czwartek, 30 sierpnia 2018

67. Uprzedzenie podstawą zrozumienia.

SOUNDTRACK


    "Poczucie winy kłujące w sercu, nie potrafisz się od niego uwolnić. I prawdopodobnie nigdy nie będziesz w stanie. Ono strawi się od środka. Jedyny lek – przebaczenie"
Astrid długo siedziała nad klifami.
    Musiała pomyśleć i odpocząć. Do tej pory w ogóle nie widziała się z rodzicami, czy przyjaciółmi, ale szczerze powiedziawszy mało ją to obchodziło. Najpierw musiała uporządkować swoje własne myśli, uczucia i pędzące na oślep emocje, żeby móc zmierzyć się z rzeczywistym powrotem na Berk.
    Berk. Jak ta piękna wyspa się zmieniła od czasu jej wyjazdu. Straciła swoją dawną potęgę, wielkość, dumę. Teraz była tylko niewielkim zarysem tego, co stało tu niespełna kilka dni temu. Ukochany dom Astrid utracił część swojej duszy, swojego serca, w którym płonął ogień nadziei, siły i niezłomności. Okrutny wiatr w postaci wojny zdmuchnął ten ogień i pozostawił po sobie jedynie popiół oraz żar, z którego tylko z pomocą Wandali powstanie na nowo tlący się płomień.
    Sumienie gryzło blondynkę na samą myśl, że gdyby tylko tu była, wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby tylko powiedziała im wcześniej… gdyby tylko.
    Niestety nie mogła gdybać, ani się obwiniać. Przeznaczenie wybrało inną drogę, Astrid musiała to przyjąć, nawet jeśli zbyt bolało. Choć pragnęła zmienić przeszłość, wymazać ból i cierpienie, nie mogła. Mogła jedynie w tej chwili znów popatrzeć na wyspę z miłością, żeby pokazać wszystkim, że Berk jest ciągle tą samą Berk, co kiedyś.
    Co prawda wiele więcej się zmieniło, niż tylko wielkość wyspy. Wódz poległ. W głowie Hofferson to prawie jakby cała klan Wandali poległ. Jednak nie była to prawda. Stoik ocalił swojego syna, pokazując prawdziwe uczucia na polu walki. Czy Astrid pragnęła takiego zakończenia? Oczywiście, że nie, ale wiedziała, że nie potrafiłaby patrzeć w stronę jutra bez Czkawki.
    Bez Czkawki. Gdy tylko o tym pomyślała, łzy napłynęły jej do oczu, chociaż była to najszczersza prawda. Czkawka zginął. Został zamordowany, bo przyjął jej karę. Winę, którą została obarczona, wziął na swoje własne plecy i z godnością poniósł dalej. Astrid była za słaba, wiedziała o tym. Gdyby tylko go nie zatrzymała, odleciałby wolny, a ona zostałaby u Berserków. I choć mogłaby zginąć, on by przeżył i wciąż odbywałby podniebne podróże z przyjacielem, snułby marzenia o dalekich wyprawach poza krawędź widnokręgu, ratowałby ukochane smoki z opresji i zmieniałby świat na lepsze.
    Potrząsnęła głową. Ponownie zastanawiała się nad innymi rozwiązaniami przeszłości. Jednak czuła, że to i tak nie ma już sensu. To wszystko należy do przeszłości, jak powiedział do niej Czkawka, kiedy rozmawiali po raz ostatni. Wojowniczka starała się, żeby odszukać w sercu resztki sił, aby móc pogodzić się z jego myślą i powiedzieć, że miał całkowitą rację. Bo ją miał, lecz ona nie potrafiła tego przyjąć. Pragnęła pogodzić się z jego tokiem myślenia, ale w jej duszy wciąż majaczyły te wszystkie uczucia, które żywiła do chuderlawego Smoczego Jeźdźca. I nie mogła ich ot tak zostawić.
- Przepraszam Czkawka – łkała, chowając twarz w dłoniach. Ciepłe słońce patrzyło na bezsilność wojowniczki, a wiatr delikatnie ocierał jej łzy. Morze próbowało przyjąć choć część jej wielkiego smutku za straconym uczuciem – Ja naprawdę nie wiedziałam. Nie chciałam, żebyś szedł za mnie na śmierć. Pragnęłam tylko, żebyś był przy mnie. Żebym mogła dzielić z tobą chociaż kawałek twojego życia i się uśmiechać, spoglądając w przyszłość… Ja naprawdę nie potrafię z ciebie zrezygnować!
    Płakała jak jeszcze nigdy, a cała przyroda pochylała nad nią głowę, żeby odjąć jej cierpienia i bólu, aby przygarnąć i otulić bezpiecznymi ramionami, by powiedzieć, że ludzkie uczucia są zbyt skomplikowane, a Czkawka zrobił to, czego pragnął.

    Gdy wypłakała wszystkie łzy, wstała z chłodnej ziemi i objęła wzrokiem morze. Szumiało delikatnie, błyszcząc się od promieni słonecznych. Tak bardzo chciała w nie wejść, żeby tylko nie musieć mierzyć się z przytłaczającym poczuciem winy, nową przyszłością oraz utraconymi marzeniami. Jednak podświadomie czuła, że byłby to najprostszy sposób. Czkawka podarował jej życie, więc aby nie zmarnować jego poświęcenia, musi wziąć te wszystkie uczucia i przeć w przód, starając się jak najbardziej może.
    Otarła twarz i skierowała się w stronę osady. Wojowniczka nie poszła do rodzinnego domu, lecz do domu wodza, żeby przeprosić go za ten wybuch i zabrać kufer z rzeczami. Dawniej nie zastanawiałaby się nad przeproszeniem za swoje zachowanie. Natomiast teraz bardzo się zmieniła, wiedząc jak wielką wagę mają słowa. Bądź co bądź, to Czkawka ją tego nauczył. Przy nim trzeba było naprawdę uważać na słowa.
    Lekki uśmiech przemknął przez twarz Astrid. Tego powinna się trzymać – radosnych wspomnień z Jeźdźcem, mimo, że było ich tak niewiele. Ten krótki czas, który ze sobą wspólnie przeżyli, wypełniony był, oprócz kłótni i krzyków, śmiechem i nieszkodliwym dokuczaniem sobie nawzajem. Mieli dobre, wspólne wspomnienia. To takie powinny być powodem, dlaczego związali przez pewien czas swoje nici przeznaczenia.
    Kiedy doszła do drzwi domu Stoika, Pyskacz akurat wychodził.
- Astrid…
- Przepraszam – przerwała mu szybko. Zaskoczony wódz uśmiechnął się pokrzepiająco, dotykając jej ramienia.
- W porządku – powiedział – Przyszłaś po rzeczy?
    Blondynka pokiwała twierdząco głową.
- Chodź – pociągnął ją za sobą – Nie pytasz gdzie twoi rodzice – zauważył, gdy przekroczyli próg chaty. Hofferson zaczerwieniła się odrobinę. Nie zapytała o rodziców ani razu, odkąd przypłynęła. Czuła się w tej chwili jak najgorsza córka na świecie. Pyskacz widząc jej reakcje, od razu zareagował – W porządku, mała. Razem z bliźniakami, Sączysmarkiem, Śledzikiem, Wiadrem  i Sączyślinem popłynęli na regaty na wyspę Bora Głowy. Nie będzie ich przez tydzień. Popłynęli wczoraj – wyjaśnił.
- Ale dlaczego? – spytała dziewczyna, a kowal spojrzał na nią dziwnie – Niedawno była tu wojna, wódz zginął, Berk praktycznie w ruinie, a oni sobie płyną na regaty?! – powiedziała, niemalże krzycząc, gdyż była zdenerwowana zachowaniem rodziców i przyjaciół. Wyspa po tak ciężkiej bitwie potrzebowała wiele pracy, aby wrócić do dawnej świetności. Albo przynajmniej chociaż aby spróbować.
    Wąsaty wiking zaśmiał się dobrodusznie.
- Spokojnie Astrid – Po raz kolejny położył jej wielką dłoń na ramieniu – Mieli to zaplanowane od dawna, a dodatkowo wódz Bora Głowy, Hedym, pragnął, żebyśmy odwiedzili go właśnie podczas regat. Ja niestety nie mogłem, więc przy okazji wysłałem niewielką delegację z Berk, aby Hedym nie poczuł się urażony. Upiekłem dwa jaki na jednym ogniu – wytłumaczył Pyskacz, uśmiechając się od ucha do ucha.
    Chcąc nie chcąc, Astrid musiała przyznać Pyskaczowi rację, co do takowego planu – naprawdę był zaskakująco przebiegłym i mądrym wodzem. Dziewczyna stwierdziła, że nie znała takiej strony starego kowala.
    Wzięła swój kufer i wyszła. Zanim przekroczyła próg, podniosła wzrok na wioskę, a jej uwagę przykuła para, wychodząca z chaty, przeznaczonej dla gości. Ogromnie się zdziwiła, bo dodatkowo ich nie poznawała.
- Kto to? – spytała, głową wskazując chłopaka i dziewczynę, którzy powoli zaczęli kierować się w stronę domu wodza. Pyskacz zmarszczył czoło.
- Ah tak – Jego twarz rozjaśniła się od szczerego uśmiechu – Chodźcie tutaj! – krzyknął, wychodząc przed chatę, żeby pośpieszyć zakochanych. Zwrócił wzrok na zdezorientowaną Astrid, uśmiechając się tajemniczo. W tym czasie brunetka i szarowłosy przybiegli pod dom wodza – As, poznaj Megarę, córkę Stoika i Valki, siostrę Czkawki oraz Faro, jej chłopaka. A wy, Megaro i Faro, poznajcie Astrid Hofferson – wytłumaczył, a obie dziewczyny otworzyły usta ze zdziwienia.
    Pierwsza odezwała się blondynka.
- CO?! – Niemal wrzasnęła, przenosząc spojrzenie z Megary na Pyskacza i odwrotnie – Ale jak?
    Gbur otworzył usta, żeby wyjaśnić, ale uprzedziła go brunetka.
- Czyli ty jesteś TA Astrid – Bardziej stwierdziła niż zapytała, co jeszcze bardziej zbiło Hofferson z tropu. Blondynka posłała jej odrobinę zirytowane spojrzenie – Wybacz, po prostu Czkawka wiele mi o tobie opowiadał i szczerze nie spodziewałam się, że cię poznam. Jestem Megara, miło mi cię poznać – dodała, wyciągając rękę i uśmiechając się promiennie. Wojowniczka w granatowym spojrzeniu dziewczyny zobaczyła błysk, jaki posiadał i Stoik, i Czkawka. To stwierdzenie uspokoiło ją choć trochę odnośnie lekkiej niechęci do nieznajomej.
- Mi również – powiedziała spokojnie – Ale po prostu nadal nie dowierzam.
- Nie tylko ty – wtrącił Pyskacz – Ja też nie mogłem w ogóle uwierzyć, ale to prawda. I co jeszcze lepsze, Megara jest prawowitą, zaraz po Czkawce, następczynią tronu, więc jeśli będzie oczywiście chciała, przejmie tytuł wodza i zostanie naszą przywódczynią – dopowiedział, a Astrid dosłownie nie mogła znaleźć odpowiednich słów na to wszystko. Dopiero, co poznała dziewczynę, która okazała się zaginioną córką wodza i już miała zostać jego następczynią – dla blondynki wszystko było dość podejrzane.
    Widząc brak reakcji Hofferson, Faro zabrał głos.
- Meg ma list z pieczęcią, której autentyczność potwierdził wódz Pyskacz – powiedział, a Gbur aż zarumienił się na zbyteczne tytułowanie jego osoby.
- Wystarczy Pyskacz – dopowiedział, uśmiechając się. Chłopak to odwzajemnił, ukazując swoje białe zęby.
    Astrid odetchnęła.
- Po prostu to dla mnie dość dziwne, ale jeśli to prawda, to przepraszam za swoje zachowanie. Chcę dla Berk jak najlepiej, więc mam nadzieję, że rozumiecie, że staram się myśleć racjonalnie i trzeźwo – Kowal łypnął na nią karcącym spojrzeniem – No nie miałam ciebie na myśli, Pyskacz. Przecież wiesz, że ja wiem, że masz głowę na karku i mózg, którego używasz – usprawiedliwiła się – Czasem.
    Trójka młodych wikingów zaśmiała się na uwagę blondynki, a Pyskacz udał, że uderza ją szczotką, zamieszczoną na trzonku. Po chwili on również przyłączył się, a w powietrzu czuli rozładowaną, radosną i przede wszystkim spokojną atmosferę.
    Nie wiedzieli jednak, że spokój w ogóle nie nadszedł, a życie Wandali wisi na włosku.
    Eter przesiąkł od głuchego ryku rogu. Wikingowie zamilkli natychmiastowo i powoli odwrócili się w stronę morza, wytrzeszczając oczy.
    Zamarli, widząc nacierającą armadę wroga.


~*~


bum! jestem! 
czyli wychodzi na to, że rozdział raz na miesiąc, ale myślę, że to i tak lepiej niż nic, prawda?
nie będę Was przepraszać, bo czuje, że nie mam już kogo - to w porządku, nie dodawałam rozdziałów, jak należy, więc mam za swoje ^^ to tylko i wyłącznie moja wina, więc nie musicie się przejmować ^^ 

ale mogę powiedzieć, jak w piosence BTS "I'm fine", że jest ze mną w porządku odnośnie tej sytuacji :)
wgl to dziwne, bo rozdział jest taki smutno-wesoły, ale pisałam ją przy piosence, która wyzwala we mnie wyłącznie pozytywne emocje, więc to dla mnie dziwne, ale naprawdę jej posłuchajcie, bo jest piękna + jeśli ktoś chce to polecam mocno z tłumaczeniem, a jeszcze lepiej to z tańcem, bo jest tak wspaniały, że ma się wrażenie, jakby się oglądało musical - coś wspaniałego! 

naprawdę kończymy niedługo, do zobaczenia we wrześniu! <3
gotowi na szkołę? ja niezbyt, ale już ją chcę, bo mam dosyć pracy w domu + zrobiłam sobie słodkie, cute zeszyty, stoisko do pracy i tablicę, więc chce już tego poużywać xDD

powodzenia kochani!
~ SuperHero *-*