poniedziałek, 28 marca 2016

44. Myśl szybszą decyzją.



   "Każdy ból fizyczny jest ciężki. Ostre, żelazne topory, miecze, włócznie. Każda męka, każda tortura, każde jedno uderzenie – pozwala stać się silniejszą wersją siebie"
Łzy lały mi się strumieniami po wymęczonej i skrwawionej twarzy. Serce łamało mi się za każdym razem gdy słyszałem cichy pomruk mojego przyjaciela. Uderzenie stalowego prętu w biedne, czarne ciało smoka. Odgłos łamanych skrzydeł, słaby oddech wydobywający się z poranionych warg. Słona ciecz lejąca się po świeżych ranach. Coraz to nowe narzędzia wbijane w umęczonego mego drogiego przyjaciela. On cierpiał. Ja również.
- ZOSTAW GO! – krzyczałem na całe gardło, chwytając oburącz kraty – Proszę.
    Głos uwiązł mi w ustach jakby nie chciał wydostać się na zewnątrz. Moje krzyki były niczym w bezdennej paszczy Drago. Śmiał się on, patrząc na moją niedolę i ból Szczerbatka. Nie mogłem patrzeć na jego cierpienie. Zamykałem powieki, lecz oni mi je siłą otwierali. Łapali moje dłonie w metalowe kajdany, rozciągając na jak największą szerokość. Bolały mnie ręce, kości strzelały w jeszcze niezrośniętym lewym ramieniu. Zerwali ze mnie koszulę. Stalowymi prętami biczowali moje zabliźnione rany, robiąc coraz to nowsze, głębsze. Krew spływała mi w dół kręgosłupa, a łzy dołączały do tej drogi, kapiąc z twarzy.
    Na nic zdały się moje usilne błagania i prośby. Drago dalej tkwił przy swoim od czasu do czasu, uderzając włócznią Szczerbatka. Choć widziałem w jego oczach łzy bólu, to siedziało tam również mocne przekonanie: Nie zawiedź ich Czkawka. Nie daj mu tego czego chce. Jak mogłem siedzieć tu dalej i bez niczego patrzeć na powolną śmierć brata? Co z tego, że Drago chce wiedzieć skąd pochodzę, że chce znać to, co potrzebne mu jest do wytresowania wszystkich smoków? Jeszcze raz spojrzałem w przepełnione bólem zielone spojrzenie smoka.
    Podjąłem decyzję.
- Wygrałeś. Powiem ci wszystko czego chcesz – wyszeptałem z goryczą i nienawiścią do samego siebie. Wiedziałem, że muszę ich bronić, że muszę ich chronić. Lecz nie mogłem. Nie, za życie mojego przyjaciela.
    Szczerbatek gdy to usłyszał, zaczął rzucać się w krępujących go sznurach. Patrzył na mnie, szeptając bezgłośnie:
- Nie, Czkawka. Nie pozwól mu dobrać się do Berk. Nie zważając na wszystko, co ci zrobili, nie daj mu tego. Jesteś o wiele silniejszy niż ci się wydaje, Czkawka. Dasz radę stąd uciec… Nawet beze mnie. Możesz go pokonać, ale nie mówiąc mu wszystkiego. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Pozwól mi zginąć w słusznej sprawie…
    On chciał zginąć za Berk. Za moją wyspę.
- Nigdy Szczerbatku, nigdy nie odejdziesz beze mnie.
    Drago zdziwił się mocno, ale po chwili przyklasnął lekko w dłonie. Uśmiechnął się znacznie, co w jego przypadku przypominało tylko krzywy grymas. Podszedł do mnie, na chwilę zakazując dalszych tortur Szczerbatka i moich. Spojrzał mi w oczy, chcąc się upewnić, że się nie przesłyszał, że mówię na serio i, że jestem naprawdę zdolny do tego, by wreszcie wyznać mu, mój największy sekret:
    Kim tak naprawdę jest, Smoczy Jeździec.
- Och, naprawdę? Ty, wielki Smoczy Jeździec chcesz mi powiedzieć wszystko co zechcę? Jesteś zdolny do tego, by zdradzić położenie zamieszkania swojego rodzinnego ludu? Chcesz sprowadzić na nich śmierć i zagładę? Naprawdę tego chcesz? Za życie jednego, nędznego smoka? – pytał się mnie, akcentując dwa ostatnie słowa, przy tym pokazując palcem na wycieńczonego skrzydlatego przyjaciela.
- Za życie jedynego mojego przyjaciela i jedynej rodziny jaką posiadam – wysyczałem mu w twarz, gdyż nachylał się blisko krat – Chciałeś to masz. Oto moja rodzina, drogi Dragusiu Krwawniku. Jedyna, żyjąca Nocna Furia w Archipelagu. To moja rodzina! – krzyknąłem, na tyle ile mogłem. Nie mogłem obejść się bez ulubionej części docinkowej w mojej wypowiedzi.
    Szczerbatek zarechotał głośno, choć wiedział co to oznacza.
- Jesteś niemożliwy, Czkawka.
- Dlatego mnie kochasz – odpowiedziałem mu szczerząc się, że zaraz oboje umrzemy. Razem wejdziemy do bram Valhalli, na wieki ciesząc się spokojem i własną obecnością.
    Drago chciał podnieść na mnie swoją śmiercionośną włócznie zagłady, ale powstrzymał go od tego, wbiegający do pomieszczenia wartownik. Skrzywił się nieznacznie gdy zobaczył jaka masakra się tu odbywała, ale skłonił się nisko przywódcy.
- Mój panie. Dzikie smoki rozerwały w strzępy pół więzienia i zmierzają w twoją stronę. Musisz coś zrobić! – wykrzyczał cały zlany potem, który dopiero teraz zobaczyłem. Lśnił on na jasnej skórze, niczym kropelki rosy na świeżej trawie. Miał również przepaloną częściowo zbroję, co pomogło wywnioskować, że mówił prawdę. Dojrzałem w wygięciach na metalu, robotę ognia Śmiertnika Zębacza.
    Krwawdoń rzucił w przypływie wściekłości, podręcznym sztyletem w moją stronę. Szczęście, że uderzył obok metalowych łańcuchów. Ostatnio mnie nie opuszcza, pomyślałem ze śmiechem. Wybiegł z pomieszczenia, zostawiając tylko dwóch swoich sługusów, którzy mieli za zadanie nas pilnować. Reszta wybiegła, żeby opanować jakkolwiek, rozjuszone smoki, które bez problemu, mogłoby roznieść cały jego fort w drobny mak.
   Rzuciłem krótkie spojrzenie w stronę szczerzącego się Szczerbatka. Wystarczyło tylko jedno w jego oczach, a wiedziałem, o czym myślał. Nie biorąc pod uwagę to, że był cały pobity, okaleczony, to i tak miał siłę walczyć. Miał siłę uciekać jeszcze dziś, w tej chwili, nie bacząc, że może się nie udać. On w to wierzył. Wierzył, że nam się uda i, że jesteśmy zdolni w każdej chwili pokonać pilnujących nas żołnierzy. Chciał, bym i ja uwierzył. Lecz po jego stanie, równało się to z cudem, żeby uwierzył.
    Jednak on nie zamierzał czekać, aż się wreszcie zdecyduję. Strzelił plazmą w jednego strażnika, a drugiego odepchnął ogonem. Widząc, co wyrabia, postanowiłem mu jak najszybciej pomóc. Choć było cholernie trudno, przyciągnąłem, rozrywające me ramiona, żelazne łańcuchy do siebie, by móc się jakoś oswobodzić. Jedną ręką dałem rady sięgnąć Piekła i szybko wypuściłem odrobinę gazu Zębiroga do dziurki na klucz. Szczerbatek strzelił tam plazmą i zawias pękł, z łoskotem uderzając o kamienną podłogę. Z lewą ręką nie miałem już żadnych problemów, chociaż przejmujący ból z powodu złamania, odrobinę przeszkadzał mi w mych poczynaniach. Zacisnąłem zęby, uwalniając obolałą i spuchniętą rękę. Podpaliłem Piekło w zabójczym tempie, przepalając więzy, które krępowały nogi oraz skrzydła smoka. Mimo, że miał poranione najważniejsze części ciała: skrzydła i ogon, to podniósł się i wskazał na siodło. Pokręciłem przecząco głową i ruszyłem przodem, ku wyjściu.
    Dreptaliśmy cicho, uważnie nasłuchując, czy którykolwiek z popleczników Drago, znajduje się w pobliżu. Przeszliśmy najpierw długi, wijący się niczym wąż, korytarz. Potem dwie puste sale, w których znajdowały się ułożone byle jak, drewniane stoły z ławkami. Jadalnia, mruknąłem do siebie, przechodząc obok i skupiając się na hałasie, wydobywającym się z dalekich części fortu. Następnie minęliśmy jedną celę więzienną z stękającym niewolnikiem, lecz nie miałem czasu na ratowanie. I tak ciężko by było, zważywszy na to, że mężczyzna miał całe ciało w bordowych ranach, paskudnych siniakach, a przy każdym ruchu, z umęczonych warg wydobywał się cichy jęk. Szliśmy dalej, posuwając się coraz bliżej ku źródle hałasu.
    Przez okratowane okienko w dębowych, spróchniałych drzwiach, ujrzałem stado dzikich, rozjuszonych, wściekle plujących ogniem, smoków. Kolce Śmiertników uderzały w tarcze, starających się je uspokoić, wojowników. Na kamiennej podłodze raz po raz, lądowała plama wrzącej lawy, zapewne wypluta przez Gronkle, latające po pomieszczeniu, które wkładały wszelkie siły utrzymania wielkiego ciała, na tak małych skrzydła, jakie posiadały. Od czasu do czasu, pomieszczenie przecinała smuga, zielonkawego gazu, który podpalany przez walczące Ponocniki, wywoływał krótkie eksplozje, zdolne powstrzymać irytujące próby walki strażników z gadami.
    Patrzyłem zdumiony na tę zgraną walkę pomiędzy smokami. Wszystkie dogadywały się, broniły nawzajem i razem uderzały. Nigdy nie widziałem, żeby obce gatunki tak mocno mogłyby być ze sobą złączone we wspólnej walce. Żadne nie dawało za wygraną, choć ich siły słabły, a wojowników – jak na złość – przybywało. Zacisnąłem dłoń w pięść, myśląc co robić. Zastanawiałbym się jeszcze chwilę, gdyby nie Szczerbatek trącający mnie swoim ciepłym nosem.
- Chodź już. Musimy uciekać – powiedział szeptem, mimo, że byliśmy sami w maleńkim korytarzyku, który pomieścił mnie i smoka.
- A co ze smokami? Nie zostawimy ich tutaj przecież – starałem się jakoś przekonać przyjaciela, co do pomocy gadom, lecz on widocznie miał inne zdanie na ten temat. Fuknął przeciągle, wypuszczając z czarnego nosa, kłębek dymu. Polizał na prędce kilka swoich ran na skrzydłach, żeby zdążyły się choć troszkę zaleczyć.
- Nie rozumiesz, że to nasza dywersja? – zapytał, a ja popatrzyłem na niego dziwnie, nie za bardzo rozumiejąc, co ma na myśli. Gdy zobaczył moją minę, teatralnie przewrócił oczami, jak człowiek. Czasami dziwi mnie to, jak bardzo stara się wykonywać różne ludzkie zachowania – Nie wiem jak taki tępy chłopak mógł zostać Obrońcą Smoków…
- Ej – zawyłem, obrażony, jednocześnie przerywając jego wypowiedź – Pamiętaj, że ten tępak jest twoim przyjacielem i chroni cię ze wszystkich sił.
- Tak, i który jeszcze zestrzelił tego przyjaciela, nie dając mu możliwości samotnego latania. No dzięki wielkie, przyjacielu – mruknął niezadowolony, choć po jego minie widziałem, że stęsknił się za naszymi przepychankami. Nie ma to jak w środku ucieczki pożartować sobie z własnego kalectwa. Mistrzowie żartu z nas.
- ­A zechciej sobie przypomnieć, że ten przyjaciel tak bardzo pokrzywdzony, odgryzł temu drugiemu nogę, gdy spadali w wir płomieni po walce z Czerwoną Śmiercią? ­– Skoro tak postanowił się bawić, nie miałem żadnego wyboru, jak tylko kontynuować zabawę.
    Pokłapał wymownie cicho, bezzębną paszczą, myśląc nad sensowną odpowiedzią. Ja tym czasem starałem się, znaleźć jakieś wyjście z tego głupiego fortu. Wyjąłem rysownik z torby zawieszonej u boku Szczerbatka i przyjrzałem się dokładniej, szkicowi bazy Drago. Swego czasu, gdy byłem jeszcze młody, siedząc u niego w lochu, narysowałem ogólny zarys jego twierdzy, wiedząc gdzie się udać, w razie ucieczki.
- No, i teraz jest jednonogim Smoczym Jeźdźcem, który uwielbia porywać młode damy ze swojej rodzinnej wyspy, której straszliwe nienawidzi – odgryzł się w ten sposób, lecz nie miałem ochoty mu już odpowiadać. Przestało się to robić śmieszne, gdy wspomniał o "młodych damach z mojej rodzinnej wyspy". Dobrze wiedziałem o kogo mu chodziło. Irytowało mnie te jego smocze poczucie humoru. Nie wiedział, że to bolało, co tam straciłem. Ciągła nienawiść, brak akceptacji, strach… To za dużo.
    Odgoniłem od siebie te myśli, ostając jednak przy tym, że obiecałem Astrid po nią wrócić. Niestety Drago stał się pierwszorzędnym problemem, bo dopóki nie pokonam jego, nie mogę wybierać się na ocalenie Archipelagu. Jeśli w ogóle jest cokolwiek do ocalenia. Przecież Dagur już dawno mógł wypłynąć z całą armadą na podbój. Nie dziwiłbym się, gdybym się dowiedział, że już zajął połowę Wysp Północy. Jest nieobliczalny, szalony i żądny krwi. Podobny do Drago, lecz on nie chce smoków. Zabije je, bo pragnie tylko władzy nad ludźmi. Smoki nie stanowią dla niego żadnego problemu, ani przeszkody w zagarnięciu nowych wysp.
    Tylko po co mu ten sojusz z Berk? Czyżby wielki Stoik Ważki bał się wojny z Berserkami? Gdzie ta jego siła, nienawiść do ludzi? Przecież on potrafi tylko nienawidzić, bić i upokarzać przed wszystkimi. Jest okropny, podły i zły. Nie zasługuje na szacunek, ani na przyjaźń, a tym bardziej na miłość. Nie wiem jak matka mogła kochać kogoś takiego. Zepsutego do szpiku kości, potwora, który bez mrugnięcia okiem zabiłby własnego syna. Nie zasługiwał na nią, nie zasługiwał na jej dobro, na szczerozłote serce. Ona zginęła. Zginęła bo on nie potrafił jej uratować. Co za mąż, który bez prób pozwolił odejść ukochanej do samego Odyna? Zapewne jej nie kochał, nie kocha nikogo i nigdy nie będzie nikogo kochał. A ja nigdy nie powiem, że był moim ojcem.

    Podmuch niespodziewanego wiatru, uniósł odrobinę me kosmyki do góry. Poczułem świeżą trawę, zapach lasu i wody. Dostałem wizję, znów byłem nad jeziorkiem.
- Witaj Jeźdźcu – odezwał się tajemniczy głos. Ciarki przeszły mi po plecach, bo już dawno go nie słyszałem, gdyż ostatnią przepowiednię miałem, bodajże rok temu. Usiadłem lekko na trawie, rozkoszując się dotykiem zielonych, młodych listków. Prawie zapomniałem, jak to jest być wolnym.
- Witaj – odpowiedziałem, siadając prosto – Co się stało?
- Jeszcze nic, ale niedługo. Ten dzień nadejdzie jak grom z jasnego nieba. Jakby ciążące nad tobą fatum, stracisz możliwość uratowania tej dziewczyny.
    Astrid, pomyślałem szybko.
- W rzeczy samej. Została ona osądzona już przez wasze spotkanie. Dostała wyrok. Po zimnych policzkach spływają ciężkie łzy – szept zanikł, a woda w jeziorze zakołysała się niespokojnie. Tuż nad powierzchnią wezbrały się większe złote kropelki, które poruszane przez delikatny wiatr, tworzyły koło, poruszające wodą. Kłęby, białej pary snuły się po toni, malując na niej, jak na aksamitnym płótnie. Z kręgu utworzył się obraz.
    Ujrzałem postać, którą poznałby nawet na końcu świata. Wojowniczka siedziała na parapecie okna, wtulona we własne kolana. Podtrzymywała się ręką futryny ręcznie heblowanego otworu, by nie spaść. W drugiej dłoni, przyciśnięty do piersi, miała brązowy notatnik z Nocną Furią na przedniej stronie. Bez problemu dojrzałem tam swój pamiętnik z czasów, gdy mieszkałem na wyspie. Złote włosy miała w nieładzie, rozpuszczone po ramionach, które kontrastowały swym jasnym blaskiem z czarnym, jak noc, wełnianym swetrem. Blada twarz ukazywała zmęczenie i przepłakane, noce oraz dnie. Niebieskie spojrzenie było miękkie, niespokojne, pełne żalu oraz smutku. Patrzyła ona tęskno w stronę nieba, a po policzkach spływały ciężkie łzy.
- Ona czeka na mnie – odezwałem się jakby do siebie, lecz głos i tak mnie usłyszał. Żal ścisnął moją duszę wraz z sercem. Jak mogłem być takim samolubnym, egoistą, myśląc, że szybko przywrócę pokój i zdążę ją uratować – Ile czasu minęło?
- Czas leczy rany – odezwał się, lecz wiedząc, że nie takiej odpowiedzi oczekuję, dodał po chwili ciszy – Siedem, od twojej obietnicy.
- Mam jeszcze czas! – wykrzyknąłem radośniej – Jeszcze mogę ją uratować.
- Niestety Smoczy Jeźdźcu – Choć go nie widziałem, mógłbym przysiąc, że pokiwał głową przecząco ze smutkiem – wszystko przepadło – wyczułem w jego głosie, nutę przykrości i zawodu.
- Jak?! – szepnąłem, nie rozumiejąc dlaczego nie mam już żadnych możliwości. Popatrzyłem jeszcze raz na obraz, uważniej przypatrując się widokowi za oknem. Dopiero teraz spostrzegłem, że to poruszało się morze. Ona gdzieś płynęła. Za późno…
    Upadłem na kolana, zaciskając dłonie w pięści. Z moich zielonych oczu popłynęły ciepłe, gorzkie łzy. Wszystko zaprzepaściłem.
- Wybacz Astrid…


~*~


Myślę, że mieliście cudowne święta. Mokrego Poniedziałku #DragonsRiders <3 

~ SuperHero *.*

16 komentarzy:

  1. O rany! Okey zacznijmy od początku.. Myślałam ze zabijesz Szczerbataka! Znowu!! No tego to bym ci nie wybaczyła! xD Później to wizja! Czemu Astrid nie uciekła?! :"( Czkawka musi ją uratować! Musi! Biedna As.. nie moze byc za poźno nie może! Tego bym nie przeżyła :( rozdział był oczywiście wspaniały! Kocham jak opisujesz np. Jak byli torturowani wogóle wszystko opisujesz i NIE jest tak gupio
    Przeszli przez korytaż rany bolały..
    Tylko jest tak Zajebi*cie opisane kocham po prostu kocham :* Czekam na nexta i juz mówie! Nie waz sie rozdzielić Astrid i Czkawki bo cie znajde i udusze xD xD nie no xD Dużo weny życze i Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Astrid nie uciekła bo nie ma dokąd. Czkawka nie przyleciał, a ona nie mogła czekać. Czy musi? Nie koniecznie, ale na wszelkie sposoby będzie próbował :)
      Dziękuję bardzo za świetne komy i ciągłą motywację Kinia <3 Jak się spotkamy to może nie zabijesz, co? :)

      Usuń
    2. Nie masz za co dziękować serio :D ale spróbuj mi tylko rozwalić Czkastrid to jak sie spotkamy to cie udusze! Nie no żartuje to twoja decyzja co z nimi będzie xD ale tak po cichu myśle ze będzie HAPPY END xD czekam na nexta :*

      Usuń
  2. Ej. Czemu mnie nie miszczach żartu? Co to ma być?
    On ją na prawdę kocha. Kocha. Ty okrutny... Przyjacielu
    Nadal jestem w szoku, moja mina wygląda dosłownie tak: U_U.

    Czemu nie odpisujesz na kommenty? To mnie domotywuje.

    Co do dyngusa, to już knuje na moją rodzinkę... Będzie siędziało.
    Keep

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie to pisze, że ją kocha? Niczego takiego nie napisałam kochana...
      Ale tak wgl czemu nie mam dostępu do twojego bloga? Hę? Keep, co jest? :)
      Widzisz, zaczęłam pisać teraz przez ciebie. Dlaczego? Leń ze mnie i tyle xd
      Ja dziś również uknułam :)))

      Usuń
    2. 1. To że ją kocha wywnioskowałam sama. 2. Nie ma dostępu? No..... Bo już je skończyłam, ale w przysłym m-ce pojawi się Coś Nowego (ale cielawych, co się miało później stać zapraszam na mojego maila). 3. Yey! Widzicie? Keep potrafi (bo sama jest strasznym leniem, osobą nie do przebadania i uparciuchem)
      Keep

      Usuń
  3. A weź się, malpo jedna! Aż serce mi krwawilo z powodu As i Czkawki. I nie wciskaj mi kitu, że on jej w jakiś sposób nie kocha. Widać to po opisanych emocjach i jego BARDZO mocnej reakcji, kiedy usłyszał,że nie może jej uratować. :(
    Boże...to jest genialne. Cat, mój mistrzu! Mogę ci serdecznie pogratulować weny i chęci do pisania. Jesteś niesamowita, sos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sis **(wybacz coś się tykło xD )

      Ja się boję zakończenia. To jest po prostu aż przerażające i szczerze ci powiem że czasem aż krzywie się kiedy czytam aż tak drastyczne opisy. Nie mniej jednak,uważam że jesteś mistrzem mistrzów w takich opowiadaniach. :3
      Kto wie, może kiedyś napiszemy coś razem? XD
      Trzymaj się Cate i MULTUM weny!!! 💪❤

      Usuń
    2. Też cię kocham Smile :*
      Nie kocha jej, tra lala la xd ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć? :*
      A dziękuję bardzo Misia ❤ Kto to wie, ktoś na pewno :)
      O tak, przyda sie 💪

      Usuń
  4. Z czystym sumieniem mogę cię nazwać królową opisów, naprawdę, zachwycasz mnie za każdym razem. Uczucia Czkawki uderzyły we mnie tak mocno, że o mało co nie spadłam z łóżka. Do tego słuchałam w tle starych piosenek Mariahy (?) Carey i Celine Dion... ja nie mam pojęcia jakim prawem jeszcze żyję.
    Cudowny rozdział, ponad wszelką wątpliwość mogłabyś się wbić do czołówek najlepszych pisarzy świata x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy byłoby tam miejsce, dla takiej niedoświadczonej blogerki :*
      Muszę chyba zjechać z tonu, "bardzo emocjonalnych rozdziałów" bo padniesz mi tu na zawał Annie :* ❤

      Usuń
  5. Rozdział jest niesamowity jak zawsze
    Już myślałam, że po raz kolejny zabijesz szczerbatka, a tego bym po raz następny nie przeżyła. A Czkawka musi kochać Astrid to widać po nim. Kiedy jej się zawsze coś dzieję to reaguję bardzo emocjonalnie. To musi być miłość :* On tego jeszcze nie wiem ale pewnie później się dowie. On musi ją uratować, uda się im to! Ja w nich wierze :)
    Poza tym nieraz twoje opisy mnie przerażają ale dzięki temu opowiadanie staję się jeszcze ciekawsze jakie jest :)
    Sorry że dopiero teraz ale nie miałam zbytnio czasu sprawdzić czy jest next. Wiesz święta i jeszcze jedna sprawa do załatwienia
    Nie mogę się doczekać kolejnego
    Z niecierpliwością czekam na nexta :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny, powodzenia w szkole ;*♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja nie wiem co będzie potem, skoro już teraz przerażają was opisy. Kolejny będzie dość zabawnym rozdziałem, może jakoś dam wam odetchnąć, po tylu niespokojnych, krwawych postach.
      To nie miłość. Nie, nie, nieee :*
      Dziękuję serdecznie i wzajemnie, bo szkoła to mi się już strasznie znudziła xd

      Usuń