 części tego rozdziału. Kurde tak mi wychodziło jak zaczynałam nowy. Ale ten ma 6 stron, więc możecie się cieszyć. Gdybym go nie rozdzielała miałby (na razie) 13 stron! Wiecie jak jubileuszowy rozdział to ma być długi. Czekam na wasze opinie! <3 
A tak w ogóle powiedzcie co u Was? Jak szkoła? Jak życie? Chętnie poczytam co tam u Was się dzieje :* Kocham Was bardzo ;* Dziękuję, bo wyświetlenia wciąż rosną!

~ SuperHero *.*