piątek, 10 lipca 2015

14. Bezkresny ocean żalu.

*2 lata później*
    "Chwila, sekunda i po wszystkim. Nieubłaganie cały przemijam, zostawiając to co nienawidzę. Chcę wreszcie poczuć się szczęśliwy. Czy proszę o zbyt wiele?"
Usiadłem na ziemi i ze smutkiem spuściłem głowę. Czy miałem prawo żyć? Uciekłem, jestem wolny. Miałem dość tej wojny, więc wziąłem się za moje przeznaczenie najlepiej jak umiałem. Udało się. Smoki, nie wszystkie a raczej większość jest już bezpieczna. Ludzie boją się mnie i podporządkowują, starając się o moją przychylność wobec nich. Czasami naprawdę śmieszy mnie ich postawa, ale przynajmniej mogłem przerobić swój kostium. Uwielbiam tak latać, albo raczej szybować koło Szczerbatka. To niesamowite.
    Wstałem, udając się do domu. Jesteśmy teraz na Smoczej Wyspie. Odpoczywamy po tych dwóch latach ciągłego latania, nakłaniania. Mordka leżała przy łóżku i cicho mruczała.
- Co jest? - spytałem, klękając przy smoku. Odwrócił głowę w moją stronę, patrząc na mnie ze smutkiem.
- Ona wróci?
- Nie wiem - podniosłem się - ja nawet nie wiem gdzie ona jest. To było dwa lata temu, tak dużo się zmieniło... Ona, przecież wiesz, że nas stamtąd wyrzucili, a ją zostawili. - Smok również się podniósł. Krążyłem po pomieszczeniu, myśląc nad wszystkim.
- Drago miał za wszystko zapłacić.
- To nie był Drago. Jakby to był on, dawno już siedzielibyśmy sobie u niego w lochu. Tej osobie chodziło o Astrid, a nas się pozbyli bo byliśmy jedynymi osobami, które mógłby ją obronić.
- Wiem, ale musimy ją odnaleźć. Potrzebujesz jej.
- Nie - warknąłem - nie potrzebuje jej. I koniec tematu. - uciąłem, wybiegając z jaskini. Ile sił miałem w nogach, tak szybko pobiegłem nad klify.
    Musiałem się uspokoić, a jedynym miejscem był właśnie najwyższy klif na Smoczej Wyspie. Biegłem tak potykając się o kamienie, korzenie czy własną protezę. Gałęzie drzew bezlitośnie uderzały mnie w twarz, robiąc drobne rany. Raz po raz wywracałem się, brudząc całe ubranie i rozorywując kolana do krwi. Zmęczony usiadłem pod drzewem, oglądając nogi skąpane w szkarłatnej ciecz. Szczypało troszkę, lecz nie zaprzątałem sobie tym głowy. Oparłem się o ogromny konar, wdychając łapczywie powietrze. Po chwili spadł niespodziewany deszcz, mocząc mnie, aż do suchej nitki. Otarłem twarz i przemyłem kolana. Podniosłem się, idąc wprzód. Podtrzymywałem się pobliskich drzew. Wreszcie doszedłem do celu mojej wycieczki. Padłem jak długi na mokrą ziemię, nie mając siły się nawet podnieść. To było okropne. Podczołgałem się pod najbliższe drzewo. Ze zrezygnowaniem spuścił głowę, a po policzkach popłynęły ciężkie łzy.
    Dlaczego płakałem? Jak był cel tego wszystkiego? Czy ja.. naprawdę... tęsknię?
Te jak i inne pytanie, narazie zostawiam bez odpowiedzi. Wierzchnią częścią dłoni przetarłem oczy, odgarniając przy okazji mokre, brązowe kosmyki moich włosów z czoła. Deszcz padał wciąż nieubłaganie, a mi zaczęło robić się zimno. Drżąc podciągnąłem nogi pod brodę, otulając je ramionami.
    Odynie Wszechmogący, co robię źle? Co jest ze mną nie tak?
Poczułem podmuch wiatru, a deszcz zanikł. Podniosłem wzrok ku górze, znów siedziałem nad jeziorkiem.
- Witaj Smoczy Jeźdźcu - usłyszałem głos z przepowiedni - wołałeś?
- Można powiedzieć, że tak - odparłem.
- Co cię trapi? - zapytał.
- Aktualnie? - uniosłem jedną brew - Wszystko! - uderzyłem ręką w taflę wody, rozbryzgując nią wokoło, by pozbyć się nerwów.
- To poważny problem - zauważył.
- O naprawdę? - zakpiłem, wywracając oczami.
- Smoczy Jeźdźcu, widzę, iż targają tobą szaleńcze emocje. Wyczuwam złość, gniew, rozgoryczenie, ale też poczucie winy, smutek i strach, nie o siebie, lecz strach o pewną osobę. Więc? - powiedział, rozbawionym tonem.
- To prawda - wyznałem - jestem emocjonalną bombą zegarową, która może w każdej chwili wybuchnąć, lecz nie wiem dlaczego. Pomóż mi. - jęknąłem, chowając twarz w dłoniach. Te cholerne łzy, jak na złość, ponownie spłynęły mi po twarzy.
- Ta dziewczyna. To twoja słabość. Masz wyrzuty sumienia bo nie potrafiłeś jej uratować. To wszystko - wsłuchiwałem się w te słowa, nie dowierzając.
- Astrid nie jest moją słabością! - zaprzeczyłem, gwałtownie wstając. Podszedłem do stawu przemywając w nim spoconą twarz. W odbiciu ujrzałem piękną dziewczynę. Miała złociste włosy, unoszące się na wietrze, mały nosek i usta. Jej oczy iskrzyły się błękitnym odcieniem. Skórę miała koloru perły, a przy każdym ruchu błyszczała ona na różowo i biało.

  Wyglądała jak.. Astrid?
- Niemożliwe - szepnąłem, uderzając o ziemię pięściami.
- A jednak możliwe, Czkawka - odrzekł, melodyjnie głos. Co się ze mną dzieje? Czy nie jestem już tym twardym, mającym wszystko gdzieś Smoczym Jeźdźcem?

    Chciałem sięgnąć jeszcze raz w stronę jeziorka, lecz ono zniknęło, tak jak wszystko. I znowu poczułem mokre krople spadające prosto z nieba. Z gardła wydobył się dziki okrzyk, stłumiony częściowo przez łzy. Wydarłem kilka źdźbeł trawy, przypatrując się im. Wstałem, podchodzą do klifu.
    Czy ja, aż tak bardzo się zmieniłem? Od ostatnich dwóch lat nie miałem żadnej dziewczyny. A wcześniej? To co tydzień może dwa i miałem inną. Wiem, że źle zrobiłem odkrywając swoją tajemnicę przed Astrid. Przestałem być tym kim byłem. Na powrót zostałem Czkawką. A już nie chce nim być. Chyba nadeszła wreszcie pora, żeby powrócił, siejący strach i zniszczenie Smoczy Jeździec. O tak! To mi jak najbardziej odpowiada.
    Otarłem twarz i beznamiętnym spojrzeniem, oglądałem horyzont.
- Uważajcie Wyspy Archipelagu. Smoczy Jeździec nadchodzi! - szepnąłem, dumnie.
- Yeah, nareszcie jakaś robota - Za sobą usłyszałem Szczerbatka. Stał tak z uśmiechnięta mordką, drapiąc się. Odwzajemniłem jego gest, idąc w jego stronę.
- Co ty na to, żeby wrócić do naszego starego życia? - spoglądałem na niego wyczekująco. Chodź już się nie kłóciliśmy tak jak ostatnio, Mordka zachowywał dystans do moich szalonych pomysłów. Lecz teraz najwyraźniej pomyślał dokładnie tak samo jak ja.
- Już myślałem, że nigdy nie zapytasz - powiedział, spychając mnie z klifu, a samemu skacząc za mną. Śmiałem się głośno, Mordka mi wtórowała. Czułem jak gniew i zdenerwowanie opuściły mnie, a zastąpiło je wszechogarniająca radość i spokój. Wskoczyłem na siodło, przestawiając lotkę. Razem poszybowaliśmy ku pierzastym chmurom i słońcu.
- Nocna Furia nadchodzi - zawył Szczerbatek, plując plazmą. Zaśmiałem się, klepiąc go po głowie. - Gdzie lecimy? 
Wyjąłem mapę, uważnie oglądając każdy jej zakamarek. Rozważałem, myślałem, aż w końcu wybrałem. Ponownie schowałem rzecz do kombinezonu, łapiąc się siodła.
- Jak najdalej stąd...


*Astrid*
    Czy ja w ogóle mam prawo normalnie żyć? Mam dość siebie, swojego życia i swoich głupich problemów! Chyba już wystarczająco dość dużo rzeczy zniosłam, wycierpiałam i fizycznie, i psychicznie. Nie ogarniam nawet części tego wszystkiego co mnie otacza. To jest przytłaczające, okropne oraz straszne. Nie mam gdzie uciec, schować się. Zostałam sama jak palec, rzucona losowi jak ofiara na pożarcie. Wciąż brakuje mi tylko siły i odwagi by to zakończyć to wszystko jednym, krótkim słowem: Dosyć!
    Mroźne powietrze owiało moją twarz, wywołując dreszcze na całym zmarzniętym ciele. Otuliłam się bardziej futrem, przyniesionym przez Faro, tutejszego parobka. Jest dość niskim chłopcem z czarnymi włosami, szarymi oczami i łagodnym, szczerym uśmiechu. Pomaga mi jak tylko umie najlepiej. Przynosi koce, jedzenie, często nawet rozmawiamy. Jest szczery i miły, lubi dziergać swetry, a nie znosi swojego Pana. Czasami przypomina mi Śledzika, za którym aktualnie bardzo tęsknię. Tak samo za bliźniakami i nie wierzę, że to mówię, ale też za Sączysmarkiem. Ogólnie tęsknię za spokojnym Berk, moim pokojem, gdzie wiecznie panuje nieokiełznany bałagan, za chłodną nocą i ciepłymi porankami, za klifami, morzem, za zapachem ziół o poranku i za jaczym mlekiem, za księżycem, parapetem i za pamiętnikiem Czkawki. A co do ostatniej rzeczy, to już sama nie wiem czy tęsknię za samym Czkawką. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, iż uciekł stąd zostawiając mnie samą, posunął mnie do podjęcia decyzji, która mówi, że ja za nim nie tęsknię! Nie cierpię go! A ja myślałam, że mogę mu zaufać, że może nawet zostaniemy przyjaciółmi, ale jak widać on nie widzi nic poza swoim smokiem i przerośniętym ego, o wielkim Smoczym Jeźdźcu. Mimo, iż jest takim "wspaniałym przyjacielem", to myśli tylko o sobie, żeby tylko jemu było dobrze, egoista!
    Ze złości uderzyłam pięścią w ziemię, a z gardła wydarł się szalony okrzyk.
- Tylko nie rozwal tu niczego - Faro wszedł do pomieszczenia, śmiejąc się lekko.
- Pomyślę - odparłam zgryźliwie, po chwili wybuchając śmiechem. Zawsze tak żartowaliśmy sobie na poprawę humoru.
- Śniadanko! - zakrzyknął - dla mojego ulubionego więźnia - Uśmiechnął się cwaniacko, podając mi talerz z jedzeniem. Wystawiłam mu język, myśląc nad odpowiednią odpowiedzią.
- O przyszedł mój ulubiony Pan - powiedziałam, śpiewnym głosem. Faro nie lubi jak do niego mówię "Pan". Zrobił obrażoną minę, a potem zaśmiał się. W spokoju zjadłam śniadanie, starając się zaraz nie zwrócić tego co połknęłam.
- Smakuje? - spytał, ruszając brwiami, na co się uśmiechnęłam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - szepnęłam, wyrzucając ostatni kęs mięsa, którego w żaden sposób nie mogłam zjeść. Podałam mu czysty talerz, kładąc się na posłaniu. Usiadłam zakładając nogę na nogę i sięgając po książkę jaką przyniósł mi Faro. Otworzyłam ją, a zanim zaczęłam czytać spojrzałam na niego zza wielkich stronic. Głupio się uśmiechał.
- Chciałabym w spokoju poczytać. Mógłbyś wyjść? - zapytałam melodyjnie. Bez słowa wstał, kierując się do wyjścia. Odprowadzałam go wzrokiem, gdy był przy wrotach, odwrócił się do mnie, patrząc na mnie smutnym i współczującym spojrzeniem.
- Przykro mi, Astrid - Odwrócił się i wyszedł, lekko trzaskając drzwiami.
    Po moim policzku spłynęła jedna, maleńka, samotna łza. Otarłam ją, spuszczając głowę w dół i szeptając jedno z moich ulubionych zdań z pamiętnika Czkawki.
- "Łza. Jedna samotna łza, przyjacielu..."


*Narrator/Berk*
    Każdy na Berk chodził, a wręcz włóczył, smętnie nogami po kamienistym, krzywo wyłożonym bruku. Wioska wydawała się całkiem bez życia, Wandale pracowali w ciszy, nie zamieniając ze sobą nawet jednego, głupiego zdania. Wciąż z utęsknieniem patrzyli w morze, mając nadzieję, że wreszcie zobaczą łodzie swoich krewnych płynących, żwawo na wyspę. A wśród nich będzie zaginiona dziewczyna. Wszyscy będą się cieszyć, a Stoik wyprawi wielką ucztę na cześć Astrid. Tak, to były tylko ciche marzenia wikingów. Lecz mimo, iż dni mijały a nic się nie zmieniało, w ich sercach tliła się iskierka nadziei. Z każdym kolejnym dniem starali się podniecić te iskierki, by wreszcie zapłonęły żywym ogniem. Niestety mijały tygodnie, miesiące, lata. Nikt nie umiał przywrócić w Wandalach tej niespotykanej, wewnętrznej siły i pokrzepiającej woli walki o to co należało do nich. Nikt.
    Grupka młodych wikingów ze smutkiem wymalowanym na twarzy, przemierzała osadę. Patrzyli na siebie nie mogąc wykrztusić ani jednego słowa. Podążali tak bez celu, wodząc wzrokiem po osadzie skąpanej w żalu za zaginioną Astrid.
- Głupio tak bez Astrid - szepnęła Szpadka, patrząc na piękny drewniany dom państwa Hofferson'ów, który po tym strasznym zdarzeniu, nie wydawał się już taki piękny. Chłopcy odpowiedzieli jej tylko utrapionym westchnieniem.
- Myślicie, że ona, no wiecie, umarła? - zapytał ostrożnie Śledzik, czekając na reakcję przyjaciół. Ci tylko pokiwali głowami w geście bezradności.
- Nie wiemy gdzie jest Astrid, to pewne, ale czy gdyby umarła chciałaby, żebyś się smucili? Założę się, że chciałaby, żebyśmy odpowiednio uczcili jej pamięć, ale na pewno nie smucili się z jej odejścia - przemówił Sączysmark, a jego przyjaciele wpatrywali się w niego z podziwem i z niedowierzaniem. Jorgenson zaczerwienił się trochę.
- Masz rację - szepnął Mieczyk, po chwili namysłu. - Powinniśmy w pewien sposób "obudzić" tą wyspę do życia. Nie można się smucić, a raczej trzeba mocno wierzyć w to, że Astrid się odnajdzie - dodał, wywołując na twarzach młodych wikingów, szczere uśmiechy.
- Czyli naprawdę ktoś nam podmienił Mieczyka - westchnęła Thorston, a chłopcy zaśmiali się lekko.
    Teraz chodź wciąż było im smutno, to z uśmiechami i wiarą w sercu, czwórka młodych Wandali przemierzała osadę, w celu podniesienia wszystkich wikingów na duchu. Wytyczyli swoje zadania i w pełni je zrealizowali. Na smutnym Berk znów zagościła radość.


~*~


kochaaaam Waaaas taaaak baaaardzo ♡.♡


~ SuperHero ❤

6 komentarzy:

  1. kochaaaamyyy Cię taaaak baaaardzo!!!

    Rozdział jak zawsze super! Na moim blogu o BTR za jakąś godzinę moze dwie pojawi się nowy rozdział. Serdecznie zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czkawka ty idioto... zostawiłeś ją samą! Ty przeklęty egoisto. Jeszcze pewnie polecisz teraz na inną wyspę i wyrwiesz jakąś naiwną laskę. Yhh powinien za nią lecieć gdy tylko usłyszał prawde na swój temat.
    As ;'( kochana zostawil cię. Czy ona jest w więzieniu? Zgaduje, że u Dagura. Biedna :(
    Bliźniaki jakie pomysły. Dobrze, że Berk o niej pamięta. Czkawka tez pamięta ale w jakim stopniu. On jeszcze nie rozumie jak ona jest dla niego ważna. Chyba nawet nie dopuszcza do siebie tej myśli. To podłe z jego strony.
    Rozdział piękny i rozczulający. Wzruszyłam się kilka razy. ❤
    Kocham i z niecierpliwością czekam na next :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki dłuuugi rozdział ! :O Ale i tak szybko się skończył, nie fajnie. Jak ten idiota (nie no kc) mógł ją zostawić?! IDŹ DO NIEJ DEKLU JEDEN. okej obraziłam się. nie polecam ogólnie:)))
    Czekam na kolejny rozdział ! <3
    ps. zapraszam do siebie na nn ;)
    http://make-me-heart-attack.blogspot.com/

    L x

    OdpowiedzUsuń
  4. "NIE potrzebuje jej!" Jasne. Czkawka, rąbnij Ty się w łeb. Najlepiej dwa razy, tak na zaś. Kiedy będzie hiccstrid?! Hero, kochasz męczyć ludzi, co? -.- No, ale w sumie ma za swoje. Męczą go wyrzuty sumienia, że zostawił As. Idiota do potęgi.
    A już myślałam, że ładnie wszystko się ułoży. A tu boom!

    A rozdział ogólnie jest po prostu B.O.S.K.I! Piszesz coraz lepiej, a opowieści chwytają za serduszko !♡♡
    Bliźniaki i Saczysmark....żal mi ich. No i Śledzika. Zostali sami bez przyjaciółki. A właśnie. Skoro As zaginęła, to co zrobi Dagur? Przecież miała zostać jego żona. Ciekawe po co. No bo on się w niej raczej nie zakochał xD..

    Wracając do Czawki-idioty. Ma wracać po swoją jedyną, do cholery! Co on robi, Hero? Dziewczyny, już my go naprostujemy... xD

    Kochana, jeszcze raz. Pięknie. Idzie ci coraz lepiej i tak trzymaj! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe, nie powiem, nie powiem... Czkawka zmienia zdanie szybciej niż kobieta w ciąży. To w końcu jej potrzebujesz czy jej nie potrzebujesz?! Lepiej się określ, chyba nie chcesz kolejnej wizyty Thora.. i jego młota czy czegoś tam. Wystarczy mi, że zostawiłeś Astrid w potrzebie. Chociaż, rozumiem cię, byłeś obolały i nie do końca wiedziałeś co się dzieje. Zostaje mi zadaćpytanie, dlaczego po nią nie wróciłeś? Dlaczego jej nie szukałeś? Pozwoliłeś jej odejść zbyt łatwo. O miłośc trzeba trochę powalczyć.
    Łołołołoł łoł, dwa lata później? DWA L A T A PÓŹNIEJ? Czy ten czas przypadkiem nie leci za szybko? Kim był ten gość, który ją porwał? Co stało się z jej narzeczonym? Jeśli sobie odpuścił, może być pewny, że Czkawka to sobie odbije. Nawet jeśli postanowił wrócić do życia Smoczego Jeźdźca.

    OdpowiedzUsuń
  6. People can change everything?

    OdpowiedzUsuń