piątek, 29 stycznia 2016

Dla mojej Astrid....../One-Shot #2

Przy tym pisałam, chcę byście przy tym przeczytali :*


(obraz pochodzi z bloga Gabi "Live Your Dream")


Moja ukochana Astrid,


    Budzi mnie każdy ruch ust twych. Nie ma jednej nocy, bym nie przesiedział wpatrzony w ciebie, jak w najpiękniejszy krajobraz na świecie. A wiesz, że mamy ich dużo. Na Berk. Na naszej wyspie. Tu gdzie nasza miłość się zaczęła i gdzie się skończy. Choć nie, nasz miłość jest wieczna, nawet po same krainy Odyna. Po samą Valhallę, a nawet jeszcze dalej. Nasze życie - choć nikłe i ulatujące - jest czymś co wzbudza w nas chęć walki, walki o jeszcze jeden dzień. Moja kochana, ukochana. Wiedz, że choć wszyscy na około wiedzą, myślą, przeczuwają twój koniec, ja mówię inaczej. "Ona tylko śpi. Moja księżniczka odpoczywa" - jak za dotknięciem różdżki, wszyscy nic nie mówią. Załzawionymi oczami mijają mnie, idąc dalej przed siebie. Wsiadam wtedy na Szczerbatka i z pierwszym szlochem, wydobywającym się z mojego gardła, wznosimy się ponad Berk. Ponad wszelkie cierpienie. Ponad wszystkie inne myśli i uczucia. Ponad wszelką głupotę i brak wiary. Moja ukochana, wiedz, wiedz, że ja mam nadzieję. Wciąż całując twe białe czoło, rozpalam w sercu tę iskrę nadziei. Bo wiem, że ty mnie nie opuścisz. Nie możesz, nie potrafisz, nie chcesz. Nie pozwolę Ci, wiedz. Jak ranne słońce wstaje, by dać początek dniu, tak i moja miłość odżywa na nowo, by dać początek naszemu wspólnemu życiu. Choć nigdy nie przeczytasz tych słów, to wiedz, wiedz, że za każdym razem, gdy na ciebie spojrzałem, miałem ochotę skoczyć z klifu. Tylko przez moje niedopatrzenie leżysz teraz nieruchomo na mym drewnianym łożu, a twoja wspaniała smoczyca, zwiedza królestwo Odyna. Gdybym cię wtedy zabrał ze sobą, gdybym wrócił szybciej, gdybym przewidział to wszystko. Gdybym mógł tylko zamienić się z Tobą. Wiedz, że bardziej zasługuje na to cierpienie niż ty. Niczemu nie zawiniłaś. Tej pamiętnej nocy na Smoczym Skraju, broniłaś dzielnie naszego domu. Oni byli szybsi, wraz z naszym przybyciem, padłaś od strzału. Ty i Wichura. Łowcy pożałowali od razu. Wraz z wgłębieniem się krzywego stalowego miecza w nich okropne ciała, dopełniłem zemsty za Ciebie, moja ukochana. Nigdy nie wybaczę sobie, że gdy do Ciebie wtedy podbiegłem, ledwo co poruszającymi się ustami, wyszeptałaś mi na ucho "Zawiodłam cię Czkawka". Nigdy mnie nie zawiodłaś. Nawet wtedy i każdego innego dnia. Nie wszystko było stracone. Wichura niestety odeszła, ale ty dalej żyłaś. Choć szanse były marne, to zasnęłaś i tak śpisz, od pięciu lat. Zasnęłaś - jak mówią - na wieczność, lecz ja wiem, że któregoś dnia wstaniesz i wybaczysz mi wszystko. Wybaczysz te błędy, te kłótnie, te przykre słowa, te wszystkie czyny. To co przekreślało za każdym razem, naszą miłość. Byłem głupcem. Zawsze chciałaś mnie chronić, bronić za wszelką cenę. I choć ja tej jednej obietnicy twej nie dotrzymałem, bo nie mógłbym być z kimś innym. Dalej nie potrafię i, aż po kres mych dni, nie będę potrafił. Pragnę z całego serca, powiedzieć Ci to wszystko czego tylko nie powiedziałem. Wiem, za długo zwlekałem. Bałem się o Ciebie. Byłem pewny, że nie czujesz do mnie, tego co ja do Ciebie. Moja ukochana. Od te kilka dni za późno, to te kilka sekund za wcześnie.....
    I choć łzy spływające mi z oczu na kartkę i strzałę, przysłaniają widok twojej łodzi, to wiedz, wiedz, że nie pozwolę Ci odejść samotnie. Ten jeden raz, będę przy Tobie, jak wierny stróż. I choć jeszcze spoczywasz spokojnie w domu naszym to mnie i tak już nie ma. Nie mógłbym pozwolić, byś pierwsza odeszła. Nie zniósłbym tego, że muszę Cię pożegnać. Dlatego będę na Ciebie czekać. Cierpliwie, bo sam nie zniosłem tego życia. Życie to nasza siła, nasza walka, nasza miłość. Nie martw się. Pożegnałem się ze Szczerbatkiem. Obiecał bronić naszej Berk. Choć płakał, obiecał nie iść w nasze ślady. Obiecał zostać. Obiecał zostać moim przyjacielem do końca. Obiecał być moim wiernym smokiem. Obiecał stać na naszym klifie do końca życia. Obiecał kochać tylko mnie. Obiecał. Obiecał, moja ukochana.
Pożegnałem się ze Szczerbatkiem, nie mówiąc nikomu. Sam odprowadził mnie do klifu, sam powstrzymał się, żeby nie skoczyć za mną w ciemne odmęty oceanu, sam zawył już ostatni raz, gdy powiedziałem "Żegnaj", sam płakał, gdy ostatni raz przytuliłem się do niego, sam błagalnym spojrzeniem mówił "Nie opuszczaj mnie" gdy położyłem rękę na jego pysku, sam ostatni raz mnie polizał przed skokiem, gdy na dobre oderwałem się od niego, sam ostatni raz wystrzelił plazmę w niebo, żegnając mnie z honorem, sam ostatni raz wydał z siebie głośny pomruk, gdy już na zawsze go opuściłem.
    Choć teraz dopiero, oddychać przestajesz, to w tej minucie, jestem przy Tobie. Jestem tuż obok, przytulam Cię mocno ostatni raz, całuje Twoje usta, dotykam rąk Twoich. Czekam na klifie razem ze Szczerbatkiem, aż zanoszą twe ciało do drewnianej łodzi. On mnie już nie widzi, płacze tak samo, a Ty stoisz obok mnie. Chwytam Cię lekko, przytulam na wieczność, obserwując jak zapalona łódź dryfuje z Twym ciałem na pokładzie i mym hełmem na białym płótnie.
Ostatni raz, moja ukochana, mówię "Kocham cię na zawsze". Podpisuję ten list, choć łzy padają na policzki. Uśmiecham się do Ciebie.
    Kocham Cię, żegnam Cię, moja ukochana, moja Astrid.


~ Na wieczność, twój Czkawka.





❤❤❤

Taka wena mnie złapała i postanowiłam skleić Wam coś takiego :* Ostatnie zdj jest w blogu, ale tak mi pasowało tutaj, że aż musiałam <3 Wierzcie, ryczałam jak to pisałam :'(
One Shot dla moich kochanych sis - Chi, Smile i Avis ❤

~ SuperHero *.*

niedziela, 24 stycznia 2016

38. Furia prawdą istnienia.

    "Uśmiech zanikł powodując stratę duszy, emocje uwięzły w gardle, nerwowe spojrzenie na łuskowatego gada. Czy powiedziałem coś źle?"
Otarłem jeszcze raz twarz, w ciszy analizując wykonywane ruchy przez Astrid. Zamknęła mocno powieki, jakby już nie chciała mnie widzieć, tym samym sprawiając, że to wszystko było snem. Otwarła je ponownie i tu gorzka niespodzianka. To nadal rzeczywistość, jakże mi przykro, przemknęło przez mój umysł, co nawet przyjąłem z zadowoleniem. Nazwanie jej "Milady", nie miało na celu wprowadzenie jej w taki stan. Czyżby ona nastawiała się na coś więcej, niż wybaczenie?
    Gestem ręki przywołałem Mordkę, lustrując przy okazji jeszcze raz Hofferson. Przyciągnęła nogi pod brodę, bawiąc się zakończeniem warkocza. Westchnąłem, drapiąc przyjaciela pod mordką, a on ustawił się za mną, bym lepiej się oparł o niego. Wspaniały przyjaciel.
- Nie martw się – Do moich uszu dobiegło ciche westchnienie – nie mam zamiaru się w tobie zakochiwać – dokończyła, patrząc mi prosto w oczy. Starała się na poważny ton, lecz w głosie jej wyłapałem cząstkę kłamstwa i tajemnicy. Jak ty co chciała powiedzieć, nie przeszło jej przez gardło, a ostatecznie musiała na szybko coś wymyślić. Zastanawia mnie po co w takim razie  by kłamała, mówiąc mi coś takiego?
    Wytarła niebieskie oczy, odwracając wzrok.
- Nie no spoko – rzuciłem – nie miałem w planach niczego podobnego, chociaż zastawia mnie – przerwałem, żeby na mnie popatrzyła. Skoro sama zaczęła taki temat niech ze mną porozmawia. Zawsze mówię to co myślę i chcę, żeby ona wiedziała na czym stoi – dlaczego nigdy nie oderwałaś się ode mnie gdy cię pocałowałem?
    Byłem niemalże pewny, że zakrztusiła się własną śliną. Nie spodziewała się takiego pytania i bardzo dobrze. Cieszy mnie to, że mówiąc coś takiego, sama dobrze nie wie czego chce.
- Coś sugerujesz? – odparła, szturchając patykiem w dogasającym ognisku.
- Nic. Chcę tylko wiedzieć.
    Przejechała dłońmi po twarzy, odczekując chwilę. Szczerbatek już chrapał za mną, zapewne szybko znudziwszy się naszą arcypoważną i jakże dorosłą rozmową.
- Oj, na litość Thora, bo może mi się podobasz, może coś do ciebie czuję, może po prostu nigdy nie czułam się komuś potrzebna, może potrzebowałam chwili zapomnienia, oderwania się od własnych problemów, może po prostu chciałam choć raz poczuć się ważna dla kogoś, rozumiesz? – wybuchła, a potok słów wypływał z jej ust, lecz nie miała zamiaru kończyć – A no zapomniałam, ty nie rozumiesz. Jesteś sobie wielki Smoczy Jeździec obrońca wszystkiego co się rusza i nikt nie może podważyć twojego zdania, bo inaczej zrzucisz kogoś z klifu lub postraszysz smokiem! A ty myślisz, że kogoś w ogóle obchodzisz?! Nikt w wiosce cię nie chciał bo byłeś najgorszą ofermą jaka chodziła po naszej wyspie! Nie dziwię się Stoikowi, że wolał pozbyć się ciebie niż wychowywać takie nic nie warto "coś". Żadnego pożytku z ciebie nie było, ani z ciebie wojownik, ani przyszły wódz. Jesteś zerem, kurwa i tyle! – wykrzyczała wszystko co chciała. Jej policzki przybrały czerwono krwisty odcień, a puls skoczył niewyobrażalnie. Zdmuchnęła, opadające złote kosmyki na spocone czoło.
    Wszystko to co usłyszałem o sobie, nie powiem, zabolało mnie bo nie wiedziała przez co przeszedłem, ale miło jest słyszeć na swój temat tyle wypowiedzianych kłamstw. Może i byłem taki jaki byłem, lecz teraz jestem tym kim powinienem być już zawsze. Samotnym Smoczym Jeźdźcem.
    Pod wpływem jej wrzasków, Szczerbatek obudził się, mrugając ciekawsko zielonymi oczyma. Klepnąłem go w lewe ucho, co miało znaczyć, przygotowanie do lotu. Przybrałem poważny wyraz twarzy z nutą wściekłości, objawiającą się w ściągniętych brwiach i morderczym wzroku. Astrid nie zmieniła swej złości na twarzy, lecz tylko otworzyła szerzej oczy w zdezorientowaniu.
- Skoro już skończyłaś, pani nieustraszona-wszystkowiedząca-tak-dobrze-znająca-życie Hofferson, powiem ci tylko jedno – Jej zdziwienie spotęgował mój stanowczy głos, bez grama furii jaka rozpierała mnie od środka – Nie obchodzi mnie to co powiesz, bo w ogóle mnie nie znasz, nie wiesz co przeżyłem i proszę nie mów mi nigdy więcej jaka ty to jesteś nie kochana przez wszystkich, bo dobrze wiemy jak jest. Gdyby nikt cię nie kochał, raczej nie wybraliby się na poszukiwania, gdy zaginęłaś. I proszę, trwały aż dwa lata! I co nikt cię kocha, pieprzona wojowniczko?!
    Cała złość przerodziła się w bezradność, moją wiedzą na te tematy. Uśmiechnąłem się przelotnie na moje zwycięstwo. Teraz stąpała o cienkim lodzie, nie do końca spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nic nie poradzę, że zaczęła mnie wyzywać, a potem dowiedziała się prawdy o sobie. Prawda zawsze w oczy kole, ale to już nie mój interes.
- Skąd wiesz? – wysyczała, ponownie wzbierając w sobie gniew i nienawiść do mnie.
- Mam swoje dojścia, w końcu jestem kurwa zerem! – zawołałem wściekle, zaciskając szczękę najmocniej jak się dało. Wiedziałem, że niedługo pęknie, za bardzo przygniatało ją to wszystko.
- Wal się, Haddock! – warknęła, zaciskając dłoń na rączce topora.
- I wzajemnie, Hofferson! – wskoczyłem na Szczerbatka a, że był to nasz pierwszy lot od parunastu godzin, wystartowaliśmy z największą siłą.


*Miesiąc później*
    Dolatywaliśmy właśnie do obranego przez nas celu. Poszarpane klify, dumnie wznoszące się nad wioską, potęgowały wrażenie dostojnej i surowej wyspy. Każdy kamień znajdujący się na wzniesionym przez morze przybytku, wyglądał jakby miał swoje miejsce od zarania dziejów. Wszystko wyglądało jak ulane z brązu lub wykute w drewnie. Idealnie odwzorowane proporcje każdego budynku, najwyższa klasa zdobytego surowca na budowę. Prostota nie miała tutaj miejsca, mieszkańcy doskonale o tym wiedzieli. Potężna wyspa Tamor – stawała przed nami otworem.
    Podmuch silnego wiatru, wzbudził drżenie w każdym wikingu, mieszkającym w tym rejonie. Rozstąpili się lekko, otaczając nas w kole i z powagą obserwując wodza, który starał się do nas przedostać. Z miłym uśmiechem na ustach, pochwycił mnie w swoje średniej wielkości, ale niezwykle silne dłonie.
- Smoczy Jeźdźcu! – zawołał z radością, klepiąc mnie w plecy.
- Ramonie! – odpowiedziałem mu tym samym z szczerą życzliwością. Bardzo lubiłem tę wyspę, tak samo ich wodza, jak i lud – Jak dobrze cię widzieć – oderwaliśmy się od siebie, a ludzie z ulgą odetchnęli.
- I wzajemnie, bracie – kiwnął głową ku Szczerbatkowi, który zaraz obwąchał rosłego mężczyznę. Wódz Tamor uśmiechnął się, głaskając ciepły nos smoka – Co cię do nas sprowadza? – zapytał, popychając mnie byśmy ruszyli dalej. Wikingowie wrócili do swoich prac, zastanawiając nas już w spokoju. Tylko wierna prawa ręka Ramora, została z nim, a była to jego córka, Melan.
- Chciałem sprawdzić jak idzie wam sojusz ze smokami, ale żadnego tu nie widzę – odparłem, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu skrzydlatych stworzeń. Zmieniłem odrobinę wyraz twarzy, na co w wielkich, piwnych oczach wodza, błysnęło przerażenie.
- Spokojnie Jeźdźcu – Tym razem odezwała się Melan, stając przy ojcu – smoki...
- Smoki odleciały złożyć jaja. Niedługo ma pewno wrócą, możesz być pewien – dokończył za dziewczynę wódz, surowo patrząc w oczy córki. Ta skuliła się znacznie, jakby obawiałaś się Ramora – Melan! – warknął na nią, co ona od razu zrozumiała i odbiegła w stronę największego domu, znajdującego się na zboczu góry. Do domu wodza.
- Wybacz mi Jeźdźcu – powiedział, łagodnym głosem, w ogóle ignorując swoje poprzednie uniesienie, machnął ręką – nie nauczyła się jeszcze powściągać języka.
- Ramonie – przerwałem mu – nic nie stało, młoda jeszcze jest – dodałem weselej, mrugając porozumiewawczo w stronę wodza – Uwierz mi, stamtąd skąd pochodzę, nie ma czegoś takiego, żeby kobiety nie mogły wypowiadać się za mężczyzn. Mają prawo do wszystkiego, nawet walki – opowiadałem, gdy zbliżaliśmy się do Twierdzy. Mężczyzna robił wielkie oczy na wszystkie, w jego mniemaniu, dziwne rzeczy, które działy się na wyspie.
- U nas, coś nie do pomyślenia – uniósł ręce do góry, na co Szczerbatek zarechotał.
- Wiem.
    Weszliśmy do obszernego pomieszczenia, zastawionego różnej wielkości stołami. W mig chodzące we wszystkie strony kobiety, zapełniły je, najlepszymi potrawami jakie mieli tylko na Tamor. Od wykwintnych, świetnie pachnących dań, poprzez sałatki, aż do smakowitego miodu, ukrytego w głębokich beczkach. Wikingowie z Tamor słynęli z swej potęgi w budownictwie, ale i również z robieniu miodu.
    Często Pyskacz opowiadał mi o jego niesamowitym smaku i obiecywał kiedyś zabrać na legendarną wyspę Tamor. Posmutniałem na te wspomnienie, ale szybko je zamaskowałem, przed Ramorem. Pyskacz na pewno odwiedzi tutejszych wikingów, ale nigdy ze mną.
    Ruszyliśmy w głąb sali, do najdalej usytuowanego stołu. Znajdował się niedaleko tronu wodza, ale w odosobnieniu, gdzie mogli wojownicy porozmawiać na ważne tematy dotyczące wioski i ludzi. Ramor wskazał ręką miejsce naprzeciw siebie, by lepiej nam było rozmawiać.
- Dajcie tu miód dla naszego gościa! – zawołał na krzątające się dziewczyny. Po chwili jedna podeszła do nas, podając nam po wielkim kuflu, złocistego miodu. Mój żołądek przewrócił się na drugą stronę z myślą, że zaraz skosztuję tej niebywałej słodyczy. Szczerbatek, który ułożył się pod moim stopami, szturchnął mnie w nogę.
- A dla mnie jest coś? – zapytał z nadzieją, a ja tylko się uśmiechnąłem. Zwróciłem się do wodza o ryby dla mojego smoczka, a brązowowłosa dziewczyna zaraz przybiegła z koszem, wypełnionym dorodnymi dorszami. Szczerbol tylko oblizał się ze smakiem, po czym zaczął w szybkim tempie pałaszować ryby, ku uciesze wikingów. Jak to on, musiał się popisać, więc podał mi rybę, a ja rzuciłem ją wysoko. Gad zdążył podskoczyć i chwycić w powietrzu, ostrymi zębiskami, dorsza. Wszyscy śmiali się i klaskali, a Szczerbek poradował dumnie, schylając głowę jakby kłaniał się zebranemu ludowi.
    Uśmiechnąłem się, popijając smakowity miód. Ramor klaskał chyba najgłośniej z radością wymalowaną na twarzy.
- Twój smok jest niezwykle mądry – powiedział poważnie, podnosząc kufel do góry.
- A żebyś wiedział – odparłem rozbawiony, biorąc kolejny łyk świetnego miodu.
    Szczerbatek w końcu gdy skończyły mu się ryby, ułożył się obok mnie, pilnując mojej osoby. Pogłaskałem go w łepek, a chwilę później, do naszego stołu przybiegła mała dziewczynka. Schyliwszy się najpierw wodzowi, potem mnie, zapytała cicho:
- Panie Jeźdźcu, czy możemy pogłaskać pańskiego smoka?
    Spojrzałem na Mordkę, a on kiwnął mi łbem, ciekawie przyglądając się malutkiej dziewczynce.
- Oczywiście – powiedziałem spokojnie, pokazując, że może podejść do Nocnej Furii. Dosłownie po minucie, Szczerbatek był w otoczeniu swoich najzagorzalszych fanów, którzy przepychając się między sobą, chcieli go jak najdłużej dotykać. Szczerbol wywalił jęzor, układając się na podłodze i pozwalając na bezkarne pieszczoty, którymi został obdarowany przez maleńkie dziecięce łapki.
    W końcu gdy rozbrzmiała muzyka, a wszyscy wikingowie wzięli się do skocznych tańców, mogłem na spokojnie porozmawiać z Ramorem. Wziąłem łyk miodu i upewniwszy się, że nikt nas nie podsłuchuje, nachyliłem się lekko do wodza.
- Jak sprawy na Archipelagu? – zapytałem cicho, wodząc wzrokiem po gęstej, brązowej czuprynie wodza. Jego wesoła twarz nabrała teraz poważniejszego wyglądu, a zmarszczki na czole, powiększyły się.
- Nie jest dobrze Jeźdźcu, ale nie mogę o tym tutaj z tobą rozmawiać – powiedział, znacząco wskazując na swój lud. Kiwnąłem głową i razem z Szczerbolem wyszliśmy z Twierdzy.
    To zrozumiałe, że nie chce rozmawiać w otoczeniu swojego ludu. Zapewne wieści nie są zadowalające, a on nie zamierza zbyt wcześnie narażać wikingów. Martwi się o nich i chce zapewnić im bezpieczeństwo bez wzbudzania niepotrzebnej paniki, dość nieciekawymi wiadomościami spoza Archipelagu.
    Szliśmy chwilę do drewnianego budynku, który na pierwszy rzut oka wydawał się opuszczony. Znajdował się częściowo w skale, a wnętrze zachowało swój piękny drewniany i skalny urok. Weszliśmy do sieni i usiedliśmy na rozłożonych po podłodze niedźwiedzich futrach. W palenisku ogień dogasał, ale gdy tylko Ramor dorzucił kilka drew, Szczerbatek jednym splunięciem, zapalił drewienka. Wódz uśmiechnął się, podając mi gliniany kubek, wypełniony ciepłą herbatą. Dziwiłem się czemu nie rozmawiamy w jego domu, ale pewnie ma ku temu jakieś powody.
- Dagur Szalony szykuje armadę – powiedział, a we mnie wezbrał się gniew. Pamiętałem, że mój były ojciec miał na pieńku z Berserkami, a gdy Dagur przejął władzę, było jeszcze gorzej. Teraz to pewnie też nie znaczy nic dobrego – Chce wypowiedzieć wojnę większości wyspom na Wyspach Północy, ale szczególnie uwziął się na Berk – wytłumaczył, popijając napój. Na wspomnienie rodzinnej wyspy, jakoś tak dziwnie zrobiło mi się w środku.
- Ma jakiś szczególny powód? – zapytałem, sprawdzając co robi mój przyjaciel. Spał za mną, pochrapując cicho. Ramor podrapał się po niewielkiej brodzie.
- Do końca nie wiadomo, ale od mojego informatora w szeregach Szalonego, wiem, że on i Stoik zawarli pakt, który ma obronić Berk przed wojną i połączyć Berserków i Wandali – odparł, zanosząc puste naczynie do balii z wodą.
- Nie wiesz co ma zapobiec wojnie z Berk?
- Z tego co dowiedziałem się na zjeździe wodzów osiem lat temu i z tego co mówią inni wodzowie to ma to być, małżeństwo między dwoma klanami – wyjaśnił, poprawiając opadające na ramię, czarne futro.
- A co z innymi wyspami? Mają się bronić czy ten pakt z Berk, zapewni brak wojen na Archipelagu? Jeśli nie to na grzyba ten rozejm z Wandalami – powiedziałem, uważnie rozmyślając na tym wszystkim – Co tam jedna wyspa w te czy we te – rozłożyłem ręce, kładąc się na brzuchu Szczerbatka. Ramor zamyślił się nad tym co mu powiedziałem.
- W sumie masz rację – odezwał się wódz, patrząc mi w oczy – ale ktoś musi ostrzec inne wyspy. Tylko nieliczni wiedzą o planach Dagura.
- Nie wypowie jawnie wojny? Tak nie można! – uniosłem się lekko, na co Szczerbatek poruszył głową, otwierając zielone ślepia. Zmartwionym wzrokiem wpatrywał się we mnie – Może zaatakować bez ostrzeżenia niewinne wyspy.
- Wiem, ale cóż zrobimy? – pokiwał głową, a ja miałem już po dziurki w nosie tego debila. Wstałem szybko, wybiegając z domu. Ramor ruszył za mną – Gdzie lecisz? – zapytał, gdy już wsiadałem na smoka.
- Na Archipelag – odezwałem się – sam powiedziałeś, że tylko nieliczni wiedzą o jego planach. Muszę ostrzec wszystkich.
- Nie dasz rady oblecieć całego Archipelagu – Wódz kiwał przecząco głową.
- Muszę, a co jeśli do tego Drago zaatakuje? – powiedziałem, na co mężczyzna chwycił się za głowę, wznosząc oczy ku niebu – Nie mamy innego wyjścia, Ramorze.
     Wzbiliśmy się szybko, ponad wyspę Tamor. Z ostatnim widokiem tejże wyspy, zniknęła moja nadzieja, co do mojego planu. Ale jednego jestem pewien. Jestem Smoczym Jeźdźcem i nie zostawię Berk i każdej innej wyspy bez pomocy. A już w szczególności smoków, które zamieszkują Archipelag.


~*~


Miałam dodać wczoraj, ale ostatecznie zrobiłam sobie maraton filmów Marvela i starych dobrych Ocean's. Nie ma to jak miłe, bite 10 godzin przed telewizorem - nie oceniajcie mnie, kocham filmy :***

~ SuperHero *.*

niedziela, 17 stycznia 2016

2 lata - czyli jak nie zwariować w świecie blogosfery.

Między tekstem dostaniecie porcje moich ulubionych gifów z JWS



Niecodzienny post, zaczęty tydzień przed rocznicą, obmyślany kilka tygodni przed. Lecz znając życie wszystko co napiszę będzie na totalny spontanie i ani grama z tego co tu Wam powiem, nie będzie w najmniejszym stopniu zaplanowane. Przywitanie od czapy, wiem, ale to w stylu Hero! więc zapraszam na "rocznicowe 2 lata wielkiej kariery blogerskiej"!


Pewnie myślicie co ja tu robię? Siedzę aktualnie na łóżku, bazgrząc dla Was ten post. No bo niby dla kogo? W świecie internetu nie mam dla kogo pisać, wyrażać swoich myśli jak tylko dla wspaniałych czytelników, czytelniko-blogerów i blogerów.
Co prawda nie napiszę tego posta na moim pierwszym blogu, gdyż przez swoją nadzwyczajną genialność (czyt. masakryczną głupotę) usunęłam pierwszy w swoim życiu, post. Miałabym namacalny dowód tych morderczych dwóch lat, istnienia jako anonimowa blogerka w blogspocie. No niestety, co się stanie to się nie odstanie, ale co tam! Piszę na moim najnowszym (i jak na razie najlepszym blogu w całej karierze), gdyż to jest mój cudowny dowód, na to, że jednak coś potrafię, mogę być chociaż w tej jednej małej sprawie lepsza od kogoś, mogę czuć się jak najbardziej swobodnie i mogę być NAJSZCZĘŚLIWSZĄ OSOBĄ NA ŚWIECIE, która robi to co kocha, nie zważając na nikogo. Miałam swoje potknięcia, częste upadki, zrywania z pisaniem, lecz jak wiadomo człowiek uczy się zdobywając doświadczenie. Przez miniony 2015 rok, który w całym moim życiu był najlepszym rokiem, nabyłam wystarczającego przekonania, że PISANIE TO MOJE ŻYCIE.
Nie życie koleżanki, przyjaciela, znajomych, rodziny, klasy czy obcych osób, TYLKO MOJE!
To moja droga, moje przeznaczenie, mój cel, moja siła, moje WSZYSTKO!
Nie będę Was zanudzać moją, jakże barwną karierą blogerską, całą drogą jak to odchodziłam, wracałam, bla bla bla! Dość się sama już tego nasłuchałam :)



Z tego miejsca, wiem, że mojego całego sukcesu, nie mogę jedynie zawdzięczać wyłącznie sobie! Bo jak wiadomo bez pewnych osób, nie byłoby mnie tutaj. Będąc przy głosie, chcę tutaj wyróżnić kilka ważnych dla mnie osób, które towarzyszyły mi w mojej drodze blogerowej, które nadal są, wspierają mnie i są dla mnie ogromnie ważni!

Kocham Was wszystkich najbardziej na świecie i możecie mi wierzyć, że chciałabym Was tutaj wszystkich wypisać i podziękować, ale zeszłoby mi do nocy, dlatego napiszę tu o 4 niesamowitych blogerkach;



*Lexi H.
Kochanie, Tobie jako pierwszej chcę ogromnie podziękować za to co dla mnie zrobiłaś. Przekonałaś mnie do napisania własnego opowiadania, śledziłaś je i wspierałaś mnie najbardziej ze wszystkich. Znamy się już dobre dwa lata i mam nadzieję, że dalej będziemy utrzymywać ze sobą kontakt, no bo w końcu masz przyjechać na kawę, nie? A mamy najbliżej ze wszystkich do siebie xd :*

*victoriaandree teraz Vicky
Vik, skarbie dziękuję Ci za to, że dzięki Tobie, twoim słowom napisanym na moim blogu, wróciłam do pisania. Dałaś mi takiego kopa i to była jedna z najlepszych rzeczy jaka mnie spotkała w 2015. Ciągle przesyłasz mi niesamowicie dużo energii, a ja cieszę się, że Cię mam. Jestem pewna, że kiedyś uda nam się spotkać :*


*Chitooge K.
Słońce, dziękuję Ci ogromnie za nasze rozmowy, twoją wspaniałą pomoc oraz prace jaką dla mnie zrobiłaś. Niesamowicie mnie motywujesz, wiem, że mogę Ci również zaufać w każdej sprawie, a naszą pierwszą rozmowę zapamiętam do końca życia xd Nie spałam do drugiej w nocy, ale cholernie było warto. Masz mnie odwiedzić, a ten piątak poszybuje do skrzynki pocztowej już niedługo :*

*SmileLife teraz po prostu Smile.
Misiu, Tobie podziękuję za niesamowite wsparcie jakie od Ciebie otrzymuję, za każdą radę i wymienione słowo. Jestem szczęśliwa, że Cię mam, a to co dla mnie zrobiłaś zapamiętam na zawsze. Szczególnie nasze superowe nowe odcinki "RTTE" xd Również za rady w rysowaniu i powiem, że zaraziłaś mnie tym Smile :) Cieszę się, że mogę na Ciebie liczyć, a ty wiesz, że możesz na mnie :*


Wam czterem jeszcze raz WIELKIE DZIĘKUJĘ! ❤



Kochani, jeśli Was tutaj nie wymieniłam to i tak pamiętajcie, że jesteście dla mnie zawsze najważniejsi i bez Was, Waszych komentarzy, wsparcia nie dałabym sobie rady! DZIĘKUJĘ WAM! ❤




*a tu trzymajcie takie moje podziękowanie, nie zdążyłam niczego Wam takiego rocznicowego napisać, ale proszę 
**pismo nordyckie, bo wasza Hero studiuje już mitologię nordycką :D



*DZIĘKUJĘ WAM ZA TE DWA LATA <3 

~ SUPERHERO


piątek, 15 stycznia 2016

37. Rana otwiera duszę.

    "Zrozumienie natury człowieka obcego wręcz siebie, jest niezwykłym czynem dla osoby, która w żaden sposób nie wie o tobie wszystkiego"
Po spokojnym locie, wylądowaliśmy na dobrze mi znanej wyspie – Wyspie Mocy. Mam tu swój stary, letniskowy dom. Swego czasu, gdy jeszcze miałem czternaście lat pewnego dnia przylecieliśmy na tę wyspę i tak nam się spodobała, że musieliśmy na wszystko, tutaj zbudować coś dla siebie. Wiedzieliśmy, że gdyby Drago wytropił nasz dom na Smoczej Wyspie, nie znajdzie Wyspy Mocy nawet jeśli by się starał najbardziej na świecie. Na tę wyspę można się dostać tylko dzięki smokowi. Bez łuskowatego gada, nie ma po co się zapuszczać w poszukiwania. Tylko smoczek, dzięki swoim wyostrzonym zmysłom, wie kiedy skręcić, w która szczelinę wlecieć i co ominąć, jeśli chce się dostać na Wyspę Mocy.
    Gdy pierwszy raz dotarliśmy tam, po krótkim zapoznaniu się z lądem, zrozumiałem dlaczego tylko smok może ją znaleźć. W wodach tejże wyspy, płynie specjalna substancja, działająca na smoki niczym Smoczymiętka. Gady ją uwielbiają, szczególnie Szczerbatek. Bez przerwy mógłby się w niej kąpać. Nawet przypomniała mi się jedna taka sytuacja, gdy tak patrzę jak Mordka, wskoczył do lekko zielonkawej wody.

    Wyczerpany po długiej podróży, walnąłem się na wilgotną ziemię, patrząc jak Szczerbek krąży wokół małego jeziorka, które rozpoczyna niewielką rzekę, wolno płynąca po lądzie.
    Właśnie uciekliśmy od Drago i musieliśmy się gdzieś skryć. A tą wyspę znalazł Szczerbatek, więc powinno być dobrze. Nie lecieliśmy poza granice Archipelagu, bo na razie tak daleko nie chcę się zapuszczać. Co jednak nie oznacza, że nigdy tam nie polecę. Muszę zbadać każdy zakamarek, poszukać nowych smoków.
    Smok warknął przeciągle na płynąca ciesz w korycie. Zaśmiałem się z niego, wstając powoli by zobaczyć na co ten głupek warczy.
- Hej, co jest Szczerbek? - zapytałem smoka, kucając przy nim i kładąc rękę na jego czarnej skórze. Wskazał głową na wodę, a po chwili skoczył w nią. Teraz jego wyraz mordki diametralnie się zmienił. Ucieszony skakał, turlikał się, chlapał na wszystkie możliwe strony.
    Postanowiłem zbadać tą, że wodę by dowiedzieć co ma w sobie takiego, że Szczerbek można by powiedzieć, oszalał na jej punkcie. Pochyliłem się lekko by móc ją powąchać i zamoczyć w niej dłoń. Jednak mój smok był o wiele bardziej wspaniałomyślny i jak tylko chciałem się schylić, szarpnął mnie za koszulę i wpadłem cały do wody. Nie było tak głęboko, ale Szczerbol i tak miotał mną po całej wodzie, żebym tylko nazbierał sobie tego zielonego osadu na ciało.
- Szczerbek! - warknąłem troszkę zły. On jednak się tym nie przejmował i gdy już byłem caluteńki zielony, postawił mnie na brzegu. Myślałem, że da mi spokój, ale oczywiście to MÓJ SMOK, więc gdzie mógłby sądzić, że da mi spokój. Zaraz wyskoczył na mnie i bezkarnie zlizywał zieloną substancję z mojej twarzy.
    Wreszcie po kilku minutach, udało mi się odepchnąć jego wielki łeb ode mnie. Pod nakazem przyniesienia drewna na opał, posłusznie podreptał w głąb, do lasu. Wytarłem się kawałkiem materiału, który miałem przeznaczony na jego ogon i na spokojnie postanowiłem zbadać to zielonkawe coś w wodzie.
    Bez żadnego warsztatu było ciężko, ale dowiedziałem się, że substancja działa na smoki jak Smoczymiętka. Tylko inne są działania bo spożyciu, nasmarowaniu się lub zobaczeniu nawet. Po mięcie smoki stają się leniwe, senne czasami też - najbardziej Mordka - turlają się w niej lub zasypiają po niej. Jednak po wodzie są bardziej pobudzone, skore do całonocnej zabawy, o czym się przekonałem bo Szczerbatek nie dawał mi spać tylko chciał, żebyśmy albo polatali albo pobawili się. Ogólnie są troszkę silniejsze, ale po upływie odpowiedniego dla tej substancji czasu działania, natychmiast są wymęczone, śpią jak tylko najdłużej mogą. Mogą po niej również wymiotować zjedzonymi rybami, o czy też się przekonałem. Zakazałem Mordce kąpania się w tej wodzie, bo wie, że może chorować.

- Szczerbatek! – warknąłem na niego, znacząco patrząc w jego zielone oczy. Zrozumiał od razu i posłusznie wyszedł z kolorowej wody. Astrid podeszła do Mordki, głaskając go pod brodą.
- Czemu musiał wyjść? – zapytała, układając się na ziemi, a smok położył głowę na jej kolanach. Rozglądnąłem się po łące w poszukiwaniu kawałków drew, po czy skinąłem na smoka. Zrozumiawszy ociężale wstał i podreptał do lasu. Uśmiechnąłem się pod nosem i nałożyłem kawałek linki na patyk. Ruszyłem do wody, zarzucając prowizoryczną wędkę.
- Widzisz? – wskazałem na zielone zawiesiny na powierzchni wody – To jest niczym smoczymiętka – Dziewczyna podniosła brew, nie wiedząc o czym mówię.
  Thorze, dopomóż…
- Smoczymiętka to trawa, którą smoki dosłownie uwielbiają. Łatwo, dzięki niej ubłagać smoka lub zmusić do uspokojenia się albo zaśnięcia – wytłumaczyłem w skrócie, na co skinęła głową – Więc ta woda, dokładnie ta zawiesina, działa na smoki troszkę inaczej niż mięta. Szczerbatek szaleje po niej, jest pobudzony, nie może spać. Również może chorować przez nią, dlatego nie może jej pić albo chociaż nawet kąpać. Nie chcę, żeby źle się czuł, a mamy przed sobą jeszcze daleką drogę – powiedziałem, chwytając złowionego przed chwilą dorsza.
- Daleką drogę? – spytała, rozkładając koc, który miałem zawsze przy siodle Szczerbka. Wyjąłem teraz śledzia i rzuciłem spojrzenie w jej kierunku.
- Tak, no bo chyba nie zamierzasz wracać na Berk, nie?
- Nie, ale… – zawahała się, drapiąc po szyi. Uniosłem prawą brew, wykładając kolejnego dorsza na materiał obok mnie.
- Ale? – wiedziałem, byłem niemalże pewny, że coś się musiało stać w Berk, że ona nie chce wracać. Z tego co wiem, zawsze kochała naszą rodzinną wyspę i dałaby się za nią pokroić.
  Emm, JEJ rodzinną wyspę, Czkawka.
- Chodzi o to, że – westchnęła, patrząc w stronę lasu, gdzie akurat pojawił się mój smok. Radosny wbiegł na polanę, w paszczy trzymając kawałki drewna na ognisko. Astrid zaśmiała się i wstała, układając przyniesione patyki w równy stosik.
    Mrugnąłem na Szczerba, a ten splunął plazmą w drewno, które z trzaskiem zajęło się czerwono-pomarańczowym ogniem, rzucając złoty blask na nasze oblicza. Swym ciepłem ogrzało nasze zmarznięte policzki i wywołało odczucie odprężenia i spokoju.
    Wiem, że ten temat nie jest Astrid na rękę i rozumiem to. Sam nie jestem za bardzo wylewny, nie lubię opowiadać o sobie. Tylko tu nachodzi pytanie czy ona chce lecieć ze mną, gdyż tak jakby porwałem ją, nie wiedząc w ogóle dlaczego dziewczyna, nie ma zamiaru zostać na wyspie. Jeśli mi nie powie, będę musiał ją zostawić tutaj albo odstawić na Berk. Nie mogę wziąć jej ze sobą, bo spotkanie Drago jest  teraz bardzo możliwe, a nie pozwolę, żeby cierpiała, gdyby nas złapał. Ja jestem Smoczym Jeźdźcem i to moje przeznaczenie. Moja walka z Krwawdoniem, a ponownie wciągać w to Astrid, nie zamierzam.
    Wziąłem złowione ryby, podchodząc do Szczerba w celu zabrania sobie noża z torby. Niespodziewanie poczułem ukłucie w plecach, a potem czarne plamy pojawiły mi się przed oczami. Starałem się szybciej wdychać powietrze, lecz i tak ledwo co mogłem nadążyć nad własnym ciałem. Serce łomotało mi w piersi, jakby za chwilę miało zamiar wyskoczyć i pozbawić mnie życia. Mrowienie w nogach za nic nie chciało ustąpić, przez co powoli upadłem na kolana, podtrzymując się dłonią. Wypuściłem ryby z drugiej ręki i jęknąłem z przeszywającego bólu.
- Czkawka, wszystko w porządku? – Cichy głos należący do blondynki, na chwilę wrócił mi świadomość. Kiwnąłem niedbale głową, a po chwili upadłem z łoskotem na twarz. Jedyne co usłyszałem przez zamknięciem oczu – Czkawka!


*Archipelag/Narrator*
    Mężczyzna wściekłym wzrokiem, ogarnął siedzących jak na szpilkach wojowników.
- Cholera jasna! – wrzasnął, waląc pięścią w drewniany stół, na co kilku wikingów podskoczyło na miejscach, a jeden zemdlał ze strachu. Drago pokręcił jedynie głową, kiwnąwszy na leżącego żołnierza. Szybko doprowadzili go do poprzedniego stanu, po czym czarnowłosy mógł kontynuować – Znowu nam się wymknął! Przeklęty pies! – rzucił nożem w ścianę za swymi wojownikami. Chodził po pomieszczeniu, myśląc nad wkurzającym Smoczym Jeźdźcem.
    Nie wiedział jak ma na imię i to, go najbardziej doprowadzało do szału. Nie wiedział czy ma rodzinę, czy wyspę, czy jakiekolwiek plemię. Czy ma coś ma czym mu bezgranicznie zależy. Hah, ma smoka, przypomniał mu wewnętrzny głos. Jednak dobrze wie, że schwytanie go i zabicie, niczego dobrego nie przyniesie, jak tylko zemstę Jeźdźca na Drago i jego armii. Zdawał sobie sprawę, że jeśliby to zrobił, chłopak znajdzie go z całą armią dzikich smoków i w pył, rozniesie jego potężną armadę. Musi wykombinować coś lepszego.
    Popatrzył w ciemne morze i jasny księżyc, przez malutkie okienko, a w jego głowie zaświtała doskonała myśl. Z uśmiechem podrapał się po wielkiej bliźnie, odwracając się ku wojownikom.
- Parszywy Jeździec, wymknął nam się, lecz nie na długo. Niebawem znów nas odwiedzi, a my się przygotujemy! Przygotować armadę, statki i niewolników – krzyknął – Jutro o świcie wyruszamy na poszukiwanie Nocnej Furii – powiedział już ciszej, gdy po krótkiej komendzie, wszyscy żołnierzy w mig rozproszyli się do różnych części jego wielkiego portu, gdzie miał kryjówkę.
    Jego plan był wyjątkowy, doskonale o tym wiedział. Jako wieloletni wojownik, tak świetne pomysły, przychodziły mu bez problemu. Wiedział, że to się już na pewno uda, nie mogło przecież inaczej.
- Szykuj się Smoczy Jeźdźcu. Mam dla ciebie nowe zadanie...


*Astrid*
    Czkawka kiwnął lekko głową na znak, że wszystko dobrze, a dosłownie po chwili, upadł na twarzą na chłodną ziemię.
- Czkawka! – wydarłam się, rzucając koc i biegnąc do chłopaka. Szczerbatek, który aktualnie sam próbował złowić sobie trochę ryb, w sekundzie znajdował się przy swoim przyjacielu.
    Nie wiedziałam co się stało, dlaczego zemdlał. Upadłam na kolana przy nim, dotykając jego pleców, w zamiarze przewrócenia go na drugi bok. Jego czarna koszula była dziwnie mokra, lepka i ciepła. Ze zdziwieniem spojrzałam na swoją dłoń, przystawiając ją do światła. Krew!
- Boże, Czkawka – Sama ledwo co, byłam bliska zemdlenia, lecz musiałam się otrząsnąć.
  Astrid, wojowniczko, ogarnij się…
    Dobra, odetchnęłam i delikatnie spróbowałam zdjąć morką koszulę z jego ciała. Było ciężko, ale jak tylko podniosłam miękki materiał, prawie zakrztusiłam się własną śliną. Jego plecy były całe okropnie zmasakrowane. Odynie, pomyślałam tylko. Dzięki pazurowi Szczerbatka, rozcięłam milutki materiał czarnej koszuli i zdarłam go z pleców właściciela. Ostrożnie przenieśliśmy go na materiał, blisko ogniska i kazałam Mordce przynieść trochę wody. Nie wykonał mojej prośby, a tylko nachylił się nad jego ciałem i zaczął najzwyczajniej w świecie lizać jego rany na  plecach. Popatrzyłam zdziwiona na niego, lecz ku mojemu zaskoczeniu, plecy  zaczęły samoczynnie, po zetknięciu ze śliną smoka, łagodnieć, a po chwili zabliźniać. Z szokiem oglądałam to niecodzienne zjawisko. Szczerbatek tylko uśmiechał się zadowolony, od czasu do czasu, ponownie przejeżdżając chłodnym jęzorem po ranach Czkawki.
    Odgarnęłam włosy z czoła, lecz zasmucił mnie fakt, iż dalej chłopak się nie obudził. Ostrożnie wzięłam szmatkę, wycierając skórę, tam gdzie jeszcze była oczywiście, wodą by go wyczyścić. Pracowałam powoli, dokładnie zwilżoną ścierką, obmywając plecy, szyję i twarz bruneta. Jego klatka unosiła się delikatnie, co znaczyło, że żyje, a to była najlepsza wiadomość.
    Przejechałam dłonią po jego rdzawo-brązowej czuprynie, uśmiechając się cierpko do smoka, który ani na chwilę nie odszedł od jeźdźca. Nie mogłam się nadziwić jak te skrzydlate stworzenia są oddane, wierne i zdolne poświęcić się dla swojego przyjaciela. Czkawka miał ogromne szczęście, że znalazł Szczerbatka, ale jak tylko pomyślę sobie, jak się czuł w wiosce, aż ciarki biegną mi po plecach. Tak bardzo wszyscy go poniewierali, wyśmiewali się, bili. A on nic nam nie robił, nawet nas nie zaczepiał, ani nie wkurzał, nawet od małego pracował u Pyskacza i wyrabiał dla nas broń, którą często obrywał. Był po prostu, nie wadząc nikomu, a i tak cała wioska miała mu za złe, że istnieje. Co za okropność, ale wiem, że sama nie byłam lepsza. Głównymi przewodnikami na napady Czkawki, byłam ja i Smark. Obmyślaliśmy kiedy nada się dogodna okazja, żeby zlać tego chudzinę. Jestem potworem, byłam, ach sama już nie wiem. Co prawda wybaczył mi, ale sama dalej źle się z tym czuję. Nie jestem chyba warta tego, żeby mi przebaczył. Nie zastanowił się chyba, odpowiednio mi przebaczając. Ja bym… nic bym nie zrobiła, bo nie miałabym w sobie tyle odwagi co on, żeby uciec, postawić się, pokazać, że można żyć inaczej, wyprzeć się rodziny, plemienia, własnego ojca!
    Rzuciłam własnym toporem ze złości w drzewo, znajdujące się nieopodal nas. Prychnęłam, przeglądając się w toni wody.
- Tylko mnie nie zabij przy okazji – usłyszałam jego głos, ochrypnięty, słaby i cichy, ale jednak należący do niego!
    Zerwałam się ku niemu, zarzucając grzywką na bok. Patrzył mi w oczy, swym tajemniczo zielonym spojrzeniem, od którego w środku robiło mi się dziwnie przyjemnie. Odwzajemniłam jego gest, biorąc szmatkę i lekko przecierając jego twarz i szyję. Uważnie śledził moje ruchy, uśmiechając się kokieteryjnie w moją stronę, co odrobinę mnie peszyło oraz dziwiło. Czy on przypadkiem nie uderzył się w głowę?
- Mógłbyś przestać? – zapytałam, rzucając ścierkę na ziemię.
- A co takiego robię? – odpowiedział pytaniem, kładąc rękę na mojej dłoni. Strąciłam ją szybko, na co on tylko się zaśmiał – Nie bój się, nie zamierzam cię podrywać – W jego ślady poszedł również Szczerbatek, rechotając głośno po swojemu. Moje policzki spłonęły czerwonym rumieńcem, choć nie miałam w planach, że jego słowa, wzbudzą we mnie takie emocje.
    Odwróciłam się od niego i zwróciłam wzrok na gwiazdy. Pewny tego co mówi, pewny swoich czynów, pewny wszystkich zamierzeń. Cholernie wkurzający, całkowicie pewny siebie Jeździec.
- Niech cię szlag, Czkawka – mruknęłam, rzucając krótkie spojrzenie w jego stronę. Było tak cicho, że praktycznie usłyszałam jak kiwnął głową do Mordki oraz uśmiechnął się pod nosem.
- I wzajemnie, Milady...


~*~


Wiem, że czekaliście długo, ale musicie mi to wybaczyć. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, dlatego wszystko zwalam na swoje nieogarnięcie w czasie. Zaniedbałam tego bloga, to też wiem, ale teraz zamierzam Wam to wynagrodzić i kolejny rozdział będzie już za tydzień, lub krócej, albowiem jeśli tego nie wiecie, MAM FERIE! Jestem tego pewna, że chcielibyście rozdział codziennie (no chyba, że nie) ale wtedy szybko bym skończyła odpowiadanie, dlatego takie dłuższe przerwy przydadzą się i dobrze wpłynął na rozwój dalszej historii. 
Myślę, że wynagrodziłam swą nieobecność dość dobrym rozdziałem, z którego jestem bardzo zadowolona <3 

Dedykuję ten rozdział, świetnemu czytelnikowi, toudie'emu! 
Mam swoje dojścia, dlatego trzymaj się tam i zdrowiej szybko, bo Hero się martwi :)  

Nie zapomnijcie oddać głosu w ankiecie po prawej stronie bloga! 

Niech tam Was wszystkich Odyn pilnuje w te szkolne lub feriowe dni :*
Pamiętajcie, KOCHAM WAS MOCNO <3 

~ SuperHero *.*