"Ryzyko wojny jest bardzo prawdopodobne. Niebezpieczeństwo wisi w powietrzu. Strzeżcie się, ludzie niedoli, bo już nigdy nie ujrzycie światła"
Te słowa zapisane były czarnymi literami na pobliskiej ścianie. Dosłownie dostałem skrętu w żołądku, od tych dziwnych i przerażających zdań. Jaki to ma związek z ludźmi? I czy to prawda? Dotknąłem ziemi, lecz przeszkodził mi w tym silny ból głowy. Obraz powoli mi się zamazywał, a ja nie wiedziałem co robić. Upadłem na ziemię. Zemdlałem.
Ocknąwszy się, spostrzegłem, że jestem w swoim ciele, koło mnie jest miecz Drago, Astrid i pada deszcz.
Chwila... Astrid!
Szybko zerwałem się i pobiegłem do niej. Ubranie miała przemoczone, włosy straciły swój piękny złoty blask, a z jej barku wciąż sączyła się krew. Opuszkami palców, dotknąłem zimnego policzka. Oczy miała otwarte, lecz nie było w nich życia. Tajemniczy niebieski czar w jej spojrzeniu odszedł i ona też. Czując łzy napływające do oczu, przytuliłem chude ciało blondynki do siebie. Była krucha i delikatna jak porcelanowa lalka. Zamknąłem jej powieki, by w spokoju mogła odejść do Thora.
- Astrid... - wyszeptałem cicho, mając nadzieję, że mi odpowie. Niestety słyszałem tylko swój płacz i krople deszczu, które uderzały o drewno, czy metal - ...Astrid Hofferson, najodważniejsza z odważnych. Nikt nie był w stanie jej dorównać i nikt nie będzie. - dodałem, kawałkiem szmatki, ocierając jej mokrą twarz, ręce i nogi. Musiałem ją przygotować, niestety. Musi odejść w spokoju oraz z godnością do samego Odyna. Rozejrzałem się po wyspie i dostrzegłem jaskinię. Tam zaniosłem ciało Astrid, by poczekało na swój pogrzeb. Delikatnie podniosłem ją z ziemi, szczelnie zamykając w swoich ramionach. To nie może się tak skończyć, nie mogę stracić kolejnej osoby, myślałem, dochodząc do jaskini. Przy wejściu położyłem ją, a sam ruszyłem w poszukiwaniu łodzi. Wodziłem wzrokiem po całym morzu, lecz nigdzie nie było ani jednego choć trochę zepsutego statku. Więc w końcu postanowiłem sam zbudować dla niej łódź. Przygotowałem drewno i liny. Nie będzie to idealny statek, a tylko mała łódka, specjalna dla najważniejszej dziewczyny w całym moim krótkim i nędznym życiu.
Po kilku godzinach pracy łódź była skończona. Ruszyłem więc szukać jakiegoś płótna. Gdy wszystko już było gotowe. Wróciłem po ciało blondynki. Przytulałem ją najmocniej ze wszystkich swoich sił, starając się zapamiętać to uczucie, jakie towarzyszyło mi gdy ją niosłem, byłem tuż obok lub przytulałem. Nie mogę tego zapomnieć, bo to będzie tak jakbym zapomniał jak wyglądała, jak miała na imię, jakiego koloru były jej włosy czy oczy. Nie umiem o niej zapomnieć, nie potrafię i nie chcę! Czy własna śmierć, a potem jej, skłoniły mnie do takich wyznań? Czy normalnie powiedziałbym, że potrzebuje Astrid? Chyba nie, lecz po tym co razem przeszliśmy, raczej nie umiałbym zaprzeczyć. Ona po prostu była w moim życiu od niedawna i tak pozostała. Od tamtego czasu nie uciekała z mojej pamięci, wręcz przeciwnie, myślałem o niej każdego dnia. A gdy wydawało się, że już jest dobrze, wszystko posypało się jak domek z kart. W jednej chwili świat mi się zawalił. Najpierw odejście Szczerbatka, bitwa z Drago, nasza wspólna śmierć. Za dużo tego wszystkiego na raz. Brakuje mi już teraz ich obojgu, lecz nie mogę wrócić do Valhalli. Coś na pewno się dzieje nie dobrego, a ja muszę pomścić dwie najważniejsze dla mnie osoby. Muszę uratować wszystkich, by na końcu spotkać się z przyjacielem. Tęsknię, lecz myśl o kolejnej, zbliżającej się wojnie, wywołuje nadzieję związane z naszym ponownym spotkaniem. Czy już na zawsze pozostaniemy szczęśliwi?
Położyłem Astrid ostrożnie na ziemi. Była praktycznie naga, więc zdjąłem swoją zieloną tunikę i ją nią okryłem. Kombinezonu musiałem poszukać, gdyż leżał w miejscu bitwy. Lekko zdarłem resztki szmaty jaką miała na sobie i jakimś cudem, starając się nie patrzeć na jej ciało, założyłem na nią kostium. Nie potrzebuję już go, a ona musi godnie zostać pochowana. Gdy była już ubrana, najdelikatniej jak umiałem wziąłem w ręce, jej blond włosy, zaplatając w luźnego warkocza z boku głowy. Nad grzywką zrobiłem mniejszego i wplotłem w większego. Wyglądała jak ósmy cud świata. Była wręcz idealna, zaokrąglona twarz, małe usteczka i nosek. Złote włosy i te oczy. Duże, niebieskie, głębokie i tajemnicze niczym ocean. W tak krótkim czasie jej osoba, totalnie zawróciła mi w głowie. A potem musiała umrzeć. Thorze, dlaczego?! Dlaczego kolejne osoby odchodzą tylko z mojej winy? To niesprawiedliwe, że zawsze jakoś uda mi się przeżyć, a inni oddają swe bezcenne życie za mnie. Nie powinienem już żyć, to pewne, lecz nie daję rady odejść. Oni odeszli, ja zostałem. Podobno wystarczy promyczek dla jednego kroku, więc dlaczego ja nie mogę go uczynić, by nareszcie spotkać się z tymi, których kocham?
*Berk/Narrator*
Cała wioska obudziła się wypoczęta i jak zwykle, skora do całodniowej pracy. Wikingowie z uśmiechami na ustach, wychodzili z domów, rozmawiali lub w ciszy zabierali się do swoich zajęć. Przyjaźnie machali do siebie z daleka albo po prostu podśpiewywali sobie pod nosem, by umilić choć trochę czas swojej pracy.
Miejscowa kuźnia już od samego świtu, zajmowana była przez małą grupkę osób. Pyskacz postanowił przeszkolić kilku rekrutów, by mu pomogli. Bądź co bądź robota będzie szła szybciej, a i on będzie miał więcej czasu na ewentualny odpoczynek, choć nawet wzmianka o nim, nie przychodziła do głowy wikingom z Berk.
Gbur wesoło podrygiwał na zdrowej nodze i wymachiwał toporem, śpiewając kolejną piosnkę. Znudzeni młodzi wikingowie dosłownie odliczali godziny do końca ich tortur. Głos kowala nie był najprzyjemniejszy, a jeszcze słuchanie tego przez cały dzień, było dla nich wystarczającą katorgą. Ziewali tylko przeciągle ostrząc kolejne miecze, topory i naprawiając tarcze oraz przetapiając metal. Ta niesamowicie żmudna praca, dawała im się we znaki. Lubili Pyskacza, ale to, że kazał im pomagać mu w kuźni, przechodziło wszelakie granice.
- Dajcie już spokój - żąchnął, gdy po raz kolejny usłyszał jęk bliźniaków. - Gdybyście nie wyśmiewali się z Czkawki, pewnie byłby tu teraz i mi pomagał, a wy wtedy bawilibyście się czy coś. Jednak gdy nie ma Czkawki, musicie robić to za niego. Sami jesteście temu winni - dodał, wycierając spoconą twarz. Grupka zamilkła, wlepiając wzrok w narzędzia. Było im głupio, bo po części to była ich wina. Do tej pory nie przyznawali się do tego, lecz teraz to całkiem inna sytuacja.
- Przepraszamy - wyszeptał Śledzik, nie podnosząc oczu na Wandala, a reszta dopowiedziała mu, tylko skinieniem głowy. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, na ich reakcję i głośno klasnął w ręce. Wreszcie przyznali się przed sobą, pomyślał, biorąc do ręki skrzywiony miecz. Wikingowie w ciszy zabrali się za resztę broni. Tym razem wszystko robili szybko i sprawnie. W takim tempie skończyli przed zachodem słońca. Gbur był z nich bardzo dumny, odwalili kawał dobrej roboty, a do tego przyznali się, że brakuje tu Czkawki.
Wandal podniósł się z krzesła, wymieniając młotek w ręce, na szczotkę i zaczesał wąsy. Z uśmiechem podszedł do stojącej przy piecu grupki, którzy czekali, aż wreszcie wyjmą przetopiony metal.
- No już - zakrzyknął, zwracających ich uwagę - idźcie mi do domów - popchnął ich w stronę drzwi.
- Ale chcemy to skończyć - powiedział Mieczyk, zawracając. Kowal chwycił go za koszulę i lekko wypchnął z kuźni.
- Sam to dokończę - odparł, drapiąc się w głowę.
- Dziękujemy - szepnęli chórem, a on tylko udał, że ich kopie protezą.
- Spadajcie - zaśmiał się i odprowadził wzrokiem, powoli oddalając się paczkę. Gdy dokończył przetapiać miecz, zagasił piec i udał się do swojego domu.
Czwórka dziewiętnastolatków doszła do swoich miejsc zamieszkania. Byli zmęczeni, lecz jak zwykle mieli ochotę by razem spędzić trochę czasu lub zaszaleć. Wybrali się do lasu, nie mówiąc o tym nikomu. To będzie taki niezapominany wypad. Nie wzięli nic ze sobą, tylko podręczne sztylety.
Raźno ruszyli przed siebie, uważając by nie zbudzić, któregoś z wikingów. Gdy byli po za wioską, śmiało zaczęli rozmawiać i się głośno śmiać. Podśpiewywali przeróżne piosenki, przedrzeźniając Pyskacza. Jednak nie patrzyli gdzie idą, a zmierzali w stronę najstraszniejszych i najmniej odwiedzanych części lasu na Berk. Rzadko kto się tam zapuszczał, ale to tylko z jednego powodu. Smoki.
Wikingowie wcale o tym nie wiedząc zapuszczali się coraz dalej, w głąb nieodwiedzanych już od wieków części. Nie świadomi na czyi teren trafili, postanowili pobawić się w chowanego. Niewinna zabawa przypominająca im stare dobre czasy, gdy byli jeszcze malutkimi dziećmi. W mig rozproszyli się, a Mieczyk został wybrany na szukającego. Błądził tak szukając swoich przyjaciół, aż w końcu zobaczył ogromną dziurę w ziemi. Bez najmniejszego namysłu skoczył w nią, z nadzieją, że znajdzie Sączysmarka lub Szpadkę. W dole było ciemno i zimno. A wchodząc w kolejne korytarze, spostrzegł, że nie tylko on znajduje się w tej podziemnej jaskini. Tuż obok niego znikąd pojawiła się Paraliżująca Otchłań (smok podobny do Szeptozgona, ale paraliżuje ofiarę/wymyślony przeze mnie). Zanim zdążył zawołać przyjaciół, paraliż ogarnął całe jego ciało, uniemożliwiając jakąkolwiek drogę ucieczki. Nie miał najmniejszych szans na przeżycie. To koniec, pomyślał, gdy smok miał go na wyciągnięcie ręki.
*Czkawka*
Łzy wciąż spływały mi po policzkach, lądując na martwym ciele Hofferson. Przytuliłem ją najmocniej na świecie, nie chcąc by mnie opuściła.
- Astrid, nie zostawiaj mnie - szepnąłem, patrząc na jej chudą, bladą twarz. - To nie może się tak skończyć. To ja powinienem umrzeć, a nie ty - schowałem twarz w jej klatce piersiowej, nasłuchując czy przypadkiem jej serce nie bije. Niestety słyszałem tylko deszcz i nic więcej. Niespodziewanie przed nami rozbłysło jaskrawe światło. Z tego promyku wyszła przepiękna kobieta. Miała brązowe oczy i złociste blond włosy.
- Smoczy Jeźdźcu - rozległ się jej głos.
- Kim jesteś? - spytałem, nie odrywając wzroku od Hofferson.
- Jestem Olse, strażniczka Valhalli, jedna z Walkirii samego Odyna - przedstawiła się, lekko dygając na prawej nodze. Popatrzyłem na nią, a po twarzy znów popłynęła słona ciecz.
- Nie jestem Smoczym Jeźdźcem - rzuciłem. Zaśmiała się lekko, a jej zielono-niebiesko-złota szata zakołysała się delikatnie. - Z czego się śmiejesz? - zdenerwowałem się jej zachowaniem. Dla mnie to okropna chwila. Chciałbym w spokoju pochować Astrid, a nie słuchać jakiejś Walkirii.
- Jesteś Smoczym Jeźdźcem - odparła rozbawiona.
- Nie jestem. Jak mam być Smoczy Jeźdźcem, skoro nie mam przy sobie najlepszego przyjaciela? On odszedł i mnie zostawił, przeze mnie umarł, a ja nie mogę go spotkać i zostaję wysłany na ziemie. Nie chce już żyć, rozumiesz?! - wykrzyczałem to wszystko co mi leżało na sercu. Oparłem bezsilnie głowę na ciele blondynki, wtulając się w nią. Była chłodna, co przynosiło mi ukojenie. Czekałem na odpowiedź Olse.
- Smoczym Jeźdźcem byłeś zawsze i nigdy nie przestaniesz nim być - odpowiedziała, kładąc mi rękę na ramieniu. Uśmiechnęła się, a po chwili zniknęła tak szybko, jak się ukazała. Nie wiedziałem co to w ogóle było za spotkanie.
- Och Astrid... - mruknąłem, biorąc na ręce jej kruche ciało. Delikatnie położyłem ją na łódce. Dotknąłem jej zimnego policzka, zamykając oczy. Samotne łzy powędrowały przez moją twarz i spadły na rany blondynki. Przytuliłem się do jej włosów.
- Gdybym wiedział wcześniej, nigdy bym to tego nie dopuścił - ledwo co mogłem mówić. Wszystkie słowa sprawiały mi niemiłosierny ból. Wiedziałem, że muszę się z nią pożegnać, ale pragnąłem tego w ogóle nie robić. Nie chcę by mnie opuściła, bo to znaczy, że wszystko się skończyło. Nie ma już nic, ani jej ślicznego głosu, ani niesamowitego spojrzenia. Umarła, odeszła. Zostawiła mnie, rodzinę, przyjaciół i plemię. Nie zasługiwała na taką śmierć. Oddała życie swe by mnie ratować, a ja? Nie potrafię zrobić tego samego dla niej, dla nich. Byłem najgorszym człowiekiem na ziemi. Z mojej winy odeszły do Thora dwie najważniejsze osoby. Odynie, błagam, pozwól mi iść za nimi.
Gdy nadeszła ta ostateczna chwila pożegnania, załamałem się. Nie było teraz żadnej osoby, która umiałaby mnie wesprzeć, pomóc. Gdy Szczerbatek umierał była ze mną Astrid, a gdy Astrid odchodzi nie ma już nikogo. Zostałem tylko ja.
Ostatni raz uścisnąłem jej ciało. Lewą ręką przejechałem po jej ciele, mając nadzieję, ze kiedyś jeszcze je zobaczę. Serce rozrywało mi się na kawałki, wiedząc, że już do mnie nie wróci. Ale postanowiłem być silny, dla niej, dla Szczerbatka, dla samego siebie. Pochyliłem się nad jej twarzą, lekko muskając jej wargi. Były zimne, ale nie chciałem przerywać tego pocałunku. Pomagał mi przezwyciężyć smutek i żal. To tak jakby duch Astrid mi pomógł. Przez jeden, wspaniały pocałunek.
Oderwałem się od niej, schodząc na ląd. Zanim puściłem łódź w pełny ocean, przygotowałem sobie niewielkie ognisko i strzałę. Po niespełna kilku minutach, silno odepchnąłem mały statek z blondynką. Wdrapałem się na klif, z którego dobrze widziałem wolno oddalającą się łódź z Hofferson. Znów ten sam ból, pomyślałem, przypominając sobie pogrzeb Mordki. Odetchnąłem i wziąłem do ręki strzałę.
- Nie byłem nigdy idealny, nienawidziłem cię z całego serca, szczerze chciałem już nigdy cię nie zobaczyć. Lecz teraz w przeciągu tych dwóch lat nie potrafię przestać o tobie myśleć. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie bardzo ważna. Nie umiem teraz stwierdzić czy naprawdę cię kocham, czy tylko uważam za przyjaciółkę. Byłaś obok mnie w trudnych chwilach, wspierałaś, pomagałaś i pocieszałaś. Przytuliłaś gdy było trzeba i uśmiechnęłaś się. Niestety już więcej tego nie zrobisz, a to tylko z mojej głupoty. Gdybym nie uciekł z Berk, gdybym nie zostawił cię u Drago, gdybym od razu zabrał cię do domu, dalej byś żyła... Wybacz mi, Astrid - powiedziałem, zapalając strzałę i wysyłając ją głęboko w ocean, gdzie trafiła prosto pod blondynkę. Łódź w mig zajęła się ogniem i znikała mi z oczu w gęstej mgle. Podszedłem do krawędzi klifu, z rozdartym sercem wpatrując się w morze, usilnie zatrzymując obraz jej twarzy, ciała w głowie. Po moim policzku spłynęła pojedyncza, samotna łza.
- Jesteś wiatrem, jesteś wodą, jesteś słońcem, jesteś sobą - będziesz kawałkiem mojego życia już do końca...
~*~
Myślę, że choć trochę tęskniliście, ale już powracam z rozdziałem.
(chyba się zaraz popłaczę przez ten rozdział)
Dedykuję go:
- SmileLife - Zapraszam na jej blogi: jeden i drugi.
- Chitooge K. - I tu też: blog.
Dziewczyny dziękuję za wsparcie i pomoc. Kocham Was <3
Mam ogłoszenie do moich czytelników:
Ci, którzy nie skomentowali mojego bloga ani razu zmuszą mnie do tego, żeby blog był tylko dla osób, które zaproszę! Niestety jest dużo osób, które czyta no bo ej, skąd byłoby tyle wyświetleń, a nie komentuje. Ten blog wyznaje zasadę: Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! Więc ci, którzy nie skomentują tego rozdziału, potem nie będą mieli już szansy na przeczytanie go ani dalszych rozdziałów. Czas na komentowanie (tego rozdziału) macie do 11 sierpnia, potem blog będzie tylko dla zaproszonych. No chyba, że ten post skomentuje więcej jak 10 osób to blog będzie funkcjonował tak jak dotychczas. :)
thanks you very much guys and I love yoou <3
~ SuperHero *.*
PIERWSZA ♥.♥
OdpowiedzUsuńA jednak to zrobiłaś... zabiłaś ją! Jestem wściekła, zła a jednocześnie szczęśliwa i wielce wzruszona. Jej śmierć to tak jakby koniec przygód wielkiego Czkawki ale... jest coś co jeszcze trzyma mnie w nadziei. Czkawka w końcu umrze i spotka As w Valhalli. Jednak to w jego przypadku może nastąpić bardzo późno. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić kolejnych rozdziałów bez jej wielkiego wsparcia wobec Czkawki, tego smutku i bólu, który przeżywała i tej miłości, która w niej rozkwitała. Boli mnie to, że jej nie będzie, mojej kochanej As. Zatrzymują Czkawkę na ziemi jakby nie pozwalali mu spotkać się z najbliższymi. Ze Szczerbatkiem i z Astrid. Na ten rozdział czekałam ponad tydzień i do końca nwm czy się zawiodłam czy jestem tak oszołomiona dumą, która mnie rozpiera. Jestem wzruszona i pełna podziwu. Czkawka nadal nie potrafi uświadomić sobie co do końca czuje do As ale widać, że już mu bliżej niż dalej do prawdy. Nie rozumiem czemu Olse przerwała mu podczas pochówku. Nazwała go Smoczym Jeźdźcem jakby miało mu dodawać więcej otuchy i nadziei. Moim zdaniem oznaczało to wielki powrót Szczerbatka i nowa wielka misja, która ma na celu zniszczeniu wroga numer jeden. To przez Drago tak wszystko się potoczyło lecz jednak... As zrobiła głupotę. Wystarczyła jedynie chwila. Maluteńka chwila, która mogłaby zmienić wszystko. Jednak to twoja koncepcja i ją szanuje. Czuje, że ich śmierć zapoczątkuje wielki powrót Jeźdźca do domu. Młodzi wikingowie na Berk jak widać zaczynają tęsknić i czuć ten brak kruchego ciała syna wodza Berk. Zrozumieli, że gdy byl na wyspie jakoś to wszystko funkcjonowało ale gdy odszedł wszystko zaczęło sie sypać. Pyskacz poczuł dumę z tego co dokonał. A dokonał on wielką rzecz, która na pewno coś zapoczątkuje.
UsuńEmocje mną szargają i nadal nie wiem co mam myśleć. Wiem tylko tyle, że jest to napisanie perfekcyjnie. Wzruszyło mnie to do łez choć rzadko co tak na nie działa. Jestem pełna podziwu. Oby ta dalej.
Bardzo dziękuję za dedyk. Jest mi bardzo miło z tego powodu. Dziękuję też za darmową reklamę mojego bloga. To dla mnie wiele znaczy. Przy okazji bardzo podoba mi się nowy wystrój twojego bloga. Nadaje on temu wszystkiemu taki głębszy sens.
Kocham ♥
Jestem wzruszona i pełna podziwu twoim talentem kochana ♥
Czekam na dalsze losy Czkawki :*
Melduje sie! Jestem jestem;) Rozdzial cudowny nk ale prosze cie powiedz, ze Astrid jednak jakims cudem przezyje czy cos!
OdpowiedzUsuńZarąbisty, cudowny, smutny do łez itp., itd. ROZDZIAŁ! Aż się popłakałam... Czekam na dalsze losy i tą wojnę Czkawki :*
OdpowiedzUsuńWyjełaś mi to z ust :) Też czekam na tą wojnę.....
UsuńRozdział super i wzruszjący... Jak czytałam to płakałam... (omg jakie rymy xD) Czekam na ciąg dalszy ^^
OdpowiedzUsuńWspaniały next, tylko szkoda astrid :(
OdpowiedzUsuńZa dużo łodzi, za dużo płonących strzał, za dużo pogrzebów, za dużo śmierci, za dużo uczuć, za dużo talentu. Czy ty myślisz, że ja przeżyje tę kombinację? "Kickin' It" zmieniło mnie z bezdusznego potwora w ckliwą dziewczynę, która łatwo się wzrusza. Szczególnie po przeczytanie jednej z książek Nicholasa Sparksa, którego ubóstwiam, ale to już zupełnie inna historia. Skupmy się na tej. Po pierwsze, nareszcie zrozumiałam poprzedni rozdział, dla mnie był trochę niejasny, teraz jest całkowicie okej. Po drugie, śmierć Astrid, o dziwo nie bolała mnie bardziej niż śmierć Szczerbatka czy śmierć Czkawki, ale jednak, uśmierciłaś ją, odebrałaś nadzieję na wieczną miłość i szczęśliwe zakończenia Smoczego Jeźdźca, As i Smoczego Jeźdźca Juniora... cóż, zdarza się. To przepiękna historia o poświęceniu dla miłości i dla dobra, nawet jeśli tym poświęceniem poświęciłaś szczęśliwe zakończenie *jakkolwiek brzmi ich parring*, było warto.
OdpowiedzUsuńNie muszę chyba wspominać, że zabiłaś mnie opisami, to u ciebie żadna nowość. Podziwiam cię za wytrwałość w pisaniu i regularne dodawanie rozdziałów, (uwaga, za chwilę zacznę się nas sobą użalać). Ja przez durną kilkumiesięczną blokadę, cofnęłam się ze wszystkim, nie pierwszy raz, ale jednak. A moja druga rocznica bloga i brak notki zdołował mnie tak, że sięgnęłam dna. Ale przynajmniej dobre to, że nawet na dnie mogę czytać cudowne dzieła młodych artystów.
Eee... No, kobieto, zaszalas! :D
OdpowiedzUsuńChyba naprawdę chcesz abyśmy popadli w depresję, prawda? Kurde, czemu As musiała tak skończyć? Przecież i tak za dużo wycierpiala. Straciła wszystko, nawet życie. Nie mówiąc, już o Czkawce, który powinien iść po jakieś antydepresanty czy coś :/
Piękne opisalas targające nim uczucia. Po prostu cudownie. I Ty mi gadasz, że powinnaś się ode mnie uczyć pisania. No chyba żartujesz. To ja powinnam ukraść Twojego talenta xD Po prostu wszystko wyszło tak przytlaczajaco,że normalnie aż serducho pęka. Na dodatek ten rozdział przypomina mi o mojej kochanej książce :/.
To było po prostu genialne. Kochana, ja już nie mam pojęcia, co napisać. Jestem MEGA dumna z Ciebie za takie postępy. Jak widać, urlop się przydał, bo wena wróciła z potrójną siłą :).
Wiesz co, mam takie dziwne wrazenie, że to jeszcze nie koniec ani Szczerbatka ani Astrid. Coś mi mówi, że jeszcze namieszasz ;)
No mam nadzieję, że tak będzie.
Chciałam dodać jeszcze to, że uczucia Czkawka tak nagle " wyszły w praniu". No bo jednak nienawidził jej. A teraz stała się bardzo ważna częścią jego życia. I nadal będzie. Tak jak Szczerbatek. Podobało mi się również to, że nie było to przesadzone z tym, że Czkawka nadal nie wiedział czy ją kocha. To było realistycznie i normalnie pekam z dumy, bo większość blogów inaczej by się skończyła typu As cudownie ożywa i miłość Hiccstrid az po grób. U Ciebie tego nie ma, ale jest wspaniałe realistycznie i za to chylę czoła, bo jesteś tego warta.
Bałagan, nie kończ pisania nigdy. Bo jak będziesz pewnego dnia wydawać swą książkę, nie zapomnij o pewnych znajomych, żeby dedykowac im tę książkę xD.
Dziękuję za udostępnienie moich blogów. Jesteś cudowna! :D
Czekam na nn z ogromną niecierpliwością :)
Roździał jak zwykle jest ..... NIESAMOWITY ! Jak czytałem to miałem łzy w oczach...... Prosze o to żeby blog funkcjonował tak jak wcześniej . Plissssss !!!!
OdpowiedzUsuńSiemka laska :*
OdpowiedzUsuńNo i jestem 11 hehe :* Masz ponad 10 a bd jeszcze więcej :* Wierzę w to, ja to wiem!!
Kocham Cię najbardziej na świecie, KOCHANA :*
Rozdział, jak dla mnie 200 na 100 :D
Bardzo spodobał mi się fragment : " Nie będzie to idealny statek, a tylko mała łódka, specjalna dla najważniejszej dziewczyny w całym moim krótkim i nędznym życiu." To aż chwyta za serce, piękne są te słowa :*
Ubóstwiam Cię po protu, mała :*
Jesteś the best!!!!
Genialny rozdział, kochana :D
I nie tylko serce Czkawki zostało rozdarte, ale również moje! :( Tak mi się smutno zrobilo, gdy czytałam ostatnią scenę. On stracił wszystkich bliskich !
Został sam :( Nawet nie wiesz jak mi go szkoda ;/
Pasuje tutaj cytat z piosenki Dżemu "Najgorzej w życiu to samotnym być" :( I niestety to prawda, która tak boleśnie dotyka Czkawki...
dawaj mi tu następny rozdział!
W twoich postach nigdy, ale to NIGDY nie brakuje akcji! Biję Ci za to pokłony.
jesteś wielka, kochana :*
Kocham cię, wiesz o tym ? Moja Kasia <3<3
Ja tu rycze przez ciebie! A rozdział jak zwykle świetny ; )
OdpowiedzUsuńEj Ej Ej nie rób tego nie no żartuje rozdział świetny
OdpowiedzUsuńLove#James#Lena
sorry że tak się podpisuje ale to jedyny mój podpis
Super notka :* Zapraszam doo mnie :)
OdpowiedzUsuńja tak tylko szybciutko, szlochać chwilę nad Twoim genialnym stylem pisania. serio, kobieto. oddaj mi trochę. bardzo lubię Czkawkę (kto by go nie lubił?), kurka, najpierw okazuje się bezuczuciowym chamem, a później jednak dobrym facetem, któremu odebrano wszystko. dosłownie.
OdpowiedzUsuńzero słodyczy. tylko wojna, cierpienie. pokazałaś Astrid i Czkawkę w brutalnej sferze uczuć, przez co płaczę jeszcze bardziej.
Czemu najpierw Szczerbatek potem. Astrid rycze ;( i Astrid i Czkawka nie będą razem ;( czyli zanosi się na koniec opka ???
OdpowiedzUsuńJak mogłaś to zrobić rycze :'(
OdpowiedzUsuńHej, kochana :*
OdpowiedzUsuńDługo mnie już tu nie było i bardzo za to przepraszam. Moje życie osobiste przybrało ostatnio jednak dość ciemnych kolorów i dopiero teraz, powoli udaje mi się wyjść na prostą. Nie chodzi może tutaj o samą mnie, a o moich bliskich, jednak co dotyczy ich, dotyczy również ich. Takie mam zasady i ich będę się trzymać.
Przechodząc jednak do rozdziału :
Uwielbiam fragmenty pisane z perspektywy chłopaka - Czkawki. Dla mnie są one najtrudniejsze, dlatego sama ograniczam je do zera. Tobie wydaje się to jednak przychodzić z łatwością, jakby twoje palce pisały same, a twoja głowa posiadała wszystkie informacje świata. I to jest komplement ! Aż mam ochotę się od ciebie uczyć ! :))
Ślicznie opisałaś emocje. Żal, smutek, rozpacza. Tyle się tutaj dzieje ! Aż mi się łezka zakręciła w oku i myślałam, że się popłacze. Jestem z natury bardzo emocjonalna więc wyobraź sobie tylko co zrobiłaś mi śmiercią Astrid. Ta biedna, dzielna dziewczyna na to nie zasłużyła i szczerze... do końca miałam nadzieję, że jednak się obudzi na tej łodzi. A już zwłaszcza w tedy, kiedy on ją pocałował. Byłoby jak w Śnieżce ! :)) Muszę to chyba jednak przeżyć i jakoś pogodzić się z tym co się stało. Jestem bardzo ciekawa co wymyślisz dalej ! I co będzie z Czkawką, który stracił kolejną osobę !
Kto to do cholerci jest Thor? Może coś przegapiłam, ale no nie wiem... A to imię powtarza się już któryś czas i jest nawet w kilku historiach, a ja nadal nie wiem.. Kojarzy mi się jakoś superbohater z młotem, ale to chyba nie to (?)
Smok, który paraliżuje .. Z czymś takim się nie spotkałam, a jako, że mam młodszego brata za dawnych czasów oglądało się to i tamto. Ciekawy wątek. Naprawdę ! Bardzo chce zobaczyć co będzie dalej z tym potworem. Mam bowiem wrażenie, że nie będzie to nic dobrego.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział !
Ściskam ! :**
Przy okazji chciałam Cię zaprosić do siebie. Było by mi niezmiernie miło gdybyś wpadła i powiedziała co uważasz :))
http://fifty--days.blogspot.com/
Zapraszam na rozdział :) http://one-people-change-everything.blogspot.com/2015/08/17-don.html?m=1
OdpowiedzUsuńI'm crying :(
OdpowiedzUsuńEeej ona nie może umrzeć ;cc aaaaa miało być tak pięknie! :3 przypomniała mi się skądś ta nuta, zresztą nieważne xd rozdział smutny ale pełny w całej swojej krasie myślę że to z tym jeźdźcem ma coś wspólnego z Mieczykiem i tym smokiem. Może Czkawka go ocali? Sama już nwm. Może Czkawka wybierze tego smoka na następcę Szczerbola? :3 tak by mogło być, podobają mi się Szeptozgony, serio *-* gdybym mieszkała na Berk, to takiego smoka bym chciała mieć xdd ale dość o mnie, masz talent kochana i piszesz coraz lepiej,jestem dumna :3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń
UsuńOd 18 do niniejszego rozdziału zły nie przestały napływać do moich oczu co utrudniało Mi czytanie. Poruszyło Mnie Twoje opowiadanie a cytaty z pamiętnika Czkawki są jak poezja. Opowieść o zwykłym chłopaki co zaprzyjaźnić się że smokiem i ucieka z wyspy. To zdanie brzmi banalnie. Nie każdy potrafi zrobić z tego zdania opowieści która doprowadza do łez. Nigdy wcześniej nie trafiłam na tak pięknie napisany, smutny i poruszający blog. Jestem pod wrażeniem.