piątek, 5 lutego 2016

39. Przebaczenie ponad miarę.

Piosenka do rozdziału ^^


    "Sojusz, traktat, pokój – czy wszystko musi zależeć od jakiś beznadziejnych układów, które nie dają ani grama poczucia bezpieczeństwa i ochrony przed wojną?"
Do samego Archipelagu zostało nam dosłownie kilka godzin lotu. Do końca nie przemyślałem tej decyzji. Wiem. Jak wszystkiego nie przemyślałem, ale czy życie nie polega na podejmowaniu pochopnych decyzji, wyborów? Całe nasze przemyślenia nie są warte tego wszystkiego. Co nam pozostało po tym, jak już zadecydujemy? Tylko zaakceptowanie naszego wyboru i przyjęcie wszelkiego rodzaju konsekwencji jakie niosą nasze decyzje.
    Szczerbatek poruszył gwałtownie głową, wypuszczając trochę plazmy w powietrze, żeby sprawdzić czy jest coś przed nami. Zdziwiłem się, gdy smok poczuł wibracje jakiejś wyspy, która znajdowała się kilkaset metrów przed nami. Gęsta mgła niestety uniemożliwiała nam zlokalizowania naszego pobytu, dlatego wszystko musiałem zawierzyć mojemu przyjacielowi, co z resztą często robię. Nakazałem odrobinę zniżyć lot pod samą wodę.
    Mój pomysł sprawdził się, lecz gdy tylko podniosłem wzrok na domniemaną wyspę, doznałem niemałego szoku, ogromnego szoku. Przed nami rozpościerał się najgorszej wyspy na świecie. Berk.
- Zawracamy! – krzyknąłem przez wiatr, ale właśnie w tym samym momencie z wyspy wystrzelono sieć z metalowym sznurem, który niestety chwycił Szczerbatka za ogon. Zakląłem, gdy zaczęliśmy szybko spadać ku spienionemu morzu. Próbowałem rozpętać, a nawet przeciąć Piekłem, trzymającą nas sieć. Szanse wydostania się były marne, dlatego wraz z silnym uderzeniem o granatową powłokę północnego oceanu, obraz mi się zamazał, a usilne nawoływania smoka, cichły coraz bardziej.
    Ocknąłem się dopiero po jakimś czasie, gdy wylano na moją głowę i hełm rzecz jasna, wiadro lodowatej wody. W porównaniu z oceanem, ta była cieplutka. Otrząsnąłem się, nie zdejmując hełmu z twarzy. Wzrokiem odszukałem Szczerbatka, ale bezpiecznie spał tuż obok mnie, pod ścianą. Rzuciłem się do niego, błądząc spojrzeniem po ciemnym ciele zwierzęcia, w celu zlokalizowania jakiegokolwiek uszczerbku na jego zdrowiu.
    Głośne chrząknięcie, przeszkodziło mi w doglądaniu stanu przyjaciela, dlatego ze zdenerwowaniem spoglądnąłem w stronę, nadbiegającego głosu. Przed celą, w której się znajdowaliśmy, stał rudobrody wiking, który niegdyś nazywał się moim ojcem. Dobrze, że mnie nie zna, bo jeszcze z chęcią rozwaliłbym tę jego wyspę w drobny mak. Wlepiał we mnie mordercze zielone spojrzenie – coś co niestety po nim odziedziczyłem – przepełnione nienawiścią i lekkim strachem.
    Dumnie stanąłem na własnych nogach, troszkę przybliżając się do krat. Stoik zmierzył wzrokiem, śpiącego mego wierzchowca, a potem mnie. Nie odzywaliśmy się w ogóle, a w pomieszczeniu znajdowali się oprócz nas, Pyskacz, Sączyślin, jeśli dobrze kojarzę i Gruby. Chciałem nawet uśmiechnąć się do kowala, lecz on trzymał się za wodzem, rzucając mi obce i nieufne spojrzenia. Na tamtych dwóch nie chciałem w ogóle patrzeć. Szczególnie na ojca tego idioty Smarka, który teraz na pewno nie miałby ze mną najmniejszych szans. Zaśmiałem się w duchu, wyobrażając sobie zakrwawioną mordę młodego Jorgensona, który biegnie do domu, trzymając się za twarz i jęcząc: "Mamo, tato, Czkawka mnie zbił!"
    Szczerbatek chrapnął, rozprostowując całe ciało. Uchylił jedno oko, potem drugie sprawdzając czy jestem obok niego. Trzech trzymających się za wodzem, odsunęło się o krok do tyłu, gdy Szczerbol obnażył swoje ostre zęby. Natychmiast spojrzawszy na wrogów, skoczył przede mnie, warcząc złowrogo na wojowników. Bronił mnie własnym ciałem i jasno dawał do zrozumienia, że jeśli ktokolwiek ruszyłby mnie, od razu będzie się mógł pożegnać z życiem.
    Gruby jęknął nawet, jakby smok już miał zaraz wyskoczyć i pożreć go żywcem. Sączyślin wraz z Pyskaczem popatrzyli na niego, kręcąc głowami. Wódz nie wystraszył się ani trochę, jedynie położył wielką dłoń na rękojeści swojego miecza, przypiętego przy pasie. Położyłem łagodnie rękę na głowie smoka, przekazując mu, że nie musi straszyć wojowników. Chociaż takie małe straszonko wszystkim wyszłoby na dobre, przemknęło mi przez myśl. Szczerbatek popatrzył już na mnie spokojnie, a stanąwszy obok mnie w wygodnej dla niego pozycji, zielonym spojrzeniem zmierzał wikingów, jak i całe więzienie w Berk.
    Atmosfera w pomieszczeniu była napięta, a cisza tak głucha, przecinana jedynie przez nierówny oddech smoka i znajdujących się w niej wojowników. Widziałem po minie wodza, że również jest mocno wkurzony takową sytuacją, lecz nie chciał po sobie tego poznać. Chyba jako jedyny z nich wszystkich zachowywałem neutralny wyraz twarzy i lekki uśmiech, którego oni nie widzieli, przez maskę znajdującą się na mojej głowie.
    Szczerze miałem dosyć tego stania i czekania, aż ktokolwiek z zebranych zechce się odezwać. Niesamowicie mnie to irytowało, no i halo, jestem tylko jeźdźcem. Nogi mnie bolą! Odetchnąłem ciężko, opierając się ramieniem o czarnego gada. W spojrzeniach Wandali mignęło zdziwienie, lecz i tym razem nie odezwali się ani słowem.
- Czemu stoimy sobie i nic nie gadacie? – zagadnął do mnie Szczerbatek, kiwając głową na wikingów. Uniosłem brew w zdziwieniu.
- Skąd mam wiedzieć? – odpowiedziałem mu po smoczemu – Nie ja tu ich porwałem, tylko oni mnie, nas. Ich sprawa co z tym zrobią – wyjaśniłem, wyglądając przez okienko, znajdujące się w mojej celi. Miało się ku zachodowi. Jest źle.
    Wojownicy drgnęli gdy sobie rozmawiałem ze smokiem, a Gruby nachylił się do Pyskacza.
- Czy on postradał zmysły? – szepnął cicho kowalowi na ucho, a że mam, przez tyle lat życia ze smokami, słuch wyostrzony i niemal absolutny, zaśmiałem się. Oczywiście odpowiednio modulowałem głos, żeby przypadkiem Gbur mnie nie rozpoznał. Po tylu latach spędzonych w kuźni, po samym śmiechu, by mnie rozpoznał. Nie mogę ryzykować odkrycia tajemnicy.
- Nie – odparłem, a oni zdziwili się, że się do nich odzywam – Rozmawiam z tym smokiem. I nie jest zadowolony z warunków panujących w waszym więzieniu – Dla potwierdzenia tych słów, uderzyłem łokciem w ścianę celi, a z góry posypały się okruchy i odpadł kawałek deski, prosto na głowę rybaka. Zajęczał, a wódz od razu wyjął miecz, przykładając go do mojego gardła.
- Zamknij się! – warknął, dotykając skóry cienkim ostrzem. Szczerbatek zjeżył się, ponownie obnażając kły, lecz poklepałem go w celu uspokojenia jego rządzy mordu na tych oto wikingach.
- No jak mówiłem – zacząłem lekko, a wskazującym palcem zdjąłem ostrze, przejeżdżając całą ręką po nim wzdłuż. Od razu z dłoni popłynęły strużki krwi, co Wandale przyjęli z obrzydzeniem oraz jeszcze większym zdziwieniem – kiepskie warunki – dokończyłem, wycierając zranioną rękę szmatką z torby.
    Wiking prychnął i wyszedł z więzienia szybkim krokiem. Reszta popatrzywszy jeszcze na mnie, na co po prostu im pomachałem, też ruszyła za swym wodzem. W ich oczach odczytałem, że biorą mnie za totalnego szaleńca i idiotę, ale lepiej dla mnie.
    Zadowolony pogłaskałem Mordkę w nos i rozglądnąłem się za czymś, co ułatwiłoby nam ucieczkę. Chętnie posiedziałbym w lochu na "mojej" dawnej wyspie, ale czas nagli. Szczerbatek za to fuknął i wskazał na moją dłoń. Zawsze się przejmuje moim stanem.
- Spokojnie, nic mi nie będzie – powiedziałem – chyba…


*Narrator*
    Stoik jak i wikingowie wyszli z więzienia. Rudobrody nie wiedział co ma myśleć o tym bezczelnym, zuchwałym chłopaku, który posiada smoka. Dziwiło go to i jednocześnie przerażało. Wiedział bowiem, że to niemożliwe wręcz wytresować smoka, ale widząc oddanie i wierność zwierzęcia do jeźdźca nie miał wątpliwości, że bez problemu mogą zniszczyć Berk. Naraził swoich ludzi, tych wszystkich, którzy byli dla niego ważni.
    Pyskacz czując roztargnienie swego przyjaciela, odesłał Grubego i Sączyślina, by na osobności porozmawiać z wodzem. Dogonił go i wskazując na swój dom, popchnął wodza w tym kierunku. Stoik kiwnął tylko głową. Wiedział, że potrzebuje teraz wsparcia od kowala.
    Usiedli jak kiedyś, na dużych wyścielanych owczą błoną, dębowych fotelach. W palenisku ogień dogasał, lecz dawał przyjemne ciepło. Słońce powoli chowające się za horyzontem, rzucało blask przez otwarte okno. Jednak wraz z jego drogą w dół, mrok ogarniał wioskę, jak i dom Pyskacza. Gbur usiadł w ulubionym fotelu i podając przygotowany na takowe okazje, kawałek drewna i niewielki nóż, uśmiechnął się do wodza.
- Po co mi to? – zapytał, zdziwiony zachowaniem przyjaciela. Kowal jedynie zawinął swoje długie wąsy wokół palca.
- Wiem, że lubisz strugać kaczki – wzruszył ramionami, sięgając po kubek z ogrzewającą herbatą. Stoik przyznając mu rację w myślach, począł strugać w kawałku drewna.
- Co z nim zrobimy? – zapytał ostrożnie Pyskacz, nie chcąc bardziej zdołować wodza. Przyglądał mu się przez chwilę jak ten, w zamyśleniu strugał zwierzątko.
- Nie wiem, nie mam pojęcia – odłożył rzeczy na półkę, przypominającą stół i rzucił okiem na wikingów, którzy skończywszy swoje prace szli do domu, by tam schować się przez ostatkiem mrozów – Pyskacz, wszystkich naraziłem, wszystko zepsułem – wyżalał się Stoik co do niego było nie podobne. Zawsze bez względu na to co zrobił, robił to dalej mocno wierząc w swoje racje i przekonania. Kowal go nie poznawał.
- Powiem wprost – rzucił nagle, po chwili milczenia – weź się w garść i pomyśl kim jesteś! Jesteś Stoik Ważki, wódz Berk! – wskazał na niego palcem – No chyba ja nie muszę ci tego przypominać – powiedział zadowolony z siebie, po czym nakazując przyjacielowi wstać, wypchnął go ze swojego domu.
- A teraz idź mi stąd. Muszę zgasić piec w kuźni, żeby całkiem nie spalić naszej Berk – zaśmiał się, ostatecznie zamykając Haddock'owi drzwi przed nosem.
    Wiking zamyślił się trochę, a słysząc piosenki wydobywające się z dobrze mu znanej kuźni, ruszył z lekkim uśmiechem w kierunku swojego domu.


    Tymczasem blondwłosa wojowniczka smętnie wodziła nogami, po kamienistym bruku. Kopała małe, pojedyncze kamyczki napotkane na swojej drodze. Otulała głowę mocniej, cieplutkim kapturem, który Sala dla niej wykonała. Gdy ostatnio znowu zniknęła kobieta tyle co ubłagała wodza, żeby na razie, Dagur nie przypływał do Berk. I tak dopóki Astrid nie skończy dwudziestu lat. Mimo tego dziewczyna była jej bardzo wdzięczna, że tak uczyniła. Myślała, że choć trochę zrozumiała swoją córkę i wie, że nie jest gotowa, by jej przyszły narzeczony przybywał na Berk.
    Astrid raz nawet rozmawiała z Salą o tych zaślubinach, o tym układzie. Było to kilka dni temu…

    Hofferson usiadła na łóżku, w swoim pokoju zaczytując się w pamiętnik Jeźdźca. Czuła do niego wielki żal, o to, że ją zostawił, lecz wiedziała, że miał rację. Nie potrzebnie tak dramatyzowałam, myślała gorączkowo, lecz zaraz rozum mówił jej, że i on, nie zachował się tak jak powinien.
- A z resztą, czego ja się spodziewałam. Sama chciałam o tym pogadać. On jest po prostu – szukała odpowiedniego słowa, odkładając notatnik na półkę, obok niebieskiego smoczka – taki jaki jest. Zamknięty w sobie z niesamowicie trudnym charakterem. Jedynie smok może go zrozumieć, choć tak naprawdę nie ma się nad czym zastanawiać. Ma tylko smoka, nie dziwi to, że jest taki. Tyle lat tylko z najlepszy przyjacielem, bez rodziny, bez przyjaciół, bez ludzi – mruknęła, kładąc się do łóżka. Przyłożyła głowę do brązowej, pachnącej ziołami, poduszki, starając się zasnąć. Wiedziała w sumie, że i tak nie zaśnie, nie da rady. Od kilku tygodni nie może.
    Zanim zdążyła zamknąć powieki, usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, a do jej pokoju, weszła Sala. Astrid nie miała ochoty na rozmowy z matką, a kobieta o tym doskonale wiedziała. Wojowniczka usiadła tyłem do rodzicielki, spuszczając nogi z łóżka na podłogę. Sala usiadła na skraju, po drugiej stronie.
- Przekonałam Stoika, żeby powiedział Dagurowi, że ma na razie nie przypływać na Berk – szepnęła cicho, na co blondynka odwróciła się lekko – No, dopóki nie skończysz odpowiedniego wieku, żeby wziąć z nim ślub – dopowiedziała, a Astrid choć tego nie wyrażała, czuła wielką ulgę. W jej przekonaniu kilka miesięcy wolności, było niczym co miała i tak przeżyć. Odwlekanie tego w czasie, przyprawiało ją o jeszcze większy zawrót głowy i czarne myśli.
    Odwróciła się już całkiem w stronę matki i choć Sala wystawiła ramiona, by przytulić dziewczynę, Astrid nie wykonała tego gestu. Z smutkiem w oczach, ledwo słyszalnie wyszeptała:
- Jestem ci bardzo wdzięczna – kiwnęła głową z szacunkiem, podchodząc do okna. Przez ten powrót na Berk, nie mogła powiedzieć już do Sali "mamo". Odnosiła się do niej jak należy, ale układała wypowiedź tak, żeby nie musieć wypowiedzieć tego jednego słowa, na które najbardziej oczekuje świeżo upieczona matka. W sobie nosiła pewną psychiczną blokadę, której po prostu nie mogła złamać. Sala choć było jej trudno, przyjęła ten fakt, nie robiąc córce wyrzutów. Wiedziała, że dużo przeszła, chociaż wyobrażała sobie tylko namiastkę, tego wszystkiego co wydarzyło się w tak krótkim życiu, jej jedynego dziecka.
- Mam coś dla ciebie – powiedziała już weselej kobieta, wyciągając małe futerkowe zawiniątko, które jak się okazało, było ciepłym przypinanym kapturem – Myślę, że ci się spodoba – odłożyła rzecz na łóżku i wstała z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.
- Czy naprawdę nie ma innej drogi? – zapytała szeptem blondynka, nie odwracając się twarzą do matki. Wyglądało to, jakby pytała się nieba, o rozwiązanie swoich problemów.
- Nie – rzekła smutno Sala, kładąc rękę na klamce.
- Zrobiłabym wszystko – wyszlochała, a po jej różanych policzkach, płynęły łzy. Podciągała nosem, oglądając błyszczący księżyc – naprawdę wszystko.
- Jest coś, co można by zrobić – powiedziała, po chwili zastanowienia. Blondynka natychmiast się odwróciła – Tyle, że to w ogóle nie wypali – dokończyła ze smutkiem, przyglądając się łzom, na bladej twarzy córki.
- Powiedz mi, muszę wiedzieć – odparła rozpaczliwie, wpatrując się w niebieskie oczy rodzicielki. Podeszła z powrotem do łóżka, siadając na nim. Sala pogłaskała ją po ręce i odetchnęła.
- Dobrze, ale nikomu o tym nie mów – Astrid kiwnęła twierdząco głową – Jest sposób, dzięki któremu mogłabyś uniknąć małżeństwa z Dagurem. Otóż jeśli dziewczyna, która ma wyjść za mąż, dajmy za wodza, innej wyspy, może oczywiście bardzo szybko uniknąć tejże nieprzyjemnej sytuacji. Zanim się zaręczą na oficjalnych oświadczynach, dziewczyna musi wyjść za mąż, za syna wodza wyspy, na której mieszka – powiedziała kobieta, a dziewczynę zatkało. Mogłaby uniknąć tego wszystkiego, jeśli wyszłaby za następcę wodza. Czkawka, pomyślała szybko, powstrzymując natłok łez – Tylko wtedy, wódz może wysłać list do innej wyspy, z informacją, że przez ślub z jego następcą, tamten wódz, czyli w twoim wypadku Dagur, nie ma prawa zaatakować ani wywołać wojny przeciw wyspie dziewczyny – wytłumaczyła jej wszystko.
- Aha.
- Problem leży w tym, że nasz wódz nie ma następcy. A jak przypuszczam nie chciałabyś wychodzić za takiego niedorajdę i nieudacznika, jakim był Czkawka – zaśmiała się kobieta, a dziewczynie dosłownie serce pękło na pół. Każdego bym wolała, nawet Czkawkę, tylko, żeby nie był Dagurem, odpowiedziała w myślach, przełykając łzy, on nie jest niedorajdą, gdybyś go tylko poznała, zobaczyła, przekonałabyś się, że jest inny niż wszyscy go postrzegają. Przede wszystkim jest sobą i nie udaje kogoś kim nie jest, myślała dalej dziewczyna, siadając na parapecie okna.
- Dobranoc – usłyszała jeszcze i tylko po lekkim trzaśnięciu drzwiami, przytulając się do okna, głośno płakała w brązowe ramy…

    Astrid odgoniła wydarzenia z tamtej nocy, przywołując sobie jedynie słowa matki: "Nasz wódz nie ma następcy". Nie zgadzała się z tym. Miał, spotkała go, poznała go, jego życie, jego smoka, była częścią ich życia, tylko jak zwykle musiała coś zepsuć.
- Jak zwykle – szepnęła dziewczyna, wstępując do kuźni, z której dobiegał ją śpiew przyjaciela.
    Pyskacz krzątał się koło pieca, układając odpowiednio już gotowe miecze, na te do odebrania, do poprawienia i do przetopienia na inne narzędzie. Podrygując na jednej nodze, wywijał z miotłą po całym pomieszczeniu.
- …Żonę wziąłem tak, wiking ze mnie, ach cud miód! – śpiewał przeciągając ostatnie litery tej sławetnej piosenki w osadzie. Astrid doskonale ją znała, bo nieraz przesiadując u kowala, słyszała śpiewane przez niego, wersy.
- Cześć Pyskacz – zawołała, a przestraszony wiking wywrócił się, wyrzucając w powietrze kosz z maczugami.
- Astrid! – krzyknął łapiąc się za serce, podczas gdy wojowniczka pomagała mu wstać i pozbierać śmiercionośną broń – Nie strasz mnie tak więcej.
- Dobra, zapamiętam – odparła z uśmiechem dziewczyna, kładąc kosz na półce.
- Przyszłaś po coś?
- Nie, tak tylko. Nie mam co robić, a może ty powiesz mi coś ciekawego? – zagadnęła, spoglądając chytrze na wikinga, gdyż wiedziała, że Pyskacz należy do osób, uwielbiających ploteczki i oprócz Avira był drugą osobą, która wiedziała praktycznie wszystko co się działo na wyspie.
    Pyskacz wiedząc o co jej chodzi, zaśmiał się, trzymając się za duży brzuch. Odłożył ostatni miecz i zapraszając młodą Hofferson do stołu, ukrytego głęboko w rogu, kuźni, podreptał do domu po herbatę. Przyszedł po chwili i zasiadając do stołu, podał jej napar.
- A no cóż – zaczął zawijając długi wąs – złapaliśmy takiego jednego chłoptasia i jego smoka – Astrid przestała w tej chwili, pić ciepły napój, a tylko przysłuchiwała się wiadomości kowala. Podejrzewała, że to może być Smoczy Jeździec. Nie chciała z jednej strony, żeby to był on, ale żadna osoba na całym Archipelagu nie wytresowała smoka – Pyskaty jak nic i ta Nocna Furia! – opowiadał zachwycony. Blondynka nie musiała już niczego więcej wiedzieć. Wszystko co było jej potrzebne utwierdziło ją w przekonaniu, że wódz więzi na wyspie własnego syna.
    Zanim Gbur na dobre się rozgadał, Astrid wstała z miejsca.
- Muszę iść! – krzyknęła na odchodnym, wybiegając z kuźni i pędząc ile sił w nogach do obranego sobie celu. Więzienia w Berk.
    Choć cisza jak i ciemność, spowiła osadę, ona biegła bez przerwy do budynku. Szybko wbiegła po dość stromych stopniach i popychając ciężkie drzwi, wbiegła do więzienia. Blask księżyca, oświetlił wnętrze tylko przez ten czas, dopóki nie zaryglowała ciężkich dębowych wrót. Wiedziała, że nikt nie pilnował więźniów, gdyż takowych nie było, a wódz nie chciał wzbudzać niepotrzebnej sensacji, jeźdźcem i smokiem. Dlatego była sama.
    Była pewna, że i tak usłyszał ją jak wbiegła do pomieszczenia. Choć budynek był duży, w ekspresowym tempie przebyła dzielącą ją drogę, od wejścia, aż do ostatniej celi. Na pewno tam był. Dobiegła do celi, dostrzegła kontur jego sylwetki. Siedział pod ścianą, oparty o nią plecami i patrzył na śpiącego smoka. Księżyc z małego okienka, oświetlał połowę jego twarzy, przez co wyglądał jak młody bóg. Głowa odchylona do tyłu, łokcie na kolanach, rozczochrane włosy. To był on.
- Czkawka? – szepnęła jego imię, wiedząc, że i tak nikt by się nie dowiedział o tym, że to syn Stoika. Chwyciła oburącz kraty, wpatrując się w niego, niebieskim spojrzeniem. Na chwilę odwrócił w jej kierunku głowę, bo nie miał swojego hełmu. Widziała te tajemnicze zielone spojrzenie, przepełnione złością, smutkiem, żalem, nienawiścią. Wszystkim co do niej aktualnie czuł. Odwrócił twarz.
- Po co przyszłaś? – zapytał oschle, wczesując palce w swoją burzę włosów i zaciskając je na rdzawobrązowych kosmykach. Choć mówił to z tak odpychającą nienawiścią, Astrid czuła, że chłopak ma łzy w oczach. Nie mogła mu się lepiej przyjrzeć, więc polegała tylko na przeczuciu. Wierzyła, że brunet ma jeszcze jakieś uczucia. Nie wiedziała jak bardzo się myliła.
- Do ciebie – odparła, czując chłodną ciecz na rozgrzanych policzkach. Jeździec w odpowiedzi jedynie prychnął. Zignorowała jego zachowanie i położyła głowę na kratach celi. Przyglądała się Szczerbatkowi, który poprzez oddychanie, unosił swą potężną klatkę piersiową, raz w górę, raz w dół. Chciałaby móc podejść i przytulić go mocno. Niestety dzieliły ich nie kraty, a jego właściciel.
- Nie powinnaś tu przychodzić – powiedział.
- Dlaczego?
- Gdyż to twoja wyspa. Oni nie powinni wiedzieć, że mnie znasz. Jeśli będą chcieli ze mnie coś wydusić i tak im nie powiem, ale jeśli postanowią coś ci zrobić, bo mnie znasz, nie pozwolę cię skrzywdzić – odparł, powracając wzrokiem do jej błękitnego spojrzenia. Blondynkę zatkały słowa chłopaka, z którym ostatnio rozstała się w okropnych okolicznościach. Pokłóciła się z nim, a on i tak nie dałby jej skrzywdzić.
- Chciałabym coś zrobić – szepnęła ni stąd ni zowąd, dalej szlochając. Czkawka zmierzył ją pytającym spojrzeniem – Chciałabym ci przywalić tak mocno, że aż by mnie zapiekła ręka, a potem tak mocno przytulić, jakby miała cię nigdy nie puścić – powiedziała, przerywaną płaczem wypowiedź. Jeździec zdziwił się jej wyznaniem, tak jak ona jego. Uśmiechnął się lekko, pukając smoka palcem w nos trzy razy.
- Odsuń się od krat – polecił dziewczynie zanim, uderzył trzeci raz. Szczerbatek nadal śpiąc, splunął cicho plazmą w kraty, w których pojawiła się dość spora wyrwa. Astrid podeszła z powrotem do krat, gdy Czkawka stanął po jej przeciwnej stronie.
- Zapraszam – zaśmiał się cicho, a po chwili dziewczyna stała już obok niego. Patrzyli się chwilę w swoje oczy, tak głęboko, jakby mieli wyciągnąć z nich duszę drugiego. Ich serca zabiły ze zdwojoną prędkością – Chodź tu do mnie – mruknął, nie mogąc dłużej tego wytrzymać. Szybkim, zdecydowanym ruchem przyciągnął prawą dłonią, blondynkę do siebie, mocno obejmując ją ramionami. Dziewczyna zarzuciła swoje drobne ręce na jego szyję, jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nimi.
    W swoich objęciach czuli się od razu lepiej. Jakby tym jednym gestem chcieli przeprosić siebie za wszystkie myśli, czyny i słowa. Nie potrzebowali rozmowy, tylko swojej bliskości, żeby się zrozumieć. Ten jeden gest zbliżał ich do siebie niemożliwie blisko. Tak, jakby już nigdy mieli się nie rozstawać, i jednocześnie, jakby mieli się już nigdy więcej nie spotkać, nigdy nie zobaczyć, nigdy mocno nie objąć, nigdy nie wsłuchać się w bicie serca drugiej osoby, nigdy nie czuć oddechu na karku, nigdy nie być po prostu tak blisko, jak na wyciągniecie dłoni i równocześnie tak daleko, jak na drugim końcu świata.


~*~ 


Długością chciałam Wam wynagrodzić ten czas czekania. 7 stron, może być? 
Z dedykacją dla Vicky, za przywrócenie uśmiechu na mojej twarzy :* <3 

~ SuperHero *.*

16 komentarzy:

  1. Piękny rozdział!warto było czekać bo wyszedł ci genialnie.
    Nie mogłam uwierzyć ze czkawka przyleciał na berk, nie mogłam też uwierzyć ze stoik tak go uwięził ale trochę rozumiem go.bal się O swoją wyspę,bal się ze ktoś mu ja zniszczy. Jednak nie wie że więzi własnego syna. Modulował głos by go nie rozpoznał pyskacz? Mądre.
    Dobrze ze astrid udało się odwlec termin ślubu. Przynajmniej o trochę.
    Jej mama ciekawa rzecz jej powiedziała. Czyli można ją uwolnić od ślubu z dagurem ale najpierw musi poślubić następcę wodza wyspy na której mieszka. Czyli czkawke. Jej mama się jednak pomyliła. On nie jest już tym samym chłopakiem. Nie jest już ciamajdowaty tylko odważny, pewny siebie i w ogóle.
    Fajnie że dowiedziała się ze on jest na wyspie.
    Jestem zadowolona z tego ze dałaś trochę ich jako parę. Trochę tych momentów ❤
    Tak długo na nie czekałam ale warto było
    rozdział ci wyszedł długi co jest jeszcze lepsze.
    A poza tym znów mnie doprowadzilas do lez. Lecz tym razem były to łzy szczęścia.
    To jest po prostu miód malina. ❤
    Nie mogę się doczekać kolejnego
    Mam nadzieję że będzie tak samo genialny jak ten (zresztą zawsze są ekstra)
    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Pozdrawiam I życzę dużo weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale słodko ! Dziś skupię się tylko na hiccstrid...no w większości xD
    Dlaczego nie sciagneli mu maski?? Przecież mogli się dowiedzieć, kto to, co nie ? :P
    Stoik taki poważny że mam ochotę mu przywalic. U Ciebie jest on o wiele gorszy jak widzę xD
    Cóż...Co dalej. A, ślub As. Błagam, Hero, Ty coś kombinujesz tak? " wódz nie ma następcy ".... Coś tu się święci. Myślałam że Astrid złoży Czkawce propozycje. "Ja pomogę ci a Ty mnie" na tej zasadzie.
    Ale najważniejsze że jest hiccstrid! ♡♡♡
    Moje otp ukochane *.*
    I ten przytulas *0* Ale czemu Szczerbatek nie splunal od razu plazma aby się wydostać hmm?? Za dużo myślę xD
    Hiccstrid takie słodkie ! Błagam daj szybciej. Jesteś mistrzem i ten wątek o sojuszach normalnie miodzio :3
    Do nn :*

    Ps. Wybacz że taki krótki Ale wołają mnie na kurczaka xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smacznego sis ^^
      Oczywiście, że kombinuję, to przez nasze rozmowy xdd
      Dziękuję <3

      Usuń
  3. Heł słońce; *
    Kasiu, bardzo dziękuję za tak wspaniały rozdział ;) Pełno akcji, jedna za drugą ;**
    Początkowa scena - wódz kontra jego syn - bezcenna <3 Wygląda na to, jakby oni się wszyscy bali Czkawki, w końcu jest kogo^^
    Czy ja mam Ci coś zrobić, za to co ze mną robisz?! Dobrze wiem, że z premedytacją wywołujesz u mnie po prostu uderzenie piorunem emocjonalnym! ;)
    I to chyba w każdym rozdziale!
    Potrafisz tak dobrze oddawać uczucia bohaterów, ze czytelnikowi aż trudno nie stać się jednym z nich pod względem uczuć lub charakteru. Bardzo dobrze wykreowałaś Czkawkę od samego początku i trzymasz się tego, rozwijając go ;* To samo tyczy się Astrid ;)
    Twoje opisy są bardzo dokładne i oddane, pozwalają mi oczami wyobraźni zobaczyć to, co Ty widzisz swoimi.
    Końcowa scena ukradła moje serce...
    Konfrontacja uczuć dwóch duszyczek, które się trochę, a może nawet i bardzo pogubiły. To co ich łączy jest dla nich nadzieją i obietnicą "byłem i zostanę" ;) To, co się między nimi rozwijało i cały czas trwa jest zarazem bardzo delikatne, jeszcze nie do końca stworzone, a zarazem tak silne, że niemal niezniszczalne ^^
    Bardzo podoba mi się jak są soie oddani <3 Oboje wiele przeszli i zasługują na swoją miłość ;*
    a co do Ciebie, słońce Ty moje, to jak najbardziej powinnaś założyć bloga z wierszami ^^ Jeżeli takowy powstanie, to poproszę o link ;* Naprawdę, uwielbiam, gdy piszesz samymi emocjami ;D
    A dowodem na to, że nadajesz się do poezji jest również końcówka tego rozdziału, która mnie zniewoliła i rozłożyła na łopatki. To naprawdę wzruszające i urocze słowa ;) Rewelacyjnie to napisałaś ;*
    Kocham Cię bardzo mocno i ściskam, kochanie ;**
    I dziękuję za tak wspaniały rozdział z dedykacją dla mnie <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle wspaniałych słów, skarbie <3
      Dziękuję kochana!!! <3

      Usuń
  4. Cudowne! ^^
    Witaj, jestem Nessi xd
    Uwielbiam Jak wytresowac smoka i oczywiście Astrid i Czkawkę <3
    Przeczytałam wszystkie rozdzialy i jestem w szoku xd Genialny blog :p
    Jestem również Potterhead i Demigods xd Harmione i Percabeth foreva! *-*
    a co do notki - masz niezwykły styl pisania, który mega mi się podoba, bardzo opisowo - a to lubię ;p Masz we mnie od dziś wierną czytelniczke :D
    Kurde, nie mam się do czego przyczepić, więc mogę jedynie powiedzieć że z niecierpliwością czekam na nexta xdd
    Pozdrawiam
    Nessi
    Córka Pana ze Słoneczga (czyt. Apolla)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mam nową czytelniczkę! Witam w swoich skromnych progach ^^
      Dziękuję serdecznie <3

      Usuń
  5. Jestem! Przepraszam, że tak późno, ale obecnie jestem ma zimowisku z harcerzami (jest przemegazajebiscie).
    Tralalalalsla będzie Hiccastrid! (ogólnie rzecz biorąc zdarzyła się rzecz nierealna. Keep zakochała się!)
    Nie mogę się doczekać nextów bowiem wiem, że będzie romantycznie.

    Weny, czasu i niesrytej psychiki
    Twoja najwierniejsza (prawie) Keep.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że gdy tylko przyjedziesz, szczegółowo opiszesz mi te zimowisko. Wypoczywaj Keep!
      Dziękuję <3

      Usuń
  6. Astrid Czkawka tak słodko po prostu kocham!! Tak czekałam na taki obrót zdarzeń nie moge doczekac sie nexta :D Każdy twój rozdział jest lepszy od poprzedniego chociaż w sumie to każdy jest pełen emocji! Już nie moge sie doczekać następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Z przerwą od bloggera zrobiłam sobie u ciebie trochę zaległości, ale co mogę powiedzieć? Olśniewasz mnie i naprawdę podoba mi się to, co mam teraz przed sobą. To opowiadanie czyta mi się niezwykle lekko i przyjemnie.
    Gratuluję ci weny oraz zawziętości, podziwiam to, że na tyle potrafisz wyłączyć blogosferę z życiem codziennym. To poważnie imponujące.
    Cóż więcej, zawsze wywołujesz na mojej twarzy wielki uśmiech, a także ten nieznośnie wspaniały ścisk serca. Nie potrafię określić tego uczucia, lecz zapewniam, iż jest bardzo je lubię. Czekam na następny rozdział, kochanie x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja czekam u ciebie, Annie <3
      Dziękuję zawsze za to, że tu jesteś :*

      Usuń