środa, 10 czerwca 2015

9. Istnienie brakującym elementem.

    "Czemu to życie musi być tak skomplikowane? Czy nie ma dnia, w który spędziłbym normalnie jak człowiek? Szkoda tylko, że nie jestem człowiekiem, a Smoczym Jeźdźcem"
Dopiero teraz frustracja ogarnęła całe moje ciało i za wszelką cenę nie chciała mnie opuścić. Schowałem trzymany w rękach notatnik pod kombinezon. Poprawiłem się na gałęzi, przecierając zmęczone oczy. Patrzyłem tępo w daleki horyzont, chcąc jak najszybciej znaleźć się w chmurach i zapomnieć o wszystkim. Czy, aż tak bardzo się zmieniłem, że nie mogę wytrzymać na ziemi dobrych kilku minut? Pod drzewem przebiegł Koszmar Ponocnik, goniąc dwójkę dzieciaków, a może nastolatków? Schowałem się głębiej w roślinę, ubierając hełm. Brakowało mi Mordki to fakt, ale nie mogę pozwolić na to, iż ktoś mógłby mnie zauważyć. Gdy krzyki i śmiechy ucichły, niczym wąż zsunąłem się z ogromnego wiązu.
    Otrzepałem strój i wolnym krokiem jakbym był u siebie przemierzałem las. Muszę go w końcu znaleźć, nie możemy się tak często kłócić. Myślę, że ostatnio coś za często. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, którzy ratują się z opresji. To nie do pomyślenia, żeby jedna głupia kłótnia przekreśliła wszystko co razem zdobyliśmy - przyjaźń na wieki.
    Krążyłem tak, wciąż bez celu szukając sobie tutaj miejsca. Ale przecież dla mnie nie ma tu już miejsca. Jestem albo raczej byłem mieszkańcem Berk. Teraz jestem mieszkańcem chmur i nieba. Tam zawsze jest dla mnie miejsce, i tylko dla mnie. Spoglądnąłem w górę, usiłując przypomnieć te uczucia podczas lotu. Bez skutecznie. Teraz wiem, że te uczucia można czuć tylko w czasie lotu, nigdzie indziej. Taka zasada.
    Skierowałem się nad klify. Wiem, że tylko tam mogę pozbierać myśli w spójne całości. Szedłem szybko, uważając na kamienie, dziury czy wystające korzenie. Słońce wyraźnie dawało się we znaki i nie zanosiło się by nagle temperatura zmalała. Po kilku minutach byłem na miejscu. Usiadłem, rozkoszując się ślicznym, zapierającym dech w piersi widokiem. Dopiero było południe, a tu tak pięknie. Oglądałem spokojny ocean, niebo bez żadnej chmurki, usilnie wypatrując mojego przyjaciela. Czy kiedyś wreszcie będę mógł żyć jak należy? Bez kłótni, wiecznego uciekania, czy smutku? Chyba nigdy bogowie nie dadzą mi takiej możliwości. (teraz dalej to Czkawka mówi/myśli)
  Wiecznie skazany na ciężkie życie, bez jakiegokolwiek sensu istnienia. Potępiony ale wybrany. Skrzywdzony ale jednak kochany. Wygnany ale tak naprawdę tylko cicho próbuje wmówić sobie, że każdy chciałby mieć takie życie jak on. Jak to wygląda? Czy prawdziwy Smoczy Jeździec z krwi i kości użala się nad sobą? Czy może  bierze dupę w troki i stara się wykonać to co do niego należy?
    Chyba nigdy nie będę mógł żyć w spokoju. Usłyszałem cichy szmer i ręką chwyciłem piekło. Gdy poczułem, że ten ktoś jest blisko, otworzyłem miecz i jednym, zwinnym ruchem, przykładając broń do szyi napastnika, przycisnąłem go do ziemi.
- Aaaa! - wydarła się ta osoba. Otwarłem szeroko oczy i zauważyłem złociste włosy okalające różaną buzię. Jej niebieskie jak lazur oczy pałały zdziwieniem i zdenerwowaniem. Odsunąłem się zdając sobie sprawę, że to dziwnie tak leżeć na Astrid. Wstałem, pomagając jej się podnieść. Rzuciła mi pełne pogardy spojrzenie.
- Dlaczego się na mnie rzuciłeś z tym czymś - Wskazała na moją broń. Włożyłem ją do kieszeni w spodniach.
- Skradałaś się - odpowiedziałem, tak najzwyczajniej jak tylko mogłem. Poprawiła niesfornie spadającego z lewego ramienia warkocza, spoglądając na mnie spod byka. Usta zacisnęła w wąską linię, krzyżując ręce na piersi.
- Znowu mam brudny hełm, że się tam na mnie patrzysz? - Wybuchłem śmiechem, przypominając sobie nasze ostatnie spotkanie, gdy ją uratowałem. Jej nie było do śmiechu.
    Zignorowała mnie i podeszła bliżej urwiska. Wiatr samowolnie rozwiewał blond kosmyki. Policzki delikatnie różowiały, a twarz owiana morską bryzą rozjaśniała się do koloru perły. Dziwne, ale patrząc na nią nogi robiły mi się jak z waty, umysł przestawał poprawnie pracować. Wyglądała tak.. tak.. idealnie...
    - A ty co się tak na mnie patrzysz? - zapytała, nawet nie odwracając głowy w moją stronę. Dobra jest!
- A mam powody - szepnąłem, podchodząc bliżej niej i siadając na trawie.
- Doprawdy? - uniosła brwi do góry - Jakie?
- Tajemnica - wyszeptałem najciszej jak się da.
- Za bardzo jesteś tajemniczy - Nie dała się tak łatwo zrobić. No i dobrze. Będzie ciekawiej.
- Taka już moja natura - Wzruszyłem ramionami, patrząc na lekko wzburzone fale oceanu.
- Wiesz co, znam albo znałam kiedyś takiego chłopaka, który był równie tajemniczy co ty - zaczęła spoglądając na mnie. Zaciekawiło mnie to co mówi, gdyż prawdopodobnie mówi o mnie - I.. - zawahała się, najpewniej myśląc: Powiedzieć mu czy nie?
- I? - Chwyciłem w dłoń rękę Astrid, by dodać jej otuchy. Zarumieniła się.
  Tak jest!
- I.. chyba.. go już nigdy nie spotkam - rozpłakała się - Ja byłam taka okrutna, cały czas go wyśmiewałam, biłam razem z kolegami. Ja tak bardzo nie chciałam, ja.. - Delikatnie chwyciłem ją ręką w talii przyciągając jej kruche ciało do siebie. Wtuliła się we mnie i płakała. Pierwszy raz to widziałem. Czyli jednak, nie była taka zła na jaką wyglądała. Ona się zmieniła, bardzo dużo się zmieniła.
    Otarła łzy i zsunęła moją rękę z jej talii. Poprawiła włosy, i ponownie głową opadła na moje ramię. Lewą ręką poprawiłem się by nie stracić równowagi, a drugą zarzuciłem na jej prawe ramię. Zamknęła oczy wyraźnie się uspokajając.
- Jak ten chłopak miał na imię?
- Czkawka - westchnęła.
Zatkało mnie.
- Żałujesz, że go tak źle traktowałaś? - zapytałem, spoglądając w jej niebieskie oczęta. Astrid również wpatrywała się w moje.
- A jaki to ma sens? - padło z jej ust - Przecież i tak go już nie spotkam, nie przeproszę, ani nic.
- Dlaczego tak myślisz? - Spuściła głowę.
- A czy chłopak, chudy i niezbyt silny przetrwałby sam na jakiejś wyspie lub na oceanie? To niemożliwe.
  Oj nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.
- Znam go - rzuciłem, dopiero po chwili gryząc się w język. Miałem nie mówić. Zamrugała oczami odchylając się ode mnie. Uniosła brwi i z zdziwieniem malującym się na twarzy, wyszeptała.
- Naprawdę?
  Stary ratuj się.
Odwróciłem wzrok oddychając głęboko. Nie mam nic do stracenia. Coś trzeba wymyślić.
- Tak.
Prychnęła.
- Skąd?
- A coś ty taka ciekawska? - Wstałem z ziemi. Ona również się podniosła.
- Bo.. - Nie dokończyła gdyż z usłyszeliśmy jakieś krzyki. Wyjąłem Piekło, bacznie oglądając okolicę. Po chwili z krzaków wybiegła grupa nastolatków. Stanęli jak wryci spoglądając to na mnie, to na Astrid. Hofferson wydawała się na niewzruszoną.
- Cześć wam - rzuciła i do nich podeszła. Schowałem broń, obrzucając ich lekceważącym spojrzeniem.
- As, kto to? - zapytał, otyły chłopak, najwyraźniej trzęsący się ze strachu. Myślała nad odpowiedzią. Popatrzyła na mnie i z beznamiętną miną, odpowiedziała.
- Nikt ważny.
  No nie wierzę!
- A więc to tak - odezwałem się zdecydowanym tonem, zwracając się do blondynki - Najpierw to się ratuje wielką królewnę a potem to jest się nikim ważnym? - warknąłem, wywierając na niej presję z zadanego pytania. Zmierzwiła grzywkę, kropelki potu wystąpiły na jej twarz. O to mi chodziło, żeby tylko ją wkurzyć. Nie będzie taka lalunia pogardzać mną, Smoczym Jeźdźcem.
    Nie odezwała się. Jedynie spuściła głowę i, i starła kilka małych, samotnych łez z policzka. Cała czwórka stałą z tyłu, cicho z zaciekawieniem oglądając całą scenę. Teraz widząc ją taką bezbronną, zdołowaną, a może i nawet przestraszoną dotarło do mnie, że to ja zachowuje się okrutnie.
- A wy tu czego? - warknąłem do tamtej grupki. Drgnęli, i pośpiesznie opuścili klif. Zostaliśmy sami. Znowu.
- Dlaczego taki jesteś? Co ci da takie poniżanie innych, wyśmiewanie czy upokarzanie? Nie masz serca! - krzyknęła, ze łzami w oczach. Zaczęła podchodzić do mnie, a ja cofać. Tym sposobem dotarliśmy, aż do samej krawędzi skały. Zatrzymałem się by nie spaść, ona była coraz bliżej. W końcu stanęła przy mnie, chwytając mnie za kombinezon. W jej oczach widziałem strach, gniew, nienawiść, ból. Prawdziwa mieszanka wybuchowa. Postanowiłem. Do końca będę nieustraszony. Spojrzałem w jej oczy z wyraźnym wyzwaniem, jakie sama sobie zadała.
- Zrób to - szepnąłem, hardo - Skoro, aż tak bardzo mnie nienawidzisz to czemu nie puścisz mnie bym spadł i zapewne się zabił?
- Nie potrzebujesz mnie do tego. Sam potrafisz wpakować się w niezłe gówno.
- Doprawdy? - zaśmiałem się.
Na jej twarz wstąpił sztuczny uśmiech, a po sekundzie z krzaków wybiegło kilkadziesiąt, uzbrojonych po zęby wikingów, na których czele stał najbardziej znienawidzony przeze mnie człowiek świata - wódz wikingów, Stoik Ważki - mój były ojciec.
- Czego tu chcesz? - zagrzmiał. Od razu wzięło mi się na wspominki o Drago, jak siedziałem u niego w lochu. Nie miałem zamiaru z nimi gadać. Popatrzyłem z niedowierzaniem na Astrid.
- Naprawdę myślałaś, że parunastu marnie wyglądających wikingów mnie przestraszy? - Każde słowo, wręcz kipiało od nadmiaru sarkazmu. Pokiwała przecząco głową, śmiejąc się. Kiwnęła głową na jednego ze swoich kolegów, chyba na Smarka. Ci natychmiast się rozsunęli, a to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Łzy powoli cisnęły mi się do oczu. Serca stawało, nie mogłem w to uwierzyć. Oni trzymali związaną moją Mordkę! Natychmiastowo zacisnąłem pięści, a umysł jak i całe ciało ogarnęła żądza zemsty. Morderczym wzrokiem popatrzyłem najpierw na Astrid, potem na kolejno jej kolegów, inny wikingów, a na sam koniec zostawiając Stoika. Wymienialiśmy się nienawistnymi spojrzeniami. Wreszcie zobaczyłem zielone, ogromne oczy, które chcę już oglądać do końca świata.
- Czkawka, uciekaj - szepnął do mnie Szczerbatek.
- Nie mogę cię tu zostawić.
- Owszem, możesz - Wahałem się. Zostawić przyjaciela czy postarać się go uratować, lecz tym samym zrzucając na nas widmo śmierci?
  Wybór jest trudny, zawsze!
Ostatni raz spojrzałem w jego smutne oczy.
- Wrócę po ciebie, obiecuję - przyrzekłem.
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać. 
Uśmiechnąłem się.
- Ale te są najlepsze! - krzyknąłem, normalnym językiem, rzucając się w przepaść. Mordka zaskomlała żałośnie, szeptając.
- Dziękuję Czkawka, do zobaczenia w Valhalli...


~*~


Miałam być niezadowolona z tego rozdziału, ale ostatecznie mogę przyznać, iż wyszedł - idealny, taki jak chciałam. Trochę krótki, ale idealnie wprowadzający w rozdział 10, który będzie takim rozdziałem.. O reszcie dowiecie się potem.

Dziękuję, za wszystko! ❤

~ SuperHero ❤

5 komentarzy:

  1. Ohh... najpierw sie tulają a potem wyzywają.
    Oboje nie mają serca! Jak oni się zachowują?
    Nie ogarniam ich...
    No matko niech między nimi sie jakos polepszy.:c
    Jak kolwiek ale niech sie tak nie nirnawidzą ;/
    To boli 😔
    Rozdział genialny i w ogóle perfecto :3
    Pisz szybko bo trzymasz w napięciu kochana :*
    Kocham i czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Nosz jejku <3
    Co nowy rozdział to jestem coraz bardziej zakochana <3
    Masz super tego bloga <3
    Opowiadania są świetne <3
    Ciągle szukam jakiegoś błędu aby Ci go wepchnąć ty moja parówo <3
    Ale się nie da! <3
    Jest coś czego nie umiesz? <3
    Czekam na nn>>>>

    //Tami G.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jeden z lepszych rozdziałów. Jest coraz lepiej. Tylko smutno coś. No bo raz się przytulaja a potem skaczą sobie do gardeł. Coś jest nie halo. Szkoda, że tak musi być ( mam nadzieje że to tylko na początku . A co to ma znaczyć do zobaczenia w Valhallii? ! Nie będzie zadnej Valhallii! ! Ja się nie zgadzam! Czkawka ma wrócić.
    Koniec kropka.
    Mam nadzieję, że szybko oddasz nn !! Bo piszesz coraz lepiej! !

    Ściskam Cię serdecznie ☺ :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, nie zamierzałam się rozpisywać, bo korzystam z telefonu, a na dworze czeka na mnie brat z tym czymś do baniek mydlanych (z baniek się nie wyrasta, nie oceniaj mnie), ale jak często ostatnio robisz pokrzyżowalas moje plany. Rozdział jest niezwykle ciekawy - i masz rację, idealny. Chociaż nie rozumiem tego, że Astrid tak nagle postanowiła nastraszyc Czkawke Szczerbatkiem. Wydawało mi się, że go lubi, ba zaczęła mu wyjawiac swoje sekrety, a to duży krok.
    Czkawka przeżyje - wydaje mi się, że zrobiłaś to co ostatnio. Zostawiłas nas pełnych niepewności (ale tym razem spotegowalas efekt "wow", trzymasz w napięciu. Lecz śmierć Smoczego Jeźdźca byłaby częściowym końcem historii. A o tym nie ma mowy, przecież Astrid i Czkawka jeszcze nie są razem.
    Btw, oglądałas w piątek Jak Wytresować Smoka? Bo ja jak zwykle się spóźniłam xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha chyba czytasz mi w myślach xd mój poprzedni kom i proszę! Ojej, muszę ci powiedzieć że no, fajnie to wszystko wyszło i z rozdziału na rozdział coraz bardziej się rozwijasz. Piknie, jak to śmiem mówić xd
    poza tym mam pytanie w stronę As bo ona jest teraz kimś w rodzaju zdrajcy? Czy Stoick i reszta po prostu wiedzieli o tym że Smoczy Jeździec jest na Berk? Ahaaa albo reszta kolegów As go podkablowała xd no chyba że tak :))) pozdrawiam kochana <3

    OdpowiedzUsuń