Silno zamknąłem pamiętnik i wzdychając z zrezygnowaniem odwróciłem się w stronę Astrid. Spojrzałem na nią, a ona wydawała się strasznie zdzwiona, najpewniej moim wyglądem. Nie jestem już tą niedorajdą, co pięć lat temu.
- Tak, to ja - powiedziałem, siląc się na zwyczajny ton. Przełknęła ślinę, wstając z posłania.
- Jak to w ogóle możliwe? - spytała, stając obok Mordki. Bezustannie wlepiała we mnie swe przenikliwe spojrzenie, z niedowierzaniem kręcąc głową. Widać, aż tak bardzo zdziwiła się moim wyglądem. Przystojniak ze mnie, że hej!
- Nie ważne - odparłem, szorstko. - Powinnaś już iść, wszyscy na Berk będą się martwić.
- Czkawka proszę..
- Nie zwracaj się do mnie w ten sposób, rozumiesz? Nie jestem już Czkawką, a Smoczy Jeźdźcem, dotarło? - zapytałem, podnosząc jedną brew do góry. Wiedziałem, że nie powinienem tak na nią naskakiwać, ale cóż mi pozostało po moich ukrytym życiu? Lepiej, żeby teraz mnie znienawidziła i nie wygadała o wszystkim Stoikowi. Zatrzyma to dla siebie, tak po prostu będzie lepiej.
- Jesteś okropny! - warknęła, pośpiesznie wychodząc z domu. Spojrzałem na Mordkę, unosząc ręce do góry. Wyszedłem ze złością za Astrid. Rozejrzałem się za jej blondwłosą czupryną. Siedziała na plaży, wpatrując się w ogromne bałwany, szalejące po morzu. Niechętnie, bo tak, poszedłem do niej. Bądź co bądź musimy ją zawieźć, gdyż sama na pewno nie przebędzie takiej drogi do domu. Byłem tak może ze dwa metry od niej, odezwała się.
- Czego chcesz Smoczy Jeźdźcu? - zakpiła, przedrzeźniając ostatnie słowa. Choć mówiła to z nienawiścią, to w jej głosie słychać było szloch. Czy ona płakała? Puściłem jej gadanie mimo uszu i po prostu podszedłem, kucając przed nią. Nawet nie chciała mnie uraczyć swym spojrzeniem, ale i tak widziałem na jej policzkach świeże łzy.
- Lecimy? - spytałem, nakierowując jej wzrok na moją twarz. Ostatecznie spojrzała na mnie, próbując całą swoją złość w jakiś sposób przelać na moją osobę. Wpatrywaliśmy się w swoje oblicza, czytając z oczu drugiej osoby. Błękit jej tęczówek, przyprawiał o nie mały zawrót głowy, lecz i tak nie robił dostatecznego wrażenia. W końcu wstałem, mocno szarpiąc ją za ramię. Wyrwała mi się i ponownie usiadła na piasku.
- Astrid będziesz się ze mną bawić i zachowywać jak dziecko? - wkurzyłem się. Zmarszczyła czoło. - Lecimy na Berk! - zarządziłem, idąc do Szczerbatka leżącego opodal. Wsiadłem na smoka, czekając aż Hofferson wstanie z piasku i wejdzie na Mordkę. Jednak ona nie drgnęła. No to wtedy wkurzyłem się na dobre. Zlazłem z Mordki, szybko do niej podchodząc.
- Astrid, do cholery jasnej! - krzyknąłem, pociągając ją za rękę. Przyciągnąłem blondynkę w swoją stronę. Niespodziewanie wybuchła płaczem. No to pięknie, pomyślałem, będzie mi się teraz rozklejać.
- Czkawka ja nie chce, rozumiesz?! - wyrwała mi się, krzycząc. - Nie chce wracać na Berk! Nie chce!
Odetchnąłem głęboko.
Czyli jest jakiś głębszy sens tego wszystkiego.
- Astrid, musimy. Zniknęłaś ponad dwa dni temu, myślisz, że oni cię teraz nie szukają? Że się nie martwią? - mówiłem, wymachując rękami. Szczerbatek z zaciekawieniem przyglądał się naszej wymianie zdań. Podszedł do blondynki, podkładając jej pod rękę swój łepek. Lekko się uśmiechnęła, głaskając go.
- Możliwe, że się martwią, ale i tak nie chce tam wracać.
- Dlaczego? - W końcu zdobyłem się na to by z nią pogadać normalnie, a nie tylko wrzeszczeć na siebie.
Popatrzyła na mnie i delikatnie się uśmiechnęła.
- Nie powiem ci - wzruszyła ramionami.
- Więc możemy lecieć, super! - Klasnąłem w ręce, wstając. - Szczebro, szykuj się.
Udałem się do jaskini, widziałem, że Astrid mi nic nie powie. Za dobrze ją znam. Ona mnie nie, więc lepiej dla mnie. Wszedłem do domu, a moją uwagę przykuła kartka leżącą na łóżku. Była stara i pomięta, pokazywała Szczerbatka.
- To moje. Narysowałem to pięć lat temu - szepnąłem do siebie, chowając kartkę do notatnika. - Ciekawe skąd to ma - dodałem w myślach, zakładając hełm na głowę. No proszę, jak go nie chce to się znajdzie, pomyślałem, wychodząc z domku.
Przywołałem smoka, wsiadając na niego.
- Nie polecę, już wolę zostać tutaj i umrzeć niż wracać - powiedziała twardo, jakby chciała przekonać siebie, że tak właśnie ma być. No tego to się nie spodziewałem. Woli śmierć? Ale my mamy dużo wspólnych tematów!
- Chcesz umrzeć? - Pokiwała twierdząco głową, nie spuszczając oka z granatowego morza. - Nie ma sprawy, Szczerbatek plazma! - krzyknąłem, a smok wykonał polecenie. Astrid szybko odskoczyła, patrząc na mnie morderczym i przestraszonym wzrokiem.
- Chciałeś mnie zabić?! - wrzasnęła, dysząc ciężko.
- Sama chciałaś - broniłem się, schodząc z Mordki. Podeszliśmy w swoją stronę kilka kroków.
- Ale żeby strzelać we mnie plazmą?! - Wydawała się na bardzo zdzwioną. No co? Przy mnie nie mówi się takich rzeczy.
- Chcę wracać - odezwała się, maszerując do Szczerbatka. Z uśmiechem wskoczyłem do siodła, ustawiając lotkę.
- Pamiętaj, żeby się mocno trzymać - szepnąłem do niej.
- Przecież nie będę się do ciebie przytulać, oszalałeś?
- Jakoś wcześniej nie sprawiało ci to kłopotu - warknąłem, oschle. - Lecimy - klepnąłem przyjaciela po głowie a po chwili znajdowaliśmy się w pierzastych chmurach. Ten gad - Szczerbatek - specjalnie wyleciał tak wysoko, żeby było zimno i, żeby Astrid przytuliła się do mnie. No co za gadzina, to ja już naprawdę nie wiem. W końcu gdy zrobiło się wręcz lodowato, Hofferson delikatnie objęła mnie w pasie rękami, kładąc głowę na moich plecach. Wdychała ze świstem mroźne powietrze. Niespodziewanie krzyknęła coś.
- Nie, nie, nie! - Tylko tyle słyszałem przez szalejący deszcz, który nagle zechciał na nas spaść. Nic nie widziałem, a jakby tego było mało to Astrid tak mocno mnie ścisnęła, że ledwo mogłem oddychać. Paznokcie wbiła w moje przedramienia, trzymając me ciało w żelaznym uścisku.
- Mordko, lądujemy.
- Uciekaj, proszę! - Ponownie krzyknęła. - Nie nie możesz ich zabić! Oni nie mogą umrzeć!
Szczerbatek zaczął z ogromną szybkością pikować w dół. Wyleciawszy z chmur, popędziliśmy w stronę, dość dużej wyspy. Już ledwo co mogłem oddychać.
- Astriiid - wysapałem, dławiąc się powietrzem - puść mnie. Ona jednak nie słuchała, a my z impetem uderzyliśmy w mokry piasek. Mordka próbowała nas ochronić, lecz nie zdołała się obrócić. Gdy upadliśmy blondynka wreszcie puściła mnie i poturlawszy się pod drzewo, uderzyła w nie głową. Wreszcie zaczerpnąłem dużą dawkę powietrza, ale tym samy wylądowałem w zimnym morzu. Wypłynąłem na powierzchnie, kaszląc i wzrokiem szukając Szczerbatka. Przez deszcz nie mogłem go dostrzec.
- Szczerbatek! - krzyknąłem, lecz dostałem czymś w głowę. Ujrzałem jeszcze osobę, zbliżającą się do Astrid.
- Astrid, nie - szepnąłem, padając na twarz.
*Narrator/Berk*
Otyły chłopak biegł ile sił w nogach do jednej z chat. Pot kapał mu z twarzy, jeszcze bledniejszej niż kilka sekund temu. W końcu wpadł do domu, gwałtowanie hamując. Zebrani w chacie popatrzyli na niego wyczekującym wzrokiem. Nabrawszy dostateczną ilość powietrza do płuc, przemówił:
- Nie ma ani smoka, ani Astrid!
Opadł na krzesło, a wszyscy przemilczeli tę wiadomość. Wreszcie wódz wstał, krążąc po obszernej sieni. Gorączkowo myślał nad nowym problemem. Zniknął smok i dziewczyna.
- Co robimy? - odezwał się Maron. - Wypływamy na poszukiwania czy zostajemy z Dagurem?
Stoik przez małe okienko, ogarną wzrokiem całą wioskę. Podjąwszy decyzję, zarzucił na plecy futrzany płaszcz i zabrał z ziemi swój topór.
- Szykujcie łodzie! Za pół godziny wyruszamy! - Wyszedł trzaskając drzwiami.
Na Głównym Placu, w porcie czy Twierdzy panował ogólny chaos i zamęt. Pomimo tak później pory słychać było rozmowy, wrzaski czy gaworzenie dzieci. Na Berk nikt nie spał. Dzięki Avirowi, miejscowemu plotkarzowi, wieść o zaginionej Astrid i smoku rozniosła się po osadzie, w ekspresowym tempie. Każdy już wiedział co się stało, i czemu to wódz zarządził niespodziewaną wyprawę.
Maron przeciskał się przez tłum Wandali, starając się przejść do swojej żony. Sala stała pod jednym z filarów, ścierając pojedyncze łzy z policzków. Bolało ją strasznie to, że jej córka zaginęła, lecz wierzyła, że mąż odnajdzie Astrid i przyprowadzi ją do domu.
- Mar - szepnęła, cicho, łapiąc Wikinga za rękę - myślisz, że Astriś się odnajdzie? Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
- Na pewno - zapewnił, wojowniczkę, obejmując ją ramieniem - Astrid jest silna. Nie przypłyniemy dopóki jej nie znajdziemy - powiedział, żegnając żonę krótkim całusem w usta. Zabrał swój pakunek i topór, i machając zebranym dzieciakom, wyszedł do portu.
Gdy dopiero ostatnie łodzie odbiły od drewnianego pomostu, na Berk zrobiło się cicho.
Czwórka przyjaciół w milczeniu szła do swoich domów. Nikt nie chciał rozpocząć rozmowy, nawet nikt nie umiał. Włóczyli nogami po kamieniach, od czasu do czasu kopiąc napotkany mały kamyczek.
- Jak myślicie - przerwał ciszę Mieczyk, na co wzrok jego kolegów powędrował na niego - jak Astrid w ogóle zniknęła?
Każdy mógłby zastanawiać się nad pytaniem, lecz zastanawiali się jak Thorston'owi wpadło coś takiego do głowy. Otrząsnąwszy się z zamyślenia, Śledzik szepnął:
- No właśnie. I co do tego ma jeszcze Nocna Furia, która również zniknęła w nieznanych okolicznościach. Wszystko to dziwne.
- Tylko szkoda, że nas nie wzięli na taką wyprawę - zawył Sączysmark - ja bym tak chętnie poszukał mego kwiatka.
- Kwiatka? To nie szukałbyś Astrid? - zdziwił się Thorston. Jego siostra i kolega uderzyli się w czoło, przejeżdżając po twarzy dłonią.
- Jemu chodziło o Astrid! - krzyknęła Szpadka, wywołując poruszenie.
- To czemu mówi na nią "kwiatek"? - dopytywał się bliźniak. Trójka popatrzyła na blondyna z politowaniem i bez słowa, udała się do swoich miejsc zamieszkania, zostawiając zdzwionego Mieczyka samego.
Łodzie Wandali wraz z prądem posuwały się w przód. Wikingowie nic nie mówili, czasem słychać było krzyk w stylu: Ster prawo na burt! I nic poza tym.
Wódz Berk zawołał swojego przyjaciela, Pyskacza, na bok, by z nim porozmawiać.
- Jakby ktoś się pytał, w którą stronę płyniemy, mów, że najpierw na Piekielny Przesmyk, potem Skręćkarcze Bagna, wiesz, żeby odhaczyć najgorsze miejsca - powiedział do kulawego Wikinga.
- Nie ma sprawy Stoik - szepnął, uśmiechając się. Wódz odwzajemnił jego gest, odprawiając Gbura.
Po niespełna kilku minutach wszyscy wiedzieli gdzie mają płynąć. Oczywiście, że będą pływać razem i zaglądać pod każdy kamień, przeszukiwać wszystkie wyspy a potem całe morze. Nie wrócą na Berk bez Astrid. W tym momencie smok przestał być już taki ważny. Najważniejsza była młoda Hofferson, przyszła żona Dagura.
Niestety Maron tylko o tym myślał, żeby córka odnalazła się i wypełniła swoją obietnicę. Normalnie gdyby nie chodziło o sprawy dobra Berk, nie zaprzątał by sobie głowy zaginioną Astrid. Najpewniej teraz siedziałby - jak każdego wieczora - w karczmie, upijając się miodem i dobrym garmizonem* do nieprzytomności. Potem przyszedłby jakoś do domu, robiąc awanturę nie Sali, lecz Astrid. Dla żony był kochany, a dla córki, był potworem. Każdego dnia, gdy zrobiła coś źle, przychodził w nocy do jej pokoju i krzyczał na nią. Pani Hofferson nie reagowała, spała spokojnie nie słysząc co się dzieje w pokoju jej córki. Przeważnie tylko krzyczał, lecz w ostatnim czasie zmienił zasady. Bił ją bezlitośnie, robiąc okropne siniaki i rany. Rano zawsze Astrid o niczym nie mówiła, bała się, jego groźby:
"Gdy spróbujesz tylko o tym pisnąć, będziesz mogła pożegnać się ze swoim życiem" - Jej życie przepełnione było strachem i nienawiścią do własnego ojca. Dlatego tak często uciekała z domu, po prostu bała się, że w którymś dniu ojciec się nie opamięta i w końcu ją zabije.
*garmizon - odpowiednik bimbru lub rumu, coś dla Wikingów (nazwa wymyślona przeze mnie)
~*~
szaleję, co cztery dni rozdział, ale to tylko dzięki Waszym komentarzom.
rozdział dedykuję wszystkim, którzy choć raz coś skomentowali:
- Chitooge K.
- SmileLife
- Tami G.
- Ana H.
- Lexi H.
- Vicky13
- Just Dreamie
- Michasjowy Krem
- Iron Girl
- Olivia Winslow
- Anonimek (proszę o podpis)
- Szalona Szatynka
- Shine Alice
- vinseya
(kolejność jest przypadkowa, jak sobie przypomniałam, jeśli kogoś pominęłam, proszę dopomnieć się o tym w komentarzu) (Olivia W., czemu się nie upomniałaś? Przepraszam za niedopatrzenie, sprawa już poprawiona :*)
i jeszcze coś:
no... to wszystko tłumaczy,
I love you so much ❤
~ SuperHero ❤
Pierwsza!^^
OdpowiedzUsuńNo co ja moge powiedz no?! Jak zwykle rozdzial jest swietny wiec czego chciec wiecej? Astrid powinna powiedziec mu prawdę i tyle. Ej dziewczyno, kiedy oni beda w koncu razem no?! Doczekac sie juz nie moge -.-
To chyba tyle, weny ci kochana zycze z reszta jak zawsze i czekam z niecierpliowscia na next!:*
Komentarz mi się usunął... nic bardziej nie wkurza. Ale wracając, rozdział jest po prostu rewelacyjny. Lepszy od poprzedniego, przyznam szczerze. Te opisy Czkawki...kocham go za to, że stał się taki buntowniczy. Reakcje As i Czkawki są realistyczne. Płacz i gniew. Genialne. Tylko współczuję Astrid. Musi wyjść za Dagura, uderzyła się w głowę, Czkawka jest na nią wściekły i na dodatek ma ojca tyrana. Nie dziwie się, że nie chce się jej żyć. ; (
OdpowiedzUsuńA Czkawka powinien ja poprzytulac! I dobrze, że jego sekret się wydał. Tylko myślałam, ze As będzie jakoś go wypytywac czy coś....
A propo's niech As nie wraca do domu! Niech lepiej Berk będzie zaatakowane.
A rozdział jest o wiele lepszy. Chyba wena Cię nawiedzila xD
Kochana, dziękuję bardzo za dedykt :*
Życzę dużo weny i czytelników! :D
Super rozdział ! I jaki dłuugi <3
OdpowiedzUsuńWeź już ich połącz, to sie robi nie do zniesienia xdd
Gratulacje! ♥
Czekam na nn.
L x
Cicho wszędzie, głucho wszędzie, to Dreamie buszuje po internetach. Dobrze, że ciekawość mnie jednak podkusiła żeby sprawdzić twojego bloga :3
OdpowiedzUsuńWięc tak: Czkawka nawet taki oburzony jest zajebisty xd a co do Astrid mogłaby być mniej rozdarta no ale teraz to nawet ja się jej nie dziwię ^^ poza tym super, i ten moment jak lecieli :)) domyślam się że Astrid miała wizję. I że teraz Czkawka spędzi czas przy niej skoro jebła głową w to pikolone drzewo -.- i jak sb posiedzą razem to tak się dogadają że może wreszcie będzie to na co czekam, czyli --> :*
To tak ze świata mojej sztamakowatej łepetyny :) a tak wgl genialne i jestem pod wielkim wrażeniem jak różne miewasz maski, jak kameleon. Raz Czkawka, raz Astrid, teraz narrator! No cud, miód, malina! :* pozdrawiam serdecznie moją ulubioną blogerkę ;*
Och Ach.. ♥
OdpowiedzUsuńJaki piękny rozdział i do tego jeszcze z dedykacją dla mnie. ♥♥
Dziękuję pięknie.
Mogła byś już połączyć Czkawkę.. Oj przepraszam... Smoczego Jeźdźca i Astrid. ♥
Czekamy na nowy rozdział ^.^
Pozdrawiam i całuję jak i zapraszam do siebie.
//Tami G.
P.S. Nie wiem czy wiesz le jakiś czas temu pojawił się rozdział na blogu o BTR <3 <3
Skarbie mój najdroższy ^^
OdpowiedzUsuńJak ja Cię wielbię :D
Bardzo dziękuję za dedyk :*
Świetna akcja z "kwiatkiem ". Nie mogłam z tego :D
Kochana MISTRZOSTWO^^
Jak ojciec mógł robić tak okropne rzeczy swojej córce? tak mi szkoda Astrid :(
Czkawka to się nosi z tym "Smoczym Jeźdzcem" Ale ja go kochammm :*
Dziękuję Ci za tak wspaniały rozdział, a ta kłótnia między nimi - bezcenna :D
Wielbię Cię Kasiu :*
Wybacz, że tak krótko, ale uzależniona jestem tymczasowo od kuzynki, jeśli chodzi o internet. Wybacz :(
UsuńNie mam czasu. Są wakacjw, a ja nie mam czasu, żeby przysiąść i pozachwycać się tym rozdziałem. Naprawdę chcę dokończyć swój, muszę ciąć wszystko.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny. I dziękuję za dedykację.
Uf wreszcie dorwałam się do neta :D
OdpowiedzUsuńJeju rozdział taki mega :3
Nareszcie się dowiedziała, że to Czkawka! Tylko, ze on oczywiście ma to wszystko gdzieś i woli uniknąć problemu.
Eh ale i tak go kocham nawet gdy jest taki wredny... :D
Ale zdarza mu sie być delikatnym jak w poprzednim rozdzialiku :3
Ah biedna As. Ja na jej miejscu już wolałabym zostać na tej wyspie i niech mnie ten wredny (kochany ♥) Czkawuś żywcem pogrzebie.
Rozdział i tak mega i w ogóle! Ale co im się stało? Po tej burzy? Zagadka nie do rozwiązania. xD
Piękny, cudowny i dramatyczny z małą nutką romansu ^^ Jak to kocham ♥ I ty dobrze o tym wiesz :D
Dziękuję za dedykację xD mimo, że kolejność jest przypadkowa to i tak się cieszę bo przez przypadek jestem pierwsza xD
Kochana wiesz jak ja czekam na twój następny rozdział ♥
Teraz to już usiedzieć nie mogę bo wiem, ze już niedługo go dodasz ^^
Kocham i czekam i jeszcze bardziej czekam ♥