niedziela, 4 grudnia 2016

55. Przeszłość prowadzi teraźniejszość.



    "Powinność oddana. Spełnione zadanie. Bezpieczeństwo osiągnęło swój szczyt. Pokój przyniesie nowy poranek, lecz duch wciąż zachwiany, niepewnością przyszłości"
Całą noc siedziałem na klifach z Szczerbatkiem. Zaraz po zniknięciu łodzi, uciekliśmy na najwyższe miejsca przed nieznośnymi pytaniami mieszańców oraz ich dziwnymi spojrzeniami. Mało obchodziło mnie, co myślą o mnie i moich postępowaniach. Już dawno przestałem należeć do ich klanu, więc chyba nie powinno obchodzić ich moje zdanie. Przestali się ze mną liczyć. Wystarczy mi, że mogą żyć, a ja wykonałem, polecone mi zadanie. Chociaż to dziwne, że jednak jestem pośród nich, na ojczystej ziemi.
    Noc była zimna, ale niezwykle przyjemna. Mój wierny przyjaciel również nie spał. Bez słowa oglądaliśmy rozgwieżdżone niebo i szumiące morze. Mieszkańcy zaszyli się w swoich ciepłych domach, wiedząc, że już nic nie będzie takie jak dawniej. Stracili część wioski, wodza, swoich bliskich . Prawie jakby stracili część siebie. Ale jednak muszą wykazać się siłą i odwagą, by móc to dalej pociągnąć. Berk nie mogła upaść. Nie po to walczyłem.
    Przez wszystkie te godziny myślałem o swoim życiu. O tym, ile już rzeczy przeżyłem, co mnie spotkało i czego doświadczyłem. Mój los był najbardziej pokręconym losem na świecie. Nikt nie przeżył tego, co ja. Byłem wyrzutkiem, a jednak mam rodzinę. Byłem okaleczony, a jednak pozwalam sobie na szczery uśmiech. Byłem samotny, a jednak mam prawdziwego przyjaciela. Byłem słaby, a jednak mogę walczyć o szczęście. Byłem inny, a jednak ocaliłem smoki. Byłem nic nie znaczącą cząstką jednego społeczeństwa, a jednak teraz wszyscy się mnie boją. Byłem o krok od śmierci, a jednak wciąż mogę spoglądać w stronę jutra.
    Szczerbatek patrzył na mnie swoimi bystrymi oczyma, wiedząc, co mnie gryzie. Uśmiechnąłem się w podzięce i oparłem głową o jego czarną szyję. Cieszyłem się, że ciągle jest ze mną, że mnie wspiera. Ciągle, na każdym kroku pokazywał jak mu na mnie zależy. Nigdy nie odwrócił się ode mnie, choć wiele razy mógł to zrobić. Wychował mnie, opiekował się najlepiej jak umiał. Żył ze mną i powodował ciągły uśmiech na strudzonej cierpieniem twarzy.
    Wiatr szumiał mocno w wysokich drzewach, tak, iż nie usłyszałem jak ktoś podszedł do nas. Odwróciłem głowę i ujrzałem cztery znajome twarze, których wolałbym jednak nie widzieć. Wychylali się zza krzaków, jak gdyby bali się podejść bliżej. Mało obchodziło mnie, co będą chcieli zrobić. Jednakże nie miałem ochoty na rozmowę właśnie z nimi.
- Czego chcecie? – zapytałem po kilku sekundach, kiedy to nie ruszyli się z miejsca nawet o centymetr, tylko dalej mi się przypatrywali. Poczułem jak zadrżeli – Nie lubię gdy ktoś się tak czai. Boicie się?
- Jasne, że nie – odezwał się Sączysmark, ruszając w przód. Za nim podreptała reszta, siadając obok siebie za mną. Niechętnie odwróciłem się bokiem do nich, nakazując Mordce, by poszedł spać i solidnie odpoczął przed podróżą. Wlepiłem w nich swój zielony wzrok. Wzdrygnęli się – Tylko zastanawialiśmy się, co zamierzasz dalej, więc cię szukaliśmy.
- Już mówiłem – odparłem lekko znużonym tonem. Jeśli przyszli tu tylko po to, żebym powiedział im to, co usłyszeli na plaży, to naprawdę poszczuje ich Szczerbatkiem – Nie zamierzam się powtarzać.
    Śledzik podrapał się w głowę, spuszczając wzrok, jakby jego buty były nad wyraz interesujące. Mieczyk wyszczerzył zęby jak idiota, Szpadka bawiła się warkoczem, a Smark zagryzł zęby, myśląc nad odpowiednimi słowami, by mi w jakiś sposób odszczekać. To jednak nie nastąpiło, więc oparłem się ciałem o śpiącego smoka.
- Macie do mnie jeszcze jakieś sprawy? – spytałem, przeczesując włosy i lekko dotykając brudnej przepaski. Przed odlotem będę musiał odwiedzić Gothi.
    Wikingowie spojrzeli po sobie, a widząc zgodność w swoich oczach, Szpadka wypaliła:
- A co z Astrid?
    Jeszcze oni, pomyślałem, przypominając sobie rozmowę o blondynce z Szczerbatkiem, przez którą się pokłóciliśmy. Czułem, że będą chcieli o to zapytać. Bądź co bądź, raczej wiedzieli o tym, co zrobiła Astrid, gdy byłem przetrzymywany na Berk i najpewniej zrozumieli, że mogę mieć z nią jakiś kontakt. Jednak musiałem wyprowadzić ich z błędu. Po naszej ostatniej rozmowie na statku, nie dane nam było się spotkać.
- Skąd mam to wiedzieć? – udałem jednak, że nie wiem o całej sprawie z Berserkami. Nie wiem czy oni wiedzieli, ale ingerowali w moje życie, a ja nie byłem zobowiązany do tego, żeby relacjonować im przebieg wydarzeń z blondynką w roli głównej. W zasadzie nie musiałem się im spowiadać, nie patrząc już na to, jak powinienem ich szybko spławić ze względu na dawne dzieje. Chyba zapomnieli jak mnie traktowali i kim teraz jestem.
- Myśleliśmy, że… - zaczął Śledzik, stukając pulchnymi palcami o udo, ale szybko mu przerwałem.
- To źle myśleliście! – warknąłem, zrywając się na równie nogi. Oni cofnęli się ze strachem do tyłu, przytulając się do siebie. Spojrzałem na nich z gniewem w oczach, dosłownie przypalając ich ogniem mojej złości. Denerwowali mnie już za bardzo dlatego, chyba nastąpił czas najwyższy, żeby się ich pozbyć – Nie muszę wam mówić niczego, więc lepiej już idźcie. Chyba, że Szczerbatek ma wam pokazać drogę!
    Zerwali się z ziemi, kierując się w gęsty las, żeby jak najdalej uciec. Westchnąłem, przymykając oczy ze złością. Niesamowite jak Berk na mnie działała. Nie mogłem na spokojnie, pooglądać gwiazd z przyjacielem, tylko słuchać starych "znajomych", którzy dawniej najchętniej, by mnie zbili na kwaśne jabłko, a teraz rozmawiali i dociekali, jakby zapomnieli o przeszłości i myśleli, że mógłbym żyć z nimi w zgodzie, bo się zmieniłem.
    Kilka lat, podczas których odkryłem swoją prawdziwą siłę i odwagę. Nie mieli żadnego prawa ich niszczyć, udając, że wszystko jest w porządku. Swoimi niezachwianymi postanowieniami dążyłem do tego, żeby stać się o wiele silniejszym, by móc bronić samotnych stworzeń, które jako jedyne mnie zaakceptowały. Wierzyłem w to, co bogowie mi przekazali i dlatego walczyłem. Walczyłem o lepszą przyszłość smoków i ludzi. Moim zadaniem było połączenie tych dwóch różnych światów w jeden, obdarzony miłością i szczęściem. Wszyscy mieli być radośni, więc oni nie mogli wymazać przeszłości. Wspólna droga człowieka i smoka miała powstać na fundamentach, złożonych z gniewu, krwi, nienawiści i łez, żeby prowadzić ku przyszłości, otoczonej przyjaźnią, pomocą, szczęściem i uśmiechem. Dlatego tak ważne było to, żeby obie strony pamiętały o trudnej przeszłości ale jednak, żeby razem patrzyły w stronę nowego, lepszego jutra.
    Zamknąłem oczy. Próbowałem wsłuchać się w delikatny głos wiatru, ale zbyt silne emocje mi na to nie pozwalały. Wstałem z chłodnej ziemi, wsiadłem na czarnego smoka i razem zsunęliśmy się po warstwach powietrza do mojego byłego domu.
    Wszyscy mieszkańcy zaszyli się w swoich domach, nie mając zamiaru wytykać choćby nosa z ciepłej sieni. Dzięki temu mogłem spokojnie spoglądnąć na miejsce, do którego siedem lat temu należałem. Które było moim miejscem, życiem, egzystencją. Teraz pozostały jedynie nic niewarte wspomnienia i połowa wyspy po ataku wroga. Zanim Szczerbatek opadł na ziemię, poszybowaliśmy do staruszki, żeby oglądnęła mojego przyjaciela. Skarżył się na ból w prawej nodze, a nie chciałem wylatywać, gdy Mordka nie czuł się w pełni sił.
    Wylądowaliśmy cicho, choć i tak Gothi wytknęła głowę przez drzwi. Miałem wrażenie, że słyszy nawet lecącą muchę nad oceanem. Stwierdzenie to odrobinę mnie przeraziło, ale dziwić się nie mogłem. Przeżyła bardzo wiele, wie najwięcej ze wszystkich i naprawdę zna się na życiu. Z uśmiechem wszedłem za kobietą do malutkiej chatki, choć bardzo przytulnej i skromnie urządzonej. Połowę głównego pomieszczenia zajmowały zioła oraz leki, wyłożone na drewnianych meblach, a na niewielkim piętrze mieściło się łóżko wieszczki, chociaż jak mniemam, często spała na mięciutkich niedźwiedzich futrach przy palenisku, doglądając pacjentów.
    Staruszka wskazała pomarszczoną dłonią niewielki fotel więc tam usiadłem, a Szczerbatek wyłożył się od razu przy ogniu. Gothi uśmiechnęła się pod nosem, rzucając pod jego łapy dwa świeże dorsze. Z radością wsunął ryby, mrucząc delikatnie. Próbował podejść do staruszki i polizać ją w podzięce, lecz ona zdecydowanie się od niego odsunęła.
- Szczerbek, przestań! – nakazałem łagodnym, ale stanowczym głosem, przez, co Nocna Furia dał spokój lekarce. Skinięciem głowy mi podziękowała, co niewątpliwie mnie uradowało. Cieszyłem się, że jest osoba na tej wyspie, której smok nie przeszkadza, ani nie ma ochoty go zamordować.
    Kobieta zaparzyła dwie herbaty, położyła je na niewielkim stoliku i przyjrzała mi się. Opaska zrobiona z kawałka koszuli, upaprana krwią twarz, na pewno przykuła jej uwagę. Gdy chciała sięgnąć palcami do mojej twarzy, powstrzymałem ją, żeby najpierw opatrzyła Szczerbatka, potem mnie.
- Wydaje mi się, że ma jakiś problem z prawą tylnią łapą, zerkniesz? – spytałem z nadzieją, na co ona się zgodziła. Wzięła wiaderko z wodą, czystą szmatkę i kilka listków z czarnej olszy. Pobadała cały jego brzuch, oglądnęła dokładnie każdą łapę i skrzydła, zaglądnęła nawet do paszczy, a na tą chorą założyła opatrunek z ogrzanych liści.
- To tylko draśnięcie, ale, żeby nie wdało się zakażenie niech trzyma ten opatrunek i za bardzo niech nie chodzi i nie lata. Zmieniaj mu to cztery razy dziennie – poinstruowała mnie wieszczka, wpychając zapakowane liście z czarnej olszy do rąk. Podziękowałem, przyglądając się smokowi, który korzystał z odpoczynku.
- Teraz ty – szepnęła, biorąc w dłonie moją twarz. Najpierw zdjęła zrobioną przeze mnie opaskę, potem dokładnie umyła zaschniętą krew, ale przerwała spoglądając na mnie przerażonym wzrokiem. Nie byłem pewny jak to odczytać, więc chciałem sam dotknąć swojej twarzy, lecz Gothi była szybsza i uderzyła mnie w dłoń. Nakazała mi się położyć na skórach, zrobiła kilka opatrunków, posmarowała mi wokół oczu jakąś kremową maścią, która pachniała trawą i morską solą.
    Gdy skończyła usiadła obok mnie na podłodze. Mało widziałem, gdyż miałem opatrunek zajmujący praktycznie całą powierzchnię twarzy, ale bardziej denerwowało mnie to, że od dłuższego czasu nic nie powiedziała. Nie odezwała się ani słowem. Tylko patrzyła to na opatrunki, to na liście, to na krajobraz na oknem. Czułem, że coś ukrywała.
- Możesz mi powiedzieć, czemu się tak zachowujesz? – zapytałem, odrobinę wkurzony tym wszystkim. Staruszka westchnęła przeciągle, odwiązując bandaże. Potem sięgnęła po małej szafeczki i wyciągnęła z niej zwierciadło wielkości dłoni. Był to niezwykle rzadki przedmiot, więc sądziłem, że dostała to od Johanna.
    Wziąłem od niej zwierciadło i spojrzałem na swoją twarz. Widok był nie taki jaki sobie wyobrażałem. Przez lewe oko i pół twarzy przechodziło głębokie cięcie, które zostanie jako ciągnącą się blizna od brwi aż po szczękę. Spróbowałem otworzyć oko – nie mogłem.
- Ktoś zadał ci tak potężny cios, że przebiło się to przez twoje oko i je straciłeś – powiedziała cichym głosem Gothi – Przepraszam. Nie potrafię ci z tym pomóc…
- To nie twoja wina – przerwałem jej natychmiast – Każda walka jest trudna i każda ze stron pragnie wygrać. Jednak wszyscy muszą ponieść jakąś cenę. Nawet za zwycięstwo. Wygrana również okraszona jest bólem i cierpieniem. Blizny zostają na zawsze. Nie sposób się od nich uwolnić. To, co zostało naznaczone podczas bitwy jest naszym wspomnieniem i pamiątką po walce. Nie warto się tym zadręczać – wziąłem do ręki uprany przez staruszkę kawałek materiału z koszuli. Zawiązałem go na oku, jak przedtem i wstałem z posłania – Nie będę tego traktował jak wyrok. Będę to traktował jako cenę, którą musiałem zapłacić. To moja pamiątka. Moje świadectwo wygranej. Moja siła, żeby nadal iść w przód, nie odwracając się do tyłu. To jest moja odwaga.
    Wyszedłem na zewnątrz, przyglądając się wstającemu słońcu. Widok był niesamowity, pełen dostojności i dumy. Nie miałem za złe Drago, że tak zrobił. Dzięki niemu mam dowód swojej walki i swojego cierpienia, które przelałem na siłę, żeby móc z nimi walczyć. Możliwość widzenia jednym czy dwoma nie ma tu najmniejszego znaczenia. Liczy się to, że mój przyjaciel jest wolny. Wróciłem wzrokiem do niego, choć jak się okazało stał tuż obok mnie, wpatrując się we mnie. Oboje napędzaliśmy siebie odwagą. Nic nas nie mogło zatrzymać.
    Położyłem dłoń na jego głowie.
- Naprawdę go kochasz.
    Gothi stała w progu, uśmiechając się szczerze i trzymając pakunek z liśćmi dla Szczerbka. Podeszła do nas i wręczyła mi rzeczy z tajemniczym błyskiem w jasnozielonych oczach.
- Co zamierzasz dalej?
- Szczerbatek chciał, żeby to była nasza ostatnia misja. W sumie ja już też mam dość, dlatego na pewno odlecimy gdzieś daleko i będziemy żyć w spokoju. Na Berk już nigdy nie wrócę, więc to chyba raczej pożegnanie, babciu – rozłożyłem ramiona, żeby ją przytulić, ale ona zdzieliła mnie swoją ulubioną laską w bok. Wybuchła krótkim śmiechem razem z Szczerbatkiem i klepnęła mnie zdrowo w plecy. Smoka podrapała pod brodą.
- Nie potrafię się żegnać – wzruszyła ramionami, uśmiechając się niewinnie. Pokiwałem z radością głową i przytuliłem ją delikatnie do siebie. Niepewnie oddała uścisk.
    Wsiadłem na smoka i już miałem odlecieć, gdy Gothi zatrzymała nas krzykiem. Odwróciłem się do niej, a ona wygrzebała z kieszeni białą kopertę i mi ją podała.
- Co to? – spytałem, nie wiedząc czy powinienem to rozpakować.
- To list od twojej matki. Tydzień przed swoją śmiercią dała mi go i powiedziała, żebym ci go przekazała gdy już odnajdziesz swoją drogę – wyjaśniła, a ja nie wiedziałem, co mam na to powiedzieć – Prosiła również byś przeczytał ten list na Berk… Zanosi się chyba na burzę, więc zostań jeszcze do wieczora – rozglądnęła się po niebie, jakby gwałtowna ulewa miałaby mnie powstrzymać od odlotu.
    Ścisnąłem list w dłoni, czując emanujące od niego ciepło. Powstrzymałem łzy i odlecieliśmy w chmury, gdzie mogłem przemyśleć, co zrobić dalej.
    Przeszłość zawsze zostawia po sobie ślad…


~*~


Zostaw po sobie jakiś ślad, bo to bardzo motywuje do dalszego pisania! :*
Rozdział dla Chitooge K. :*

~ SuperHero *.*

5 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział ❤
    Jesteś mistrzynią 😍
    Nadal jestem ciekawa co z astrid i jak tam u niej. Mam nadzieję że wszystko dobrze i oczywiście czekam na histrid ❤
    Jak również jestem ciekawa co napisała valka w tym liście
    Co napisała by czkawka chciał zmienić plany, swoją decyzję?
    Saczysmark przerażony 😨😂
    Szkoda że czkawką stracił oko ale doskonale to ujełaś 💖
    Nie mogę doczekać się kolejnego
    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Pozdrawiam i życzę dużo weny 😘💞
    Ps. Dziękuję za choć trochę poprawiony humor 💜

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział. Tak jak popszednie zachwyca i wywołuje burzę emocji. Mam nadzieję, że niedługo wrzucisz kolejny rozdział. Czekam z utęsknieniem na następną część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, czy ja mam być zazdrosna? 😂 C.U.D.O.W.N.I.E.
    To tak jakoś lepiej, czytać tak spokojny rozdział, zważywszy na poprzednie, poprzednie których wiele się działo :P
    I w końcu ktoś pomyślał o Astrid,no! Ja tu się zamartwiam, a Czkawek ma ją w dupie :') (no, może nie aż tak, ale nie spieszy mu się, aby wrócić po nią. A złożył obietnicę!) XD

    W każdym razie, ja chce jakieś szaleństwo pomiędzy nimi. Cieszę się, że Czkawka skoczył swą misję ochraniania Berk. Czuje się jakby całe napięcie zeszło...

    Naprawdę jestem pod wrażeniem. Masz Ty talenta 😍💜👍

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow 😍 czekam na nexta 😍 tylko mam nadzieje że będzie happy end.. Astrid i Czkawka ♡ Kocham i pozdrawiam 😍😘

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego dopiero teraz zauważyłam ten rozdział?
    Eh,to wszystko przez szkołę 😕
    Czekam na nexta ❤ I Hiccstrid ❤❤
    Pozdro 😘
    ~Niezalogowana Astrichura&Szczerkawka

    OdpowiedzUsuń