"Odczucie beznadziejności, utrata
władzy, brak wyboru. Żadnej sposobność, by uderzyć. Zero odwrotów. Pozostała
otwarta walka… czysta walka"
Wszystkie smoki siedziały wokół mnie i Szczerbatka,
przysłuchując się opowieściom mojego smoka. Bez żadnego problemu je oswoiłem,
lecz musiałem użyć tak dziwnej i skomplikowanej metody, żeby tylko Drago nie
mógł się nauczyć jak tresować skrzydlate gady. Przez cały ten czas jego
wojownicy wlepiali w nas zimne, nienawistne spojrzenia, czekając który smok
zaatakuje, a następnie pożre mnie w całości. Dopiero gdy je oswoiłem, wpuścili
do nas Szczerbatka. Nie chcieli żeby mi pomagał.
Mordka miał mocno potłuczone skrzydła.
Nie mogłem opanować wściekłości kiedy zobaczyłem w jakim stanie znajdował się
mój przyjaciel. Kazałem smokom strzelać ogniem w kraty, a sam pobiegłem ku
Drago, który z fałszywym uśmiechem, patrzył na mnie. Niestety wystrzelili
metalowe liny z ostrymi ćwiekami, które bez problemu raniły ciała i nogi
biednych stworzeń.
A Drago tylko się śmiał. Śmiał się z nich
niedoli, mojego morderczego spojrzenia. On nie jest człowiekiem. To okropny
potwór zabijający wszystkich dookoła. Pragnący władzy, nieograniczonej swobody.
Chce wszystkich sobie podporządkować, nie obchodzi go ludzkie cierpienie. Nic
go nie obchodzi. Gdyby musiał poświęcić swoich wiernych towarzyszy, bez
mrugnięcia okiem, pozwoliłby im zginąć. Dla niego ważne jest tylko, że jest tak
potężny, że nikt nie może go pokonać. Chełpi się kolejnymi zdobyczami,
trofeami, zwycięstwami. Nie ma uczuć, a litość już dawno zniknęła z jego serca.
Jest podły, zły do szpiku kości. To tyran bez zasad. Chociaż, ma pewnie jedną:
ZABIĆ WSZYSTKICH, KTÓRZY SIĘ SPRZECIWIAJĄ.
Stał blisko krat, podobnie jak ja, więc
musiałem to wykorzystać. Nie zdążył zablokować mojej pięści i z całej siły,
oberwał mocno w ten parszywy ryj. Chwycił się za szczękę, zataczając po
korytarzu. Grymas złości wykrzywił jeszcze bardziej jego twarz. Podszedł
do mnie, chwytając mnie za szyję.
- ZABIJĘ CIĘ, PSIE! – warknął, mocniej zaciskając silną dłoń
na dość chudej szyi. Szczerbatek natychmiast poderwał się na łapy, widząc, że
jestem w niebezpieczeństwie. Jednak ręką pokazałem mu, że sobie poradzę. Choć
brakowało mi tlenu, to uśmiechnąłem się lekko.
- Spróbuj, jeśli potrafisz – wycharczałem cicho, mając
ciemne plamy przed oczami. Obraz mi się zamazywał i powoli zacząłem sobie
przyswajać, że już teraz umrę. Z ręki najpodlejszego debila świata, Drago
Krwawdonia.
*Berk/Narrator*
Astrid odznaczyła w notesie kolejny dzień
po ucieczce Jeźdźca. Choć minęło zaledwie trzy dni, to dziewczyna czuła, że
stało się coś złego, że smok i chłopak są w niebezpieczeństwie. Modliła się do
Thora o szybki powrót bruneta na Berk. Nie chciała spędzić reszty życia na
wyspie. Nie mogła już tutaj wytrzymać, odnalazła swoje przeznaczenie gdzieś
dalej, nie tu gdzie się urodziła. I gdzie chciała umrzeć. Wszystko się
pozmieniało, ona również.
Mimo przeczucia nadciągającego zła,
trzymała w swym sercu nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze i Czkawka
zabierze ją z Berk. Nigdy wcześniej nie pomyślała, że będzie oczekiwać na
ratunek ze strony chuderlawego syna wodza. Miała go za nic, jak większość w
wiosce. Jednak teraz, nie było jak dawniej. Najgorsza oferma jaka żyła w ich
wiosce, była jej ostatnią szansą, jedyną nadzieją. Potrzebowała go, żeby
oderwał ją od tej okropnej ziemi. Musiała znów poczuć tę upragnioną wolność.
Niestety za cenę własnego dobra, czy będzie w stanie spłacić największy dług,
który zaciągnie w przyszłości?
Zamknęła notatnik, oddychając głęboko.
Wiedziała, że nie może się denerwować za bardzo. Od dawna, co prawda, nie
dostała ataku, ale nie chciała się narażać na kolejne. Odeszła od biurka,
zerkając na wioskę skąpaną w mroku, który na dobre zagościł na Berk. Wszystkie
domy zalane były wszechogarniającą ciemnością, gdyż akurat potężne chmury
zagościły w wiosce, nie dając ani grama światła od księżyca. Ponura aura
unosiła się nad osadą, jakby zwiastując ciężkie czasy, wiszące ponad głowami
prostych Wandali.
Wskoczyła szybko pod cieplutką, owczą
kołdrę, lecz usłyszała dźwięk otwieranych głównych drzwi i odgłosy rozmowy.
Uchyliła lekko swoje własne, nasłuchując kto przyszedł o dość późnej porze do
domu Hoffersonów. Astrid siedziała jak na szpilkach, a jej zdziwienie
spotęgował fakt, że sam wódz przyszedł w odwiedziny.
- Jest na górze – usłyszała cichą odpowiedź Marona, po czym
rozniosły się echem kroki postawnego wikinga na schodach.
Spanikowana dziewczyna zarzuciła, trochę
za dużą brązową kamizelkę, na białą bluzkę, służącą jej do spania. Wyskoczyła
szybko z łóżka, siadając na drewnianym krześle i udając, że kreśli coś w
notesie. Zdążyła jeszcze zepchnąć pamiętnik z Nocną Furią na okładce pod
biurko, żeby przypadkiem goście nie zobaczyli ważnej dla niej rzeczy.
Krótkie pukanie do drzwi, a po grzecznym
"proszę" w odrzwiach stanął Stoik Ważki, rozglądając się uważnie po
pokoju blondynki. Astrid jak przystało na dobrze wychowaną córkę, podeszła do
mężczyzny i lekko kiwając głową, szepnęła:
- Coś się stało, wodzu? – Podniosła na niego błękitne
spojrzenie, próbując wyczytać z zielonych oczu wikinga, jaki jest cel jego
stawienia się tutaj. Niestety za nic, nie odczytała z chłodnego spojrzenia, co
miał jej do powiedzenia rudobrody. Mogła się jedynie zastanawiać, lecz na pewno
nie chodziło o Dagura. O Smarka, którego wczoraj pobiła? Czy o bliźniaków,
których zepchnęła do lodowatego morza?
- Pójdziesz ze mną – rozkazał, łapiąc ją za ramię. Stojąca
za nim w korytarzu, Sala jęknęła, równie zdziwiona co Astrid. Jednak jak na
prawdziwą wojowniczkę przystało, młoda Hofferson wyrwała się gniewnie z mocnej
ręki Haddock'a.
- Dlaczego?! – krzyknęła trochę głośniej niż zamierzała.
Maron od razu uderzył ją w twarz, starając się przywołać do porządku. Blondynka
chwyciła się za ciemno-różową plamę na policzku, upadając na kolana. Ze łzami w
oczach podniosła się, a ojciec mocno wypchnął ją z pokoju, żeby szła posłusznie
za wodzem. Minęła się jeszcze ze smutnym spojrzeniem matki, po czym zamknęła
powieki, nakładając brązowe kozaki na zimne stopy.
Prowadzona była jak najgorszy zbrodniarz
przez wioskę. Z przodu wódz, z tyłu – ojciec. Kilka głów wychyliło się z okien,
otoczonych blaskiem świec, z zaciekawieniem przyglądając się sytuacji, jaka
rozgrywała się w wiosce. Niektórzy wikingowie wyszli z ciepłych domów,
opatuleni w niedziwienie futra, gdyż wyjątkowo noc była chłodna. Ruszyli w
pewnej odległości za trzema głównymi postaciami, do samej Twierdzy. Przyjaciele
Hofferson również wyczołgali się z domów, lecz byli zbyt zdziwieni i przerażeni
taką powagą całej sprawy, że aż bali się zapytać, co się dzieje.
Astrid szła prosto, z głową zadartą,
przymrużając oczy. Najchętniej zamknęłaby je, byle tylko nie oglądać Berk i
wszystkich Wandali. Przed samymi schodami do Wielkiej Hali, gdzie wódz
zatrzymał się, by odprawić nie potrzebnych gapiów, a tylko zebrać Radę
Starszych, w której skład wchodzili: Maron, Sączyślin, Ostrykij, ojciec
Śledzika, Pyskacz, Walery, ojciec bliźniąt, i sam Stoik.
Zanim ruszyli ponownie Astrid zamknęła
błękitne oczy, a ciężkie łzy stoczyły jej się po policzkach. Żałowała tylko
tego, że zanim zaczęło się tutaj, co się zaczęło, nie uciekła z Berk. Mogła już
dużo wcześniej szybować wśród chmur razem z Jeźdźcem i nie przejmować się
niczym. Cieszyć się wolnością, głośno śmiać, otwarcie kochać, szczerze
nienawidzić. A gdyby nie z Jeźdźcem, to w samej Valhalli, u boku Odyna.
Czkawka, żałuję, że nie będzie danem nam
się spotkać, pomyślała przekraczając próg obszernej Wielkiej Hali.
*Wyspa Frigg/Narrator*
Dostojna wyspa roznosiła się po środku
granatu wszechogarniającego południowy ocean. Oblana blaskiem porannego
słońca, wyglądała jak co najmniej, wyspa w Valhalli. Piękna, wyniosła, poważna,
górująca, nad rozlanymi wokół niej, wodami. Tak cudowna jak sama jej
imienniczka, bogini Frigg'a. Dziewczyna pogłaskała radośnie długie, zakręcone,
czarne rogi smoka, wydając z siebie ciche westchnienie. Przymrużyła delikatnie
oczy, chłonąc zmarzniętą twarzą, ciepłe promyki złotego słońca. Rozprostowała
kostki w nadgarstkach i stopach, równocześnie robiąc kilka kółek szyją, żeby
rozbudzić zesztywniałe ciało. Czuła mocny ból u podstawy pleców, który
nieznośnie, sprawiał wrażenie sztyletu wbijającego się w drobne kości. Na domiar wszystkiego
miała wrażenie, że żołądek zaraz strawi ją od środka.
Poklepała
chropowatą skórę Koszmara, dając znak, żeby postarał się jak najszybciej wylądować.
Smok od razu zrozumiał przekaz swojej przyjaciółki i mocniej zamachnął potężnymi skrzydłami. Nie miał siły, tak samo jak ona, lecz wiedział, że musi
się postarać. Od wyspy dzieliło ich zaledwie kilkanaście metrów. Zanurkowali więc
w powietrzu, ostatecznie wbijając się w ziemię, u podnóży wyspy.
Megara wyleciała z
siodła, na parę kroków dalej. Jęknęła cicho czując ból w czaszce, lecz
zignorowała go, szukając wzrokiem czerwonego skrzydlatego gada. Wstała ociężale
i podeszła wolno, do smacznie śpiącego już Ponocnika. Wstrzymała się od
pogłaskania jego wielkiej głowy, żeby go nie obudzić. Zdjęła niewielki miecz,
jaki miała zawsze przy sobie, z brązowego, ręcznie robionego siodła należącego niegdyś
do Szczerbatka. Czkawka na Smoczej Wyspie miał trzy podobne siodła i nie
obraził się, gdy dziewczyna zechciała jedno mieć dla swojego przyjaciela. Brunet
oddał te najmniej uszkodzone, gdyż od razu po zrobieniu, nie używał go. Siedziało
tylko jako nieudany prototyp w sporawej skrzyni, albowiem nie było wymarzonym
siodłem Czkawki, dla jego Nocnej Furii. Jak się złożyło, dla Koszmara Ponocnika
było idealne.
Dziewczyna ruszyła
raźnym krokiem w stronę, zaczynającego się od wschodniej części wyspy, lasu. Szła
powoli, zbierając napotkane gałązki na opał i nasłuchując czy przypadkiem ktoś inny,
wrogo nastawiony, mógłby mieszkać na Frigg. Gdy zebrała dość sporo chrustu,
zawróciła do obozu. Słońce już przedostało się przez pół nieba, zwiastując
wczesną godzinę popołudniową, więc tym samym lepiej będzie im przed zmrokiem,
rozpalić ognisko i nałowić ryb na kolację.
Jak się okazało
Płomyk już nie spał, tylko czekał na swoją panią ze złowionymi kilkoma sztukami
srebrnych dorszy i jednym, brązowo-szarym karpiem. Megara uśmiechnęła się do
smoka, rozkładając przyniesione drewno w stos. Po skończonej pracy poprosiła
smoka, by podpalił suche gałęzie, co Ponocnik od razu wykonał. Brunetka automatycznie
podsunęła zmarznięte dłonie pod ciepły ogień, wtulając się w brzuch gada. Nabiła
jednego dorsza na patyk, podsuwając go pod czerwono-pomarańczowy język ognia,
żeby był zdatny do zjedzenia. Przyjacielowi rzuciła surowego, który radośnie
złapał rybkę, by następnie wylądowała ona w odmętach jego dużego żołądka.
Jednak spokojną
atmosferę, zmącił szmer poruszanych liści i krzewów. Płomyk wystawił uszy,
poważniejąc, a Meg chwyciła drżącymi dłońmi, miecz z czarną klingą. Tą broń
otrzymała pewnego razu od małego chłopczyka, gdy była na nieznanej jej wyspie. Od tamtego dnia zawsze miała ją przy sobie, gdyż przypominała jej tego właśnie chłopczyka.
Ostrożnie zaczęła podchodzić do źródła dźwięku, który w miarę jej podążania w tę stronę, stawał się wyraźniejszy. Odetchnęła głęboko, mocniej zaciskając chude palce na rękojeści miecza. W końcu nie wytrzymała i z krzykiem, rzuciła się na domniemanego napastnika. Szybko opadła całym ciałem na niego, żeby go przygwoździć do ziemi, a następnie przyłożyła mu narzędzie do szyi.
Kiwnęła na smoka, albo ten rozpalił swoje ciało, dając światło. Owa osoba, na której siedziała, okazała się czarnowłosym chłopakiem, który z przerażenia drżał, próbując sięgnąć do własnej broni. Kiedy to mu się udało, odepchnął ręką dziewczynę, odrobinę raniąc sobie szyję, mieczem Megary. Jednak brunetka zamachnęła się bronią, co również zrobił nieznajomy chłopak. Patrzyli na siebie gniewnie, gdy ich miecze skrzyżowały się razem.
Spodziewaliście się, że to Faro? A jeśli nie, to kogo obstawialiście zanim wyjawił swoje imię?
Nie jest tak źle, 8 dni, to chyba dobrze, prawda? Mam nadzieję, że podoba Wam się ten rozdział, bo ja jestem bardzo zadowolona z napisanych opisów. Dzisiaj szczególnie ten aspekt mnie satysfakcjonuje :D
Dedykacja - Dla Madzialenki oraz mojej siostry, która ma dzisiaj urodziny <3
Do usłyszenia #DragonsRiders
~ SuperHero *.*
Ostrożnie zaczęła podchodzić do źródła dźwięku, który w miarę jej podążania w tę stronę, stawał się wyraźniejszy. Odetchnęła głęboko, mocniej zaciskając chude palce na rękojeści miecza. W końcu nie wytrzymała i z krzykiem, rzuciła się na domniemanego napastnika. Szybko opadła całym ciałem na niego, żeby go przygwoździć do ziemi, a następnie przyłożyła mu narzędzie do szyi.
Kiwnęła na smoka, albo ten rozpalił swoje ciało, dając światło. Owa osoba, na której siedziała, okazała się czarnowłosym chłopakiem, który z przerażenia drżał, próbując sięgnąć do własnej broni. Kiedy to mu się udało, odepchnął ręką dziewczynę, odrobinę raniąc sobie szyję, mieczem Megary. Jednak brunetka zamachnęła się bronią, co również zrobił nieznajomy chłopak. Patrzyli na siebie gniewnie, gdy ich miecze skrzyżowały się razem.
- Czego ode mnie chcesz?! – warknęła groźnie, przyjmując
postawę do walki. Smok zaryczał donośnie jakby chciał również od razu walczyć w
obronie jeźdźczyni. Chłopak zlękną się odrobinę zwierzęcia, ale tego nie
pokazał.
- Niczego – wzruszył ramionami, nie spuszczając szarych,
bystrych oczu z dziewczyny i jej miecza. Stanął prosto i odkładając broń
najpierw przed dziewczyną, by następnie włożyć ją do pochwy, zawieszonej przy
lewym boku – Nawet cię nie znam – dodał, patrząc już mniej nienawistnie w oczy
nieznajomej.
Megara zrobiła również to samo, dając znak
Ponocnikowi, że nie musi się już martwić chłopakiem. Przekrzywiła delikatnie
głowę w bok, przypatrując się mu. Zdecydowanie był od niej wyższy, nawet o pół
głowy. Włosy miał czarne, odrobinę opadające na czoło i po obu stronach oczu.
Spojrzenie szare, błyszczące w świetle płomieni ogniska, bystre, mądre.
Sylwetkę miał szczupłą, niezbyt umięśnioną. Co oczywiście nie znaczyło, że nie
był silny. Ubrany był w brązową koszulę, czarne spodnie, niskie kozaki,
materiałową szarą kamizelkę i tego samego koloru, skórzany pas, za którym
trzymał miecz w ciemnobordowej pochwie. Miał nie więcej niż osiemnaście lat. Postawą przypominał Armin, Czkawkę, za
którym bardzo tęskniła, jak i za czarną Nocną Furią.
- Więc, co tu robisz? Chciałeś na mnie napaść i mnie zabić?! –
wypytywała jak najęta. Chłopak uśmiechnął się lekko. Nigdy nawet nie przyszłoby
mu do głowy atakowanie młodej dziewczyny. Czemu miałby to robić, skoro w niczym
mu nie zawiniła? Sam miał dosyć rozlewu krwi, za dużo już zniósł.
- Spokojnie – odparł łagodnym głosem, zbliżając się odrobinę
do ogniska. Dryfowanie po morzu, a następnie siedzenie w krzakach przez cały
dzień, wymęczyło go dostatecznie. Był głodny, zmęczony i zmarznięty. Miał tylko
nadzieję, że młoda brunetka pozwoli mu chociaż się ogrzać. Na resztki okonia
nawet nie śmiał liczyć. Wiedział do czego zdolni są ludzie, wie jak go ostatnio
traktowano. Nikt nie musiał mu tego dwa razy powtarzać. Znał swoją historię, od
początku, do końca – Jeśli pozwolisz, chciałbym się ogrzać. Mogę?
Megarę zdziwiło to bardzo, lecz wskazała ręką
na koce, rozłożone przy ognisku. Chłopak usiadł przy ciepłym świetle, które
stopniowo ogrzewało jego twarz i dłonie. Armin bez słowa oparła się o skrzydło
Koszmara i badawczo przyglądała się czarnowłosemu. Wiedziała, że nie pochodzi z
Północy, ani tym bardziej z Południa. Wyglądałby inaczej, gdyby był człowiekiem
stworzonym na krańcach Archipelagu. Z tego co wiedziała ludzie z Północy,
odznaczali się postawnym ciałem, niezwykłą siłą, odwagą oraz nieprzeciętnymi
umiejętnościami w walce. Byli tak zaprawieni w boju, jakby nieustanna walka
była ich nieodłącznym rytuałem. Traktowali ją jak coś normalnego, bez czego by
nie mogli normalnie funkcjonować. Dlatego uchodzili za najstraszniejszych
wikingów w całym Archipelagu.
- Nie jesteś z tutejszych okolic, prawda? – zapytała cicho, podając mu
surowego dorsza na patyku. Chłopak z wdzięcznością przyjął rybę, przykładając
ją do ognia. Zamknął oczy, przeczesując włosy.
- Nie – mruknął równie cicho co ona. Ponownie zapanowała
cisza, głęboka, poważna, od czasu do czasu, przecinana przez krótkie ryki
smoka. Płomyk był zainteresowany nowym chłopakiem, lecz nie ufał mu i
podchodził do niego z dystansem.
- A jak masz na imię? – wypytywała dalej, przeżuwając upieczoną
potrawę. Usiadła po turecku, podpierając jedną ręką, twarz. Przygotowywała się
na długą opowieść chłopaka o swoim życiu, skąd pochodzi, dlaczego tu jest.
Pragnęła dowiedzieć się czegokolwiek o nowym znajomym. Nie mogła później
rozstać się z nim, nawet nie wiedząc jak miał na imię, ten z którym niemal
stoczyła walkę, a następnie zjadła kolację.
Chłopak odłożył szybko kij, odwracając głowę.
Jego czarne włosy zafalowały niespokojnie, a oczodoły wypełniły się
niezauważalnymi łzami.
- Nie chcę o tym mówić – powiedział – To zbyt skomplikowane.
Megara wbijała w niego granatowe spojrzenie.
Gdyby chciała bez najmniejszego problemu dowiedziałaby się kim jest, lecz nie
chciała już używać magii. Wraz z przyjęciem Płomyka jako wierzchowca i
przyjaciela oraz staniem się jeźdźczynią, obiecała sobie już nigdy nie używać
czarów. Za dużo złego stało się przez to wszystko. Straciła Czkawkę,
rozdzieliła się z nim oraz zabrano jej siostrę. Jej dar przywoływał najgorsze
wspomnienia, więc wolała zapomnieć, że posiada tak wielką moc.
- Nie ufasz mi? – odpowiedziała tym razem, spuszczając głowę
w dół. Dziwiła się dlaczego jest taki. Niestety nie mogła wydobyć z niego
prawdy siłą. Mogła tylko oczekiwać, aż otworzy się i sam jej powie, lub zamknie
i nigdy nie będzie wiedziała.
- Nie oto chodzi – wyjaśnił – Stamtąd skąd pochodzę, nie było
tak łatwo. Wszystko wciąż krążyło wokół wojen, podbijania nowych terenów,
rozlewu krwi, zabijaniu niewinnych ludzi. To było okropne – przerwał na moment
zaciskając dłonie w pięści. Miał ochotę wymierzyć sprawiedliwość tym, z którymi
przebywał. Wyzbyć się poczucia winy i odkupić swoje winy – Nie mieli litości
dla nikogo. Kobiety, starcy, dzieci. Wszystko było im jedno, ważne, żeby tylko
zabić, zagarnąć kolejną wyspę, złupić wszelkie bogactwa...
- Uciekłeś od nich? – zapytała tym samym mu przerywając.
Chłopak jedynie kiwnął głową, a po policzku potoczyła mu się jedna łza.
- Opuściłam najbliższego przyjaciela, żeby odszukać rodzinę.
Zabrano mi ją, żyłam gdzie bądź. Niedawno znalazł mnie właśnie on, Smoczy
Jeździec. Pomógł mi, uratował wiele razy i zaopiekował się mną. Właśnie
rozstaliśmy się, bo chciałam znaleźć własną drogę i tym, których kocham – opowiedziała
swoją własną historię, choć na początku tego nie planowała. Ominęła jednak
fragment traktujący o zdolności władania magią. Pod jej rękę głowę wsadził Płomyk
radośnie, wystawiając język – Mam jeszcze Płomyka, który pomoże mi ich odnaleźć
– Pogłaskała czerwone łuski smoka, wracając wzrokiem na chłopaka.
- Jeszcze nikt nie wysłuchał moich problemów – wyznał smutno,
przypatrując się tańczącym iskierkom ognia na spalonych drewnach. Uśmiechnął
się blado, jakby do siebie. Nareszcie poznał kogoś kto usłyszał co on ma do
powiedzenia. Nie ktoś inny, ważniejszy, tylko on! Miał prawo do tego, żeby pozbyć
się od wieków, dręczących go myśli. A przekazanie ich, obcej osobie, było
najlepszą możliwą decyzją.
- Jestem Megara – zaśmiała się, wyciągając chudą dłoń przed
siebie. Chłopak zaskoczony, po chwili uścisnął ją mocno, wierząc, że dane
będzie mu się jeszcze zobaczyć z brunetką. Meg uśmiechnęła się szczerze i
przytuliła twarz do ciała smoka, okrywając się czarnym, niedźwiedzim futrem,
które otrzymała od Czkawki.
- Faro.
~*~
Spodziewaliście się, że to Faro? A jeśli nie, to kogo obstawialiście zanim wyjawił swoje imię?
Nie jest tak źle, 8 dni, to chyba dobrze, prawda? Mam nadzieję, że podoba Wam się ten rozdział, bo ja jestem bardzo zadowolona z napisanych opisów. Dzisiaj szczególnie ten aspekt mnie satysfakcjonuje :D
Dedykacja - Dla Madzialenki oraz mojej siostry, która ma dzisiaj urodziny <3
Do usłyszenia #DragonsRiders
~ SuperHero *.*
Boże kochana rozdział jak zwykle jest genialny ;)❤
OdpowiedzUsuńDziękuję ci za tę dedykację do tego wspaniałego dzieła :*
Wracając do rozdziału. Nie wiem czy tylko ja ale kiedy czkawka przywalil drago miałam wielki zaciesz na twarzy :D
Noje się też teraz o astrid. Stoik był taki poważny i wg. Co on chce zrobić? Co ty Hero wymyslilas? Pewnie teraz do następnego rozdziału będę się zastanawiać co chce zrobić.
Z magarą wszystko dobrze, wie jest Okey ;)
Nie spodziewałam się że to będzie Faro. Do głowy by mi nie przyszło ze to będzie właśnie on. Stawialam na jakiegoś nowego bohatera czy coś ale nie na niego. Kompletnie mnie tym zaskoczyłaś Hero (ale to prawie norma) Jak jest się tak genialną pisarką to czytelnika przeważnie da się bardzo zaskoczyć ;)
Cieszę się ze dzisiaj dodalas. Jak zwykle poprawilas mi humor ;)
Nie wiem co jeszcze napisać. Trzymaj się kochana ❤
Nie mogę się doczekać kolejnego
Z niecierpliwością czekam na nexta
Pozdrawiam i życzę ci dużo weny kochana ❤:*
PS. Jeszce raz dziękuję za dedykację
Mamo?! Gdzie mój AK47!? Zabije, zabiję, uduszę ugotuję i zjem! Żeby urwać w takim momencie. Ty podły Polsacie...
OdpowiedzUsuńWłaśnie wydałaś na siebie wyrok Hero. On umiera, a ona ociera się o śmierć (bez skojarzeń). Ta-rara-raraa-raaaa ^na Miłość rośnie wokół nas^. Zajebiste opisy miszczu. Dlatego jesteś moim miszczem. Jedyne, co mogę zrobić to:
a) pogratulować
b) Waitać dniem i nocą
c) znaleść Ak47 (uważaj, wiem gdzie mieszkasz)
Twoja wierna fanka Keep
Eeee....kto to jest ten Faro ? Jakoś sobie go nie przypominam ;c
OdpowiedzUsuńPs. Next BOSKI <3
Ja kompletnie nie spodziewałam się, że to Faro *0*
OdpowiedzUsuńJuż szykowalam się na poważną rozmowę Astrid z Radą a tu hugo. Nie ma xD Jeśli jej ojciec coś jej zrobi, to Cię zabije, Hero. :P kto może traktować tak własną córkę?! As mogła uciekać poki miała okazję.
Drsgo....błagam. Weź go zabij, bo już mnie mega wkurza. Czkawke też wkurza więc dla dobra męża wez go stąd :P
No i na koniec Megara. Nie lubię jej. Tak jakoś nie przypadła mi do gustu :/
Wybacz, że kom krótki, ale nie wiem co napisać :(
A, cudowne opisy! I jak czytałam wątek o As to aż serduszko zakulo :/
Weny kochana i chęci pisania ! ( Ale rym xD )
Super rozdział. Nie spodziewałam się takiego imienia! Życzę weny i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAgacia <3
Hero wspaniałe! Ciekawa jestem czy Astrid skłamie ze poszła do jeźdźca z ciekawości czy coś takiego czy powie prawde xD wkurza mnie jej ojciec! Bije ją! I ona sie nie sprzeciwie.. biedna As.. A Czkawka?! On to sir umie wpakować w niezłe guwno xD nie podejrzewałam ze to koze byc Faro myśla£am ze to jakis całkiem nowy bohater xD Bardzo mi sie ten rozdział podoba! Koffam cie! I dużo weny zycze :*
OdpowiedzUsuń