Od dawna tego nie było więc, tu muzyka do rozdziału :*
"Krzyk. Jeden mały krzyk, przeradza się w coraz to głośniejszy, przeraźliwszy. Skóra jeży się na karku, a głos zanika. Na czoło wstępują kropelki potu, a ręce drżą. Gdzie ja jestem?"
"Krzyk. Jeden mały krzyk, przeradza się w coraz to głośniejszy, przeraźliwszy. Skóra jeży się na karku, a głos zanika. Na czoło wstępują kropelki potu, a ręce drżą. Gdzie ja jestem?"
Najpierw usłyszał huk, a dopiero potem spostrzegł, że spadł
ze swojego wierzchowca. Smoczyca nie zdążyła schować go pod swoimi skrzydłami,
dlatego chłopak poturlikał się kilka metrów dalej, uderzając w ostre skały.
Głowa bolała go niemiłosiernie, lecz wstał, chwiejnym krokiem podchodząc do
Śmiertnika, leżącego nieopodal strumyka. Usilnie próbował stawiać stopy na
ziemi, niestety każda próba, kończyła się upadkiem na kolana. Czkawka przetarł
spocone czoło i twarz, siadając pod drzewem. Fioletowy Zębacz poruszył się, a
po chwili stanął na swoich silnych łapach, z troską spoglądając na jeźdźca.
Brunet uśmiechnął się do niego, po czym odchylił głowę w tył, opierając się na
brązowej korze.
Nie wiedział
dlaczego, ale czuł pustkę w umyśle. Jakby brakowało tam kilku bardzo ważnych
informacji. Nie potrafił się wyzbyć tego dziwnego uczucia. Przez mózg
przelewało mu się kilka wspomnień na raz, lecz żadnego nie dał rady
uporządkować, by stanowiło spójną całość. Pomasował skronie, w nadziei, że
jednak wszystko się ułoży, a dręczącego go uczucie minie. Niestety wraz z siłą,
jaką chciał zapomnieć, to nawracało z podwójną mocą. To wszystko miało ważne
zadanie, któremu będzie musiał sprostać.
Czkawka po kilku
minutach wstał, podtrzymując się szyi Kiry. Delikatnie by nie naruszyć swojej
głowy na większy ból, wszedł na grzbiet. Złapał siodło oburącz, mocno wbijając
w nie swoje palce. Dziwne uczucie w parze z okropnym bólem, powróciło. Jeździec
w końcu spadł ponownie z Śmiertnika, tym razem zapadając w głęboki, niespokojny
sen.
Na
pomarańczowo-różowym niebie zagościło na chwilę słońce, przedostawszy się przez
ogromną warstwę ciemnych chmur. Oświetliło kotlinę, w której znajdował się
chłopak ze smokiem. Niebieska łuna na sekundę, rozbłysła nad ich głowami, a po
tym na obłoku z kremowych, puszystych chmur zeszła Walkiria, Livika.
Uśmiechnęła się
lekko, widząc upapranego w błocie Czkawkę, przy którym siedziała Kira. Podeszła
do niego, jedynie muskając swymi długimi palcami jego ramię.
- Już czas Smoczy Jeźdźcu – powiedziała mu do ucha, na co
poruszył się niespokojnie. – Przeznaczenie się wypełnia – dodała.
Młody Haddock
podniósł się, zdezorientowanym wzrokiem, patrząc na kobietę. W jej spojrzeniu
znalazł odpowiedź, dlatego pogłaskał smoczycę po chropowatej skórze,
przytulając się do niej. Samotna łza spłynęła mu po policzku, lądując na
łuskach Kir.
- Żegnaj mała…
Czkawka otworzył
oczy szeroko, chcąc je przyzwyczaić do oślepiającego światła. Livika stała tuż
obok niego, modląc się do Thora. Zielonooki podszedł do niej, chcąc się
zapytać, co to w ogóle znaczy, gdzie są i co młoda Walkiria tutaj robi.
- Liviko, co się tutaj dzieje? – zapytał chłopak, stając przed nią i
przerywając jej modlitwę. Kobieta spojrzała na niego z lekkim gniewem, ale za
chwilę jej twarz wypogodziła się. Wskazała swą laską krętą ścieżkę i bez słowa ruszyła
nią, zostawiając z tyłu, jeźdźca. – Odpowiesz mi? – dopytywał się, dorównując jej kroku. Jednak
Walkiria wciąż szła, nie zwracając uwagi na pytania bruneta. Zdawała się być
pogrążona w innym świecie, a wołający Czkawka, ją w ogóle nie obchodził.
Po kilku minutach,
które były dla chłopaka niczym godziny, doszli do pięknego wodospadu. Livika
zatrzymała się przy nim, szepcząc coś do siebie. Na wypowiedziane zaklęcie wody
rozstąpiły się, a ich oczom ukazało się przejście. Kobieta wskazała laską,
drogę.
- To tutaj, tutaj czeka na nas wszystkich, nasze
przeznaczenie – wypowiadała te słowa z niezwykłą lekkością, natomiast Czkawkę
wprowadzały w stan niepokoju i trwogi. Lecz jak przystało na prawdziwego Pana
Smoków, nie okazał po sobie słabości. Dumnie wypiął pierś do przodu – twoje
również – dodała, kierując go do
przejścia.
Gdy wyszli z
ciemnej i mrocznej jaskini, jeźdźca dopadło kilka wspomnień. Powtórnie chciał
je wyrzucić lub zapomnieć, lecz niestety, uparcie tkwiły w jego podświadomości,
dając mu do zrozumienia, że jego serce coś pamięta, coś co zmieni jego życie.
To co zobaczyli,
przekraczając bramę życia i śmierci, wstrząsnęło Czkawkę doszczętnie. Znowu
znajdował się w Valhalli, można to więc uznać za jego drugą śmierć, ale był tu
z ciałem, dlatego dalej żyje. Jego strach przybierał na sile, gdy zgraje
Mrocznych Elfów, niszczyły wszystko na
swojej drodze. Zabijali, mordowali w najgorszy sposób, bez wyjątków. Od
zwykłych asgardzkich mieszkańców, po potępione dusze. Nie przebierali w środka,
chcieli ich zniszczyć, doszczętnie wyeliminować ze świata. Obojętnie czy ze
świata żywych czy umarłych. Dla nich się to nie liczyło, chcieli mieć tylko
pewność, że każda osoba, która wejdzie im w drogę, zostanie unicestwiona, tym
samym dając Lokiemu, nieograniczoną władzę w Asgardzie i wszystkich dziewięciu
światach. Albowiem gdy Thor nie będzie miał wojowników sam polegnie, a siedziba
i Miasto Bogów upadnie. Już na zawsze.
Smok zapikował
ostro w dół, powalając kilku wrogów na ziemie, ostatecznie ich zabijając.
Blondwłosa wojowniczka, wykrzyknęła kilka komend w stronę swojego wierzchowca,
starając się przekrzyczeć wiatr oraz odgłosy walki. Młody wiking wystrzelił
kilka strzał ze swojego łuku, po czym chwycił dziewczynę za rękę. Astrid
uśmiechnęła się do niego lekko, co raczej nie było na miejscu, lecz cieszyła
się z jego wsparcia. Mocniej ścisnęła jego dłoń, starając się jakoś to
przetrwać. Niestety smok nie ominął lecących w nich sieci. Runęli do oceanu, a
Uwer w ostatniej chwili zdążył chwycić chude ciało Hofferson, przyciągając ją
do siebie.
Rudowłosy szybko
wypłynął na powierzchnię, zostawiając blondynkę na brzegu. Sam wrócił po Nocną
Furię, któremu noga zaklinowała się między dwoma skałami. W porę chłopak
odepchnął głaz, uwalniając nogę Szczerbatka.
- To nie ma sensu – wykrztusił gdy znajdowali się na brzegu,
ocierając kropelki wody z twarzy – jest ich zbyt wiele – wysapał do
wojowniczki, lecz ona była jakby nieobecna. Wpatrywała się tylko w jeden punkt,
a jej oczy wypełniły się łzami. Uwer nie mógł pojąć w co patrzy jego
przyjaciółka, ale gdy tak samo smok nie ruszał się, postanowił wytężyć wzrok.
Hofferson
odetchnęła głośno, jakby z ulgą, po czym rzuciła się do biegu. Przed oczami nie
miała innego obrazu. Szalejąca bitwa nie miała dla niej znaczenia. Dla niej
liczył się tylko on – zielonooki Smoczy Jeździec.
- Czkawka – szepnęła, rzucając się chłopakowi na szyję.
Zdezorientowany brunet delikatnie objął ją w talii, lecz po zaledwie sekundzie
odsunął od siebie. Astrid była trochę zaskoczona jego postawą i zachowaniem. –
Co ty tu robisz? – zapytała, wpatrując się w jego soczyście zielone tęczówki,
ale nie widziała w nich tego tajemniczego, zadziornego, szalonego błysku. Były
jakby bez życia ze zdziwieniem przyglądając się Hofferson.
- Czy… czy ja cię znam? – spytał szeptem, co już do reszty
zbiło blondynkę z tropu. Niebieskie oczy zaszły mgłą, a usta otworzyła w geście
bezradności. Nie wytrzymała, zamachnęła się i z otwartej ręki, uderzyła go w
twarz. Brunet złapał się za bolące miejsce, a dziewczyna wytarła małe kropelki
krwi ze swojej dłoni, która aż tak mocno przecięła jego skórę.
- Teraz wyjeżdżasz mi tu z „czy ja cię znam”?! – wrzasnęła,
a jej różane policzki, pokryły kurz i słona ciecz, wypływająca z jej oczu, jak
z wodospadu. – Jak możesz w ogóle tak mówić?! Po tym co razem przeszliśmy?! –
krzyczała na niego coraz głośniej, a Czkawka patrzył na nią z malującym się
zdziwieniem, wciąż trzymając się za bolący policzek.
Taka była prawda,
nie pamiętał jej, nie wiedział kim ona jest i kim dla niego jest. Niestety
czary były tak silne, że przetrwały nawet przejście przez Bramę. Nic już nie
mogło przywrócić mu dawnej pamięci, dosłownie nic. Pozostanie już taki na
zawsze, aż do śmierci.
- Ale ja naprawdę cię nie znam – usprawiedliwił się,
podchodząc do niej. Wygiął usta w lekkim uśmiechu, za co ponownie został
uderzony, tym razem w drugi policzek.
- To skąd się tu wziąłeś?! Dlaczego ranisz mi serce?!
Dlaczego mi je łamiesz, mówiąc, że nie pamiętasz?! – Z każdym słowem, jej głos
cichł, a więcej zagłuszał szloch. Czkawka nie czuł się w porządku, nawet jeśli
jej nie pamiętał. Nie chciał, żeby płakała bo tym samym i on cierpiał. Nawet
skoro nie wie, ile wyrządził jej krzywdy, to i tak czuł się winny.
Tymczasem
Szczerbatek wraz z Uwerem, przyglądali się ich dość ostrej wymianie zdań. Smok
czuł, że coś się stało jego przyjacielowi, lecz nie wiedział co. Ale był
pewien, że musi coś zrobić, cokolwiek, nawet jeśli jego najlepszy przyjaciel go
nie pamięta.
Nocna Furia
podszedł do dwójki wikingów. Cały czas patrzył Czkawce w oczy. Brunet lekko
odsunął się od zbliżającego się smoka, bo się go po prosu bał. Astrid spojrzała
na smoka, poczym pogłaskała go po mordce. Chłopak z dystansem patrzył na smoka.
- Czkawka? –
powiedział, na co młody jeździec, odskoczył na bok.
- Rozumiem co on do mnie powiedział – wyszeptał, drżącymi
rękoma wskazując na Nocną Furię, który małymi krokami był coraz bliżej niego.
- To ja przyjacielu,
to ja, jestem tutaj. Wróć do mnie – szeptał dalej Szczerbatek.
- Odejdź ode mnie! – krzyknął Haddock, wyciągając poręczny
sztylet z rękawa. Mierzył nim w Mordkę.
Smok przekrzywił
głowę jak kot, dalej uparcie podążając w jego stronę, jakby broń, którą
trzymał, nie robiła na nim większego wrażenia.
- Nie skrzywdziłbyś
mnie – powiedział, wyciągając łapę – proszę,
jesteś moim najlepszym przyjacielem –
dodał a jego duże zielone oczy, z wolna wypełniały się łzami. Czkawka poczuł
silny ból w czaszce, przez który upadł na ziemię. Chłopak klęczał wyrywając
sobie włosy z głowy i krzycząc. Smok podszedł jeszcze bliżej. – Najlepszym przyjacielem – zakończył, a
Czkawka zacisnął mocno powieki. Po słowach Furii, wolno otworzył oczy,
uwalniając hipnotyzujące zielone spojrzenie.
- Szczerbatek?.... Mordko! – krzyknął rzucając się czarnemu
smokowi na szyję. Z jego oczu popłynęły maleńkie stróżki łez. – Tęskniłem za tobą…
*Berk/Narrator*
Po niespełna kilku chwilach, wszyscy wikingowie na czele z Sączyślinem wbiegli do więzienia w Berk. Jego czujne i zawsze przenikliwe oczy, wypełniły się łzami, a nogi zrobiły mu się jak z waty. Jego jedyny syn, leżał na podłodze, zakrwawiony, ledwo co mogący oddychać. Oprawcy stali tuż nad nim, lecz w sekundę później podzielili jego los, upadając na ziemię, z mieczami i toporami wbitymi w ich zimne, okrutne serca.
Po niespełna kilku chwilach, wszyscy wikingowie na czele z Sączyślinem wbiegli do więzienia w Berk. Jego czujne i zawsze przenikliwe oczy, wypełniły się łzami, a nogi zrobiły mu się jak z waty. Jego jedyny syn, leżał na podłodze, zakrwawiony, ledwo co mogący oddychać. Oprawcy stali tuż nad nim, lecz w sekundę później podzielili jego los, upadając na ziemię, z mieczami i toporami wbitymi w ich zimne, okrutne serca.
Wódz dosłownie zadźgał ostatniego
najeźdźcę, a furia jaka w nim powstała, powoli odeszła. Nienawidził tych ludzi,
którzy tak potraktowali członka wielkiej rodziny Wandali. Pragnął zemsty,
wybicia wszystkich nieprzyjaciół, którzy zadarli z Berk. Kiwnął głową na Wiadra
i Grubego, po czym dwóch wikingów przeszło się po pomieszczeniu w celu
przeszukania i sprawdzenia czy nie ma tu jakiejkolwiek osoby z ich rodu.
Szpadka, która również przyszła tu z
mężczyznami, upadła na kolana przy Sączysmarku, tak jak jego ojciec. Sprawdziła
mu puls i z uśmiechem, otarła łzy. Złapała go za rękę, chcąc w pewien sposób
przekazać mu siłę i wolę walki. Nie chciała myśleć, co by zrobiła gdyby chłopak
umarł. Nie umiała by żyć, aż w końcu z braku chęci do funkcjonowania, skoczyłaby
z klifu. Nie przejmowała się, patrzącymi na nią wikingami, czy ojcem
Jorgensona. Wiedziała, że nie upuści czarnowłosego, bo za dużo dla niej
znaczył. Nie była pewna ile, ale na pewno dużo.
Dziewiętnastolatek mruknął coś, wydając
cichy jęk. Podniósł lekko ramię, wskazując na celę, ukrytą w cieniu nocy.
Pyskacz wraz z Stoikiem zbliżyli się do mniemanego małego pomieszczenia, a
widok rannego Śledzika, wstrząsnął nimi doszczętnie. Bez namysłu wbiegli tam i
sprawdzili czy chłopak żyje. Na szczęście puls był, lecz słaby i ledwo co
wyczuwalny. Maron z Foremem wzięli młodego wojownika i ruszyli w towarzystwie
Wiadra do Schronu. Musieli znaleźć Gothi, by ta jak najszybciej pomogła
blondynowi.
Rudobrody podszedł do leżących na ziemi
wrogów. Jeden z nich miał ciemne włosy, lekki zarost oraz brązowe oczy. Nie
rozpoznawał ich, ale jego uwagę przykuł tatuaż znajdujący się na prawym
nadgarstku. Podniósł jego rękę by lepiej się przyjrzeć tajemniczym runom. Gdy w
świetle księżyca, dojrzał cały malunek, z przerażeniem rzucił jego dłonią o
drewnianą podłogę, która uderzyła z łoskotem o martwe ciało. Sprawdził czy inni
też je mają i ku jego obawie, na rękach całej czwórki zamordowanych najeźdźców,
znajdowały się tatuaże. Zaabsorbowani Sączysmarkiem, Szpadka, Sączyślin i
Gruby, nie zauważyli strachu w oczach wodza. Jedynie Pyskacz wlepiał w
przyjaciela, zdziwione spojrzenie, a Stoik pokazał mu na migi, by wyszli z
budynku.
Chłód nocy owiał ich twarze, gdy wyszli
na mroźne powietrze. Szum fal, zagłuszał szept Haddock’a to też wiedział, że
przebywający w więzieniu, na pewno go nie usłyszą.
- Co zauważyłeś? – zapytał cicho kowal, czujnie rozglądając
się po wiosce. Najeźdźcy chodzili od każdego domu do domu, szukając zapewne
jakichś drogocennych rzeczy, które mogli by ukraść, następnie sprzedając za
duże pieniądze, na wymianach z kupcami.
- Na ich nadgarstkach mają prastare runy, które oznaczają
pradawne plemienia, nie wierzące w Valhallę, Walkirie, pola bitewne Odyna i
walkę poległych wojowników z Thorem w czasie Ragnaroku – wyjaśnił wódz.
Podrapał się po brodzie, a strach w jego oczach, nasilał się w każdej chwili.
- Więc co to dla nas oznacza?
- Oznacza to dla nas, że w przeciągu kilku dni, zamierzają
zrównać z ziemią naszą wyspę, spalić ją doszczętnie, a nas zabić, by zniszczyć
wszelakie ślady naszej religii, wiary, tradycji i obyczajów – powiedział.
Pyskacz złapał się za głowę, a w jego do tej pory twardym spojrzeniu, również
zagościł strach. Ze zdenerwowaniem, postukał toporem, zamieszczonym na jego
wymiennym kikucie w drewniane belki. Nie wiedział co myśleć. Zniszczą Berk, ich
jedyny dom, a w raz z nią, ich samych.
- Więc co teraz będzie? – spytał, łamiącym się głosem. Po
jego brudnym policzku, spłynęła jedna łza, której nie starł. Nie wstydził się
targających nim uczuć i emocji.
Stoik ogarnął wioskę wzrokiem. W jego
sercu zrodziła się niepowtarzalna siła, walka i determinacja. Zrozumiał, że nie
może pozwolić im na zniszczenie ich wyspy, na śmierć innych Wandali. Był
wikingiem, a wikingowie radzą sobie ze wszystkim. Nawet jeśli to przerastałoby
ich możliwości, zawsze będą walczyć, by ocalić to co kochają, to co jest im
drogie. Nie oddadzą swojej wioski, będą walczyć do samego końca. Chodź mieliby
zginąć, ocalą swoją wyspę, swój dom.
Teraz chodź sam nie wiedział dlaczego,
przed oczami pojawił mu się obraz swojego syna. Stracił go, a potem kolejnych
wikingów. Pierwszy raz od tych siedmiu lat, odczuwał żal do siebie i smutek.
Pozwolił mu odejść, cieszył się jego ucieczką, a teraz doskwiera mu tęsknota.
Może wyrósłby na potężnego wikinga? Może przyniósłby mu więcej dumy, niż inni?
Może pokochałby go tak, jak kochał jego matkę? Lecz przez przeszłość,
znienawidził syna. Gardził nim, nie kochał i bił. Może gdyby był lepszym ojcem,
wszystko byłoby dobrze? Miał by go teraz przy sobie, wiedząc, że jest jeszcze
ktoś na kim mu zależy, bardziej niż na własnym życiu czy dobru Berk – na swoim
jedynym synu.
- Będziemy walczyć – szepnął w stronę morza. – Nie oddamy im
Berk! – powiedział głośniej, odwracając się do przyjaciela. Na jego poczciwej
twarzy, zagościł szczery uśmiech. Wódz go odwzajemnił, zerkając jeszcze raz w
kierunku spiętrzonych falami wód północnego oceanu.
- Idę powiadomić resztę – mruknął Gbur, wchodząc ponownie do
budynku. Stoik tylko w zamyśleniu kiwnął głową. Czuł ból, lecz zrobi to dla
Czkawki, tego mizernego chłopaka. Z jego zielono-niebieskich oczu, wypłynęła
jedna, samotna łza.
- Dla ciebie, synu…
~*~
Ten rozdział będzie rozbity na dwie części, po których większość wątku zostanie zamknięta. Ale spokojnie, myślę, że to jeszcze nie koniec przygód Smoczego Jeźdźca i Wandali z Berk :*
O MY THOR!!!
Kochani, zrobiliście to! Udało się! Spełniałam swoje jedno marzenie.... 10 tysięcy wyświetleń! Jestem taka szczęśliwa. Jesteście najcudowniejsi, bo tylko dzięki Wam mam tą wymarzona dziesiątkę. To naprawdę wielkie błogosławieństwo mieć takich wspaniałych czytelników i ludzi, wokół siebie. Jestem Wam bardzo wdzięczna! Ten rozdział dedykuję Wam WSZYSTKIM i tym samym pragnę z całego mojego serca, byście skomentowali rozdział chociaż JEDNYM słowem, bo to dla mnie ogromnie ważne! Kocham WAS najmocniej na świecie! <3
~ SuperHero *.*