Kolejne sentencje do kolekcji. Ręką się już zagoiła choć trwało to sporo czasu. Gdyby nie patrzeć, aż sześć miesięcy. Dziś są moje urodziny. Nie cieszę się. Wcale, bo właśnie rozpoczyna się kolejny rok mojego nieudacznictwa, wyśmiewania i bicia. Ale coś się zmieniło. Tak. Mam najlepszego przyjaciela, Szczerbatka. Wiele razy ratował mi życie a ja jemu. Jest niezastąpiony. Kocham go. Lecz niestety mój ojciec wrócił już na dobre, na Berk i nie będę mógł się z nim widywać. Trochę to smutne, ale przynajmniej skończył się mój szlaban. Jestem wolny.
Dzisiaj coś się nie wyspałem. Z kwaśną miną, obolałym krokiem zszedłem na dół. Rutyna. Ja wchodzę, ojciec praktycznie wylatuje z domu. Choć tyle, że w spokoju mogę zjeść śniadanie. Nikt nie mlaska za uchem. Jednym słowem: raj. Wziąłem swój gliniany kubek i nalałem do niego gorącej wody. Usiadłem przy drewnianym stole zgarniając torebkę suchego mięsa. W niczym niezmąconej ciszy spokojnie przeżuwałem swój poranny posiłek. Aż było to dziwne, gdyż o tej porze słychać rozmowy wikingów, odgłosy pracy. A tu nic. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, było to nawet przyjemne. Po upiciu kilku łyków wody postanowiłem iść nakarmić Mordkę. Wziąłem kosz i po chichu skierowałem się z nim do spiżarni. Wyjąłem z półek kilka kawałków surowych ryb. Po zebraniu wszystkich potrzebnych produktów, udałem się do lasu. Nikogo nie było na polu, co oczywiście lepiej dla mnie. Kilka minut zajęło mi dojście do celu. Przedostawszy się przez głazy zacząłem nawoływać mojego przyjaciela. Po dosłownie sekundzie leżał na mnie i bezkarnie oblizywał. Śmiałem się.
- No już Szczerbatek, złaź. - próbowałem odepchnąć jego ogromny łeb od swojej twarzy. Udało się. Poszedł pałaszować swoje śniadanie. Widać było, że trochę zgłodniał. Po kilku chwilach nic nie zostało.
- Chodź Mordko. Dziś próbujemy nowe triki, pamiętasz?
Zamruczał niczym kot i usiadł koło mnie bym zapewne do pogłaskał. Po porannych pieszczotach dopiąłem się do siodła i wystrzeliliśmy jak burza. To niesamowite uczucie lecieć w chmurach i nie myśleć o niczym. Ten spokój, wiatr we włosach. Całe swoje życie powierzasz smokowi. Razem tym sposobem budujecie zaufanie. Jest to najlepsze doświadczenie jakie mnie spotkało na tej wyspie.
- Szczerbo teraz góra! - krzyknąłem, pełen szczęścia i radości. Nigdy się tak nie cieszyłem. Mój smok z zadowolenia wystrzelił plazmą w górę. Śmialiśmy się. On oczywiście po swojemu, ale i tak było to piękne. Dwóch przyjaciół - jedno życie.
Polataliśmy jeszcze z Mordką chwilę, bo musiałem wracać. Wylądowaliśmy spokojnie i poklepałem smoka na do widzenia. Mruknął do mnie jeszcze i się uśmiechnął. Odwzajemniłem jego gest. Aż się mi lepiej zrobiło. Przynajmniej teraz wiem, że dla kogoś jestem najważniejszy na całym świecie. A on jest moim całym światem. Pomachałem mu i zniknąłem wśród skał. Niezauważalny wróciłem do domu. Usadowiłem się w łóżku i chwile poleżałem. Mój ojciec akurat był na dole. Ale tylko z tego co słyszałem wrócił się po topór. Gdy wyszedł na spokojnie udałem się do kuchni. Zabrałem swoje już lżejsze buty i materiałową kamizelkę. Po skompletowaniu całego stroju, ruszyłem do kuźni. Oczywiście ja to mam strasznego pech w życiu. Niedaleko koło mnie przechodziła banda Smarka. Ruszyli na mnie i jak się to skończyło? A no skończyło się w bardzo dobrych dla mnie skutkach. Gdy już szykowali się do zbicia mnie Pyskacz przyszedł i odgonił ich grupę do wodza. Szczerze mu dziękowałem. Uśmiechnął się i coś śpiewając odszedł w stronę kuźni. Już miałem iść za nim, ale ktoś zatrzymał. To była Astrid.
- Nie poturbowali cię bardzo? - zapytała, z troską? Chyba tak. Chwyciła mnie za ramię i dokładnie się mi przyjrzała.
- Zostaw mnie - warknąłem. - Nic mi nie jest. - straciłem jej rękę i odwróciłem się do niej plecami. Jak ja się zachowuje?! Na Thora! Muszę, chyba muszę ją przeprosić. Odwróciłem się i zauważyłem tylko jej sylwetkę uciekającą między domami.
- Co się ze mną dzieje? - usiadłem na trawie. Nie możesz płakać przy ludziach. Racja. Wstałem, otrzepałem spodnie i wolnym krokiem ruszyłem do pracy. No nic, później z nią pogadam.
*Astrid*
Co ja sobie myślałam? Przecież to taki pacan. Ja staram się być miła a on co? Warczy na mnie jak jakiś pies! Nie znoszę go. Chociaż nie dziwię mu się. On ma takie beznadziejne życie. Smark cały czas mu dokucza, ojciec pewnie się go wstydzi. Jedyny chyba Pyskacz go lubi. A ja? Ja nawet sama nie wiem. Byłam w przeszłości straszna dla niego. Chcę to odkręcić. Czy to tak wiele?
Szłam przez wioskę i rozmyślałam o nim. Nawet nie zauważyłam jak na kogoś wpadłam. Uniosłam oczy ku górze.
- Przepraszam. - wydukałam. Wódz się zaśmiał.
- Nic się nie stało Astrid. Z resztą to nawet dobrze, że na siebie wpadliśmy. - powiedział. - Chodź, mam sprawę do ciebie i twoich rodziców. Zdziwiłam się ale posłusznie podreptałam za nim. Nie odzywałam się ani słowem przez całą drogę. Byłam strasznie ciekawa co wódz ma nam do powiedzenia. Doszliśmy wreszcie. Usiedliśmy do stołu. Wszyscy. Ja, mama, tata i wódz. Stoik patrzył na mnie z litością? A może z politowaniem? Sama już nie umiałam rozwiązać zagadki jego mimiki twarzy.
- Drogi Maronie, droga Salo gdy byłem na zjeździe wodzów, wódz Berserków Dagur Szalony wypowiedział wojnę naszej wyspie. Było to trudne ale udało mi się go przekonać, żebyśmy żyli w zgodzie. Jest tylko jeden warunek.
- Jaki? - zapytał mój ojciec.
- Otóż powiedział, że zawrzemy pokój między naszymi plemionami za sprawą ożenku. Dlatego pytam się was czy Astrid nie spełniła by tej prośby? - zapytał. A ja nie mogłam się ruszać. Co? Ja mam być ich kartą przetargową? Albo będzie pokój albo wojna? Rodzice na pewno się nie zgodzą.
- Tak. - przytaknęli moi rodzice. Już miałam powiedzieć, że nie! A oni wyskakują mi z tak? Nienawidzę ich!
Wszyscy popatrzyli na mnie. Nie wytrzymałam.
- Nie zgadzam się! - krzyknęłam, za co dostałam od ojca w twarz. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Cisza! Zostaniesz żoną wodza Berserków czy tego chcesz czy nie. - zadeklarował ojciec wodzowi i wyszli. Mama do mnie podeszła. Chciała mi podać rękę bym wstała. Odepchnęłam ją.
- Jak mogłaś?! - wykrzyczałam i uciekłam do pokoju. Tam na dobre się rozpłakałam. Nie mogłam znieść tej myśli. Obiecali mnie jakiemuś wodzowi. To jest chore. Niewiele myśląc zabrałam topór z ziemi i wyszłam przez okno. Od razu skierowałam się na północą część wyspy nad najwyższe klify. Nikt mnie tam nie znajdzie. Biegłam ile sił w nogach, potykając się o kamienie lub korzenie drzew. Po kilku minutach byłam na miejscu. Bądź co bądź to kawał drogi od osady.
Przysiadłam na zielonej trawie i "głaszcząc" swoje narzędzie przyglądałam się pięknemu zachodowi słońca. Różowe kolory zlewały się z błękitną powłoką nieba i granatową poświatą oceanu. Wiatr rozwiewał delikatnie moje blond włosy i śmigał mnie nimi po twarzy. Zielone roślinki łaskotały moje odkryte ramiona. Słońce swoimi ostatnimi promykami wysuszały resztki łez z policzków. Uspokoiłam się na chwilę dzięki naturze. Gdy byłam mała kochałam tu przebywać. Zawsze tu uspokajałam się, wyciszałam, myślałam, rozważałam. Wyrwałam kilka źdźbeł trawy i dokładnie się im przyjrzałam. Były tak soczyście zielone. Coś mi przypominały. Chwila. Zielone oczy Czkawki. Od razu przypomniała mi się nasza poranna rozmowa. Jak on mógł mnie tak potraktować? Chyba każdy tak lubi.
- Wiesz co toporku? - podniosłam broń na wysokość moim oczu. - Nienawidzę gdy ludzie mnie tak traktują. Może lepiej będzie jeśli nie będę do niego podchodzić? Wtedy moi kumple nie będą się ze mnie śmiać. W końcu jak to wygląda? Ja Astrid Hofferson rozmawia i jest miła dla takiego Czkawki? To jest chyba niedorzeczne. Tak, on jest niedorzeczny. - wygadałam wszystko co chciałam. Ulżyło mi. Nad klifami siedziałam aż do późnego wieczora.
*2 godziny wcześniej - Czkawka*
Wracam właśnie z kuźni. Dzisiaj był straszny nawał ludzi. Wszyscy czegoś ode mnie chcieli, zwariować można z nimi. Na drodze powrotnej nie spotkałem nikogo z bandy Sączysmarka. Mam jeszcze pogadać z Astrid, ale dosłownie nie mam już siły. Ledwo co idę do domu. Trudno, jutro na pewno do niej pójdę.
Po kilku chwilach byłem już w domu. Zabrałem tylko kawałek chleba i podreptałem do pokoju. Rzuciłem się na łóżko. Nawet najmniejsze mięśnie mnie bolały. Usłyszałem, że ktoś przyszedł. Po sposobie chodzenia poznałem Pyskacza. Wstałem i sięgnąłem po swój węgielek. Zacząłem szkicować nową tarczę dla siebie. Rysowałbym dalej, ale ojciec wyraźnie się o coś zdenerwował. Podeszłem do schodów i nastawiłem uszu.
- Stoik nie możesz! - krzyknął Pyskacz.
- Właśnie, że mogę. To nieudacznik, nic z niego nie będzie. - powiedział, mój ojciec. Coś mnie zakuło w środku. Z łzami słuchałem dalej.
- Nie mów tak. Czkawka jest dobry, co z tego, że jest trochę mizerny. To twój syn. - bronił mnie Gbur.
- On nie jest moim synem. Nienawidzę go! - wykrzyczał. Nie wytrzymałem, przestałem słuchać. Wytarłem spływające łzy i usiadłem przy biurku. Swoim nożem naciąłem małą ranę na ręce. Przyłożyłem pióro i czerwoną cieczą zacząłem pisać list. Skończywszy spakowałem do torby butelkę wody, kilka ryb i dwa kawałki pieczywa, notes i węgielek. Ogarnąłem swój pokój jednym spojrzeniem. Już tu nie wrócę. Wyszedłem przez okno i czym prędzej pognałem do lasu.
Gdy byłem przy Urwisku zawołałem Mordkę. Wyleciał do mnie i się przytulił.
- Szczerbatek uciekamy. Nigdy więcej tu nie wrócimy. - zawiadomiłem. Smok nie był zadowolony ale po namowach wreszcie się zgodził. Zapiąłem się w siodło i przyjaźnie go pogłaskałem. Jak dobrze, że mam Szczerbola.
- Mordko dziękuję, że jesteś ze mną. - wyszeptałem. On zamruczał. Poderwaliśmy się w górę. Spojrzałem na całe Berk. Już na pewno tu nie wrócę. Byliśmy nad północną częścią wyspy. Spojrzałem na klify. Ktoś tam siedział. Zawróciliśmy i od tyłu zobaczyłem kto to. Siedziała tam Astrid. Mordkę zostawiłem w krzakach a sam skryłem się za kamieniem. Mówiła coś więc się przysłuchiwałem. Wiem, że ostatnio te podsłuchy nie wychodzą mi na dobre, ale taki już jestem. Przez wiatr wyłapałem:
- Ja Astrid Hofferson rozmawia i jest miła dla takiego Czkawki? To jest chyba niedorzeczne. Tak, on jest niedorzeczny. A ja chciałem ją przeprosić. Absurd. Jak ja ich nienawidzę! Wyszedłem za krzaków i odezwałem się.
- Już mnie nie zobaczysz. Nie będę niedorzeczny! - wykrzyczałem, a ona ze strachu rzuciła we mnie toporem. Ominąłem lecące narzędzie.
- Czkawka ty słyszałeś? - wydukała. - Ja..
- Dosyć Astrid. Wystarczy. Nienawidzę cię! Nigdy mnie nie zobaczysz! Obiecuję ci! - wykrzyczałem i wróciłem do Mordki. Wystrzeliliśmy jak z procy. Przed odlotem usłyszałem tylko ciche:
- Przepraszam Czkawka...
~*~
Dedykuję ten rozdział: Olivi Winslow i Chitooge K. ❤ Uwielbiam was dziewczyny!
Klikać reakcję i pisać komentarze.
~ SuperHero ❤
Ojeju dziekuje!:* Czuje sie zaszczycona i ja ciebie tez uwielbiam! Rozdzial swietny! Kocham tego bloga, tylko jedno ale.. na sam koniec gdy Czkawka slyszy slowa Astrid jak dla mnie reaguje zbyt rozpaczliwie xd ale to tylko moja uwaga:P czekam na next i oby byl szybko:D pozdrawiam i weny zycze!
OdpowiedzUsuń11/10 :D suuuuuper ;)) mg powiedzieć tyle że mam wrażenie jakby ktoś zamienił role, bo to Czkawka zawsze był tym wrażliwym i delikatnym a Astrid tą groźną i zdeterminowaną :D tak czy siak, I like it! ;33 miałam nadzieję że Czkawka usłyszy to, co mówiła Astrid, ale tak jak Olivia myślałam że zareaguje trochę mniej agresywnie :oo ale w sumie, ciężko się chłopakowi dziwić, usłyszeć takie słowa od własnego ojca... mam nadzieję że Czkawka i Astrid szybko się pogodzą, bo ja ni mg się doczekać co będzie dalej *-*
OdpowiedzUsuńO Boziuu :* Jesteś zajebista! Nie sądziłam, że ten blog będzie taki fantastyczny! Na chwilę obecną to opowiadania ją moim nr. 1 !! Jesteś boska!
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny! Ale nie podobają mi się relacje między Czkawką a jego ojcem. Miedzy Astrid też nie jest lepiej.. Ale z czasem na pewno wszystko się naprostuje. Tylko na to czekam <3 Oczywiście rozdział musisz dodać jak najszybciej Beybeee :* :* KOCHAM CIĘ ♥♥♥
No to jak? Czekamy na nowy rozdział <3
//Tami G.
Co ty zamierzasz? PRZEPRASZAM BARDZO, ALE JA TU NIE POZWOLĘ NIKOMU NIGDZIE ODCHODZIĆ I NIE WRACAĆ.
OdpowiedzUsuńRelacje między Czkawką, a jego ojcem rzeczywiście nie są najlepsze. W filmie jakoś się ułożyły, ale powinniśmy zastanowić się nad tym, jak będzie tu. Wyjdę daleko w przyszłość i ośmielę się zapytać. Jak to się wszystko skończy? Czy Czkawka dogada się z Stoikiem? A może zginie w bitwie pomiędzy smokami, a wikingami? Powiem ci tylko, że da się znaleźć równowagę między Happy Endem, a Sad Endem. Dlatego chcę tylko ostrzec, że jeżeli zamierzasz kogoś mi uśmiercić, moje serce tego nie wytrzyma, roztrzaska się na tysiące kawałeczków, a ja sama utonę we łzach. Czy ty naprawdę tego dla mnie chcesz?
Poruszając temat Astrid. JAKI ŚLUB? ONA MA BYĆ Z CZKAWKĄ, WYJŚĆ ZA NIEGO, MIEĆ GROMADKĘ DZIECI I ŻYĆ DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. No ale nie mogę nie przyznać, że to świetny wątek. Karta przetargowa. Tym mnie kupiłaś i jednocześnie spełniłaś pierwszy punk, którego w opowiadaniu oczekuje. Totalne zaskoczenie. Została ci oklepana rutyna. (zaliczyłaś ją w momencie, kiedy Czkawka usłyszał akurat ten niepochlebny fragment monologu Astrid, ale gdybyś spełniła oba warunki w jednym rozdziale, byłabym bóstwem nad bóstwami. Twój talent jest aż niedorzeczny.
No nic. Po raz kolejny mnie zachwyciłaś. I czuję, że jeszcze nie raz to zrobisz. Cieszę się, że na ciebie trafiłam. Teraz mam okazję przeżyć przygodę, jakiej jeszcze nie przeżyłam. A w dodatku będą mi towarzyszyły smoki.
Ojej bardzo dziękuję za dedykację :3
OdpowiedzUsuńEkhem więc o rozdziale zacznę.
Więc napisane świetnie ^^ ubóstwiam i w ogóle :D Tylko ten Stoick i reszta :/
Eh szkoda mi go, nie dziwię mu się tego, ze jest taki nieczuły i nieufny :/
Ale no co zrobisz? no ni nie zrobisz xD chociaż nie xD ty możesz! ^^
Kocham ♥
Cześć. ^^
OdpowiedzUsuńJestem tutaj z dużym spóźnieniem. Dopiero dzisiaj znalazłam chwilkę, by wziąć się za Twojego bloga od początku. Wybaczysz mi? :|
Jest naprawdę dobrze. :3 Odbiegasz od standardów wszystkich 'hiccstridowych' blogów, bo historia zaczyna się całkiem inaczej... ale mnie się jak najbardziej podoba. ^^
Szczęka mi opadła, gdy przeczytałam fragment o nacięciu tej ranki nożem. XD
Ale, ja jak zwykle się przyczepię. C:< A może nawet nie o tyle co przyczepię, ale doradzę.
Twoje zdania są trochę krótkie. Według mnie to zaburza trochę płynność całości. Sprawia, że tekst jest taki... coś tam BUM coś tam BUM .. BUM... BUM. Nie wiem, czy zrozumiesz o co mi chodzi *obrazowe wyjaśnienia tak bardzo* ale w każdym razie fajnie by było gdyby na przykład te dwa zdania ''Wziąłem swój gliniany kubek i nalałem do niego gorącej wody. Usiadłem przy drewnianym stole zgarniając torebkę suchego mięsa." zapisać w stylu "Wziąłem swój gliniany kubek i nalałem do niego gorącej wody, a po chwili siedziałem już przy drewnianym stole z zagarniętą torebką suchego mięsa."
Broń Cię panie Boże nie odbieraj tego jako poprawianie czy jakieś wyłapywanie błędów! Sugeruję tylko, jak możesz poprawić nieco całokształt pod względem płynności. :D
Dobra, nie marudzę i nie zabieram więcej sekund z Twojego życia (bo żyje się tylko raz, więc lepiej zjeść kanapkę niż czytać jakieś wymyślne komentarze)
Pozdrowionka i lecę czytać dalej! :3 ~