poniedziałek, 10 lipca 2017

59. Uczucia głęboko tłumione.

SOUNDTRACK


    "Szczere łzy kapiące na bladą skórę i czarne łuski. Ostatnie krople krwi we wspólnych żyłach. Pot na zmęczonych ciałach. To właśnie znaczy mieć przyjaciela i potrafić żyć razem z nim"
Szczerbatek jak zawsze miał rację.
    Mimo przeciwności, wciąż musimy iść do przodu. Mimo bólu, musimy ciągle się starać. Mimo wszechogarniającej bezsilności, musimy odbić się od dna. Mimo nienawiści, musimy uśmiechać się do siebie. Mimo cierpienia, musimy patrzeć w stronę jutra. Mimo braku chęci, musimy zacisnąć zęby. Mimo samotności, musimy wyrzec się wszelkich więzów. Mimo smutku, musimy mocno wierzyć. Mimo łez, musimy nieustannie walczyć.
    Choć zostało nam tyle do zrobienia, choć pragniemy już odlecieć na zawsze, musimy dokończyć wszystkie sprawy. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko ponownie zderzyć się z przeszłością i spróbować wreszcie zaprowadzić pokój. Musimy spróbować. Takie jest nasze przeznaczenie. Taka jest nasza droga. Choć trudna, wymagająca, bolesna – musi taka pozostać.
    Wziąłem do ręki pamiętnik dziadka. Mierzyłem go wzrokiem bardzo długo, ciągle się zastanawiając. Czy dobrze robię? Czy na pewno powinienem to czytać? Muszę poznać jego słowa? Popatrzyłem na Szczerbatka, którego spokojny wzrok, dodał mi odwagi.
- Wiesz, że musisz tak postąpić, prawda? – powiedział do mnie, co niestety musiałem potwierdzić. Jeśli naprawdę chcę się odciąć od Berk i zakończyć wszystko, muszę to przeczytać. Mimo tej niechęci.
    Otworzyłem na pierwszej stronie.
Berk, 30 dzień 12 miesiąca roku 551.
Mały właśnie się urodził. Jakie szczęście! Biedna Valka strasznie się namęczyła. Wszyscy okropnie się bali. A w szczególności Stoik. On już nie mógł na miejscu usiedzieć. Ciągle chodził po sieni, przez co denerwował Gothi i skończyło się na tym, że został wyprowadzony z pomieszczenia przez Pyskacza…
    Ominąłem fragment traktujący o moim narodzeniu. Naprawdę nie chce wiedzieć jak to oni wszyscy chcieli mojego przyjścia na świat. Wolę sobie tego oszczędzić. Przewertowałem dwie strony.
Berk, 20 dzień 1 miesiąca roku 552.
Smoki. Okropne bydlaki znowu nawiedziły naszą biedną wioskę. Wytrzymać nie można z nimi. Spokój był przez cztery miesiące to musiały przylecieć. Akurat wybudowaliśmy kilka nowych domów, to musiały je zniszczyć. Rozwaliły, zabrały owce i zabiły nam jednego wikinga. Niech Bogowie przyjmą cię z radością, Sterjenie. Nie wiem jak mamy dalej z nimi żyć.
    Szkoda, że teraz nie widzą, co wyczynia ten mały Czkawek. Szaleje z najlepszym przyjacielem, który jest… smokiem!
Berk, 4 dzień 5 miesiąca roku 552.
Czkawka daje mi dużo radości, mimo moich lat. Jestem zmęczony życiem, ale czekam na swoją koleją, by w walce zginąć i jak na wikinga przystało, odejść w pełnej chwale. Na horyzoncie brak jakichkolwiek nieprzyjaciół. Wandalowie mogą spać spokojnie. Zobaczymy na jak długo.    Uśmiechnąłem się delikatnie nawet tego nie kontrolując. Czy jedno zdanie zdołało wzbudzić we mnie takie emocje? Mimo to, doskonale potrafią kłamać.
Berk, 25 dzień 8 miesiąca roku 552.
Stoik wybrał się na poszukiwanie Smoczego Leża. Czkawka rośnie i ciągle się uśmiecha, a Valka chodzi taka przygnębiona. Nie wiem doprawdy jak dowiedzieć się, co gryzie tą dziewczynę. Maskuje swoje myśli sztucznym uśmiechem i ucieka na spacer z małym. Chciałbym jej jakoś pomóc. Cokolwiek. Żeby tylko mogła jak dawniej cieszyć się życiem, synem, wioską.
    Sam nie wiem, co się działo. Może przeczuwała, że coś się stanie? Spojrzałem na Szczerbatka, który zasnął pod moimi nogami, potem na zachodzące słońce i szumiące fale. Zamknąłem dziennik. Za dużo jak na jeden raz, pomyślałem i położyłem głowę tuż obok przyjaciela, wdychając zapach morskiej bryzy.
    Czy dobrze zrobiłem?


*Astrid*
    Spacerowałam po lesie. Patrzyłam na liście drzew, lecz myślami byłam całkowicie gdzie indziej. Jak tam życie na Berk? Czy sobie radzą? Czy wszystko w porządku? Jak wódz, Pyskacz, rodzice? Czy każdy czuje się szczęśliwy? Po mojej ostatniej rozmowie z Dagurem już sama nie wiem, co dokładnie myśleć. W mojej głowie powstał mętlik. Czy jest on dobry, czy zły? Powinnam mu pomagać? Czy będę potrafiła zostać jego żoną?
    Po moim policzku spłynęła mała łza. Muszę odetchnąć. Gdzie iść? Oczywiście, że na klify. Ruszyłam spokojnie ku odpowiedniej części wyspy. Moje włosy miarowo podskakiwały, gdy wciąż przyśpieszałam kroku, ale chciałam zdążyć. Zdążyć na zachód słońca.
    Nad klif doszłam w odpowiedniej chwili. Akurat gwiazda chyliła swe czoło ku spienionej toni oceanu, by upozorować swą śmierć i zniknąć w jego odmętach. Jednak oszukiwała wszystkich, bo po kilku godzinach ponownie wschodziła ponad granatowe wody. Jak ciekawe było to zjawisko. Niby takie zwyczajne, a jednak mające w sobie nieodkrytą głębię i tajemnicę.
    Czy mogłabym ją poznać?
    Siedząc tak i bawiąc się soczyście zieloną trawą, zauważyłam mały punkt na niebie, który z każdą sekundą zbliżał się w stronę wyspy. Przetarłam oczy. Otworzyłam je i zderzyłam się z rzeczywistością. Niebo było czyste, przejrzyste i takie… odrażająco puste. Dlaczego żywiłam nadzieję, że zobaczę sylwetkę czarnego smoka z jeźdźcem na grzebiecie? Czemu mój umysł, serce i ciało, pragnęło wyobrazić sobie akurat jego? Zamknęłam oczy.
    Mocny wiatr zabrał do tańca końcówki moich włosów. Przez chwilę czułam się tak przyjemnie samotna. Jakby sama na świecie. Przyroda tworzyła harmonię, której nie można było w żaden sposób zakłócić. Ciche szelesty mruczące coś na ucho. Ocean szumiący pod stopami. To było jak Valhalla. Jednak w pewnej chwili wszystko zostało przerwane przez ryk dzikich zwierząt z oddali. Otworzyłam oczy.
    Słońce już jedną połową było po drugiej stronie. Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Czułam się jak na Berk. Jak w ukochanym domu.
- Zostań przy mnie, zaczaruj czas. Bym nie musiała odchodzić. Podążaj za mym głosem. Otwórz serce. Moje łzy kreślą drogę. Naprawdę. Czy będę musiała cię długo prosić? Każda sekunda zabiera mi ciebie. Nie rozumiesz, że nie mogę tak wiecznie żyć? Daj mi popłynąć tą łodzią przy tobie. Ogień pali moją skórę, lecz nie przejmuje się. Siły dodaje mi…
- To północe serce – przerwałam gwałtownie swój śpiew, odwracając się w stronę źródła dźwięku.
    Dlaczego mi to zrobiłeś?
- Zachowaj ślad w swym sercu, niech prowadzi cię. Pozostałość po zmarłych wciąż otula mnie. Każda kropla na twej twarzy jest jak lodowaty miecz. Jednak północne serce ogrzewa mnie. Zostaje przy mnie, bo nie może inaczej. Chodź, popłyniemy dalej. Kawałek oceanu będzie niczym w porównaniu z tą głębią świata. Moje serce nie żyje, więc będzie tylko twoje. To północne serce – dokończył piosenkę, wlepiając we mnie te swoje zielone spojrzenie.
    Czułam na policzkach nowe łzy. Nie wiedziałam, co zrobić. Podejść, uciec, zacząć krzyczeć, przeklinać jego istnienie?
- Nigdy nie słyszałem jak śpiewasz – odezwał się pierwszy, co niewątpliwie pomogło mi w moim wewnętrznym monologu. Z jego obojętnego, trochę smutnego tonu, nie mogłam wyłapać jaki miał nastrój. Postanowiłam zrobić to samo.
- O tobie mogę to samo powiedzieć – odparłam z udawaną obojętnością. Rzecz w tym, że słabo mi wyszło przez te łzy, ale niestety nie miałam takiej wprawy jak on.
    Wstał z ziemi. Smok ułożył się w wysokiej trawie i zasnął. Podszedł w stronę klifu. Usiadł blisko mnie, wzdychając i patrząc w stronę słońca. Zostało go już tak niewiele. Zaraz zniknie i będę musiała czekać na nie, aż do następnego dnia. Czemu mnie opuszcza?
- Zostałaś – szepnął spokojnie, nie odwracając wzroku od mieniącego się zbiornika wodnego. Jego twarz była spokojna, opaska na lewym oku, którą dopiero, co zauważyłam, odrobinę mnie zaintrygowała, ale nie chciałam na razie o to pytać. Bądź, co bądź, dziwny był fakt, że przyleciał, że mogę z nim porozmawiać. Tak na spokojnie.
- Nie miałam wyboru – odszepnęłam, wycierając oczy rękawem szarego swetra. Również patrzyłam na ocean. Może taki sposób rozmowy był dla nas najkorzystniejszy? Żebyśmy nie musieli patrzeć na siebie, w swoje oczy. Oboje mieliśmy wolną rękę.
    Przejechał palcami po włosach. Zauważyłam, że miał je strasznie poczochrane, zapewne przez wiatr. Naprawdę prosiły się o grzebień.
- Wybór jest zawsze – zauważył, przełykając ślinę. Podrapał się w szyję, zostawiając na niej cienkie, różowe ślady.
- Może dla ciebie – powiedziałam niemal od razu, odwracając wzrok w bok.
- Nie – zaprzeczył, łapiąc mnie za dłoń przez, co spojrzałam na niego – Ty również go miałaś, tylko nie potrafiłaś z niego skorzystać – Puścił mnie i wstał.
    Zrobił kilka kroków w stronę smoka. Jednym dotknięciem w ucho wybudził przyjaciela ze snu. Odwrócił się jeszcze na chwilę do mnie.
- Było… nawet miło – powiedział i otworzył usta ponownie jakby chciał coś jeszcze dodać, ale ostatecznie je zamknął. Odwrócił się znowu i wsiadł na smoka.
    Chciałam go zatrzymać, ale czy potrafiłam?
- Zaczekaj – zaledwie poruszyłam wargami, a on w sekundę znieruchomiał. Delikatnie wyprostował głowę, rzucił rozbudzonemu smokowi zdziwione spojrzenie, podrapał się w czoło, przejechał palcami po włosach, niesłyszalnie kąciki jego ust leciutko powędrowały ku górze.
    Zaczęłam panikować. Dlaczego go powstrzymałam? Co jeszcze chcę mu powiedzieć? Chcę… uciec?
- Co tam? – powiedział najradośniejszym tonem jaki kiedykolwiek od niego usłyszałam. Momentalnie zbił mnie z tropu, przez co w pierwszej chwili tylko patrzyłam na niego, jak jakaś idiotka. On za to w sekundę później znalazł się przy mnie, położył swoje lodowate ręce na mojej twarzy i ze spokojem wpatrywał się w moje niebieskie oczy.
    Z braku pomysłu na jak najbardziej bezsensowne zdanie, przymknęłam oczy i oparłam czoło o jego usta i podbródek. Spiął się nieznanie, lecz po chwili złożył delikatny pocałunek na moim czole, co zdecydowanie było jakby muśnięcie skrzydłami motyla. Złapałam go za ramiona, lekko je ściskając. Poczułam, że się uśmiecha i obejmuje mnie rękami za szyję. Ja natomiast otuliłam jego talię swoimi ramionami, całkowicie chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.
    Poczułam się naprawdę bezpieczna. Jak jeszcze nigdy do tej pory, w całym swoim życiu. Bez pośpiechu wzdychałam jego zapach, który był mieszanką doskonale mi znaną. Powietrze, las, morze, trochę kwiatów. Nie mogłam przestać się lekko uśmiechać, gdy obejmował mnie z niezwykłą czułością, co zdecydowanie nie pasowało do jego chamskiego i chłodnego wizerunku. Miałam niezwykłą ochotę zostać w tej pozycji, choćby i przez resztę swojego nędznego życia. Kilka chwil z nim od razu poprawiło mi nastrój oraz na pewno było to nasze pierwsze spotkanie bez jakiejkolwiek kłótni. Pierwszy raz tak o tym wszystkim pomyślałam.
    W przypływie tych zbawiennych kilku minut poczułam prawdziwe szczęście i bezpieczeństwo. To czego oczekiwałam, czego pragnęłam, odkąd opuścił mnie wtedy na tej łodzi, gdy zostawił mnie na pastwę losu dzikich Berserków, od naszego ostatniego spotkania. Teraz czułam to wszystko. Czułam swoje uczucia, które płynęły harmonijnie łącząc się z moimi myślami, emocjami i biciem jego serca. Słyszałam swoją duszę, która podpowiadała mi jedno zdanie, otoczone tym wszystkim, co skrywane było głęboko we mnie, a czego kompletnie nie spostrzegałam. Jednakże teraz wszystko miało swoje odpowiedzi, wszystkie pytania zostały rozwiane, mogłam jedynie się zgodzić lub zaprzeczyć.
    Tylko dlaczego miałabym zaprzeczać?
    Mając tylko tą chwilę w sercu, odważyłam się otworzyć usta i powiedzieć coś, co nigdy nie przyszłoby mi na myśl, nawet w najbardziej absurdalnych myślach.
    To była moja ostatnia szansa…
- Czkawka…kocham cię.


~*~


Bardzo jesteście źli? Aish, teraz pewnie dalej nie dowierzacie, co się stało, więc tą gadkę zostawię może na potem, jak już całkowicie ochłoniecie. 

Nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa mogąc Wam podarować 59. Proszę, dajcie mu dużo miłości, zważywszy na fakt, że ostatnie 7 akapitów napisałam w przypływie niesamowitej i zbawiennej weny, za którą mocno dziękuję <3 Czułam się taka podekscytowana pisząc tą końcówkę od słów "Zaczęłam panikować (...)", że nawet sobie tego nie wyobrażacie. Ogromnie się cieszę! Mam nadzieję, że i Wam, kochani #DragonsRiders, przypadnie ten rozdział do gustu.

Wiecie, że następny jest jubileuszowy? 60 to spora liczba, dalej nie wierzę, że już przez tyle czasu jesteście ze mną, ciągle mnie wspieracie i oczekujecie na rozdział, mimo, że nawalam z terminami. Ale teraz wszystko się unormowało, bo zdałam wszystkie egzaminy, wyniki gimnazjalne i wszelkie świadectwa odebrałam z uśmiechem, a moje serce dodatkowo się uradowało, wiedząc, że mam już posadkę w następnej szkole i wasza Hero od września będzie dumną uczennicą liceum na kierunku polonistyczno-społecznym (sama to wymyśliłam, wiec ciiiicho, ogólnie to profil pol-wos, jakbyście nie skojarzyli). Naprawdę sporo czasu zleciało, bo gdy zaczynałam to opowiadanie byłam w połowie pierwszej gimnazjum, a teraz już za jakiś czas wstąpię do liceum ^^ Jestem tym zaskoczona i oszołomiona, ale czasu nie damy rady zatrzymać. Tak więc po prostu chciałam mocno Wam wszystkim serdecznie podziękować. Nie pamiętam każdego z imienia czy nicka, a szukanie Was po całym blogu byłoby dość męczące, dlatego dziękuję Was wszystkim i każdemu z osobna za słowa, wsparcie, niesamowite wspomnienia, radość, szczęście, łzy i dumę, czego dokonałam dzięki Wam! Wszystko zawdzięczam Wam i dlatego naprawdę strasznie się cieszę, że znajdą się tu jeszcze jakieś osóbki, które na mnie czekają! Jestem Wam najbardziej wdzięczna i możecie być pewni, że kocham Was całym swoim serduchem <3

Ogólnie wymyśliłam nowy sposób pisania i tego bloga i wszystkich przyszłych moich projektów, ale notka o tym pojawi się gdzieś na dniach, więc możecie jej oczekiwać ^^

Myśląc o przyszłych projektach, których jest naprawdę dużo (w telefonie mam zapisanych ponad 60 projektów różnej maści, więc nie będziecie narzekać na brak czegoś do czytania), myślę o końcu tej historii. Jak zapewne wiecie zbliżamy się do końca tego opowiadania. Nie wiem ile jeszcze będę chciała napisać tych rozdziałów, ale na pewno jest bliżej niż dalej. Po tym rozdziale będę musiała jeszcze wszystko przemyśleć, bo szykuję na pewno jedną dłuższą akcję, a po niej będzie już koniec, bo to będzie wszystko, co będę chciała zawrzeć w tej historii. Jeśli to wszystko odnośnie końca się zacznie, będę pisać przed rozdziałem, że to jest już finałowa akcja ^^ No i masło jest maślane, a orzechy orzechowe, wiec jupii :) 

Zaraz notka będzie dłuższa niż rozdział, tak więc już kończę. Nie zapomnijcie o podlinkowanej muzyce, przesyłaniu miłości 59., wypatrywaniu notki w tym tygodniu, komentarzach, oraz wielkiej miłości skierowanej do Was ode mnie <3 

Jeszcze raz Wam dziękuję i przepraszam za tą nieobecność. Kocham Was mocno <3 

~ SuperHero *-*

P.S. Piosenka śpiewana przez Czkawkę i Astrid jest mojego autorstwa ^^