piątek, 23 września 2016

52. Obrona przeznaczeniem ducha.



    "Nagle zdajesz sobie sprawę, że przeżyłeś już wszystko, bo twoje dalsze życie, zależy od innych. Już nie możesz decydować za siebie. Już musisz przyjąć każdą z kar"
Szczerbatek płakał. Jego mordkę pokrywały świeże krople, i te, które nie zdążyły jeszcze wyschnąć. Wciąż bezustannie płynęły wzdłuż bezzębnej paszczy. Wciąż kapały na moje brudne spodnie, które powoli przesiąkały słonym smakiem. Wciąż kroiły moje serce na miliony poszarpanych kawałków. Wciąż mówiły, że wszystko się już skończyło, że już nie ma dla nas ratunku, że nawiedzi nas śmierć i zaprowadzi pod same bramy Valhalli.
    A ja pierwszy raz pożałowałem, że tu przylecieliśmy. Gdybym złamał zasadę, nie posłuchał, zrobił po swojemu, nie bylibyśmy o krok od śmierci. Śmierci zadanej przez wyspę, którą pragnęliśmy i obiecaliśmy chronić. Przestaliśmy już chyba obchodzić bogów. Postanowili spisać nas na to, co szykowała Berk. Czy to za te wszystkie krzywdy, które mnie tu spotkały, mamy być zabici przez tych, których staraliśmy się chronić? Czy zrobiliśmy coś źle?
    Ja również nie oszczędzałem łez. W tej chwili pomyślałem o matce. O matce, która również tutaj straciła życie. Na tej wyspie. Która po raz ostatni ochroniła mnie przed wrogiem, która patrzyła mi w oczy z nieskrywaną miłością, gdy wypowiadała swoje ostatnie słowa, która z uśmiechem powiedziała bym szukał ojca, choć dobrze wiedziała, że widzi mnie po raz ostatni, która powstrzymywała łzy, dopóki nie wybiegłem z chaty, która postanowiła zginąć, by reszta mogła przeżyć. Bym ja mógł przeżyć.
    Uderzyłem pięścią w podłogę, a z gardła wydobył się krzyk. Ja chciałem jeszcze chronić smoki, chciałem zapewnić im dobrą i bezpieczną przyszłość, chciałem być oparciem dla ludzi, którzy by mnie potrzebowali, chciałem pozbyć się tych wszystkich, którzy zagrażali przyszłości, chciałem latać wiecznie z moim przyjacielem, aż na koniec świata, chciałem go przytulać w chłodne dni, chciałem spotkać moją Megarę, chciałem, żebym wreszcie mógł do końca życia być z tymi, których kocham. Chciałem żyć.
    Chłodny wiatr rozwiał moje włosy i przywiał świeży zapach morskiej bryzy. Pierwszy raz od dawna pomyślałem o Astrid. Choć wiedziałem, że nie mogę jej zabrać od Dagura, byłem o nią spokojny. Czułem, że wszystko jest w porządku, że ona się trzyma, że daje sobie radę. Mówiłem, że nie wrócę po nią, bo nie mogłem przerwać tego, co zawarli dwaj wodzowie, ale mógłbym z nią porozmawiać. Po naszej ostatniej rozmowie, wszystko zrobiło się piekielnie trudne. Ona miała swoje przeznaczenie, ja swoje. Jeśli nie umrę, polecę do niej.
    Gdy spojrzałem na spokojny lud Berk, który pracował w pocie czoła, rozmawiał ze sobą lub odpoczywał, nie wierzyłem, że kiedykolwiek tu należałem. Wydawało mi się niedorzeczne, że ja, niegdyś biegałem wśród nich, ciesząc się życiem. Choć później byłem tylko popychadłem, ciągle przynależałem do jakieś grupy. Do plemienia. Do klanu Wandali. Do rodziny, której w rzeczywistości nie uświadczyłem. Która wydawała mi się odległym marzeniem, niespełnioną nadzieją, daleką wiarą, nikłą miłością.
    Ale po jednej nocy wszystko się zmieniło. Oni zapomnieli, ja znienawidziłem. Oni się cieszyli, ja cierpiałem z przyjacielem. Oni żyli spokojnie z dnia na dzień, ja modliłem się, żeby przeżyć. Oni nieświadomie mieli być przeze mnie chronieni, ja zginę z ich rozkazu. Oni nigdy nie będą wiedzieli, że zabiją swoją ostatnią nadzieję, ja z uśmiechem przypatrzę się im z Valhalli. Oni spotkają się oko w oko z moim wrogiem, ja już im nie pomogę, a tylko pomacham na pożegnanie.

    Zdziwiłem się, gdy słońce stanęło w swoim najwyższym punkcie, a nikt po nas nie przyszedł. Mógłbym domyślać się, że o mnie po prostu zapomnieli i woleli odłożyć na inny termin egzekucję. Nie obrazilibyśmy się, ale skoro tak bardzo zależy im na tym, żeby całkowicie wykluczyć nas z tej gry, nie wiem, czemu zwlekali. To było nie podobne do Stoika. Jak i do wszystkich Wandali. Nie lubili odkładać rzeczy na potem. Coś o tym wiedziałem.
    W połowie drogi słońca do granatowego morza, w centrum wioski zrobiło się małe zbiegowisko. Szczęściem było to, że więzienie usytuowane było dość w odległym punkcie od kuźni i innych chat, ale widok był całkiem dobry. Obok drugiego domu kowala, o drewniany pniak opierał się średniej wielkości wiking, ocierający mokre od potu czoło i sapał jakby dosłownie umknął chmarze dzikich smoków. Pozostali otoczyli go i starali się czegokolwiek dowiedzieć. Jednak ciężko mu było mówić, bo w oczach rudowłosego wikinga, szalał strach i niedowierzanie.
    Po chwili w środek stojących ludzi, wepchnął się sam wódz. Chwilę rozmawiał z mężczyzną, potem również i jego źrenice znacznie się rozszerzyły. Następnie odprawił wszystkich wikingów, którzy potoczyli się jak zwarta grupka owiec, po kamiennych schodach do Twierdzy. Gdy zniknęli mi z oczy, wojownik stał nieruchomo, patrząc na morze, a przy nim wąsaty kowal, drapiący się po wielkim brzuchu. Po chwili blondyn zniknął w głębi swojego miejsca pracy, skąd dochodziły niemal od razu, uderzenia stali o siebie. Rudobrody zanim ruszył ku Wandalom, będącym w Wielkiej Hali, rzucił krótkim wzrokiem na więzienie. Dobrze wiedziałem, że na mnie popatrzył. A w tym spojrzenie wychwyciłem wszystko, co chciał mi w tej chwili powiedzieć.
    Idź do diabła, Smoczy Jeźdźcu.

    Po pół godzinie wszyscy biegiem wypadli z Twierdzy, od razu dopadając do kuźni. Kilkoro wikingów wepchnęło się do środka, pomagając Pyskaczowi i odbierając zamówienia. Reszta ruszyła szybko do własnych domów, od razu ubierając się w metalowe części zrobionych niby zbroi i zabierając wszelakie śmiercionośne narzędzia, zdatne do użycia w walce. Wódz stał po środku całego rozgardiaszu, trzymając w gotowości rękę na schowanym mieczu i przegrupowywał wojowników, którzy do niego podbiegali.
    Wandale wyglądali niczym małe mrówki, krzątający się przy obronie swojego domu przed okropnym najeźdźcą, który bez problemowo mógłby zniszczyć to, co tak sumiennie budowali. Wrogiem był jednak Drago – a wikingowie nie wiedzieli jak on jest. Nie zawaha się, żeby doszczętnie zniszczyć wyspę, miejsce mojego urodzenia.
    A to tylko z mojej przyczyny. Tak, sprowadzałem na Berk same nieszczęścia. Ale teraz miałem szansę, żeby to naprawić, żeby odkupić swoje winy. Mogłem im pomóc – jeśli tylko by chcieli. Niestety woleli, żebym nie spełnił tego, co obiecałem. Chcieli bym zginął zanim prawdziwy wróg ukaże swe oblicze. Uważali mnie za wroga, a tym czasem prawdziwa śmierć mogła w każdej chwili zacząć zbierać swoje żniwo.
    Szczerbatek zerknął na mnie niepewnie, podzielając zapewne moje myśli. Oboje wiedzieliśmy, że, mimo, iż nas zamknęli, musimy im pomóc. Gdy Drago przybędzie, będziemy gotowi do ostatecznego starcia z naszym największym wrogiem. Ściągniemy na siebie jego uwagę, żeby jak najmniej Wandali ucierpiało. Odpłacimy się Krwawdoniowi za wszystkie cierpienia smoków. Za ich śmierć, pohańbienie, ból. Nie pozwolimy, żeby kiedykolwiek jeszcze jakiś smok musiał się bać. Wszystkie będą wolne i bezpieczne.

    Zmierzało się, gdy wiatr wzmocnił się na tyle, że wszyscy Wandalowie skryli się w swoich domach i w Twierdzy. Kilkoro pracowało jeszcze w kuźni, ale i oni ruszyli do miejsca spotkań. Cisza, jaka panowała na Berk była nie do pojęcia. Dało się słyszeć każdy szmer, każdy szept, każdy oddech. Stałem i patrzyłem na szumiące morze. Czułem, że już płynie. Jeszcze przed zachodem powinien stawić się u bram wyspy. Jeszcze przed zachodem rozpęta się bitwa. Jeszcze przed zachodem przeznaczenie wyryje w naszych sercach datę tego dnia.
    Pierwsze uderzenie. Wstrząsnęło wyspą. Ludzie wysypali się z Wielkiej Hali, niczym garść piasku z worka i ruszyli po broń. Mieszkańcy krzątali się, a armada wroga zbliżała się ku drewnianemu portowi. Część ludzi zbiegła na plaże, do której przybić zamierzał Drago. Na ich czele stał Stoik. Jak zwykle opanowany, choć groza o życie mieszkańców, biegała po jego twarzy jak strudzony wiking, uciekający przed dziką zwierzyną. Inni równie zatroskani o swoje rodziny, to na pierwszy rzut oka, twardzi niczym potężne skały, które okalały ich wyspę. Każdy się bał, ale każdy chciał chronić, to, co było dla niego cenne.
    Ja również.
    Kilkadziesiąt statków z uzbrojonymi wojownikami, rozłożone materiały wybuchowe pod wyspą, Krwawdoń uśmiechający się od ucha do ucha. Łodzie powoli dobijały do brzegu, wszyscy w gotowości. Łucznicy ustawieni byli na klifach pośród drzew, obsługujący katapulty ścierali pot z czoła, najsilniejsi wojownicy tuż za wodzem, niepewnie, lecz z gniewem, zerkali na potężną armadę wroga. Każdy czuł napięcie. Nawet małe dzieci i starcy ukryci w tajemnych kryptach pod Twierdzą, a także wikingowie ich strzegący.
    Pierwszy, a zarazem główny statek, dobił do brzegu.
    Szczerbatek przyszykował się.
    Drago i będący z nim żołnierze, wyskoczyli na złoty piasek.
    Uśmiechnąłem się.
    Krwawdoń wykrzywił twarz i wskazał mieczem na zebranych przed nim Wandali.
    Krótki wybuch.
    Pewny siebie czarnowłosy, pochwalił w myślach swojego sługę za dobry strzał.
    Dym.
    Był pewny, że nie będzie już, co zbierać z ludzi.
    Kurz opadł.
    Drago otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
    Stałem przed nim z zapalonym Piekłem, a Wandale podnosili się z piasku.
    Zbladł, ale wymierzył we mnie swoim mieczem.
    Odparowałem cios, broniąc swojej byłej rodziny.
- Co ty tu robisz?! – wrzasnął Drago, wściekle miotając ostrą bronią na wszystkie strony. Pozostali w zasadzie jakby zastygli, wpatrywali się w naszą walkę. Tylko my toczyliśmy zażartą wymianę uderzeń. Nikt inny nie ważył się podnieść miecza. Wojownicy Drago, dopingowali go, a mieszkańcy Berk z szokiem wpatrywali się w moje poczynania. Nie spodziewali się, że będę ich bronił.
- Zwiedzam – uciąłem krótko, na co niektórzy parsknęli śmiechem. Sam również ozdobiłem twarz, tymże gestem, uskakując w bok. Szczerbatek stał przed Wandalami, gotowy do skoku na wroga w każdej chwili – A ty?!
- Przecież wiesz! Przybyłem zniszczyć twój dom! – krzyczał, coraz bardziej agresywnie we mnie uderzając. Na moment zatrzymaliśmy się, a mieszkańcy za mną, zaczęli szeptać między sobą. Zerknąłem na nich szybko, a wzrok uwiesiłem na Stoiku. Był roztargniony, zdziwiony i na swój sposób zły. Dopiero teraz zaczął myśleć na tym, co mówił Krwawdoń.
- To nie jest mój dom! – wrzasnąłem równie głośno, co on. W jego oczach przebłysło zdziwienie, ale zbył moje słowa. Zapewne pomyślał, że w takiej chwili blefuję, ale mówiłem prawdę. Ta wyspa, nigdy nie była moim domem. Ci ludzie, nigdy nie byli moim klanem. Wódz, nigdy nie był moim ojcem. Ja, nigdy nie byłem Wandalem. Zawsze byłem Smoczym Jeźdźcem.
    Powoli zaczynaliśmy się męczyć, ale żaden z nas nie chciał ustąpić. Szepty się wzmogły, ale nikt nie domyślił się jeszcze tego, kim jestem. Wolałbym, żeby tak już zostało. Odparowałem cios, lecz niestety końcówka miecza drasnęła mnie w ramię. Syknąłem z bólu, czując od razu ciepłą krew, ale nie przejąłem się tym. Tyle razy Drago mnie torturował, że byłem przyzwyczajony do cierpienia, spowodowanego przez niego.
    Jednak to, co ujrzałem po chwili, kiedy Krwawdoń dał krótki znak dłonią, zmroziło mi krew w żyłach. Ze wszystkich statków wyleciały opancerzone smoki. To był straszny widok, przez który straciłem na moment uwagę i zobaczyłem tylko miecz przy mojej twarzy i okropny ból. Upadłem na ziemię, a obok mnie od razu pojawił się Szczerbatek. Drago zaśmiał się donośnym głosem, którego nienawidziłem najbardziej na świecie. Zebrałem się w sobie, na chwilę ignorując rozrywający twarz ból i ruszyłem na wroga. Dzięki jego nieuwadze zdołałem wbić mu Piekło prosto w jego nikczemne i nie czułe serce.
    Czas jakby się zatrzymał. Krwawdoń upadł na ziemię. Złapałem się za twarz, gdyż krew lała się po niej strumieniami, a ból odbierał zdolność do normalnego funkcjonowania. Wszyscy nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Drago wyszeptał coś po cichu w moją stronę. Jeden smok poderwał się do lotu. Jak przez mgłę zobaczyłem, że leciał w moim kierunku. Uśmiechnąłem się.
    Spełniłem swoje zadanie.


~*~


Nie spodziewałam się, że dzisiaj dodam. 
Kochani, bardzo przepraszam, że czekaliście. Gomene <3 
Wynagrodzę Wam to niedługo, a tymczasem cieszcie oczy moją pracą, z której jestem niesamowicie zadowolona! 

Rozdział dedykuję obchodzącej dzisiaj urodzinki, SoCrazy <3 Kochana, sto lat raz jeszcze <3 

Do kolejnego #DragonsRiders
~ SuperHero *.*


P.S. DZIĘKUJĘ ZA 38 TYS. WYŚWIETLEŃ <3

13 komentarzy:

  1. Moja kochana Hero! 😍 Dziękuje jeszcze raz Kocham Cie! 😍 Ten rozdział jest wspaniały! Ale musze o to zapytac
    Czy ten opis Czkawki i jego matki jest z pewnej bajki o której mówiłyśmy? 😀 bo tak mi sie od razu skojarzyło 😃 ten rozdział no jej no! Zarąbisty ale ja cie chyba udusze jak szczęśliwego zakończenie z Astrid i Czkawką nie zrobisz
    I jeszcze jakby sie poukładało ze Stoickiem to by było super ale barddziej mi zależy na Astrid i Czkawce żeby był taki Happy End <3 bo wiesz jak to kocham 😍😍 nie moge sie nexta doczekac obyś Czkawki nie zabiła bo marny twój los 😘 Kocham Cię i jeszcze raz Dziękuje Kochana! Jesteś najcudowniejszą osobą jaką poznałam 😍😍😍😍 Pozdro 😍😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie licz na happy u mnie. Przeciez mnie znasz Crazy... :) I tak sporo wiesz, choć nie wszystko!

      Dziękuję za wspaniały komentarz. Ty również jesteś najcudowniejsza! :* Kocham Cie <3

      Usuń
  2. MASZ ZA SWOJE, KRWAWDOŃ!

    Zasz te bezsenne noce, prawda? Jest 5 nad ranem, a ja siedzę w łóżku z telefonem w ręku i się zachwycam. Całkowicie normalne. I tak, zachwycam, bo zawsze kiedy się tu pojawiam, stykam się z literackim kunsztem. To naprawdę wielka przyjemność czytać coś takiego - tyle zwrotów akcji, tyle niespodzianek, tyle talentu w tak młodej dziewczynie! Gratuluję ci tego opowiadania z całych moich sił i życzę dużo weny x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że znam. Kiedyś nie mogłam zasnąć i to 6 oglądałam stare odcinki Fairy Tail... Całkowicie normalne gihi ^^

      Ty wiesz, że twoje komentarze zawsze podnoszą na duchu. Dziękuję ci skarbeńku za te słowa! :*
      Kocham <3

      Usuń
  3. Cały rozdział czytałam z zapartym tchem :D Jedyne co mogę powiedzieć to wielkie WOW! To jest genialne :) Kocham kocham i jeszcze raz kocham! ♥
    I to zakończenie w takim momencie. Teraz tylko czekać na kolejny
    Nie mogę się doczekać
    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana :* ♥
    PS. Mam nadzieję że Czkawka uratuję astrid

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, tak się cieszę ^^ Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3

      Usuń
  4. Trzeba nadrobić zaległości xD Hero, czy Ty czasem nie przesadzasz z tym talentem ? Śliczne opisy ! Pięknie to ulozylasz, a w szczególności rozmowę szczerkawki xD Wzruszające, aż serducho mi się kraja.

    YEEEEESSS ! To gowno w końcu zdechlo ! *czyt. Krwawdon :')
    Jestem mega happy, ale czej. ..ty Coś knujesz. Nie bylabys inaczej sobą, prawda ? Oo
    Pożycz trochę tego talentu *-* bardzo mi się spodobało.

    Czkawka Ma uratować Astird, cziasz bazę? 😂😂😂 Ale bez śmieszkowania. Ślub za pasem a ona biedna marzy aby czkawus wrócił po nią. Nie bądź sknera, dej hiccstrid ♡

    Do nna, kochana ! Jesteś wspaniałym miszczem ! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi ci o tą rozmowę z poprzedniego rozdziału, prawda? Bo tutaj prawie nikt się nie wypowiadał (hihiih) :D
      No oczywiście, że knuję. Jak ty mnie dobrze znasz kochana <3
      Nie pożyczę, bo ty masz go jeszcze więcej niż ja :***

      Hhahahah, wolę śmieszkowanie ^^ Wcale nie myśli. Ani słowa o niej nie było.. hehueheuhe :D
      Będę :*

      Arigatona, Smile-sama <3

      Usuń
  5. Jak zawsze wspaniały rozdział. Czekam na kolejny z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nexcior? Czekam i czekam 😭

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nexcior? Czekam i czekam 😭

    OdpowiedzUsuń