niedziela, 11 marca 2018

63. Wspomnienia przybliżą koniec.

SOUNDTRACK


    "Niepewność jutra. Strach przybiera na sile z każdą sekundą. Lęk rozlewa się po krainie, niczym cienie, długie, sunące, odrażające. Uciekaj. Uciekaj, bo tak naprawdę nie ma ucieczki"
Zostało tak niewiele czasu.
    Kiedy słońce przecinało granatową taflę, zjawił się przy mojej celi. Jak zwykle perfidny uśmieszek, szaleńczość biegała po jego twarzy, a błysk zwycięstwa rozświetlał spojrzenie.
    Po moim trupie.
    Zanim się odezwał, chodził tam i z powrotem, niekiedy uderzając palcami o kraty mojego więzienia. Ja natomiast zmierzałem go, jak najbardziej, oschłym spojrzeniem i dosłownie próbowałem zabić samym patrzeniem. Niestety na niewiele się to zdało, co wprowadzało Dagura w jeszcze większe rozbawienie. Przyjąłem inną taktykę.
- Gotowy, Daguś, na uśmiercenie mnie, Wielkiego Pana Smoków? – zakpiłem z wielką radością w głosie. On za to zmienił swój wyraz twarzy. Nie spodziewał się takiego zagrania.
    Jestem genialny!
    Jednak po chwili znów przywrócił standardową, szaleńczą ekspresję. Widzę, że trafił mi się twardy zawodnik. Nie będzie tak łatwo, jak z Dragusiem, świećcie Walkirie nad jego plugawą i okrutną duszą, ale równie zabawnie. Na pewno się postaram, żeby tak było. Po śmierci mojego ukochanego wroga zapomniałem już, jak to jest sobie żartować z osobą, która pragnie zabić cię na kilkadziesiąt różnych sposobów. Dawno nie czułem tej radości z ciętych ripost, uwag i docinków. Draguś wiedział, jak ja je kochałem.
    Czy Dagur również się dowie? Będę musiał spróbować.
- Zatkało wodza Berserków? Może coś powtórzę, sam nie wiem, wyjaśnić, mówić po "naszemu"?
    Nie wiem, jak on, ale ja wewnętrznie tarzałem się ze swoich pomysłów. Szczerbatek, który jako tak rozumiał ludzki język, chichotał pod moimi stopami, starając się zakryć skrzydłem. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak musiałem spróbować zachować twarz. Nie mogłem śmiać się z głupoty mojego wroga – jeszcze nie teraz.
    Kiedy gniew zdobił jego twarz, starałem się na wszystko utrzymać poważny wygląd. Naprawdę zadziwiają mnie ludzie. Czyż, aż tak ciężko było odpowiedzieć jakąś kąśliwą uwagą? Nie wiem, na temat smoka, mojego szczupłego wyglądu, albo nogi! Przecież miałem METALOWĄ nogę! To był najlepszy sposób!
    Chwycił kraty oburącz, przybliżając się. Cierpliwie czekałem na jego słowa.
- Skoro uważasz się za takiego "Wielkiego Pana Smoków", jestem ciekaw czy poradzisz sobie z tym, co za chwilę usłyszysz – powiedział tajemniczym tonem, wyciągając swój miecz i jakąś mapę, którą przybił bronią do ściany, tak byśmy obydwoje widzieli, co się na niej znajdowało.
    Oj, Dagur, co by to nie było, nie dasz rady.
    Spojrzałem na mapę. Krew zmroziła mi żyły, a zimny dreszcz przebiegł po plecach.
    T-to. To się nie powinno zdarzyć.
    Widząc moją reakcję, zagwizdał wesoło.
- Wiedziałem, że tak będzie – zaśmiał się, a ja otrząsnąłem się z transu.
- Co zamierzasz zrobić?! – wrzasnąłem, doskakując do krat i prawie przywalając rudowłosemu. Odsunął się nieznacznie, bardziej się wyszczerzając.
    Jak tylko stąd wyjdę, zedrę mu ten głupi uśmiech z gęby. Obiecuję.
- Nie skacz tak – zauważył, sprawiając, że ochota na zmasakrowanie mu twarzy podskoczyła do tysiąca procent – Musisz mieć siłę na ostateczne starcie… Haha, jaka szkoda, że nie będziesz w nim uczestniczyć. Naprawdę szkoda – pokręcił głową, rechtając. Zatarł dłonie z satysfakcją w oczach, choć nie patrzył na mnie.
    Denerwowało, wkurzało i irytowało mnie jego zachowanie. Zamiast od razu wyjaśnić i zaprowadzić mnie na wyrok, Dagur bawił się tym wszystkim, a to dostarczało mu, jak widać, sporo rozrywki. Zmierzwiłem włosy, otarłem pot z czoła. Stanąłem w wygodniejszej pozycji, zakładając ręce na klatkę piersiową. Obrzuciłem wzrokiem niebo. Mrok powoli ogarniał całą ziemię.
- Czego tak naprawdę chcesz? – spróbowałem po chwili. Musiał mi wreszcie powiedzieć. Wystarczy tego przedstawienia.
- Zemsty.
    Wzruszył ramionami, gdy to mówił, a ja na wszystko starałem się, poukładać w głowie możliwe, jak najwięcej wątków, by połączyć je w jedno. Co zrobił mój ojciec? W jaki sposób zawiniła Berk? Czy ten "sojusz" był tak naprawdę tylko najzwyklejszą przykrywką?
- Zemsty?
    Mój głos rzeczywiście przesiąknięty był zdziwieniem. No, może częściowym, ale z przeważającą częścią, ponieważ własne wnioski wolałem zachować dla siebie.
- Lata temu, kiedy jeszcze władzę nad Berserkami dzierżył mój ojciec, Oswald Zgodnopyszny, wyprawił się na Berk, ponieważ zawadzała mu ciągła waśń ze Stoikiem Ważkim. Chciał zniszczyć Berk raz na zawsze, żeby nie mieć już problemów z Wandalami – przerwał na moment, żeby usiąść na stołku, który przed godziną zajmowała jego matka. Spojrzał na mnie i Szczerbatka, sprawdzając czy słucham, ale siedziałem spokojnie i cierpliwie, ponieważ wiedziałem, że to będzie istotne, czego się dowiem – Po wielu tygodniach przygotowań wyruszył…

    Cała armada dzikich i szalonych Berserków przecinała tafle granatowe morza, prując na spotkanie z wrogiem – na spotkanie z przeznaczeniem. W sercach swych nieśli wiarę w wygraną i spokój na wieczność od okrutnych, ich zdaniem, Wandali. Nie przejmowali się przeszłością, w której oba klany darzyły się wielką serdecznością, dobrocią i życzliwością. Cały spór poszedł, bowiem o jedną wyspę leżącą na granicy wód Stoika i Oswalda. Obydwoje byli zbyt uparci, żeby odstąpić, więc wstąpili na drogę wojenną i już nigdy nie wrócili na zagubioną ścieżkę przyjaźni.
    Berserkowie dotarli do bram Berk. Rozpętała się bitwa.
    Trupy rosłych wikingów ścielały krwiste podłoże, zaznaczając drogę, którą podążała śmierć podczas tej okrutnej bitwy. Tu już nie chodziło o wyspę – przedmiot sporu. Tu chodziło o życie. O możliwość istnienia na tym podłym świecie. Każdy walczył o przetrwanie. Każdy zabijał, żeby móc przeżyć do następnej chwili, w której inny wiking pozbawi go tchnienia. Tutaj nie obowiązywało litość czy miłosiernie. Tutaj liczyło się tylko jedno. Zabij lub zgiń.
    Przywódca Berserków pokierował swym mniejszym oddziałem w stronę domu Stoika. Był pewny, że jeśli zrobi to, co podpowiadał mu rozum, bez problemu wygra tę bitwę i jednocześnie całą wojną, a Wandalowie na zawsze znikną z powierzchni ziemi.
    Nie spodziewał się tylko jednej rzeczy. Mianowicie, że zamiast pierworodnego syna Stoika, w domu zastanie jego żonę, Valkę. Choć tego nie zamierzał, postanowił zabić jednak ją, aby dopełnić swojego planu. Nieszczęśliwym trafem, zanim wykonał ostatni ruch i pozbawił Wandalki życia, malutki, roztrzęsiony Czkawka wpadł do domu. Oswald zmierzył go spojrzeniem z szyderczym uśmiechem.
- Szukałem cię – odparł, patrząc złowrogo na zaledwie pięcioletniego chłopczyka. Brunet cofnął się nieznacznie i spojrzał na matkę, której oczy wypełniały się łzami.
- Mamo – wyszeptał, drżącym z emocji głosem. Bał się okropnie człowieka, który stał przed nim, ale również tego, co działo się za drzwiami jego domu. Dlaczego tata nie przybiegnie na ratunek, myślał gorączkowo, ściskając w dłoni rąbek swojej zielonej tuniki.
- Wypuść go, a ja ci powiem wszystko, co chcesz – powiedziała stanowczym tonem, zwracając uwagę wojownika na siebie. Była w stanie poświęcić wszystko, nawet własne życie, by tylko Czkawka mógł stamtąd uciec i poszukać ojca.
    Oswald zamyślił się chwilę, ale ostatecznie postanowił przystać na taki plan. Obojętne było dla niego, kogo zabije. Ważne, że osobę bliską sercu Stoika – reszta kompletnie nie miała znaczenia.
- Słyszałeś matkę. Wynoś się stąd! – wrzasnął, przekładając w lewej dłoni niewielki sztylet. To nie będzie długo trwało, pomyślał.
- Mamo, boje się – wychlipał syn wodza, a po jego delikatnej twarzy popłynęły drobne łzy.
- Poszukaj taty, Czkawka. Załatwię to – dodała pewnym, ciepłym, pełnym miłości głosem. Uśmiechnęła się delikatnie, poprzez łzy, do swojego maleńkiego skarbu, wiedząc, że widzi go po raz ostatni. W wypowiedzianych słowach zawarła pożegnanie z ukochanym dzieckiem.
    Po spojrzeniu na rodzicielkę już ostatni raz, Czkawka wybiegł z chaty w poszukiwaniu taty. Valka odetchnęła z ulgą.
    Oswald podszedł jeszcze bliżej Valki.
- Szkoda, że Stoik zadarł nie z tym, co trzeba – powiedział, wyjmując zza pasa, połyskujący w świetle domowego paleniska, miecz – Jakieś ostatnie słowa? – zaśmiał się, przykładając broń do klatki piersiowej żony Ważkiego.
- Zginiesz w piekle – wysyczała z całą nienawiścią w jego stronę. Sekundę później poczuła, jak ostrze przepija się przez jej ciało, powodując, iż straciła oddech, a serce w piersi – przestało bić.
    Żegnaj ukochany, pomyślała zanim śmierć otuliła ją swym ciemnym płaszczem i zaprowadziła w miejsce lepsze od ziemskiej krainy.
    Po drugiej stronie Walkirie przywitały Valkę z uśmiechem, a Odyn zaprosił wojowniczkę do stołu królów.

    Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Wojna na Berk, wtedy, kiedy straciłem matkę, okazała się wojną z Berserkami, ojcem Dagura, który siedzi tuż przede mną? Moja matka. Moja kochana mama straciła życie przez Oswalda? Tylko, dlatego, że zamiast mnie, wódz spotkał ją? Odynie, dlaczego…
    Złapałem się za głowę, jeszcze raz analizując opowiedzianą przez Szalonego historię. Jeśli to Berserkowie napadli na Berk, dlaczego ktoś wmówił mi, że to byli ludzie z plemiona Samb? 
    Zaraz! 
    Przecież Pyskacz kiedyś napomknął o tym, że jakieś kilka lat po tej wojnie, Samb zmienili nazwę na Berserk. Czyli to oznacza, że…
- TO WASZA WINA! – wrzasnąłem, uderzając z całą siłą w kraty, przez co Dagur odskoczył w tył ze strachu – Zabiję cię! Zabiję, rozumiesz?! Nie daruję! Zginiesz, słyszysz?! – wydzierałem się na całe gardło, a Szczerbatek stał gotowy do ataku, jednak nie wiedział, dlaczego.
    Dagur zaśmiał się szyderczo, podchodząc do krat.
- Nic mi nie możesz zrobić, Jeźdźcu – wyjaśnił, stukając palcami w karty – Możesz próbować, ale na nic twoje marne starania. Dzisiaj to ty zginiesz, a ja popłynę i dokonam zemsty na Berk i Stoiku Ważkim! – krzyknął, wznosząc w górę swój miecz. Uśmiechał się do niego i patrzył z zadowoleniem. Jednak jednej rzeczy jeszcze tu nie rozumiałem.
    Odetchnąłem, by się uspokoić.
- Przecież to twój ojciec zabił żonę Stoika – powiedziałem zdenerwowany. Jego zemsta w ogóle nie miała sensu, a dodając to, że Stoik już nie żyje, jeszcze bardziej – Nie wiem, gdzie ty masz powód do zemsty.
- Widzisz mój drogi Jeźdźcu, nie opowiedziałem ci końca tej historii – odwrócił się w moją stronę, zagryzając zęby w dziwnym grymasie – Po tym, jak mój ojciec, zabił żonę Stoika, chciał uciec. Jednak ta podła menda, Czkawka znalazła swojego ojca szybciej niż Oswaldowi się mogło wydawać. Stoik wpadł w furię, kiedy zobaczył, co zrobił tata i zamordował go niemal od razu, a całą armadę rzucił smokom na pożarcie! Teraz rozumiesz, dlaczego pragnę zemsty?! Stoik jest zabójcą mojego ojca, a ja poprzysiągłem zemstę! I tego dokonam! – wykrzyczał, pełen gniewu, nienawiści i żalu.
    Po części go rozumiałem, ale mimo to, rodzic Dagura odebrał mi matkę. Odebrał osobę, która jako jedyna trzymała w całości naszą rodzinę. Przez to odebrał mi również szczęśliwe lata życia, które wypełniły jedynie wrzaski, pobicia i nienawiść Stoika do mnie. Odebrał mi to wszystko, czego tak bardzo pragnąłem przez te wszystkie lata. To, co przeżyłem, nie równało się z jego bólem. Dlatego to ja przysięgam, że zabiję Dagura, aby moja matka i mój ojciec, mogli żyć w wiecznym spokoju.
    Pewny swojego nowego zadania planowałem, jak się wydostać i w porę ostrzec Berk. W końcu nie tylko raz miałem być dla nich ostoją. Jeśli wróg zagrażał mojej wyspie, nie zawaham się ani chwili.
- Było miło Smoczy Jeźdźcu – odezwał się Dagur, idąc w stronę wyjścia. Zatrzymał się jednak na chwilę, wziął pochodnię ze ściany i rzucił ją na ziemię.
    Rozejrzałem się, widząc wszędzie rozsypany proch, a obok wyjścia kilkanaście beczek. Czyli to od początku była pułapka. Spojrzałem na Szczerbatka, mocno przytulając się do niego i tym samym, zakrywając go własnym ciałem. Śmiech Dagura brzmiał mi w uszach.
    Sekundę później nastąpił wybuch.


~*~


Troszkę dłużej to trwało, ale potrzebowałam czasu, żeby wyciągnąć z czeluści krainy Hel swoją bardzo kochaną wenę i spożytkować ją na ten oto rozdział :) W miarę mi się udało. Mogę być nawet zadowolona xD Tytuł pasuje idealnie tak btw :)
Tak, jak widzicie mamy tu wspomnienie, które pięknie zamknie mi parę wątków i ostatecznie przybliży koniec tego opowiadania. Miałam plany, by skończyć bloga w pewien dzień, ale nie jestem pewna czy mi się to uda. Jeśli nie, będę musiała szukać innego, specjalnego dnia :) 
Tymczasem zostawiam Wam 63. i serdecznie zapraszam do komentowania, co pozwoli mi na zatrzymanie weny przy sobie i szybszy skończę tego projektu <3 
Trzymajcie się kochani <3 Dziękuję za 64K wyświetleń - nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dojdę do takiej liczby. KOCHAM WAS <3

~ SuperHero *-*

[AKTUALIZACJA]
Zapomniałam dodać, że "szkielet" rozmowy w tym wspomnieniu pomiędzy Valką, Oswaldem i Czkawką, wzięty został z serialu "Awatar: Legenda Aanga".

1 komentarz:

  1. Wow, naprawdę brak mi słów. Ale nie rozumiem, dlaczego Czkawka nie powiedział Dagurowi, że Stoik już nie żyje i nie dokona swojej zemsty. Wiem, że jakoś to zaplanowałaś, ale ja najchętniej walnełabym go w ten jego pusty łeb i wybiła z głowy próbę ataku na Berk, która sama w sobie już i tak słabo się trzyma. Choć nie wiadomo, może Pyskacz dał radę postawić ją jakoś na nogi, ale wątpię w to.
    Wracając, rozdział na poziomie, jak zawsze, może ewentualnie troszeczkę przykrótki, ale treściwy i to najważniejsze.
    Pozdrawiam, życzę dużo weny i chęci przy pisaniu zakończenia tej powieści.😊

    OdpowiedzUsuń