niedziela, 3 lipca 2016

48. Spokój napawa lękiem.



    "Krew spływa w swoim rytmie. Ucieka przez palce. Oddech zamarł, słowa uwięzły w gardle. Ryk rogu, odpłynęli. Zostawili kogoś. Kogoś, kto już nigdy nie wstanie"
Przyjrzałem się wojownikowi, sprawdzając czy na pewno odszedł do kraju Odyna. Miałem wielkie szczęście, że nikt mnie nie widział, jak przyleciałem. Miałem przeczucie, wiedziałem, że coś może zagrażać mojej wyspie. Bogowie czuwają. Dlatego Drago jeszcze nie dowiedział się o moich prawdziwym miejscu zamieszkania. Wtedy musiałbym go zabić o wiele szybciej niż przypuszczam. A szczerze powiedziawszy nie chcę przyspieszać tego procesu. Chcę, by wiedział, że na  niego poluję. To pozwoli mi na przygotowanie idealnej strategii. Musi czuć się osaczony, obserwowany. Muszę wymusić na nim ten lęk ofiary. Tylko to da mi odpowiednią siłę i przyjemność z zabicia go.
    Wrogowie dawno znikli za rozmytym przez mgłę horyzontem, ale dla Szczerbatka nie było to nic trudnego ich odnaleźć. Więc bez stresu, na spokojnie wyruszyliśmy za armadą Krwawdonia, śledząc go. Miałem ochotę zobaczyć gdzie teraz się wybiera. Muszę go kontrolować. Nie mógłby przecież zadziałać wbrew temu, co sobie zaplanowałem. Chcę, by działał pod moje dyktando.
- Hej, Czkawka? – dobiegł mnie głos Szczerbatka – Co zrobimy z Astrid?
    Gwałtownie zatrzymałem smoka w powietrzu, gdy usłyszałem imię blondwłosej wojowniczki. W środku dziwnie mnie zakłuło, lecz zignorowałem to, nerwowo wpatrując się w szumiące morze pod nami. Nie miałem pojęcia, co dalej. Dlatego też nie myślałem, co mam dalej czynić. Nie jestem pewien, czy ona chce, bym ją stamtąd zabrał. To była wola jej plemienia. Raczej nie mogła się przeciwstawić. Gdyby tak się stało, raczej by ją wydziedziczyli. Choć w sumie nigdy tego nie widziałem, ani nie odczułem. Stoik chyba nie wydaliłby kogoś z wyspy. Chociaż wiele rzeczy działo się przede mną.
- Słuchasz mnie?!
- Tak – odparłem pospiesznie.
- Więc?
- Nie wiem – wypuściłem powietrze z płuc, wprost w gwiazdy – Ona. Zostanie żoną Dagura. Nie możemy nic na to poradzić.
    Czułem, że to będzie takie trudne. Nie mogłem jednak tak mocno się tym przejąć. To nie była moja sprawa. Miałem swoją własną misję, swoje własne życie, swoje własne przeznaczenie. Astrid również je miała. Otrzymaliśmy je, takie na jakie zapracowaliśmy. Różniące się. Jednak mimo wszystko, ja kochałem swoje życie. Kochałem swojego przyjaciela, którego otrzymałem przez wolę Bogów. Kochałem to, co robiłem. A ratowałem kochane smoki. Piękne stworzenia, które są krzywdzone, za to, że po prostu istnieją na tym durnym, szarym świecie. A Astrid? Astrid mogła nienawidzić swoich współbraci, za to, co jej zrobili. Ale takie miała przeznaczenie. Miała je wykonać.
- Sądziłem, że bardziej się tym przejmiesz – żachnął smok zjadliwym tonem, którego nigdy jeszcze od niego nie usłyszałem. Ponownie coś mnie zakłuło w środku – W końcu to Astrid.
    W końcu to Astrid! Czy on myślał, że to wszystko było takie proste? Miałem lecieć do Berserków, odbić im przyszłą żonę wodza i uciec na koniec świata, no bo nie mogłem jej zostawić, bo przecież to Astrid! Wiem, że się do niej odrobinę przywiązał, ale to jest powód, dla którego musimy ją ratować z każdych kłopotów w jakie wpadnie. Na tym to nie polegało. Kilka razy ją uratowałem, była przy mnie w ciężkich chwilach, ale to tylko tyle. Nie równa się to z tym, co działo się gdy byliśmy młodsi. O tym, to nikt nie pamięta. Jak inni się zachowali, jak ona się zachowywała. Nigdy.
    Westchnąłem, zostawiwszy tę bezsensowną konwersację bez odpowiedzi. Próbowałem wznowić lot, choć opornie, bo Szczerbek chciał zawracać. Popatrzyłem w jego oczy, które zawsze miały mi dodawać odwagi i wiary w siebie. Lecz były one nieufne, kipiące gniewem, na moje poczynania. Nie wytrzymałem i zapytałem go prosto z mostu:
- Jeśli chcesz, możesz wracać – rzuciłem ostro – Ale ja nigdzie się nie wybieram! – wstałem na równe nogi, szykując się do skoku, gdyby jednak mój smok, zapragnął wracać. Przewrócił oczami, machnął skrzydłami i ponownie szybowaliśmy w stronę wstającego słońca.
    Pierwszy raz odbyliśmy lot w zupełnej ciszy.


*Wyspa Berserków*
    Czy to szum morza mnie uspokaja? Czy wizja nadciągającej przyszłości nie jest dość smutna? Czy wszystko maluje się w kolorowych barwach, a może w nieco ciemnych odcieniach? Dlaczego słońce tak smutnie chowa się za rozszalałymi falami? Czemu ptaki nie fruwają nad głowami, dzieląc się z ludźmi swoimi piosnkami? Dlaczego w swej duszy słyszę ostatni dech biednego, zabijanego zwierzęcia? Czy każda myśl związana z ukochanym domem, przyprawia o pieczenie oczu, z których wydobywają się srebrzyste kropelki? Czemu tu, trawa nie wije się radośnie pośród wiatru, a drzewa nie dają przyjemnego cienia? Czym jest każdy dzień spędzony na tej wyspie? Czy to więzienie? Czy zawsze będzie już tak samo?
    Stałam rozkojarzona na najwyższym klifie. Wiatr lekko rozwiewał rozczochrane włosy, a usta drżały jakby chcąc wypowiedź tysiące słów w stronę nieba, lecz w ostatniej sekundzie się zamykały. Chłód przewiewał przez moje nowe ubranie. Ciało tak bardzo wołało o to stare. O granatowe legginsy, brązową spódnicę, niebieską koszulkę, futrzany kaptur, metalowe naramienniki i ciepłe, wysokie kozaki.
    Nie miałam siły już nawet płakać. Już nie mogłam. Każda łza bolała mnie jeszcze bardziej niż poprzednia. Oczy mnie piekły, policzki szczypały. A ja jednak nie miałam odwagi, żeby odejść od morza. Musiałam wracać do domu, ale nie potrafiłam. Nie miałam już domu. Tutaj byłam obca. Wyobcowana. Inna. Nie potrzebna. Jakaś siła trzymała mnie jeszcze przy życiu, gdyż zapewne wykonałabym ostatni ruch.  Jeden krok dzielił mnie od wiecznej wolności. Od Dagura, od wyspy, od domu, od Czkawki.
    Dlaczego od niego bym uciekła? Przecież znając jego szczęście znalazłby się w Valhalli, jeszcze szybciej niż ja zdążyłabym się nad tym zastanowić. Choć jego upór nie pozwoliłby na wejście do królestwa Bogów. On jest naznaczony. Nie ma możliwości wstąpienia do Krainy, póki nie wykona swojego zadania. Lecz na pewno nie wiedziałby, że sama się tam znalazłam. Nie wiedziałby. Zapomniał już o mnie. Nie chciał mnie pamiętać. Miał rację. Sama nie chciałabym siebie pamiętać.
    Delikatne, miękkie kroki zagłuszyły szum morza. Zamknęłam powieki, chcąc się wsłuchać. Niestety miarowe stukanie butów o ziemię uniemożliwiło mi tą czynność. Czułam się jak w klatce. Jak ptak, który nie może odlecieć, choć pragnie tego ze wszystkich swoich sił. Dlaczego byłam tym ptakiem?
- Wolałabyś skoczyć, prawda? – otworzyłam szeroko oczy – To wydaje ci się najlepszym rozwiązaniem, nie? Też tak kiedyś myślałam, ale to nie jest dobry pomysł, Senshi.
    Odwróciłam się. Przede mną stała niska, starsza kobieta, ubrana podobnie do mnie. Miała długą sukienkę z szarego materiału i okalające chude ramiona, wytarte niedźwiedzie futro. Przy pasie nosiła nóż, małą sakiewkę z herbem Berserków, Wandersmokiem i niewielką fiolkę z przeźroczystym napojem. Jej delikatną, choć pomarszczoną twarz, otaczały dłuższe ciemne włosy z szarymi pasmami. Równie ciemne oczy błyszczały w świetle zachodzącego słońca, w których czaiły się dobroć i współczucie. Miły uśmiech rozświetlał zmęczoną życiem twarz. Dłoń wspierała się na rzeźbionej, drewnianej lasce.
- Jesteś o wiele silniejsza niż ci się może zdawać – odezwała się znów, poważnym tonem. Wiedziałam, że musiała być kimś ważnym w plemieniu. Z jej osoby biła władczość, dostojność, ale też również spokój, harmonia i dobroć. Była całkiem inna od tej zgrai nieokrzesanych dzikusów. Czułam, że jest w jakiś sposób mi bliska – Nie musisz tego tak kończyć.
    Zamiast odpowiedzieć cokolwiek na powiedziane mi rady, wykrztusiłam z siebie tylko ciche:
- Dlaczego nazwałaś mnie Senshi?
    Kobieta uśmiechnęła się życzliwie. Naprawdę była jak bogini, zesłana prosto od Odyna do mnie.
- A dlaczego nie? – zagaiła, chwytając mnie za chłodną dłoń – Senshi oznacza wojowniczkę. A ty nią jesteś, prawda?
    Nie wiedziała kim jestem. Już nie. Bez celu pałętałam się jak duch. Nic nie potrafiłam o sobie powiedzieć. Byłam człowiekiem. Blondwłosą obywatelką Berk. Córką Marona Hoffersona. Przyszłą żoną Dagura Szalonego. Kartą przetargową Stoika Ważkiego. Nikim ważnym dla wielkiego Smoczego Jeźdźca. Wojowniczką? Zdecydowanie już nie.
- Chodź do domu – poprosiła, pociągając mnie za trzymaną dłoń.
    Wiatr zawiał silniej. Bałwany piętrzyły się coraz bardziej i bardziej. Ciemne chmury zasłoniły lśniące gwiazdy i srebrzysty księżyc. Niewyobrażalny chłód wstrząsnął moim ciałem, a dreszcze przebiegły mi po plecach. Wolną ręką otuliłam swoje ramię. Drugą lekko oswobodziłam z uścisku czarnowłosej bogini. Oczy zaszły mi niezauważalną mgłą, która nie przeszkadzała mi już tak bardzo. Dwie łzy potoczyły się wzdłuż prawego policzka. Pierwszy raz od przybycia tutaj, uśmiechnęłam się delikatnie.
- Postoję jeszcze chwilę.


*Berk*
    Ami od samego rana kręciła się po Berk. Odwiedzała malutkie dzieci, wzięła kilka świeżych warzyw od Flegmy i parę pstrągów od Grubego. Zaglądała do starszych wikingów czy nie potrzebują w czymkolwiek pomocy. Serdecznie pozdrawiała każdego spotkanego wojownika, z niektórymi nawiązywała dłuższe rozmowy. Uśmiechała się promiennie, czym zarażała napotkanych obywateli Berk.
    Gdy odniosła kupione rzeczy do swojej chaty i sprawdziła stan biblioteki Berk, spakowała do koszyka kilka zerwanych z drzew owoców i dwanaście listków Halibaru, rośliny, która bardzo pomagała leczyć bolące stawy, a na które ostatnio często narzekali mieszkańcy. Gothi prosiła ją, by nazbierała tychże ziół i przyniosła je, gdy będzie miała chwilę wolnego czasu. Więc Ami chętnie spełniła prośbę szamanki.
    Zanim wyszła narzuciła na siebie ulubione ciepłe futro, gdyż bardzo wiało dzisiejszego popołudnia. Sądziła, że to pewnie jakiś zimny prąd przyniósł takowe chłodne wiatry. Pomyślała, że zapyta o to Gothi. Idąc spokojnym krokiem przez wioskę, zastanawiała się jak wszystko tak bardzo się zmieniło. Jak wydoroślała młodzież, którymi zajmowała się od ich narodzin. W jakim kierunku podążała Berk i jaka była jej przyszłość. W chwili zamyślenia szybko zerknęła na dom wodza. Maluteńka łza spłynęła jej po zaróżowionym policzku, na myśl o Czkawce. Tak bardzo kochała tego małego bruneta. Traktowała go jak brata, albo nawet własne dziecko. Z nim spędzała najwięcej czasu. A on uciekł z wyspy, której nienawidził.
    Odgoniła smutne myśli i żwawiej ruszyła do chaty staruszki. Po kilku minutach szybkiego marszu i wspinania się, stała zmęczona, odrobinę czerwona pod domem Gothi. Wzięła kilka głębszych oddechów, po czym z tym samym uśmiechem, którym witała przechodniów, weszła do przytulnej izby, która pachniała zupą grzybową i wszelkiej maści leśnymi ziołami.
- Witaj Gothi – przywitała się radośnie Ami, zdejmując wierzchnie odzienie. Szamanka siedziała w niedużym fotelu przy palenisku, a widok opiekunki zdecydowanie ją uradował. Mieszała drewnianą łyżką, przygotowaną wcześniej zupę.
- Witaj – odparła staruszka, posyłając szatynce wdzięczne spojrzenie, gdyż ujrzała, że dziewczyna wyciągała z koszyka rośliny, których potrzebowała do zrobienia naparu – Dziękuję, Ami.
    Wandalka tylko uśmiechnęła się szeroko. Mimo wszystko zadziwiało to Ami, ale uwielbiała słuchać głosu Gothi. Był taki przyjemny jak delikatny szum wiatru, a jednocześnie tak głęboki jak wielki ocean. Poważny czasami, choć uprzejmy w każdej ich wspólnej rozmowie. Najdziwniejsze było jednak to, że Gothi mówiła, chociaż w wiosce uchodziła na niemowę. Sprawa była bardzo prosta.
    Gothi już od dwudziestego roku życia była szamanką, lekarką i najmądrzejszą kobietą wśród Wandali. To ona wszystkich leczyła, wyznawała się na przeróżnych chorobach. Każdego wysłuchiwała i doradzała, nawet w tych najbłahszych rzeczach. Jednak było to zdecydowanie męczące, gdyż Wandalowie, to najbardziej zawodzący klan na świecie. Gothi męczyło to już ciągłe wysłuchiwanie tych samych problemów. Dlatego pewnego dnia, gdy poszła do lasu, spadła z urwiska. Upozorowała całe zajście, a wikingowie, którzy po dniu poszukiwań ją znaleźli, nie wiedzieli, co się stało. Więc Gothi, gdy doszła do siebie, zaczęła bazgrać na garści piasku wysypanego na podłodze. Wyjaśniła mieszkańcom, że straciła głos. Tak więc nie musiała już nic do nikogo mówić, a tylko słuchać. Jedynym wyjątkiem była Ami, która jako jedyna wiedziała, że Gothi nigdy nie straciła głosu. Szamanka tak bardzo polubiła szatynkę, że jej wyjawiła całą prawdę. Przez tą tajemnicę stały się sobie jeszcze bardziej bliższe.
    Ogień skrzył się w niewielkim palenisku, dając przyjemne ciepło i rzucając światło na dwie kobiety przy nim siedzące. Gothi wolno mieszała bulgocącą zupę, by po chwili nabrać jej do dwóch glinianych misek. Ami z radością przyjęła zapewne pyszny obiad. Szamanka naprawdę świetnie gotowała.
- Mam dziwne przeczucie – zaczęła opiekunka, odstawiając na chwilę jedzenie. Staruszkaa zrobiła to samo, patrząc pytająco na szatynkę – Sądzę, że coś złego może przytrafić się Berk.
    Gothi słuchała tego w napięciu, a jej głębokie spojrzenie nagle spoważniało. Zeskoczyła z fotela, podchodząc do wysypanego piasku na drewnianej podłodze. Wzięła do ręki kości, wznosząc oczy ku niebu.
- Myślałam, że tylko ja mam takie wrażenie – odparła tym swoim poważnym głosem, kręcąc kośćmi w dłoniach. Szeptała po cichu różne modlitwy do bogów Asgardu. Martwiła się o swoją wyspę i o jej mieszkańców.
    Ami podeszła do lekarki.
- Co widzisz?
- Nie wiele – pokręciła lekko głową, lecz zaraz jej uwagę przykuło dokładnie coś innego – Chociaż... O nie – Gothi zakryła usta pomarszczoną dłonią. Wolała tego nie widzieć, ale taki był zarys przyszłości Berk. A nie malował się on w kolorowych barwach.
    Wiatr groźnie zaszumiał na zewnątrz, przez co ogień zakołysał się na palikach. Nagle rozbłysło również światło i potężny grzmot nawiedził wyspę. Deszcze lunął jak z cebra, a ciemne chmury w mig przykryły jasne niebo, niczym ciężka kołdra. Dzikie smoki ryknęły w oddali, jakby na skraju lasów w północnej części wyspy. Spienione morze szumiało tak głośno, jak gdyby chatka Gothi znajdowała się na plaży.
- Już się zaczyna? – zapytała z niemałym przerażeniem Ami, wstając na równe nogi. Szamanka pokręciła przecząco głową, choć na jej poczciwą twarz wpełzł cień niepokoju.
- To dopiero znaki, tego co jeszcze przybędzie – odpowiedziała tajemniczo, wbijając wzrok w rozrzucone białe kości zwierząt – Okropny ból i cierpienie nawiedzi naszą wyspę. Niespodziewany zamęt wprowadzi jedna osoba. Osoba, która już tu kiedyś była – dopowiedziała staruszka, przecierając zmęczone oczy i twarz.
    Wróciła spokojnym krokiem do swojego fotela. Wygramoliła się na niego, potem wzięła swoją miskę i upiła łyk zupy. Ami wpatrywała się w nią wstrząśniętym wzrokiem, lecz również zajęła miejsce na krześle, obok fotela wieszczki.
    Gothi jeszcze na chwilę podniosła ciemnozielone oczy na szatynkę.
- Idzie wojna, Ami...


~*~


Spóźniłam się o dwa dni. 
Nie wiem, może po prostu powiem Wam, że rozdziały będą dodawane częściej od tej chwili. Bo chyba już macie dość czytać wszystkie te moje przeprosiny, co? 
Chcę pisać dla Was jak najwięcej, ale nie obiecuję <3 

Zobaczymy się niedługo #DragonsRiders :*

Jednak muszę, przepraszam
~ SuperHero *.*

21 komentarzy:

  1. Przybywam i mam dla Ciebie komentarz ^^

    Jejku, Hero, od Ciebie to można weny dostać *0* świetne opisy, nie wiem jak ty to robisz, ale one zawsze wychodzą genialnie ! Mówię to szczerze, sis ♡
    W sumie rozumiem Czkawke. Szczerbo chce ratować Astrid, jego jeździec w głębi serca pewnie też, ale ma tą blokadę....po tym, co dziewczyna mu kiedyś zrobiła, nie dziwię mu się :(
    Ale mógł by ją uratować xD

    Astrid....biedna. Hero,jak możesz dawać jej taki los? Ona na niego nie zasłużyła przecież. Szkoda mi jej. A ta starsza Pani to kto? Za dużo tych pytań, kiedy brak odpowiedzi xD

    Uwielbiam twój styl pisania, mogę się podpatrzec na przyszŁość ? :') Jesteś Wielka, cieszę się, ze po tej przerwie powrocilas :3 do nna, kochana, trzymaj się tam i życzę miłego pisania i weny :)

    Ps. Przepraszam, że taki krótki kom, nn razem się poprawię ;* ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Wal się z tym przepraszam! Rozdział miał być dwa dni temu!
    Joke 😂 :') dobrze że dodałas rozdział bo zaczynałam się martwić :) że Cię wena opuszcza czy np. nie masz już na nic ochoty. Ale na szczęście rozdział jest i git.
    Czkawka jest idiotą. Wybaczyl As co zrobila i nadal to rozpamietuje jak dziecko... nawet Szczerbo chce po nią wracać. Już nie pamięta chyba co sie wydarzyło w celi albo te łzy As na statku. Żal Czkawek weź się obudź zabij w końcu Drago i po As! Albo lepiej od razu lec po As! Jesteś idiotą i tak. Będę cię wiecznie przeklinać. A co do Astrid widać że czeka na niego ale ten ciota wolał polecieć i polować sobie na Drago niż ją ratować z największego gówna jakie mogło jej się przytrafić. Czuje ze juz niedługo użyjesz cytatów z bohaterów xddd o ile tak jeszcze są :') aż musze to sprawdzić 😂
    Pozdrawiam ❤❤❤❤❤
    PS. Kocham Cię! ❤ Daj nam hiccstrid xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostaw go już wreszcie w spokoju. To taki charakter i nic z tym nie zrobisz :D

      Dziękuję za wyczerpujący kom kochana <3
      Ja Ciebie też <333

      Usuń
  3. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczepisty rozdział! Czekam na następne

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze to to opowiadanie robi się już nudne :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram

      Usuń
    2. To nie czytajcie, proste.

      Usuń
    3. Nikt was nie zmusza przecież do czytania

      Usuń
    4. Dziewczyny, dziękuję :D A tak to, anonimowe osoby, możecie mi powiedzieć, co się Wam nie podoba w blogu? Może mogłabym coś zmienić? Chcę znać Wasze zdanie :D

      Usuń
  6. Kochana rozdział jak zwykle niesamowity a opisy po prostu genialne
    Czkawką weź rusz dupe o leć po astrid! Szczerbatek chce ją uratować i ty też powinieneś.
    Wiem że w głębi serca chce ją uratować ale właśnie cis Google blokuje, nie chce dopuścić do siebie tej mysli.
    Bardzo szkoda mi as.nie zasługuje ba taki los. Sama dość sporo przeszła
    Nie mogę się doczekać kolejnego
    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana 😘❤😍
    Ps. Udanych wakacji: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi szkoda Hiccy'ego. On zawsze dostanie zrypkę od Was :DDD

      Dziękuję za cudowny kom <3

      Usuń
  7. Genialny rozdział pisz więcej😍😘 masz talent życzę duużoo weny : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O cieszę się, że tutaj zawitałaś :D Dziękuję serdecznie <3

      Usuń
  8. Kocham tytuł tego rozdziału.
    Berserkowie - to mi się kojarzy z Teen Wolfem. A kocham Teen Wolfa.
    Czkawka trochę rozpamiętuje przeszłość i myślę, że to czas, o którym musi zapomnieć, aby iść dalej, ale i tak nadal go kocham. Właściwie wszystko tu uwielbiam. Zatęskniłam za twoim stylem pisania, to czyta się tak przyjemnie, że nawet nie wiem, czy istnieje słowo, mogące to określić. Wypada mi tylko podziękować ci za rozpoczęcie tego niezwykłego opowiadania, życzę dużo weny. I miłych wakacji x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też? Boże, jesteśmy siostrami <3

      Annie, naprawdę Cię kocham. Ty jako jedyna jeszcze tu trzymasz stronę Hiccy'a i go kochasz. Jak ja. Dobra, siostry - bliźniaczki :*

      Dziękuję Ci z całego serducha za kom <3333

      Usuń
  9. O cholera! Czytam dopiero teraz?! Nie wiem co napisac więc napisze tylko tyle
    Kocham tego bloga i czekam na więcej
    Pozdr :*

    OdpowiedzUsuń