Schowałem rzeczy i wylądowaliśmy ma plaży Thora. Pogłaskałem smoka po głowie, na co zawarczał radośnie. Uśmiechnąłem się, idąc na przód. Właśnie robiło się ciemno - idealna pora na odbicie przyjaciela. Uważając by jakiś Wiking mnie nie zauważył, cicho przemieszczałem się po porcie, następnie po skałach, aż w końcu dotarłem na samą górę. Wiele się nie zmieniło, pomyślałem. Udałem się do najbliżej stojących domów by sprawdzić czy przypadkiem, w któryś z nim nie znajduje się mój zagubiony smoczek.
Po dwóch godzinach sprawdziłem każdy dom na wyspie. Do tego czasu wolałem nie myśleć o tym, ale teraz gdy wciąż nie znalazłem Szczerbatka, zaczęło docierać do mnie to, że oni mogli mu coś zrobić. Na pewno nie, przekonywałem siebie, choć i tak wydawało mi się to beznadziejnym pomysłem. Będę spokojny dopiero gdy go odnajdę. Szybkim krokiem, niemalże truchtem pokonałem drogę do Twierdzy.
- Albo jesteś tu przyjacielu, albo nie ma cię w ogóle - szepnąłem i z całych sił, pchnąłem ciężkie drzwi. W pomieszczeniu nie było nikogo. Przeszukałem cały budynek, lecz nie było w nim Mordki. Oni, oni go... zabili, pomyślałem upadając na kolana. Ręce zacisnąłem na ziemi, prawie ją wyrywając z posadzki. Z oczu wypływały pojedyncze łzy. Kapały na kombinezon, potem na spodnie i na podłogę. W głowie migotał mi tylko obraz Mordki, wołającego o pomoc. Widziałem jego śmierć, płakał, ja również, lecz nie mogłem go uratować.
Zawiodłem!
- Szczerbatek! - wydarłem się na całe gardło, najpewniej budząc wszystkich Wikingów. Nie obchodziło mnie to, kiedy mój przyjaciel zmarł, to i mnie mogą zabić. Może wreszcie będę mógł żyć spokojnie z Mordką przy boku. Usłyszałem krzyki i odgłosy biegu, Wandale zbliżali się do Twierdzy. A ja dalej klęczałem na ziemi, pobrudzony i mokry od łez. Z rozdartym sercem, wpatrywałem się w podobiznę Nocnej Furii na rękawie. Wtedy do pomieszczenia wparowało niemal całe plemię. Wstałem na równe nogi i wyciągnąłem Piekło, nie zapalając go. Potrzymałem go, celując w Wikingów. Po chwili, w której mierzyłem ich zapłakanym spojrzeniem, upadłem.
*Astrid*
Po kilku godzinach latania, wylądowaliśmy na wyspie. Nie widziałam jej nigdy, ale poznałam co to za miejsce po małym domku na skraju lasu, przy plaży. Szybko pobiegłam w tamtą stronę z nadzieją, że on tam będzie. Wpadłam do jaskinio-domu i nic. Ani jednej żywej duszy, tylko ja i Nocna Furia. Popatrzyłam na nią ze smutkiem, a ona rozglądała się po pomieszczeniu z wyraźnym, nie wiem zakłopotaniem? Lub niepokojem? Sama dobrze nie wiedziałam co czuje, lecz wiem, że zdarzy się coś złego. Jestem tego pewna. Razem ze smokiem opuściliśmy ich dom, udając się na plażę. Usiedliśmy na piasku oglądając spokojne niebo. Fale uderzały o brzeg, łechcąc nas morską bryzą. Głowę schyliłam, opierając na kolanach. Rękami oplotłam nogi, starając się utrzymać ciepło. Wtedy poczułam na sobie coś dziwnego, coś czego nigdy nie spodziewałam bym się po smoku. Otóż Nocna Furia przysunęła się bliżej mnie, otulając swym ogromnym skrzydłem. Odważyłam się na przytulenie jej. Przylgnęłam do jej cieplutkiego ciała, wtulając w nie głowę. Smok zawarczał radośnie, wystawiając język. Uśmiechnęłam się szeroko.
- No proszę, proszę - usłyszałam głos za sobą i wolne klaskanie. Wstałam na równe nogi, odwracając się. Przede mną stał dziwnie wyglądający mężczyzna. Przestraszyłam się trochę, ale stanęłam bliżej smoka, który wyszczerzył zęby. Widać na kilometr, że nie przepada za tym kolesiem.
Jesteś wojowniczką!
Racja, pomyślałam sięgając za siodło Nocnej Furii i wyciągając jakiś topór. Chwila, to mój topór! Nie ważne. Stanęłam na przeciw niego szykując się na walkę. Lecz ten facet tylko głośno się zaśmiał a zza niego wybiegło multum wikingów. Ze smutkiem opuściłam broń, patrząc w zielone oczy smoka.
- Przepraszam.
Dwóch wielkich wikingów chwyciło mnie za ramiona wyginając je do tyłu. Upuściłam topór, a smok strzelał plazmą w nadbiegających mężczyzn. Lecz niestety skończyła mu się liczna splunięć i go związali. Próbowałam się szarpać, niestety na nic się to zdało. Zawlekli nas do statku, znajdującego się na morzu. Nie wiedziałam co z nami będzie. Nikogo nie znam, ale wiem, że ten facet porwał nas ze względu na smoka. Pewnie o niego mu chodzi.
Gdy dotarliśmy wepchnęli nas pod pokład, a następnie do metalowej klatki. Zamknęli drzwi i wyszli, śmiejąc się. Bezradna usiadłam na ziemi, a smoczek pomrukiwał smutno, siadając przy mnie.
- Przykro mi - szepnęłam, głaszcząc go po głowie. - Tak bardzo chciałam uciec, że aż wpakowałam nas w jeszcze gorsze bagno, wybacz - schowałam twarz w rękach, cicho łkając. Furia przysunęła łeb do mojej buzi i delikatnie mnie polizała. Lekko się uśmiechnęłam, wycierając ciecz z twarzy.
Po chwili pod pokład wszedł ten mężczyzna.
- Czego od nas chcesz? - warknęłam, stając przy kratach.
- Od ciebie nic. Ale najbardziej intryguje mnie to, że nie jesteś tym kogo szukam - odparł, chodząc w kółko.
- To kogo szukasz? - zapytałam, mając już dość jego dziwnych odpowiedzi. Czarnowłosy zmarszczył czoło, intensywnie myśląc nad odpowiedzią. Odgarnęłam niesforny kosmyk za ucho, spoglądając na smoka, który swoim czujnym wzrokiem oglądał tego faceta.
- Jednego bezczelnego chłoptasia, który myśli, że jest nie wiadomo kim - powiedział na jednym wydechu. Można było wyczuć, że nie darzy sympatią wspomnianą osobę.
- A możesz powiedzieć jak on się nazywa?
- Ehh, chyba Władca Smoków - westchnął, a mnie zmroziło. To jego ten gość szukał? Na brodę Odyna, co on ma za życie!
- Smoczy Jeździec - szepnęłam, czym wywołałam poruszenie smoka.
- No tak, a teraz mów. Gdzie on jest?
- A po co ci to wiedzieć? Do czego on ci jest potrzebny? Hę?
- Jest mi niezwykle potrzebny, a do czego to ci nie powiem, dziewczynko - uśmiechnął się w dziwny sposób zbliżając swą obskurną gębę do krat. Wykorzystując fakt, iż był blisko przywaliłam mu pięścią w twarz. Zachwiał się i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
- Właśnie w tym momencie spisałaś siebie i tego smoka na straty. Mądrze.
Wyszedł jęcząc. Oparłam się plecami o drzwi klatki i zjechałam po nich, siadając na podłodze. Z oczu poleciało mi kilka samotnych łez. Skuliłam się, jeszcze mocniej wbijając paznokcie w łydki. Nie miałam już siły na nic. Teraz potrzebowałam ciszy, własnego pokoju i pamiętnika Czkawki. Dzięki jego przemyśleniom dawałam sobie jakoś radę. To była jakby sesja terapeutyczna. Mogłam na spokojnie przemyśleć jego słowa i zrozumieć ich sens. Wtedy gdy miałam te dwanaście lat wszystko - w zasadzie cały świat - był dla mnie tak odległy i daleki, że nawet nie zaprzątałam sobie nim głowy. A teraz? Przez swoją głupotę jakiś wariat, grożący zapewne śmiercią, przetrzymuje mnie i zabranego przeze mnie smoka na statku oraz chce nas wywieźć sam Odyn wie gdzie. To jest chore i nieodpowiedzialne. Znowu zachowałam się jak pięciolatka i uciekłam z domu - zrzucając na nas same kłopoty - bo coś mi się nie spodobało. Prawdziwa wojowniczka zmierzyłaby się z swoim przeznaczeniem, nawet jeśli by się jej nie odpowiadało, a nie chowała się po kątach jak jakiś tchórz. Co się ze mną dzieje? Dlaczego mam tak skomplikowane życie? Czemu nie zostałam na Berk i zaręczyła się z Dagurem? Co mi po takiej szalonej ucieczce? Czy dzięki temu coś osiągnę? Ale czy tak naprawdę moje serce jest gotowe wyrzec się szczęścia w imię dobra ukochanej wyspy? Ale czy moje serce nie kocha przypadkiem kogoś innego?
Stop!
Wystarczy!, krzyknęłam na siebie w myślach. Gdy coraz bardziej o tym myślę popadam w paranoję. Muszę przestać myśleć o tym co zostawiłam na Berk. Czyli Dagura, rodzinę, przyjaciół. Narazie wystarczy. Wiem, że nie mogę wiecznie się chować lub uciekać. Przeznaczenie mnie wreszcie dopadnie, lecz póki co, nie jestem jeszcze na nie gotowa. Po prostu!
Odchyliłam głowę do tyłu, wdychając ciężkie powietrze. Smok podłożył swój łepek tak bym go zauważyła. Delikatnie się uśmiechnęłam widząc jego śmieszną minę. Ciekawe jak to możliwe, że jeden gest potrafi odpędzić smutki i troski, a zastąpić je szczęściem i radością? Teraz już wiem, że Smoczy Jeździec tak bardzo kocha tego smoka. On był dla niego prawdziwym przyjacielem. Z resztą, chyba miał tylko jego. To smutne kiedy najbliższą osobą jest smok, ale jednocześnie niesamowite. Każdy ma rodziny, znajomych, przyjaciół, a on? On ma tylko smoka i to najlepszego przyjaciela, za którym skoczyłby w ogień.
"Prawdziwa przyjaźń zniesie wszystko"
Tak raz napisał Czkawka w jednym ze swych pamiętników. To zdanie, a w zasadzie tylko cztery słowa zapadły mi w pamięci, pewnie już na zawsze. Ciekawi mnie tylko kogo Czkawka miał za przyjaciela, że aż tak o nim pisał? A tak w ogóle kto to jest Szczerbatek? Może tak nazwał swojego przyjaciela? Ciekawe. Szkoda tylko, że prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Wszyscy, a tak naprawdę ja pozwoliłam mu uciec. Byłam zdenerwowana i po prostu go nawet nie zatrzymałam. A gdyby teraz był z nami, może nie doszłoby do tego? Ale wtedy chyba nie poznałabym Smoczego Jeźdźca. A to on pokazał mi jakimi stworzeniami są smoki, no jego smok mi pokazał. Jednak to wciąż jest niewiarygodne. Wiem teraz, że nie mogę myśleć "co by było gdyby".
Moje rozmyślania przerwał ten facet, schodząc pod pokład. Za nim weszło jeszcze kilku innych żołnierzy.
- A teraz powiesz mi gdzie jest Smoczy Jeździec? - spytał. Wiem, że źle zrobiłam łapiąc jego smoka, więc go nie wydam. Z resztą i tak sama nie wiem gdzie jest.
- Nigdy! - krzyknęłam, przybierając wojowniczy ton.
Nieustraszona Astrid Hofferson, powraca!
- Gadaj! - wrzasnął, łapiąc mnie za włosy, gdyż oboje staliśmy przy kratach.
- Zmuś mnie! - warknęłam, nie okazując strachu czy bólu. Puściłam mnie i pchnął do tyłu. Upadłabym ale Nocna Furia swoją głową, mnie podtrzymała.
- A proszę bardzo! - Machnął ręką na dwóch mężczyzn. Ci otworzyli klatkę i wyciągnęli mnie z niej. Smok próbował nawet mnie trzymać, lecz uderzyli go w głowę. Wypchnęli mnie pod nogi tego idioty. Popatrzyłam na niego z nienawiścią w oczach. Kraty ponownie zamknęli, ci dwaj żołnierze szarpnęli mnie za ramiona i powłóczyli do innej sali. Zdarli ze mnie naramienniki i karwasze. Ręce przywiązali mi do jakiegoś sznurka przy suficie.
- Nie zapytałaś jak mam na imię - mruknął, chodząc wokół mnie i wywijając batem.
- Do szczęścia nie jest mi potrzebne imię największego idioty na świecie - Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Krwawdoń. Drago Krwawdoń - szepnął, spoglądając mi w oczy. Głośno się zaśmiałam z jego imienia. - Z czego się cieszysz? - warknął.
- Z twojego głupiego imienia. Ciekawe czemu rodzice, aż tak bardzo cię pokarali dając tak beznadziejne imię - Wkurzyłam go i dobrze o tym wiedziałam. Nie powinnam była, gdyż jestem bezbronna a on ma ten swój bat, jednakże widok jego wkurzonej mordy był sto razy bardziej ciekawszy.
- Pyskata tak samo jak Smoczy Jeździec - stwierdził, przechodząc do tyłu.
- No to widzisz, prawie masz mnie jakbyś miał jego.
- Jedna zasadnicza różnica.
- Ach tak? Jaka? - uniosłam pytająco brwi.
- Jego wolę bardziej torturować niż ciebie słuchać - odparł.
- Aż tak ci się źle ze mną gada?
- No powiedzmy, że tak. Wyjaśnię ci to - Przeszedł przede mnie. - Otóż Smoczy Jeździec już taki jest, od zawsze, czyli pyskaty na całej linii, wulgarny i pewny siebie. A ty próbujesz być pyskata, chamska i niegrzeczna. Ale jak dobrze sama wiesz to tylko pozory. W środku jesteś miękka, bojąca się dzieciną, która najchętniej usiadła by w kącie i beczała, nad swoim ciężkim losem - Nie powiem, zabolało mnie to. Łzy napłynęły mi do oczu. - I co prawda w oczy kole? - zaśmiał się, szyderczo. Po jego słowach wstąpiła we mnie nieograniczona furia i gniew. Zamachnęłam się i z całej siły kopnęłam go w krocze. Jednak zablokował mój ruch, śmiejąc się.
- Widzisz co z tego masz? Tylko beczysz i nic nie możesz zrobić - Przybliżył się do mnie. - Pamiętaj, to tylko pozory - szepnął mi do ucha, a ja spuściłam głowę. Ponownie wrócił do tyłu, najpewniej szykując się do wbicia batu w moje plecy. Właśnie teraz zaczęłam modlić się do Thora i przeklinać siebie za moje głupie postępowanie. Jak mogłam być taka głupia, pomyślałam. Łzy ciekły mi po twarz.
Jesteś skończona Astrid.
Wtedy oczekując na bolesny cios, usłyszałam głos. Jego głos przepełniony był nienawiścią i pogardą. Wiedziałam, że to ON. Zdziwiło mnie to, że się tu znalazł, ale najbardziej zdziwiły mnie jego słowa skierowane do Drago.
- Tylko ją rusz, a rozpierdolę ci mordę!
~*~
Wybaczcie mi wulgaryzmy w tym rozdziale, jednakże bez nich nie byłoby takie efektu "wow".
Końcówka wyszła całkiem inna niż się spodziewałem - czyli tak jak zawsze
Rozdział dla wspaniałej Chitooge K. ❤ Kocham cię ❤
~ SuperHero ❤