CZĘŚĆ II
"Stojąc cicho, z zamkniętymi ramionami, trzymając w nich cały swój świat. Całe życie, jedna chwila. Jedna, jedyna, na zawsze, na wieczność"
Od około połowy nocy siedzieliśmy razem, rozmawiając. Tak nadzwyczajnie w świecie. Ona opierała się na moim lewym ramieniu, a ja obejmowałem ją ręką, zarzuconą za jej szyję, przytulając delikatnie do siebie. Szczerbatek chrapał cicho obok nas. Był bardzo zmęczony.
Blondynka westchnęła lekko, na co zacieśniłem uścisk. Popatrzyła mi w oczy ze smutkiem.
- Uciekniesz stąd, prawda? - zapytała, odczepiając się ode mnie i siadając naprzeciw, żeby lepiej nam było rozmawiać. Podrapałem się po głowie.
- Tak - odparłem, wyglądając na ocean przez okno - muszę.
Astrid położyła mi rękę na dłoni. Uśmiechnęła się ciepło, co odwzajemniłem.
- Nie odchodź - wyszeptała cicho, dopiero po chwili ciszy. Posłałem jej zdziwione spojrzenie - Och Czkawka - żąchnęła i odwróciła się, wstając z ziemi.
- Astrid? - Również wstałem, uważnie przyglądając się blondynce. Uniosłem brwi, rzucając krótkie spojrzenie na smoczka.
- Proszę - szepnęła, ponownie odwracając się do mnie. W jej niebieskich oczach, dojrzałem łzy, które za wszelką cenę pragnęły wydostać się na zewnątrz - nie zostawiaj mnie tutaj, proszę - Jej ton był niemal błagalny. Po różanych policzkach spłynęły srebrne dróżki słonej cieczy.
Podszedłem do niej szybko, natychmiast przytulając. Serce krzyczało, żeby jednak zabrać ją ze sobą, ale rozum mówił, że to zbyt niebezpieczne i nie może lecieć z nami na Archipelag. To trudne co wybrać, lecz zawsze jest jakiś wybór. Czasem zbyt trudny, krzywdzący ważne dla nas osoby, za bardzo okrutny. Ale bez względu na wszystko, trzeba wybrać. Choć jedną z najgorszych opcji. Nie bacząc na konsekwencje.
Resztki serca, które miałem rozpadały się na kawałki, gdy płakała mi w ramię, prosząc o ratunek z jej ukochanej wyspy, z jej domu.
- Wrócę po ciebie Astrid - wyszeptałem, wiedząc, że to najlepsze rozwiązanie w danej chwili. Odchyliłem się od niej, ścierając kciukiem jej łzy. Patrzyła mi w oczy, w których dojrzałem głęboką wdzięczność i nadzieję, że spełnię to, o czym mówię - Obiecuję - dodałem i jakby na przypieczętowanie złożonej obietnicy, pocałowałem ją mocno, z całych sił. Astrid trochę znieruchomiała, lecz oddała pocałunek z podobną mocą co ja.
Jej słodkie usta, lekko przesiąknięte łzami, rozgrzewały moje serce jak i całe ciało. Wszystko we mnie wrzało, a delikatne wstrząsy przeszły przez moje ciało, gdy blondynka zarzuciła mi chłodne ręce na szyję. Mocniej objąłem ją ramionami, przyciskając silniej do siebie, tak, że w ogóle nie było między nami, choćby najmniejszej szparki. Nasze ciała jakby pasowały do siebie idealnie, współgrając ze sobą.
Każdy pocałunek, każde ciche westchnienie, przerywane oddechy, adrenalina buzującą w żyłach. Żadne z nas nie chciało przerwać. Napawaliśmy się tą chwilą, jakby była naszą ostatnią. Dosłownie wszystko w środku powywracało się do góry nogami. Nogi miękkie, jak z waty. Umysł przestawał poprawnie pracować, znikły wszelakie chęci zaprzestania naszego pożegnania.
Wiedziałem, że już nadszedł czas na ucieczkę. Nie chciałem bardziej przeciągać rozstania. Z chwilą gdy jej malinowe usta, oderwały się od moich, poczułem zawód i natychmiastową chęć ponownego zatopienia się w tych malutkich usteczkach. Oddychaliśmy w przyśpieszonym tempie. Astrid zarumieniła się uroczo, choć i tak oczy wypełniły się jej łzami, które swobodnie stoczyły się po policzkach. Pragnąłem, żeby przestała, żebym tylko odegnał od siebie myśli, zabrania jej już teraz.
Wzrok jej utkwiony był w Szczerbatku, którego za nic nie chciałem budzić. Wiem, że i tak wyczynem było przelecenie bez przerwy od Tamor do Berk. Mój przyjaciel spisał się na medal, a teraz zasłużenie odpoczywał. Jednak w powietrzu wisiała przepowiednia wojny z Berserkami. Spojrzałem na Astrid.
- Nie bój się – powiedziałem twardo, chwytając jej rękę – Czekaj na mnie. Wrócę po ciebie w nocy. I pamiętaj, że nikt nie może wiedzieć, że spotkałaś się ze mną – pokiwała twierdząco głową. Otarłem szybko jej twarz i ostatni raz przytuliłem.
- Będę na ciebie czekać – wyszlochała mi w czarną koszulę. Uśmiechnąłem się przelotnie, odchodząc do smoka. Pogłaskałem go po mordce, na co od razu otworzył zaspane ślepia. Rzucił wzrokiem na mnie i Astrid. Ociężale wstał i był zdatny do lotu.
Wsiadłem na niego, wkładając protezę do strzemienia.
- Astrid, gdy nie wrócę na Berk w przeciągu dwóch tygodni, nie czekaj na mnie – mówiłem cicho, zdając sobie sprawę, że mogę w ogóle nie wrócić z tej wojny. Dlatego żegnałem się z nią. Tak na wszelki wypadek.
- Nie – szepnęła, stając blisko Szczerbatka. Złota grzywka opadła jej na czoło, przez co wyglądała jeszcze bardziej niewinniej.
- Ej, jesteś silna – dotknąłem jej policzka, podnosząc lekko do góry – Więc jeśli nie wrócę, zapomnij o mnie. Tak będzie lepiej. Nigdy nie wracaj do tego, co działo się gdy żyłem. W ogóle pod żadnym pozorem nie myśl o tym. Chcę cię stąd zabrać, wierz mi, ale jeśli się nie uda, wybacz mi – Jedna samotna łza, wpłynęła z mojego oka, płynąc wolno po twarzy. Jej droga miała skończyć się wraz z spadnięciem na moje spodnie, lecz tak się nie stało. Ten jedwab w jej ustach, musnął delikatnie moją skórę, ścierając słoną łzę. Miała zmrużone oczy, stała na palcach, dłonią opierała się na moim prawym ramieniu.
Zadowolenie przemknęło jej przez oblicze, a śmiejące się do mnie niebieskie oczy iskrzyły srebrzystą cieczą. Wyszczerzyłem głupkowato zęby w szerokim uśmiechu i pocałowałem ją w czoło. Tak mocno, jakby na zawsze.
- Wybacz mi – szepnąłem ponownie, wypuszczając powietrze na jej włosy.
- Nie – odparła krótko przez co się zdziwiłem – nie wybaczę ci dopóki nie zobaczę cię żywego na horyzoncie gdy będziesz wracał – wytłumaczyła, zadzierając głowę. Założyła ręce na piersi, badawczo mi się przyglądając.
- Chciałabyś – mruknąłem, przewracając oczami. Nad oceanem wstawał świt. Z twarzy od razu znikła radość.
- I to jak – odparła, klepiąc smoka po łepku. Klęknęła przy mordce Szczerbatka i mocno go przytuliła. Wstała i zobaczyła, że patrzę w ocean. Natychmiast spoważniała, odwracając mnie przodem do siebie – Wróć – spróbowała raz jeszcze, na co lekko musnąłem jej usta, swoimi.
- Żegnaj Milady – odpowiedziałem, gdy Szczerbatek strzelił plazmą w okno i poderwaliśmy się do lotu. Szybko zniknęliśmy w chmurze powstałego kurzu i bez wzbudzania alarmu, zniknęliśmy z wyspy zwanej Berk.
Odwróciłem się tylko na chwilę. Stała uśmiechnięta w powstałej wyrwie w więzieniu. Płakała, choć serce jej przepełniała nadzieja. Wierzyła, że wrócę. Nie wiedziała jak bardzo się myliła.
*Narrator*
Sączysmark siedział w bujanym dębowym fotelu, ręcznie struganym dla jego ojca, Sączyślina. Lekko huśtał się na nim, nogi trzymając zawinięte w ciepły koc. W prawej dłoni trzymał gliniany, zielony kubek wypełniony parującą żółtą substancją, która według Gothi, powinna postawić go na nogi. Za bardzo nie chciał w to wierzyć, gdyż od kilku tygodni zażywał to, a nic mu się nie polepszało.
Młody wojownik po okrutnym potraktowaniu przez Nungbaków, wciąż leczył złamane nogi oraz obity brzuch i plecy, przez co ucierpiały też wszystkie narządy wewnętrzne. Narzekał wciąż, że nie może się nigdzie ruszyć, ale wiedział, że inaczej mógłby w ogóle przestać chodzić. Rozumiał to, lecz jako wiking nie do pomyślenia było to, że odpoczywa w domu, a nie pilnuje porządku w wiosce.
Usłyszał ciche szarpnięcie, a następnie skrzypnięcie drewnianych drzwi. Ktoś wślizgnął się do środka, przynosząc ze sobą świeży - lekko chłodny - powiew powietrza i zapach zerwanych polnych kwiatów. Blondynka ułożyła przyniesione w koszyku rzeczy na niewielkim stole kuchennym i radosnym krokiem ruszyła ku siedzącemu naprzeciw okna, chłopakowi.
- Cześć - zawołała, cmokając go w policzek z szczęściem wymalowanym na twarzy - Jak się czujesz?
- Hej - mruknął posępnie, lecz rozweselił się odrobinę na gest dziewczyny - Jak zwykle.
Wojowniczka poczochrała go po ciemno brązowych, prawie czarnych, włosach, udając się powtórnie do kuchni. Wzięła do ręki kubek i wsypała do niego kilka listków nowo przyniesionych ziół od szamanki. Zdjęła bulgocącą wodę z paleniska i nalała do naczynia. Wymieszała napój, dodając odrobinę miodu. Ruszyła do wikinga.
- Proszę - podała mu kubek - Gothi powiedziała, że to złagodzi trochę opuchliznę - dodała, siadając na parapecie, tym samym zasłaniając mu widok na wioskę.
- Kolejny wspaniały naparek - skitował z niesmakiem Jorgenson i jednym haustem opróżnił naczynie z zawartości. Skrzywił się z obrzydzeniem, co wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Wiesz, że to dla twojego dobra - położyła mu rękę na ramieniu - Im szybciej wyzdrowiejesz, tym szybciej będziesz mógł wrócić na treningi.
- Wiem - szepnął niezadowolony - Co u Śledzia? Żyje czy będę musiał szykować i dla niego łódź? - zażartował, przez co oberwał w ramię od blondynki.
- Nie mów tak! - podniosła odrobinę głos - Żyje, żyje. Leży u Gothi, ale powoli wraca do zdrowia. Mieczyk kręci się blisko babki, więc wie wszystko. Wiesz, nawet często pomaga jej zbierać różne składniki i uczy się podstaw leczenia - mówiła szybko jak nakręcona - Mówię ci. Od tego spotkania z Paraliżującą Otchłanią ma coś poprzewracane w głowie.
- Albo całkiem naprostowane - dodał, szczerząc zęby.
Wojowniczka uśmiechnęła się lekko, po czym wstała, zbierając swoje rzeczy. Zarzuciła miękkie futro na plecy, a Sączysmark odezwał się półgłosem.
- Mogłabyś zostać?
Dziewczyna popatrzyła mu w oczy z zadowoleniem, niezauważalnie kiwnęła głową.
- A teraz chodź - rozkazał. Blondynka podeszła niepewnie do chłopaka. O własnych nogach, wstał i lekko nachylając się, pocałował dziewczynę w usta. Niebieskooka odwzajemniła ten gest.
- Cieszę się, że przyszłaś - odparł po krótkim, ale niezwykle słodkim pocałunku.
- I ja też Sączysmark - odpowiedziała.
Wiking usiadł na fotelu po chwili, a dziewczyna zaczęła krzątać się po kuchni, w celu przygotowania czegoś do zjedzenia. Z uśmiechem wspominała to co stało się przed chwilą. Brunet odetchnął głęboko, przyglądając się święcącemu słońcu i latającym w oddali, skrzydlatym stworzeniom. Jego serce przepełniała radość.
- Kocham cię, Szpadka - wymamrotał delikatnym głosem, a dosłownie w tym samym momencie, usłyszał trzask rozbitego naczynia. Uśmiechnął się zawadiacko.
*Smocza Wyspa/Narrator*
Czkawka zbliżał się coraz szybciej do Smoczej Wyspy. Kilka dni temu opuścił ją, zostawiając Meg po opieką Płomyka. Wiedział, że smok na pewno dobrze pilnował dziewczynę, lecz i tak źle czuł się z tym, że pozostawił ją na tak długo.
Kilka machnięć potężnym czarnymi skrzydłami smoka i zdołali być na miejscu w kilka sekund. Wylądowali szybko na złotym piasku, iskrzącym się w świetle zachodzącego słońca. Z TEJ wyspy lecieli praktycznie cały dzień.
Czkawka czym prędzej zerwał się z grzbietu Szczerbatka, biegnąc do domu. Wpadł jak huragan przy okazji wywracając się o leżącą na podłodze skrzynię. Runął na ziemię, robiąc sporo hałasu.
- Szlag - wymamrotał do siebie, tym samym z głębi domu słysząc cichy śmiech. Megara wyszła z cienia, trzymając w dłoniach stos książek.
- Jak zawsze na czas - mruknęła trochę żartobliwe, trochę zgryźliwie. Odstawiła z lekkim hukiem książki na drewniany blat, podpierając się pod boki. Ponocnik, który dotychczas spał wygodnie pod prowizorycznym oknem, poniósł swój ciemnoczerwony łepek do góry, a gdy zobaczył, że nie ma zagrożenia w osobie samego Smoczego Jeźdźca, położył się powtórnie z zamiarem wrócenia, do przerwanego przez nagłych gości, snu.
Szczerbatek chwilę po tym, wgramolił się do jaskini przepychając Czkawkę, stojącego w drzwiach. Jego mordkę rozświetlił uśmiech, gdy zobaczył zdrową Megarę. Dziewczyna również rozweseliła się, głaszcząc pyszczek Nocnej Furii, lecz szybko wróciła niezadowolonym spojrzeniem na chłopaka.
- Emm.... przepraszam? - powiedział, drapiąc się po głowie. Szczerbatek zachichotał z głupoty swojego przyjaciela. Czkawka rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, dziękując, że ma takie w nim oparcie. Smok odwdzięczył się tylko wzruszeniem skrzydeł.
- Najpierw ratujesz mnie na otwartym morzu - za co dziękuję - potem zabierasz na wyspę, następnie zostawiając pod opieką smoka, lecisz sam Odyn wie gdzie, za kilka dni, gdy już zdążyłam cudem wrócić do zdrowia, wracasz i wyjeżdżasz mi tu z marnym "przepraszam"?! - mówiła, a stopniowo z każdym słowem ton jej zamieniał się w krzyk. Odwróciła się do niego tyłem.
- Wiem jak to wygląda - zaczął, wolno do niej podchodząc - Wiem jaki jestem beznadziejny i wiem, że musiałaś sama sobie radzić gdy odleciałem. Przepraszam, że nie opiekowałem się tobą, gdy tego potrzebowałaś. Ja...
- Tu nawet nie chodzi o mnie Czkawka - przerwała mu dobitnie, odwracając się przodem do niego. Byli teraz tak blisko siebie, jak na wyciągniecie ręki - Co się z tobą stało? - zapytała, wyraźnie akcentując słowo "tobą" i wskazując na niego palcem. W jej oczach malowała się troska i wrażliwość. Chłopak westchnął, siadając na pryczy pod ścianą.
- Sam nie wiem - wzruszył ramionami, opierając głowę na kolanach - Nie mam już na nic siły. Ciągłe walki, ucieczki, pokoje i wojny... Mam tego dosyć - jęknął, kręcąc głową. Meg podeszła do niego i usiadła obok. Wzięła jego twarz w dłonie, zmuszając go, żeby na nią spojrzał.
Posłała mu lekki uśmiech, twardo patrząc w zielone oczy.
- Czkawka, jesteś Smoczym Jeźdźcem. Jedyną osobą na świecie, która zjednoczy świat ludzi i smoków. Jesteś silny, twardy, masz niezwykły charakter. Nikt nie jest w stanie cię złamać, masz zasady, którymi się kierujesz. Pomagasz niewinnym smokom, bronisz ich nawet za cenę własnego życia. Jesteś niesamowity, jedyny taki na świecie - Słowa wypływające z jej ust, napawały serce chłopaka siłą i wolą walki. Wiedział, że Megara zawsze go wesprze w najodpowiedniejszej chwili i wiedział, że ma dla kogo walczyć. Musi walczyć. Dla Szczerbatka, dla Meg, dla smoków, dla wszystkich.
- Dziękuję Meg - odparł jedynie, przytulając ją ze wszystkich swoich sił - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Dlatego od teraz, możesz być pewna, że już nigdy cię nie opuszczę. Będę zawsze przy tobie - dodał, całując ją w czoło.
Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz po chwili posmutniała. Wstała z posłania, chodząc po pomieszczeniu, czym zdziwiła jeźdźca. Zerknął ten na swojego smoka, który spał nieopodal Koszmara.
- I tu jest pewien problem - wyszeptała po krótkiej ciszy, która zapanowała w domu bruneta - Czkawka... Ja nie mogę tu zostać. Nie mogę z tobą zostać. Chciałabym... emm.. chciałabym odszukać moją rodzinę - wyznała, spuszczając głowę.
Czkawka nie dowierzał w to co usłyszał. Dopiero gdy wrócił i już wszystko było dobrze, teraz na powrót miało się rozpaść przez chęć dziewczyny, na odszukanie jej domu.
- Ale jak... jak ty to sobie wyobrażasz?! - zapytał, wstając i odrobinę podnosząc głos. Smoki natychmiast otworzyły oczy, ciekawsko przyglądając się rozmawiającej dwójce.
- Chciałam wziąć Płomyka, żebym mogła z nim ich poszukać. Czkawka, ja wierzę, że mam jeszcze rodzinę. Wierzę w to, a Płomyk mi pomoże. On jest moim przyjacielem, rozumiesz? Gdy cię nie było, ja... wytresowałam go. Powierzył mi nad sobą opiekę. Nie mogę zostawić go samego - mówiła, co zielonookiemu było bardzo dobrze znane. Oczywiście, godził się, żeby wzięła smoka. Miała przyjaciela, tak jak on, ale nie godził się, żeby go zostawiła.
- Meg, ale proszę. Ostatnio też się straciliśmy. Teraz na nowo odnaleźliśmy. Wiem, że pragniesz ich odnaleźć, ale ja nie chcę cię znowu stracić. Ja nie dam sobie rady - mówił coraz ciszej, jakby zbierało mu się na płacz. Smutek zagościł w jego sercu, przez oczy przemawiał żal i poczucie straty, kochanej osoby.
Brunetka podeszła do niego, a w jej granatowych oczach, błyszczały słone łzy. Złapała go za ręce, chcąc przekazać mu, że również cierpi i, że to dla niej tak samo trudne. Również nie chciała go stracić.
- Przynoszę na ciebie same kłopoty, więc tym lepiej, że zniknę na jakiś czas. Muszę wszystko sobie poukładać. Muszę ich znaleźć. Wierzę, że się spotkamy Jeźdźcu, rozumiesz? - patrzyła mu w oczy - A jeśli nie tu, to na pewno w Valhalli - pogłaskała go po policzku, przy czym starła kilka samotnych łez, płynących po jego twarzy. Czkawka zamknął oczy, znowu otulając ją ramionami.
- Meg - podjął raz jeszcze, niemal błagalnym tonem i spojrzeniem rozrywającym duszę na pół.
- Nie Czkawka, nie - szepnęła, choć czuła, że łamie i sobie, i jemu serce.
Wyszli na plażę, gdy księżyc świecił mocno na ciemnym niebie. Miliony gwiazd dekorowały niebo wraz z Panem Nocy. Lekki wiatr północy rozwiewał ich włosy, kiedy stanęli przy morzu. W oddali smoki pomrukiwały we śnie, a nocne owady urzekały swoją balladą. Morze lekko wzburzone uderzało o brzegi wyspy, łechcąc odrobinę morską bryzą, stojących na piasku. Szumiące drzewa dawały o sobie znać, przez wirujące listki puszczone na delikatny podmuch. Daleko na horyzoncie połyskiwały błyskawice, jakby sam Thor, bóg pogody, nie chciał by Megara odlatywała od Jeźdźca.
Brunetka spakowała wszystko do torby, przywieszonej przy siodle. Poklepała Płomyka po szyi, ścierając słoną ciecz, z zaróżowionej przez wiatr, twarzy. Smok polizał ją ciepłymi jęzorem, chcąc by się rozweseliła. Zaczynali nowe życie.
Czkawka stał przy Szczerbatku, już w ogóle nie przejmując się nowymi, płynącymi łzami. Wszystkie uczucia, jakie tłumił w sobie, wypływały na zewnątrz, odkrywając jego prawdziwe oblicze. Mordka również czuł się okropnie, a z jego pyszczka zniknęło szczęście i radość z ponownego zobaczenia dziewczyny. Oboje tracili ważną osobę, choć w ich sercach tkwił mały płomień nadziei na ponowne spotkanie.
Meg odwróciła się do przyjaciół. Podeszła do Szczerbatka i z całej siły, przytuliła jego mordkę do siebie.
- Nigdy cię nie zapomnę Szczerbatku - szepnęła cicho na ucho czarnemu smokowi - Opiekuj się Czkawką - dodała, całując ciepły nos łuskowatego gada.
Podeszła do bruneta, stając w niewielkiej odległości od niego.
- Powodzenia w dalszej misji Jeźdźcu - powiedziała, przełykając łzy. Chłopak podniósł na nią tajemnicze spojrzenie i chociaż przepełniało je smutek, zranienie i żal, to błyszczała w nim iskierka miłości. Położyła lewą dłoń na jego ramieniu i lekko stając na palcach, pocałowała go w chłodny policzek. Czkawka przyjął to z smutkiem, więc znowu ją przytulił.
- Meg? - zapytał, stykając z nią, ich czoła.
- Tak?
- Obiecaj mi, że się spotkamy - powiedział twardo - Nie w Valhalli, lecz tu.
- Obiecuję - szepnęła.
Chciała już odejść, lecz za żadne skarby jej nogi nie miały zamiaru jej słuchać. Czkawka również nie odczuwał potrzeby pożegnania się z brunetką.
- Muszę iść - westchnęła, z tym samym smutkiem, wpatrując się w jego oczy.
- Wiem, ale chcę cię prosić o jeszcze jedno. Meg, gdyby coś poszło nie tak, zaopiekuj się Szczerbatkiem - poprosił, siląc się na zwyczajny ton.
- Dlaczego coś...
- Proszę - przerwał jej - zaopiekuj się nim. Nie będę mógł umrzeć ze świadomością, że nie zapewniłem mu opieki.
- Dobrze, pod warunkiem, że ty nigdy nie pomyślisz o tym, że nie dasz rady. Nawet beze mnie dasz rady. Pamiętaj o tym i wiedz, że masz jeszcze Szczerbatka. To on jest twoją siłą - wyszeptała, kładąc mu rękę na sercu. Uśmiechnął się do niej lekko, po czym pocałował ją w tą dłoń.
Pomógł jej wejść na smoka, przy tym głaszcząc Płomyka.
- Opiekuj się nią - mruknął do smoka, puszczając dziewczynie oczko.
- Żegnaj Czkawka - szepnęła ze szlochem, klepiąc smoka w bok. Wraz z podmuchem wiatru, wzbili się w powietrze, które przecinane potężnymi skrzydłami czerwonego smoka, błyszczało odcieniem świecących gwiazd. Powoli znikali im z oczu, tonąc w bezkresnym niebie.
Wiedział, że była wolna. Miała przyjaciela, była bezpieczna. Mogła odnaleźć tych, których kochała. Mogła spełnić wszystko o czym marzyła. A on o tym wiedział. Wiedział, lecz i tak pozostał smutek goszczący w jego duszy. Miał ją kilka chwil, żeby znowu ją utracić. Dla kilku dni po za domem, poświęconym dla Archipelagu, dla Tamor, dla Berk, było warto? Czy chęć pomocy innym, zaniedbując kochaną osobę, była tego warta? Czy dla chwili z blondwłosą wojowniczką, tracąc w tym momencie dziewczynę, traktowaną jak rodzinę, było warto?
Ból przepełniał całe jego ciało, serce i duszę.
- I jak cisza rozpływa się w mroku, tak ja nie zapomnę o tobie.... Żegnaj Meg...
~*~
Trochę długo, wiem, ale chyba brak weny i czasu, rozumiecie. Następny będzie szybciej, a odnośnie wszystkich waszych komentarzy co do ostatniego postu to wszystko będzie tak jak chcecie. I chyba źle mnie zrozumieliście co do mojej pierwszej myśli. Na bloga mam już całkowity pomysł, więc się nie bójcie. Prace na nim będą trały jeszcze przez ponad rok, ale to na razie wszystko co mogę Wam powiedzieć. Możecie już zacząć się bać na to, co Wam tu zgotuję :* Zakładka "Pytania do bohaterów" powinna zacząć działać już w nadchodzącym tygodniu :)
Do usłyszenia #DragonsRiders
~ SuperHero *.*
Genialny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPo prostu boski
Tak długo czekałam na kolejny ale było warto czekać bo wyszedł ci niesamowity ❤
Dla mnie był wręcz idealny
Cieszę się że dałaś nam aż tak dużo czkawki i astrid. Do tej pory mam zaciesz na swojej twarzy.
Nie wiem czy tylko ja ale przez pewien czas myślałam że Meg i czkawka się pocałują. Na szczęście tak się nie stało.
Zastanawiam się czemu astrid nie powiedziała mu o drago. Przecież zaradzil by coś. Ale pewnie później mu powie
Nie mogę się doczekać kolejnego
Z niecierpliwością czekam na nexta
Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana ❤ :*
Dopóki nie pojawił się wątek z Meg, byłam mega podjarana Hiccstrid. Już powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego, że Astrid nie będzie tak samo ważna jak Megara dla Czkawki. Jest to cholernie ciężkie i smutne, że chłopak woli Meg, ale cóż bywa.... :'(
OdpowiedzUsuńRozdział był taki nieco romantyczny, te pocałunki...Szczególnie Astrid i wiesz co, Hero? Mam ochotę przywalic patelnia twojemu mężowi. Raz całuje As a zaraz potem Meg. Niech ten chłop się zdecyduje, którą woli, choć ich relacje są serio DZIWNE. Niby smoczy jeździec- twardy i prawie bezuczuciowy- a nagle ma na głowie uczucia...
I dalej...co ja chciałam...A, właśnie, Czkawka wróci po Astrid, słodko, ale Ty coś zepsujesz. Uwielbiasz nas dolowac, co nie? XD
I dalej. Smark powiedział to co powiedział pierwszy?! Wow. Szacun. Widzę że parka się tu nam kroi :3
No, kochana, jesteś genialna, poprawilas mi humor dziś, dziękuję :**
Trochę krótko, ale jakoś nie wiem co pisać... No że jesteś mistrzynią w pisaniu opisów? Jesteś ! :D
I coś mi tu śmierdzi, jakby mój mózg coś mi podpowiadał... Dobra, wyciagne to z Ciebie kiedyś xD
Mistrzu Ty mój !!! *.* ♡♡
Jezusie Kochany! To co przed chwilą przeczytałam było piękne.. Na prawdę uwielbiam twoje dzieła! Śmiało nogę powiedzieć, że masz ogromny talent! Na pewno kiedyś zabłyśniesz w tym świecie pisania, tworzenia. Teraz błyszczysz ale.. Kiedyś! Łoho..! Dziewczynoooo! Będziesz najlepsza! Może wydasz książkę.. Na pewno bym ją kupiła i w całości przeczytała! Powiem Ci tyle.. Twoje opowiadania cholernie uzależniają! Jesteś moim narkotykiem beybee!
OdpowiedzUsuń***
Dopóki nie pojawił się wątek z Meg, byłam zahipnotyzowania Hiccstrid. Nie widziałam świata poza .. Ujmę to tak I ♥ Hiccsyrid! Powiem Ci, że jest mi troszeczkę trudno.. Ale powili zdaje sobie sprawę z tego, że Megara będzie bardzo ważna, tak jak Astrid dla Czkawiki. Trudno jest mi się z tym pogodzić ale.. Takie życie! Nie zawsze mamy tego czego chcemy! Ważne abyś dalej pisała..W tedy będę zadowolona!
Rozdział jest.. Bardzo przyciągający. Te pocałunki robią swoje! Taki romantyczny ten rozdział kochana :) A wiesz, że ja jestem cholerną fanką romantycznych rozdziałów! Uwielbiam wątki miłosne.. I to nie tylko ja! Trochę rozkojarza fakt, że jak to fajnie ujęła koleżanka wyżej 'twój mąż' raz całuję się z Meg a raz z Astrid. Dziewczyno! Spraw aby on się zdecydować! Rozumiem.. Kocha obie ale.. Trzeba wybrać jedną.. Tą jedyną <3
Dobra ja powoli kończę moją wypowiedz bo czuję, ze jest dość długa :P haha! Kocham ^.^ Tęsknie :) Całuję :*
Czekam na nn^^
//Tami G.
Normalnie caluteńki czas od nowa zakochuje sie w twoim blogu :D Rozdział oczywiście super ;) cuesze sie że napisałaś ze Meg dla Czkawki była jak rodzina bo już sie bałam ze może zastąpic Astrid co ja mówie ?! Astrid nie da sie zastąpić uszczypnikcie mnie bo głupoty wygaduje xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kochana i dużo weny życze :*