"Dziś ochotę miało się płakać, mimo
przeciwności losu. Każdy oczekuje uśmiechu na straconej twarzy, jednak nikt nie
może go zapewnić"
Usiadłem przy jeziorze pośród trawy, tam gdzie się
poznaliśmy. Krucze Urwisko. To było miejsce wielkiej zmiany. Zmiany mojego
życia, zmiany życia smoka, zmiana życia całego świata. Niby tylko zwykła
kotlina, otoczona skałami z kilkoma drzewami. Niby nic, a jednak coś. Coś, co
pozwoliło dwóm odmieńcom odnaleźć wspólny język. To był nasz wspólny początek.
Początek naszej drogi, usłanej cierpieniem, szczęściem, bólem, radością i
bezgraniczną miłością.
W dłoniach
trzymałem czarny pamiętnik ze skóry Nocnej Furii. Po raz kolejny musiałem
walczyć z przeszłością. Od nowa prześledziłem krótkie wspomnienie jeszcze
sprzed kilku godzin.
Ami oderwała się ode mnie, otarła wszelkie
łzy, choć jej szczęście, tak mocne, nie pozwoliło na brak słonych kropel.
Usiadłem przy biurku naprzeciw jej miejsca, gdy poszła zaparzyć dodatkowy kubek
herbaty. Przeglądnąłem papiery jakie aktualnie czytała, potem przeszedłem
wzrokiem po książkach wręcz wypadających z tak małych półek i szafek. Moją
uwagę przykuło coś czarnego na jednym regale, ale nie zdążyłem na to spojrzeć,
gdyż kobieta wróciła z tacą w dłoniach. Wręczyła mi gliniany kubek, a talerzyk
z ciasteczkami odłożyła na miejsce papierów, które szybkim ruchem dłoni,
zrzuciła do koszyka.
Dziwne to było. Siedzieć z dawną opiekunką,
popijać ziołową herbatę, zajadać się zbożowymi ciasteczkami. Mój powrót do Berk
i tymczasowy pobyt różnił się całkowicie od tego, jaki układałem w głowie. Albo
raczej w ogóle się nie różnił ponieważ nie zamierzałem nigdy tu wracać, a tym
bardziej zostawać na dłużej niż kilka minut. Spojrzałem na smoka, który
odrobinę zmęczony tymi spacerami, ułożył się pod moimi stopami. Sądzą po minie
Ami, raczej jej to nie przeszkadzało. A nawet myślę, że wręcz przeciwnie.
Wypełniała ją radość.
Popatrzyła mi w oczy, tak jak jeszcze nikt
tutaj. Z przerażającą przenikliwością i nieskrywaną ciekawością. Widocznie nie
pozbyła się tego wzroku z czasów mojego dzieciństwa, a widocznie podstępnie go
wykorzystywała, żeby dowiedzieć się tego, czego potrzebuje. Ale czy byłem tym
małym chłopcem sprzed lat, który przyciśnięty do ściany, wypaplał by wszystko?
Czy coś się zmieniło? Czy ja się zmieniłem?
Nie odezwaliśmy się jeszcze przez dobre
siedem minut. Tylko wpatrywaliśmy w siebie tocząc zacięte walki na spojrzenia.
Spojrzenia, które wymieniały się starymi wspomnieniami i szczęśliwymi chwilami.
Nie zabrakło tam również straty, bólu, żalu. Przeszłość przewijała się z
teraźniejszością i teraz była tylko drobną kropelką na oceanie ulgi,
spowodowanej powrotem i rozerwaniem grubej nici tęsknoty. Wrażliwość jej
fiołkowych oczu dawała odczucia, że nigdy nie przestała wierzyć w mój powrót.
Wiara była namacalna w silnym spojrzeniu, z pozoru cichej i delikatnej
opiekunki, która odzyskała utraconą nadzieję. Czy naprawdę zbyt pochopnie
oceniałem ludzi?
Wreszcie kobieta sięgnęła do regału, wzięła
ową czarną rzecz i położyła przede mną, oczekując mojej reakcji. Czarny,
oprawiony w skórę z łuskami pamiętnik z brązową pieczęcią i krańcami obszytymi
złotą nicią. Nocna Furia. Igła nienawiści wbiła się w moje serce, gdy poczułem
ten ból za straconym zwierzęciem i jego mocną więź ze mną. Miał duszę, miał
wolę, miał siłę, miał chęć. Smok, który pragnął żyć, został tak bardzo boleśnie
przekonany, że niestety nie mógł decydować o swoim losie. Ktoś przypieczętował
jego żywot. Wypisał w kartach historii ten pamiętny dzień.
Serce mocno ścisnęło się z żalu, a ręce
jakby odmówiły posłuszeństwa przy dotknięciu notesu. Morderca tego biednego
smoka zapewne pisał ten pamiętnik, więc nie mogłem poznać tych myśli. Tych
otoczonych krwią myśli jak jeszcze skuteczniej zabijać te bezbronne istoty, jak
mocniej zadawać im ból, jak silniej pozbawiać ich możliwości życia i
egzystowania. Splamione ręce zapisywały te wszystkie słowa, które cieniem
kładły się na smoczej rasie. Kto mógł być, aż tak okrutny?
- Twój dziadek.
Usłyszałem, gdy tylko zapytałem do kogo
należał. W zasadzie nie zdziwiłem się tym tak bardzo, bo dawniej smoki
traktowali tysiąc razy gorzej. A w dodatku to była rodzina, więc normalne, że
trudnili się tym, by wyplenić smoki z wyspy raz na zawsze. Dobrze, że do niej
nie należę, mimo tej cholernej krwi, która płynie w moich żyłach.
- Nie wezmę tego –
powiedziałem, nawet nie biorąc do ręki notatnika – Nie mogę.
- Czkawka – zaczęła
Ami, biorąc w dłonie pamiętnik i otwierając na pierwszej stronie – Zobacz.
Niechętnie przyjrzałem się krzywym literom
i odczytałem pierwsze zdania, otwierające zapisaną historię na pożółkłych
kartkach:
Dla Czkawki Horrendous'a
Haddock'a III,
Tego maleńkiego, dopiero, co
urodzonego wikinga, który "szczęśliwie" otrzymał moje imię. Czuję, że
przypisane są mu wielkie rzeczy. Gwiazdy świecą nad nim pomyślnie. Wiem, że nie
dowie się wszystkiego, co powinien. Dlatego zostawiam mu ten pamiętnik, żeby
mógł zrozumieć tajemnice Berk oraz tajemnice własnego istnienia. Niektóre
sprawy będą bolesne, lecz wierzę, że on podoła.
W końcu został stworzony do
wielkich rzeczy. A jego przeznaczenie wyryje się w historii Berk.
Byłem zdziwiony i niesamowicie wkurzony.
Czyli wszyscy odczuwali moje wielkie przeznaczenie, moje wielkie czyny, moje
bolesne przeżycia, ale nikt do cholery, nie powiedział mi tego wprost.
Dowiaduję się po latach, jak to wszyscy moi przodkowie naraz zapragnęli pomóc
mi odkryć tajemnice swojego życia i życia Berk. Szkoda, że nie wcześniej.
Szkoda, że nie kilka lat wcześniej, gdy straciłem matkę, albo kiedy własny
ojciec przestał mnie kochać i postanowił karać za to, że żyje, kiedy
cierpiałem, ratując smoki i wypełniając swoje przeznaczenie. Dziękuję kochani!
Wstałem zdenerwowany do granic możliwości,
gwałtownie popychając krzesło, które upadło z hukiem na podłogę i wybudziło
Szczerbatka ze snu. W moich oczach płonął gniew i nienawiść. Bez słowa
opuściłem bibliotekę Berk i trzasnąłem drzwiami tak mocno, że aż wypadły z
zawiasów. W sile swojej furii wskoczyłem na smoka, a podmuch wiatru zaniósł nas
daleko ponad tą okropną wyspę i jej wszelkie próby pomocy wobec mnie.
A mimo tego jak
się zachowałem, jakie miałem odczucia, co do tej wiadomości, trzymam tą rzecz w
swoich dłoniach. Czy mam prawo? Czy jakaś maleńka cząstka pragnie tego, bym
otworzył pamiętnik? Czy to będzie w porządku? Czy to coś zmieni? Czy przyczynię
się w jakiś sposób do tego, co było? Czy zmienię historię? Czy wciąż będę
podążać w stronę swojej własnej przyszłości? Czy ta cholerna nienawiść mnie
wreszcie opuści?
*Wody Północy/Meg*
Czy
naprawdę postępuję słusznie?
Zimny powiew wiatru przywołał wspomnienia o
tym, co było. O nim. O Smoczym Jeźdźcu, którego zostawiłam, którego opuściłam. Opiekował
się mną, chronił, troszczył się o mnie. A ja? Jak mu się odwdzięczyłam? Uciekłam od niego, bo sama stwierdziłam, że przysparzam mu tylko pełno problemów? Ale czy
to prawda? Powstrzymywał mnie. Chciał, żebym została. Nie posłuchałam. Straciłam
go.
Poczułam czyjś ciepły oddech na swojej
szyi. Odwróciłam zamglony wzrok, napotykając iskrzący, srebrzysty kolor oczu
Faro. Przymknęłam powieki, spod których wypłynęły strumyki łez, a głowę
położyłam na jego ramieniu. Poczułam jego ciepłe ręce na swoich plecach, kiedy
ciasno mnie otulał. Błądził palcami po moich łopatkach, sprawiając, że się uspokajałam.
Kołysał mną, nucąc pod nosem kołysankę, której nigdy wcześniej nie słyszałam.
- A gdy zaśniesz, ja będę przy tobie.
Nie ważne ile będziesz spać, ja zostanę przy
tobie.
Choć, by to miało trwać wieki, zostanę u
twego boku.
Nie straszne będą grzmoty i błyskawice, bym
mógł cię tylko chronić.
Drobna iskierko, najsłodsza kruszynko.
Uspokój swój strach, nie musisz się już bać.
Jestem przy tobie, na zawsze będę.
Otulę cię na wieki, aż po samą Valhallę.
Nie pozwolę cię zranić, jesteś zbyt ważna.
Postaram się być twym stróżem, aż na samym
końcu świata.
Szalejące morze, nie odstraszy mnie.
Tłum wikingów przeciw mnie, nie zatrwoży
mnie.
Jedynie strata ciebie, złamałaby mnie.
Utonąłbym w sidłach smutku, kruszyno.
Lecz ty nie zostawisz mnie, bo ja ciebie kocham
ponad wszystko.
Uratuję twą duszę, spętaną strachem.
Nie bój się, jestem przy tobie.
Mój maleńki, słodki kwiecie.
- To piękne –
szepnęłam tak cicho, bojąc się mówić głośniej, ponieważ mogłoby to zepsuć nastrój
tej ważnej chwili – Ja…
- Nie musisz nic
mówić – odparł równie cicho, co ja – Rozumiem wszystko, Meg.
Przez następne sekundy i minuty
milczeliśmy, wtuleni w siebie. Ogień tańczył w rytm zadany przez wiatr, a
dodatkowe ciepło dodawał nam mój ukochany Płomyk. Mimo tego, że miałam smoka i
chłopaka, brakowało mi w tym wszystkim, tego, który ocalił moje życie. Brakowało
mi Czkawki. Jego uśmiechu, który rozbrajał każdego, jego szalonych pomysłów,
jego miłości do smoków, jego poświęcenia dla świata, jego niezłomnego
charakteru.
Czy
on wciąż tam jest?
*Czkawka*
Brakowało mi sił,
żeby dalej to ciągnąć. Mimo śmierci Drago, wiele pozostało jeszcze
niedokończonych spraw. Chęć ucieczki na zawsze, oddala się z każdym dniem,
przybierając kształty jakiegoś nierealnego marzenia. Moje starania już nie
wystarczają. To, co zamknę, otwiera nowe problemy, nowe kłopoty i nowe
poświęcenia. Tyle lat pracy dla świata okazuje się tylko chorym wymysłem.
- Mordko – szepnąłem, tracąc kontrolę nad łzami, które
swobodnie popłynęły wzdłuż mojej twarzy. Smok zwrócił na mnie swoje zielone
oczy – Nie daję już rady…
Rozkleiłem się na
dobre, lądując w czarnych skrzydłach najdroższego przyjaciela. Nic już się nie
trzymało. Wszystko powoli się rozpadało. Ja się rozpadałem. Z dnia na dzień. Traciłem
wolność. Traciłem duszę. Traciłem to, co wywalczyłem. Moje uczucia wypalały
mnie we mnie głębokie dziury. Wszystko zionęło pustką, nicością, rozpaczą.
Cierpienie pożerało
mnie od środka. Złość trawiła moje serce. Ból rozrywał moją egzystencję. Nienawiść
odbierała mi życie. Już nic nie jest dobrze. Nigdy nie było i nigdy nie będzie.
- Pozwolisz, żeby strach przed konsekwencjami odebrał ci
resztki człowieczeństwa? – usłyszałem łagodny głos przyjaciela – Zastanów się, co
właściwie teraz robisz. Myślałeś, że to będzie takie łatwe? Że wszystko spłynie
po tobie i nie pozostawi żadnych ran i blizn? Żadnego bólu? Droga obrońcy
świata nie jest usłana różami, a najgorszymi cierniami. Musisz poznać to
cierpienie, tą złość, ten ból i tą nienawiść, żeby wiedzieć, co tak naprawdę
wywalczyłeś. Uratowałeś życie smokom i ludziom. Uratowałeś coś, czego nie
otrzymuje się drugi raz. Dałeś im możliwość do życia, do cieszenia się, do
spełniania marzeń. Gdyby nie ty, nie mogliby zasmakować tego, co jeszcze przed
nimi. Uwierz w to, co masz przed sobą. Niestety nikt nie zabierze ci tego, co
musiałeś przejść. Tych wszystkich bolesnych i przykrych wspomnień. Ale tak się
kształtuje nasze życie. Przez wspomnienia, chwile bólu, grozy i radości. To nas
uczy jak żyć. Rano budzimy się spokojni. Podczas tego, co robimy, dajemy z
siebie wszystko. Bo przecież mamy tylko jedno życie. Nigdy o tym nie zapominaj,
Czkawka.
Poza granicą wszelkiego bólu, będziemy mogli
czuć się szczęśliwi. Teraz jednak musimy iść do przodu i żyć, tak bardzo, jak
tylko możemy.
~*~
Byłam, a raczej nadal jestem, wzruszona odzewem pod ostatnim postem. Mimo takiej maleńkiej garstki, poszukałam w sobie dodatkowej siły. Ciut smutnawy, ale wszystko zasługa tej pięknej melodii, którą macie u góry. Dzisiaj oglądałam ten film i może też to pomogło. Jednakże polecam go Wam. Ale najpierw obejrzyjcie serial Kyoukai no Kanata, potem film.
Dziękuję za wstąpienie na tego bloga.
Mam szczerą nadzieję, że dacie temu rozdziałowi dużo miłości :*
[AKTUALIZACJA] Kołysanka jest wymyślona przeze mnie.
~ SuperHero *-*