"Odzyskanie świadomości wiąże się z
ryzykiem i ceną. Ceną, którą nie każdemu przyjdzie łatwo zapłacić. Nadzieja, przeznaczenie,
los, ból – tęsknota nie wybiera"
Brunetka oderwała się od ukochanego i spojrzała wyczekującym
wzrokiem na wodza Berk, gdyż ten od kilku minut nie odezwał się ani słowem.
Przeniosła granatowe spojrzenie na trzymany kawałek papieru, a wziąwszy go z
powrotem do ręki, zaczęła po raz kolejny czytać w myślach słowa matki.
Kochana Megaro,
Wiem, że nie tego
oczekujesz od matki, która odzywa się po tak długiej nieobecności. Jednak to na
razie musi wystarczyć. Zostawiłam ten list u mojej przyjaciółki. Wierzę, że
przekaże ci go, gdy nadejdzie odpowiedni czas.
Przepraszam cię za to,
co cię spotkało, kiedy musiałam cię opuścić, zostawić na obcej wyspie i wrócić
bez ciebie. Dla mnie to również było ciężkie, lecz wiem, że dla ciebie było to
jeszcze trudniejsze. Mam jednak nadzieję, że dasz sobie radę. Jesteś taka
silna, moja kochana.
Powód, dla którego
musiałam cię zostawić, jest absurdalny, ale niestety musiałam go zrealizować.
Moja intuicja podpowiadała mi, że nie będziesz bezpieczna na wyspie.
Potwierdziło się to, gdy Gothi przepowiedziała mi to, czego się obawiałam.
Musiałam działać, kochana. Nie mogłam pozwolić sobie na to, że przez zostanie
na wyspie, tobie, jeszcze nienarodzonej, może stać się krzywda. Dlatego
wyjechałam. Dlatego nigdy nie poznałaś swojego domu – Berk, swojego ojca –
Stoika Ważkiego i swojego brata – Czkawki. Tak mi przykro, córeczko.
Naprawdę cię
przepraszam, że musiałaś się wychowywać bez nas. Lecz teraz wiem, że gdy
czytasz ten list, jesteś wśród swoich, a Stoik i Czkawka przyjęli cię z
miłością i dobrocią. Wiem, że jesteście kochającą się rodziną. Czuję to, że
możecie stworzyć prawdziwą rodzinę, nawet beze mnie. Razem dacie sobie radę.
Proszę wybacz mi moje
postępowanie, ale próba ratunku twojego życia była dla mnie najwyższą powinnością
bez względu na to jaką cenę zapłacę, i jaką ty zapłacisz. Błagam cię o
wybaczenie, córeczko.
Pamiętaj, że zawsze
będę cię kochać.
Twoja mama,
Valka Haddock.
- I? – spytała odrobinę mniej uprzejmie niż zamierzała, ale
ostatecznie po prostu chciała się dowiedzieć, dlaczego wódz twierdził, że to
pomyłka. Jej matka raczej by jej nie okłamała, tak samo kobieta na targu. Coś
tu musiało się nie zgadzać.
Pyskacz wrócił
myślami na ziemię i spojrzał na Meg. W jego spojrzeniu czaił się nieopisany ból
oraz niepewność w przekazaniu tej informacji. Wiedział jednak, że musi jej to
powiedzieć. Bez względu na wszystko miała prawo wiedzieć, co się stało z jej
rodziną. Nawet gdyby miało to przynieść tylko i wyłącznie smutek, i cierpienie.
Podjął decyzję.
- Może lepiej usiądź – powiedział spokojnie, zastanawiając
się jak przekazać jej tą wiadomość w sposób opanowany, szybki, ale też
taktowny. Nie był zbyt dobry w takich sprawach. Czkawka chyba się pomylił, dając mi władzę, przemknęło mu przez
myśl, gdy dziewczyna wraz z chłopakiem usiadła na miejscu – Teraz wiem, że list
faktycznie mówi prawdę. Jednak pozostaje coś, czego Val nie przewidziała… Otóż
Stoik Ważki, mąż Valki i twój ojciec, a wódz w tymże liście, zginął kilka dni
temu podczas bitwy – dokończył, czując ponowny żal po śmierci swego
przyjaciela.
Megara wydawała
się zszokowana, ale przyjęła to o wiele lepiej niż Gbur przypuszczał.
- Przykro mi – westchnął kowal, kierując wzrok na wnętrze
chaty, byle by nie patrzeć na dziewczynę.
- Dziękuję – odparła cicho, lekko kiwając głową. Czuła się
okropnie, gdyż straciła obydwoje rodziców, lecz prawdę powiedziawszy od
kilkunastu lat ich nie miała i zdążyła się pogodzić z tą myślą. Dopiero, gdy w
jej życie wdarł się Smoczy Jeździec, zaczęła myśleć o swojej prawdziwej
rodzinie, ponieważ od zawsze wiedziała, że Hyron była jej siostrą tylko w
wymiarze duchowym, bo obie były członkiniami Bractwa. Innych powiązań z nią nie
posiadała.
- Musi być ci teraz ciężko – zaczął blondwłosy wiking,
drapiąc się po karku hakiem osadzonym na drewnianym trzonku. Naprawdę nie
potrafił rozmawiać o takich sprawach.
- Jest w porządku – przerwała mu, uśmiechając się
delikatnie. Ścisnęła pod stołem rękę Faro, żeby dodać sobie otuchy – Tak
naprawdę od zawsze żyłam sama, więc dość szybko pogodziłam się z myślą, że moja
rodzina w ogóle nie istnieje. Starałam się jakoś przeżyć z dnia na dzień, ale w
końcu zaczęłam o nich myśleć i postanowiłam chociaż spróbować ich odnaleźć.
Dzięki Faro dałam radę – opowiedziała skrótową wersję swojego życia, pomijając
istotne szczegóły jakim były czarodziejskie moce, życie z Jeźdźcem, czy
wytresowanie Płomyka. Nie powiedziała o tym, gdyż czuła, że nie ma potrzeby
mówienia, bądź co bądź, obcemu człowiekowi o wszystkim i że to pozwoli jej na
rozpoczęcie nowego życia z czystą kartką. Tego po prostu jej było
trzeba.
- W takim razie – odezwał się kowal – Wierzę ci na słowo –
uśmiechnął się delikatnie, stukając palcami o blat, tym samym zdradzając swoje
zdenerwowanie i niewiedzę w sprawie młodej Haddock. Teraz wszystko
skomplikowało się jeszcze bardziej, niż wcześniej i Pyskacz naprawdę miał już
dość swojego stanowiska – Jednak pozostaje jeszcze jedna bardzo ważna kwestia.
Megara uniosła
brwi, nie wiedząc czego jeszcze może oczekiwać po niej wódz. Teraz gdy już
wiedziała, że jej rodzice nie żyją, czuła się wolna od misji, którą obrała po
rozstaniu ze Smoczym Jeźdźcem. Teraz pozostała jej jedynie powinność
znalezienia go i opowiedzenia o łączących ich więzach krwi. Wiedziała, że na
pewno go tu nie ma. W końcu od zawsze zarzekał się, że nie wróci na rodzinną
wyspę, a ona mu wierzyła. Dlaczego więc musi zostać?
- Według prawa Berk władzę po zmarłym wodzu odziedzicza jego
pierworodne dziecko – podjął mężczyzna, twardo patrząc w jej granatowe oczy. Jedyna rzecz, która odróżnia ją od Haddock'ów,
pomyślał Gbur, przypominając sobie, że mają oni zielone spojrzenie –
Dlatego więc w wyniku różnych wydarzeń po śmierci Stoika, twój brat, Czkawka
odrzucił tą możliwość i przekazał władzę mnie. Myślę, że nie wiedział o twoim
istnieniu. Ale skoro jesteś, żyjesz i zjawiłaś się na naszej wyspie, muszę cię
zapytać – W miarę każdego słowa Pyskacz przybierał coraz bardziej oficjalny
ton, aż w końcu wstał z krzesła – Czy ty, Megaro Haddock, przejmiesz władzę nad
Berk po swoim zmarłym tragicznie ojcu, Stoiku Ważkim Haddock'u, aby dopełnić
tradycji, wypełnić powinność brata, Czkawki Horrendous'a Haddock'a III i panować
nad prostym, lecz niezwykle lojalnym klanem Wandali?
Jeźdźczyni również
wstała, a z oszołomienia zaniemówiła. Kompletnie nie spodziewała się tego, że
będą chcieli przekazać jej władzę nad wyspą. Dopiero, co zjawiła się na Berk, a
już robili z niej przywódczynię. Wydawało jej się to niezwykle niemożliwe oraz
naiwne. Dlaczego miałaby przejąć obowiązek Czkawki? Czemu ten cholerny Jeździec
zrzucił wszystko na nią?
Przecież nie wiedział, przemknęło jej
przez myśl. Jednak nadal miała odrobinę za złe Czkawce, że bez niczego
postanowił zrezygnować z tronu. Chociaż gdy przypominała sobie jego zasady,
którymi się kierował, jego postawę i łzy, które wołały do nieba o upragnioną
wolność oraz możliwość spokojnego życia, wiedziała, że nigdy nie pozwoliłby
sobie na przymusowe uwiązanie na wyspie – nawet jeśli byłby to dom. Musiał być
wolny. Tak po prostu. Inaczej nie wyobrażał sobie własnego losu. Nie po to
walczył i cierpiał, żeby zrezygnować z wolności i oddać się w ręce ludzi.
Wywalczył sobie prawo do wyboru i tego się trzymał. I tego Megara okropnie mu
zazdrościła.
Spuściła wzrok na
swoje dłonie. Faro wziął ją za rękę, chcąc przekazać, że nie musi sama mierzyć
się z tą wiadomością. Miała w nim oparcie – w każdej chwili, nawet tej
najgorszej. Obiecał jej to. Obiecał, że będzie przy niej trwał bez względu na
wszystko, choćby cały świat miałby się przeciw nim odwrócić. Wiedział, że nie
złamie przyrzeczenia. Skierował swój szary wzrok na Pyskacza, który oczekiwał
odpowiedzi i odparł spokojnie, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego
czasu:
- Czy Meg może się zastanowić? – zapytał, oczekując zrozumienia
ze strony prostego wodza wyspy. Wstał i lekko podniósł ukochaną za ramiona,
jakby nic nie ważyła – Mam nadzieję, że pan rozumie, że to zbyt wiele wiadomości
jak na jeden raz – dokończył i uśmiechnął się pokrzepiająco, a jego spojrzenie
błyszczało od wewnętrznego niepokoju o decyzję Megary.
- Oczywiście – przytaknął Pyskacz, zmieszał się trochę na
swoją nazbyt poważną postawę oraz ton. Nie chciał w końcu przestraszyć biednej
dziewczyny – Dam wam tyle czasu, ile potrzebujecie na zastanowienie się, a tymczasem
zaprowadzę was do chaty, w której odpoczniecie i porządnie się namyślicie nad
tym wszystkim – wyjaśnił, odsunął krzesło i poprowadził ich w kierunku drzwi.
- Dziękujemy – odparł Faro, pociągając zamyśloną brunetkę za
sobą. Czuł, że dziewczyna potrzebuje teraz po prostu czasu. Jednego dnia
dowiedziała się, że rodzinną wyspę ma na wyciągniecie ręki, że jej rodzice nie
żyją, że Smoczy Jeździec jest jej bratem i że może od tak przejąć władzę po
zmarłym ojcu. Wszystkie te informacje sprawiły, że miała ochotę po prostu
zemdleć.
Kiedy zostali
zupełnie sami bez ciekawskich spojrzeń mieszkańców, mogli na spokojnie
odetchnąć i bez słowa stać wtuleni w siebie. Nie odzywali się do siebie, bo
wiedzieli, że kompletnie nie znają odpowiedzi na pytania, które pojawiły
się po rozmowie z wodzem. Chociaż przylecieli tu by potwierdzić autentyczność listu,
zostali wciągnięci w sam środek dyskusji o przekazaniu władzy nad wyspą. Nie tego
się spodziewali po maleńkiej Berk, ale jak widać, potrafiła zaskoczyć.
Faro spojrzał
Megarze w oczy.
- Wiem, że nie jest w porządku – powiedział zamiast głupiego
pytania, czy wszystko jest okej. To właśnie Meg kochała w chłopaku. To, że
potrafił chłodno i jasno ocenić sytuację, a nie bawić się w niepotrzebne
zapewnienia o tym, że wszystko się ułoży. Podczas swojego życia przekonała się,
że nigdy nic nie układa się tak dobrze, żeby można było mówić o tym, iż
naprawdę wszystkie problemy zostaną rozwiązane, a kłopoty ot tak znikną. Dlatego
Faro był dla niej niezastąpionym oparciem.
- Będziesz się w ogóle zastanawiać nad jego propozycją? –
zapytał, gdy poprowadził ich pod fotel, na którym usiadł i wziął dziewczynę na
kolana, żeby mogła patrzeć prosto na niego. Oprócz nie owijania w bawełnę Meg
kochała w nim szybkie i konkretne rozwiązywanie powstałych problemów niż
odwlekanie rozmów w czasie, żeby można było wszystko przemyśleć. Trzeba było
działać. Najlepiej natychmiast.
- Nie jestem pewna – wzruszyła ramionami – Zaskoczył mnie. Mój
ojciec był wodzem, a Czkawka postanowił się wypiąć i postawić mnie przed faktem
dokonanym – Złość na Jeźdźca wróciła do jej serca, choć czuła, że nie może go
winić.
- Nic nie wiedział – przypomniał szarowłosy – I przekazał
władzę temu wikingowi, więc nie do końca jesteś pod ścianą.
- W sumie tak, ale – zacięła się, nie wiedząc dokładnie co
chce powiedzieć. Nie miała za złe brunetowi. Na Thora, żyła z nim przez dłuższy
czas i wiedziała jaki jest, co czuje i czym się kieruje. Widocznie wyszła na
wierzch ta siostrzana natura, która powodowała tą nieuzasadnioną złość i
zdenerwowanie na starszego brata. Dokładnie tak jak to powinno być między
rodzeństwem.
- Ale tak naprawdę nie jesteś na niego zła, prawda? –
dokończył za nią, uśmiechając się. Dziewczyna przewróciła oczami.
- Nie lubię tego, że aż tak potrafisz mnie rozpracować –
wydęła dolną wargę, odwracając wzrok. Chłopak zaśmiał się i cmoknął chłodnymi
ustami jej prawy obojczyk, przez co Meg przeszedł delikatny wstrząs, który był
wręcz uzależniający.
- Mówi się trudno – rzucił – Jednak musimy im coś na to
odpowiedzieć.
- My? – zapytała, udając zdziwienie – Od kiedy to chcesz
zostać chłopakiem przyszłej przywódczyni wyspy?
- Przyszłej? – odparował pytaniem, łapiąc w dłonie jej twarz
– Czyli się zgadzasz?
Megara położyła
głowę na jego ramieniu, zaciskając palce na jego koszuli.
- Tego nie powiedziałam – wyszeptała – Ale nie wiedzieć
czemu, czuję przywiązanie do tego miejsca, tak jakbym po bardzo długiej podróży
wróciła do domu – spojrzała na chłopaka, a jej oczy napełniły się
przeźroczystymi łzami – I wiesz, chyba jestem im to winna. I Czkawce. W końcu
mnie uratował.
Łzy swobodnie potoczyły
się po miękkich policzkach, a jej usta zdobił uśmiech. Faro również się
uśmiechnął i złączył ich wargi w ciepłym, dającym nadzieję pocałunku.
- Mam najwspanialszą dziewczynę na świecie – powiedział, gdy
się od siebie oderwali. Meg oblała się różowym rumieńcem i przytuliła chłopaka,
czując w sercu, że podjęła dobrą i właściwą decyzję.
Oczami wyobraźni
zauważyła rodziców, którzy patrzyli na nią z dumą, miłością i wielką
wdzięcznością. Przyjęła ich dar życia, a teraz wykorzysta go dla tego prostego
ludu, aby mogli być pod opieką rodziny Haddock'ów jak najdłużej będą mogli.
~*~
przypadkiem znalazłam swoje stare edity, które przywiodły przyjemne wspomnienia z moich początków i słysząc głos Bangtanów, dokończyłam rozdział 66. <3
czuję się naprawdę wspaniale, jestem zadowolona z tego, co napisałam i naprawdę polubiłam pisanie rozmów Meg i Faro (jak jeszcze nigdy) - poczujcie tą miłość, gdy będziecie to czytać!
ostatnio dodałam też jakoś miesiąc temu, więc możemy przyjąć, że na następny miesiąc postaram się wyrobić z 67.? może tak być? ja się postaram, kochani, naprawdę, przysięgam <3
dziękuję Wam z całego serca, że nadal tu wchodzicie chociaż nikt nie komentuje, ja i tak kocham Was najmocniej na świecie!!!
chodźcie, usiądźmy w Magicznym Sklepie i pozbądźmy się zmartwień <3
~ SuperHero *-*
P.S. naprawdę musicie posłuchać "Magic Shop" od BTS <3 koniecznie z polskim tłumaczeniem! zakochacie się, gwarantuję Wam <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz