"Krew spływa w swoim rytmie. Ucieka
przez palce. Oddech zamarł, słowa uwięzły w gardle. Ryk rogu, odpłynęli.
Zostawili kogoś. Kogoś, kto już nigdy nie wstanie"
Przyjrzałem się wojownikowi, sprawdzając czy na pewno
odszedł do kraju Odyna. Miałem wielkie szczęście, że nikt mnie nie widział, jak
przyleciałem. Miałem przeczucie, wiedziałem, że coś może zagrażać mojej wyspie.
Bogowie czuwają. Dlatego Drago jeszcze nie dowiedział się o moich prawdziwym
miejscu zamieszkania. Wtedy musiałbym go zabić o wiele szybciej niż
przypuszczam. A szczerze powiedziawszy nie chcę przyspieszać tego procesu.
Chcę, by wiedział, że na niego poluję.
To pozwoli mi na przygotowanie idealnej strategii. Musi czuć się osaczony,
obserwowany. Muszę wymusić na nim ten lęk ofiary. Tylko to da mi odpowiednią
siłę i przyjemność z zabicia go.
Wrogowie dawno
znikli za rozmytym przez mgłę horyzontem, ale dla Szczerbatka nie było to nic
trudnego ich odnaleźć. Więc bez stresu, na spokojnie wyruszyliśmy za armadą
Krwawdonia, śledząc go. Miałem ochotę zobaczyć gdzie teraz się wybiera. Muszę
go kontrolować. Nie mógłby przecież zadziałać wbrew temu, co sobie
zaplanowałem. Chcę, by działał pod moje dyktando.
- Hej, Czkawka? – dobiegł mnie głos Szczerbatka – Co zrobimy
z Astrid?
Gwałtownie
zatrzymałem smoka w powietrzu, gdy usłyszałem imię blondwłosej wojowniczki. W
środku dziwnie mnie zakłuło, lecz zignorowałem to, nerwowo wpatrując się w
szumiące morze pod nami. Nie miałem pojęcia, co dalej. Dlatego też nie
myślałem, co mam dalej czynić. Nie jestem pewien, czy ona chce, bym ją stamtąd
zabrał. To była wola jej plemienia. Raczej nie mogła się przeciwstawić. Gdyby
tak się stało, raczej by ją wydziedziczyli. Choć w sumie nigdy tego nie
widziałem, ani nie odczułem. Stoik chyba nie wydaliłby kogoś z wyspy. Chociaż
wiele rzeczy działo się przede mną.
- Słuchasz mnie?!
- Tak – odparłem pospiesznie.
- Więc?
- Nie wiem – wypuściłem powietrze z płuc, wprost w gwiazdy –
Ona. Zostanie żoną Dagura. Nie możemy nic na to poradzić.
Czułem, że to będzie
takie trudne. Nie mogłem jednak tak mocno się tym przejąć. To nie była moja
sprawa. Miałem swoją własną misję, swoje własne życie, swoje własne
przeznaczenie. Astrid również je miała. Otrzymaliśmy je, takie na jakie
zapracowaliśmy. Różniące się. Jednak mimo wszystko, ja kochałem swoje życie.
Kochałem swojego przyjaciela, którego otrzymałem przez wolę Bogów. Kochałem to,
co robiłem. A ratowałem kochane smoki. Piękne stworzenia, które są krzywdzone,
za to, że po prostu istnieją na tym durnym, szarym świecie. A Astrid? Astrid
mogła nienawidzić swoich współbraci, za to, co jej zrobili. Ale takie miała
przeznaczenie. Miała je wykonać.
- Sądziłem, że bardziej się tym przejmiesz – żachnął smok
zjadliwym tonem, którego nigdy jeszcze od niego nie usłyszałem. Ponownie coś
mnie zakłuło w środku – W końcu to Astrid.
W końcu to Astrid! Czy on myślał, że to
wszystko było takie proste? Miałem lecieć do Berserków, odbić im przyszłą żonę
wodza i uciec na koniec świata, no bo nie mogłem jej zostawić, bo przecież to Astrid! Wiem, że się do niej odrobinę
przywiązał, ale to jest powód, dla którego musimy ją ratować z każdych kłopotów
w jakie wpadnie. Na tym to nie polegało. Kilka razy ją uratowałem, była przy
mnie w ciężkich chwilach, ale to tylko tyle. Nie równa się to z tym, co działo
się gdy byliśmy młodsi. O tym, to nikt nie pamięta. Jak inni się zachowali, jak
ona się zachowywała. Nigdy.
Westchnąłem,
zostawiwszy tę bezsensowną konwersację bez odpowiedzi. Próbowałem wznowić lot,
choć opornie, bo Szczerbek chciał zawracać. Popatrzyłem w jego oczy, które
zawsze miały mi dodawać odwagi i wiary w siebie. Lecz były one nieufne, kipiące
gniewem, na moje poczynania. Nie wytrzymałem i zapytałem go prosto z mostu:
- Jeśli chcesz, możesz wracać – rzuciłem ostro – Ale ja nigdzie
się nie wybieram! – wstałem na równe nogi, szykując się do skoku, gdyby jednak
mój smok, zapragnął wracać. Przewrócił oczami, machnął skrzydłami i ponownie
szybowaliśmy w stronę wstającego słońca.
Pierwszy raz
odbyliśmy lot w zupełnej ciszy.
*Wyspa Berserków*
Czy to szum morza
mnie uspokaja? Czy wizja nadciągającej przyszłości nie jest dość smutna? Czy
wszystko maluje się w kolorowych barwach, a może w nieco ciemnych odcieniach?
Dlaczego słońce tak smutnie chowa się za rozszalałymi falami? Czemu ptaki nie
fruwają nad głowami, dzieląc się z ludźmi swoimi piosnkami? Dlaczego w swej
duszy słyszę ostatni dech biednego, zabijanego zwierzęcia? Czy każda myśl
związana z ukochanym domem, przyprawia o pieczenie oczu, z których wydobywają
się srebrzyste kropelki? Czemu tu, trawa nie wije się radośnie pośród wiatru, a
drzewa nie dają przyjemnego cienia? Czym jest każdy dzień spędzony na tej wyspie?
Czy to więzienie? Czy zawsze będzie już tak samo?
Stałam
rozkojarzona na najwyższym klifie. Wiatr lekko rozwiewał rozczochrane włosy, a
usta drżały jakby chcąc wypowiedź tysiące słów w stronę nieba, lecz w ostatniej
sekundzie się zamykały. Chłód przewiewał przez moje nowe ubranie. Ciało tak
bardzo wołało o to stare. O granatowe legginsy, brązową spódnicę, niebieską koszulkę,
futrzany kaptur, metalowe naramienniki i ciepłe, wysokie kozaki.
Nie miałam siły
już nawet płakać. Już nie mogłam. Każda łza bolała mnie jeszcze bardziej niż
poprzednia. Oczy mnie piekły, policzki szczypały. A ja jednak nie miałam
odwagi, żeby odejść od morza. Musiałam wracać do domu, ale nie potrafiłam. Nie
miałam już domu. Tutaj byłam obca. Wyobcowana. Inna. Nie potrzebna. Jakaś siła
trzymała mnie jeszcze przy życiu, gdyż zapewne wykonałabym ostatni ruch. Jeden krok dzielił mnie od wiecznej wolności.
Od Dagura, od wyspy, od domu, od Czkawki.
Dlaczego od niego
bym uciekła? Przecież znając jego szczęście znalazłby się w Valhalli, jeszcze
szybciej niż ja zdążyłabym się nad tym zastanowić. Choć jego upór nie
pozwoliłby na wejście do królestwa Bogów. On jest naznaczony. Nie ma możliwości
wstąpienia do Krainy, póki nie wykona swojego zadania. Lecz na pewno nie
wiedziałby, że sama się tam znalazłam. Nie wiedziałby. Zapomniał już o mnie.
Nie chciał mnie pamiętać. Miał rację. Sama nie chciałabym siebie pamiętać.
Delikatne, miękkie
kroki zagłuszyły szum morza. Zamknęłam powieki, chcąc się wsłuchać. Niestety
miarowe stukanie butów o ziemię uniemożliwiło mi tą czynność. Czułam się jak w
klatce. Jak ptak, który nie może odlecieć, choć pragnie tego ze wszystkich
swoich sił. Dlaczego byłam tym ptakiem?
- Wolałabyś skoczyć, prawda? – otworzyłam szeroko oczy – To
wydaje ci się najlepszym rozwiązaniem, nie? Też tak kiedyś myślałam, ale to nie
jest dobry pomysł, Senshi.
Odwróciłam się.
Przede mną stała niska, starsza kobieta, ubrana podobnie do mnie. Miała długą
sukienkę z szarego materiału i okalające chude ramiona, wytarte niedźwiedzie
futro. Przy pasie nosiła nóż, małą sakiewkę z herbem Berserków, Wandersmokiem i
niewielką fiolkę z przeźroczystym napojem. Jej delikatną, choć pomarszczoną
twarz, otaczały dłuższe ciemne włosy z szarymi pasmami. Równie ciemne oczy
błyszczały w świetle zachodzącego słońca, w których czaiły się dobroć i
współczucie. Miły uśmiech rozświetlał zmęczoną życiem twarz. Dłoń wspierała się
na rzeźbionej, drewnianej lasce.
- Jesteś o wiele silniejsza niż ci się może zdawać –
odezwała się znów, poważnym tonem. Wiedziałam, że musiała być kimś ważnym w
plemieniu. Z jej osoby biła władczość, dostojność, ale też również spokój, harmonia
i dobroć. Była całkiem inna od tej zgrai nieokrzesanych dzikusów. Czułam, że
jest w jakiś sposób mi bliska – Nie musisz tego tak kończyć.
Zamiast
odpowiedzieć cokolwiek na powiedziane mi rady, wykrztusiłam z siebie tylko
ciche:
- Dlaczego nazwałaś mnie Senshi?
Kobieta
uśmiechnęła się życzliwie. Naprawdę była jak bogini, zesłana prosto od Odyna do
mnie.
- A dlaczego nie? – zagaiła, chwytając mnie za chłodną dłoń
– Senshi oznacza wojowniczkę. A ty
nią jesteś, prawda?
Nie wiedziała kim
jestem. Już nie. Bez celu pałętałam się jak duch. Nic nie potrafiłam o sobie
powiedzieć. Byłam człowiekiem. Blondwłosą obywatelką Berk. Córką Marona
Hoffersona. Przyszłą żoną Dagura Szalonego. Kartą przetargową Stoika Ważkiego.
Nikim ważnym dla wielkiego Smoczego Jeźdźca. Wojowniczką? Zdecydowanie już nie.
- Chodź do domu – poprosiła, pociągając mnie za trzymaną
dłoń.
Wiatr zawiał
silniej. Bałwany piętrzyły się coraz bardziej i bardziej. Ciemne chmury
zasłoniły lśniące gwiazdy i srebrzysty księżyc. Niewyobrażalny chłód wstrząsnął
moim ciałem, a dreszcze przebiegły mi po plecach. Wolną ręką otuliłam swoje
ramię. Drugą lekko oswobodziłam z uścisku czarnowłosej bogini. Oczy zaszły mi niezauważalną mgłą, która nie przeszkadzała
mi już tak bardzo. Dwie łzy potoczyły się wzdłuż prawego policzka. Pierwszy raz
od przybycia tutaj, uśmiechnęłam się delikatnie.
- Postoję jeszcze chwilę.
*Berk*
Ami od samego rana
kręciła się po Berk. Odwiedzała malutkie dzieci, wzięła kilka świeżych warzyw
od Flegmy i parę pstrągów od Grubego. Zaglądała do starszych wikingów czy nie
potrzebują w czymkolwiek pomocy. Serdecznie pozdrawiała każdego spotkanego
wojownika, z niektórymi nawiązywała dłuższe rozmowy. Uśmiechała się promiennie,
czym zarażała napotkanych obywateli Berk.
Gdy odniosła
kupione rzeczy do swojej chaty i sprawdziła stan biblioteki Berk, spakowała do
koszyka kilka zerwanych z drzew owoców i dwanaście listków Halibaru, rośliny,
która bardzo pomagała leczyć bolące stawy, a na które ostatnio często narzekali
mieszkańcy. Gothi prosiła ją, by nazbierała tychże ziół i przyniosła je, gdy
będzie miała chwilę wolnego czasu. Więc Ami chętnie spełniła prośbę szamanki.
Zanim wyszła
narzuciła na siebie ulubione ciepłe futro, gdyż bardzo wiało dzisiejszego
popołudnia. Sądziła, że to pewnie jakiś zimny prąd przyniósł takowe chłodne
wiatry. Pomyślała, że zapyta o to Gothi. Idąc spokojnym krokiem przez wioskę,
zastanawiała się jak wszystko tak bardzo się zmieniło. Jak wydoroślała
młodzież, którymi zajmowała się od ich narodzin. W jakim kierunku podążała Berk
i jaka była jej przyszłość. W chwili zamyślenia szybko zerknęła na dom wodza.
Maluteńka łza spłynęła jej po zaróżowionym policzku, na myśl o Czkawce. Tak
bardzo kochała tego małego bruneta. Traktowała go jak brata, albo nawet własne
dziecko. Z nim spędzała najwięcej czasu. A on uciekł z wyspy, której
nienawidził.
Odgoniła smutne
myśli i żwawiej ruszyła do chaty staruszki. Po kilku minutach szybkiego marszu i
wspinania się, stała zmęczona, odrobinę czerwona pod domem Gothi. Wzięła kilka
głębszych oddechów, po czym z tym samym uśmiechem, którym witała przechodniów,
weszła do przytulnej izby, która pachniała zupą grzybową i wszelkiej maści
leśnymi ziołami.
- Witaj Gothi – przywitała się radośnie Ami, zdejmując
wierzchnie odzienie. Szamanka siedziała w niedużym fotelu przy palenisku, a
widok opiekunki zdecydowanie ją uradował. Mieszała drewnianą łyżką,
przygotowaną wcześniej zupę.
- Witaj – odparła staruszka, posyłając szatynce wdzięczne
spojrzenie, gdyż ujrzała, że dziewczyna wyciągała z koszyka rośliny, których
potrzebowała do zrobienia naparu – Dziękuję, Ami.
Wandalka tylko
uśmiechnęła się szeroko. Mimo wszystko zadziwiało to Ami, ale uwielbiała
słuchać głosu Gothi. Był taki przyjemny jak delikatny szum wiatru, a
jednocześnie tak głęboki jak wielki ocean. Poważny czasami, choć uprzejmy w
każdej ich wspólnej rozmowie. Najdziwniejsze było jednak to, że Gothi mówiła,
chociaż w wiosce uchodziła na niemowę. Sprawa była bardzo prosta.
Gothi już od
dwudziestego roku życia była szamanką, lekarką i najmądrzejszą kobietą wśród
Wandali. To ona wszystkich leczyła, wyznawała się na przeróżnych chorobach. Każdego
wysłuchiwała i doradzała, nawet w tych najbłahszych rzeczach. Jednak było to
zdecydowanie męczące, gdyż Wandalowie, to najbardziej zawodzący klan na
świecie. Gothi męczyło to już ciągłe wysłuchiwanie tych samych problemów.
Dlatego pewnego dnia, gdy poszła do lasu, spadła z urwiska. Upozorowała całe
zajście, a wikingowie, którzy po dniu poszukiwań ją znaleźli, nie wiedzieli, co
się stało. Więc Gothi, gdy doszła do siebie, zaczęła bazgrać na garści piasku
wysypanego na podłodze. Wyjaśniła mieszkańcom, że straciła głos. Tak więc nie
musiała już nic do nikogo mówić, a tylko słuchać. Jedynym wyjątkiem była Ami,
która jako jedyna wiedziała, że Gothi nigdy nie straciła głosu. Szamanka tak
bardzo polubiła szatynkę, że jej wyjawiła całą prawdę. Przez tą tajemnicę stały
się sobie jeszcze bardziej bliższe.
Ogień skrzył się w
niewielkim palenisku, dając przyjemne ciepło i rzucając światło na dwie kobiety
przy nim siedzące. Gothi wolno mieszała bulgocącą zupę, by po chwili nabrać jej
do dwóch glinianych misek. Ami z radością przyjęła zapewne pyszny obiad. Szamanka
naprawdę świetnie gotowała.
- Mam dziwne przeczucie – zaczęła opiekunka, odstawiając na
chwilę jedzenie. Staruszkaa zrobiła to samo, patrząc pytająco na szatynkę –
Sądzę, że coś złego może przytrafić się Berk.
Gothi słuchała
tego w napięciu, a jej głębokie spojrzenie nagle spoważniało. Zeskoczyła z
fotela, podchodząc do wysypanego piasku na drewnianej podłodze. Wzięła do ręki
kości, wznosząc oczy ku niebu.
- Myślałam, że tylko ja mam takie wrażenie – odparła tym
swoim poważnym głosem, kręcąc kośćmi w dłoniach. Szeptała po cichu różne
modlitwy do bogów Asgardu. Martwiła się o swoją wyspę i o jej mieszkańców.
Ami podeszła do lekarki.
- Co widzisz?
- Nie wiele – pokręciła lekko głową, lecz zaraz jej uwagę
przykuło dokładnie coś innego – Chociaż... O nie – Gothi zakryła usta pomarszczoną
dłonią. Wolała tego nie widzieć, ale taki był zarys przyszłości Berk. A nie
malował się on w kolorowych barwach.
Wiatr groźnie zaszumiał na zewnątrz, przez
co ogień zakołysał się na palikach. Nagle rozbłysło również światło i potężny
grzmot nawiedził wyspę. Deszcze lunął jak z cebra, a ciemne chmury w mig
przykryły jasne niebo, niczym ciężka kołdra. Dzikie smoki ryknęły w oddali,
jakby na skraju lasów w północnej części wyspy. Spienione morze szumiało tak
głośno, jak gdyby chatka Gothi znajdowała się na plaży.
- Już się zaczyna? – zapytała z niemałym przerażeniem Ami,
wstając na równe nogi. Szamanka pokręciła przecząco głową, choć na jej poczciwą
twarz wpełzł cień niepokoju.
- To dopiero znaki, tego co jeszcze przybędzie – odpowiedziała
tajemniczo, wbijając wzrok w rozrzucone białe kości zwierząt – Okropny ból i
cierpienie nawiedzi naszą wyspę. Niespodziewany zamęt wprowadzi jedna osoba.
Osoba, która już tu kiedyś była – dopowiedziała staruszka, przecierając
zmęczone oczy i twarz.
Wróciła spokojnym krokiem do swojego
fotela. Wygramoliła się na niego, potem wzięła swoją miskę i upiła łyk zupy.
Ami wpatrywała się w nią wstrząśniętym wzrokiem, lecz również zajęła miejsce na
krześle, obok fotela wieszczki.
Gothi jeszcze na chwilę podniosła ciemnozielone
oczy na szatynkę.
- Idzie wojna, Ami...
~*~
Spóźniłam się o dwa dni.
Nie wiem, może po prostu powiem Wam, że rozdziały będą dodawane częściej od tej chwili. Bo chyba już macie dość czytać wszystkie te moje przeprosiny, co?
Chcę pisać dla Was jak najwięcej, ale nie obiecuję <3
Zobaczymy się niedługo #DragonsRiders :*
Jednak muszę, przepraszam
~ SuperHero *.*
Przybywam i mam dla Ciebie komentarz ^^
OdpowiedzUsuńJejku, Hero, od Ciebie to można weny dostać *0* świetne opisy, nie wiem jak ty to robisz, ale one zawsze wychodzą genialnie ! Mówię to szczerze, sis ♡
W sumie rozumiem Czkawke. Szczerbo chce ratować Astrid, jego jeździec w głębi serca pewnie też, ale ma tą blokadę....po tym, co dziewczyna mu kiedyś zrobiła, nie dziwię mu się :(
Ale mógł by ją uratować xD
Astrid....biedna. Hero,jak możesz dawać jej taki los? Ona na niego nie zasłużyła przecież. Szkoda mi jej. A ta starsza Pani to kto? Za dużo tych pytań, kiedy brak odpowiedzi xD
Uwielbiam twój styl pisania, mogę się podpatrzec na przyszŁość ? :') Jesteś Wielka, cieszę się, ze po tej przerwie powrocilas :3 do nna, kochana, trzymaj się tam i życzę miłego pisania i weny :)
Ps. Przepraszam, że taki krótki kom, nn razem się poprawię ;* ♡
Dziękujęęęęę!!!!!
UsuńWal się z tym przepraszam! Rozdział miał być dwa dni temu!
OdpowiedzUsuńJoke 😂 :') dobrze że dodałas rozdział bo zaczynałam się martwić :) że Cię wena opuszcza czy np. nie masz już na nic ochoty. Ale na szczęście rozdział jest i git.
Czkawka jest idiotą. Wybaczyl As co zrobila i nadal to rozpamietuje jak dziecko... nawet Szczerbo chce po nią wracać. Już nie pamięta chyba co sie wydarzyło w celi albo te łzy As na statku. Żal Czkawek weź się obudź zabij w końcu Drago i po As! Albo lepiej od razu lec po As! Jesteś idiotą i tak. Będę cię wiecznie przeklinać. A co do Astrid widać że czeka na niego ale ten ciota wolał polecieć i polować sobie na Drago niż ją ratować z największego gówna jakie mogło jej się przytrafić. Czuje ze juz niedługo użyjesz cytatów z bohaterów xddd o ile tak jeszcze są :') aż musze to sprawdzić 😂
Pozdrawiam ❤❤❤❤❤
PS. Kocham Cię! ❤ Daj nam hiccstrid xd
Zostaw go już wreszcie w spokoju. To taki charakter i nic z tym nie zrobisz :D
UsuńDziękuję za wyczerpujący kom kochana <3
Ja Ciebie też <333
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;D
UsuńZaczepisty rozdział! Czekam na następne
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńSzczerze to to opowiadanie robi się już nudne :/
OdpowiedzUsuńPopieram
UsuńTo nie czytajcie, proste.
UsuńNikt was nie zmusza przecież do czytania
UsuńDziewczyny, dziękuję :D A tak to, anonimowe osoby, możecie mi powiedzieć, co się Wam nie podoba w blogu? Może mogłabym coś zmienić? Chcę znać Wasze zdanie :D
UsuńKochana rozdział jak zwykle niesamowity a opisy po prostu genialne
OdpowiedzUsuńCzkawką weź rusz dupe o leć po astrid! Szczerbatek chce ją uratować i ty też powinieneś.
Wiem że w głębi serca chce ją uratować ale właśnie cis Google blokuje, nie chce dopuścić do siebie tej mysli.
Bardzo szkoda mi as.nie zasługuje ba taki los. Sama dość sporo przeszła
Nie mogę się doczekać kolejnego
Z niecierpliwością czekam na nexta
Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana 😘❤😍
Ps. Udanych wakacji: )
A mi szkoda Hiccy'ego. On zawsze dostanie zrypkę od Was :DDD
UsuńDziękuję za cudowny kom <3
Genialny rozdział pisz więcej😍😘 masz talent życzę duużoo weny : )
OdpowiedzUsuńO cieszę się, że tutaj zawitałaś :D Dziękuję serdecznie <3
UsuńKocham tytuł tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńBerserkowie - to mi się kojarzy z Teen Wolfem. A kocham Teen Wolfa.
Czkawka trochę rozpamiętuje przeszłość i myślę, że to czas, o którym musi zapomnieć, aby iść dalej, ale i tak nadal go kocham. Właściwie wszystko tu uwielbiam. Zatęskniłam za twoim stylem pisania, to czyta się tak przyjemnie, że nawet nie wiem, czy istnieje słowo, mogące to określić. Wypada mi tylko podziękować ci za rozpoczęcie tego niezwykłego opowiadania, życzę dużo weny. I miłych wakacji x
Ty też? Boże, jesteśmy siostrami <3
UsuńAnnie, naprawdę Cię kocham. Ty jako jedyna jeszcze tu trzymasz stronę Hiccy'a i go kochasz. Jak ja. Dobra, siostry - bliźniaczki :*
Dziękuję Ci z całego serducha za kom <3333
O cholera! Czytam dopiero teraz?! Nie wiem co napisac więc napisze tylko tyle
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga i czekam na więcej
Pozdr :*
AWWWWWWWWWWW <3
UsuńDziękuję!!!!!!!