piątek, 5 października 2018

68. Odpowiedzialność etapem ocalenia.

    "Spokój nigdy nie nadejdzie, gdy nie zmieni się przeznaczenie. Obrońcy, powstańcie. Brakuje sił do walki, nadzieja znika z każdą sekundą. Nie bójcie się. Ocalenie przybędzie"
Pyskacz przepchnął się przez młodych i ponownie uwiesił wzrok na morzu oraz zbliżających się statkach. Zmrużył oczy, żeby przyjrzeć się herbowi na masztach. Jego warga zadrżała.
- To Berserkowie – wyszeptał, zataczając się lekko w tył. Faro pomógł mu zachować pion, podtrzymując go za ramię. Spojrzał na Megarę, która wydawała się jeszcze bardziej przestraszona. Nie miał się czemu dziwić. Dopiero, co odnalazła rodzinną wyspę, a już istniało zagrożenie, że może ją stracić.
- Ale dlaczego? – odezwała się Astrid, stając tuż obok wodza. W głowie jej się to nie mieściło, gdyż Dagur obiecał Smoczemu Jeźdźcy, że dotrzyma słowa i zostawi Berk w spokoju. Czy naprawdę pod przykrywką dobrotliwego przywódcy kryła się postać bezwzględnego szaleńca?
    Widok najeźdźców przywołał blondynce jeszcze jedno, przykre stwierdzenie.
    Czkawka naprawdę nie żyje.
    Nie chciała tego pokazać, ale zabolało ją to okropnie. Zacisnęła zęby, choć kilka łez spłynęło po jej policzku. Naprawdę go nie ma. Nie mogła sobie tego wyobrazić. Czkawka, który nie żył. I to wszystko? To, co chciał powiedzieć jej wszechświat, to to, że straciła na wieczność możliwość bycia częścią jego życia i szansę na szczęście? To nie mogła być prawda. Astrid za nic nie chciała w to uwierzyć.
    Stojąca obok niej Megara, zauważyła natychmiastową zmianę nastroju wojowniczki. Niepewnie położyła jej dłoń na ramieniu.
- Będzie dobrze – szepnęła, a Hofferson uniosła na nią wzrok – Wspólnie uratujemy Berk. Obiecuję.
    Astrid przytaknęła skinieniem głowy. Nie chciała jej mówić, że powodem jej łez nie była Berk, lecz niedoszły przywódca Wandali, samotny Smoczy Jeździec, który zginął z jej winy. Jak mogłaby powiedzieć to jego siostrze, która dopiero co dowiedziała się, że ma brata, który jako jedyny z ich rodziny, żyje – oczywiście dla nich. Dla Astrid Czkawka zginął wraz ze swoim smokiem, bo przyjął karę, która do niego nie należała.
- Ma rację – powiedział Pyskacz i odwrócił się do dziewczyn – Razem damy radę i wykurzymy ich z naszej wyspy!
    Po tych słowach pobiegł w głąb osady, żeby uświadomić wikingów o zbliżającej się bitwie. Faro pobiegł tuż za nim, jak burza wpadając do kuźni, aby rozgrzać piec i przygotować bitewne zaplecze Wandali.
    Brunetka ponownie spojrzała na Astrid.
- Wiem, że chodzi o coś innego, ale nie trać wiary – poradziła, wyciągając miecz zza skórzanego paska, który miała zawiązany na biodrach. Ruszyła do przodu, wlepiając granatowe spojrzenie w coraz bardziej zbliżającą się armadę – Bo czasami ona jest jedynym narzędziem w walce, który posiadamy bez względu na to, gdzie się znajdujemy i jak bardzo blisko jesteśmy porażki.
    Hofferson otworzyła oczy szeroko. Nie spodziewała się takiej mądrości w tak młodej osobie. Co prawda nie wiedziała ile ma lat, ale wyglądała na młodszą od niej samej, choć As miała ledwo dziewiętnaście. Jednak to jak przemawiała, dało odczuć wojowniczce, że jeśli zgodzi się zostać ich przywódczynią, będzie naprawdę wspaniale rządzić Berk.
- Czkawka – wyrwało jej się, choć potrzebowała o tym komuś powiedzieć. Haddock zatrzymała się w pół kroku.
- Co z nim? – zapytała, odwracając się, a blondynka usłyszała w jej głosie lekkie drżenie. Od razu pożałowała swojej decyzji z powiedzeniem tego akurat Megarze.
    Westchnęła.
- Czkawka nie żyje – powiedziała szybko, oczekując na reakcję siostry chłopaka. Brunetka spojrzała na nią, jakby wygadywała największe głupoty – Oni. Nie wiem dlaczego tu płyną, ale ich wódz obiecał Czkawce, że w zamian za jego śmierć, nie najadą Berk. Widocznie po prostu kłamał, a jego i tak zabił – wytłumaczyła, choć dziewczyna wcale nie sprawiała wrażenia, jakby cokolwiek zrozumiała.
- Nie wiem o czym mówisz – zaczęła, podchodząc w jej stronę – ALE DLACZEGO, DO CHOLERY, MÓJ BRAT CHCIAŁ ZGINĄĆ, ŻEBY NIE WYWOŁYWAĆ WOJNY?! – wrzasnęła, a kilkanaście osób, które uwijały się na placu, przelotnie zawiesiły na dziewczynach zaciekawiony wzrok.
    Hofferson wiedziała, że to już ten moment, aby powiedzieć jej prawdę. Blondynka wiedziała, że chociaż jego siostrze należy się prawda.
- On zginął, bo przyjął moją karę – odparła – Dagur oskarżył mnie o zdradę i chciał mnie zabić, ale Czkawka przyjął to na siebie i mnie uratował – Astrid nie wytrzymała natłoku wspomnień i rozpłakała się jak dziecko. Chęć zemsty i mordu minęła tak szybko, jak się pojawiła, a Megarą wstrząsnęło współczucie dla dziewczyny. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Taki już jest mój brat – wyszeptała łagodnym, spokojnym tonem, na który wojowniczka zareagowała wzdrygnięciem. Brunetka pogłaskała ją po złotym włosach, czując całkiem inne ciepło, gdy nazwała Czkawkę "swoim własnym bratem". W tej chwili pragnęła go przytulić, lecz wiedziała, że będzie jej to dane, dopiero w Valhalli – Chce uratować wszystkich wokoło, za wyjątkiem siebie.
    Jej drobną twarz również pokryły łzy.
- Ale to nie jest twoja wina – dodała od razu, biorąc roztrzęsioną As w ramiona – Jeśli Czkawka sam tak postanowił, to musimy to przyjąć i zaakceptować, bez względu na to, że boli.
    Hofferson oddała uścisk, starając się głęboko uwierzyć w jej słowa i pragnienie Jeźdźca, który chciał, by bezpiecznie mogła wrócić do domu i po prostu żyć pełnią życia.

    Wandale zadawali sobie tylko jedno pytanie.
    Dlaczego to właśnie oni?
    Na świecie były setki klanów i setki tysięcy ludzi do nich podobnych. Czym się różnili, że bogowie postanowili zsyłać im ciągle problemy, wojny i śmierć? Czym zawinili, że tak po prostu stracili wsparcie i zaufanie boskich istot? W czym leżał problem ich pięknej Berk?
    Wszyscy uwijali się, jak w ukropie, aby tylko zdążyć, choć czasu było i tak bardzo mało. Wrogów od portu dzieliło, może co najwięcej, pół godziny drogi. Zbyt niewiele, żeby solidnie przygotować się do kolejnej bitwy. Kolejna. Wandale nigdy wcześniej nie spotkali się z podobną sytuacją. Bitwa, jedna po drugiej, w odstępie może kilku dni. Nawet nie zdążyli dobrze pogodzić się z konsekwencjami poprzedniego starcia, a już musieli szykować się na następne. Lecz tym razem  było o wiele gorzej. Po wojnie z Drago stracili wodza, silnych wojowników, a ich największa nadzieja, która wtedy cudownym zrządzeniem losu była na wyspie, Smoczy Jeździec, odleciała, żeby już nigdy tutaj nie wrócić.
    W obliczu nadchodzącej bitwy tak mocno pragnęli, żeby to właśnie Czkawka był wśród nich.

    Pyskacz co rusz wydawał rozkazy, rzucając okiem na pracującego w pocie czoła Faro. Chłopak z niezwykłą dokładnością, precyzją, ale też i szybkością, doszlifowywał miecze, topory oraz włócznie, naprawiał tarcze, maczety, kolczugi, wyrabiał nowe sztylety i strzały. Nigdy wcześniej nie widział osoby, która by tak sprawnie poruszała się w jego naturalnym środowisku. Przez głowę przemknęła mu myśl, że jeśli zwyciężą, a oni pozostaną na wyspie, przekaże mu swoją kuźnię na własność.
    Astrid natomiast przedostała się do rodzinnej chaty, żeby odszukać ukochany topór. Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze będzie go potrzebować do walki. Odnalazła narzędzie, schowane głęboko pod łóżkiem i zawinięte w skórę owcy, żeby nic mu się nie stało. Nie spodziewała się, że matka tak bardzo zadba o śmiercionośną zabawkę córki. Było jej nawet miło z tego powodu. To znaczyło, że jej rodzicielka wierzyła, iż Astrid wróci kiedyś do domu.
    Wytarła ostrą krawędź topora, słysząc przeraźliwy głos rogu, zwiastującego przybycia wroga pod bramy Berk. Wyjrzała przez okno na wielką armadę, po czym wzniosła oczy ku niebu.
- Czkawka, jeśli jesteś w Valhalli, między bogami, udzielał nam swojej siły i wsparcia, żebyśmy mogli dojrzeć jutra. Ty, jak nikt inny, ceniłeś sobie życie drogich osób i nie pozwalałeś na krzywdę w świecie. Proszę, wstaw się za nami u Odyna, żeby oszczędził nasz biedny lud i pozwolił uratować ukochaną wyspę – powiedziała, a jej lazurowe spojrzenie zaszło mgłą, której musiała się pozbyć, by móc wyjść i walczyć.
    Wypadła z chaty, mierząc morderczym wzrokiem statki i przysięgając w duchu, że zemści się na Dagurze.
- To dla ciebie, Czkawka – szepnęła, biegnąc do pierwszej linii obrony, która gotowa, kierowała się w dół portu, aby na przedzie z wodzem, bronić domu.
    W czasie biegu dojrzała brązowe włosy Megary, która dzielnie kroczyła na samym czele. Blondynka ze strachem stwierdziła, że Haddock ma założoną futrzaną kamizelkę na swojej granatowej sukience, a jej talię zdobi pas z klamrą, na której była głowa smoka. Astrid była pewna, że już gdzieś widziała taki herb.
    Nagle ją olśniło.
    Megara nosiła pomniejszoną wersję pasu Stoika, a to znaczyło tylko jedno.
    Młodsza siostra Czkawki przejęła tytuł wodza Berk.


~*~


tak serio to jak teraz otworzyłam ten rozdział, żeby coś dopisać jeszcze, stwierdziłam, że skończyłam w idealnym punkcie końca rozdziału, więc dostajecie tylko 3 strony, ale następny postaram się napisać już standard, czyli 4 xD
taa, nie było miesiąca, wiem, jestem okropna, ok? a Wy cudowni, bo moje serduszko urosło jak zobaczyłam te komentarze <3 luv you <3 

~ SuperHero *-*

1 komentarz:

  1. Hej.
    Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że dodałaś rozdział. Chociaż nie komentuje za każdym razem to musisz wiedzieć, iż zaglądam tu prawie codziennie.
    Brak mi słów, aby opisać jak cudowne jest to opowiadanie <3
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń