SOUNDTRACK
"To twoja ostatnia wojna. Przygotuj
się na spotkanie z ostrzem, broń swoich, pamiętaj o możliwym braku
powrotu"
Wszyscy walczyli zaciekle.
Śmiercionośna broń
przecinała powietrze, a niekiedy ludzkie ciała, jak zahipnotyzowana. Idealnie
trafiała w wycelowany punkt, pozbawiając kogoś życia. Krew lała się wręcz
wszędzie, a potężne trupy gęsto ścieliły mokry piasek. Jednak nikt nie
przejmował się jeszcze zabitymi, na wszystko przyjdzie pora. Teraz
najważniejszym było, aby przegnać raz na zawsze wrogów z ukochanej wyspy, lub
wypełnić wolę wodza i wyrżnąć bogom ducha winny lud.
Czkawka jako
jedyny walczył z lekkim uśmiechem na ustach.
Żył.
Naprawdę czuł, że
żyje, tak jak zawsze pragnął. Nie chodziło tylko o przeżycie pułapki Dagura
samo w sobie. Chodziło o to, co właśnie robił. Po raz kolejny bronił swojego
rodzinnego domu i czuł się z tym najlepiej na świecie. Niczego innego tak nie
pragnął, jak obronić wikingów, których opowiedział się przywódcą. Oczywiście
wiedział, że po walce nastąpi kolejne pożegnanie i już na pewno odleci z
przyjacielem daleko poza krawędź świata – a przynajmniej do momentu, gdy
Wandale znowu będą potrzebować jego pomocy. Bo skoro on, Smoczy Jeździec,
obiecał być ostoją dla swojej rodzinnej wyspy, przyrzeczenia zamierzaj
dotrzymać, tak długo jak tylko zdoła.
Odparował kolejny
cios, wbijając Piekło, aż po samą klingę w ciało jakiegoś Berserka. Ciemna
ciecz chlapnęła na jego spodnie, co przyjął z udręczonym westchnieniem.
- To były moje
ulubione – jęknął po smoczemu do walczącego obok Szczerbatka. Smok tylko
spojrzał na niego z dezaprobatą – No co? Będę je musiał znowu prać!
- Astrid ci
wypierze – zaśmiał się łuskowaty gad, a na jego mordce wykwitł szyderczy
uśmieszek. Czkawka wlepił w niego spojrzenie pełne niedowierzania, ale jego
umysł zajął się postacią blondynki.
Płakała.
Nie mógł za długo
na nią patrzeć, bo by pękło mu serce. Ale rozumiał ją. Na pewno nie czuła się
wspaniale, po tym jak uratował ją od śmierci, przyjął jej karę i pozwolił na to,
czego tak bardzo pragnęła – na ucieczkę. W końcu miała jakieś uczucia.
Przekonał się o tym chyba najbardziej ze wszystkich. To ona pierwsza otworzyła
przed nim serce, pragnąc odwzajemnienia, którego Haddock nie mógł jej dać.
Dlatego, również jak nikt inny wcześniej, rozumiał jej płacz i to, co chciała,
aby się urzeczywistniło.
Chciała, aby
Czkawka po prostu żył.
Niepewny zerknął
za siebie w poszukiwaniu burzy blond włosów. Zobaczył ją z determinacją na
twarzy, jak wbiła topór w ciało wroga. Przyjrzał się jej ulubionej broni,
przypominając sobie, że pierwszy, ten najważniejszy topór Astrid był u niego na
Smoczej Wyspie i został zabrany przez Drago. Cień smutku przemknął po jego
twarzy. Chciał móc cofnąć czas, aby go odzyskać i ponownie podarować go Astrid.
W końcu to on, kilkanaście lat temu, zrobił go na polecenie Pyskacza. Blondynka
o tym nie wiedziała, gdyż brunet wtedy za bardzo bał się jej reakcji. Ale teraz
był w stanie poruszyć niebo i ziemię, żeby go odzyskać i zwrócić go
właścicielce.
Przy Astrid
dzielnie walczyła też Megara i chłopak zajął umysł osobą swojej młodszej
siostry.
Młodsza siostra.
Czuł się z tym
dziwnie. Że jego siostra to właśnie Megara. Spędzili ze sobą tyle czasu,
traktując się jak przyjaciele, może czasami jak rodzeństwo, ale nie wiedzieli,
że naprawdę mają prawo nazywać się bratem i siostrą. Los jak widać potrafił
naprawdę zaskoczyć. Informacja, że to Meg, sprawiła iż Czkawka nie musiał już
latać po całym Archipelagu i szukać dziewczyny z tym samym nazwiskiem. Nie miał
za wiele wskazówek, ale jego doskonały umysł podpowiadał mu, gdzie powinien
szukać odpowiedzi. Znalazł je w pamiętniku swojego dziadka. Odkąd tylko
przeczytał kilka wersów, wbiły mu się do głowy na wieczność.
"Valka urodziła drugie dziecko.
Dziewczynka. Tak się cieszę, że Czkawka będzie miał siostrę, ale widzę również
niepokój Valki. Tak samo i Stoika. Coś nadciąga. Boję się o nasz klan. Bogowie
módlcie się za tą nowonarodzoną Wandalkę, Megare Haddock"
Było dla niego
jasne, że dziadek nie mógł kłamać. Tym samym potwierdził swoje przypuszczenia.
W końcu to nie mógł być przypadek, że spotkali się jeszcze w czasach, kiedy
byli dziećmi, później gdy stracił Szczerbatka i Astrid, aż do momentu, gdy
rozstali się na Smoczej Wyspie, aby Meg mogła odnaleźć rodzinę, której cząstkę
miała cały czas przy sobie.
Znów się
uśmiechnął. Pomimo straty ukochanej matki i ojca, który na końcu oddał za niego
życie, miał niezastąpionego przyjaciela, siostrę, może i nawet przyjaciół oraz
lud, któremu przewodził. Nigdy nie pomyślał, że zdobędzie, aż tyle na rodzinnej
wyspie, gdyż był przekonany, że po wieczność będzie tylko pośród smoków z
wiernym towarzyszem. Widocznie bogowie od samego początku mieli na niego inny
plan.
Odparował
nadchodzący cios ponownie pozbawiając życia jakiegoś Berserka. To było nawet
smutne. Dla chorych ambicji i rządzy zemsty wodza, niewinni wojownicy tracili
życie oraz zdrowie. Wiedział, że musi to przerwać. Cenił życie smoków nad
własne, ale o życiu ludzkim również nie zapomniał – też było dla niego ważne.
Zamierzał bronić życia swoich ludzi, ale nie chciał zapominać o swoich
przeciwnikach, którzy tylko wykonywali jakiś durny rozkaz.
Swoim zielonym
spojrzeniem wyszukał Dagura. Był pewny, że jeśli zabije przywódcę, walka
zostanie wstrzymana, a on pozwoli Berserkom wybrać: albo złożą broń i odpłyną
do domu, albo zginą z ręki Wandali. Nie pragnął zakładników czy niewolników.
Potrzebował od nich aktu odwagi i chęci do życia, aby być pewnym, że może
zapewnić Wandalom spokojne zakończenie wojny.
Zabił jeszcze
kolejnego mężczyznę, kiwając głową w stronę Szczerbatka, aby pokazać mu swój
cel. Smok w mig zrozumiał i od razu rozpoczął torowanie przyjacielowi drogi do
Szalonego. Czkawka odetchnął głęboko, mocniej zaciskając palce na Piekle.
To koniec, Dagur.
Ruszył szybkim
krokiem, wiedząc, że nie musi przejmować się nacierającymi na niego
nieprzyjaciółmi, gdyż Szczerbatek skutecznie go osłaniał. Znów byli jak
jednoosobowa armia. Znów walczyli ramię w ramię w obronie Wandali. Znów mogli
zmieniać świat.
Był zaledwie kilka
metrów od Dagura, kiedy powietrze przecięła ostra strzała, trafiając w jego
prawy bark. Siła uderzenia powaliła go na kolana, a eksplozja bólu wybuchła w
całym ramieniu Czkawki. Zagryzł zęby, czując obficie wypływającą krew. Na
chwilę zignorował całą walkę, aby zebrać się na tyle, by móc wyjąć z siebie
strzałę. Nie zauważył nadbiegającego Berserka, który dostrzegł jego chwilową
przerwę w potyczce. Mężczyzna wyciągnął nad głowę swój topór, gotowy aby wbić
go w ciało bruneta. Zamachnął się.
Odgłos stali
uderzającej o stal rozległ się tuż nad Haddockiem. Momentalnie podniósł wzrok
na Astrid, która swoim toporem trzymała ten Berserka, powstrzymując go od
zabicia chłopaka.
- Zmęczyłeś się? – zapytała ironicznie, wkładając jeszcze
więcej siły w starcie z wrogiem. Jej mięśnie zadrżały, ale udało jej się
odepchnąć przeciwnika. Szybko zerknęła na Czkawkę i strzałę – Nikomu nie
pozwolę cię tknąć! – wrzasnęła, zagłębiając ostrze broni w Berserku, który
wcześniej zaatakował bruneta. Wojownik padł na ziemię bez życia.
Czkawka uśmiechnął
się i błyskawicznym ruchem wyciągnął drewno z barku. Stanął przy Astrid,
opierając się na niej ramieniem i obrzucając zielonym spojrzeniem toczącą się
bitwę. Jego krew kapała na jej ubranie.
- Chciałabyś.
Prychnęła, ale
złośliwy uśmieszek zawitał na jej umorusaną brudem i szkarłatną cieczą twarz.
- Masz mi wiele do powiedzenia, mój drogi.
- Czyżby?
- No jasne – przywaliła jakiemuś młodemu chłopakowi w twarz,
skutecznie go unieruchamiając – Myślałeś, że tak sobie bez niczego odlecisz po
bitwie?
Udał, że drapie
się po karku, zastanawiając się nad opowiedzią.
- Tak?
- To było pytanie?!
- Zależy jak na to spojrzysz – wyszczerzył się, wymachując
Piekłem tuż nad głową blondynki, aby zabić wojownika z wyciągniętą włócznią w
kierunku Hofferson. Tym samym przysunął się do Astrid tak, że niemal stykali
się nosami – Milady.
Dała mu z pięści w
brzuch, przez co się odsunął.
- Nie denerwuj mnie Haddock – warknęła, ale z szerokim
uśmiechem złapała go za sprzączkę przy szyi. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Czkawka
nachylił się szybko, dając jej buziaka w usta.
Z zawadiackim
uśmiechem powrócił do pozycji pionowej. Astrid od razu się zarumieniła.
- Nie umieraj, As.
I już pognał w
stronę swojego poprzedniego celu. Krew w jego żyłach wrzała, bo teraz nic nie
stało mu na przeszkodzie.
Nie spodziewał się
tylko jednego.
Nim zdążył
skrzyżować Piekło z walczącym Dagurem, rozległ się długi, przerażający krzyk
oraz ryk. Czkawka znieruchomiał, gdyż doskonale znał ten głos. Zobaczył jak
Szalony odwraca się ku niemu, aby z uśmiechem zwycięzcy zadać cios. Brunet go
zablokował, ale nie musiał się bronić, gdyż rudowłosy opuścił miecz z
zadowoleniem obserwując to, co się działo za plecami Czkawki. Haddock również
ułożył Piekło wzdłuż ciała, a na polu bitwy natychmiast zaległa przejmująca
cisza. Zacisnął pięści, bo tak cholernie nie chciał się odwrócić.
- Przegrałeś – wysyczał wódz Berserków, przechodząc na około
chłopaka, aby ten również się odwrócił. Czkawka ze łzami w oczach obrócił się,
aby zobaczyć, jak sługi Dagura trzymają związanego Szczerbatka i Astrid.
Obydwoje szarpali się, lecz zaraz ku ich szyjom wystrzeliły miecze oraz topory,
gotowe do uderzenia. Równocześnie popatrzyli na Czkawkę.
Za jakie grzechy, Odynie?
Wściekły do granic możliwości brunet
wycelował Piekłem, którego ostrze otaczały tańczące płomienie, w uśmiechniętego
wodza. W jego spojrzeniu, które natychmiast zrobiło się dwa razy ciemniejsze
można było dostrzec jedynie chęć mordu na Berserkach. Na Dagurze.
- Puść ich, jeśli ci życie miłe – rzucił przez zęby,
skupiając całą swoją uwagę na Szalonym.
Wojownik roześmiał
się.
- Zabawny jesteś – mruknął, gdy się uspokoił. Po chwili
pstryknął palcami, a zza burty wszystkich łodzi wystrzeliły postacie z gotowymi
do oddania strzału kuszami. Było ich tak wielu, że bez problemu zdjęli by
wszystkich walczących Wandali za jednym zamachem. Czkawka poczuł ukłucie
przerażenia.
Naprawdę przegrał.
Dagur wydawał się
być z minuty na minutę coraz bardziej zadowolony z siebie.
- Oczywiście to się nie musi tak skończyć – zaczął,
swobodnie chodząc po krwistej plaży – Możesz bez problemu ocalić wszystkich
ukochanych mieszkańców, bo jak zapewne się spodziewasz, moja armia jest nie
tylko tu na plaży, ale również w osadzie i tajemnych schronach pod Twierdzą, i
głęboko w lesie, gdzie pod okiem ma przyszłe pokolenie Wandali i to, co już
dawno powinno sczeznąć. Tak więc nie masz wyjścia.
Jeździec był
ciekawy tylko jednego. Jakim cudem Dagur wiedział o kryjówkach na Berk?
- Pewnie się zastanawiasz, skąd wiem – powiedział rudowłosy,
jakby czytając Czkawce w myślach. Zaczynało go to już mocno wkurzać – To całkiem
proste. Zdrajca. Mówi ci to coś?
Brunet nie
dowierzał. Kto byłby na tyle podły, aby zdradzić Berk? Aby zdradzić Stoika, bo
patrząc na to, jak bardzo Szalony był przygotowany do tej bitwy, planował ją od
dłuższego czasu, więc miał te informacje od dawna.
I jakby na
odpowiedzi myśli chłopaka do Dagura podszedł Pleśniak, ubrany w cichy podobne
do tych Berserków.
- Witaj wodzu Berk – zaśmiał się gardłowo, na co Czkawka
wzruszył ramionami.
- Ciebie to się akurat spodziewałem – mruknął, znudzonym
tonem – Nawet wyglądasz tak paskudnie jak zdrajca.
Byłemu Wandalowi
na chwilę odjęło mowę.
- Tak, i nawet nie chcę słyszeć twojego powodu – machnął
ręką, sprawiając, że sensacja z jego zdradzieckiego aktu opadła do zera –
Możesz spadać. Z resztą, za chwilę i tak cię zabiję, więc co za różnica, po której
stoisz stronie?
- Jesteś wyjątkowo pewny siebie, jak na osobę, która
doskonale zdaje sobie sprawę z przegranej pozycji – odezwał się Szalony –
Naprawdę myślisz, że wygrasz? Chłopaku, na jedno moje skinięcie i zginie cały
twój lud. Jesteś, aż tak głupi?
- Nie tak jak ty – rzucił lekko od razu, choć wewnątrz
Czkawka trząsł się ze strachu o życie wszystkich mieszkańców. Nie miał nawet
zalążka planu jak wykaraskać się z tej beznadziejnej sytuacji, a co dopiero
mówić o pokonaniu Dagura i jego licznej armady. Jednak postanowił się tym na
chwilę nie przejmować. Wierzył, że bogowie im pomogą – Ale nieważne. Wracając,
masz jakąś ofertę, prawda? Zamieniam się w słuch.
- Świetnie – powiedział pod nosem przywódca Berserków.
Podszedł bliżej Szczerbatka i Astrid, i przyłożył miecz do szyi blondynki.
Haddock ruszył do przodu z gniewem oraz niepokojem o życie tej dwójki, lecz
zatrzymało go dwóch wojowników, łapiąc go za ramiona i przykładając mu miecze
do pleców – Będą cię pilnować, abyś nie zrobił niczego głupiego. Wracając, możesz
bez problemu uratować swój lud. Jedno z nich: dziewczyna albo smok, zginie,
poświęcając się za całą resztę. Do ciebie należy wybór.
Czkawka otworzył szerzej
oczy z niedowierzania.
To się nie działo
naprawdę. Szczerbatek i Astrid. Jak mógł decydować o tym, które z nich zginie,
żeby Wandalowie mogli przeżyć. Ten wybór był ponad jego siły. Obydwoje byli dla
niego zbyt ważni, aby bez skrupułów skazać którekolwiek na śmierć. Jak okrutny
i bezwzględny był Dagur? Dobrze wiedział ile znaczy dla niego Szczerbatek i
Astrid. A teraz w ręku miał również cały klan, który wyrżnie jednym ruchem
dłoni.
Brunet spojrzał na
przyjaciela i blondynkę. Wiedział, że nie potrafi dokonać wyboru.
Wzrokiem wyszukał
Megarę, która stała niedaleko Szczerbatka. Dziewczyna również miała łzy w
oczach, bo czuła jego wielkie brzemię i trud wyboru. Chłopak w jednym
spojrzeniu przekazał jej wszystko, co od zawsze pragnął powiedzieć. Poczuł, jak
dwójka Berserków, końcem ostrzy kłuje go w kręgosłup, ponaglając do podjęcia
decyzji.
Kiedy spojrzał na
niebo zasnute ciemnymi chmurami, wymyślił. Spuścił po chwili wzrok na swoje
płomienne ostrze. W jego umyśle pojawiły się słowa, które otrzymał przed laty
podczas swojej przepowiedni.
"Los wystawi cię na
najważniejszą próbę lojalności i odwagi"
Czy to był ten
moment?
Zacisnął palce i
podniósł pełne łez oczy na Megarę. Ona już wiedziała. Z bólem kiwnęła głową,
zgadzając się na plan brata. Odwzajemniając jego spojrzenie, ostatecznie się z
nim pożegnała.
Potem spojrzał na
Szczerbatka i Astrid. Uśmiechnął się ciepło, na co obydwojgu łzy potoczyły się
po twarzach.
Przepraszam.
Wrócił spojrzeniem
na Dagura, który ze zniecierpliwieniem oczekiwał jego reakcji. Lecz wtedy stało
się coś czego nie przewidział.
Czkawka ryknął
głośno, niczym prawdziwy smok, na co odpowiedziało mu echo z głębi lasu.
Szalony ruszył ku niemu, ale było za późno.
- Teraz! –
wrzasnął i zmieniając położenie ognistego miecza, wbił go w siebie po samą
klingę. Słońce przedostało się przez gęste chmury, oblewając swym jasnym
blaskiem scenę śmierci bohatera Berk, Smoczego Jeźdźca.
- NIE! – Powietrze
przeszył krzyk Astrid.
Na znak Czkawki
Megara z pomocą Płomyka, który znienacka stąpił na pole bitwy, doskoczyła do
związanego Szczerbatka, przecinając jego liny. Smok gwałtownie wyrwał się,
strzelając plazmą wokoło, aby odpędzić nieprzyjaciół od Wandali. Na końcu
doskoczył do Dagura, przecinając mu skórę ostrymi pazurami.
Jednak zostawił
go, aby dostać się do swojego najlepszego przyjaciela, który leżał na ziemi z
Piekłem w ciele.
Wódz Berserków nie
poruszył się nawet o centymetr, gdyż obok niego zjawiła Astrid. Blondynka ze
łzami płynącymi po twarzy, bez mrugnięcia okiem, wbiła mu topór prosto w serce.
- To za Czkawkę, szmato!
W następnej sekundzie
już była przy chłopaku.
- Co ty sobie myślałeś, idioto? – warknęła, chcąc w
jakikolwiek sposób zatamować krwawienie. Zerwała kawałek swojej koszuli,
przykładając go do rany. Niestety materiał zbyt szybko przesiąkał krwią.
Haddock tracił swój czas. Złapał ją za dłonie.
- Hej, jest dobrze – mruknął cicho, czując jak dziewczyna
drży.
- Czkawka!
Megara dopadła do
jego prawego boku.
- Nie. Zostawiaj. Mnie!
- Będzie dobrze, sis – powtórzył. Kaszlnął, oddychając
ciężko – Kieruj Berk mądrze, proszę.
Brunetka złapała
go za dłoń, całując ją.
- Masz moje słowo, braciszku.
- Szczerbo, lećmy do domu – zwrócił się do przyjaciela, na
co blondynka od razu zareagowała.
- Nigdzie się nie wybierasz – szepnęła, wycierając twarz –
Tu jest twój dom.
- Astrid – Megara złapała ją za ramiona – Daj mu odejść.
- Nie pozwolę!
- As, po prostu leć ze mną.
Bez słowa położyli
go na grzbiecie Szczerbatka. Berserkowie, którzy stracili wodza, przerwali
walkę, a Wandalowie wpatrywali się w swoją jedyną nadzieję, która oddała za
nich swoje życie.
Wojna się
skończyła.
Astrid siedząc na
smoku, położyła głowę Czkawki na swoim kolanie. Odwróciła się na moment, aby
spojrzeć na klan. Wikingowie mieli łzy w oczach, więc spuścili głowy, aby
godnie pożegnać swojego wodza. Hofferson złapała sidło, dając znak
Szczerbatkowi do startu. Smok lekko odbił się silnymi łapami, po czym zniknął w
powietrzu, szybując w stronę zachodzącego słońca.
Wiatr ocierał łzy
dziewczyny, a ona nieustannie trzymała w dłoni rękę Czkawki.
Wylądowali na
plaży, na Smoczej Wyspie. Z pomocą smoka Astrid ułożyła bruneta na ziemi. Usiadła
obok niego, opierając się o Szczerbatka.
- Milady…
- Powiedz mi tylko jedną rzecz – przerwała mu płaczliwym,
rozdzierającym tonem – Dlaczego?
- Nie mogłem pozwolić wam umrzeć.
Szczerbatek
przysunął łeb bliżej twarzy jeźdźca. Chłopak przytulił się do wielkiej mordki
smoka.
- Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem, Szczerbatku.
Kocham cię.
- Ja ciebie też –
odpowiedział mu, płacząc jeszcze bardziej.
Brunet zwrócił
wzrok na blondynkę.
Astrid popatrzyła
mu głęboko w oczy, po czym nachyliła się, by go pocałować. Wiedziała, że to pożegnanie.
Oderwała się od niego dopiero po dłuższej chwili. Czkawka wyciągnął prawą dłoń,
aby kciukiem wytrzeć jej łzy.
- Twoje oczy nie powinny płakać, As – szeptał cicho – Kocham
cię.
Po czym zamknął oczy,
oddając swą duszę w ręce Valkirii.
Słońcu skłoniło
głowę Wielkiemu Smoczemu Jeźdźcy, a świat gorzko zapłakał.
Deszcz padał bez
ustanku.
~*~
wow, nie wierzę, że to
koniec, ale to prawda! ostatni rozdział kochani! to takie emocjonujące,
ahhh nie będę się rozwodzić, bo będzie specjalny post z
podziękowaniami, więc teraz czekamy tylko na epilog i definitywny koniec
<3
dobra, nie mogę się
powstrzymać,
DZIĘKUJĘ WAM!
~ SuperHero *-*