"Moje życie, jego życie, nasze życie –
kilka odrębnych zdań, stworzyły to wszystko. Czy to co zbudowaliśmy, pozwoli
nam żyć już na zawsze razem?"
Czkawka rzucił okiem na stojącego Szczerbatka. Smok
zaciekawiony przyglądał się im, wzdychając z napięciem. On również oczekiwał
jakichkolwiek ruchów ze strony wikingów, lecz musiał niestety czekać. Oni sami
do końca nie potrafili odnaleźć się w tej sytuacji. Co zrobiliby normalni
dziewiętnastolatkowie? Na pewno nie byliby w Krainie Umarłych i nie ratowaliby
innych światów, przed zagładą. To już całkiem chore.
Blondynka
odetchnęła, zamknęła oczy. Jej idealny plan, był gotowy, ona również. Chciała
zrobić krok do przodu, wymijając jednonogiego chłopaka, lecz ostatecznie się
powstrzymała. Była zła na siebie, że nie może tak po prostu przejść obok, nie
zwracając szczególnej uwagi na wikinga. W tej chwili pragnęła, by w jej głowie
ktoś wywiercił ogromną dziurę, przez którą uciekłyby wszystkie przykre
wspomnienia. Z Smoczym Jeźdźcem
włącznie.
Czkawka spojrzał w
jej oczy. Nie odczuwał krępacji przed blond włosą wojowniczką, wręcz
przeciwnie, mógłby tak stać cały dzień i nie znudziło by mu się to. Jednak nie
mieli tyle czasu.
Hofferson w końcu
zebrała się w sobie. Podniosła głowę, położyła mu rękę na prawym ramieniu.
Czuła jak przeszedł po nim lekki prąd.
- To nic – rzuciła, bo na razie na tyle ją było stać. Powie
więcej jeśli tylko jej nie przerwie – że nie pamiętasz, rozumiem cię. Sama nie
miałabym ochoty pamiętać uprzykrzającej się, denerwującej, samolubnej idiotki,
której się podobasz – Dopiero gdy to powiedziała, zrozumiała sens tych słów. Czy ja właśnie powiedziałam mu, że mi się
podoba?, spytała samą siebie, lecz nie było już odwrotu. Klamka zapadła, on
to usłyszał. Teraz będzie musiała coś wymyślić, żeby tylko nie drążył
tematu. Idiotka, burknęła w myślach.
Natomiast
jeździec, w przeciwieństwie do Astrid, nie przejął się tym. Delikatnie
uśmiechnął się do niej i ujął w ręce jej dłonie.
- Bez obaw, nie powiem mu – mruknął, puszczając jej oczko.
Zaśmiał się lekko po czym, przyciągnął ją do siebie, wpijając jej się w usta.
Astrid otworzyła
szeroko oczy, ale pogłębiła pocałunek, na który – szczerze powiedziawszy –
długo czekała. Z radością, zarzuciła mu ręce na szyję, gdzie on trzymał swoje,
ulokowane na jej talii. Nie mogła opisać swojego szczęścia. Było to dziwne, ale
bardzo cieszyła się, że ją pocałował. Mogła chociaż na chwilę poczuć, że jednak
ją pamięta, że coś dla niego znaczy. Przez kilka sekund może wierzyć, że
wszystko wróciło do tego momentu, sprzed kilku miesięcy.
Chłopak oderwał
się od niej dopiero po chwili.
- Nie myślałem, że kiedykolwiek to powtórzymy As – szepnął
uwodzicielsko. Patrzył jak w jej oczach rośnie szczęście, bo pamięta. Bariera
została zerwana, uczucie zwyciężyło.
- Pamiętasz – odszepnęła, a niebieskie oczy wypełniły się
łzami. Wolno spłynęły po brudnych policzkach, prosto na jego ręce. Czkawka
uśmiechnął się szeroko, mocno przytulając ją do siebie. Sam był szczęśliwy, bo
uczucie, które go tak nieznośnie dręczyło, odpłynęło wraz z przypomnieniem
sobie pięknej towarzyszki.
- Dziękuję – powiedział, gdy wtulał twarz w jej złociste
włosy. Zaskoczona dziewczyna odchyliła się od niego.
- Za co?
- Za wszystko – odparł, całując ją w czoło.
Wreszcie byli
szczęśliwi, razem. Wydawać by się mogło, że na zawsze. Jednak nie wszystko
kończy się dobrze.
*Berk/Narrator*
Wikingowie wyruszyli ze Schronu, jeszcze
pod osłoną nocy. Musieli zachowywać się cicho, żeby nie wzbudzić alarmu, który
pozwoliłby najeźdźcą na przygotowanie się do bitwy. Jeśli dojdą do wioski
niezauważeni, zaskoczą ich we śnie, nie dając możliwości na obronę. Może i nie
było to do końca zgodne z ich dotychczasowymi planami ataków, lecz teraz nie
mieli wyboru.
Mieczyk raźno maszerował tuż obok wodza,
posyłając ku niemu, wspierające spojrzenie. Teraz dla Stoik był ogromnym
wsparciem, nawet jeśli był tylko dziewiętnastoletnim wikingiem. Rudobrody
uśmiechał się do niego czasami, a co chwilę mocniej zaciskał rękę na rękojeści
swojej broni. Patrzył przed siebie, modląc się do Odyna, żeby tylko Plemię
Nungbaka – tak nazywali się antywyznawcy mitologii i religii nordyckiej – nie
znalazło Pyskacza i reszty. Nie chciał nawet dopuszczać do siebie tej myśli.
Strata najlepszego przyjaciela byłaby dla niego ogromnym ciosem.
Po zaledwie dwóch kwadransach, podeszli
do plaży Thora. Postanowili najpierw wyeliminować tych co znajdują się na
statkach, żeby po wznieceniu bitwy, nie próbowali uciekać. Dziś Wandale, nikogo
nie wypuszczą stąd żywego.
Niewielka grupka wikingów weszła do
statku. Jak się okazało nie było tam nikogo, więc wódz zarządził rozwalenie
statku po cichu. Wystarczyło wyrwać kilka desek pod pokładem, żeby łódź
zatonęła od razu po odepchnięciu od portu. Tak samo, zrobili z pozostałymi
dwudziestoma-pięcioma wrogimi statkami.
Gdy ostatnia łódź została sforsowana
przez Wikingów, ruszyli w dwóch grupach. Jedna grupka szła bezpośrednio na
wyspę, żeby tam zabić Nungbaków oraz na jej północno-zachodnie krańce. Druga
grupka szła od lasu, zaczynając od klifów i kończąc na południowo-wschodnich
polanach. Drugi odział był troszkę mniejszy, lecz znakomicie ukryli się w
zielonych lasach, żeby dodatkowo w razie konieczności, pomóc pierwszej grupie w
walce. Po południowej stronie nie było prawie w ogóle domostw, tylko nieliczne
gospodarstwa, więc i tak druga grupa wróci się szybciej do wioski, by wesprzeć
pozostałych.
Stoik rozejrzał
się po Głównym Placu. Wszędzie panowała głucha cisza, jak makie zasiał. Miał
pewne przeczucia, lecz z nikim nie chciał się nimi dzielić. Spojrzał na
Twierdzę. Nie paliło się żadne światło, nikt nie chodził po wiosce. To nie może być prawda, pomyślał, a po
chwili całą grupę otoczyła zgraja najeźdźców. Wódz z niedowierzaniem
stwierdził, że jest ich co najmniej trzy razy więcej niż przypuszczał. Wiedzieli, burknął w myślach, dając
sygnał swoim ludziom do ataku. Nie miał żadnych pewności czy przeżyją, lecz
muszą uratować Berk.
Wszyscy walczyli z
zaciętymi i groźnymi minami. Miecze uderzały o siebie, raniąc lub zabijając
przeciwników. Każdy bez ogródek pozbawiał innych życia, żeby tylko ocalić swój
dom. Wandale od dawna byli postrachem Północnego Archipelagu. Niestety ktoś
wreszcie odważył się im przeciwstawić i zaatakować. W myślach wikingów tylko na
krótko.
Mieczyk wzrokiem
szukał swojej siostry. Mimo, że cieszył się gdy spotykało ją coś złego, teraz
martwił się o nią naprawdę. Świadomość tego, że mogło jej się coś stać, była
dla niego ogromnym brzemieniem. Szybko wybijał kolejnych Nungaków, uparcie
rozglądając się za blond włosami Szpadki. Gdy nie ujrzał jej pośród krwawej
rzezi, przejął się na dobre.
Kiwnął głową ku
Maronowi, na znak, że idzie poszukać swoich. Oddalił się szybko biegnąc do
więzienia Berk, gdyż jak się dowiedział od Wiadra, tam ostatnio była dziewczyna
i reszta wikingów. Po kilku sekundach znalazł się przy drewnianym budynku, z
głośnym hukiem, wpadając do niego. W środku ujrzał leżącego Sączysmarka i
Szpadkę, która trzymała głowę młodego Jorgensona na swoich kolanach. Na jej
policzkach Mieczyk dostrzegł łzy.
- Siostra – wyszeptał i upuścił miecz na ziemię, który
wybudził bliźniaczkę z rozmyślań. Szpadka spojrzała na niego z szokiem, a jej
oczy na nowo, wypełniły się łzami. Blondyn podbiegł do niej, biorąc ją w
objęcia. Mocno przytulał do siebie zapłakaną wojowniczkę, która wtulała się w
niego coraz bardziej.
- Żyjesz – wychlipała, patrząc na niego jakby był duchem. –
Myślałam, że już cię nie zobaczę – dodała, wzdychając z ulgą.
- Też tak myślałem – odparł całkiem poważnie. Uśmiechnął się
do niej ciepło. – Nie widziałem cię i bałem się, że coś ci się stało – wyznał
nieśmiało, zerkając na rannego Smarka – Co z nim? – wskazał na niego głową,
gdyż nie chciał za bardzo drążyć tematu o jego obawy co do bezpieczeństwa
siostry.
- Będzie żył – westchnęła, ocierając mokrą twarz – mam taką
nadzieję – dodała ciszej, przejeżdżając
ręką po jego czarnych włosach. Bliźniak skrzywił się nieznacznie, lecz tego nie
skomentował. Dorósł jego siostra również, więc miała prawo lubić bardziej
kogokolwiek, nawet Sączysmarka.
- To będę miał szwagra – rzucił, szerząc się. Szpadka
uderzyła go ramię, ale również się zaśmiała. Spojrzała na chłopaka.
- Może coś z tego
będzie – mruknęła do siebie, tak żeby bliźniak jej nie słyszał.
*Valhalla/Narrator*
Uwer wbił sztylet
w Elfa, rozglądając się za Astrid. Zniknęła mu z oczu parę minut temu, a może
potrzebować pomocy. Rozejrzał się po polu bitwy i z ulgą mógł stwierdzić, że
wybili prawie dwie trzecie całego tałatajstwa. Wojownicy Asgardu już przybili,
walcząc z resztą. Chłopak postanowił iść odszukać blond włosą wojowniczkę.
Przeszedł
kilkanaście metrów w stronę zamku, aż pod jego stopami wylądowała Nocna Furia z
dwójką wikingów. Czkawka zszedł z Szczerbatka, trzymając na rękach blade ciało
Astrid. Uwer podbiegł do nich.
- Co się stało? – zapytał, drżącymi rękoma wskazując na
Hofferson, która wyglądała jakby umarła. Haddock mruknął coś niezrozumiale i
wyminął go, idąc do pałacu. Rudowłosy bez wahania pobiegł za nim i smokiem,
który wiernie asystował swojemu przyjacielowi.
Dotarli na Główny
Dziedziniec, a tam Czkawka położył blondynkę na ziemi. Otarł jej mizernie
wyglądającą twarz i skinął na smoka. Szczerbatek zrozumiał swoje polecenie i
wybiegł po niezbędne składniki do leczenia. Czkawka zdjął z Astrid swój własny
kombinezon, żeby ją opatrzyć. Ściągnął z siebie koszulę i ubrał w nią
dziewczynę. Szybko kawałkiem szmatki zabezpieczył jej ranę na brzuchu. Z liści,
które dostarczył Nocna Furia, zrobił napar, wlewając go do ust wojowniczki.
Uwer stał kilka
metrów od nich, przyglądając się pracy wikinga. Chciał podejść, ale obawiał się
trochę Smoczego Jeźdźca, gdyż widać było, że chłopak jest podenerwowany stanem
blondynki. Usiadł blisko jej ciała i chwycił ją za rękę. Czkawka zauważył to,
lecz nie pokazywał uczuć i nic nie powiedział.
- Co jej się stało? – Wiking wreszcie zebrał się na odwagę,
by zadać dręczące go pytanie. Czkawka westchnął, klękając po drugiej stronie
Hofferson. Płakać mu się chciało, za to co się stało. Wiedział, że to było nieodpowiedzialne,
a jednak się stało. Ukrył twarz w dłoniach, pochylając głowę nad jej klatką
piersiową. – Odpowiesz mi wreszcie na pytanie? – Uwer również zdenerwował się
lekko i podniósł ton głosu. Brunet spojrzał na niego, po czym odpowiedział.
- Napadli nas, z zaskoczenia – mruknął, przyglądając się jej
wolno opadającej klatce – osłoniłem Astrid, lecz Szczerbatek mnie odepchnął.
Sam chciał ją ratować, więc skoczyłem między nich, a Astrid oberwała –
wytłumaczył. Wiking za bardzo nie był przekonany jego opowieścią.
- Czyli pozwoliłeś, żeby ona dostała? Ratując własnego
smoka, żartujesz sobie?! – krzyknął Uwer, na co Czkawka zmierzył go oschłym
wzrokiem.
- Tak – odparł, spokojnie – i nie próbuj mi wmawiać, że
powinienem ją ratować, bo starałem się ich obojgu uratować. To nie moja wina,
że było ich tak dużo! – wrzasnął. – Ty mnie nie znasz, a powinieneś wiedzieć,
że Szczerbatek jest moją jedyną rodziną, kocham go i nie pozwolę go już więcej
skrzywdzić! – odwrócił się, by opanować emocje. Tak, Uwer wyprowadził go z
równowagi, ale to było tylko jego wina.
- Wielki Obrońca Smoków się znalazł! Jesteś nikim, bo
ratujesz smoka zamiast człowieka, najpiękniejszą dziewczynę na świecie! Jesteś
chory! – krzyczał na niego szarooki chłopak, a w Czkawce coś pękło. Wyciągnął
Piekło, rzucając się na przeciwnika. Przyłożył mu miecz do gardła, twardo
patrząc mu w oczy.
- Nie bój się – przemówił, ostrym tonem – ciebie na pewno
nie pozwolę uratować, o to możesz być spokojny – wysyczał zgryźliwie, szykując
się do wbicia broni w miękką skórę Uwera. W jego szarych oczach, Haddock
dostrzegł strach, co go jeszcze bardziej zachęciło do zabicia wikinga.
- Nie – usłyszał cichy głos, z tyłu – nie!
Astrid podparła
się na rękach, mając łzy na policzkach. Czkawka niechętnie zszedł z
rudowłosego, lecz i tak rzucił nim o ścianę, na co blondynka wybuchła.
- Co ty mu robisz? – warknęła, siląc się na poważny i groźny
ton.
- Dostaje to na co zasłużył – wzruszył ramionami chłopak.
Spojrzał na zacięty wyraz twarzy Astrid.
- Zabijając? Odbiło ci?! – Blondynka dalej drążyła temat,
mierząc współczującym wzrokiem rudowłosego.
- Skoro tak bardzo ci na nim zależy, nie potrzebnie cię
ratowałem! – Czkawka również nie był jej dłużny. Nie mógł znieść tego, że
dziewczyna ma do niego pretensje, choć ocalił jej życie, lub duszę. –
Szczerbatek – mruknął na smoka, dając znak do odejścia.
- Czkawka, stój – zaczęła wojowniczka z lekkim strachem. Bała
się o obydwóch wikingów, lecz chciała mieć zielonookiego przy sobie.
- Nie – przerwał jej – bo, jeśli tak bardzo przejmujesz się
jego stanem, ja nie jestem ci do niczego potrzebny! – warknął, wskakując na
grzbiet ciemnego smoka. Wraz z silnym podmuchem wiatru, wystartowali niknąc w
granatowych chmurach.
Astrid spojrzała
tylko na Uwera, po czym schowała twarz w dłoniach.
Czkawka przeleciał
spory kawałek drogi, krzycząc w niebo. Mogłem
w ogóle sobie jej nie przypominać, myślał w duchu.
W końcu wylądowali
na polu bitwy. W promieniu kilkunastu metrów walały się trupy poległych
Mrocznych Elfów. Chłopak zszedł ze smoka, kierując się do stojącego nieopodal
Thora. Bóg odwrócił się, słysząc jego kroki.
- Czkawko – uśmiechnął się szczerze, ściskając dłoń wikinga.
– Dziękuję.
- Ale za co? – zapytał za bardzo nie rozumiejąc.
- Za to czego dokonałeś, pomogłeś nam wygrać tę wojnę. Odyn
cię za to wynagrodzi – szepnął. Ruszyli kamienna drogą do pałacu.
- Przyjemność po mojej stronie – zaśmiał się Czkawka. – Ale
mam prośbę. Czy Szczerbatek mógłby do mnie wrócić?
- Oto zapytasz już samego Wszech Ojca – odparł, kończąc
rozmowę.
Czkawka już nie
mógł się doczekać kiedy wreszcie dojdą do wielkiego pałacu. Chciał dowiedzieć
czy Odyn pozwoli mu zabrać smoka i czy w ogóle sam będzie mógł powrócić do
świata żywych.
Wszech Ojciec
siedział na swym pozłacanym tronie, uśmiechając się do zebranych wojowników i
mieszkańców Asgardu. Dużo im zawdzięczał, a szczególnie kilku osobom. Je chciał
wynagrodzić za trud i poświęcenie.
Thor wraz z
Czkawką i Szczerbatkiem, weszli przez ogromne wrota do Sali. Wzrok wszystkich
skierował się na nich, aż dotarli do samego Odyna. Siwy bóg uśmiechnął się do
nich radośnie.
- Ojcze – blond włosy bóg piorunów ukłonił się – Mroczne Elfy
zostały pokonane – powiedział z dumą, na co asgardczycy zareagowali okrzykami
wiwatu. Wszyscy klaskali i wychwalali Odyna oraz inne bóstwa.
- Dziękuję wam wszystkim – przemówił Ojciec, wstając z
tronu. Wrzawa ucichła, a Odyn skierował swoje spojrzenie na stojącego z boku
Czkawkę i Szczerbatka. – Jeźdźcu Smoków, ty i twój smok dowiedliście, że macie
wielkie serca i wolę walki. Pomogliście nam pokonać wroga i dzięki wam Asgard
jest bezpieczny! – krzyknął, a wszyscy zaczęli wiwatować na cześć chłopaka i
Nocnej Furii. Wiking łagodnie uśmiechnął się do zebranych na sali, a
Szczerbatek zaryczał głośno. – Również nie mogę zapomnieć o dwójce wojowników,
którzy swoją postawą zyskali w moich oczach. Podejdźcie tu Uwerze i Astrid –
Czkawka szybko spojrzał na wyłaniają się z tłumu Hofferson i podtrzymującego ją
rudowłosego wikinga. Ponownie zapanował gwar i wrzawa, lecz skinieniem ręki
Odyn uciszył lud. – Od dzisiaj zostaliście Wojownikami Asgardu! W zamian za
waszą postawę, dostaniecie możliwość powrotu na ziemię – Jeździec nie mógł
opanować swej radości. Rzucił się na swojego przyjaciela.
- Wreszcie wrócimy do domu – szepnął mu do granatowego ucha.
- Jest jednak jeden warunek – spojrzał na ich skupione
twarze. Po karku Czkawki przeszedł lekki prąd niepewności. – Zostaniecie zesłani
na ziemię, lecz utracicie pamięć. Wszystko co pamiętaliście od momentu wkroczenia
do Valhalli i związane z nią rzeczy, zostanie wam odebrane. Niestety takie są
prawa natury. Macie możliwość wyboru: zostać tutaj i pamiętać lub wrócić, lecz
częściowo zapomnieć – wyjaśnił trochę z smutną miną. Odprawił całe zbiorowisko,
idąc do Thora.
Czkawka od razu
wiedział co wybierze. Tak bardzo brakowało mu Mordki, że bez zastanowienia
wróci z nim na ziemię, żeby podenerwować trochę Drago lub innych wrogów. Musi
jeszcze spełnić swoją misję, pojednania ludzi i smoków.
Astrid natomiast
biła się z myślami. Miała szansę wrócić do domu, do jej ukochanego Berk,
zobaczyć przyjaciół i rodzinę, i jednocześnie zapomnieć o Czkawce lub zostać
tutaj jako Wojowniczka Asgardu i pamiętać, ale pożegnać się z szansą ponownego go
zobaczenia. Nie umiała dokonać wyboru. To było dla niej zbyt trudne. Patrzyła na
tego zadziornego wikinga i dalej nie chciała zapomnieć tego uczucia, jakie jej
towarzyszyło, gdy był tuż obok niej.
Spojrzała na Uwera
i szybko straciła wszelkie wątpliwości.
Jesteś twarda Astrid i dasz sobie radę, nawet bez niego…
Wieczorem, gdy
piękne słońce chowało się za horyzontem, mieszkańcy, wojownicy i bogowie
żegnali poległych w walce. Czkawka również uczestniczył w tym wydarzeniu,
trzymając rękę na głowie smoka. Szczerbatek mruczał smutno, oddając hołd
zmarłym wojowniczkom czy mieszkańcom. Rozumiał powagę sytuacji i dobrze
wiedział, że również jego jeździec mógł zająć miejsce na łodzi.
Odyn wystrzelił jedną
z zapalonych strzał, a po nim inni. Rodziny zmarłych wypuściły w niebo tysiące
Świecących Lilli, żegnając się na zawsze ze swoimi rodzinami. Wszyscy płakali,
choć wiedzieli, że ci co zginęli, uratowali ich miasto, dając możliwość żyć innym
w spokojnej, pięknej a przede wszystkim wolnej krainie.
~*~
Wyszły trzy części, jak chciałam i bardzo Was przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale w ogóle weny nie miałam, wybaczcie :* Oficjalnie wyszło, że w całości ten rozdział ma 19 stron (mój rekord) :) Komentujcie, bo jestem ciekawa Waszych opinii.
INFO!
Teraz rzecz najważniejsza. Myślałam nad tym długo, nawet bardzo długo i doszłam do wniosku, że muszę zrobić sobie przerwę - dlatego odchodzę.
Kiedy wrócę? Początkiem grudnia, chyba 1 we wtorek z nowym rozdziałem :)
Naprawdę potrzebuję przerwy do ode wszystkiego, bo muszę na serio ogarnąć tego bloga i pozostałe, trzymać aktualny poziom z nauką oraz pomyśleć co dalej z tym opowiadaniem. Sama czuję, że ono podupadło, dlatego muszę dobrze przemyśleć dalsze rozdziały. Więc nie przedłużam, idę na urlop, na Wasze blogi będę zaglądać i komentować :*
Trzymajcie się cieplutko moje szkraby, niech tam Was Odyn pilnuje i powodzenia w szkole oraz dużo błogosławieństwa od Niego <3
~ SuperHero *.*