środa, 21 lutego 2018

61. Więzienie utraconego czasu.

INFO: To, co jest zapisane kursywą, tyczy się przeszłości lub przyszłości. Wszystko wynika z kontekstu - użyłam też części zwrotów z poprzedniego rozdziału :)



    "Widząc łzy w jej oczach, sam miałem ochotę płakać. Ale jednak udało mi się. Uratowałem ją. Pierwszy raz od wieków. Nie pozwoliłem na jej śmierć. Sam wolałem przyjąć karę"
Odeszliśmy spokojni o swój los. Nie ważne, że zostaniemy zabici. Ważne, że Astrid wróci na Berk – do tego, co tam jeszcze zostało. Do tej połowy wyspy. Do wodza, którym jest Pyskacz. Do przyjaciół. Do rodziny. Będzie mogła się uśmiechać i patrzeć w przód. Znajdzie swoją drogą i będzie nią podążać. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.
    Szczerbatek spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. Nie pomyślałem o nim, choć mam nadzieję, że on wie, iż nigdy nie pozwolę mu umrzeć. Wymyślę coś. Chciałbym, żeby się nie martwił, bo jestem w stanie wyplątać nas z tego bagna. Za każdym razem się udawało. Dlaczego teraz miałoby coś pójść inaczej?
    Słońce miało jeszcze sporą drogę do zachodu, ale teraz wydawało się, jak gdyby zwolniło, nie chcąc naszego wyroku. Cieszyłem się tym, że przyroda nie pozwala nas sobie odebrać. To było podnoszące na duchu i takie miłe. Rzadko kiedy przejmowałem się takimi sprawami – śmierć nas nigdy nie dotyczyła. Zawsze staraliśmy się jej uniknąć, uciec przed nią, walczyć z nią. I, co jest zaskakujące, udawało nam się. Od przeszło siedmiu lat byliśmy w stanie zadzierać ze śmiercią i wychodzić z tej potyczki obronną ręką.
    Teraz również nie było innej możliwości.
    Wojownicy odprowadzili nas do więzienia, zamknęli kraty i odeszli, bo wiedzieli, że nie dalibyśmy radę uciec. Czasami naprawdę zaskakiwał mnie tok myślenia ludzi. Sądzili, że Nocna Furia, smok najsilniejszy ze wszystkich, nie da sobie rady z marną kupą żelastwa. Czy byliśmy w ich oczach, aż tak słabi?
    Mordka położył się na ziemi i wydał z siebie cichy pomruk. Wiedziałem czego dotyczy. Mój kochany smoczek nigdy się nie zmieni. I szczerze nie zamierzałem na to oczekiwać.
- Nie martw się – dotknąłem jego czoła, kucając przy nim. Choć powoli strach paraliżował mnie od środka, starałem się być spokojny, uśmiechnięty i radosny. Musiałem zapewnić Szczerbatka o mojej sile i panowaniu nad sytuacją. Nie chciałem, żeby miał inne odczucia – Proszę, naprawdę.
    Uniósł na mnie swój zielony wzrok, w którym czaił się strach, niepewność, smutek i cząstka bólu. To jeszcze bardziej spotęgowało mój wewnętrzny paraliż.
- Nie martwię się – odparł, przecząc temu, co widziałem na własne oczy. Jedną z zalet spędzonych lat razem było to, że zawsze wiedziałem, kiedy kłamał. Nigdy nie potrafił tego przede mną ukryć. Czułem się z tym źle, że próbuje mnie okłamać, ale wiedziałem, że on się martwi albo nie chce bym ja martwił się nim. Kochany przyjaciel – Wiem, że się uda.
- Możesz mówić, co chcesz, Mordko – przejechałem dłonią po twardych, czarnych, tak przyjemnych w dotyku, łuskach – Mnie nigdy nie przechytrzysz. Doskonale znam twój charakter. Wiem, że się boisz i jest to całkowicie normalne. Ja również się boję, ale czuję tego strachu trochę mniej, gdy przy mnie jesteś. Dzięki tobie staram się całkowicie odrzucić strach. I choć jest to niezmiernie trudne, staram się dla ciebie, żebyś mógł być spokojny. Proszę, Szczerbatku, wierz we mnie i bądź spokojny. Wychodziliśmy z gorszych sytuacji. Ta nie różni się za bardzo od poprzednich. Dlatego, dlatego bez względu na wszystko damy sobie radę i uciekniemy – uśmiechnąłem się do niego, poprzez łzy, które w pewnym momencie potoczyły się po moich policzkach – To obietnica, Mordko!
    Przytuliłem go ze wszystkich sił. Poczułem ciężkie krople na swoich plecach. Mógł płakać, tak długo jak tego potrzebował. Ważne, żeby po prostu był przy mnie i wszystkie problemy same odnajdą rozwiązanie.
    Mocno wierzyłem w naszą wygraną.
- Wierzę w ciebie – odparł, otulając mnie czarnym skrzydłem niczym ogromnym płaszczem.
    Żałuję, że tak bardzo się myliłem. Szczerbatku, ja, ja nie potrafię znaleźć rozwiązania…


*Astrid*
    Nadal nie docierało do mnie to, co się stało. C-czy właśnie spełniło się to o czym marzyłam, odkąd tylko dowiedziałam się o byciu kartką przetargową? Pragnęłam wolności. Możliwości decydowania o swoim losie. Chciałam być zdana tylko na siebie. Chciałam uciec od życia, mimo iż wiedziałam, że nie dam rady. Uciekałam, płakałam, cierpiałam. Jednak teraz to wszystko stało się rzeczywistością. Mogłam zadbać o swoją przyszłość i napisać ją tak, jak chciałam. Ale dlaczego? Dlaczego muszę to zrobić takim kosztem?
    Nie potrafię z ciebie zrezygnować.
    Czy sama podjęłam tą decyzję? On zrobił to za mnie. Obronił i pozwolił żyć. Brzmi to okropnie, choć jeszcze kilka tygodniu temu pragnęłam takiego poświęcenia. Więc, co się zmieniło? Co zmieniło się we mnie?
    Czkawka, kocham cię.
    Odnalazłam to, co trzymało mnie przy uczuciu, któremu na imię było "szczęście". Tylko stojąc tuż przy nim, wtulając się w miękką, ciepłą, czarną koszulę mogłam wierzyć w istnienie tego uczucia. Nigdy wcześniej nie dane mi było poznać go tak dokładnie. Wtedy, kiedy się dowiedział, pragnęłam usłyszeć od niego odpowiedź. Odpowiedzi na moje otwarte serce. Więc, co poszło nie tak?
    Nie ma powodu, żeby pokochać kogoś takiego, jak ja.
    Czy ja miałam powód?
    Morze szumiało, uderzając o klif wyspy. Ptaki skrzeczały nad naszymi głowami. Jego oddalająca się sylwetka i głos szumiący w głowie.
    Miałaś powód, żeby go zatrzymać?


*Narrator*
    Blondwłosa wojowniczka szła niepewnym krokiem do domu swojej przyjaciółki. Choć miała kilka godzin na to, aby opuścić wyspę Berserków, chciała zrobić jeszcze kilka rzeczy. Wolała zdążyć przed zachodem słońca. Nie byłaby zdolna oglądać tego, co miało się rozegrać jutrzejszego dnia.
    Weszła do sieni, rzucając wzorkiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu Berit. Odnalazła ją, siedzącą przy palenisku, czytającą książkę. Kobieta uniosła głowę. Astrid pobiegła do jej rzeźbionego fotela.
- Słyszałam, co się stało, Senshi – powiedziała, głaszcząc złotą głowę wojowniczki. Hofferson bała się o złość przyszłej matki, ale to jednak nie nastąpiło, bo ona była inna niż wszyscy – Nie potępiam cię. Tylko wciąż mi smutno. Naprawdę cię polubiłam – obdarowała ją jednym z najprzyjemniejszych uśmiechów, co wzbudziło w Astrid niechęć do opuszczenia tej wyspy. Na szczęście było to tylko chwilowe.
- Ja też cię polubiłam – odparła, wycierając mokrą twarz – Jednak nie przyszłam tu tylko po rzeczy, albo by się z tobą pożegnać – przerwała na moment, spuszczając głowę. Mogło to być niezgodne z ich prawem, obyczajami i wszystkim, ale, na Thora, chciała to zrobić najbardziej na świecie. I jeśli miałaby zginąć, bez wahania podjęłaby się takiego ryzyka. Tylko dla tego przyszła, tylko dla tego miała w sobie odwagę, żeby prosić.
- Chcę…
- Chcesz do niego iść? – przerwała jej, jednocześnie pozbywając się z ramion blondynki ciężaru tego pytania. Wojowniczka nieśmiało przytaknęła głową, na co Berit tylko się uśmiechnęła – Więc na co czekasz?
    Astrid patrzyła na nią, nie dowierzając. Naprawdę pozwoliła jej tam iść? Nawet jeśli jeszcze przed chwilą była narzeczoną jej syna, przyszłą władczynią Berserków, jej niedoszłą synową? Myślała, że się przesłyszała, albo że to najbardziej szalony sen, jaki wyśniła. Jednak to była prawda. Prawda, która kosztowała wszystko, co blondynka mogłaby uznać za cenne. Czy była w stanie zapłacić za tą możliwość?
- Długo tu jeszcze będziesz siedzieć? – Berit uniosła do góry brew, zerkając na dziewczynę znad książki. Od samego początku czuła, że serce Astrid należy do kogoś, kto jest wbrew pozorom nieosiągalny. Kobieta wierzyła jednak w to, że jeśli ta osoba jest w zasięgu, Wandalka musi iść i spróbować. Wbrew wszystkiemu – Bo jeszcze się rozmyślę, Astrid.
    Hofferson rzadko kiedy słyszała, żeby Berit mówiła jej po imieniu. To znaczyło, że naprawdę jeśli nadal ma odwagę to zrobić, musi już iść. Opatuliła szyję staruszki rękami i wymamrotała ciche podziękowania. Po tym już jej nie było.
- Jejku, jejku – wyszeptała do siebie kobieta, kręcąc głową – Ci młodzi naprawdę są nieobliczalni. Ale dzięki nim czuję dawno niespotykaną radość.


    Blondynka biegła, niemal wywracając się o swoje stopy, ale na wszystko chciała zdążyć. Miała wiele czasu, ale jak wiadomo, w ich życiu czas nie był sprzymierzeńcem. Odwracał się od nich, krzyżował plany, rujnował to, co udało się zbudować. Dlatego musiała się pospieszyć. Nie wiedziała jeszcze, co pragnie mu powiedzieć, ale naprawdę musiała go zobaczyć. Jeśli mają się spotkać dopiero w Valhalli, chciała nadrobić stracony czas.
    Ominęła straż, która nie przejmowała się więźniami i wpadła do jaskini, oświetlonej przez cztery pochodnie, wiszące na ścianach. Weszła głębiej, choć serce łomotało jej w piersi, jak gdyby chciało zniszczyć przeszkadzające mu kości i wydostać się na zewnątrz. Ale nie szukała wymówek, żeby uciec. Chciała pobiec tam i spróbować. Jeszcze raz.
- Czkawka – szepnęła, gdy dopadła do ostatniej celi więziennej i chwyciła kraty oburącz, głośno dysząc. Mała wyrwa w skalnej ścianie robiła za okno. Do wykutego pomieszczenia wpadało różowe światło słońca, które zbliżało się do zachodu.
    Jak niewiele pozostało czasu.
    Brunet odwrócił głowę w jej stronę, odrobinę zdziwiony pojawieniem się dziewczyny. Jednak nie na tyle, żeby o tym głośno powiedzieć. Przymknął oczy i ponownie jego wzrok spoczął na leżącym smoku.
- Czy nie powiedzieliśmy już sobie wszystkiego? – zapytał, głaszcząc wolną ręką łapę czarnego gada. Astrid usiadła na kolanach, opierając głowę o żelazne kraty. Spodziewała się wszystkiego, ale jak zwykle, Smoczy Jeździec, potrafił ją zaskoczyć. Tego chyba nienawidziła u niego najbardziej.
    Zacisnęła wargi, jakby chciała się powstrzymać przed wykrzyczeniem mu w twarz. Pytanie tylko, co miałaby mu wykrzyczeć? Tyle razy się kłócili. Tyle razy wrzeszczeli na siebie z powodów tych ważnych i tych błahych. Ile razy podejmowali decyzje zbyt pochopnie przez te wszystkie kłótnie? Dlaczego nigdy nie potrafili porozmawiać na spokojnie? Co tak bardzo ciągnęło ich do sporów, że aż nie mogli wytrzymać?
    Oboje w tamtym momencie nie wiedzieli, co powiedzieć. Nigdy nie znaleźli się w takiej sytuacji. Czkawka sądził, że nie ma do czego już wracać, skoro kilkadziesiąt minut wcześniej powiedzieli sobie wszystko.
    Proszę, zapomnij, że w ogóle istniałem.
    To nie było takie trudne. Starał się, żeby go znienawidziła i odeszła. Mogła mieć szansę na przyszłość. Umożliwił jej to. Pozwolił mieć wybór. Przyjął jej karę. Czego jeszcze oczekiwała?
    Nie rób tego, nie możesz.
    Oczywiście, że mógł i to zrobił. Chciał odkupić swoje winy i krzywdy, choć to on miał prawo tego oczekiwać po tylu latach cierpienia na Berk. Jednak był silniejszy od wszystkich, wzniósł się ponad to i postanowił uratować tą, przez którą cierpiał.
- Chciałam cię przeprosić – odpowiedziała, podnosząc głowę. On za to nie ruszył się wcale – Powinnam zrobić to wcześniej. Już dawno. Jeszcze jak byliśmy na Berk. Powinnam była zmienić swoje zdanie, spojrzeć na ciebie inaczej i spróbować cię zrozumieć. Przepraszam…
- Czy to coś zmieni? – przerwał jej gwałtownie, patrząc prosto w lazurowe oczy. Stał teraz tuż przed nią. Dzieliła ich tylko odległość krat – Przeszłość to przeszłość. Jest sens, żeby ruszać to, co było, wszystko roztrząsać? Berk to zamknięty rozdział. Tak samo, jak sprawa z Drago, rozejm z Berserkami, moja misja. Wszystko to już należy do przeszłości. Teraz masz przed sobą przyszłość, która stoi przed tobą otworem. Śmiało, idź prosto w nią, ale mnie już w to nie mieszaj. Ja, ja niedługo będę należał do przeszłości i to też trzeba będzie zostawić. Więc proszę, idź stąd. Nie rób sobie nadziei – odwrócił się i podszedł do smoka. Na delikatne dłonie wojowniczki zaczęły spadać pierwsze słone krople.
    Wstała, chwieją się. Chwyciła kraty, chciała coś powiedzieć. Głos jej zamarł, gdy usłyszała to zdanie. Cztery słowa przynoszące ból i smutek:
- Nasz los się skończył.


~*~


Pisząc miałam wrażenie jakbym grała na pianinie. Nie wiem czemu, ale to pewnie dzięki anime, które zaczęłam oglądać - "Your lie in April". Jeszcze nie skończyłam, ale naprawdę polecam. W sumie możecie dziękować tej historii, bo dzięki niej tak łatwo, przyjemnie i lekko pisałam ten rozdział. Pisałam po jednej stronie na przemian z jednym odcinkiem anime. W ten sposób w niespełna 1,5 h powstał ten rozdział, z którego jestem zadowolona. Moje palce tak poruszały się po klawiaturze, więc mam wrażenie, że właśnie taki ten rozdział miał powstać. 
Dzisiaj powiedziałam sobie, że muszę napisać rozdział, ale potem zmieniłam to na "chcę", bo naprawdę od kilku dni chciałam go napisać. To anime dodatkowo mnie do tego pchnęło i jestem wdzięczna, bo pisząc tak szybko słowa i myśląc jednocześnie, tak że niekiedy uciekały mi zdania, byłam naprawdę szczęśliwa. Od dawna nie byłam, aż tak szczęśliwa pisząc rozdział tutaj, (bo w międzyczasie na Wattpadzie też piszę), ale właśnie tu, na moim blogu, poczułam się dzisiaj szczęśliwa. I mam nadzieję, że uda Wam się odczytać moje przesłanie, które zawarłam w tym rozdziale. Bo moja pisanina jest trochę jak muzyka - niesie na sobą wiadomość. Chciałabym, żebyście ją odczytali :)

Wooo, ale poszło sentymentalnie, nie? Ale tak się właśnie czuję. Dobra, wystarczy. Uff, dziwnie jest dodawać tu rozdział po praktycznie 6 miesiącach przerwy. Maksymalnie mi głupio, ale mam nadzieję, że nie jesteście na mnie, aż tak bardzo źli. Proszę, jeśli tylko przeczytacie 61. napiszcie w komentarzu nawet kropkę, to mi bardzo pomoże! Liczę na Was, kochani <3

Tak w ogóle ponad 63K wyświetleń? Czy ja sobie zasłużyłam? Dalej nie mogę opanować ciepła w sercu, bo wiem, że nie zasługuję na Wasze pochwały, których na tym blogu jest od groma (tak, czytałam komentarze, żeby się podnieść). Dlatego, żeby odpłacić Wam za tą miłość, obiecuję, że będę pracować ciężej i zasypywać Was moimi nowymi projektami. Obiecuję <3

To chyba wszystko. Wiecie co? Dobrze było tu wrócić!
*ciotka Hero się rozszalała, zobaczymy na jak długo*

[AKTUALIZACJA]
Sprawdzajcie "Aktualności".

pełna wdzięczności
~ SuperHero *-*

4 komentarze:

  1. Czekałam cierpliwie te sześć miesięcy, a gdy dzisiaj zobaczyłam, że dodałaś nowy, myślałam, że pękne że szczęścia. Naprawdę.
    A co do rozdziału, cudowny.
    Mam nadzieję, że doprowadzisz to opowiadanie do końca. Nie mogę się doczekać zakończenia, a znając ciebie będzie świetne.
    Pozdrawiam 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziłam, że ktoś się tak szybko tu pojawi. Jestem taka szczęśliwa! ❤
      Dziękuję za przemiłe słowa. Postaram się następnym dodać jak najszybciej 😄 💜😍

      Usuń
  2. Kochana tak długo czekałam na rozdział i jestem wniebowzięta 💝😃
    Również nie mogę się doczekać zakończenia tej historii ;)
    Polubiłam matkę dagura jest taka... inna, taka po prostu sympatyczna 😃🙉
    Nie mogę się doczekać kolejnego
    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana 😉😍😘
    Ps. Chwała że obserwuję Cię na wattpadzie bo przynajmniej wiedziałam że jest nowy rozdział 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz będziesz czekać o wiele krócej. Naprawdę <3
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję <33333

      Usuń