"Strach o życie jest czymś co może
doświadczyć tylko ktoś taki jak ja. Szkoda, że nikt taki nie istnieje. Nie wie
co czuje, nie wie co muszę przeżywać, każdego dnia"
Usiadłem zmęczony na jaczej skórze. Nerwowo rzuciłem
spojrzenie na swoje łóżko. Na szczęście Megara spała. To tylko sen, tylko sen,
Czkawka, ona żyje, mówiłem do siebie w duchu. Rzeczywiście wszystko jest
tak, jak przedtem. Z tego wszystkiego musiałem zasnąć, a ten sen? Wolę nie myśleć,
nie mam nawet na to siły.
Wyprostowałem
kości i rozciągnąłem się. Wzrokiem szukałem Szczerbatka, którego nie było w
jaskini. Zdziwiony wyszedłem na zewnątrz, a przy plaży w cieniu palm, siedział
mój smok. Mruczał coś w stronę oceanu, przechylając głową raz w prawo, raz w
lewo.
- Jeszcze pomyślę, że oszalałeś – rzuciłem do niego, gdy
podchodziłem. Ożywił się i zaśmiał, wystawiając język. Wskazał miejsce obok
siebie.
- Nie byłbyś do tego zdolny – odgryzł się, na co ochlapałem
do wodą. Wiedziałem co rozpętałem, lecz w pewien sposób musiałem przestać
myśleć o tym wszystkim. To powoli doprowadzało mnie do szału, a tak nie mogę
funkcjonować.
Szczerbek
zamierzył się za mnie i skoczywszy blisko mnie, porwał w zęby moja metalową
nogę, wciągając pod wodę. Próbowałem się wydostać, lecz na nic moje siły przy
takim smoku jak Szczerbatek. Nigdy mnie nie puści, no chyba, że zacznę się
topić, ale wtedy to.. nieważne.
W końcu po
minucie, udało mi się wypłynąć na powietrze. Sam nie mam pojęcia, jak tak długo
mi się udało wytrzymać pod wodą. A z resztą, u mnie wszystko jest możliwe.
- Chciałeś mnie zabić? – warknąłem, śmiejąc się i ochlapując mu mordkę, gdyż od
bardzo dawna razem nie wygłupialiśmy się, a musimy kiedyś nadrabiać ten
stracony czas.
- Nie no co ty – machnął łapą – sam potrafisz lepiej się
załatwić – wskazał na moje plecy, które dalej były zmasakrowane od tortur
Drago. Spojrzał na mnie troskliwie jak to on, kiedy martwił się o mnie. Kochany
smoczek.
- Daj spokój Szczerbek – wymigałem się, odtrącając jego
skrzydło. Wiem, że boi się o mnie, lecz nie ma potrzeby. Po tylu przeżyciach
wiem, że ciężko mnie zabić.
*Berk/Narrator*
Astrid zdążyła
przebiec dość spory kawałek, dopóki nie zatrzymała się przed wyrwą skalną. Po
rozgrzanych, delikatnych policzkach wolno kapały drobne, srebrne łzy. Oddech
wojowniczki był nierównomierny, wstrząsany szlochem. Zeszła do swojej ulubionej
kotliny. Usiadła przy małym jeziorze, wpatrując się w swoje odbicie. Miarowo
drgało pod wpływem lekkiego wiatru, który smagał blondynkę po mokrej twarzy. Cierpiała.
Nikt nie widział tego, co musiała przeżywać. Jednak najgorsze jest to, że nie
wiedziała, że prędzej czy później ją znajdą i będzie musiała pożegnać się ze
swoim dotychczasowym życiem. Odetnie się od ukochanej, szalonej przeszłości oraz teraźniejszości. Zniszczy sobie całą przyszłość. Nikt jej nie pomoże, nikt nie będzie w stanie.
Na rodziców nie ma co liczyć. Sami wolą ją sprzedać dla dobra wyspy.
Przyjaciele? Czy w ogóle ktoś taki istnieje? Po powrocie jakby odcięła się od
nich, a i oni sami nie wyrażali zbytecznych chęci, żeby porozmawiać z nią,
pośmiać się i powygłupiać. Tak, tęsknili gdy odeszła, zapomnieli gdy wróciła.
Cały ból jaki
trzymała w sobie, starała się przelać na poruszające się w rytm wiatru źdźbła
wyblakłej trawy. Bezskutecznie. Wpatrywała się tylko w gwiazdy, starając się
uczynić całe swoje życie jednym wielkim snem. Pragnęła wrócić się siedem lat
wstecz, do miejsca gdzie nie musiała myśleć, że wyjdzie za mąż za wodza obcej
dla siebie wyspy. Czy mogła odciąć od siebie, całe te niespodziewane, pokręcone
siedem lat życia? Pierwsze wzloty i upadki, dorastanie, przyjaźń, ucieczka,
porwanie, śmierć i życie u boku szalonego Smoczego Jeźdźca. Nie mogła.
Wzięła do ręki
niewielki kamyczek, po czym cisnęła nim z całej siły w wodę. Uderzenie
spowodowało dwie małe kaczki na powierzchni jeziora. Woda rozbłyzła na
wszystkie strony, lekko dosięgając kolan wojowniczki. Zatarła ręce i po
turecku, siedziała kołysząc się w przód i w tył. Nie wiedziała, że ktoś ją
obserwował. Szalony błysk w oku, rozpromienił twarz.
- Nie wiedziałem, że lubisz tu przychodzić – powiedział na
tyle głośno, że go usłyszała, choć i tak podchodził do niej niczym skradający
się kot. Wzdrygnęła się i podskoczyła na dźwięk jego głosu. Nie spodziewała
się, że tu będzie – Nie bój się – mruknął, podchodząc bliżej. Zaraz za nim z
gałęzi zeskoczył pan Nocna Furia, dumnie prezentując swoje dostojeństwo.
- Co tu robisz? – zapytała, odwracając się. Wciąż siedziała
przy jeziorku, wbijając w nie swe niebieskie spojrzenie – I tak, lubię.
- Myślałem, że się ucieszysz, ale skoro nie – odparł,
zawracając w kierunku smoka – No Mordko, nic tu po nas – szepnął do smoka,
wsiadając na niego. Lecz zanim zdążył wystartować, poczuł delikatny uścisk na
nadgarstku.
- Zostań, proszę – Jej głos był niemal rozpaczliwy, w ogóle
nie przypominający jej normalnego twardego, stanowczego tonu. Uśmiechał tylko
przebłysnął przez jego twarz, a w chwilę stał tuż przed nią. Byli tak blisko
siebie, prawie dotykając się ciałami.
Blondynka spuściła
głowę w dół. Brunet za to szczerzył śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu.
Skierował prawą dłoń w stronę jej twarzy i czując lekkie niezdecydowanie,
podniósł jej podbródek tak by patrzyła mu prosto w oczy. Po krótkim sprzeciwie
serca z rozumem, niebieskie spojrzenie zderzyło się z zielonym, stając do walki
o to kto dłużej wytrzyma. Mieli równe szanse, oboje chcieli tak samo patrzeć w
oczy drugiej osobie. Nie myśląc o sobie wcześniej, spotkali się tak
niespodziewanie.
- Wszystko gra? – szepnął, a blondynka nie wytrzymała i
odwróciła wzrok. Wygrał.
- Nic nie gra! – wrzasnęła, nie wiedząc skąd wzięła z siebie
tyle gniewu i nienawiści. Nie zdenerwowała się na niego celowo, nie wiedział co
się z nią działo. Skąd mógłby wiedzieć? Nie jest jasnowidzem, ani Bogiem.
- TO DOBRZE – mruknął dziwnie i podrapał przyjaciela po
głowie.
- Co jej? – zapytał po smoczemu Czkawki.
- Nie wiem, ale się
dowiem. Cierpliwości Mordko – odparł, karząc smokowi, żeby ten pobiegł
połowić trochę ryb. Bądź co bądź był głodny, a do tego, potrzebował mieć chwile
na rozmowę z Hofferson. Czuł bardzo nierówne uczucia i emocje dziewczyny, i
wiedział, że jest to głębiej zakopane niż wszystko inne.
Spojrzał na
dziewczynę, która oddaliła się od niego na kilka kroków. Złapała się za głowę,
krążąc w kółko. Niezauważalnie zerkała na chłopaka, sprawdzając czy jeszcze tam
stoi. W pewnym sensie nie musiał tu być, lecz ona tego wieczoru potrzebowała
kogoś. Musiała z kimś pobyć, z kimś kto nie wiem o jej sytuacji w rodzinie i na
pewno wysłucha jej lub pobędzie z nią. Potrzebowała wsparcia, pocieszenia, może
męskiego ramienia do wypłakania?
Czkawka usiadł na
chłodnej ziemi z zaciekawieniem przyglądając się wojowniczce. Nie widział jej
bardzo dawno, a sam nie miał pojęcia jak zacząć rozmowę. Za długo żył w
odosobnieniu. Nie miał dostatecznej pewności na to, że powie coś odpowiedniego.
Równie dobrze palnie jakąś głupotę i ją skrzywdzi. Tego robić zdecydowanie już
nie chciał.
- Astrid…
- Zostaniesz na Berk? – Dziewczyna nie spodziewała się, że
to powie. Nawet jej to do głowy nie przyszło, lecz jednak. Obojgu zatem
zdziwiło to pytanie. Zapanowała cisza.
Astrid odwróciła
się, zmieszana i usiadła naprzeciw bruneta, wyrywając kępy trawy. Czkawka
natomiast odetchnął głęboko, przeczesując palcami zmierzwione rudobrązowe
włosy. Oboje nie wiedzieli co na to odpowiedzieć.
- Astrid, ja…
- Czkawka – przerwała mu ponownie – dlaczego?
- To nie takie proste – odparł, patrząc w jej niebieskie
oczy. Uwielbiał te tajemnicze tęczówki – ja nienawidzę tej wyspy, tych ludzi,
wszystkich. Po tym co mi zrobili nie mogę tu wrócić, nie umiem. Zrozum, ja
nigdy tutaj nie wrócę. Nie mogę tak prosto o tym zapomnieć i im wybaczyć. A czy
oni w ogóle chcieli, żebym wracał? Jakoś za bardzo nie chce mi się w to
wierzyć. No bo przecież tak jest prościej i lepiej. Bez nic nie wartego
nieudacznika, którego codziennie próbował zabić własny ojciec? – powiedział
wszystko co mu leżało na sercu, odwrócił wzrok. Blondynka nie wydusiła z siebie
żadnego słowa. Była zszokowana ciągłym żalem i nienawiścią chłopaka do ich
ludu. A tym bardziej tym, że Stoik jest nieczułym, podłym ojcem. W to nie mogła
uwierzyć.
- Ale… a czy mnie też nienawidzisz? – spytała, trochę bojąc
się pytania. Bardziej bała się odpowiedzi.
- Ja… to nie takie proste – wzruszył ramionami jak to miał w zwyczaju –
ale wiem, że – chwycił jej drobną dłoń w swoją rękę – że przechodząc tyle ze
mną, jestem gotowy ci wybaczyć – powiedział w końcu, na co dziewczyna szeroko
się uśmiechnęła. Z radości rzuciła mu się na szyję, śmiejąc się.
Czkawka objął ją
delikatnie również się uśmiechając. Jak na zawołanie zobaczył Szczerbatka,
który patrzył na niego znaczącym wzrokiem.
- Aha, czyli to tak
się wszystkiego dowiadujesz Pogromco? Dobrze wiedzieć – mruknął smok.
Czkawka słysząc co wygaduje Nocna Furia odsunął blondynkę od siebie, posyłając
jej lekki uśmiech.
- Uważaj, żebym na
tobie nie musiał wykorzystywać moich sposób – odpowiedział przyjacielowi, a
Astrid od razu się zaśmiała z ich jakże ciekawej, niezrozumiałej dla niej
rozmowy.
- Co mu powiedziałeś?
Czkawka zmieszał
się, czym rozbawił czarnego jak smoła gada.
- Nic takiego. Szczerbatek po prostu miewa… em chodzi o to,
że mówi to czego nie powinien – wytłumaczył, wskazując na tarzającą się w
trawie Nocną Furię. Astrid szczerze roześmiała się ze sztuczek smoka, na chwilę
zapominając o tym co się dzieje w wiosce.
Nagle usłyszeli
głośny dźwięk rogu. Blondynka od razu lekko pobladła na twarzy, czym brunet
bardzo się zdziwił. Astrid nie wiedziała co teraz zrobić. Nie mogła tu zostać,
ale też nie chciała mówić chłopakowi o swojej tajemnicy. Była rozdarta na dwie
części. Chciała uratować wioskę przed wojną z Berserkami, ale też miała
nadzieję, że gdyby poprosiła Smoczego Jeźdźca, na pewno pomógłby im w walce. Dla
niej by to zrobił, była tego pewna.
Czkawka natomiast
przywołał do siebie smoka, rozglądając się wokoło. Na wszelki wypadek ubrał na
głowę swój hełm, przybierając wyraz stanowczego jeźdźca. Nie wiedział co
oznaczał ten ryk ani to, czemu dziewczyna tak bardzo przestraszyła się owego
dźwięku.
- Astrid, wszystko w porządku? – zapytał przejęty,
przyglądając się chodzącej w kółko wojowniczce. Spazmatycznie ściskała w dłoni
topór, który dopiero co Czkawka zauważył. Zdziwił się, gdyż wiedział, że od
prawie trzech lat, po tym jak uratował blondynkę tej nocy, nie oddał jej broni,
która bezpiecznie była ukryta w jego jaskini na Smoczej Wyspie. Jednak od razu
pokapował się, że na pewno Pyskacz zrobił dla niej nowe śmiercionośne
narzędzie, z racji utraty pierwszego.
- Czkawka, proszę – zawahała się, a chłopak uniósł brew,
czekając na to co powie Hofferson – mógłbyś mnie stąd zabrać? – dokończyła z
wielką nadzieją, że jednak Haddock spełni jej prośbę. Był jej ostatnią deską
ratunku, a ona po prostu bała się tych zaręczyn, bała się Dagura, bała się nadciągającej
przyszłości jak najstraszliwszej bitwy.
Chwyciła Czkawkę
za rękę, nerwowo ją ściskając i patrząc mu w oczy, błagalnym spojrzeniem. Usta zaciskała
w wąską linię, a kropelki potu wstąpiły jej na czoło. Każda sekunda wydawała
się teraz dłużyć niemiłosiernie, a coraz bliższe echo rogu, przyprawiało
blondwłosą wojowniczkę o dreszcze na całym ciele. Brunet nie wiele myśląc,
kiwnął głową na smoka. Szczerbatek w mig wzleciał pod nich, a Czkawka wolną
ręką pochwycił wąską talię dziewczyny, przyciągając ją do siebie. Astrid wstrzymała
się od krzyknięcia i mocno przytuliła chłopaka. W przeciągu sekundy byli wysoko
w chmurach, szybując na wyspą Berk.
Brunet nie
odzywając się, posadził wciąż drżącą Hofferson za sobą, dodatkowo przypinając ją pasem do siebie. Poczuł lekki ciężar dziewczyny na swoich plecach i ciche
podziękowania dziewczyny. Delikatnie złapała go ramionami w pasie, opierając twarz
na cieplutkiej czarnej koszuli Czkawki. Wdychała cudny zapach materiału, który
przesiąknięty był powietrzem i morzem. Wytarła wierzchnią częścią dłoni mokrą twarz
i lekko nachylając się zielonookiemu przez ramię, cmoknęła zimnymi ustami jego
prawy policzek. Przyjemny prąd wstrząsnął Czkawką, a na jego usta zagościł
szeroki uśmiech.
- Mogę częściej cię porywać – zażartował, odwracając się do
dziewczyny. Astrid zarumieniła się lekko i sprzedała mu ukłucie w bok. Zaśmiała
się tak samo jak smok i ponownie opadła na jego plecy.
- Jeśli tylko chcesz – usłyszał jeszcze przez wiatr – mnie
się podoba.
- Uważaj Hofferson. Bo jeszcze wezmę sobie to do serca na
poważnie – mruknął, głaskając Szczerbatka po głowie. Smoczek zamruczał,
wypuszczając w gęste chmury fioletową plazmę.
- Jak chcesz, ale pamiętaj Haddock. To ja cię nagradzam, nikt inny –
odparła z szerokim uśmiechem, już kompletnie zapominając o rodzicach, Dagurze i
Berk.
Powróciło jej
dawne życie. I jego również…
~*~
Skończyłam, nareszcie....
Szczęśliwego Nowego Roku #DragonsRiders :***
~ SuperHero *.*