SOUNDTRACK
"Pozwól jej odejść. Tak będzie lepiej. Musisz pozwolić, żeby to, co was łączyło na zawsze odeszło w zapomnienie. Ona nie może nosić tego ciężaru. Ciężaru pamięci o Tobie"
"Pozwól jej odejść. Tak będzie lepiej. Musisz pozwolić, żeby to, co was łączyło na zawsze odeszło w zapomnienie. Ona nie może nosić tego ciężaru. Ciężaru pamięci o Tobie"
Patrzyłem na oddalającą się sylwetkę blondynki, a w moim
spojrzeniu można było doszukać się żalu. Nie chciałem, żeby odchodziła, ale nie
warto też było jej zatrzymywać. Ile dalibyśmy radę wydłużyć czas tego, co
musiało nastąpić? Przecież teraz miała ona życie tuż przed sobą. Całkowicie
wolne, pozbawione głupich nakazów jej ojca, wodza, kogokolwiek. Śmiało mogła z
niego korzystać.
- Dlaczego nie porozmawiałeś z nią normalnie? – Szczerbatek
wtrącił, wstając z ziemi. Doczłapał do mojej osoby i wsadził wielką głowę pod
rękę, żebym go podrapał.
- Sam nie wiem – wzruszyłem ramionami, choć głos mi zadrżał.
Nie mogłem się rozkleić. Na pewno nie teraz. Odetchnąłem, patrząc memu
smoczkowi w oczy – Ahh, to już przeszłość. Teraz musimy się skupić na naszym
planie, Mordko – uśmiechnąłem się radośnie do przyjaciela.
Przytaknął mi
bezgłośnie i oboje usiedliśmy pod niewielkim oknem.
- Chcesz uciec jeszcze teraz, jak będziemy w więzieniu, czy
efektowniej podczas wyroku? – zagaił Szczerbo. Zamyśliłem się przez chwilę,
odchylając głowę do tyłu. Na spokojnie moglibyśmy wydostać się będąc jeszcze
tu, ale czułem, że zdarzy się coś dużo ważniejszego przy naszym wyroku. Dlatego
postanowiłem zostać.
- Jak wiesz, przeczucie mnie nigdy nie myli – przerwałem,
kiedy Mordka spojrzał na mnie miną typu: "Taaa, jasne". Roześmiałem
się i udałem, że go uderzam ręką – Oprócz tych kilku razów. Teraz jestem w
pełni przekonany, że czegoś się dowiemy. Musimy czekać.
- W porządku – Przyjaciel przytaknął wesoło – A co potem?
- Potem, jak zawsze, w idealnym stylu rozwalimy całą tą
armadę i uciekniemy. Pasuje?
- Jeździec i Furia. Ostatnie zadanie.
Tym stwierdzeniem
zakończył naszą poważną rozmowę na temat ucieczki. Byłem ciekawy tylko,
dlaczego Dagur i ci jego strażnicy myślą, że jestem idiotą i powiem plan naszej
ucieczki tak głośno oraz swobodnie. Naprawdę uważali nas za bezmyślnych
głupków, skoro postanowili z ukrycia słuchać naszej rozmowy. Doprawdy ludzie
mnie zadziwiają.
Uśmiechnąłem się,
zobaczywszy ten błysk w oczach mojego smoka. Po tylu latach przyjaźni
rozumieliśmy się bez słów i potrafiliśmy ułożyć plan ucieczki bez
porozumiewania się. Szkoda, że Dagur sądzi, iż jest przed nami. To ja zawsze
będę o cztery kroki przed nim.
Po ułożeniu planu
ataku siedzieliśmy oparci o siebie i wspominaliśmy. Wspominaliśmy całe te
siedem lat naszego pokręconego życia. To, jak go zestrzeliłem, odnalazłem,
oswoiłem i wytresowałem. Wszystkie nasze szalone przygody. Najpierw z Czerwoną
Śmiercią, potem misja pojednania ludzi i smoków, walka z Drago, śmierć Mordki,
ucieczki, pokoje, bitwy, wojna na Berk. Wszystko to sprawiło, jacy staliśmy się
w czasie tej drogi. To doprowadziło nas do tej chwili. Do chwili, w której możemy
zostać wymazani z kart historii przez ocalenie jednego życia. Życia Astrid.
Czy na pewno podjąłem dobrą decyzję?
Po chwili
usłyszeliśmy zbliżające się kroki w naszą stronę. Nadstawiłem uszu i ze
zdziwieniem mogłem stwierdzić, że osoba, która się do nas zbliża na pewno nie
jest ani Dagurem, ani rosłym strażnikiem. Przed kratami pojawiła się postać
niskiej, odrobinę zgarbionej kobiety. Odwróciłem się w jej stronę.
- Witaj, Jeźdźcu – powiedziała spokojnym, melodyjnym głosem.
Nie spodziewałem się, że na wyspie pełnej nieokrzesanych dzikusów, może żyć
osoba, będąca ucieleśnieniem dobroci, miłości i współczucia. W jej aurze mogłem
dojrzeć niespotykane dotąd ciepło, które sprawiało, że byłem spokojny od samego
patrzenia. W moim sercu pojawiło się wrażenie, że patrzę na swoją własną matkę.
Było to dziwne, ale przyjemne jednocześnie. Jej szare oczy błysnęły
zaciekawieniem, kiedy na mnie spoglądnęła.
- Emm, mogę w czymś pomóc? – Od dawna nie byłem tak
zmieszany przy rozmowie z kimś starszym. Szczególnie z kimś takim, jak ona.
Naprawdę była niczym bogini.
- Astrid wróciła do domu, będzie się pewnie pakować. Była u
ciebie, prawda? – zapytała, siadając na niewielkim stołeczku, zaraz przy celi.
Ja również przysunąłem się bliżej krat, mówiąc Szczerbatkowi, żeby odpoczął. W
końcu musiał się porządnie wyspać przed tym, co miało nastąpić.
- Tak – czułem, że jej mogę zaufać i wszystko powiedzieć.
Znaczy wszystko, o co by mnie spytała. Imię, pochodzenie, czy coś innego, jak
zwykle zostało tylko dla mnie i mego smoczka. Kobieta przymknęła oczy, jakby
potrzebowała chwili, żeby się zastanowić, o co spytać w następnej kolejności.
Troszkę mnie to rozśmieszyło, ale nie dałem tego po sobie poznać.
Otwarła oczy.
- Mój syn chyba dokładnie tego nie przemyślał – zaczęła, a
ton jej głosu się zmienił. Wydawał się teraz smutny, zawiedziony z nutką żalu i
niepewności.
Stop. S-syn?!
Tym razem to ja
otworzyłem szeroko oczy z niedowierzania. Rozmawiałem z matką Dagura? Kobieta,
która była niczym najszlachetniejsza bogini, to tak naprawdę rodzicielka tego
szalonego idioty? Osoby, która bez oporów skazała swą przyszłą żonę na śmierć?
Było to dla mnie nie do pojęcia. Jak taka dobra, serdeczna, ciepła kobieta
mogła urodzić siejącego śmierć i postrach, bezdusznego człowieka?
Widząc moje
chwilowe roztargnienie, wyciągnęła do mnie delikatną, choć w niewielkim stopniu
pomarszczoną dłoń i przejechała nią po moich włosach. Uspokoiłem się i spojrzałem
na nią. W jej spojrzeniu odczytałem to, że naprawdę nie chciała, aby syn,
którego urodziła oraz wychowała, był taki, jak teraz. To pozwoliło mi na
odepchnięcie tych wszystkich myśli i ponowne skupienie na jej słowach.
- Doprawdy nie wiem, co on chce osiągnąć przez to, iż ciebie
zabije. Przecież tak naprawdę Astrid nie zrobiła nic złego, więc nie musiał od
razu wydawać na nią wyroku. Wiem, że jest porywczy, szalony i czasami
bezmyślny, ale nie sądziłam, że zrobi coś takiego. W głębi ducha to naprawdę odważny,
silny i dobry wódz oraz wojownik. Opiekuje się wszystkimi, jak może. Ja naprawdę nie wiem – przerwała, a jej twarz
pokryły drobne kropelki łez. Ukryła twarz w dłoniach i cicho szlochała.
Widok ten
wstrząsnął mną, ponieważ ta biedna kobieta sądziła, iż zna własnego syna.
Wiedziała o jego nieprzyjemnych cechach, ale mimo to, nie spodziewała się u
niego takich decyzji. Patrzyła na niego przez pryzmat czasów jego dzieciństwa.
Widocznie sądziła, że nie będzie zdolny do czegoś takiego.
- Spokojnie, babciu – odezwałem się, kładąc swoją rękę na
jej dłoni. Przestała szlochać i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem – Może i jest
taki, jak mówisz, ale na pewno nie zamknął mnie pochopnie. On wie, co robi. Bo
widzisz, byłem tu już kiedyś. Dagur już raz mnie złapał, ale wymknąłem mu się. Tym
razem sam wpadłem w jego ręce, więc myślę, że to swego rodzaju zemsta.
Na twarzy
staruszki malowało się zdziwienie, ale mimo tego, czułem podstęp, ponieważ
Dagur zgodził się tak szybko, a ten jego szalony błysk, gdy mnie zobaczył, nie
pozwalał mi zapomnieć o tym, jak przebiegły potrafił być Szalony.
- Więc co teraz? – spytała, nie rozumiejąc już całej
sytuacji.
Spojrzałem na
śpiącego smoka.
- Teraz musisz już wrócić do domu, babciu – uśmiechnąłem się
do niej szczerze i wstałem, podchodząc do smoka – Zajmę się resztą.
- Niech bogowie mają cię w opiece – usłyszałem z tyłu, a po
chwili zostałem sam w więzieniu. Wyjrzałem przez okno. Słońce było coraz bliżej
morza.
Zostało tak niewiele czasu.
*Narrator*
Dziewczyna
zapłaciła za jedzenie i odeszła z uśmiechem do czekającego na nią chłopaka.
Czarnowłosy wziął rzeczy, a chwyciwszy brunetkę za rękę, ruszyli ścieżką w
stronę lasu, gdzie czekał na nich Płomyk. Delikatne słońce grzało ich
przyjemnie w policzki, a wiatr zabierał do tańca kosmyki włosów.
Nie zdążyli odejść
nawet z miejsca targowiska, jak zatrzymał ich krzyk kobiety z tyłu. Odwrócili
się natychmiast. Sprzedawczyni w średnim wieku podbiegła do pary, trzymając w
dłoni kopertę.
- Uff, nie sądziłam, że uda mi się ciebie rozpoznać –
zwróciła się do Megary, która była zdziwiona słowami kobiety.
- Mnie? – dopytała – Ale skąd mnie pani zna?
Brązowowłosa
nieznajoma odetchnęła.
- Moja dobra przyjaciółka, a twoja matka, mieszkała kiedyś z
tobą u mnie. Bardzo dawno temu i na pewno tego nie pamiętasz. Byłaś taka mała,
miałaś może trzy lata – opowiadała, co wzbudzało w Megarze jeszcze większe
zdziwienie, ale też nadzieję na odnalezienie swojej rodziny – Pewnego dnia
twoja matka dała mi list i powiedziała, żebym ci go przekazała, jak dorośniesz.
Nie sądziłam, że cię spotkam, ale jak widać się udało. Zniknęłyście bardzo
szybko, a ja po prostu czekałam. Dzięki twoim oczom udało mi się ciebie
rozpoznać – Głos kobiety stał się jeszcze bardziej czuły i radosny, więc szybko
przytuliła zaskoczoną brunetkę – Tak się bałam, że nigdy ci tego nie dam, Meg –
wyszeptała, roniąc kilka łez. Puściła zszokowaną Megarę i wręczyła list.
- Jest pani pewna? – dopytała, ponieważ naprawdę wydawało
jej się to niemożliwe, żeby po tylu latach ktoś był w stanie ją rozpoznać.
Sprzedawczyni uśmiechnęła się tajemniczo.
- Jak najbardziej, Meguś – pogłaskała dziewczynę po ręce, a
młoda jeźdźczyni zaniemówiła. Z granatowych oczu wypłynęły łzy szczęścia.
- Tak mówiła do mnie mama – powiedziała, spoglądając na
przyjaciółkę matki – Tak cię cieszę!
Przytuliła
nieznajomą z całych sił. Obie płakały i trwały w uścisku. Faro również nie krył
uczucia ulgi i radości. Wreszcie jego kochana Megara mogła zaznać upragnionego
szczęścia i z powodzeniem odnaleźć rodzinę. Wreszcie będą razem.
Kiedy kobieta
musiała już wracać do swojej pracy i klientów, Megara zadowolona, jak nigdy
przedtem, ruszyła wraz z Faro do Płomyka. Szli spokojnie, choć chłopak
zastanawiał się, dlaczego dziewczyna odwlekała w czasie przeczytanie listu. On
jeśliby miał na wyciągniecie ręki informacje o położeniu rodziny, nie zawahałby
się ani chwili, żeby je przeczytać. Ona jednak czekała, co było zastanawiające.
Doszli do śpiącego
smoka i usiedli obok siebie, opierając się o brzuch zwierzęcia. Megara patrzyła
na list, który miała w dłoniach. Wtedy Faro zrozumiał jej brak pośpiechu.
- Boisz się, prawda? – zapytał, obejmując ją ramieniem.
Niepewnie kiwnęła głową, nie patrząc chłopakowi w oczy. Do tej pory ciągle
udawała, że jest w porządku, nawet, jeśli niczego nie znaleźli. Ale teraz było
inaczej. Teraz była o krok od poznania prawdy, więc strach o to, czego się
dowie, był przytłaczający. Jedna łza spłynęła po prawym policzku. Faro szybko
ją starł – Hej, będzie dobrze.
- Wiem – wyjąkała cicho, spoglądając mu w oczy – Faro, a co
jeśli mnie nie poznają albo, co gorsza, co jeśli oni nie żyją? Tak bardzo się
boję – położyła głowę na jego ramieniu, a czarnowłosy szybko opatulił ją
ramionami. Nie chciał, żeby płakała, cierpiała, bała się. Chciał jej pomóc,
ocalić od złego, żeby mogła się tylko cieszyć. Obiecał, że będzie przy niej i
słowa zamierzał dotrzymać.
- Wiem, że się boisz, masz obawy i jesteś tego wszystkiego
niepewna – odezwał się po chwili ciszy. Nadal głaskał ją uspokajająco po
plecach – Ale to jest, jak najbardziej normalne. Masz wątpliwości. To całkiem
zrozumiałe. Każdy martwiłby się tym, jeśli ważyłyby się losy poznania
tożsamości rodziny. Nikt nie jest na tyle silny, żeby temu podołać. Ty również
nie musisz starać się być silna. To pokazuje, że jesteś człowiekiem i czasami
po prostu się boisz. Ale wiedz, że nie jesteś sama. Masz Płomyka, masz mnie.
Pamiętaj, że zawsze będziemy tuż obok ciebie i będziemy cię wspierać. Bez
względu na wszystko, okej? – zapytał, a kiedy pokiwała twierdząco głową,
pochylił się lekko, aby złożyć na maleńkich usteczka, delikatny pocałunek.
Megara odwzajemniła go, wierząc głęboko w słowa ukochanego.
- Dziękuję, że jesteś – powiedziała, gdy się od siebie
oderwali. Spoglądnęła w srebrne oczy Faro, widząc w nich czułość i miłość,
która podniosła ją na duchu niezliczoną ilość razy. Teraz również to uczyniła,
a ona z lekkim sercem mogła wyruszyć na wojnę z przeszłością, aby wyjść z niej
zwycięsko i nareszcie odnaleźć rodzinę.
~*~
WRACAM! BADA BUUUM! PO JEDNYM DNIU XDDD
Hahahah, taka sytuacja zdarzyła się tylko raz. Zaraz po pierwszym rozdziale, na drugi dzień napisałam drugi - potem przez prawie 3 lata nie zdarzyło się coś takiego. Dopiero dzisiaj! 1033 dni temu dałam radę. Aww, to prawie jak taka rocznica.... Jejjuuu się tak przyjemnie czuję <3
DOBRA, dosyć gadania xD Daję Wam 62, z którego jestem również zadowolona i mam nadzieję, że wrócicie do mnie na więcej niż stałe, ponieważ kochani #DragonsRiders zbliżamy się do końca - nie płaczcie, bo ja będę. A z resztą kto by płakał, lepiej się cieszyć. Mamy jedno życie i tak dalej :))
Wyśpijcie się!
Dla osób ze szkoły - JUTRO PIĄTEK, okay?
Dla osób z ferii (toja xd) - OSTATNI PIĄTEK ;/ ale nie smućmy się i nadal odpoczywajmy ^^
Rozdział dla kochanej
- Paulinki25 Szewczyk
- Madzialenki
Dziękuję za Waszą obecność i cudne słowa <3
~ SuperHero *-*